Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15  Next
AutorWiadomość
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#201PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyNie Paź 11, 2015 6:16 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Wszystko było skrajnie irracjonalne. To wszystko między mną a Danielem, to wszystko czym myślałem, że jestem, a czym naprawdę byłem. Kim byłem naprawdę? Na pewno nie kimś kto potrafił zmienić jakkolwiek świat siedząc w jednym miejscu i bezpiecznie unikając wszelkiej odpowiedzialności. Perspektywa angażowania przeraziła mnie zawczasu tak mocno, że nie potrafiłem przejąć nad sobą kontroli. Nie potrafiłem się postarać na tyle, by cokolwiek znaczyć. To prawda, że jestem wybrakowany. Wiele rzeczy we mnie nie działa w sposób taki, w jaki chciałabym żeby rzeczywiście działało. Nie jestem też w żadnym stopniu wyjątkowy. Sam w sobie jestem bardziej zwyczajny niż przeciętny człowiek. Wiele czasu zajęło mi więc zrozumienie, że to czyny jakich się podejmiemy czynią nas innymi. Potęga i władza zaś dają poczucie prawdziwej wyjątkowości. Właśnie tego chciałem przez całe życie? Władzy?
Kto by kurwa nie chciał, co? Każdy wolałby coś znaczyć.
A ja bym chciał, żeby oni wszyscy padli przede mną na kolana i cierpieli z każdym spojrzeniem w moim kierunku. Mógłby coś takiego osiągnąć? Pragnę móc.
Dyskomfort spowodowany chwilową utratą kontroli ustąpił drażniącemu poczuciu niespełnienia spowodowanego tak odległym w czasie marzeniu. Zacisnąłem dłonie w pięści, gdy schowałem je pod stołem. Wbite w blat mebla spojrzenie podniosłem na zobojętnianego mężczyznę i niemal zmarszczyłem brwi, kiedy to właśnie brak emocji okazał się być dla mnie tak nieoczekiwanym widokiem. Chyba nie tego spodziewałem się zobaczyć w tym momencie. Czego właściwie? Na pewno też nie współczucia.
W następnym momencie naprawdę zmarszczyłem brwi, lekko zmieszany. Emocje, których oczekiwałem odezwały się w oczach Daniela, jego głosie, sposobie artykułowania głosek, doborze słów. I w tym jak tym razem zgasił papierosa w popielniczce. Uśmiechnąłem się blado i znów wbiłem spojrzenie nieco odległych oczu w stół.
-W takim razie przepraszam jeszcze raz –wymruczałem pod nosem i rozluźniłem zaciśnięte pięści. Powinienem czuć ciepło i niemal tak było, gdy zorientowałem się, że wcale go tu nie ma, a to co aktualnie czuję to tylko echo poprzedniego uczucia, które zapamiętałem na tyle, by kazać własnemu organizmowi próbować je odtworzyć. Niemal uśmiechnąłem się szerzej. Nic nie jest stałe. Zwłaszcza te przyjemne rzeczy.
Daniel złapał mnie za szczękę i zwrócił ją ku sobie, mierząc wzrokiem swoje dzieło. Miał prawo się zdenerwować, a ja nie mam zamiaru płakać nad tym o co sam się prosiłem prowokując agresywnego Daniela. Swoja drogą –w pewnym momencie zarejestrowałem fakt, że facet już nie bierze żadnych prochów. Tym bardziej nie powinienem robić wyrzutów jemu, a prędzej samemu sobie.
Nijak nie skomentowałem tego, że chłopak poczuł się w obowiązku przyniesienia mi lodu, by złagodzić skutki swojego drobnego wybuchu. Właściwie nie musiał od razu raczyć mnie prawym sierpowym. Mógł po prostu też mnie spoliczkować. Niestety, sam Daniel jest nieco bardziej dosadny, co ma odzwierciedlenie we wszystkim co robi.
Z niewielką ulgą przyjąłem chłodny okład i pozwoliłem sobie nawet nie wyręczać Curtisa w zajmowaniu się sobą. To było miłe. Cały czas to robił. Znaczy, zajmował się mną. Opiekował pielęgnował, sprowadzał do parteru czasami i robił coś zupełnie odwrotnego, gdy sytuacja tego wymagała.
Tym razem znioslem jego wzrok ze spokojem i opanowaniem. Oddałem spojrzenie, równie wytrwale wpatrując się w oczy chłopaka. Trwało to parę chwil, nim Danny ponownie się odezwał, zupełnie zmieniając temat narzucający się się tak nachalnie nam obu. Daniel czasami był po prostu zbyt dobry.
To przeszłość, która minęła stała się tematem kolejnych wątpliwości mężczyzny. Nie wiedziałem czy naprawdę go tak to interesowało, czy może chciał upewnić się, że wtedy zawczasu sobie to uroiłem. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że coś tak niewielkiego mogłoby przytłoczyć chłopaka. W pewnym stopniu przytłoczyć.
-Nie jestem pewien czy chcesz słuchać tych wszystkich banałów o uczuciach –prychnąłem krótkim chichotem –No, ale skoro sądzisz, że pomoże ci to w rozwianiu wszelkich wątpliwości… –westchnąłem i  uniosłem dłoń, by położyć ją na tej Daniela, która trzymała lód przy mojej twarzy. Nie odrywałem wzroku od oczu mężczyzny, chłonąc z nich każdy wyraz.
-Nie chodziłem za tobą wszędzie tylko dlatego, że byłem słaby. Chciałem być przy tobie przynajmniej w taki sposób –odparłem ciszej –Nie robiłem wszystkiego o co prosiłeś, dlatego że mi akurat coś takiego pasowało. Byłeś tak cholernie poza zasięgiem, że próbowałem na każdy możliwy sposób udawać, że byłem ci do czegoś potrzebny. –Tu na chwilę przerwałem i pogładziłem kciukiem jego dłoń.
-Chciałbym jeszcze wyjaśnić pewną kwestię, od której świadomie bądź nie, ale uciekłeś… –…co doceniam. Mój ton się zmienił, a wzrok już nieco mnie uparcie wbijał się w oczy Curtisa.
-Spierdolony byłem od samego urodzenia. Byłem skazany na porażkę już od tamtego momentu.
Moje spojrzenie bezwiednie spłynęło na szyję i klatkę piersiową Daniela. Objąłem wzrokiem każdy skrajny punkt na jego szerokich ramionach, prześledziłem każdy oddech.
-Kochałem cię, bo jako pierwszy nie potraktowałeś mnie jak chłopca do bicia. –Zmarszczyłem brwi z zirytowaniem bowiem każde wspomnienie tamtych lat wywoływało we mnie nieprzyjemne uczucia.
-W sumie nie jestem całkowicie pewien czy teraz też się w tobie nie zakocham –parsknąłem niewesołym śmiechem –Znowu jesteś za blisko, kiedy jestem taki słaby –ściszyłem ton –Ale to niestety raczej niemożliwe.
W tym samym momencie zapragnąłem, żeby Danny znalazł się o wiele bardziej przy mnie. Chciałem, żeby mnie pocałował i zapewnił mnie w braku uczuć. Dał mi sądzić, że to na pewno nie może być miłość. Że to po prostu naturalna kolej rzeczy, że on jest  przy mnie i przyprawia mnie o palpitacje serca.
Nawet nie wiem kiedy  moje spojrzenie spoczęło na ustach chłopaka. Chyba kierunek myśli sam narzucił mi miejsce, w które powinienem się patrzeć.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#202PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySro Paź 14, 2015 12:36 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
W wyraźnym napięciu oczekiwałem tego co powie mi Zack. Temat, który poruszyłem musiał w końcu zostać omówiony, bo choć nie był czymś specjalnie przyjemnym w kontekście rozmowy, to jednak stanowił na tyle ważną sprawę, że nie mogłem jej zostawić. Uciec, jak lubiłem robić z wieloma innymi rzeczami. Może gdyby chłopak uraczył mnie tym niespodziewanym wyznaniem rok temu, gdy widziałem go ostatni raz przed wypadkiem, zrobiłbym to co zawsze - wycofał się. Udałbym, że nic nie słyszałem i wmawiał sobie, że to tylko głupi wymysł, tak długo, aż sam bym w to uwierzył. Skoro mogłem przekonać się do tego, że gwałt nie był niczym złym, potrafiłbym również z pewnością zapomnieć o miłości Zacka. Czy też po prostu uznać, że coś sobie ubzdurał, albo mówiąc takie rzeczy w rzeczywistości miał na myśli coś zupełnie innego. Tak, zrobiłbym to bez większego problemu. Ale teraz nie mogłem. Nie mogłem, bo... Nie potrafiłbym. Mieszkając z nim pod jednym dachem, widząc się niemal codziennie, będąc ze sobą tak blisko, nie mógłbym prosperować wyczuwając wiszący w powietrzu, nierozstrzygnięty temat tego szczerego wyznania. Uciekanie stałoby się zwykłym unikaniem rozmowy, a efekty tego byłyby zbyt mocno odczuwalne zarówno dla mnie jak i dla Zacka, co w rzeczywistości minęłoby się z celem. Nie potrafiłbym o tym nie myśleć, a już w szczególności zapomnieć. By to zrobić, musiałbym znów zostawić chłopaka, wracając do życia, które prowadziłem przed telefonem od Janine. A tego nie chcę i nie planuję, choć wydawałoby się, że nadeszła już ta pora. Pozornie nic mnie tu dłużej nie trzyma. Pozornie, bo jednak uczucia i zbyt duże w mym mniemaniu przywiązanie, miały odmienne zdanie. Nie zauważyłem nawet, w którym momencie zaczęło mi na tym chuderlawym zlepku negatywnych emocji tak bardzo zależeć. Przeoczyłem ten moment i obawiam się, że mogłem popełnić błąd. Gdybym zorientował się w porę, pewnie już by mnie tu nie było. Teraz zaś czułem się w jakiś sposób związany. Odejście od niego, a już w szczególności całkowite zerwanie kontaktu nie wchodziło w grę. Niemalże czułem jak na moich nogach zawiązuje się kolejna pętla, gdy uświadomiłem sobie w pełni przekaz zackowych słów. Kochał i przypuszczalnie mógłby się zakochać jeszcze raz. Po moich plecach przeleciały nieprzyjemne ciarki.
Siedziałem blisko drobnego ciała, wpatrując się nieustannie w niebieskie oczy i machinalnie przenosząc prowizoryczny, zimny okład z miejsca na miejsce. Z trudem wyciszyłem myśli, by móc faktycznie skupić się na słowach Zacka, a te, jakby nie było, mocno mnie interesowały. Posłałem niebieskowłosemu minę typu "cotypierdoliszmałyzjebie", kiedy usłyszałem jego pierwsze słowa. Nie, tej rozmowy z całą pewnością nie uważałem za coś mogącego mieć związek z banałami i jego cholerne uczucia też się do nich nie zaliczały. W końcu niecodziennie słyszę podobne wyznania, szczególnie od dawnych przyjaciół, których jakoś tak przypadkiem po drodze mi się zgwałciło i opuściło. Postanowiłem zostawić tę kwestię bez komentarza, pozwalając, by kontynuował. Mimo, że przeczuwałem iż się przeliczę, gdzieś tam jeszcze czaiła się we mnie nadzieja, że może jednak Zack coś nadinterpretował, a poprzez tę "rozmowę" rozwieje moje obawy. Naturalnie, to byłoby zbyt piękne.
Mój wzrok samowolnie przesunął się na dłoń przykrywającą moją, której to zaskoczone palce minimalnie zadrżały. Zastygłem w bezruchu, już po chwili znów wpatrzony w błękit zackowych oczu. Z przejęciem analizowałem każde jego zdanie, żeby nie powiedzieć słowo i  z każdą kolejną literą czułem na sobie większy ciężar. Czego? Odpowiedzialności? A może winy. A może jeszcze czegoś innego. Nie mam pojęcia, jednak poczułem się zdecydowanie przybity. Z niewzruszoną miną jednak słuchałem i nie śmiałem nawet wtrącić czegokolwiek między jego słowa. Zresztą, co miałbym powiedzieć?
To prawda, że w gimnazjum Zack za mną łaził, jak to też przed chwilą sam zauważył. Ale dla mnie wydawało się to czymś zupełnie normalnym i jestem przekonany, że dla potencjalnych obserwatorów również. W końcu byliśmy przyjaciółmi i każdy o tym wiedział, a jak już się przyjęło, przyjaciele spędzają ze sobą wiele czasu, prawda? Nie było nic dziwnego w tym, że prawie wszędzie chodziliśmy razem, rozstając się zazwyczaj tylko na parę godzin w ciągu dnia. No i na noc, ale to też nie zawsze. Nawet spanie w jednym łóżku, co dość często nam się zdarzało, w tamtych czasach nie przynosiło mi na myśl żadnych podtekstów. Gdybym teraz nie wiedział o swojej orientacji, a zgrabne pośladki Zacka wciąż nie robiłyby na mnie żadnego wrażenia, zapewne wciąż sądziłbym podobnie. Bo co jest złego w dwójce kumpli, którzy z braku innej opcji śpią w jednym w łóżku? No przecież nic.
To, że robił wszystko o co go prosiłem również nie mogło wzbudzać żadnych podejrzeń. No kurwa, przyjaciele sobie pomagają i to nie świadczy o tym, że jeden z nich buja się w drugim. Więc może jednak Zack coś namieszał? Chciał być przy mnie i robił to o co go prosiłem, bo był moim przyjacielem. To wszystko. Jednak patrząc w przepełnione niewymuszonymi uczuciami oczy, widząc jego minę i słysząc wiele mówiący ton, nie mogłem mieć wątpliwości co do tego, że te oczywistości faktycznie miały dla niego większe znaczenie niż dla mnie. Nawet jeśli wtedy on sam jeszcze tego nie rozumiał. Mając chłopaka przed swoimi oczami i słuchając jego słów, nie potrafiłem wmówić sobie, że jest inaczej niż mówi. Niestety. On nie kłamał, a to czym raczył moje uszy miało swój sens. I to całkiem logiczny sens.
Dotyk jego dłoni w dziwny sposób zdał mi się teraz jeszcze bardziej wyczuwalny i to nie za sprawą kciuka, który lekko, w pieszczotliwy sposób przesunął się po mojej skórze. Nie chciałem wiedzieć co było przyczyną, dlatego też nie rozwodziłem się nad tym. Zresztą Zack nie skończył jeszcze mówić i w dalszym ciągu skupiałem się na kolejnych słowach wypływających spomiędzy jego warg.
Nie, nie uciekłem od kwestii związanej z psychiką Pettersona. Ja jej jedynie nie poruszyłem, bo w rzeczywistości nie czułem wielkiej potrzeby robienia tego. Zdawałem sobie sprawę, że nie jest to zbyt przyjemny temat i sam nie chciałbym mówić o swoim mózgowym spierdoleniu, w związku z czym idąc za brakiem hipokryzji, wolałbym nie przymuszać do tego drugiej osoby. Co prawda w pewnym stopniu byłem zainteresowany tym, co dokładnie i jak długo mu dolega oraz ile czasu i w jaki sposób się leczy, ale uznałem, że nie jest to idealny moment na roztrząsanie podobnych spraw. Tak naprawdę sam nie czułem się na siłach, by wnikać, gdyż moja głowa i tak na dzisiaj otrzymała zbyt dużo powodów do chaotycznego myślenia o wszystkim naraz. Chociaż nie powiem, że byłem ciekaw co kryje się za słowami chłopaka dotyczącymi rzekomego skazania na problemy z psychiką. Zapewne dobrze się domyślam, że ma to związek z jego rodziną. Nie dopytywałem, wiedząc, że chce powiedzieć coś jeszcze. Ja również nie usłyszałem nadal pełnej odpowiedzi na swoje pytanie i niczym masochista wyczekiwałem tej dosadności, którą też zaraz otrzymałem.
To także pamiętam. Zack stał na uboczu, nie miał znajomych i wszyscy w koło po cichu lub głośniej się z niego naśmiewali. Dokuczali, zaczepiali i - faktycznie - również bili. Sam nie wiem jakim cudem to ja stałem się tym, który zaczął go bronić. Samo tak wyszło. Po prostu nie widziałem w chłopaku nic zabawnego, z czego to zapewne śmiały się te bezmózgi. Mnie za to zaintrygował i chciałem go poznać, to wszystko. Nigdy nie żałowałem swojej decyzji, bo Zack jak wiadomo należy do tych bardziej oryginalnych ludzi, a ja, co również nie jest tajemnicą, cenię oryginalność. I inteligencję, a tej już z pewnością nigdy mu nie brakowało. No, dopóki nie wyleciał spod moich skrzydeł, bo wtedy przecież siadło mu na mózg i zaczął ćpać. Ale o tym wolałbym już nie pamiętać.
Kochałem cię znów wywołało u mnie ciarki. Brzmiało tak cholernie dziwnie i choćbym usłyszał te słowa jeszcze tysiąc razy, wciąż reagowałbym tak samo. Miłość, kochałem, kochać z niewyjaśnionych przyczyn wyjątkowo mocno drażniły moje uszy. A mnie samego przyprawiały o mdłości. Czułem się nieswojo.
Nikt nigdy mi nie mówił, że kochał, kocha, albo może kochać.
Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś to zrobi.
Zack kochał.
Zapatrzyłem się na niego, trawiąc ostatnie zdania nadal odbijające się echem w mojej głowie. Nie jest pewien czy się nie zakocha. Bo jestem blisko? Bo mu pomagam. Dlaczego właściwie mu pomagam? To pytanie już od dawna mnie prześladowało. Nadal nie znalazłem odpowiedzi. Być może podświadomie nie chciałem jej znajdować.
Zack mógłby się zakochać.
Dopiero teraz odnotowałem jak szybko i głośno bije moje serce. Z miną przepełnioną nieznanymi mi emocjami, których nie potrafiłbym nazwać, śledziłem wzrok chłopaka. W mojej głowie znów zawitała pustka i nie wiedziałem co mógłbym teraz powiedzieć. Waga tego wyznania ciążyła mi zbyt mocno. Co gorsze, nie robiła tego w jakiś specjalnie negatywny sposób. Nie, właściwie w ogóle nie czułem się źle. Czułem się po prostu cholernie dziwnie. Nieswojo. Ale nie źle.
Żadne słowa nie byłyby odpowiednie i żadne nie przychodziły mi na myśl. Zrobiłem po prostu to na co miałem ochotę. Okład wylądował niezgrabnie na stoliku obok, a dłoń przeniosła się na drobny nadgarstek, by pociągnąć jego właściciela w moją stronę. Wplotłem palce w jasne kosmyki, skrywając kuszące wargi w objęciach swoich własnych. Delikatnie. Nie zraził mnie nawet metaliczny posmak krwi. Pogłębiłem pocałunek, poluźniając uścisk na nadgarstku, a ręka jakby kierowana swoją własną wolą przeniosła się na plecy chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej.
Jego niestety również wciąż szeleściło w mej głowie.
Odsunąłem się po dłuższej chwili, zaledwie na kilka centymetrów, tak, bym mógł znów zajrzeć w błyszczące tęczówki Zacka.
- Musiałbyś mieć naprawdę nasrane, żeby zrobić to jeszcze raz. - Posłałem mu nieco krzywy uśmiech, zsuwając dłoń wplątaną do tej pory w miękkie kosmyki na odsłonięty kark chłopaka. To było idealnym zamiennikiem dla zakochać się. Byłem pewien, że dwa podobnie proste słowa nie przeszłyby mi przez gardło. - Nie jestem zbyt dobrym obiektem do... - kochania. - ...bycia celem takich uczuć. - Ale Zack przecież dobrze o tym wie. Nie popełni drugi raz tego samego błędu, prawda? A co gdyby jednak?
Zamarłem, czując jak serce znów daje się we znaki. Muszę iść do kardiologa, mojej pompie coś odjebało. I to nie tej na dole.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#203PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyCzw Paź 15, 2015 10:44 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Do pewnego czasu nie miałem pojęcia czym są uczucia. Nie rozumiałem ludzi, nie potrafiłem zachować się tak jak tego ode mnie oczekiwano. Byłem zbyt bezpośredni, zdarzało mi się mówić przykre rzeczy. Cóż, nie sądziłem, że to coś złego. Że mógłbym tym kogoś urazić albo… sprowokować. Nie ukrywałem niechęci. Darzyłem rówieśników nienawiścią, bo już wtedy wydawało mi się, że nie znajduję się w miejscu, w którym powinienem być. Nie chodziłem do przedszkola, podstawówka była dla mnie koszmarem od samego początku kiedy nie dawałem sobie rady ani z czytaniem, ani z pisaniem. Ostatecznie wysławiać się jakikolwiek normalny sposób nauczyłem się w czwartej klasie. Jąkałem się wciąż, myliłem się, niektóre słowa zastępowałem dźwiękami lub gestami. Byłem też szczególnie niski, blady i słaby. To wszystko powodowało w moich oprawcach bezwarunkowy odruch wyeliminowania mnie jako jednostki zagrażającej jednolitemu społeczeństwu w przetrwaniu.
Dzisiaj z lekką nostalgią wspominam te czasy, gdy czasami nawet nauczycielom zdarzało się tracić do mnie cierpliwość. Czasy były inne, a pedagodzy pozwalali sobie na więcej. Wiedzieli też, że nikomu się nie poskarżę. Przecież nie byłbym w stanie.
Teraz też do końca nie byłem w stanie stwierdzić czym są ludzie. Czy właściwie są czymś więcej oprócz bydła. Czy oni rzeczywiście potrafią czuć? Może czucie wcale nie jest takie powszechne, a ja wcale nie odbiegam od norm? Chciałbym przynajmniej umieć sobie wmówić, że tak jest. Tymczasem, z każdym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wszyscy mieli rację próbując mnie wykluczyć. Prawo natury jest bezwzględne, ale sprawiedliwe. Absolutne i nieustępliwe, ale jakie skuteczne. Ja zaś wciąż istnieję, pielęgnuję swoją odrębność, osłabiam sprawną mechanikę świata. Sprzeciwiłem się naturze i przeżyłem. Może nie powinienem się z tego cieszyć. Jeżeli to życie ma być dla mnie karą –chciałbym przynajmniej o tym wiedzieć. Do pewnego momentu przecież sądziłem, że poznanie Daniela było dla mnie karą, która powinna wystarczyć. Jednakże, gdybym go nie poznał wtedy –pewnie już dawno pozwoliłbym się unieszkodliwić komuś, komu przysługiwały takie decyzje. Byłbym martwy.
Im intensywniej wspominam tamte niechlubne czasy, tym bardziej mam ochotę nigdy już do tego nie wracać i dalej udawać, że to był tylko sen. Koszmar trwający nieprzerwanie przez kilka lat zanim pojawił się Danny i nadał pojęciu „koszmar” innego znaczenia.
Nie miałem pojęcia jak Daniel mógłby zareagować na moje uczucia, które właściwie już nie istniały. Wyznałem mu miłość, która istniała przed laty w moim zepsutym umyśle, zepsutym ciele, potrzaskanej psychice, skrzywionym światopoglądzie, gdzie każdy człowiek miał swoje własne imię w mojej głowie –inne od tego prawdziwego. Nie zdziwiłbym się nawet, gdybym wtedy zakochiwał się w każdym kto traktował mnie lepiej. Jeżeli coś zostałoby mi coś narzucone, pewnie wchłonąłbym to jak gąbka. Byłem podatny na wpływ mojej samotności. Wciąż tak po prawdzie jestem samotny i nie chcę przed samym sobą przyznawać tego, że bez Daniela –moja samotność zaczęłaby mi ciążyć tak jak wtedy, kiedy znowu zacząłem brać i przestałem udawać cokolwiek. Nie zależało mi już na niczym poza własną obsesją na punkcie zniwelowania złego samopoczucia. Byłem egoistą. Teraz myślę przyszłościowo, nieświadomie też zacząłem kierować się dobrem rodziny i mojej relacji z Danielem. Wciąż odkładam rozmowę o jego powrocie do domu. Boję się, że mógłby naprawdę mnie zostawić. Przecież zostawi jak tylko mu o tym przypomnę, tak dosadnie. Jestem pewien, że on też nie ma pojęcia jak się do tego zabrać. Nie umiem też stwierdzić czy wie, że ostatnie czego bym chciał… Stop. Chyba udzielił mi się klimat ckliwego momentu.
Coś się zmieniło. Chłód okładu zniknął z mojej twarzy, a ja podążyłem za nim wzrokiem, lekko zdezorientowany nagłym ruchem bowiem do tej pory Daniel tkwił zastygły szoku. Nie zdążyłem nawet odpowiednio zareagować, gdy odruchowo podążyłem za pociągnięciem nadgarstka całym ciałem. Na moich ustach nagle pojawiły się wargi Daniela, łącząc nas w pocałunku. O wiele śmielej niż podświadomie –właśnie tego oczekiwałem w tej chwili od Curtisa.
W tej dziwnej chwili ta pieszczota właściwie nie powinna była zaistnieć. Przecież doskonale wiedziałem, że chcę żeby mnie pocałował. Próbowałem sobie nawet wmówić, że to przecież po to, by przekonać się, że ta rozmowa nic między nami nie zmienia. Tak naprawdę znowu uciekałem, dokładając wszelkich starań, by nie być przypadkiem ze sobą szczerym. Przyznanie się do tego, że Danny wpływa na mnie o wiele bardziej, niż spodziewałem się, że kiedykolwiek będzie, było trudne.
Niechętnie pozwoliłem się odsunąć od mężczyzny i spuściłem w jednej chwili wzrok. Nie miałem pojęcia co teraz mógłby zobaczyć w moich oczach. A wiem, że próbował się przekonać.
Skinąłem głową na jego słowa, próbując zignorować tą obecną w nich sztuczność. Nie sądziłem, że go to onieśmieli do tego stopnia, że nie będzie potrafił powiedzieć tego słowa na głos. Następne zdanie jedynie wzmocniło efekt i nie powstrzymałem się w porę przed rozbawionym parsknięciem.
-Mam naprawdę nasrane i właśnie dlatego zastanawiam się czy to naprawdę jest aż tak wielce niemożliwe –wymruczałem i zacisnąłem usta w wąską linię. Po chwili coś do mnie dotarło.
-Czy ty mi właśnie dałeś kosza? –wypaliłem, uśmiechając się szeroko i podnosząc spojrzenie niebieskich oczu na brązowe tęczówki Curtisa. –Właściwie to moja mama nas dopinguje. Byłoby jej przykro. –Spoważniałem gwałtownie, zastanawiając się czy jej chore insynuacje właśnie się sprawdzają. W następnej sekundzie, blady uśmiech znów powrócił na moje usta. Wstałem od stołu i pochyliłem się nad siedzącym Danielem.
-Nie patrz już na mnie w ten sposób –poleciłem chłopakowi i pospiesznie cmoknąłem go w usta. –Mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz –skrzywiłem się lekko, wciąż nieznacznie rozbawiony.
Ponownie pocałowałem Curtisa, tym razem nieco dłużej. Wcale nie wyglądał w ten sposób, w jaki to ująłem. Wyglądał na cholernie zszokowanego, przerażonego perspektywą pojawienia się w jego życiu jakichś głębszych uczuć, których nie rozumiał. Ja zresztą też nie najlepiej je rozumiałem, ale one były moje. To jasne, że Danny nie odnalazł się w tej sytuacji. Zaś jego uczucia… pozostają dla mnie zagadką.
-A… –przypomniało mi się i nagle się wyprostowałem. Moja mimika twarzy ponownie stężała. –Miałem już dawno cię o to spytać –zmierzyłem go wzrokiem.
I stchórzyłem.
-Zawieziesz mnie na uczelnię?
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#204PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPon Paź 19, 2015 12:11 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Moja brew zadrgała nerwowo słysząc dość wymowne prychnięcie i choć wolałbym żeby było inaczej, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że było reakcją na moje, zapewne dziwne zachowanie. Każdy idiota wyłapałby, że mój sposób wypowiedzi skupia się na tym, aby tylko nie wypowiedzieć tych znaczących słów, choćby miały wystąpić w jakimkolwiek innym kontekście. Kochać to nie jest coś, co mogłoby ot tak po prostu przejść przez moje gardło nie zostawiając na nim bolesnej rysy. Nie umiałem. Te uczucia były dla mnie tak obce i niezrozumiałe, że czułbym się po prostu kurewsko dziwnie swobodnie o nich mówiąc. Na dodatek były przesycone czymś, co wywoływało zbyt nieprzyzwoite uczucia oraz przyprawiało moje serce o palpitacje, co - chyba nie muszę mówić - było zupełnie niepożądanym zjawiskiem. Nie czułem się komfortowo słysząc coś podobnego, więc o wypowiedzeniu tego głośno przy użyciu własnych warg nie było mowy. I oczywiście nie mogło to ujść zackowej uwadze, na co jednak nie zareagowałem w żaden inny sposób, postanawiając zignorować jego ostentacyjne parsknięcie. W zasadzie powinien rozumieć moje podejście. Jakby nie było, wciąż jest osobą, która zna mnie najbardziej. No, Drake mógłby z nim konkurować ale też nie na wszystkich płaszczyznach.
Westchnąłem krótko słysząc jego odpowiedź. To prawda, ma nasrane i to najwidoczniej jeszcze mocniej niż sądziłem do dnia dzisiejszego. Wolałbym jednak, żeby nie robił z siebie skończonego masochisty i jednak ukierunkował te cholernie nienormalne w mojej opinii uczucia na kogoś innego. W końcu nie mógłby mieć absolutnie żadnych korzyści, gdyby jednak zdecydował się zrobić mi, i zapewne sobie, na przekór. No bo chyba nie sądzi, że mógłbym je odwzajemnić? Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Ja po prostu nie potrafię czuć czegoś takiego. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym kogoś kochać w ten wyjątkowy, charakterystyczny sposób. No dobrze, może w gimnazjum zdarzało mi się myśleć o tym, że kiedyś zwiążę się z jakąś ładną laską, coś do niej poczuję i połączy nas jakaś bardziej trwała więź. Ale wtedy wszystko było inne, a ja byłem tylko gówniarzem, którego bądź co bądź trochę życie zdążyło doświadczyć. Z tymże ja nie zdążyłem doświadczyć życia i mogłem pozwolić sobie na mrzonki dotyczące pięknej przyszłości. Teraz nie mógłbym nikogo skazać na miłość do siebie, ani już tym bardziej siebie na miłość do kogoś. Nie jestem zdolny do takich uczuć i przekonałem się o tym już nie raz. Choć napotkałem na swojej drodze wielu ludzi, z żadnym nie połączyło mnie coś tak jednoznacznego. Nie byłem w stanie obdarzyć kogokolwiek czymś silniejszym niż jako takie przywiązanie. Przecież nawet do Luisa nic nie poczułem, a spędzamy ze sobą wystarczająco dużo czasu, bym miał do tego powody. Nie jest brzydki, nie jest też idiotą, a na dodatek dobrze się pieprzy, więc wydawać by się mogło, że nic nie stoi na przeszkodzie. A jednak. To po prostu niemożliwe. Nawet nie wiem czym tak właściwie jest to uczucie.
A czym jest uczucie, którym darzę Zacka? Też zwykłym przywiązaniem?
Otrząsnąłem się, słysząc głos chłopaka, w którym właśnie utkwiłem swoje lekko rozkojarzone spojrzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem, posyłając mu teatralnie przepraszający wzrok, przy czym niewinnie wzruszyłem ramionami.
- Na to wygląda - przyznałem, choć obydwoje wiedzieliśmy, że nie w tym rzecz. Aczkolwiek, nie zamierzałem przeszkodzić Zackowi w próbie rozluźnienia atmosfery. Miałem dość tego napięcia i całej dziwności jaka otaczała nas, a w szczególności mnie przez ostatnie kilka minut. Musiałem odsapnąć i byłem w pewien sposób wdzięczny chłopakowi, że nie chciał ciągnąć tego dalej. Zresztą, dlaczego miałby? Mu też zapewne nie było łatwo powiedzieć to wszystko, przyznać się i zmierzyć z własnymi oczekiwaniami, których być może nie spełniłem. O ile w ogóle jakieś oczekiwania miał. W zasadzie nie powinien, prawda? Kochał, ale to przeszłość. Choć myśl, że znów może to zrobić w pewien sposób mi ciążyła. A jednak nie tak mocno jak wydawało mi się, że będzie. Bo wciąż, oprócz przytłoczenia czułem coś innego, zbyt pozytywnego jak na obecną sytuację.
Uniosłem brew słysząc wspomnienie o Janine. Dopinguje nas? No tak, zastała naszą dwójkę w dość jednoznacznej sytuacji i zapewnie nie poprosiła mnie o pomoc tylko ze względu na przyjaźń, która dawniej łączyła mnie z Zackiem. Może faktycznie myślała, że łączy nas coś wyjątkowego, nawet jeśli nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Zabawne, gdyby jej oczekiwania się spełniły, naprawdę bylibyśmy czymś w rodzaju rodziny. Taka piękna wizja, a tak absurdalna, że aż zabawna. Moje usta, wykrzywione w wymownym uśmiechu odzwierciedlały co o tym myślę. Swoją drogą, chętnie bym ją zobaczył. Odkąd ruszyłem na pomoc Zackowi, nie mieliśmy okazji do spotkania. Odwiedzenie jej wraz z Zackiem nie byłoby takim głupim pomysłem.
Prychnąłem, zawieszając wzrok na dwudziestolatku. Nie skomentowałem jego spostrzeżenia. Przecież dobrze wiedziałem, że wcale tak nie jest. Zamiast tego, bez słowa odwzajemniłem pocałunek, pogłębiając go nim zdążył oderwać się od moich ust. Posłałem mu pytające spojrzenie, gdy z poważniejszą miną obwieścił, iż ma pytanie. Uniosłem brew, gdy już je wygłosił. Miałem dziwne przeczucie, że nie to chciał powiedzieć. Nie skupiłem się jednak na tym za bardzo, gdyż zainteresowała mnie inna kwestia.
- Kiedy wróciłeś na uczelnię? - Nie przypominam sobie, bym słyszał choćby o takim zamiarze ze strony Zacka, a raczej jestem dość dobrym słuchaczem i podobna informacja by mi nie umknęła. Oczywiście byłem dość miło zaskoczony, bo w końcu się ogarnął i razem z pracą, wrócił też na studia. Podąża w bardzo dobrym kierunku. Przestajesz być potrzebny Daniel.
Skrzywiłem się nieznacznie i podniosłem tyłek, by podążyć w stronę półki, na której wcześniej odłożyłem kluczyki do auta. Chwycenie ich wiązało się z udzieleniem jasnej odpowiedzi, więc nie czując potrzeby używania słów, skierowałem się w stronę przedpokoju, aby tam już narzucić na siebie kurtkę i ciężkie buty. Poczekałem na Zacka, jednocześnie wyczekując odpowiedzi na zadane pytanie.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#205PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPią Paź 23, 2015 11:53 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


   Danny był w obecnym momencie nikim specjalnym dla mnie. Nie potrafiłem go nazwać ani przyjacielem, ani zwykłym znajomym. Szczególne czynniki składające się na wspólną przeszłość nie pozwalały mi go przyporządkować do żadnego ze znanych mi układów. Był bardzo niewygodny. Nie wiem dlaczego wciąż pozwalałem sobie na próby sklasyfikowania go jako przyjaciela. Nie mógł nim przecież zostać, ale to już przecież wiem, więc… dlaczego?
   Przyznał mi rację. Zmieszałem się nieznacznie na tę wiadomość bowiem mimo, że była to jedynie próba rozluźnienia atmosfery gęstniejącej z każdą sekundą coraz bardziej –nie była to odpowiedź, której podświadomie oczekiwałem i pragnąłem. Na dobrą sprawę, było to jedynie luźno rzucone założenie, że nie w ten sposób mi odpowie. Nie byłem nawet specjalnie na tym skoncentrowany. Szybko porzuciłem niedorzeczne myśli i ukierunkowałem je inaczej, bardziej świadomie. Ponownie pozwoliłem sobie rozważyć kwestię mojego stosunku do samego siebie w tej chwili. Przyznanie się do tych uczuć było trudne, ale nie dlatego, że niełatwo jest komukolwiek mówić o uczuciach i z pewnością nie o to chodziło. Szczerze mówiąc –miałem pewne wątpliwości czy na komukolwiek przyszłoby to z równie wielką płynnością. Zdystansowałem się do tych uczuć, tak odległych jakby w ogóle nie należały do mnie. Rzecz w tym, że przyznając się do tego, że czułem do niego aż tak dużo, spowodowało moje osłabienie. A przynajmniej miałem wrażenie jakbym wytknął sobie własne punkty krytyczne. Źle radziłem sobie z jakimikolwiek własnymi ułomnościami.
   Uśmiechnąłem się szeroko, gdy moich uszu doszło ciche prychnięcie. Niczego innego nie spodziewałem się po Danielu, jak tego, że znowu za wszelką cenę zechce utrzymać fason. Na dobrą sprawę –wyobrażenie sobie płaczącego Curtisa przyszło mi z dużą trudnością. Cóż, do pewnego momentu nie byłem w stanie nawet dopuścić do siebie myśli (nie żebym próbował sobie cokolwiek wizualizować), że Daniel mógłby komuś obciągać. Wciąż nie jestem pewien, czy mi się nie wydawało.
   Już niemal odruchowo oddałem pogłębiony przez chłopaka pocałunek po czym się odsunąłem. Gdy pytanie padło, uwadze Curtisa nie uszedł fakt, że w ostatniej chwili zmieniłem zdanie co dostatecznej formy i przedmiotu zagadnienia. Nie wydawało mi się aby była to odpowiednia chwila na zadawanie tego typu pytań. A może była po prostu zbyt odpowiednia i po prostu bałem się odpowiedzi? Znowu?
Uśmiechnąłem się blado, kiedy Daniel postanowił nie dopytywać i poruszyć kwestię studiów. Swoją drogą, to bardzo zabawny przedmiot do przedyskutowania w tej nieciekawej chwili.
   -Wróciłem dokładnie w tym samym momencie, kiedy dowiedziałem się, że będę musiał powtarzać rok –odparłem, o wiele bardziej rozbawiony tym faktem niż w rzeczywistości powinienem być. Nie mówiłem o tym Danielowi pewnie dlatego, że stało się to w przeddzień jego pojawienia się tu.
   -Dostarczyłem wszelkie prace, których wymagało zaliczenie, więc nie mają powodów, by wątpić w słuszność mojej obecności na liście studentów –wzruszyłem ramionami. Wygodnie mi było tam gdzie jestem. Nie pozwoliłby sobie zmarnować czasu na powtarzanie roku skoro i tak uczęszczałem na zajęcia dla jednego papierka. Może dwóch.
   Kiedy Daniel sięgnął na półkę, by dobrać się do kluczyków –ja ruszyłem do pokoju po torbę z zeszytami i niewielkim notebookiem, którego nie używałem od czasów liceum. Nie cierpiałem tego małego gówna, a mój wzrok podzielał to zdanie. Niestety, na chwilę obecną używanie czegoś wygodniejszego było niemożliwe bowiem jakiś czas temu, ktoś zakończył żywot mojego laptopa w sposób tragiczny. Wciąż nie potrafię się nadziwić poziomowi absurdu tamtego wieczoru.
Pozwoliłem sobie zmienić także ubranie. Jakoś sobie nie wyobrażałem spędzenia kolejnych kilku godzin w jednym i tym samym odzieniu. Błyskawicznie więc zrzuciłem z siebie czarną bluzę i wyciągnąłem z szafy czarny golf, który założyłem. W ostatniej chwili porwałem jeszcze z biurka swoje okulary i wstąpiłem do łazienki, by wyjąć kontakty. Rozbolały mnie oczy. Poprzedniego wieczoru, z racji, że nie kładłem się spać, zdejmowaniem soczewek się nie kłopotałem. Skutkowało to aktualnym podrażnieniem oczu i ich stosunkowo problematycznym przekrwieniem. Na swój widok w lustrze nieznacznie się skrzywiłem i szybko opuściłem łazienkę. Dołączyłem do Daniela przy drzwiach, by założyć buty, jedne z wielu bowiem ta część garderoby cieszyła się moją wyjątkowo dużą sympatią. W momencie, gdy założyłem płaszcz –byłem całkowicie gotów do wyjścia. Poprawiłem torbę na ramieniu i opuściłem mieszkanie, ciągnąc za sobą Daniela.
   Szybko znaleźliśmy się w samochodzie i w następnym momencie już włączaliśmy się do ruchu ulicznego. Trasę nakreśliłem Curtisowi schematycznie, a ten najwyraźniej doskonale mnie zrozumiał i nie zapytawszy ani razu o kierunek –trafił wprost pod budynek uniwerku. Zanim wysiadłem z auta, by zmierzyć się z chłodnym powietrzem na zewnątrz ciepłego samochodu, westchnąłem parę razy i zerknąłem na Daniela. Chyba pierwszy raz od bardzo długiego czasu znowu będę musiał obcować z tak licznym gronem ludzi. Będę przez nich otoczony, osaczony, oblegany z każdej strony. Mało to komfortowe, prawie w ogóle, ale jest to jedna z tych rzeczy, z którymi zawczasu nauczyłem się żyć we względnej symbiozie.
   -Wrócę autobusem –wydukałem ciszej i znów niepewnie rzuciłem okiem na chłopaka. Chyba nie mam pojęcia jak powinienem się pożegnać. Właściwie nie chciałem po prostu tak tego zostawić. Między nami było tyle niedomówień, że nie miałem pojęcia czy samym brakiem właściwego zachowania nie spowoduję kolejnych  niejasności.
Nachyliłem się nieznacznie w jego kierunku i posłałem mu miękki uśmiech.
   -Chodź tu, Danny –poleciłem mu subtelnie, a kiedy odległość między nami została skrócona do zera, złączyłem nasze usta w dłuższym, czułym pocałunku. Świadomość, że to, co robię nareszcie nie jest błędną decyzją, sprowadziła na mnie ulgę i coś w rodzaju zadowolenia.
Gdy się odsunąłem, pospiesznie mruknąłem pożegnanie i opuściłem samochód. Nie oglądając się na auto, ruszyłem w kierunku wejścia do budynku uczelni. Nim znalazłem się w środku, postanowiłem zapalić papierosa. Jak się okazało później, była to kolejna słuszna decyzja dnia dzisiejszego bowiem pod salą spotkałem nie kogo innego jak Eveline. Uśmiechnąłem się do niej lekko, nie podszedłem bliżej. Nie miałem pojęcia, że ona też przepisała się na wieczorowe. To rodzi kolejne problemy, których nagromadzenie zwyczajnie zniechęcało mnie do rozwiązywania ich. A kiedy podeszła bliżej, miałem ochotę zawrócić i czym prędzej znaleźć się jak najdalej stąd. Najlepiej w domu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#206PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 24, 2015 4:21 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy dotarła do mnie odpowiedź Zacka. Nie wskazywała ona konkretnej daty, o którą pytałem i właściwie niewiele mówiła, jednak nieszczególnie mi to przeszkadzało. Fakt, że włamał się do szkolnego systemu unikając powtarzania roku w jakiś sposób mnie uspokoił. Nie miałem do czynienia z nieporadnym dzieckiem, a raczej z facetem, który wbrew pozorom potrafił sobie poradzić i robił to całkiem nieźle, co jest pewnego rodzaju wyczynem, biorąc pod uwagę to, że niedawno wyszedł z nałogu. Jego słowa i zachowanie sprawiały, że nie miałem powodów, by się o niego martwić. A może raczej, miałem ich coraz mniej. Co więc się stanie jeśli faktycznie znikną? Coś mi się wydaje, że będę wtedy szukał nowych, bo z całą pewnością osoba Zacka nie mogłaby nagle stać się dla mnie obojętna. Ta myśl z kolei wywarła we mnie lekki niesmak, co jednakże zgrabnie zignorowałem. Ostatnio stałem się istnym mistrzem ignorowania różnych rzeczy, faktów i domysłów, z naciskiem na te ostatnie.
Nieświadomie uśmiechnąłem się pod nosem, gdy chłopak ponownie stanął przed moimi oczami, w pełni zadowalając je swoim wyglądem. Po Zacku sprzed miesiąca nie było śladu, bo jakby nie spojrzeć, teraz prezentował się nader dobrze. Czy to w ciuchach, czy też bez nich, choć osobiście zdecydowanie wolałem tę drugą wersję, a wydarzenia ostatnich kilku dni utwierdzały mnie w przekonaniu, że będę miał jeszcze niejedną okazję do podziwiania nagiego ciała przyjaciela. Nie muszę chyba mówić, że jego ostatni wybuch w jakikolwiek sposób mnie nie zraził. Nawet jeżeli będzie się zapierał rękoma i nogami, próbując dać mi nauczkę za ostatnie "nie", w końcu i tak się podda. W ostatnim czasie otacza mnie bardzo mało rzeczy, których mógłbym być pewny, więc to, że Zack mnie pragnie tak samo jak ja jego, jest jedną z bardzo nielicznych spraw, w których jestem całkowicie utwierdzony.
Bez zbędnych słów opuściłem mieszkanie i razem z Zackiem podążyłem do samochodu zaparkowanego przy jezdni. Po tym jak nakreślił mi trasę, ruszyłem, bez zbędnego pośpiechu podążając we wskazanym kierunku. Trasa daleka nie była, więc nie widziałem sensu rozpoczynania jakiejkolwiek rozmowy, którą i tak musielibyśmy zaraz uciąć. Zresztą, w obecnym momencie, po tym co dzisiaj usłyszałem potrzebowałem małego wyciszenia i choć niekoniecznie tego chciałem, automatycznie pogrążałem się we własnych myślach. Oczywiście wszystkie z nich dotyczyły Zacka i naszej obecnej relacji, którą ciężko było jednoznacznie określić. Nie jesteśmy w końcu tylko przyjaciółmi, ale również nie mógłbym nazwać nas parą. W żadnym wypadku. Nigdy nie miałem partnera i wcale nie chciałbym go mieć, szczególnie w postaci dawnego najlepszego przyjaciela. Już wystarczająco dziwnie czułem się z tym, że kiedykolwiek żywił do mnie tak określone uczucia, w związku z czym myśli o tym, iż moglibyśmy być parą przyprawiały mnie o nieprzyjemne ciarki i jeszcze większy mętlik w głowie. Cały dzisiejszy dzień wydawał się jedną wielką niedorzecznością. A może to po prostu moje życie nią jest. Tak, to byłoby bardziej rzetelne stwierdzenie.
Zatrzymałem samochód przed wejściem do budynku i zawiesiłem spojrzenie na Zacku, gdy ten obwieścił, iż wróci korzystając z komunikacji miejskiej. Otworzyłem już usta, by zaoferować się wraz ze swoim BMW, lecz w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Nie chciałem zagłębiać się w to, dlaczego w pierwszym odruchu tak ochoczo miałem zaproponować swoją pomoc związaną z podwózką. Przecież istniało tysiące innych rzeczy, które były bardziej interesujące i sensowne, niż poświęcanie swojego czasu na odebranie współlokatora ze szkoły. Pytanie "dlaczego chciałem się poświęcić" schowałem szybko w odmętach własnej głowy, udając, że w ogóle nie zaistniało, podobnie jak sama chęć podwózki. Skinąłem więc tylko głową, nie wyrażając absolutnie żadnego sprzeciwu co do tego, by skorzystał z autobusu.
Albo to tylko moja wyobraźnia, albo przez chwilę zapanowała między nami dziwna atmosfera. Wypełnione wahaniem spojrzenie Zack'a utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak nic sobie nie ubzdurałem, a po chwili nawet doszło do mnie skąd ta cała niepewność. Poczułem się niewątpliwie dziwnie z tym, że chłopak musi się zastanawiać nad tym jak się pożegnać. Niczym para onieśmielonych szczeniaków wkraczających na nowy grunt swojej znajomości. Tak właśnie wyglądaliśmy?
Zbliżyłem się z lekkim uśmiechem na ustach wywołanym przez użycie przez Zacka rzadko słyszanego skrótu mego imienia. W końcu pasował do mnie, gdy byłem jeszcze dzieciakiem w liceum. Teraz przesłodzone "Danny" nijak ma się do tego kim jestem i czym się zajmuję. Może dlatego, gdy używają go inni, wzrasta we mnie irytacja. A jednak, gdy to Zack zwraca się do mnie w ten sposób, robi się po prostu... Miło.
Oddałem leniwy pocałunek, odruchowo umieszczając dłoń na tym nieobolałym policzku chłopaka. Odsunąłem się z widoczną niechęcią, gdyż przerwanie tej lekkiej pieszczoty nie było szczególnie łatwe. Gdyby nie to, że stałem przed drzwiami uniwerka, blokując innym drogę, zapewne nie dałbym mu tak łatwo odejść, a niewinny pocałunek przerodziłby się w pełne namiętności pieszczoty. Z całą pewnością nie martwiłbym się zajęciami, na które Zack raczej nie powinien się spóźniać. Ignorując głośne dźwięki klaksonów wydobywające się z samochodów za mną, rzuciłem chłopakowi słowa pożegnania i odprowadziłem wzrokiem jego plecy. Ruszyłem w końcu, przelotnie jeszcze przejeżdżając wzrokiem po wyróżnionej nazwie uniwersytetu. Westchnąłem, czując pewną niewygodę w związku z myślami, które nagle opanowały moją głowę. Bo przecież, gdyby pewne rzeczy potoczyły się inaczej, z całą pewnością byłbym teraz studentem. Kto wie, może nawet studiowałbym prawo. Ale cóż, moje życie obrało zupełnie inny tor, a ja nawet nie pokwapiłem się o to, by podejść do matury, czy choćby ukończyć liceum. Moje papierki przedstawiały się więc bardzo biednie, choć sama wiedza i niczym nieograniczony umysł (tak Daniel, choroba psychiczna, to absolutnie żadne ograniczenie) mogły wskazywać na coś zgoła innego.
Odsuwając od siebie wszelkie niepożądane myśli, skupiłem się na drodze powrotnej. Sięgnąłem po telefon, gdy usłyszałem znajomy dźwięk. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, gdy na wyświetlaczu ujrzałem imię Jacka. Dobijał się dzień po tym jak piliśmy, a ponieważ nie miałem ochoty na rozmowy, darował sobie na kilka dni. Najwidoczniej dzisiaj znów postanowił spróbować swoich sił, choć ja sam miałem jeszcze mniejszą ochotę na kontakt z nim, niż te kilka dni temu. Po tym co powiedział Zack, byłem zwyczajnie na Jacka wkurwiony i obawiam się, że rozmowa z nim mogłaby zakończyć się bardzo źle dla chłopaka. Mimo to odebrałem, choćby po to, by dać mu do zrozumienia, iż ma wypierdalać.
- Daniel! W końcu! - Przewróciłem oczami, podjeżdżając pod blok i wysiadając z samochodu. Skierowałem swe kroki do drzwi, pytając sucho, czego chce. - Możemy się spotkać? To ważne, powinieneś coś zobaczyć. Poza tym, chcę porozmawiać. - Skrzywiłem się, zamykając za sobą drzwi i zdejmując buty,
- Jack kurwa, jesteś małym, zakłamanym skurwielem. Dlaczego miałbym z Tobą rozmawiać? - Wstawiłem wodę na kawę i zdjąłem kurtkę, rzucając ją na łóżko.
- Zack nagadał ci jakichś głupot?! Nawet nie wiesz jaki z niego podły... - Rozłączyłem się, zalewając kawę. Z dozą obojętności wyciszyłem telefon, na który począł dobijać się ten mały drań. Nie poświęcając mu więcej żadnej uwagi, upiłem łyka, włączając telewizor. Zaszedłem do sypialni po laptopa i tak wyposażony spocząłem na kanapie w salonie. Musiałem zająć się czymkolwiek, by nie myśleć o dzisiejszym dniu, o Zacku, o Jacku, o swoim życiu, a przede wszystkim o ojcu i jutrzejszym, planowanym spotkaniu. Włączyłem więc jeden z odmóżdżających, niemających większego sensu film na lapku i podłączyłem go do telewizora. W trakcie intro jeszcze raz zawitałem do sypialni, by wyjąć z szuflady jednego ze skręconych wcześniej blantów. Wróciłem na kanapę, zaciągając się z przyjemnością i skupiłem swą uwagę na idiotycznej komedii. Potrzebowałem tego. Chwili odpoczynku od wszystkiego. Przynajmniej tak mogłem sobie pomóc. Aż dziwne, że jeszcze nie wróciłem do ćpania.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#207PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 24, 2015 6:05 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


  -Co ci się stało w twarz? –spytała, sięgając do mojego policzka i muskając go opuszkami palców. Przewróciłem oczyma, posłałem jej niewesoły uśmiech. Ta jednak wytrwale oczekiwała odpowiedzi.
  -A jak myślisz? –mruknąłem jedynie i zaciągnąłem się ponownie papierosem, wbijając spojrzenie w jakiś punkt położony na horyzoncie. –Sam zacząłem. Należało mi się –dodałem jeszcze, niby od niechcenia, wzruszając lekceważąco ramionami. Właściwie nawet nie skłamałem. Rzeczywiście, to mnie poniosło, a Daniel tylko mi oddał.
  -A tamtemu drugiemu też się należało? –Uśmiechnąłem się z niejakim rozbawieniem.
  -I to jak. –Z mojego gardła wydobył się krótki śmiech bowiem wspomnienie wydarzenia sprzed paru godzin spowodowało we mnie mieszane uczucia. Te wszystkie wyznania i tajemnice czyniły tamte momenty czymś skrajnie irracjonalnym. Jakby nigdy się nie wydarzyły, a ja sam sobie to wymyśliłem. Niestety, siniak i rozwalona warga dowodziły czegoś z grubsza innego.
  Dopaliłem papierosa, poczekałem aż dziewczyna też to zrobi po czym oboje ruszyliśmy w kierunku sali, gdzie mieliśmy mieć następne wykłady. Tęskniłem trochę za tymi leniwie wlokącymi się godzinami spędzonymi na słuchaniu monotonii głosu posiwiałych profesorów i zastanawianiu, kiedy to wszystko się skończy. Myślałem, że będę cieszył się bardziej z powrotu na studia, ale obecność Eveline nasuwała wiele dręczących zastanowień. Nie tylko nad tym, jak się jej pozbyć, ale też dlaczego w ogóle miałbym się jej pozbywać. Wszystko sprowadzało się do kolejnych niewiadomych, których wspólnym czynnikiem zawsze stawał się Daniel. Gdyby mężczyzna się wyniósł z mojego mieszkania, nic nie stałoby już więcej na przeszkodzie ponownego wkomponowania się w relację z Eveline. Musiałem sobie wiele rzeczy udowodnić, ale w obecnej sytuacji zastanawiałem się nad własnym samopoczuciem, gdy osiągnę zamierzony cel. Nie miałem pojęcia czego chce bardziej –zwycięstwa nad sobą czy Daniela.
  Westchnąłem bezgłośnie, zdjąłem z nosa oprawki i przetarłem grzbiet nosa. Poczułem na sobie wzrok Eveline, a po chwili także usłyszałem jak ta wstaje ze swojego miejsca i zmierza w moim kierunku. Szybko spakowałem swoje rzeczy do torby, a gdy zawisła nade mną –wsłuchałem się w jej głos, przyjmując z pewnym zdenerwowaniem treść słów, których spodziewałem się usłyszeć.
  -Masz wolny wieczór? –spytała, uśmiechając się nieznacznie. Namyślenie się nad odpowiedzią zajęło mi zaledwie sekundę, ale postanowiłem opóźnić moment konfrontacji o kolejne kilka, kiedy podnosiłem się z siedzenia i wieszałem torbę na ramieniu. Dopiero, gdy już mogłem spojrzeć jej w oczy, postanowiłem się odezwać.
  -Jeżeli chcesz zaproponować spotkanie, niestety będę zmuszony odmówić –wymamrotałem wcześniej przestudiowaną pod każdym kątem formułkę. Na jej twarzy odbiło się kolejno kilka emocji –zawahanie, niepewność i niewypowiedziane pytanie. Wyminąłem ją i ruszyłem powoli w kierunku wyjścia z sali. Ta podążyła za mną, mając nadzieję na jakieś wyjaśnienia. Na dobrą sprawę, nie ma prawa na nie nawet liczyć.
Jednakże, ze względu na to, że łączy nas wieloletnia wzajemna sympatia, postanowiłem wypełnić jej wolę.
  Wyszliśmy przed budynek, ja zrównałem się z jej tempem.
  -Obawiam się, że nasza relacja rozwija się w nieodpowiednim kierunku. –Ciekawość Eveline wciąż pozostała niezaspokojona. –Gdybym się zgodził na spotkanie, pewnie zinterpretowałabyś moje zamiary błędnie –dodałem, w gestii dalszego wyjaśnienia.
  -Myślałam, że będziemy mogli do siebie wrócić, Zack –odparła z rezerwą, mierząc mnie przy tym wzrokiem.
  -Nie będziemy mogli, Ev. –Niemal przewróciłem oczyma, w ostatniej chwili się powstrzymując.
  -Masz kogoś? –Tym razem nie opanowałem się w porę bowiem jedyną reakcją na tak banalnie brzmiący wyrzut mógł być tylko ten lekceważący ruch gałkami.
  -Nie –niemal warknąłem i włożyłem między wargi papierosa. –Jestem zajęty. Nie mam czasu na wiązanie się z kimkolwiek. –Podpaliłem końcówkę papierosa i zaciągnąłem się nim głęboko.
  -Przestań kłamać w żywe oczy komuś, kto spędził z tobą na tyle dużo czasu, żeby wiedzieć, kiedy próbujesz się wykręcić od prawdy. –Posłałem jej mordercze spojrzenie, oblizałem wargę ze zdenerwowaniem i znów się zaciągnąłem. Minęła dłuższa chwila nim zdecydowałem się ponownie odezwać. Wszystko poszło zdecydowanie zbyt gładko.
  -Jestem gejem –wypaliłem ciszej, wbijając swoje spojrzenie w chodnik i przydeptując papierosa butem.
  -Dwa dni temu nie zachowywałeś się jak gej –syknęła oskarżycielsko.
  -Daj spokój –wymruczałem kpiąco –Nawet cię nie tknąłem.
Zacisnąłem szczękę, gdy fala bólu znów rozlała się po mojej twarzy zapewne za sprawą rozwścieczonej Eveline. Przez chwilę pozwoliłem swojej głowie trwać w tej samej pozycji, którą podyktowało jej wcześniejsze uderzenie. Parę sekund później, znów zwróciłem swoje oblicze przodem do wściekłej Eveline. Nie była zrozpaczona, była zdenerwowana i zła za to jak ją potraktowałem. No i może też troszkę wyprowadziłem ja z równowagi swoimi słowami. Pewnie gdyby mogła, przywaliłaby mi jeszcze raz.
  -Popierdoleniec –wycedziła zanim odwróciła się i zniknęła mi z oczu.
Dopiero wtedy złapałem za się za policzek i syknąłem z bólu. Kurwa mać! Co z wami jest dzisiaj nie tak?!
 
  Mimo, że całą rozmowę z dziewczyną, każdą jej reakcję dokładnie przewidziałem –wciąż zastanawiałem się czy to co zrobiłem, było dobrym wyjściem i tym lepszym wyborem. Kalkulowałem ewentualne skutki przez całą drogę do domu autobusem. Powrót komunikacją miejską był całkiem niezłym pomysłem. Miałem nadzieję, ze zerwanie wszelkiego kontaktu z Ev także należało do grona moich dzisiejszych wspaniałych decyzji.
  Przez własne rozkojarzenie, prawie przegapiłem przystanek, na którym miałem wysiąść i w ostatniej chwili przeleciałem przez drzwi i wyskoczyłem na chodnik. Mruknąłem pod nosem przekleństwo, kiedy na nos spadła mi pierwsza kropla deszczu. Pospiesznie ruszyłem przed siebie, a pod blok, w którym mieszkałem dotarłem już  kilka minut po tym jak na dobre się rozpadało. Włosy przylepiły mi się do twarzy, a płaszcz i buty przemokły. Kto to widział deszcz w Los Angeles? Nikt by się tego nawet w zimie nie spodziewał.
  Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zrzuciłem torbę na ziemię i szybko rozebrałem się z płaszcza i zdjąłem buty. Wparowałem do salonu, zaalarmowany specyficznym zapachem rozchodzącym się nie tylko po całym mieszkaniu, ale też na całej klatce schodowej.
  -Nie czujesz jak to jebie?! –zawołałem z wyrzutem i począłem otwierać okna, kompletnie nie zważając na to, że parę zabłąkanych kropel może znaleźć się na posadzce –Kto ci pozwolił robić z mojego mieszkania komorę gazową?! –kontynuowałem obrzucanie chłopaka pretensjami.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#208PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 24, 2015 8:06 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Siedziałem tak rozwalony na połowie szerokości kanapy, popalając blanta aż w którymś momencie ten denny film faktycznie zaczął spełniać swoją rolę i wywołał całkiem szeroki uśmiech na mojej twarzy. Mogłem w końcu choć trochę się rozluźnić i głupio śmiać z idiotyzmów, które mogły bawić jedynie skończonych debili. No i ludzi po maryśce, zdecydowanie. Poczęstowałem się kolejnym buchem, zapijając go kawą. Sięgnięcie po kubek przyszło mi z niemałym trudem, bo w obecnej chwili oderwanie się od oparcia i wychylenie w stronę stołu, a potem poprawne chwycenie uszka nie należało do zbyt łatwych zadań. Ale ponieważ w końcu udało mi się to zrobić, spokojnie mogłem palić dalej. Dopóki przestanę ogarniać co się tak właściwie dzieje. Tak, całkowite odmóżdżenie powinienem zafundować sobie już dawno, lecz niestety nie mogłem tego zrobić przez zwykły brak czasu i jakby nie było, również przez Zacka. W końcu jest byłym narkomanem i choć trawka nie należy do twardych narkotyków, a w moim mniemaniu w ogóle nim nie jest, to jednak dla osoby, która wyszła z nałogu mogłaby być przyczyną powrotu do niego. Zupełnie jak lampka wina dla alkoholika po odwyku. Ale ponieważ teraz Zacka nie było, a ja miałem wolną chwilę, mogłem w końcu pozwolić sobie na trochę relaksu. Bez tabletek, bez nerwów, bez całego tego gówna.
W którymś momencie sam przestałem rozumieć co tak właściwie przyprawia mnie o ten histeryczny śmiech. Ale było dobrze. Dopóki było dobrze, nie musiałem mieć sensownych powodów. Przecierając kącik oczu, zarejestrowałem ruch obok swej nogi. Uśmiechnąłem się lekko widząc tego czarnego szczura, który w końcu zdecydował się wskoczyć na kanapę i przysiąść obok mego uda.
- Co Ramon, chcesz zajarać? - Posłałem mu szeroki uśmiech widząc pytające spojrzenie kocich oczu i niewiele myśląc, albo nie myśląc wcale, zaciągnąłem się raz jeszcze, chuchając wydychanym powietrzem wprost na czarny pyszczek. - Ty też zasłużyłeś na trochę kociego relaksu. - Moja duża dłoń spoczęła na małej główce, a palce machinalnie zaczęły drapać miejsce za uchem. Z westchnięciem położyłem głowę na oparciu i utkwiłem wzrok w suficie. - Nawet nie masz z kim pogadać. Ciekawe czy dogadałbyś się z Ceresem i Orkusem. Może byście się polubili. Arnie też jest fajny, mówię ci. - Czy ja właśnie zacząłem rozmawiać z kotem? Zmarszczyłem brwi, przekręcając głowę na bok, by spojrzeć na Ramona i parsknąłem śmiechem niemal natychmiast jak go ujrzałem. Leżał na plecach z wywalonym językiem i z przejęciem wpatrywał się w sufit, robiąc dziwne ruchy jedną z łapek. Kolejne pół godziny spędziłem na śmiechu i dopalaniu jointa. Spalenie całego samemu naturalnie nie było zbyt dobrym pomysłem, gdyż zarówno kot jak i ja, upaliliśmy się do tego stopnia, że w pewnym momencie zorientowałem się iż cały czas mamroczę coś pod nosem. Co to było i o czym było, nie mam pojęcia. W każdym razie, nie wiem ile czasu, siedziałem w całkowitej ciszy patrząc się w jeden punkt i bełkocząc refleksje życiowe. Z czasem Ramon zaczął wtórować mi cichymi miauknięciami.
Najwidoczniej czasu musiało minąć sporo, bo gdy poczułem się nieco lepiej, a przynajmniej odzyskałem z powrotem część swojego mózgu, film już dawno nie grał, a w korytarzu rozległy się czyjeś kroki. Naturalnie te musiały należeć do Zacka, a to znaczyło, że skończył zajęcia. Więc naprawdę trochę mi zeszło na tym mówieniu do siebie. Uchyliłem przymknięte (a może tylko mi się tak wydawało?) powieki, zerkając w stronę wejścia. Ramon zaś poderwał gwałtownie głowę, wpatrując się rozszerzonymi źrenicami w przestrzeń za sobą. Po wykonaniu kolejnych niespokojnych ruchów głową, położył ją z powrotem przy moich kolanach.
Nie robiąc sobie nic z oskarżycielskiego wzroku i wyjątkowo nieirytujących krzyków Zacka, posłałem mu leniwy uśmiech, nie robiąc żadnych innych, zbędnych ruchów, które wymagały wysiłku. A ja, chyba nie muszę mówić, siły nie miałem teraz na nic. Nawet na okazanie jakiejkolwiek skruchy. No ale jakby nie było, w ogóle jej nie czułem.
- Nie czuję. - Mówiłem prawdę. W końcu nie czułem żadnego jebania, jak to określił Zack. A żałuję, bo zapach trawki zawsze wpływał na mnie kojąco i był jednym z tych, które naprawdę lubiłem. Jest również jednym z tych zapachów, przez których istnienie żałuję odebranego zmysłu węchu. A z reguły nieczęsto się tak dzieje, bo dzięki wypadkowi mam wyostrzone inne zmysły, między innymi dotyk, który od tamtego czasu odczuwam znacznie wyraźniej. Nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego jest to warte utraty węchu.
Zaśmiałem się słuchając marudzenia Zacka i obserwowałem jak lata po całym pomieszczeniu otwierając wszystkie okna. O zgrozo, pomyślałem, że jest całkiem uroczy. Ze zdziwieniem odnotowałem fakt, że pada.
- Zachowujesz się jak niedopieszczana żona, Zackie. - Na moich ustach wciąż gościł pełen rozbawienia uśmiech. Mimika była jedynym co zmieniało się teraz w moim ciele, bowiem na nic innego nie miałem siły, przez co od dłuższego czasu siedziałem w jednej pozycji, z głową położoną na oparciu i jedną z dłoni na niepewnie wierzgającym się Ramonie, który to przyznał mi rację cichym miauknięciem.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#209PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyNie Paź 25, 2015 6:37 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


  Widok, który zastałem po wejściu do mieszkania, zmieszał mnie na tyle, że nie zdążyłem na niego odpowiednio zareagować. Żeby rozważyć to zajście, najpierw musiałem przewietrzyć cały dom, który cały był skąpany w gęstym i dławiącym oparze. Nie miałem pojęcia dlaczego Danielowi to nie przeszkadzało podczas, gdy mnie szczypały oczy.
  Przystanąłem przy oknie, by odetchnąć świeżym powietrzem, a Danny obwieścił mi, że wcale niczego rzeczywiście nie czuje, czego zdążyłem się domyślić. Nie bez powodu pytanie, które zadałem było retoryczne. Curtis jest najwyraźniej na tyle upalony, że niewiele do niego dociera.
Dymna zasłona opadła, ja mogłem bezpiecznie usunąć się spod okna i otaksować dziwnym spojrzeniem sylwetkę rozbawionego Daniela. Niespecjalnie miałem ochotę pytać, co go tak bawi w tej chwili. Równie dobrze wcale nie musiało to być nic konkretnego.
  Nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta, kiedy moich uszu dotarło autorskie porównanie Curtisa. Dobry humor jest zaraźliwy. Zwłaszcza w momencie kiedy jestem zmuszony biernie korzystać z unoszącej się w powietrzu fazy.  
  -Tak też się czuję –wymamrotałem, wciąż rozbawiony i w świetnym humorze. Musiałem przyznać, że nawet Daniel potrafi wyglądać czasami w moich oczach względnie rozkosznie. Tym bardziej taki zadowolony z siebie wydawał mi się zupełnie rozbrajający.
  -Gdybyś o mnie należycie dbał, nie byłbym taki marudny –odparłem, niewiele właściwie myśląc nad tym, jakie słowa opuszczają moje usta. Chwilę jeszcze patrzyłem na mężczyznę rozwalonego na mojej kanapie, gdy mój wzrok mimowolnie przesunął się na obecnego tu Ramone’a. Zmarszczyłem momentalnie brwi, ramiona same z siebie skrzyżowały się pretensjonalnie na piersi, a oskarżycielski  wzrok spoczął kolejno na Danielu.
  -Ty świrze –prychnąłem i sięgnąłem po otępiałego zwierzaka, który bezwładnie pozwolił manewrować swoim ciałem w moich ramionach, gdy go zamykałem w uścisku, który miał go niejako ochronić przed Danielem. –Ujarałeś mi kota, Curtis pojebie.
Odeskortowałem zwierzaka do sypialni, ułożyłem go na łóżku i zamknąłem za sobą drzwi. Trochę minie zanim się otrząśnie.
  Wróciłem do sypialni, Daniel właściwie się nie ruszył z miejsca. Wyjątkowo nie czułem potrzeby, żeby uprzykrzyć Danielowi życie swoim narzekaniem. Milczałem więc, gdy niespiesznie ruszyłem do łazienki po ręcznik. Z materiałem na głowie znów się pojawiłem w salonie.
Daniel wciąż bez zmian. Zastanawiam się czy cokolwiek jeszcze kontaktuje. Wydaje mi się, że Curtis jest na tyle imponującym (rozmiarami!) mężczyzną, by nie dać sobie odebrać resztek rozumu kapką ziółka.
  Przyjrzałem mu się badawczo, przekrzywiając głowę i trąc włosy leniwie ręcznikiem.
  -Jak się czujesz, kochanie? –spytałem, używając tonu skrajnie  przepełnionego kpiną. Pewnie czuł się wprost wspaniale.
Zbliżyłem się do kanapy, a zawisnąwszy nad chłopakiem nie przerywałem suszenia włosów. Przyglądałem mu przez następne pare sekund z tej pozycji po czym przycupnąłem na kanapie, w komfortowej odległości od Daniela. Przełączyłem telewizor na jakiś kanał, zamiast dalej pozwalać urządzeniu trwać w bezwzględnej ciszy i nieużytku. Począłem bez celu przeskakiwać po programach, zatrzymując się na milisekundę dłużej na kanale z wiadomościami, rejestrując nudną informację o  przechwyconych kutrach z bronią spokojnie żeglujących w kierunku kontynentu, by w następnej chwili znów pozwolić sobie podjąć dalszą tułaczkę przez kanały. Ostatecznie stanęło na kreskówkach. Podkuliłem kolana pod brodę.
  Daniel.
Zastanawiało mnie, czy może on wiedział o nas więcej niż ja. Może sam dostrzegał coś, czego ja nie potrafiłem. Naszą relację, kim dla siebie jesteśmy i dlaczego cały czas wszystko sprowadza się do niego, gdy przychodzi mi dokonywać wyborów bezpośrednio związanych z moimi własnymi uczuciami.
Ponownie zerknąłem w jego kierunku i błyskawicznie odwróciłem wzrok, chcąc zachować przynajmniej resztki swojej godności i błądzić najdyskretniej, jak się da.
Łatwiej byłoby po prostu zapytać. Tylko tak trudno jest mi dobrać odpowiednie słowa, kiedykolwiek się do niego odzywam. Próbuję uchodzić przy nim za silniejszego mimo, że obaj wiemy, że jest inaczej, a Danny tym bardziej widział mnie już w dużo gorszej sytuacji. I był wtedy na tyle blisko, by dostrzec każdy najmniejszy szczegół mojego drobnego załamania. Teraz, gdy mam minimalny wpływ na zmianę swojego postrzegania w oczach Daniela, chwytam się każdej możliwej opcji, okazji i szansy, by udowodnić przed nim i samym sobą, że jestem w stanie zrobić wszystko. Sam. Zwyczajnie jest już trochę za późno, żeby udało mi się to dowieść tak łatwo.
  Coś w mojej kieszeni zawibrowało, sygnalizując nadejście wiadomości na numer telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni, a jedno spojrzenie na ekran, sprawiło, że momentalnie schowałem go z powrotem. Sądziłem, że Eveline będzie miała więcej wstydu, by chociaż zadzwonić z przeprosinami i więcej rozumu, by  zdawać sobie sprawę z tego, że to koniec. Widocznie moje oczekiwania były zbyt wygórowane, żeby dziewczyna mogła im podołać. Westchnąłem męczeńsko i osunąłem się po oparciu kanapy w dół. Wyzyskany.
Nawet nie zauważyłem momentu, w którym cały mój dobry humor zniknął bez śladu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#210PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 31, 2015 12:34 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Gdy ujrzałem uśmiech Zacka, kąciki mych ust nie mogły nie unieść się jeszcze wyżej, więc przez dłuższy czas siedziałem i szczerzyłem się w jego stronę jak niedorobiony intelektualnie. Podobny wyszczerz na mojej twarzy gościł bardzo nieczęsto, więc w zasadzie nie dziwiło mnie, iż dałem tym powód do wesołości Pettersonowi. Musiał to być doprawdy osobliwy widok, lecz nawet świadomość tego zupełnie mi nie przeszkadzała. Właśnie dlatego tak bardzo lubię jarać skręty. Gdybym mógł, zapewne codziennie chodziłbym upalony. Lecz niestety, moja praca zdecydowanie na to nie pozwala. Płatny morderca z opóźnionym zapłonem i szerokim uśmiechem na ustach nie przedstawiałby się zbyt pozytywnie. O ile można mówić o jakichkolwiek pozytywach względem morderców. A taki paradoks. A może nie? Co za różnica, mając wykształcenie gimnazjalne nie muszę przecież wiedzieć czym jest cholerny paradoks. Ale nie, nie o tym miałem... Zack.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc uwagę chłopaka i posłałem mu znaczące spojrzenie, które musiało wyglądać wręcz przerażająco znacząco biorąc pod uwagę to, że prawdopodobnie nie miałem teraz oczu. Ramon też. Wyglądał śmiesznie z przymrużonymi ślepiami. Jakby chciał komuś wpierdolić. Kot skinhead szukający problemu na mieście i zaczepiający wyuzdane kotki. Zaśmiałem się głośno, oczywiście nie wtajemniczając Zacka w powód swego nagłego wybuchu. Po chwili zresztą sam o nim zapomniałem i spróbowałem skupić całą swą uwagę na chłopaku.
Więc nie dbam o niego? Oczywiście, że dbam i to pod każdym względem. Gdyby mi na to pozwolił, już dawno bym go zerżnął, a potem robił to z nim znów, znów i znów aż byłby tak dopieszczony, że nie mógłby usiąść na tyłku. Uśmiechnąłem się raz jeszcze, mimowolnie widząc tę perspektywę oczami wyobraźni. Och, zapewne Zack nawiązywał do mojej ostatniej odmowy. A może tylko przypadkiem tak to zabrzmiało? Nic nie dzieje się przypadkiem Curtis. Pokręciłem głową, odkładając to co pozostało po skręcie na stół, by już po chwili znów przenieść cały ciężar ciała na oparcie kanapy.
Parsknąłem śmiechem, gdy odnotowałem, że mój słodki współlokator w końcu zarejestrował obecność kota, a na dodatek upalonego kota, czego nie mógł nie skomentować.
- Sam się ujarał, mówię ci. Fajnie nam się rozmawiało. Opowiadałem mu o - uciąłem, marszcząc z przejęciem brwi, po czym westchnąłem bezsilnie kładąc głowę na oparciu. Nieważne. Od tych wszystkich słów zaschło mi w buzi. Z żalem powiodłem wzrokiem za swym towarzyszem do palenia, odeskortowanym w jednej chwili do sypialni. Czułem się zmęczony, więc nie wykonywałem żadnych zbędnych ruchów i wpatrując się w ścianę po prostu odpoczywałem, myśląc chyba o wszystkim o czym tylko mogłem. O ojcu przede wszystkim. Im bliżej było spotkania tym więcej niepokojących myśli wypełniało moją głowę, przez co w końcu przeważyły nad tymi krążącymi wokół Zacka. Czyżbym się stresował? Tak, chyba jestem na tyle dojrzały, że potrafię przyznać to przed samym sobą. Nie widziałem tego skurwiela od lat i na dobrą sprawę, nie jestem pewien czy dobrze pamiętam jego zachlany ryj. Być może na dobre zapomniałbym jego wizerunek, gdyby nie to, że lustrzane odbicie przypomina mi o tych parszywych rysach twarzy i przeszywającym, ostrym spojrzeniu. Dlaczego akurat ja musiałem przejąć tak dużą część genów właśnie po nim? Zapewne poświęciłbym tej kwestii kolejną godzinę, lub więcej, gdyby nie powrót Zacka, na którym to tym razem skupiłem całą swoją uwagę. Moja faza chyba przeszła już przez moment kulminacyjny. Zrobiłem się głodny.
- Wspaniale, kochanie - mruknąłem w odpowiedzi, z lekkim uśmiechem przeszywając na wskroś sylwetkę Zacka, dopóki uniemożliwił mi to zmianą pozycji i wiążącym się z tym posadzeniem dupy na kanapie obok mnie. Moja podświadomość dała o sobie znać, mówiąc, że to pieszczotliwe słowo wypowiedziane tym delikatnym tonem zabrzmiało nader wiarygodnie. Zbyt dobrze i szczerze. Szczerze? Przecież to nie było szczere. Tylko się droczymy. Tylko.
A tak poza tym, nie czułem się wspaniale. Choć lepiej niż zazwyczaj.
Nie znajdując lepszej opcji na tę chwilę, wlepiłem swój obojętny wzrok w telewizor, którym to zainteresował się również Zack dzierżący w swej dłoni pilota. Obrazy przewijające się na ekranie nie zaskarbiły sobie mojej uwagi, dopóki to nie zahaczyły o kanał z wiadomościami. Marszcząc brwi oderwałem powoli plecy od oparcia i bez słowa sięgnąłem po pilota, wyjmując go z ręki chłopaka, przez co już po chwili kreskówki ustąpiły miejsca wspomnianym wiadomościom. Zmrużyłem oczy próbując wsłuchać się w treść i przekląłem cicho widząc ujawnioną twarz handlarza, którego broń przechwycono. Gdyby nie zioło, moja reakcja z pewnością wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie było dobrze.
Sięgnąłem po komórkę chwilę przed tym jak ta zaczęła dzwonić z równoczesnym wyświetleniem imienia mego współpracownika na ekranie. Odebrałem bez chwili zastanowienia, wciąż z przejęciem wpatrując się w ekran telewizora. Zupełnie zapomniałem, że tuż obok mnie siedzi Zack. Odpaliłem papierosa skupiając się na głosie zaaferowanego Luisa.
- Widzę Lu, mam włączone wiadomości. - Wypuściłem dym, analizując w głowie co tak naprawdę oznacza dla nas pierdolona porażka Henricka. Wbrew pozorom, oznaczała bardzo dużo i z całą pewnością Drake w tej chwili wewnętrznie szalał z wściekłości. Od początku istnienia mafii żaden nasz człowiek nie dał się tak bardzo wkopać, a jeśli już kogoś złapano, dzięki znajomościom i wtykom, obchodziło się bez echa. Fakt, że w publicznych wiadomościach mówiono o naszym człowieku, na dodatek o tym, który zajmował się przemytem i handlem bronią, był bardzo złą wróżbą i zdecydowanie dużym problemem.
- Podejrzewam, że będziemy musieli pojechać do Las Vegas - usłyszałem, na co zareagowałem odruchowym wzruszeniem ramion.
- Robota dla informatyków, nic tam po mnie. Pogadamy o tym później, jestem zajęty. - Zaciągnąłem się, przeczesując splątane włosy. Odrosło ich na tyle dużo, że wyglądały co najmniej chujowo. Powinienem wybrać się do fryzjera.
Rozłączyłem się, opadając z powrotem na oparcie i z grymasem na twarzy jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w telewizor. A potem przypomniałem sobie o Zacku, ku któremu już zaraz podążył mój wzrok.
- Z kim mnie zdradzasz Zackie? - posłałem mu swobodny uśmiech, robiąc wymowny ruch głową w stronę smartphone'a, którego przed chwilą schował. Oczywiście moje słowa zachowane były w formie żartu, choć faktycznie w pewien sposób interesowała mnie odpowiedź. Nie dlatego, że obchodziło mnie z kim esemesuje chłopak, ale dlatego, że przez tego kogoś z jego twarzy na dobre zniknął uśmiech i wydał się dziwnie przybity. To z kolei sprawiło, że faktycznie zainteresowała mnie kwestia nadawcy.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#211PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 31, 2015 1:46 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


W pewnym momencie, spomiędzy moich palców został porwany pilot, którym zmieniałem co nudniejsze kanały. Spojrzałem się na Daniela, zmieszany i zdezorientowany. W pewien sposób oburzony zuchwałością mężczyzny. Już chciałem nawet coś powiedzieć, gdy Daniel okazał się zainteresować czymś naprawdę konkretnym. Tym obiektem jego zaciekawienia stał się program informacyjny. Zmarszczyłem brwi, rzuciłem Danielowi srogie spojrzenie, a to wszystko pogłębiło się wraz z  sygnałem nadchodzącego połączenia na telefon Daniela. Moje oblicze złagodniało, a wzrok wlepiłem w telewizor. Curtis odebrał telefon przy mnie więc było to na tyle pilne, że nie dopilnował tego, by się ulotnić z pokoju. A może był zbyt naćpany, żeby pomyśleć o zabezpieczeniach. Na ten fakt –uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Dla kogoś, kto nie ma swoich podejrzeń czy chociaż nieśmiałych domysłów –rozmowa zasłyszana na boku, wiadomości w mediach nie miałyby wcale istotnego połączenia. Znaczy, gdyby się nad tym zastanowić –wszystko brzmiało na tyle jednoznacznie, że nawet debil by się zorientował. Gdyby chciał. Gdyby zwrócił uwagę.
Rozbawiło mnie to więc jeszcze bardziej. Niestety, nie była to szczera wesołość. To uczucie było gorzkie i tajemnicze. Tak samo przepełnione konspiracją jak sam Danny. W jednej chwili –moja mimika wróciła do normy.

Miałem złe przeczucia. Były na tyle złe, że musiałem uwierzyć swojej intuicji –zawodnej na tyle, że zazwyczaj nie chciałem jej ufać. Tym razem, ta świadomość zwyczajnie nie pozwalała mi się odsunąć gdzieś na bok. Tłukła się po moim mózgu. Nierozwiązana zagadka, błagająca o odnalezienie jej rozwiązania. Jak gdyby była małomiasteczkowym zabójstwem prostytutki. Nic szczególnie wartym uwagi, a jednak na tyle interesującym by w końcu stać się częścią rytuału. Ceremonii dorosłości. Awansem w karierze detektywa.

Poprawiłem się na kanapie, przejechałem palcami po włosach i starałem się nie dać po sobie poznać, że podsłuchuję, powoli łącze na swój sposób jakieś fakty i planuje swoje dalsze kroki w kierunku podążenia właściwym odgałęzieniem tych mafijnych zatargów, z którymi Daniel miał jakieś chore, zbyt bliskie powiązanie. W udawaniu byłem niemal prawdziwym mistrzem, więc rozluźniłem się, ziewnąłem na pokaz –oczywiście nie na tyle ostentacyjnie by wydało się to podejrzane –żeby w końcu sięgnąć z powrotem po utraconą własność, czyli pilot. Zerknąłem badawczo na Curtisa, jakby szukając pozwolenia dla tego, bym mógł przełączyć na swój ulubiony kanał.

Daniel na pewno nie uwierzy w to, że nijak mnie to nie zaciekawiło, że nic nie podsłuchałem i że mało mnie to w ogóle obchodzi co się dzieje wokół mnie. Byłem tym, co się działo wokół. To robię całe życie –obserwuję, szukam rozwiązań, analizuje. Nie, Danny na pewno za niedługi czas zorientuje się w powadze sytuacji. Ale wtedy już będzie o wiele za późno. I choć obiecałem sobie, że informacji na temat Curtisa nie będę szukał –chcę zobaczyć wszystko, co kryło się w tych rozmowach, tajemniczych wypadach, broni, którą trzymał cały czas w zasięgu kilkunastu metrów.
Gdy Daniel powrócił na miejsce, już schowałem telefon do kieszeni. Danny odzyskał trochę wartkości umysłowej, odżył intelektualnie. Znaczy, wciąż był ujaranym pajacem, ale przynajmniej artykułował słowa w odpowiedni sposób i już trochę mniej sprawiał wrażenie…takiego jakim był jeszcze przed chwilą zanim podekscytowanie nie wypłukało z niego toksyn. Zastanawiałem się czy to dobrze.
Uśmiechnąłem się nieco przekornie. Jestem pewien, że wyglądało to dość sztucznie, niemal niepokojąco podle. Byłem tego pewien, gdy moja górna warga zadrżała niebezpiecznie. Powoli zwróciłem swój wzrok na Daniela. Milczałem dłuższą chwilę, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Mój niewesoły uśmiech się poszerzył. Dlaczego teraz miałbym być aż tak wkurzony, jak jestem?
  -Z nikim cię nie zdradzam –wymruczałem powoli podwyższonym tonem głosu, brzmiąc jak zmanierowany nastolatek przed mutacją.
Westchnąłem przeciągle. Zamrugałem dwa razy i sięgnąłem dłonią do swoich ust, przejeżdżając po nich opuszkami. Spróbowałem odzyskać równowagę.
  -To mama –warknąłem, kłamiąc gładko. –Od pewnego czasu chyba próbuje mnie wysłać do szpitala –dodałem. Zresztą, to kłamstwo przyszło mi tak łatwo, ponieważ właściwie nim nie było. Być może w tej chwili nie esemesowałem z matką, ale fakt, że kobieta proponowała mi kilka podobnych wyjść jest smutną prawdą.
  -Na dobrą sprawę, już dawno powinni byli mnie tam zamknąć zamiast prowadzać mnie po kuratorach i kolejnych psychiatrach –wydukałem cicho i sięgnąłem po swoje fajki spoczywające w obecnej chwili na stoliku. Wyciągnąłem z paczki jednego papierosa i zatknąłem go między wargi, odpalając końcówkę. Ogrom intymnych smaczków z mojego życia powinien skutecznie zbić z tropu Curtisa, zmienić tor jego myśli i nie pozwolić by węszył pośród moich misternych planów.
  -Nie mogą mnie zamknąć –warknąłem i agresywnie zaciągnąłem się fajkiem, podciągnąłem kolana pod brodę i przytuliłem je do siebie mocniej. -Nie teraz.

Powoli dopalałem papierosa. Nie byłem starym dziadem, żeby pozbywać się mnie w ten sposób, oddawać do kosztownych umieralni i poczekać aż znowu stwierdzą, że nie, nie potrafią tego do końca wyleczyć, kiedy pacjent nie chce współpracować i cały czas odmawia wykonywania rutynowych czynności, nie mówiąc już o zharmonizowaniu się z terapeutą czy grupą wsparcia.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#212PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 31, 2015 2:50 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Oczywiście wiedziałem, że Zack słyszał całą rozmowę i choć próbował pokazywać co innego, jestem pewny w niemalże stu procentach, że się na niej skupił na tyle, by wyłapać pewne fakty. Nie przejąłem się tym nie tylko dlatego, że byłem w stanie rozluźnienia, ale także dlatego, że nie przeszkadzały mi jakiekolwiek domysły Zacka, dopóki te pozostawały jedynie domysłami. W końcu to co widział i słyszał do tej pory mówiło samo przez się, iż nie zajmuję się niczym legalnym i nie trzeba być geniuszem, by to zrozumieć. Ale na czym dokładnie polega moja praca i jakie paragrafy narusza, Zack nie mógł wiedzieć, w związku z czym ja nie miałem powodów, by się przejmować. Choć faktycznie mogłem pod byle pretekstem opuścić salon, gdy zadzwonił Luis. Ale nasza krótka rozmowa przecież na nic konkretnego nie wskazywała i wciąż nie była żadnym dowodem na to, że mam coś wspólnego z pokazywanym w telewizji handlarzem. Zack mógł tylko przypuszczać, że tak jest, zaś jego przypuszczenia nie były już moją sprawą. Dopóki nie miał pełnej świadomości, było dobrze. Gdyby zaś ją posiadł, wtedy mógłbym martwić się o dalsze kroki. Nikt spoza rodziny nie wie czym się zajmuję i musi tak pozostać, dlatego też, gdyby chłopak przypadkiem, lub nie przypadkiem dowiedział się szczegółów, problem nie leżałby tylko w naszej relacji. Z biznesowego punktu widzenia stałby się zagrożeniem, a nasza polityka mówi między innymi o tym, że zagrożenia należy eliminować. Nie muszę więc chyba tłumaczyć jak bardzo źle byłoby, gdyby mój drogi współlokator zaczął wnikać. Niekoniecznie poprzez rozmowę, ale choćby przez własne środki, których - nie wątpię - ma sporo. W końcu jest informatykiem, a ja nie jestem głupi i wiem, że gdyby chciał, mógłby podjąć się próby szperania w moich danych. Z drugiej strony Zack również nie jest kretynem i przypuszczam, że domyśla się, iż natychmiast dowiedziałbym się o próbie, lub nawet o włamaniu na serwer zawierający informacje o mojej osobie. Nie pracuję tylko z Luisem. Z nim po prostu kontaktuję się bezpośrednio i wszystko uzgadniamy razem. Oprócz niego mam bliźniaków, a oni na spółkę z blondynem pilnują między innymi tego, by moje dane pozostały bezpieczne. Gdyby ktoś chciał je wykraść, lub po prostu zajrzeć, dowiedzieliby się kto to jest, a przynajmniej gdzie stacjonuje. Nie wątpię oczywiście w umiejętności mego drogiego przyjaciela, ale jednocześnie znam bardzo dobrze możliwości mojej trójki. Nie wspomnę o przewadze liczebnej.
Wracając, dopóki Zack nie miał żadnych konkretów, byłem spokojny i dlatego też mogłem oddać się dalszemu rozluźnianiu, skupiając wzrok na jego słodkiej buźce. Słodkiej, dopóki nie usłyszał mojego pytania, na które zareagował zdecydowanie zbyt gwałtownie i emocjonalnie. A taka reakcja zazwyczaj oznacza jedno. Zmarszczyłem brwi i spiorunowałem chłopaka chłodnym spojrzeniem, słuchając z dystansem tego, co mówił. Zmrużyłem powieki słysząc odpowiedź, w którą zwyczajnie nie uwierzyłem. Być może nie zarzucałbym mu kłamstwa, gdyby nie wszystkie bodźce, które wręcz krzyczały, że jego słowa znacznie mijają się z prawdą. Nie mama do niego napisała i dobrze to wiedziałem. Nie tylko przez jego reakcje i zwykłą mowę ciała, ale także dlatego, że wiem, że gdyby Janine coś chciała, z całą pewnością wykonałaby telefon, zamiast bawić się w sms'y. A już szczególnie jeśli chciałaby poruszyć temat, na który zaraz wszedł Zack, ewidentnie próbując odciągnąć moją uwagę od głównego wątku. Zapewne udałoby mu się to jeszcze kilka minut temu, ale w obecnym momencie zdążyłem na tyle otrzeźwieć, że tak oczywiste działanie nie mogło przynieść oczekiwanego skutku. Kręcił i widziałem to aż nazbyt dobrze. Pomimo całego rozluźnienia, poczułem narastającą złość, zastanawiając się co jest na rzeczy. Mimo to, powoli odwróciłem głowę, z wyjątkową nieprzychylnością wpatrując się w niczemu winny ekran telewizora, na którym znów pojawiły się kreskówki.
- Mama... - mruknąłem pod nosem, krzywiąc się nieznacznie i dopaliłem spokojnie fajka, nie patrząc na Zacka, gdy ten kontynuował swój dalszy wywód. Pozwoliłem mu na to przede wszystkim dlatego, że nie chciałem nader mocno psuć sobie nastroju i wnikać w to, z kim takim tak naprawdę pisał, że aż posunął się do kłamstwa. Nie zamierzałem też zachowywać się jak zdesperowany gówniarz, próbując za wszelką cenę odkryć prawdę. Najwidoczniej nie powinienem jej znać. A jeśli powinienem, to dowiem się tak czy inaczej.
- Nikt cię nigdzie nie zamknie - rzuciłem sucho w przestrzeń, bez zainteresowania wpatrując się w telewizor, gdy Zack skończył już mówić. Dopiero po tych słowach, nie odwracając głowy, kątem oka spojrzałem na niebieskowłosego, posyłając mu dość chłodne spojrzenie. Nie powiedziałem nic więcej, po krótkiej chwili znów wracając nim przed siebie. Dezaprobata względem jego zachowania była nader dobrze widoczna i nie mogła umknąć uwadze chłopaka. Nadal jednak nie zamierzałem wnikać, ograniczając się jedynie do napełnienia Zacka świadomością mej własnej świadomości dotyczącej jego jawnego kłamstwa jeśli chodzi o osobę z którą pisał. Bo co do dalszej części jego wypowiedzi, byłem w stanie uwierzyć. Janine po prostu cholernie się o niego martwi i cóż, próbuje robić co tylko może, myśląc, że akurat takie rozwiązanie może być dobre dla Zacka. Ja z kolei wiedziałem, że nie jest i o ile będę miał na to ochotę, wytłumaczę kobiecie dlaczego, a ta, ponieważ jako jedna z nielicznych zawzięcie mi ufa, zgodnie z założeniami odpuści Zackowi gadkę o psychiatrach. Ale mój przyjaciel na razie jakoś nieszczególnie napełnia mnie motywacją do tak dobrotliwych gestów.
- Zamawiam sushi - odbiegłem kompletnie od tematu i grobowej atmosfery, po czym wyciągnąłem iPhone'a spełniając swoją zapowiedź. Byłem przeraźliwie głodny i nie wiedzieć czemu, zamiast pizzy dziś moje podniebienie miała uraczyć surowa ryba. Dawno tego nie jadłem i miałem obecnie bardzo dużą ochotę. No i wolałem zajmować się sushi niż wszystkimi tymi pierdolonymi przekrętami oraz problemami.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#213PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Paź 31, 2015 5:35 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F

Kurwa. Kurwa! Po mojej głowie odbijały się tylko niewypowiedziane, bezsilne przekleństwa. Widząc jak nic nie działa, jak przegrywam i Daniel nie wierzy w ani jedno moje słowo. Miałem szczerą nadzieję, że tym kłamstwem zamknę rozdział z Eveline. Teraz, gdy Daniel mi nie wierzy –stało się to niemożliwe.
Zmarszczyłem lekko brwi, gdy spomiędzy jego ust wydostał się oddźwięk sceptyczności. Zacisnąłem zęby, niemal szczerze oburzony tym, że mężczyzna spodziewa się po mnie najgorszego więc mi nie wierzy –nawet jeżeli słusznie. Zacisnąłem pięści. Przegrałem i nie miałem zamiaru tego ukrywać. Posłałem chłopakowi mordercze spojrzenie, które świadczyło o tym, jak bardzo źle się czuje z tym, że zostałem przez niego pokonany. Nie przywykłem do tego.
Nikt nigdzie mnie nie zamknie. W ustach Daniela zabrzmiało to tak samo nieprzekonująco, jak w mojej głowie. Westchnąłem bezgłośnie i przerwałem teatrzyk. Odsunąłem od siebie kolana, usiadłem na kanapie w sposób odpowiedni i z nonszalancją dopaliłem swojego papierosa poddając się taksowaniu kątem oka przez Daniela. Przyjąłem jego chłodne spojrzenie z ogromną dozą zdenerwowania, złości i frustracji. Fuknąłem pod nosem i agresywnie zgasiłem papierosa w popielniczce. Od razu sięgnąłem po następnego.
  -Nie zdradzam cię –warknąłem, dając się ponieść emocjom i nie kryjąc swojej bezradności.
  –Na dobrą  sprawę nawet nie jesteśmy w związku więc skończ insynuować mi takie debilizmy –dodałem, głośniej. Spiąłem się i drżącymi ze zdenerwowania dłońmi, odpaliłem papierosa.
  -Kurwa mać –syknąłem po chwili i zgasiłem spalonego do połowy fajka w popielniczce bowiem telefon znów zawibrował i nie potrafiłem nad sobą już panować. Nigdy nie potrafiłem panować nad własnym życiem, co dopiero nad emocjami.
Ruszyłem powoli w kierunku sypialni, której drzwi za sobą zamknąłem.
Wyszarpnąłem telefon z kieszeni i odczytałem wiadomość, marszcząc mocno brwi. Wybrałem numer dziewczyny i niemal uderzyłem telefonem o ucho, gdy przykładałem słuchawkę do głowy, by wykonać telefon. Eveline czekała na mój telefon więc odebrała po jednym sygnale. Pierwszym co usłyszałem, gdy podniosła słuchawkę, było ciche „przepraszam”. Westchnąłem przeciągle, chwytając się resztek panowania nad sobą jakie mi zostało.
  -Żałuję, że ci nie oddałem –wycedziłem do telefonu, mrużąc oczy. Nie żałowałem. Nie biję kobiet, jakkolwiek bardzo by mnie nie zdenerwowały. To nie jest kulturalne.
  -To nic by nie zmieniło –odpowiedziałem na jej usprawiedliwienia odnośnie tego, że nie powinna była się zachować w ten sposób, a raczej okazać mi zrozumienie.
  -Właściwe to sądziłem, że masz więcej klasy i dasz sobie spokój –wymruczałem okrutnie. –A tymczasem, ty dzwonisz do mnie niemal błagając mnie o wybaczenie –cedziłem jadowicie –Spójrz w lustro i zastanów się czy kiedykolwiek  byłaś warta tego całego czasu, który na ciebie straciłem.
Nie czekając na jej reakcję, rozłączyłem się. Westchnąłem, powoli wypuszczając powietrze z ust, wziąłem kilka głębokich oddechów i postanowiłem wrócić do salonu.
Wiadomość o tym, że Danny zamówi sushi –nie ucieszyła mnie w tym momencie na tyle, jak ucieszyłaby w normalnych okolicznościach. Lubiłem sushi. Kochałem sushi. Ale byłem wkurwiony i w dodatku bałem się, że zjem za dużo, przytyję i będę wyglądał jak prosie.
Wiedziałem, że nie tędy droga, że to zachowanie niegodne człowieka w moim wieku, ale po prostu pewnych przekonań nie potrafiłem przezwyciężyć. Jedzenie nie przechodziło mi w większości przez gardło, a nie umiałem o tym nawet nikomu powiedzieć. Byłem żałosny.
  -Lubię sushi –powiedziałem na głos i zawisłem z tyłu, nad Danielem siedzącym na kanapie. Wciąż mi nie wierzył i miał rację nie robiąc tego. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego miałoby go to ruszać.
Położyłem mu ręce na ramionach mężczyzny i powoli zamknąłem jego szyję w uścisku moich własnych kończyn. Nie zdradzałem go. To była prawda.
Poczekałem aż chłopak skończy składać zamówienie i zakończy połączenie z restauracją sushi. Gdy tylko tak się stało, postanowiłem się odezwać.
  -”Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę” 1 –wymruczałem mu wprost do ucha, które niemal muskałem w tamtym momencie wargami. –Nie zdradziłbym cię nigdy –dodałem i pozwoliłem sobie złożyć delikatny pocałunek na szyi Curtisa.
Pogłaskałem go po torsie dłonią i ułożyłem na ramieniu swoje czoło. Wciąż stałem z tyłu, przy oparciu i schylałem się by móc przytulać się do Daniela.
  -Nawet, gdybyśmy rzeczywiście byli razem. –Zaśmiałem się krótko, rozbawiony taką perspektywą. Stworzenie z Danielem związku byłoby czymś naturalnym, jak mogłoby się wydawać. Na chwilę obecną czasami sam czuję się oszukany naszą niejasną relacją. Ale czy związku nie powinny tworzyć uczucia? Jakiekolwiek romantyczne uczucia?
  -Gdybym zapytał, pewnie znowu byś mnie odtrącił, prawda? –Ponownie pogłaskałem go delikatnie po klatce piersiowej, podnosząc czoło z jego ramienia i wpatrując się wyczekująco w jego profil. Dam mu drugą szansę, żeby mi odpowiedział zgodnie z oczekiwaniami. Mieszkanie z nim było wygodne, łatwe i przyjemne. Chciałem móc trzymać go u siebie bez poczucia swego rodzaju winy, że wykorzystuję jego cenny czas.
Chciałem także, żeby Daniel domyślał się moich pragnień równie skutecznie co momentów, gdy kłamałem.




1Cytat Romeo i Julia Akt II, Scena II
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#214PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPon Lis 02, 2015 1:13 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Bez udziału żadnych gorętszych emocji patrzyłem na wzburzonego Zacka. Skrzywiłem się jedynie lekko, gdy ten po raz kolejny powtórzył, iż mnie nie zdradza, dodając zaraz, że jest to w zasadzie niemożliwe, bo nie jesteśmy razem. Ma rację, nie jesteśmy żadną parą, ale kurwa, naprawdę mam to gdzieś. Jeżeli faktycznie dałby komukolwiek dupy, zajebałbym i tego skurwiela i samego Zacka. Jest mój, a ja się swoim nie dzielę i choć parą nie jesteśmy, to raczej dość oczywistym jest moje podejście. Gdybym miał pozwalać chłopakowi na puszczanie się z innymi, sam bym go nie tknął. Tak jak już kiedyś wspominałem, nie lubię zużytych zabawek i wcale nie obchodzi mnie poziom własnej hipokryzji. Nie miałem nic przeciwko byciu hipokrytą, choć w obecnym momencie nie mógłbym się nim właściwie nazwać. W końcu nawet Luisowi odmówiłem bzykania i to wcale nie dlatego, że nie miałem ochoty. Nawet jeżeli niekoniecznie chciałem to przyznawać, to jednak wiedziałem, że nie posunąłem się do niczego przez wzgląd na Zacka. Tylko on mnie interesował i perspektywa pieprzenia Luisa nie wydawała się już dłużej tak ciekawa. Co jest o tyle dziwne, że przecież on robi to zajebiście i jest doświadczonym oraz chętnym chłopcem, zaś Zack wręcz przeciwnie. Nie ma doświadczenia, a i jego rozochocenie stało pod znakiem zapytania. Najgorsze, że to chyba właśnie to tak bardzo mnie do niego przeciągało. Jestem jedynym facetem, który go miał i samo to w dziwny sposób mnie podniecało. To, że nie był łatwy i nie od razu dostałem to czego chciałem na pewno również odgrywało dużą rolę. O ile nie główną. Na dobrą sprawę, nadal tego nie zrobiliśmy i z każdym dniem miałem na niego coraz większą ochotę. Inni zwyczajnie przestawali mnie interesować, gdy zestawiałem ich z Zackiem. Tylko on tak mocno mnie pociągał. Lecz tego się z pewnością nie dowie.
- To był tylko żart - skwitowałem z bolesną obojętnością w głosie, przewracając oczami na wyrzut chłopaka. Ja niczego nie insynuowałem i gdyby nie jego gwałtowna reakcja, nie podejrzewałbym nawet, że faktycznie doszło do czegoś między nim a... kimś innym, kimkolwiek on był. Wciąż jednak wolałem wierzyć, że nic się nie wydarzyło. Nawet jeśli wiedziałem, że kłamał, próbowałem wmówić sobie, iż miał do tego inny powód. Nie chciałem wkurwiać się o coś, co nie było pewne, dlatego też z premedytacją wybrałem dogodniejszą wersję.
Gdy wyszedł w celu odebrania telefonu, z westchnieniem podgłosiłem telewizor. Nie byłem nawet ciekaw z kim i o czym rozmawia. Nie miałem siły na myślenie o kolejnych sprawach, podczas gdy do tej pory uzbierało się wystarczająco dużo problemów wypełniających moją głowę. Nie potrzebowałem kolejnych. Zresztą, nie zamierzałem dochodzić prawdy. Zack dobrze wiedział, że jego kłamstwo zostało wykryte, więc jeżeli zechce, powie szczerze i co chodzi. Jeżeli nie, miałem to w dupie. Przynajmniej na razie.
Westchnąłem bezsilnie, czując na sobie ramiona Zacka, który już po chwili cały przylgnął do mojej szyi. Pokręciłem litościwie głową i machinalnie ułożyłem dużą dłoń na jednym z chudych przedramion.
- Wiem, że lubisz sushi - mruknąłem niemrawo, by zaraz potem parsknąć na skutek przytoczonego cytatu. - Sheakspirze. - Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, zbyt zmęczony i zrezygnowany, by denerwować się na Zacka. Jeżeli zarzekał się, że nie zdradził i by tego nie zrobił, nie miałem wyjścia jak tylko dać wiarę jego słowom. Czy choćby udawać, że to robię.
Spoważniałem słysząc do czego zmierza. Na mojej twarzy zawitał mało przyjemny grymas, którego nie powstydziłby się męczennik chrystusowy. Nie podobały mi się tory na jakie zeszła ta "rozmowa". Nie lubiłem deklaracji. Zack to wiedział, a przynajmniej mógł się domyślać. Chyba nie oczekiwał, że go zaskoczę i wyrażę swą aprobatę względem związku. Swoją drogą... On naprawdę chciał w ten sposób zdefiniować naszą relację? Mielibyśmy być parą? Ja i Zack? Związek...
Odwróciłem głowę przodem do twarzy chłopaka.
- Ja nie bawię się w związki Zack - odpowiedziałem sucho, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Wolałem, by wszystko było choć w miarę jasne. Nie czułbym się dobrze, zwodząc chłopaka. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego chciał stworzyć związek, skoro przecież już nic do mnie nie czuje. A chciał, widziałem to. Widziałem i słyszałem ten zawód, powątpiewanie i jakąś nutę nadziei w głosie. Znałem go zbyt dobrze, by móc to wszystko zignorować tak zgrabnie jak wszystko inne. No i liczyłem się z jego uczuciami, o dziwo. - Więc po prostu tak tego nie nazywajmy. - Wplotłem jedną z dłoni w niebieskie włosy. - Ale chcę żebyś był mój. Tylko mój. - Szepnąłem mrukliwym tonem, przybliżając swą twarz jeszcze bliżej Zacka. Mogliśmy być razem. Chciałem tego. Ale tworzenie związku nie wchodziło w rachubę. Coś takiego powinno opierać się na szczerości, zaufaniu, jakichś wyjątkowych uczuciach i wielu innych rzeczach, których między nami nie ma. Nie mogłem wplątać najlepszego przyjaciela w gówno, co zrobiłbym zgadzając się na pieprzony związek. Nie wiedział o mnie zbyt wielu rzeczy i wolałem, żeby tak pozostało.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#215PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPon Lis 02, 2015 3:34 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Powoli emocje opadały nie tylko na wskutek kilku oddechów, ale też tego, że logicznie rzecz biorąc –zorientowałem się, że to mi się nie opłaca. Sam nie do końca rozumiałem dlaczego ta mieszanka zdenerwowania i złości przerodziła się w tak rosnący w zastraszającym tempie gniew. Brakowało jeszcze kilku sekund bez próby interwencji, a zrobiłbym Danielowi awanturę o jego „żarty”. Najgorsze było to, że to wszystko byłoby moją winą i żałowałbym głównie tego, że Curtis znowu zobaczyłby moje słabości jak na dłoni.
Nad kwestią Ev nie miałem ochoty dłużej się roztrząsać. Ja decyduję kiedy kończę pewien etap w życiu, nie Daniel i jego podejrzenia. Zrobiło się odrobinę niewygodnie i jeszcze tylko brakowało, żebym z powodu skrupułów pozwolił kwitnąć aferze między mną a Danny’m. Jeżeli on będzie dalej drążył temat –będę zastanawiał się nad tym, co robić. Póki co, Curtis nie wydawał się być chętnym do poruszania tego tematu, bo nawet jeżeli chciał wiedzieć dlaczego coś takiego mnie zdenerwowało –coś go przed tym powstrzymywało. Możliwe, że to było dokładnie to samo, co nie daje spokoju mi.
Westchnąłem ponownie. Kilka oddechów zdecydowanie mnie uspokoiło, a tabletki dały poczucie stabilności. Odchyliłem głowę do tyłu, przełykając pigułki. Przewróciłem słoiczek w dłoniach parę razy nim wbiłem swój wzrok w etykietę. Oblizałem nerwowo usta i błyskawicznie odłożyłem farmaceutyki na szafkę nocną. Podniosłem się z materaca i wróciłem do Daniela.

Również krótko się zaśmiałem, gdy Curtis zwrócił się do mnie w ten sposób, nawiązując do przytoczonego cytatu. Poczułem ulgę, kiedy zrozumiałem jak sprawy się przedstawiają. Jak przedstawiają się priorytety Daniela, który obecnie stawiał spokój i względny sojusz między nami ponad wyjaśnieniami. Kiedy rozmowa zeszła na narzucone przeze mnie kierunki o związkach, zobowiązaniach i oświadczeniach, Daniel wyraźnie zmarkotniał. Nie pasowały mu więzi, a nasza niejasna sytuacja wcale nie potrzebowała takich udziwnień. Właściwie to nawet nie miałem pojęcia dlaczego akurat tego typu rzeczy teraz potrzebowałem wyjaśnić. Lubiłem jednoznaczność, ale to nią wcale nie miało być. Nie było realnością, a czymś co chciałem, żeby nią było więc próbowałem nadać naszej relacji kształtu, którego aktualnie potrzebowałem dostać w swoje ręce. Żeby moje pragnienia stały się rzeczywistością.

Mina Daniela pozostawała niezmiennie zniesmaczona. Zacząłem się zastanawiać czy powinienem karmić się jakąś nadzieją choć sekundę dłużej. Przejechałem językiem po zębach, a po chwili także po spierzchniętych ustach.
Przewróciłem subtelnie oczami, gdy odezwał się po raz pierwszy tylko po to żeby przypomnieć mi rzecz oczywistą. Powiedzmy, że Daniel nie wyglądał na kogoś kto przejmował się takimi rzeczami jak długofalowe relacje międzyludzkie czy chociażby relacje. Czy ludzie.
Nigdy specjalnie nie byłem człowiekiem, który uznawał stereotypy jako wzorzec postrzegania kogokolwiek Czegokolwiek te by nie dotyczyły, przed samym sobą nie wypadało się przyznawać do tego, ze kiedykolwiek ukierunkowały moją percepcje. Jednakże teraz, gdy mam do dyspozycji ujawnioną  przeszłość Daniela i jego obecny obraz  –składa się to na pewną całość, która jest wynikiem patologii, w której wychował się mężczyzna. Daniel nigdy nie miał szansy na normalność –jeżeli wierzyć stereotypom.

Zmarszczyłem gwałtownie brwi, kiedy moich uszu dotarło to co później powiedział. Nie miałem pojęcia czy tego właśnie oczekiwałem, bo na pewno nie tego się spodziewałem. Dałem wpleść sobie we włosy palce Daniela i mimowolnie podążyłem za jego dotykiem.
Moje oblicze rozjaśniło się pod wpływem tego co usłyszałem następnie. Na dobrą sprawę –właściwie nie miałem pojęcia co teraz czuję. Czy czuję coś więcej poza dudnieniem własnego serca podchodzącego do gardła, pulsu w żyłach i ciepła.
Zamrugałem kilka razy nim moje brwi ponownie zdecydowały się jednak zbiec.
  -Twój. –Zważyłem to słowo na języku. –Ale to nie byłoby sprawiedliwe gdybyś tylko ty coś z tego miał –zauważyłem, zastanawiając się nad tym wszystkim tak, jakbym zabierał się do rozwiązania problemu badawczego. Naprawdę nie sądziłem, że się zgodzi.
  -Też chcę mieć ciebie na własność –wymruczałem ciszej, orientując się po części w intymności własnych słów i sytuacji, która ma miejsce przed moimi oczami. Otaksowałem dziwnym spojrzeniem twarz Daniela, która w obecnym momencie znalazła się niebezpiecznie blisko.
Sunąłem dłonią w górę po torsie mężczyzny, by po chwili oderwać ją stamtąd i umieścić na policzku mężczyzny. Delikatnie pogładziłem skórę w tamtym miejscu, a na moje usta wstąpiło coś w rodzaju uśmiechu.
  -Właściwie to to, co powiedziałeś, było niesamowicie urocze. –Postanowiłem podrażnić się z chłopakiem. Nie dałem mu jednak szansy na spiorunowanie siebie wzrokiem bowiem w jednej chwili pokonałem przestrzeń dzielącą nas od siebie, zamykając nasze usta w pocałunku. To chyba był jeden z najbardziej odpowiednich momentów na tego typu rzeczy.

Własne nieśmiałe poruszenie wargami uzmysłowiło mi w jak głębokie bagno pakowałem się przez ostatnie tygodnie. Ciepło ust chłopaka w jakiś niewyjaśniony sposób było podobne do tego, które czułem obecnie w podbrzuszu. Brakuje tylko jakiejś nastrojowej muzyki w tle w miejsce bełkotu telewizora. Nawet trochę żałowałem, że tego nie ma.
Niechętnie oderwałem się od Daniela, zanim któremukolwiek z nas przyszło do głowy pogłębianie pocałunku podczas gdy ja znajdowałem się w tak niewygodnej pozycji. Wyprostowałem się, tym samym uciekając ścisłemu poczuciu obecności Daniela przy sobie. Jednak zamiast stać bezczynnie, wprowadziłem pewne modyfikacje w swoim położeniu. Teraz stałem przed siedzącym na kanapie Curtisem i nie mając pojęcia co konkretnie ze sobą zrobić, westchnąłem bezgłośnie, by chwilę później niepewnie wgramolić się na kolana Daniela. Niezbyt zadowolony z tego, że to akurat postanowiłem zrobić, uniosłem wzrok na sufit gdy przysuwałem się bliżej do chłopaka. Był to jeden z tych nielicznych razów, gdy czułem się skrępowany i absolutnie nie miałem ochoty patrzeć komuś w oczy.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#216PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyWto Lis 03, 2015 6:31 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Zapewne, gdybym dzisiaj postanowił jednak tak jak co dzień zająć się domowymi sprawami, pójść na trening, albo spotkać się z kimkolwiek zamiast upalić ryj na kanapie w zackowym mieszkaniu, wszystko potoczyłoby się inaczej. Nawet jeśli zostałbym tutaj oglądając telewizję, tak jak robiłem to do tej pory, wciąż moja reakcja na słowa Zacka zapewne mocno odbiegałaby od tego co przedstawiłem, gdyby nie zioło. Jestem pewien, że właśnie ono w dużym stopniu wpłynęło na tę nieoczekiwaną wylewność emocjonalną i uczuciową, choć nie przesadzajmy - wciąż nie wykładałem swego serca na dłoni. Przyznałem jedynie, że Zack jest dla mnie ważny na tyle, iż nie chcę, by dotykał go ktokolwiek inny. Ale każdy kto mnie choć trochę zna wie, że nawet tego nie powiedziałbym głośno, jeżeli na moje reakcje nie wpływałyby pewne środki odurzające, w tym przypadku po prostu maryśka. W normalnej sytuacji zdołałbym kilkukrotnie przeanalizować konsekwencje swoich słów i zastanowić się czy aby na pewno warto je wypowiadać. Teraz nie miałem na to siły i mówiłem to, co ślina na język przyniosła, nie myśląc o ewentualnych niedogodnościach mogących wystąpić w przyszłości. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, uderzyło we mnie wahanie. Chęć odwrócenia tych znaczących słów. I być może zrobiłbym to, gdyby nie wyraz twarzy Zacka, który wydawał się okazywać... szczęście. Zadowolenie. Moje słowa go uszczęśliwiły, a to spostrzeżenie sprawiło, że nie byłem w stanie powiedzieć nic mogącego zaprzeczyć wcześniejszemu wyznaniu. Co dziwne, mi samemu zrobiło się lepiej, gdy zrozumiałem, że sprawiłem mu przyjemność swoimi słowami. Muszę zaznaczyć, że to cholernie dziwne uczucie. Kto by pomyślał, że po dwudziestce zacznę poznawać inne emocje niż te, które towarzyszyły mi do tej pory. Co więcej, za sprawą Zacka. Cóż, ja z pewnością nie. Wciąż ciężko mi w to uwierzyć.
Powinienem się tego spodziewać. Tego, że będzie chciał coś w zamian. W zasadzie to wiedziałem, że powie coś w tym rodzaju. Będzie oczekiwał sprawiedliwości. Skoro on jest mój, ja powinienem być jego. Ale to już była deklaracja, a ja nie składam deklaracji, których nie jestem pewien. A w naszej relacji niczego pewien nie byłem. Owszem, na tę chwilę nikt nie pociągał mnie tak mocno jak Zack, o nikogo też do tego stopnia nie dbałem i mógłbym powiedzieć, że będę należał tylko do niego. Tak, niby mógłbym... Ale nie. Czułbym się związany, zbyt ograniczony, czułbym się po prostu nieswojo. A co ważniejsze, byłbym odpowiedzialny za dane słowo i nie mógłbym go złamać. Ja zaś nie jestem na tyle odpowiedzialnym człowiekiem, by kłaść na swoje barki obietnice. Szczególnie jeśli wiem, że złamanie jej jest niebywale łatwe. I może kusić. To co zakazane, zawsze chce się zrobić. Może to jest jeden z powodów dla których tak bardzo nie lubię zobowiązań. Czułem jakiej odpowiedzi oczekuje Zack, lecz ja po prostu nie mogłem jej udzielić. Nawet jeśli ze szczęściem było mu do twarzy.
Miałem odpowiedzieć, lecz Zack mi w tym przeszkodził stwierdzeniem, które przyprawiło me ciało o ciarki. "Urocze"? Prychnąłem, chcąc natychmiast zareagować, lecz i ku temu nie miałem okazji. Westchnąłem z politowaniem, prosto w usta Zacka, które z chęcią przyjąłem na swoich. Spokojnie odwzajemniałem pocałunek, tym razem nie atakując podniebienia chłopaka z większym zaangażowaniem. Pozycja, w której się znajdowaliśmy skutecznie mi to uniemożliwiała, a nienaturalnie wygięty kark przypominał, że przydałoby się ją zmienić. Najwidoczniej mój słodki przyjaciel pomyślał o tym samym.
Uśmiechnąłem się przekornie, gdy niebieskowłosy wdrapał się na moje kolana, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego. Zack od dawna jest pewną siebie osobą, lubi też umiejscawiać siebie nad innymi, więc taki widok był rzadkością. Jeśli moje słowa były urocze, to jak miałbym nazwać jego zachowanie?
- Jesteś przesłodki - wymruczałem nim zdążyłem ugryźć się w język. Takie słowa nie powinny wychodzić z moich ust. Dość delikatnie chwyciłem w długie palce podbródek Zacka, kierując jego twarz w swoją stronę. - Ale życie nie jest sprawiedliwe. - Z poważną miną nawiązałem do wcześniejszych jego słów, czując się w obowiązku w końcu odpowiedzieć. Gdzieś podświadomie miałem nadzieję, że w moich oczach zobaczy co tak naprawdę czuję. Ale to przecież było niemożliwe, podczas gdy ja sam tego nie wiedziałem. Zack przyprawiał mnie o niesamowity bałagan w myślach, w uczuciach i w całej mojej żałosnej egzystencji. Co, gdybym go teraz zostawił? Nagle, bez słowa, po prostu odszedł. Uciął kontakty i udawał, że ten etap życia nigdy nie miał miejsca. Czy wszystko wróciłoby wtedy do normy? Przez chwilę nawet miałem ochotę zrealizować te wyobrażenia. Ale w następnej już zajrzałem głębiej w niebieskie oczy i nie byłem w stanie dalej trzymać ich w głowie. Nie jestem pewien, czy potrafiłbym po prostu odejść. Zabrnęliśmy w tym wszystkim za daleko. Zabawne, że nie wiem nawet tak naprawdę w czym. W czym zabrnęliśmy... Bo przecież nie w przyjaźni. W miłości tym bardziej. Zaczynałem wątpić w to, czy naszą relację kiedykolwiek będzie można jednoznacznie określić. Na tą chwilę było to zdecydowanie niemożliwe.
Moja dłoń znów samoistnie wplątała się w niebieskie kosmyki, płynnym ruchem przyciągając głowę Zacka bliżej mnie. Połączyłem nasze usta w dużo bardziej namiętnym i gwałtownym pocałunku. Pragnąłem go, przynajmniej tego mogłem być pewny. Druga dłoń ułożyła się na plecach Zacka i powoli przejechała wzdłuż kręgosłupa, by na koniec wsunąć chłodne palce pod materiał obcisłych spodni. Całowałem go zachłannie, zostawiając w końcu napuchnięte wargi na rzecz smukłej szyi, do której dostęp sobie ułatwiłem odchylając głowę Zacka przy lekkim pociągnięciu za przydługie włosy, z których dłoń zaraz przeniosła się, by odchylić kołnierz golfa. Przeszkadzał mi. Po zostawieniu dwóch czerwonych punkcików, odsunąłem się lekko, by szybko, gorączkowymi ruchami wsunąć obie dłonie pod czarny golf i zdjąć go z chłopaka. Za sprawą zamaszystego ruchu poleciał gdzieś w kąt. Drugi gwałtowny ruch sprawił, że Zack leżał na kanapie, ja zaś niecierpliwie oznaczałem kolejne partie jego ciała swymi ugryzieniami i pocałunkami. Podczas, gdy me usta zwiedzały każdy skrawek jego torsu, dłonie drażliwie przesuwały się po smukłej talii. Znów lekko się uniosłem, by kolejnym szybkim ruchem odwrócić chłopaka na brzuch. Uśmiechnąłem się, podziwiając zgrabne pośladki opięte przez ciasne spodnie. Poczułem znajome ciepło w podbrzuszu. Zawisłem nad Zackiem, a mój język znów przejechał po jego szyi.
- Pokażę ci coś bardzo przyjemnego Zackie - wyszeptałem wprost do wrażliwego ucha, przygryzając je lekko, po czym umiejscowiłem swe usta na karku chłopaka. Mój język począł powoli wędrować wzdłuż kręgosłupa, zaś jedna z dłoni wsunęła się pod biodra chłopaka, umiejscawiając ostatecznie na wybrzuszeniu między jego nogami i masowała je stanowczo, wyuczonymi ruchami. Gdy byłem w połowie długości jego pleców, chwyciłem krawędź spodni obiema rękami, zsuwając je mocnym pociągnięciem. Mój język nawet na moment nie oderwał się od gładkiej skóry. Sunął niżej, niżej i niżej. Zamruczałem gardłowo, gdy zbliżyłem się do pośladków, ponad którymi, na biodrach umiejscowione były moje dłonie.
I wtedy głośno zadzwonił dzwonek, sprawiając, że niemal podskoczyłem.
- Kurwa - Warknąłem niekontrolowanie, przypominając sobie o zamówionym, pieprzonym sushi. Kurwa. Z niechęcią się odsunąłem, by niemal agresywnie poderwać się z sofy. Zirytowany chwyciłem portfel i z nieprzyjemnym grymasem na twarzy poszedłem otworzyć drzwi. Jestem pewien, że dostawca nie mógł nie wyczuć całej chęci mordu jaka w tamtym momencie ze mnie płynęła. Zapewne nie mógł też nie zauważyć skąd się ona wzięła, ponieważ nieprzyjemna ciasność w spodniach boleśnie dawała mi o sobie znać. Z morderczym spojrzeniem więc przyjąłem duży zestaw z jego rąk, płacąc co do grosza i w ten sposób obładowany wróciłem do salonu, z grymasem na twarzy odkładając pudełko na stół.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#217PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyWto Lis 03, 2015 8:36 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Daniel nie był przekonany do tego, co sam czuje, a może po prostu walczył z tym, że to co chce mi powiedzieć mogłoby nie spełnić moich oczekiwań. Faktycznie próbowałem go wplatać w nienazwaną relację budującą zobowiązania wobec siebie nawzajem. Curtis nie był tym zachwycony i nie chciał tego, a może nie wiedział czego by chciał. Ja z kolei wcale nie byłem bardziej zorientowany we własnych uczuciach, ale z jakiegoś powodu nie miałem zupełnie nic przeciwko temu, żeby komuś coś obiecać. Siebie. Mogłem być Daniela, obaj wiedzieliśmy, że chodzi tu tylko o kwestię znacznie prostsze niż wskazywała na to zaborczość twierdzenia „jesteś mój”. Daniel nawet gdyby chciał to nie mógł mnie od siebie uzależnić czy czegokolwiek mi zabronić. Miałem mu zamiar ofiarować  inną część siebie i nie mówić na głos, którą dokładnie. Daniel zapewne się domyślał co właśnie poświęciłem, a przez gardło mi to nie przejdzie. Może pewnego dnia, gdy uznam, że jestem gotów na tego typu rzeczy –co niestety będzie musiało nastąpić –przyznam się głośno i do tego.

Spojrzałem na niego krótko z góry, gdy na jego ustach pojawił się uśmiech. Powoli wypuściłem powietrze nosem po czym wygodniej usadowiłem się na udach mężczyzny. To, że przy nim czuję się niepewnie nie powinno wcale być rzadkością. Po prostu często ukrywałem całe niezdecydowanie pod grubą maską swojej wiary we własną niezrównaną pewność siebie. Oraz słuszności swoich decyzji.
Prychnąłem krótko, gorzko rozbawiony jego „komplementem”. Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz coś takiego powie to zmiażdżę mu tchawicę własnymi dłońmi.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały za sprawą ukierunkowania mojej twarzy jego palcami zaciśniętymi na moim podbródku, ledwo powstrzymałem się przed spiorunowaniem wzrokiem za jego wcześniejsze słowa. Jak się okazało, dopiero te następne zasługiwały na moje potępienie. Zmarszczyłem brwi z lekkim zdenerwowaniem. Miałem nadzieję, że się pomylę odnośnie tego jak wydawało mi się, że Daniel się czuje. Był zbyt butny na przyznanie się do tego na głos. Rozumiałem go, ale jednocześnie miałem ochotę roztrzaskać mu twarz butem za to, że znowu udaje mu się mnie upokorzyć.
  -Skurwiel –wycedziłem, a na moje usta machinalnie wpłynął mało przyjemny uśmieszek, bo wiedziałem, że pewnego dnia nie będzie miał żadnych oporów do tego, żeby się przyznać. Teraz nie jest jeszcze pewien czegokolwiek. Nie wiedziałem tylko co poddawał większym wątpliwościom. Przestraszony, mały Danny coraz skuteczniej prowokował mnie do zgłębiania tej nieznanej ścieżki.
  -Mnie sobie zachowaj –wymruczałem. –Nie potrzebuję tego.
Nie miałem zamiaru zmienić zdania odnośnie tego, co sam powiedziałem, a jego jeszcze dostanę w swoje ręce. Prędzej czy później zrozumie, że nawet gdyby chciał –nie może nie należeć do mnie. W końcu będzie za późno, żeby chociaż spróbować mi uciec.
Pozwoliłem przyciągnąć się do pocałunku i  nie miałem problemu z poświęceniu tej pieszczocie dużej dozy uczuć, jakich byłem świadom. Istniały w tej całej prymitywnej potrzebie bliskości, ciepła i spełnienia. Pojawiły się wraz z sympatią, którą zacząłem darzyć Daniela. Kolejne tajemnice i wyznania jedynie wzmocniły we mnie pierwotne przywiązanie.
 
Moim całym ciałem wstrząsnął lekki dreszcz, gdy palce chłopaka poczęły przesuwać się wzdłuż mojego kręgosłupa, coraz niżej aż do krzyża, którego najmniejsze muśnięcie sprawiało, że zacząłem się możliwe jeszcze bardziej trząść. Poruszyłem się subtelnie, kiedy palce Daniela znalazły się pod materiałem spodni. Czasami przyłapywałem się na tym, że zastanawiam się dlaczego znów nie czuję wobec takich gestów żadnego obrzydzenia. Kiedyś na myśl o samym Danielu niemal mnie mdliło. Dzisiaj już nie potrafiłem nawet sobie przypomnieć tamtych dni. Nie potrafiłem ponownie poczuć wobec Curtisa chęci mordu jak jeszcze miało to miejsce niespełna rok temu. Nie pamiętałem jak to jest niemal czuć jak moje dłonie zaciskają się na czyjejś ciepłej szyi, wypełnionej życiem i pulsem. Kiedyś przecież to było tak rzeczywiste, że coraz mocniej się topiłem w tej fantazji. Dawno temu nie miałem pojęcia co to znaczy pragnąć kogoś nie zabić, a kochać.

Tchnąłem cicho, gdy moja głowa została odchylona do tyłu, by Daniel mógł uzyskać dostęp do mojej szyi. Uśmiechnąłem się delikatnie czując jego zniecierpliwienie w ruchach dłoni, które odchylały kołnierzyk golfa. Przez chwilę ten skrawek szyi mu wystarczał, ale moment później postanowił się pozbyć mojej górnej części garderoby. Nie mając nic przeciwko temu, pozwoliłem ściągnąć z siebie gwałtownie sweter i rzucić go w kąt.
Nie zorientowałem się nawet kiedy przylgnąłem plecami do siedzenia kanapy, a usta Curtisa do mojego nagiego torsu. Westchnąłem cicho, zdezorientowany narastającym uczuciem ciepła w każdym elemencie mojego ciała.

Nie rozumiałem zbyt wiele z całej tej sytuacji, a kiedy mężczyzna niespodziewanie przewrócił mnie na brzuch –poczułem się niewygodnie bezsilny mimo tego odurzającego ciepła. Nie byłem ani pijany, ani odurzony. Byłem ekstremalnie świadomy i dlatego denerwowałem się z każdą sekunda coraz bardziej. Nie spróbowałem się jednak znów przewrócić na plecy ani przerwać czegokolwiek, co miało się stać. Zbyt chętnie przyjmowałem pieszczoty chłopaka, żeby poświęcić je na rzecz tego, by nie czuć się tak uwłaczającą uległym.
Zadrżałem niekontrolowanie. Po części z zimna, ale głównie przez wibrujący głos mężczyzny. Głęboki i aksamitny do bólu. I taki przekonujący.
Język i usta Daniela rozpoczęły wędrówkę wzdłuż mojego kręgosłupa, przyprawiając mnie o przyjemne drżenie –znowu. Dłoń Curtisa, która do tej pory spoczywała na moim odsłoniętym biodrze, teraz wsunęła się między moje nogi i poczęła swoimi ruchami wzbudzać we mnie coraz większą trudność do pozostania cicho. Gdyby nie to, że Danny postanowił zdjąć ze mnie spodnie –może miałby więcej nadziei na to, że może jednak uda mi się nie dać swoim ustom wypuścić ani jednego jęku. Tymczasem sama perspektywa bardziej bezpośredniego dotyku i obecności języka Daniela tam gdzie obecnie się znajdował –cóż, skutecznie przyprawiła mnie o lekką panikę.
Prawie spadłem z kanapy, gdy przez mieszkanie przeszedł głośny lament dzwonka. Przez następne parę sekund jeszcze nie do końca obejmowałem całą tę sytuację swoją świadomością, do której skutecznie sprowadziło mnie przekleństwo Daniela. Nie powstrzymałem się w porę i parsknąłem krótko śmiechem. Danny wstał gwałtownie z kanapy, a ja ponownie cicho się zaśmiałem.

Wciągnąłem na biodra spodnie, nie trudząc się zapinaniem ich. Byłem jednocześnie zbyt skołowany by ruszyć do pokoju po ubrania czy chociaż zapiąć spodnie oraz zbyt rozbawiony zajściem sprzed chwili i miną Daniela, który właśnie wrócił do salonu.
Zasłoniłem usta dłonią, obawiając się jakiejś kary ze strony Daniela za zbytnią wesołość.
  -To karma –powiedziałem jedynie krótko i wstałem z kanapy, by ruszyć w kierunku pokoju i się ubrać. W końcu. Nie musiałem na głos mówić, że jeszcze wrócimy do tego co zaczęliśmy. Dla Curtisa to było oczywiste i niepodlegające wątpliwościom. Przynajmniej chciałem, żeby tak było.
Przy drzwiach sypialni podniosłem z ziemi swój sweter i wrzuciłem go do obszernej szafy już wewnątrz pokoju. Z tejże szafy wyjąłem przyduży luźny t-shirt i włożyłem go na siebie. Uznałem też, że mógłbym także zapiąć spodnie, co zrobiłem. Wróciłem do salonu, gdzie wciąż znajdował się równie wzburzony Danny. Karma. Karma albo okrutny pech Daniela.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#218PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPią Lis 06, 2015 4:01 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Mogłem go tylko spiorunować swym wzrokiem za to idiotyczne podśmiewanie się, podczas gdy ja miałem tu poważny problem. Nie od dziś czaję się na ten jego zgrabny tyłek, a kiedy już okazało się, że Zack wcale nie jest taki niechętny do obdarowania mnie nim, zawsze coś musi przeszkodzić. Jak nie zaśnie, to przyjdzie pieprzone sushi w najmniej odpowiednim momencie. Tak Daniel, nie chcę cię martwić, ale to naprawdę może być karma. I jeszcze kurwa znów zacząłem gadać do siebie.
- Pieprzyć karmę - burknąłem w odpowiedzi na słowa Zacka, opadając bezsilnie na kanapę i otworzyłem zestaw, dzieląc go na dwie porcje. - Jedz - nakazałem tym samym nieprzychylnym tonem, naburmuszony jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. Zaraz jednak posłałem światu zrezygnowany, pobłażliwy uśmiech i zabrałem się za jedzenie. Przecież byłem pewien, że jeszcze do tego wrócimy. Kiedy zechcę. A Zack mi nie odmówi. Bo przecież jest mój.

NA DRUGI DZIEŃ

Obudziłem się około piątej nad ranem, choć tak naprawdę nie można powiedzieć, żebym spał. Było to raczej swego rodzaju balansowanie na granicy snu a jawy, na dodatek sprzyjające bardziej tej drugiej stronie. Co przysnąłem, za chwilę się budziłem, w ostateczności nie będąc w stanie zmrużyć oczu na dłużej niż kilka minut. Ta noc była istną męczarnią, więc wytrzymanie w ten sposób kilka godzin i tak było niezłym wyczynem. Nad ranem miałem już zwyczajnie dosyć i zamiast podejmować kolejne próby, wolałem wstać. Wiedziałem, że i tak nie zasnę. Przejmujący, absurdalny stres podchodził mi aż do gardła przypominając, że ten dzień nie może należeć do przyjemnych, a ja jestem skazany na stanięcie twarzą twarz z własną, bolesną przeszłością. Nie jestem już dzieckiem i nie jestem też bynajmniej bezbronny, dlatego zabawnym wydawał się cały ten strach, który czułem na myśl o spotkaniu ojca. Ale nawet jeśli zawzięcie powtarzałem sobie to w myślach, nie potrafiłem się uspokoić. Wciąż czułem gulę w gardle, a serce z każdym wyobrażeniem o przebiegu spotkania na chwilę stawało, by zaraz znów zacząć szaleńczo bić. Nienawidziłem tego uczucia. Nie czułem go tak dawno, że zdążyło stać się odległym i niemal nieznajomym. Teraz, po tylu latach wróciło ze zdwojoną siłą, jakbym szedł co najmniej na stracenie poprzedzane przeraźliwymi torturami. Albo miał patrzeć na podobną krzywdę sprawianą Zackowi. Wtedy też mógłbym czuć się podobnie. Ale Zack spokojnie oddychając leżał tuż obok mnie, co zarejestrowałem zaraz swoim wzrokiem. Na moje usta mimowolnie wypłynął lekki uśmiech. Nim wstałem, złożyłem na jego ustach krótki pocałunek, by zaraz udać się do łazienki i wykonać wszelkie czynności sprzyjające wyjściu do ludzi.
Śniadanie z trudem przeszło mi przez gardło, choć i tak byłem z siebie dumny, że dałem radę je zjeść. Przez cały czas próbowałem uspokoić nerwy, mówiąc sobie jak bardzo zmieniło się moje życie i ja sam od kiedy zamknęli tego dupka. Przecież, kurwa, jestem mordercą. Jestem brutalny, w większości przypadków bezwzględny, jestem też niewątpliwie silny. Dlaczego miałbym obawiać się spotkania z żałosnym człowiekiem, który przegrał swoje życie, a na dodatek siedzi za kratkami? Nie byłem w stanie tego zrozumieć, ale wciąż, nieustannie czułem lęk. To nie było normalne. Chciałem mieć to już za sobą, bo pomimo tych emocji nawet przez chwilę nie zwątpiłem w to, czy naprawdę chcę iść i się z nim zobaczyć. Chciałem. Miałem dobry powód. Podejrzenia, które on mógłby rozwiać. Albo potwierdzić, czego nie chciałbym za nic.
Ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulę, po przywdzianiu glanów zawróciłem jeszcze do sypialni, w której wciąż smacznie spał Zack. Podszedłem do łóżka szturchając nim na tyle mocno by się przebudził. Gdy jego niebieskie ślepia zdołały się uchylić, nachyliłem się, by połączyć nasze usta w bardziej znaczącym pocałunku. Odsunąłem się minimalnie.
- Wychodzę. Powinienem być najpóźniej wieczorem. W kuchni masz śniadanie, zjedz póki ciepłe. - Złożyłem kolejny krótki pocałunek na tych słodkich ustach i wyprostowałem się. Wyszedłem z mieszkania, chwytając w dłoń kurtkę i kluczyki do auta.
Godzina wciąż była wczesna, bo na zegarku widniała ósma. U ojca mogłem być najwcześniej o dwunastej, więc korzystając z pozostałego czasu, udałem się do fryzjera. To był już najwyższy czas, żeby ściąć sięgające pasa dredy. Oczywiście, uwielbiałem mieć długie włosy, ale wolałem, by te były zdrowe. Gdybym uparł się na rozplątanie mopa, wyglądałyby okropnie, w związku z czym wolę je zwyczajnie obciąć. I tak szybko odrosną, taki mój urok. Całkowicie zdałem się na fryzjera, bo i nie miałem żadnego pomysłu na konkretną fryzurę. Właściwie zależało mi tylko na tym, by równo je ściął, unikając zbędnego majsterkowania. W efekcie skończyłem z sięgającymi szyi i zwieńczonymi trochę przydługą grzywką włosami. Sceptycznie przejrzałem się w dużym lustrze, ukrywając własne zdziwienie. Niby mała zmiana, a ile daje. Gdy miałem długie włosy, moja mocno zarysowana szczęka nie rzucała się tak mocno w oczy. Teraz wyglądałem na starszego o jakieś pięć lat. I albo mi się wydaje, albo sprawiałem jeszcze mniej przyjemne wrażenie niż do tej pory.
Około dwunastej, z mocno bijącym sercem zaparkowałem nieopodal więzienia. Przywdziewając pewność siebie na postawę oraz ostry wyraz twarzy, przekroczyłem jego próg. Na polecenie strażnika, usiadłem we wskazanym miejscu, między innymi odwiedzającymi. Z nieprzyjemnym grymasem na twarzy wpatrywałem się za szybkę, w miejsce, gdzie zaraz powinien pojawić się ojciec. Uniosłem wzrok widząc, jak drzwi się uchylają.

GODZINĘ PÓŹNIEJ

Opierając się o maskę samochodu, dopaliłem kolejnego papierosa. Wpatrywałem się w jeden niesprecyzowany punkt, z wyjątkowym skupieniem. Pogrążony we własnych myślach. W wątpliwościach. Nawet nie zauważyłem, że drżę, choć dłoń trzymająca szluga dosadnie próbowała mi to uświadomić. Zacisnąłem zęby, z nienawiścią zgniatając filtr niedopalonego papierosa. Przymknąłem oczy biorąc głęboki wdech i przejechałem wolną dłonią po brodzie, zastanawiając się co dalej. Ile z tego co powiedział było prawdą. Mimo, że wolałbym nie wierzyć w żadne jego słowo, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że przynajmniej część nie została zmyślona.

***

- Wyrosłeś Daniel. - Jego nieprzyjemny, krzywy uśmiech, przeszywający wzrok i szorstki głos nie wydawały się tak straszne jak w moich wyobrażeniach. Jak we wspomnieniach. Moje serce zaczynało się uspokajać, a umysł wypełniać poczuciem wyższości. Był tylko żałosnym człowiekiem. Widząc strudzoną, naznaczoną zmarszczkami twarz nie miałem co do tego wątpliwości. Pobyt tutaj całkowicie go zniszczył, a wrak, który widziałem jedynie próbował udawać dawnego siebie. Silnego i mogącego coś zrobić. Dziś nie mógł zrobić nic. Jedynie siedzieć za tą szybą, ze słuchawką w ręku i rzucać złowrogie spojrzenia przygaszonymi, wypranymi z uczuć oczami. Wcale nie przerażał. Stres zniknął w jednej chwili. Nie potrafiłem czuć nawet nienawiści. Współczułem mu na tyle, na ile mogłem. I wypełniałem się satysfakcją.
-
Zmarkotniałeś dupku - odpowiedziałem z szyderczym uśmiechem, usadawiając się wygodniej na krześle. On również odpowiedział wymownym uniesieniem kącików ust.
- Dawniej tak nie pyskowałeś zepsuty gówniarzu. - Z tym samym uśmiechem pełnym wyższości, powoli podniosłem się z miejsca. Dłoń ze słuchawką powędrowała do miejsca, z którego ją wzięła. - Czekaj. - Słysząc pełne desperacji warknięcie, jedynie się zaśmiałem, siadając znów i przykładając słuchawkę do ucha. - Nie zabiłem Natalie. - Skrzywiłem się wyraźnie.
-
Nie po to tu przyszedłem.
- Właśnie po to. - Jego twarz znów przystroił charakterystyczny uśmiech. Zmarszczyłem brwi, słuchając kolejnych słów wychodzących z tych parszywych ust.


***

Rzuciłem kiepa na ziemię, agresywnie przygniatając go własną stopą. Rozmyślałem nad zapaleniem drugiego, jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem z piskiem opon, kierując się w stronę Las Vegas. Po niespełna trzech godzinach byłem na miejscu. Z impetem wpadłem do biura Drake'a, napotykając jego zaskoczone spojrzenie. Odpowiedziałem wkurwionym, pełnym niechęci. Te pieprzone blizny. To była prawda. To nie tylko spierdolony sen. To były pieprzone wspomnienia.
- Ty skurwielu - dopadłem do biurka chwytając śnieżnobiałą koszulę zdezorientowanego Drake'a. Musiał być przecież zdezorientowany, nawet jeśli jego mina na nic takiego nie wskazywała. A może nie? Zacisnąłem dłoń mocniej na kołnierzu jego koszuli, gdy uraczył mnie swoim pierdolonym, lekkim i nieszkodliwym uśmiechem.
- Co cię napadło Danny? - Delikatny głos zdawał się być teraz najgorszym co mogłem słyszeć. Moje nerwy powoli puszczały. - Nie powinieneś odstawiać leków. - Ojcowski ton przyprawiał mnie o mdłości. Posłałem mu mordercze spojrzenie, gdy duża, silna dłoń objęła mój nadgarstek. Lekko, wymownie i bez użycia siły. Poluźniłem uścisk. Zabrałem rękę. Wyprostowałem się. - Niepotrzebnie się z nim spotykałeś. - Wiedział, oczywiście, że wiedział. On wiedział o wszystkim. - Więc? Co to ma wspólnego ze mną? - O prawie wszystkim.
Ułożyłem dłonie na blacie biurka, pochylając się nieco.
- Zamordowałeś moją matkę. Pamiętasz to?! Pie...
- Spokojnie. - Jego twarz wciąż przystrajał lekki uśmiech, a spojrzenie wypełniło się dozą politowania. Moje dłonie zaczęły boleć od wbijających się w nie wściekle paznokci. - Zabiłem dużo ludzi. Nie pamiętam wszystkich, Daniel. - Podniósł się z miejsca, kładąc dłoń na mym ramieniu. - Po co ta złość? Jesteśmy mordercami. Ty też uśmierciłeś wiele matek - spokojny głos uderzył we mnie niczym młot. Nie chciałbym widzieć teraz swojej miny. Jak zawsze, miał rację. On też jest mordercą. Zabijał za pieniądze. To nic osobistego. Więc... Dostał zlecenie? Na moją matkę?
- Mogę sprawdzić archiwum. - Zupełnie jakby wyczytał wszystkie te pytania z mojej twarzy. - Chodź. - Niczym zbity pies, z ogromną burzą myśli w głowie, powędrowałem za szatynem w kierunku piwnicy. Zapytany o rok, musiałem się chwilę namyślić. W końcu odpowiedziałem. O dziwo, pamiętałem nawet miesiąc. Było wtedy cholernie zimno, a młody Drake miał na sobie długi, czarny płaszcz. I czarne, skórzane rękawiczki. Zrobiło mi się niedobrze. Widziałem przed oczami jak zabijał matkę. Jak jej drobne ciało upadało na ziemię. Jak pokazywał mi konstrukcję broni, przy użyciu której wpakował jej kulkę w serce. Nie mogłem tego zrozumieć. Nie chciałem tego rozumieć. A jednak zatrzymałem się przy jednej z wielu półek ciągnących się aż do sufitu. Całe pomieszczenie było nimi wypełnione. Wszystkie sprawy, wszystkie zabójstwa. Było ich tak wiele. Ilu ludzi zabiłem? Ile matek...
- Natalie Curtis. - Otrząsnąłem się, wlepiając wzrok w Drake'a trzymającego jedną z ksiąg. Zamarłem, widząc zdjęcie matki. Nie pamiętałem jej twarzy, nie miałem jej zdjęć. Była piękna. Młoda i piękna. I martwa. Drake w skupieniu czytał, zaś ja coraz bardziej miałem ochotę zapaść się gdzieś pod ziemię i zniknąć. Czułem się cholernie źle. To mnie przytłoczyło. Dziwne uczucie ściskało moje serce. Choć nigdy nie myślałem, że śmierć matki mogła wywrzeć na mnie jakieś wrażenie.
- Pamiętam to. - Perlisty śmiech odbił się echem po pomieszczeniu. - Zabawne, że to ty jesteś tym dzieciakiem. - W tym momencie coś do mnie dotarło. Nie zabił mnie, choć powinien. Popełnił błąd, którego nie mogą popełniać mordercy. Zostawił świadka. - Chodź Danny. Wypijemy i porozmawiamy. - Poddałem się jego delikatnemu spojrzeniu, silnej ręce na ramieniu i uczuciu, którego pragnąłem się pozbyć. Zbyt dużo myśli zaatakowało moją głowę. Zbyt dużo uczuć serce. Podświadomie wiedziałem, że Drake mnie z tego wyciągnie. Tylko on potrafił zabić we mnie zbędne uczucia. Być może przez to tak się od niego uzależniłem. Nie chciałem czuć. Nie tak. A on mi w tym pomagał.
Wysłałem Zackowi wiadomość, by poinformować go, że wrócę jutro.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#219PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPią Lis 06, 2015 8:24 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Danny i ja skończyliśmy nasza kolację. Z początku, miałem nieco sceptyczne podejście do tej całej porcji, która została mi wręczona. Jeszcze chwilę temu nie miałem ochoty nic jeść. Nie byłem pewien czy chociaż jeden kawałek przejdzie mi przez gardło. Teraz, w obecnej chwili mój humor uległ zmianie. Daniel jak zwykle był przyczyną tej zmiany. W pewnym momencie zupełnie zapomniałem o Ev, o kłamstwach i wszelkich wątpliwościach. Curtis skutecznie odwrócił moją uwagę od tego, co tak mnie męczyło.
Gdy jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, sam nie potrafiłem powstrzymać wpłynięcia podobnego wyrazu na własną twarz. Mógłbym trwać w tym stanie do końca i wracać do niego, gdy tylko za nim zatęsknię.
Chwyciłem pałeczki w palce i włożyłem do ust pierwszy kawałek sushi.
 
***
 
Wiedziałem, że było wcześnie rano dlatego też, gdy materac się poruszył nie otworzyłem oczu. Nie było potrzeby by śledzić każdy ruch Daniela. Nie w tej chwili. Będzie na to czas za jego plecami. Pozwoliłem sobie więc zagłębić się w skraje nieświadomości, wrócić do stanu sprzed chwili, gdy to spałem głębokim snem wywołanym najzwyczajniejszym na świecie zmęczeniem. Po nieprzespanej dobie było to możliwe. Czasami musiałem sobie pomagać, ale coraz rzadziej, gdy obok znajdował się śpiący Danny. Jest to tylko kolejny powód do tego, by nakłonić mężczyznę do zamieszkania ze sobą. Na stałe. Niekoniecznie w tym niewielkim mieszkaniu. Może gdzieś bliżej centrum Hollywood. Wątpię czy na chwilę obecną chciałbym wyjeżdżać z miasta na dłużej, w poszukiwaniu jakiegoś spokojniejszego miejsca. Nie chciałem nawet rozważać powrotu do San Diego. To było niemożliwe. Wychodząc na ulicę obawiałbym się, że jakimś cudem spotkam kogoś, kto pamiętałby mnie z lat szkolnych. A ja pamiętałbym jego. Wciąż jeszcze nie potrafiłem stwierdzić czy sobie z tym ostatecznie poradziłem. Wybaczyłem Danielowi, nie zapomniałem jednak tego wszystkiego co się wtedy stało. Jak upokorzony zostałem. San Diego było kolebką moich problemów. A ja jestem zbiegiem.

Następnym co mnie wybudziło ze snu, znów był Daniel. Materac pode mną zatrząsł się znacznie, a ja przekręciłem się na plecy i uchyliłem powieki, by pierwszym co dzisiaj ujrzę stał się Daniel. Zamruczałem cicho, gdy poczułem jego wargi na swoich. Drżenie serca skutecznie przywróciło mnie do trzeźwości i odwzajemniłem dzięki temu pocałunek mężczyzny. Ten jednak po zbyt krótkiej chwili odsunął się ode mnie, a gdy nasuwałem na siebie ciepłą kołdrę, ten wyjaśnił mi, że opuszcza mieszkanie. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ależ on się denerwuje tym wszystkim.
  -Powodzenia, kochanie –wymruczałem, wciąż delikatnie się uśmiechając. Wcale sobie z niego nie kpiłem. Naprawdę chciałem, żeby wszystko poszło po jego myśli, tak jak sobie zaplanował. Chciałem, żeby wrócił równie szczęśliwy  i być może to brzmi źle, nieco zbyt ckliwie, ale prosze mi wierzyć –szczęśliwy i zadowolony Danny to wspaniały widok.
Kolejny pocałunek odwzajemniłem już, gdy podniosłem się do siadu. Daniel znów się sam odsunął i opuścił pokój, a później także mieszkanie. Pozostawiony sam sobie, westchnąłem bezsilnie i zamyśliłem się nad sobą i tym co ostatnio się ze mną dzieje. Uczucia. Przymknąłem oczy i minęła dłuższa chwila nim znów je otworzyłem i wstałem z materaca na równe nogi. Akceptuję to, co się ze mną dzieje. Wiem czym są te wszystkie emocje. Wiem, że nie muszę sobie z nimi radzić, bo gdybym mógł –pewnie nie miałyby na mnie już tak orzeźwiającego wpływu.

Ruszyłem do łazienki, zatrzymałem się przed lustrem, taksując wzrokiem swoje odbicie. Włożyłem do ust szczoteczkę i począłem szorować nią zęby. Cienie pod oczami wydawały się jakby bledsze i mimo, że wciąż trochę niezdrowo żyłem –moje odbicie w lustrze wydawało się tętnić życiem. Przynajmniej w porównaniu z tym co widziałem jeszcze kilka tygodni temu.
Zgodnie z poleceniem Curtisa, zaraz po tym jak dokonałem porannych czynności w łazience –ruszyłem do kuchni zjeść śniadanie przygotowane przez Daniela. Na moje wargi wpłynął delikatny uśmiech, gdy moim oczom ukazała się trochę zbyt duża porcja jak na moje możliwości. W jednej chwili mój uśmiech stał się zbolały, a jedzenie nie wydawało się już być tak słodkie. Byłem niemal pewien, że na moim języku będą smakowały gorzko. Nic nie jest całkowicie idealne.
Zjadłem niewielką część porcji, wypiłem kawę i po chwili namysłu zdecydowałem się także sprawdzić na telefonie położenie nadajnika GPS zamontowanego dzień wcześniej w samochodzie Daniela. Jak się spodziewałem –znajdował się już w drodze.
Nie czułem nic w związku z tym, że coraz śmielej począłem szpiegować Daniela. Miało to swoje korzyści, a Daniel nie powinien się zorientować. Chciałem po prostu wiedzieć.
Odłożyłem telefon i począłem się przygotowywać do wyjścia do pracy. Miałem nadzieję, że nie marnuję swojego czasu i pieniędzy jakiegoś bogatego synalka biznesmana –czyli w gruncie rzeczy właśnie jego pieniędzy –i rzeczywiście będę miał coś ciekawego do roboty w najbliższym czasie.
Z pewnym zrezygnowaniem wyjąłem z szafy nieco przygnębiająco czarne ubrania. Włożyłem na siebie cieplejszy sweter i dopasowane spodnie. W łazience założyłem swoje soczewki kontaktowe i zaraz po tym jak nakarmiłem kota –byłem całkowicie gotów do wyjścia.
Przystanąłem nad szafka z butami, otworzyłem ją i rzucił mi się w oczy zbyt duży wybór butów, które mógłby założyć. Wybrałem glany bowiem w tym samym momencie, gdy to je postanowiłem włożyć –uznałem także, że pojadę motorem, który –jak ostatnio sprawdzałem –działał i tylko czekał aż znów go uruchomię. Porwałem więc z wieszaka także skórzaną kurtkę i kask z głębin szafy. Parę sekund później opuściłem mieszkanie, by tak jak Danny –zniknąć stąd aż do wieczora.
Dzięki motocyklowi, w miejscu pracy znalazłem się po niespełna piętnastu minutach jazdy zakorkowanymi ulicami.

Z tą samą rezerwą co dzień wcześniej, wcisnąłem guzik w windzie i wjechałem na najwyższe piętro wieżowca. Korytarz był wypełniony pustką, a moje kroki odbijały się echem. Odetchnąłem głęboko nim pchnąłem matowo-szklane, ciężkie drzwi i znalazłem się w strefie biura o powierzchni apartamentu. Gdy podniosłem wzrok na rozciągającą się przede mną połacią przestronnego miejsca pracy –niemal odetchnąłem z ulgą bowiem jedynymi osobami znajdującymi się tu ze mną byli Daniel –właściwie Daniil –oraz Kane, mój szef. Uśmiechnąłem się uprzejmie do obu mężczyzn, gdy zostałem uraczony ich powitaniem. Zbliżyłem się do fotela, na którym siedział Kane wraz z laptopem na kolanach.
  -Dzisiaj rozpoczniemy pracę –odparł spokojnie, jakby wyczytując z mojego wyrazu twarzy, o co chciałem zapytać. Skinąłem głową z uznaniem i zająłem miejsce naprzeciw niego, na kanapie. Rzuciłem na miejsce obok siebie własną skórzaną kurtkę i kask.
  -Już się martwiłem, że płacisz mi za samo siedzenie tutaj z tobą. –Uśmiechnąłem się przekornie.
  -Mogę to wpisać w twój zakres przydatności…-mruknął, nie podnosząc wzroku znad monitora laptopa.
  -Obejdzie się. Zrobię to za darmo poza godzinami pracy. –Nie mówiłem poważnie. Nie do końca, ale mimo to –uszczęśliwiłem tym Kane’a. A przynajmniej rozbawiłem, bo ten wreszcie podniósł wzrok znad monitora i spojrzał na mnie przez przestrzeń nas dzielącą.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, bezczynnie. Zaczynałem wątpić czy zapewnienia Jaydena były prawdziwe. Czy rzeczywiście nie marnuje tutaj swojego czasu.
Pojawiła się Noemie i jej bardzo wysoki brat, Prince. Facet wyglądał jakby miał nieźle nasrane we łbie. Jego oczy nie były puste. Wyglądały jakby cały czas oceniały twoją wartość odżywczą. Był przy tym niepokojąco małomównym gigantem. Mógł mieć około metr dziewięćdziesiąt, nie będąc przy tym specjalnie umięśnionym. Niewątpliwie jednak był cholernie silny.
Noemie zaś sprawiała wrażenie damskiej kopii Prince’a z nieco mniej krwiożerczym spojrzeniem jednak takim, które w życiu nie przestawało cię bezlitośnie taksować. Od wejścia, jej wzrok podążył ku mnie. Odwzajemniłem natarczywość przyglądania się sobie nawzajem. Prince wyglądał zaś jakby nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Przywitał się uściśnięciem dłoni z Kane’m. Mnie i i Daniela zignorował.
Dopiero wtedy zauważyłem, że do biura wszedł z nimi ktoś jeszcze. Zmarszczyłem nieznacznie brwi, spoglądając na ów jedynie kątem. Przybysz także jedynie zerkał w moją stronę, jednak nie da się ukryć, że zainteresowała go ta dyskretna potyczka.
Nie miałem pojęcia ile mógł mieć lat. Wyglądał jak porcelanowa laleczka. Jakby utrwalony, zamrożony i zupełnie poza tym wymiarem. Możliwe, że nie potrafiłem oszacować jego wieku ze względu na to, że przy Azjatach niczego nie można być pewnym. Ani ich wieku, ani płci.
  -Pozwólcie, że przedstawię wam ostatniego członka naszego skromnego zespołu –zaczął jakby znudzonym tonem Jayden.
Chińczyk wystąpił spomiędzy Naomie i Prince’a, skupił na sobie każde spojrzenie obecnych w pokoju osób.
  -Mengfu –przedstawił się krótko i skinął głową. Ja zaś uśmiechnąłem się subtelnie. To się zakrawa na świetny żart.
 
TEGO SAMEGO DNIA, PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
 
Spojrzałem na GPS, marszcząc brwi w zaciętym wyrazie. Daniel od kilku godzin siedział w Las Vegas. Spod więzienia w San Diego pojechał tam, teraz zaś zaparkował samochód i taki stan rzeczy utrzymywał się od dwóch godzin. Od momentu, gdy dostałem od niego wiadomość, wciąż tam był. Śmierdziało mi to na kilometr narzucającymi się domysłami. Nie teraz. Nie teraz, gdy wiem do czego jestem potrzebny Kane’owi.
Wystukałem na klawiaturze wiadomość do Daniela, informując go w niej, że będę na niego czekał ze zniecierpliwieniem po czym postanowiłem wybrać pewien jeden konkretny numer. Numer, którego nie próbowałem wybierać od miesiąca. Numer, który wykasowałem z telefonu, a wciąż pamiętałem. Cóż, są pewne zalety posiadania tak dobrej pamięci oraz jej wady.
 
***
 
Minęła godzina dziewiąta rano, dnia następnego, wczorajszego jutra. Dnia, w którym Daniel miał wrócić. Nie potrafiłem zasnąć. Do domu wróciłem dość późno ze względu na spotkanie, którego wymagałem niezwłocznie. Mimo, że byłem wycieńczony, gdy tylko zamykałem oczy na dłużej niż dziesięć minut, a sen nie przychodził –otwierałem je i próbowałem znowu. Po trzeciej próbie, zrezygnowałem. Puste mieszkanie kipiało stęchłą ciszą. Nad ranem  wyszedłem pobiegać. Wróciłem do domu o ósmej, po kilkugodzinnej przebieżce. Ledwo stałem na nogach. Resztkami sił dowlokłem się do wanny. Tam spędziłem godzinę. Siedziałbym tam dłużej, gdyby nie wypędziła mnie stamtąd zimna woda.

Teraz zdecydowanie czułem się jakbym miał zasnąć w przeciągu kilku sekund od położenia głowy na poduszce. Gdyby to zrobił w tamtym momencie zamiast napić się kawy –pewnie nie przywitałbym Daniela swoim niewyraźnym „dzień dobry”. Na szczęście nie zasnąłem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#220PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptyPią Lis 06, 2015 11:03 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie piłem tyle ile mogłoby zaszkodzić mojemu rozumowaniu. Spokojnie popijałem whisky, słuchając tego wszystkiego co ma mi do powiedzenia Drake. W międzyczasie przeglądałem dwie strony poświęcone mojej matce. Matce, o której szybko zapomniałem. O tej, której śmierć nigdy za specjalnie mnie nie dotknęła. Tym bardziej szokujące było to, że teraz czułem najszczerszy żal. Było mi przykro, kiedy patrzyłem na delikatną, uśmiechniętą twarz młodej dziewczyny. Elizabeth i Alexander są do niej bardzo podobni. Tylko ja wdałem się tak mocno w tego dupka. Po tym jak go zobaczyłem, a następnie spojrzałem w lustro, dziwiłem się jak to możliwe, że Alex może jeszcze na mnie patrzeć. Kropla w kroplę jak on. Jeszcze tylko długie włosy mnie przed tym ratowały, łagodząc ostre rysy twarzy. Teraz, kiedy je ściąłem, byliśmy niemalże identyczni. Z tą różnicą, że jego morda została zniszczona przez lata doświadczeń. Moja prawdopodobnie będzie wyglądać dokładnie tak samo w przyszłości. Bo nie mogę przecież zakładać, że taki tryb życia jest mniej wykańczający niż odsiadka w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Mogę wyglądać gorzej niż on. Jego nienawidzi tylko kilka osób. A mnie kilkukrotnie więcej niż ilość ksiąg znajdujących się w piwnicy. Jeśli ludzka nienawiść może wyniszczać, marna moja przyszłość. O ile wcześniej ktoś nie wpakuje mi kulki w łeb. To nawet kusząca opcja. Może powinienem komuś na to pozwolić? A może sam powinienem to zrobić. Po co się starzeć, skoro można w spokoju odejść mając trzydziestkę. Tak, zapewne nadejdzie taki dzień, w którym po prostu to wszystko mi się znudzi. Teraz było na to za wcześnie. Ale odejdę, nim moja twarz zacznie wyglądać jak ryj tego parszywego skurwiela.
Zatrzymałem oczy dłużej na nazwisku zleceniodawcy. Kojarzyłem je. Pieprzony aktorzyna.
- Natalie chciała godniejszego życia. - Rzuciłem Drake'owi nieprzychylne spojrzenie zawierające pytanie. Dość oczywiste. Na pewno nie bez powodu użył imienia. Nie używa się od tak imion obcych osób, które się zapierdoliło. - Tak, znałem ją. - Czułem się coraz gorzej. To było zbyt pokręcone. Jak mogli się znać? Jak mój ją zabić, skoro się znali? Na jakim gruncie znajdowała się ich znajomość? Zaraz... Czy on kurwa dymał moją matkę?!
- Czy ty... - Mój głos brzmiał nienaturalnie. Nie wiedziałem, że może tak brzmieć.
- Daniel, twoja matka była kurwą. Miałem lepsze opcje niż ona. - Skrzywiłem się wyraźnie, upijając duży łyk whisky i odpalając kolejnego papierosa. - Twój ojciec, można by rzec, był dla mnie przeszkodą. Przynależał do innej grupy. Delikatnie mówiąc, nie lubiliśmy się. Nie będę wnikał w to jak poznałem Natalie. Ale tak, znaliśmy się, na tyle na ile. - Mimo całego szacunku do Drake'a nie mogłem powstrzymać ochoty starcia tego lekkiego uśmiechu z jego twarzy.
- Mogłeś nie przyjmować tego zlecenia. Przecież ją znałeś. - Wiedziałem, że moje słowa nie mają sensu. Wiedziałem, ale jednak...
- To bez znaczenia. Nie jesteś kretynem Danny, oszczędź mi tłumaczeń. - Wlepiłem wzrok w złoty płyn, który rozgrzewał mnie od środka. Miał rację, znałem odpowiedź. Dostał opłacalne zlecenie i to nie tylko pod względem finansowym. Miał zabić żonę człowieka, który mu przeszkadzał. Wrobił go i upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. - Natalie spotykała się z tym człowiekiem. Można powiedzieć, że był jej stałym klientem. Wiesz, dużo jej obiecał, mówił o uczuciach. Pewnie było mu jej szkoda. Ale w którymś momencie pozwolił jej za bardzo się zaangażować. Pokładała w nim tak wielkie nadzieje, że nie mogła nagle przyjąć do wiadomości, że to koniec, a on jej nie pomoże. Że nadal będzie popychadłem Christiana. - Nie przerywałem, wciąż wpatrując się w szklankę. - Więc zaczęła go szantażować. Miał zbyt dużo do stracenia. Ot i cała historia. - Uniosłem wzrok na Drake'a swobodnie opierającego policzek o złożoną dłoń i popijającego trunek.
- Co robiłeś tyle czasu w jej pokoju? - Odpowiedź wydawała się oczywista, ale przecież chwilę temu jasno jej zaprzeczył.
- Rozmawialiśmy. Domyśliła się po co przyszedłem. Nie była głupią kobietą. Tylko zagubioną i naiwną. Prosiła, żebym nic wam nie robił. I dopilnował, żebyście byli bezpieczni, z dala od Christiana. - Wpatrywałem się w niego szerokimi oczami. Wiedziała, że ma zginąć. A ja nie zginąłem, tylko dlatego że... Obraz stał się dziwnie rozmazany. Zamknąłem oczy opierając czoło na dłoni. Wziąłem kilka głębszych wdechów. Zaraz...
- Wiedziałeś. Wiedziałeś cały czas. - Wlepiłem czarne tęczówki w przekornie uśmiechniętego Drake'a. Zaśmiał się tak swobodnie. Tak jakby dobrze się bawił. Tak, jakby to wszystko było całkiem oczywiste.
- Alexander i Elizabeth nie potrzebowali mojej ingerencji Danny. Z tobą było gorzej. - Przez chwilę nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nie spotkaliśmy się przez przypadek. Nie przez przypadek też skończyłem jako morderca.
- Przyjąłeś mnie na złość mojemu ojcu? - Każde słowo wypowiadałem coraz ciszej. To zbyt dużo.
- Nie, Christian przestał być wart mojej uwagi. Wiedziałem, że u mnie się nie zmarnujesz. W końcu jesteś jego synem, a wbrew wszystkiemu co widziałeś, kiedy nie pił, był inteligentnym człowiekiem. Alkohol go zniszczył. Obiecałem Natalie, że będę miał na was oko, a w tobie pokładałem duże nadzieje. I nie pomyliłem się. Masz dobre geny. - Spaliłem papierosa i dopiłem whisky. Na ten moment nie potrafiłem pojąć tego wszystkiego. Nie chciałem i nie mogłem. To było zupełnie inne niż to, w co wierzyłem do tej pory. Co gorsza, wszystko wskazywało na to, że ojciec był niewinny, przynajmniej zabójstwa matki. Gdyby zdołał to udowodnić, wyszedłby na wolność. Dlatego mnie potrzebował. Chciał mojej pomocy. I Drake o tym wiedział. Właśnie dlatego o wszystkim mi powiedział. To był najlepszy sposób, jakby nie patrzeć.
- Nie jest inteligentny, skoro myślał, że w czymkolwiek mu pomogę.
- Jest. I to bardziej niż mi się wydawało. - Pomieszczenie znów wypełniło się swobodnym śmiechem szatyna.
***
Tej nocy znów nie spałem. Dlatego droga powrotna zajęła mi więcej niżbym chciał. Pijąc czwartego już energy drinka, powoli zbliżałem się do LA. Pod mieszkaniem stanąłem gdzieś około południa. Na mojej twarzy wymalowane było zmęczenie, jednak wiedziałem, że nawet gdybym chciał, wciąż nie mógłbym zmrużyć oka. Nie potrafiłem zatrzymać myśli, które nieustannie uparcie tłoczyły się w mojej głowie. Zacka zastałem na kanapie. Uśmiechnąłem się niemrawo, zbliżając do niego. Nachyliłem się, łapiąc drobny podbródek w dłoń i dość nagle połączyłem nasze usta w niecierpliwym, pełnym spragnienia, namiętnym pocałunku. Chciałem odpocząć.
- Nawet się stęskniłem - zakomunikowałem z lekkim uśmiechem, opadając bezsilnie na kanapę obok chłopaka. - Potrzebuję mocnej kawy. - Przyjrzałem się uważnie jego twarzy. - Ty chyba też.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#221PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Lis 07, 2015 1:46 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


   -Zack! Chodź zjeść obiad! –zawołał mężczyzna z kuchni. Siedmiolatek skrzywił się sam do siebie i wyłączył konsolkę z grą. Zeskoczył z kanapy i niechętnie ruszył w kierunku kuchni. Nieśmiało zajrzał do pomieszczenia, akurat gdy mężczyzna stał tyłem do drzwi prowadzących do pokoju. Zack skorzystał z chwili nieuwagi ojca i dyskretnie zajął miejsce. Mężczyzna otworzył usta by po raz kolejny wezwać syna lecz w momencie, gdy zaczął się obracać i ujrzał, że jego syn już jest na miejscu i śmieje się do niego wesoło, sam uśmiechnął się delikatnie.
  -Próbowałeś mnie podejść, spryciarzu –zauważył słusznie. Postawił przed dzieckiem talerz wypełniony makaronem z kurczakiem, życzył mu smacznego i sam zajął miejsce naprzeciw chłopca. Dzieciak trącił bez przekonania galaretowatą papkę.
  -Kiedy mama wróci? –spytał nieśmiało, jedynie zerkając ukradkiem na ojca. W jednej chwili, charakter sytuacji się zmienił tak samo jak wyraz twarzy ojca.
  -Pytasz już o to trzeci raz, Zackie. –Zaśmiał się niewesoło. –Nie wróci dzisiaj. Może jutro ją zobaczysz. Mówiła, że wyjeżdża na trochę. Jedz.
Więc jadł i nie pytał już więcej ojca o takie rzeczy. Wiedział, że denerwowało go to, że on musi pilnować go sam. Pewnie wolałby być z matką i z nim w domu, a nie tylko z nim, który zadaje cały czas pytania. Tak sądził. Dlatego zadawał te pytania tylko raz na jakiś czas, żeby możliwie jak najmniej denerwować tatę. Gdy jednak nie udawało mu się i ten się unosił, Zack obawiał się, że w końcu i on go zostawi samego w mieszkaniu, nie odbierze go ze szkoły i Zack będzie musiał zostać tam do nocy albo wracać sam.
Wpakował do ust kilka makaronów i spojrzał badawczo na tatę. Ojciec był wysokim mężczyzną, bardzo dobrze umięśniony i budzącym respekt. W mamie, w Zack’u i w każdej sąsiadce lub pani nauczycielce. Zack osobiście znał tatę lepiej niż ktokolwiek z wyżej wymienionych. Wiedział więc, że denerwować taty nie można. Gdy ten krzyczał, Zack musiał się chować, przychodzili sąsiedzi pytać czy wszystko w porządku. Tego chłopiec nie mógł znieść. Nienawidził sąsiadów i mówienia im czegokolwiek chociażby tylko po to, żeby już więcej nie przyszli. On nie potrafił mówić do nikogo innego oprócz taty.
 
***
 
Westchnąłem bezgłośnie, przerywając tym samym ciszę nabrzmiałą, gdy telewizor sam się wyłączył, a ja zostałem sam z myślami. Mój ojciec. Jego sylwetkę, głos i podniszczoną, ściągnięta twarz, bladoniebieskie, niejednokrotnie chłodne i martwe oczy, wysokie kości policzkowe, wąskie usta pamiętałem jakbym wcale nie rozstał się z nim na dwanaście lat. Może na siedem, pięć, ale nie na dwanaście. Tymczasem, nie widziałem go już ponad połowę życia. To zabawne, że nadal był mi bliższy niż ktokolwiek. To zabawne, że miałem wrażenie, że jest jedynym człowiekiem na ziemi, który potrafiłby mnie zrozumieć. Teraz. Kiedykolwiek. Ale zniknął i już nigdy się nie pojawił. Nie dzwonił, nie pisał i nie dawał znaku życia. Nie wierzyłem już w wersję o rozejściu się rodziców w zgodzie. Na dobrą sprawę, nie miałem pojęcia w co wierzyć. Nigdy nie spróbowałem odnaleźć ojca, ale cóż –on także nie szukał mnie. Uznałem to za jednoznaczny sygnał do… odpuszczenia sobie zanim cokolwiek zacząłem.
 
Daniel wyglądał inaczej, a raczej jego fryzura się zmieniła. Nigdy nie zwracałem uwagi na to, jak właściwie wygląda. Nie jakoś specjalnie. Powinienem. Był pewny siebie co dotychczas przypisywałem jego rozmiarom, gnatowi w kieszeni i specyficznemu charakterowi. Tymczasem, Daniel miał do zaoferowania znacznie więcej. Był inteligentny i w zwyczajny sposób przystojny. Znaczy… nie był zwyczajny. Jego uroda była daleka od zwyczajności. Cóż, był nadzwyczajny. Zwłaszcza, gdy dane mi było oglądać w tym wydaniu.
Niewiele myśląc, bezwiednie dałem się przysunąć do pocałunku, odruchowo go także odwzajemniłem.
  -Też się stęskniłem. Nawet. –Uśmiechnąłem się delikatnie. Mężczyzna był zmęczony możliwie bardziej ode mnie więc wstałem, by przyrządzić wspomnianą kawę. Cały czas wracałem wzrokiem do krótkowłosego Curtisa, nie mogąc się wciąż nadziwić temu zjawisku.
Przystanąłem przy ekspresie do kawy. Czekałem aż jedna kawa będzie gotowa i patrzyłem na Daniela. Po chwili czekałem aż druga kawa będzie gotowa i także patrzyłem na tego obcego Daniela.
Wziąłem oba kubki w dłoń i ruszyłem w kierunku zajmowanej przez chłopaka kanapy. Wręczyłem mu jedno z parujących naczyń i usiadłem obok.
  -Obciąłeś włosy –zauważyłem błyskotliwie. Myślę, że on o tym już wie. –Ładnie ci –mruknąłem w kubek, niezbyt wyraźnie acz wciąż na tyle głośno, by Daniel mnie niestety usłyszał.
Ponownie zerknąłem w jego stronę i pokręciłem głową, niedowierzając temu co za niuanse codziennie w sobie odkrywam. Cholera. Naprawdę przed chwilą stwierdziłem, że mu ładnie. Że mi się podoba. Znaczy –fizycznie. Nikt nigdy nie podobał mi się fizycznie. Nie przypominam sobie czegoś podobnego. Nie w tym stuleciu.
  -Dotychczas sądziłem, że to ja jestem w naszej r e l a c j i tym ładniejszym –odparłem po dłuższej chwili, mimowolnie kładąc nacisk na ładne określenie zastępujące słowo związek. Bo nie byliśmy w związku. A przynajmniej mieliśmy tak tego nie nazywać. I tak sprawiło mi zbyt wiele radości wypowiedzenie tego słowa na głos. Brzmiało bardzo wygodnie.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#222PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Lis 07, 2015 2:54 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się lekko, słysząc odpowiedź Zacka. Oczywiście, że się stęsknił. Nawet. Pierdolenie. Naprawdę za nim tęskniłem. W przerwach od myślenia o tych spierdolonych rzeczach krążących wokół mojego równie spierdolonego życia, myślałem o Zacku. Najwidoczniej nie bez powodu. Będąc z nim mogłem się skupić na pięknych, niebieskich tęczówkach, przystojnej, specyficznej twarzy i stu siedemdziesięciu centymetrach boskiego ciała. Do tej pory nie zauważyłem, że przy nim jestem w stanie się odprężyć. Absurdalnie akurat przy Zacku moja egzystencja wydawała się normalniejsza. Absurdalnie, bo przecież Zack sam w sobie normalny nie jest. Tak jak i ja. Może dlatego właśnie tak mi z nim dobrze? Zawsze się rozumieliśmy. Nawet jeśli z pozoru dawniej byliśmy jak inni. A jednak coś nas od tych wszystkich ludzi różniło. Teraz po prostu stało się to zauważalne. Tak wygląda moja teoria. Niezależnie od tego, czy jest prawdziwa, to, że jesteśmy w stanie się zrozumieć nie było błędem wynikającym z nieprawidłowego toku rozumowania. Czułem się przy nim lepiej niż bez niego. Niż przy Drake'u. Nawet jeśli między nami był stos tajemnic i niewyjaśnionych spraw. To się nie liczyło. Może dlatego nie jesteśmy w stanie nazwać tej relacji. Jest zbyt wyjątkowa, by przypisać jej istniejącą definicję. Taki stan rzeczy zaczął mi odpowiadać. Sprzyjać. Stopniowo się rozluźniałem, obserwując jak zgrabny tyłek chłopaka oddala się w kierunku blatu i stojącego na nim ekspresu. Uniosłem brew widząc jak mi się przygląda. Cały czas. Nie rozumiałem dlaczego. Do momentu, w którym nie wspomniał o pewnej oczywistości. Faktycznie, ściąłem włosy. Zupełnie o tym zapomniałem. Chyba zdążyłem się przyzwyczaić do braku dredów utrudniających lub biorących udział w każdej mej czynności. Było to nawet wygodne, choć zdecydowanie wolałem siebie w długich włosach. Nie dlatego, że wyglądałem lepiej, bo tak naprawdę nawet ja potrafię stwierdzić, że z krótkimi jest mi do twarzy. Ja po prostu nie chciałem wyglądać jak on. Ponieważ nie widzi mi się operacja plastyczna, włosy są jedynym co mnie do tej pory ratowało od krzywienia się w starciu z lustrem. Teraz już nie było nic co mogłoby przeszkadzać mi w złych skojarzeniach. Nawet jeśli nienawiść do drania gdzieś zniknęła. Wciąż nie chciałem o nim pamiętać. Teraz jeszcze bardziej. Kombinował coś, a ja najwidoczniej nie wiedziałem co. Mogłem snuć domysły, lecz wszystko wskazywało na to, że się mylę. Drake wyglądał, jakby wiedział o co chodzi memu ojcu. Jakby rozumiał każdy jego krok. A ja wierzyłem, że nie jest to kwestia pozorów.
Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały ku górze, gdy dotarł do mnie niewątpliwy komplement Zacka. Skoro on powiedział coś takiego, musiała być to prawda. Ale ja przecież o tym wiedziałem. Krótkie włosy naprawdę mi pasowały. Sprawiły, że zmężniałem. Że wyglądałem bardziej jak ja. Wygląd zaczął współgrać z charakterem. Lecz mimo to, wątpiłem szczerze, bym mógł kiedyś polubić siebie w tym wydaniu. To po prostu zbyt wiele. Być może gdybym zapomniał jego zasranego ryja. Ale to przecież niemożliwe.
Zaśmiałem się słysząc kolejne jego słowa. Nie tylko przez sam komentarz, ale także przez to jak wymownie wypowiedział to konkretne słowo. Relacja. Tak, wygląda na to, że tylko w ten sposób można określić to co między nami jest. Prognozy nie wskazują innych opcji. Odpowiadało mi to. Zbyt mocno.
Upiłem solidnego łyka gorącej kawy, posyłając Zackowi nieco zmęczone spojrzenie. Odpaliłem papierosa, sięgając zaraz do kieszeni spodni, skąd wyjąłem niewielkie zdjęcie. Położyłem je na stole.
- To moja matka. - Drake mi je dał. Dał mi ich więcej. Nie chcę wiedzieć dlaczego i skąd je miał pomimo tego, że żadne z naszej trójki nie posiadało dotąd ani jednego. - Liz i Alex są do niej podobni. Ja wyglądam jak ojciec - prychnąłem, opierając się o kanapę i zaciągnąłem się solidnie papierosem, popijając gryzący dym gorzką kawą. Nie wiem dlaczego tak właściwie mówię to wszystko Zackowi.
- On faktycznie jej nie zabił - uśmiechnąłem się lekko, patrząc w sufit. Teraz mówiłem już chyba sam do siebie. Ocknąłem się po chwili milczenia. - Byłeś w pracy? - Pomimo tego, że sam go zacząłem, chciałem zmienić temat. Dopalałem spokojnie papierosa, zachłannie pijąc kawę. Byłem śpiący, zmęczony i głodny. A jednocześnie nie chciałem ani spać, ani odpoczywać, ani jeść. Sam nie wiem czego chcę. Wszystko przestało być atrakcyjne. Oprócz Zacka. Jego pragnąłem cały czas.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#223PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Lis 07, 2015 6:58 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Nie miałem pojęcia, w którym momencie mojego życia stałem się tak żałosny. Oh, doskonale wiem, że od samego urodzenia jestem, ale chodziło mi o inny rodzaj bycia…śmiesznym. Tak, bo to co działo się ze mną w obecności Daniela było po prostu zabawne, żenujące i całkowicie bez sensu. Kiedy go przy mnie nie było –czułem się jakby otaczała mnie coraz większa pustka. Kiedy Daniel się zjawiał –znów wszystko było pełne. Kolory, dźwięki, obrazy. Wszystko było kompletne.
Curtis wyjeżdżał, a ja nagle traciłem zdolność do funkcjonowania. Podejmowałem się głupich decyzji, przestawałem jeść, spać. To było coś w rodzaju jakiegoś pieprzonego uzależnienia. Nie mogłem się już nazwać wolnym człowiekiem, stałem się kimś zależnym od życia w niewielkim społeczeństwie –moim i Daniela. Ale i tak najbardziej niepokojące było to, że o tym wszystkim wiedziałem i nie miałem ochoty tego zmieniać.

Co do włosów Curtisa –faktycznie było mu w nich naprawdę dobrze. Miał ostre rysy twarzy, których wcześniej nie sposób było dostrzec spomiędzy dredów czy długich włosów. Dopiero teraz mogłem naprawdę zobaczyć, jak bardzo mężczyzna się zmienił. Znałem go wtedy, gdy tego wszystkiego praktycznie nie było. Teraz Daniel był dorosły, dodatkowo zmieniał się coraz bardziej z każdym tym okresem, gdy znowu się pojawiał znienacka. Daniel, którego miałem nieprzyjemność oglądać podczas naszego pierwszego spotkania po latach, nie był tym samym człowiekiem, którego teraz miałem przed sobą. Podobało mi się to wszystko, co widziałem aktualnie.
 
Daniela rozśmieszyły moje słowa, a ja mogłem się tylko zastanawiać co bardziej go bawiło –określenie naszego związku czy sam fakt, że to wciąż ja byłem tym „ładniejszym”. Byłem ponieważ nazwać Curtisa ładnym to zupełnie tak samo, jak powiedzieć o mnie, że jestem męski. Ja nie byłem męski, a Daniel nie był ładny. Ja nie byłem ponieważ trudno jest być jakkolwiek samczym z moim metr siedemdziesiąt wzrostu, wąskimi ramionami i trudnością w zapuszczeniu jakiegokolwiek zarostu, a Daniel nie był ponieważ… był facetem i zwyczajnie nie ładnym, a przystojnym. Taki był stan rzeczy i nikt nie próbował tego zmienić. Ja nie chodzę na siłownię, Daniel rośnie i ścina włosy na krótko.
Za sprawą tej prostej konkluzji, pozwoliłem cichemu westchnięciu wydostać się spomiędzy moich ust. To było ponad moje siły. Uległość mnie męczy.
Nie odrywałem ust od kubka z kawą, jedynie zerkałem w tak na Daniela, który postanowił nagle trochę namącić w obecnym charakterze chwili, wyciągając z kieszeni niewielką tekturkę. Zdjęcie. Pozwoliłem sobie sięgnąć po kartonik i przyjrzeć mu się z bliska. Daniel w następnym momencie pospieszył z wyjaśnieniami odnośnie tego kogoś widniejącego na zdjęciu. Skinąłem głową, w milczeniu przyglądałem się jeszcze przez następne pare sekund fotografii nim odłożyłem ją z powrotem na stół. Daniel odpłynął, na jego ustach pojawił się dziwny, niewspółgrający ze słowami uśmiech. Nie miałem pojęcia jak to interpretować. Przecież nie powinien się cieszyć. A tak mi się przynajmniej wydaje.
Moment później, padło pytanie zupełnie niezwiązane z wcześniejszym tematem wymiany zdań, do której właściwie nie doszło ponieważ nie bardzo wiedziałem co powinienem powiedzieć, więc nie mówiłem nic. Daniel najwyraźniej zmienił niewygodny temat.
  -Byłem –odparłem krótko. Akurat ten temat był niewygodny dla mnie.
Odstawiłem kawę na stół, wziąłem z niego to samo zdjęcie, które wcześniej odłożyłem i przysunąłem się do Daniela. Wyjąłem mu z dłoni kubek za kawą, odstawiłem go w ślad za swoim i chwilę później znalazłem się przed twarzą Curtisa, z jego udem pomiędzy nogami.
  -Może i wyglądasz w pewnym stopniu jak ojciec, ale usta masz po matce –zauważyłem i zerknąłem to na zdjęcie trzymane w dłoni, to na twarz Daniela przed sobą. –I uśmiech.
Ponownie mój wzrok podążył ku fotografii. Miała naprawdę ładny uśmiech.
Tego wieczoru, położyliśmy się spać wcześnie. Zasnęliśmy.
 
PARĘ DNI PÓŹNIEJ, DWUDZIESTY CZWARTY STYCZNIA
 
Zbliżały się moje dwudzieste pierwsze urodziny. Z tej okazji planowałem się pojawić w najbliższym czasie w domu rodzinnym, głównie z polecenia matki. Miałem nadzieję, że Daniel zgodzi się ze mną tam pojechać, wspierać mnie i odpowiadać na pytania kobiety, na które ja nie miałem ochoty udzielać odpowiedzi. Jestem niemal pewien, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby ją odwiedzić. Teraz, gdy wszystko nareszcie osiągnęło normę. Ja, on i nasze stosunki były niemal normalne.

Była niedziela, wyjątkowo dzień, w którym żaden z nas nie wychodził do pracy ani na uczelnię. Postanowiliśmy wspólnie wybrać się na zakupy, gdzie ja niekoniecznie odnalazłem się w pełni bowiem rzadko kiedy ostatnio zdarzało mi się samodzielnie uzupełniać zapasy. Zajmował się tym Daniel, ja dzisiaj jedynie mu towarzyszyłem.
W drodze powrotnej  poleciłem Curtisowi, by ten zatrzymał się w sklepie elektronicznym, do którego zwykłem chadzać uzupełniać innego rodzaju zapasy. Trochę żelastwa, różnych kabli, więcej żelastwa. Nie wyszło wcale tego tak dużo, ale ceny za części są drogie. Zapłaciłbym więcej, gdybym nie przychodził tu praktycznie co dwa miesiące i nie wyrobił sobie swego rodzaju zniżki dla stałego klienta.
Pożegnałem się uprzejmie ze znajomym sprzedawcą i już po chwili mogliśmy wracać wprost do mieszkania, czerpać profity z dnia wolnego.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#224PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Lis 07, 2015 7:42 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się niewesoło słysząc lakoniczną odpowiedź. Praca to również nie był temat, który powinienem poruszać. Choć z drugiej strony, nigdy nie zauważyłem, by Zack jakoś szczególnie go unikał. To raczej ja nie byłem skory do kierowania rozmów na te tory ze względu na własne zajęcia, którymi nie chciałem się Zackowi chwalić. A jednak teraz celowo uciął temat i było nader widoczne, że nie jest on mu na rękę. Czyżby coś się zmieniło? Postanowiłem nie wnikać. To przecież nie moja sprawa, tak samo jak moja praca nie jest sprawą Zacka. Obydwoje nie wiemy o sobie wszystkiego i tak powinno pozostać. Byłoby źle gdybyśmy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Przynajmniej w moim mniemaniu. Wtedy moje życie nie należałoby już w pełni tylko do mnie. Czułbym się źle.
Wyprostowałem głowę i uniosłem wzrok na Zacka, gdy ten umiejscowił się w sposób zdecydowanie zwracający moją uwagę. Posłałem mu pytające spojrzenie dostrzegając, że w dłoni trzyma wyjęte przeze mnie wcześniej zdjęcie. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy usłyszałem co ma mi do powiedzenia. Racja. Usta. Zaśmiałem się. I uśmiech. Faktycznie, ojciec nie miał takich ust. Uśmiechu też. Tak myślę, bo prawdę mówiąc, nigdy nie widziałem jak się śmieje. Jego twarz zawsze przystrajał jedynie szyderczy uśmieszek. Krzywy i nieprzyjemny. Ja miałem go po matce. No tak, dobrze wiedzieć.
Ta noc była dużo przyjemniejsza niż dwie ostatnie. Padłem jak trup, tak samo zresztą jak Zackie. Obejmując jego drobne ciało i wdychając znajomy zapach było łatwiej zasnąć. Co dziwne, nie obudziłem się aż do ranka pomimo wszystkich tych spraw, które na mnie ciążyły. Musiałem być naprawdę zmęczony. A może to po prostu obecność Zacka tak na mnie wpływała? Chyba wolałem w to nie wnikać.

***

Niedziela nigdy nie była moim ulubionym dniem tygodnia. Inni odpoczywali, zaś ja wtedy zazwyczaj pracowałem. Tego dnia większość ludzi siedziała w swoich domach, a mi po prostu było łatwiej zabijać ich tam, niż na neutralnym gruncie. Dlatego niedziele z reguły wiązały się z zabijaniem. Na dzisiaj nie brałem żadnych zleceń, całą robotę odkładając na przyszły tydzień, po urodzinach Zacka. Najbliższe dni mieliśmy w spokoju spędzić poza domem, choć sam chłopak jeszcze o tym nie wiedział. Ale raczej nie obrazi się za małe opóźnienie w poinformowaniu, skoro i tak planował odwiedzić Janine.
Ruszyłem spod sklepu z elektroniką, rzucając Zackowi krótkie spojrzenie. Kierowałem się w stronę mieszkania, jadąc na tyle wolno, na ile potrafiłem. Mając go po stronie pasażera stawałem się dziwnie ostrożny. Gdy byłem sam, jeździłem jak szaleniec. Oczywiście wypadek sprawił, że pojawiło się trochę oleju w mojej głowie, ale przecież samochód to nie motocykl. Szanse na przeżycie w aucie były większe, a i jest to sprzęt łatwiejszy do opanowania, w związku z czym nie miałem raczej o co się martwić jadąc "ciut" za szybko. Mimo to, z Zackiem starałem się być ostrożny. Oczywiście wciąż nie trzymałem się przepisowej prędkości, bo czułbym się po prostu źle marnując tak swój samochód, ale jednak nie szalałem.
Stojąc na światłach, jeszcze raz zapatrzyłem się na twarz chłopaka.
- Spakuj się jak wrócimy do domu. Zrobię obiad i pojedziemy do San Diego. Janine dzwoniła - obwieściłem, wciskając pedał gazu i ruszając dalej. Co prawda dzwoniła już kilka dni temu, ale jakoś wypadło mi z głowy powiedzenie o tym Zackowi. Miałem dużo na głowie, więc cóż, przecież nie o wszystkim muszę pamiętać. - Moglibyśmy zajechać też do mnie. - Odkaszlnąłem wpatrując się w drogę przed siebie. Luisa później nie będzie w domu. Powiedziałem mu, że przyjadę i może zostawić zwierzaki. Musiałem też z nim chwilę pogadać. I z Zackiem również. Zamierzałem wziąć je ze sobą z powrotem. Planowałem również odwiedzić rodzinkę, lecz sam nie byłem pewien czy powinienem proponować Zackowi zabranie się ze mną. Postanowiłem odłożyć to na później.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#225PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 EmptySob Lis 07, 2015 9:47 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F

Poprawiłem się na siedzeniu w samochodzie Daniela. Przez chwilę patrzyłem się twardo przed siebie, później mój wzrok coraz częściej spoczywał na kierowcy. Mimowolnie się uśmiechnąłem sam do siebie. Ile razy jeszcze dojdę do tego samego wniosku w ciągu tych kilku dni? Ile jeszcze tak żenujących wniosków przejdzie mi przez myśl zanim w końcu zdecyduję się zapytać Daniela czy ze mną zamieszka? Mam wrażenie, że istnieje zbyt wiele powodów, by ten mi mógł odmówić. Przygryzłem wargę, marszcząc do siebie samego brwi.
Ponownie poczułem na sobie wzrok Daniela więc machinalnie także zwróciłem swoje spojrzenie w jego kierunku, słuchając po chwili również tego co ma do powiedzenia. Przejechałem z pewnym zamyśleniem dłonią po linii swojej szczęki zanim odpowiedziałem. A raczej zapytałem.
  -Często się tak kontaktujecie za moimi plecami? –Uśmiechnąłem się delikatnie, ewidentnie mając na myśli pewien konkretny raz, gdy rzeczywiście niemal się zmówili przeciwko mnie. Stale bawił mnie jednak ten ich kontakt miedzy sobą nawzajem. Moja własna matka nie ufa mi już na tyle, że dzwoni do mojego współlokatora, żeby zaprosić mnie do siebie. Niepotrzebnie. Przecież nie odmówiłbym jej. Najwyżej po porostu bym nie odebrał od niej telefonu.
Kolejne słowa chłopaka wywołały we mnie znaczne pobudzenie. Na moje usta nachalnie wepchnął się szeroki uśmiech. Ledwo powstrzymałem rozbawione prychnięcie. Spróbowałem ukryć ten uśmiech w dłoni lecz bezskutecznie, bo Daniel już z pewnością zauważył moją reakcję na wspomnienie o jego mieszkaniu.
  -Nie mam nic przeciwko –wymruczałem przez uśmiech. Z pewnością nie miałem nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Widziałem zbyt wiele walorów tej sytuacji. I nie mogłem się doczekać aż zobaczę jak właściwie mieszka Curtis. W końcu zawsze to jakiś krok w kierunku poszerzenia horyzontów naszego nowego kierunku znajomości. Dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę ekscytująco.
W moim mieszkaniu pojawiliśmy się niespełna dziesięć minut później. Daniel zabrał się za robienie obiecanego obiadu przed naszą trzygodzinną podróżą, ja zaś zadzwoniłem do matki tylko po to żeby dowiedzieć się tego, że na miejscu pojawi się córka i syn z pierwszego małżeństwa Grega, brat mojej matki oraz kilku pozostałych członków rodziny, o których nawet w życiu nie słyszałem. Jestem ciekaw czy Danielowi o tym wspomniała. Jeżeli nie –jestem pewien, że się ucieszy, że zdążymy akurat pojawić się na jakimś pieprzonym zlocie rodzinnym. Dom był duży więc z pewnością ciasno nie będzie. Dla nich. Dla mnie to będzie pieprzona tortura.

Spakowałem do torby jakieś ubrania, wszelkie inne potrzebne elementy garderoby i toalety porannej oraz tabletki. Upewniłem się dwa razy czy wszystko zostało spakowane w międzyczasie jedząc obiad z Danielem i z trwogą w oczach obserwując jak on już jakiś czas później kończy się pakować i zaczyna się ubierać, a ja wciąż dopakowuje się i nie potrafię tego doprowadzić do końca. Wreszcie udało mi się spakować i począłem pospiesznie wybierać ubrania, próbując przy tym nie wyjść na zbyt wielką ciotę przed Danielem. Możemy poddawać wątpliwościom moją orientację seksualną względem Curtisa, ale nie przypominam sobie bym kiedykolwiek był równie…zniewieściały. Nie mam siły.
W końcu ubrałem się w biały golf, czarną marynarkę i czarne spodnie. Włożyłem też nieco staranności by nadać swojej fryzurze nienagannego wyglądu, a stając wreszcie przed lustrem i podziwiając całokształt –niemal zapłakałem nad tym ile zajęło mi to wszystko.
  -Mama pewnie ci nie powiedziała, że nie będziemy jedynymi gośćmi –zwróciłem się do Daniela. Wątpliwe, by matka cokolwiek mu o tym wspomniała. Znając ją, wyleciało jej to z głowy.
Porwałem z ziemi kota i wraz z jego pasiastym ubrankiem ruszyłem w kierunku kanapy. Odkąd zerwałem z Ev już nie mam komu zostawiać kota, gdy jakimś cudem gdzieś wyjeżdżam na dłużej. Nie było innego wyjścia jak zabrać Ramone’a ze sobą.
Opakowanego w ciepłe odzienie kota wsadziłem do jego transportera wyścielonego kocem, by zapewnić mu wygodę podróży. On był gotów, ja po tym jak zrosiłem się odrobina perfum, też.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w trzygodzinną podróż do San Diego, w którym zjawić się powinniśmy około piątej popołudniu.

Podróż minęła nam we względnej ciszy przerywanej krótkimi, nic nie znaczącymi pogawędkami, dźwiękiem radia i narzekaniami Ramone’a . Zdążyłem się porządnie zacząć nudzić, gdy wreszcie udało nam się dotrzeć na obrzeża San Diego. Cały czas zmieniałem stację w radiu aż w końcu zdecydowałem się je wyłączyć. Moje dokazywania nie trwały już wcale tak długo bowiem zawitaliśmy w nieznane mi okolice. Więc najpierw mieliśmy zawitać do mieszkania Curtisa…
  -Z kimś mieszkasz? –zainteresowałem się. Nigdy o to nie pytałem, a przecież powinienem. Z pewnością z kimś rzeczywiście musiał pomieszkiwać bowiem kto inny opiekowałby się jego zwierzętami? Chyba, że był na tyle rozrzutnym właścicielem ogromnej fortuny, by wynajmować swoim pupilom opiekunkę czy coś w tym rodzaju. A może był?
Powrót do góry Go down
Sponsored content




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty
#226PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 9 Empty

Powrót do góry Go down
 
I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 9 z 15Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15  Next
 Similar topics
-
» I'll show you the truth.
» I'll show you the truth
» show me some love • 2 os / romans / b.n

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: