Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Pris au piège

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#126PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 09, 2021 1:19 am

Dał otulić się przyjemnemu otępieniu, pochłonąć ciemności, która nagle całkowicie przestała przerażać, a zaczęła szeptać kuszące wizje przyszłości pozbawionej bólu, uwierających uczuć i wspomnień. Jego serce wyraźnie spowolniło swoje bicie, niemal nie dając znaku swego istnienia. Zatopił się w najczarniejszej otchłani swojego umysłu, z której nie próbował szukać wyjścia. Było głucho i spokojnie, nie musiał już walczyć o każdy oddech, a fizyczne cierpienie płynnie odchodziło w niepamięć. Otaczająca go pustka czasem rozpraszała się bez ostrzeżenia, ukazując obrazy świata, który kojarzył, lecz nie do końca znał. Niektóre miejsca wyglądały jak te, w których mógł już być, a jednak zawsze znalazły się niewielkie szczegóły, które wprowadzały subtelne różnice i tworzyły zupełnie nową, nieodkrytą atmosferę. Zaglądał do przeszłości, w której nie potrafił odnaleźć siebie, a jednak z łatwością odnajdywał twarz Seraphine’a. Za każdym razem jednak, gdy obrazy zaczynały przypominać spójną całość, a on gotował się już na odszukanie ich sensu, znów pochłaniała go bezdenna pustka, myśli wchodziły w stan rozproszenia i zapominał o wszystkich wizjach, które choć odległe, na chwilę otoczyły go ciepłem.
Błogą nicość docenił w pełni dopiero, gdy bodźce ze świata zewnętrznego znów zaczęły do niego docierać ze zdwojoną mocą. W jednej chwili nie czuł nic, w następnej zaś trząsł się w konwulsjach, czując jak pali go każdy najmniejszy skrawek ciała, jak oddech grzęźnie w płucach i pragnie je rozsadzić, a oczy zmieniają się w płynną lawę. Był pewien, że płonie. Chciał krzyczeć, prosić o pomoc, wyciągnąć rękę do Seraphine’a, poczuć się mniej samotnym w tym zniewalającym bólu, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Widział tylko czerń, a czuł jedynie… śmierć.
Gdy w końcu zdołał uchylić powieki, wspomnienie nieziemskich cielesnych katuszy wciąż było niepokojąco żywe. Teraz jednak czuł tylko pot obficie skraplający się na jego czole oraz gorąco, któremu jednak daleko było od płomieni. Wzrok miał rozmyty i rozbiegany, a nim z widocznym trudem skupił go w jednym miejscu, minęła dobra minuta. Znajoma twarz, ta, której tak rozpaczliwie szukał, gdy tkwił osamotniony w poczuciu umierania, stała się teraz jego kotwicą. Wytężał spojrzenie, starając się wyostrzyć obraz. Spróbował się uśmiechnąć, ale jego usta drgnęły tylko niepewnie, co bardziej przypomniało wyraz bólu niż ulgi. Czuł, że jest do czegoś podłączony i niemal mdliło go od zapachu krwi, która nijak nie kusiła, a wręcz odrzucała. Nie mogła należeć do ludzi.
„Umieram” – próbował powiedzieć, szukając tym jednym słowem pomocy. Gdy wsiadali do auta, stał się obojętny na swój los, nie miał siły na strach, teraz jednak, gdy poczuł na własnej skórze, jak ponownie doświadcza śmierci, przerażenie zacisnęło mu gardło mocniej niż ból i fizyczna niemoc. Spróbował powiedzieć cokolwiek, ale z jego gardła wydobyło się tylko słabe rzężenie. Niemoc i poczucie uwięzienia we własnym ciele zdominowały wszystkie jego emocje, sprawiając, że puls przyspieszył na tyle iż do złudzenia zaczął przypominać ludzki. Bał się tego, co się z nim dzieje, bał się, że tak już zostanie. Szukał odpowiedzi w oczach Seraphine’a, ale te nagle przestały przypominać to, co zapamiętał. Pięknie wyrzeźbione w bladej twarzy powieki zaczęły się topić, gałki wypływać a usta, niewzruszone tym spektaklem, rozdziawiły się w szkaradnym uśmiechu. Mężczyzna wyciągnął nienaturalnie powyginaną dłoń w kierunku szeroko rozwartych oczu Enzo, na co te natychmiast się zacisnęły, a młody łowca zrobił wszystko, by wcisnąć się głęboko w poduszkę. Jego pięści zacisnęły się boleśnie na prześcieradle, a ciało zaczęło drżeć – z początku lekko, chwilę później przeradzając się w mimowolne drgawki, sugerujące pogorszenie jego stanu.
„To nie jest prawdziwe” – zdążył pomyśleć, czując własne serce w gardle, zrozumiawszy już, że choć wszystko wydawało się tak namacalnie realnie, nie może nawet zaufać własnemu umysłowi. Nim udało mu się sformułować pragnienie, by wszystko się skończyło, znów odpłynął do świata, w którym wrażenia czuciowe ograniczają się do poczucia oderwania od własnego ciała.
Tym razem było inaczej. Nie czuł wilgoci na poduszce ani przejmującego gorąca. Gdy z krótkim powątpiewaniem otworzył podkrążone oczy, nie potrzebował skupienia, by te ofiarowały mu zwarty, wyraźny obraz. Tym razem czuł się przytomny. Okrutnie go mdliło i miał wrażenie, że za moment puści pawia, ale gorączka nie zjadała go od środka, a oczy wciąż siedzącego przy łóżku Seraphine’a były na swoim miejscu i miały się całkiem dobrze.
Enzo posilił się na uśmiech, który choć wyszedł blado, to całkiem szczerze.
– Powiedz, że najgorsze już za mną – wychrypiał, zupełnie jakby po gardle rzeczywiście kilka chwil wcześniej przemknął płomień.
Czuł się… jakby wciąż był porozrzucanymi niedbale kawałkami układanki, których pozbieranie do kupy zajmie nużąco wiele czasu. A gdy patrzył na twarz Seraphine’a, miał najszczerszą w świecie ochotę zwyczajnie się rozpłakać.
Tak cholernie się bał, że już jej nie zobaczy.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#127PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 09, 2021 3:09 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Chłopcem targały potworne spazmy i choć nie krzyczał – jego twarz wykrzywiała się w bólu.
  – Mówiłeś, że mu to pomoże! – syknął Seraphine do drugiej pochylonej nad chłopcem postaci. Postać miała twarz skrytą w cieniu kaptura, a chude i długie ciało przywdział luźną, starą szatą, która wyglądała jakby ktoś użył jej miliony razy jako szmaty do ścierania kurzy.
  – Możesz być silny, bracie, ale nie jesteś mądry – wycharczał nieprzyjemny głos. Koścista dłoń postaci poprawiła kroplówkę z krwią, której zawartość płynęła prosto w żyły Enzo.
  – Co masz przez to na myśli? – warknął wściekle Seraphine, marszcząc zwierzęco nos. Był gotów rozszarpać tego, który sprawiał tak wiele bólu dziecku.
Musiał ponownie odłożyć na bok dumę i przyjąć pomoc, o którą jeszcze chwilę temu błagał na kolanach.
Tak, padł na kolana przed tym słabym, śmierdzącym stęchlizną mężczyzną. Błagał go o ratowanie Enzo ze łzami w oczach, wiedząc, że sprawia tym samym wiele satysfakcji tej osobie. Wiedział też, że on czekał na to, aż Seraphine pojawi się na jego wycieraczce i wyjawi mu tajemnicę życia Enzo.
  – Jesteś idiotą, Aenorze. Zmieniłeś łowcę w to stworzenie, którym sam jesteś i teraz ponosisz konsekwencje swoich impulsywnych wyborów. Myślałem, że nie jesteś taki, jak on, ale myliłem się – syczała postać nienaturalnym głosem. – Jesteście tacy sami. Jesteście hołotą naszego gatunku.
  – A ty jesteś pieprzonym żywym trupem – wymamrotał pod nosem Seraphine, nie przestając głaskać dłoni Enzo.
Nie otrzymał komentarza zwrotnego w tej kwestii. Postać wydawał się być ponad te zaczepki i ponownie ktoś miał rację na jego temat. Był rozwydrzony i ciągnął za sobą na dno wszystko to, czego się dotknął. Niszczył i deprawował, by później cierpieć tego skutki.
Tak samo było z Maxem.
Tak też będzie z Enzo.

Halucynacje, cierpienie, ból. To wszystko było winą Serpahine’a i ile by dał, by znaleźć się na miejscu Enzo zamiast niego, by otrzymać odpowiednią pokutę za swoje czyny.
Nie wiedział jednak czy wówczas walczyłby tak o życie, jak walczył o nie łowca. Być może poddałby się jeszcze w samochodzie, wiedząc, że chłopiec może bez niego żyć, ale on nie chce żyć nigdy bez niego.
  – Wytrzymaj jeszcze trochę, mój drogi – szeptał do chłopca, głaszcząc jego mokre kosmyki i chłonąc każdą sekundę jego walki z własną biologią.
Seraphine od początku wiedział, że to, co udało mu się stworzyć tamtej nocy nie do końca było tym samym gatunkiem, co on. Na pierwszy rzut oka byli bardzo podobni, ale tak bardzo różni po dłuższym zastanowieniu.
Po raz pierwszy Serpahine zauważył, że Enzo jest wyjątkowy, gdy tylko ten się pojawił w jego domu chwilę po przemianie.
Ich więź była zupełnie inna niż ta między panem, a jego stworzeniem.
Seraphine od początku nie miał żadnej władzy nad Enzo i pewnie też dlatego tak bardzo chłopiec zwrócił jego uwagę. Jego fascynacja jednak nie stanęła na tym, a w miarę jak mijały kolejne dni, tygodnie – pogłębiała się coraz dosadniej i bardziej odczuwalnie.
Zanim Seraphine się zorientował – był zupełnie od chłopaka uzależniony.

Odkąd znaleźli się w tym miejscu minęły już cztery dni. Cztery długie dni i cztery ciemne noce, które Seraphine spędził przykuty do łóżka, w którym leżał Enzo.
Jego cierpliwość w końcu została nagrodzona, a młody wampir wyrwał swojego stwórcę z zamyślenia swoim słabym głosem.
Seraphine znalazł się przy boku chłopca szybciej niż kiedykolwiek okazał przy chłopaku, że umie. Jego zimna dłoń spoczęła na policzku Enzo i pogładziła ów najczulej, jak tylko mogła. Oczy mężczyzny z równą delikatnością i ciepłem przesunęły się po każdej krzywiźnie oblicza dziecka.
  – Najgorsze już za tobą – wymruczał cicho i odwzajemnił grymas uśmiechu. – Jesteś taki silny, Enzo – dodał, nachylając się nad chłopcem, by następnie przyłożyć swoje czoło do tego należącego do Enzo. – Mon cœur t’appartient. Et mon âme.

Enzo dochodził do siebie jeszcze przez następne dwa dni nim odzyskał pełną świadomość i odrobinę sił. Wówczas Seraphine postanowił zabrać go na spacer po tej posiadłości, w której przebywali. Ta w promieniach popołudniowego słońca nie wyglądała już aż tak upiornie, a jedynie staro i troszkę strasznie.
Ściany zdobiły pokryte warstwą kurzu obrazy. Niektóre z nich przedstawiały martwą naturę, inne plenery, a jeszcze inne ludzi, o których Enzo mógł słyszeć tylko w książkach.
Seraphine pominął wszystkie te piękne dzieła sztuki i zatrzymał się dopiero przed tym, które wisiało w dużym i pustym pokoju, który niegdyś był pełną przepychu jadalnią.
  – To ja, ten po środku – powiedział do Enzo, samemu przyglądając się dziwnej figurze samego siebie. Nie poznałby siebie, gdyby nie wiedział doskonale, że to właśnie on, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat.
  – Wampiry też się starzeją. Zależnie od ilości krwi, którą piją – powiedział Seraphine, wpatrując się nieprzerwanie w podobiznę swoją własną, swojego starszego brata i swojego młodszego brata. – Moja matka i mój ojciec mieli trzech synów. Simon był tym najstarszym. – Wskazał na podobiznę swojego brata. – Rorgon, ten tutaj… – Ponownie wskazał na kolejną. – …jest najmłodszy. Jest także naszym gospodarzem.
Seraphine westchnął, ponownie przenosząc wzrok na swoją podobiznę. Jego twarz była tak delikatna, że aż kobieca momentami i niegdyś Seraphine bardzo tego nie cierpiał w sobie, ale nauczył się, że jest to raczej jego zaleta aniżeli wada.
  – Aenor de Lusignan jest środkowym synem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#128PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 09, 2021 4:47 pm

Westchnął niepowstrzymanie z widoczną ulgą, gdy w końcu poczuł na swoim policzku jego lodowaty, acz przyjemny dotyk. Instynktownie wtulił się w dłoń, przekonując się, że jest prawdziwa, że nie jest halucynacją, a on nie błądzi już w ślepej samotni. Zaglądał w ciepłe spojrzenie, tak bardzo nieadekwatne do temperatury z jaką zetknęła się jego skóra. Czuł, jak się rozpada pod tą czułością. Nie miał już siły walczyć, a po tym długim czasie, gdy to robił, zatopienie się w czyjejś bliskości było jak narkotyk – przylgnął do tego całą swoją jaźnią. Wciąż był otumaniony, a ponowna senność zmogła go szybciej niż się spodziewał, gdy więc czuły szept formułował piękne francuskie brzmienie, Enzo mógł tylko półprzytomnie zrzucić jego sens na przekroczenie świata snów. Ponieważ to przecież niemożliwe, by Seraphine właśnie wyznał mu miłość.
W kolejnych dniach jawa zlewała się ze snem, bo choć nie czuł już tego przejmującego bólu, a majaki całkiem przeszły, to wciąż nie odzyskał sił. Gdy się budził, rzucał typowymi dla siebie żartami, chcąc zdjąć z twarzy Seraphine’a wyraz udręki, a gdy spał albo wracał do pustki, albo mierzył się z obrazami dalekiej przeszłości, których niemal nie pamiętał, gdy otwierał oczy.
W końcu przyszedł dzień, w którym nie mdliło go, gdy tylko podniósł się do siadu, co wykorzystał na uparcie się, by w końcu wstać z łóżka i odłączyć się od tej uwierającej aparatury. Dowiedział się już, że uratowała go transfuzja krwi innych wampirów, co zszokowało go bardziej, niż to po sobie okazał. Choć nauka o wampirach była dotąd sensem jego życia, nigdy nie słyszał o tym, by któryś z nich potrzebował transfuzji, by zachować życie. Ta niewiedza na temat własnego ciała, świadomość, że nie jest normalnym wampirem, zaczynały go przerażać. Nienawidził błądzić we mgle.
Z rozkoszą wyszedł na zewnątrz. Ubrany w luźny dres wyciągał szyję w stronę słońca, napawając się przyjemnym ciepłem rozlewającym się po upiornie bladej teraz twarzy. Gdy mijali jakiekolwiek lustra, nawet nie próbował w nie zerkać. Wystarczy, że spojrzał na siebie raz. O ile kilka dni temu można było powiedzieć, że jest piękny, tak teraz do piękna było mu daleko. Wyglądał, jak człowiek wyniszczany przez śmiertelną chorobę. Wolał na to nie patrzeć, bo o ile od myśli starał się uciec, gdy widział własną twarz w procesie wyniszczania, uświadamiał sobie dobitnie, że wciąż stoi na skraju śmierci, a oni nie wiedzą dlaczego. Czego jednak nie mógł wiedzieć, to to, że obecnie wyglądał już lepiej niż w fazie braku przytomności.
Przyglądał się zamczysku z zaciekawieniem rodzaju tego, który może czuć tylko łowca, czytający o czymś pół swojego życia, by nagle zobaczyć to na własne oczy. Podziwiał wiekowe budownictwo, próbował sobie wyobrazić je jako miejsce, w którym wychowywał się potwór, z jakim Enzo zaczynał wiązać swoją przyszłość. Do tych wyobrażeń brakowało mu jednak jednego, istotnego elementu. Za nic w świecie nie potrafił zwizualizować sobie małego Seraphine’a. Z pomocą na szczęście przyszły lekko poszarzałe płótna, rozwieszone w jednej z komnat. Lub na nieszczęście.
Zapatrzył się na delikatny wizerunek młodego wampira. Wyglądał tak krucho, niepozornie, jak porcelanowa lalka. Nie zachwycał się, bo gdy Seraphine zaczął wymieniać imiona braci, coś boleśnie ścisnęło żołądek Enzo. Zorientował się bowiem, z którą gałęzią rodziny de Lusignanów ma do czynienia. Znał te imiona. A już w szczególności to, które pozostało do wymienienia. Chyba jeszcze przez chwilę łudził się, że pomieszał fakty, że to nie między tymi wampirami wychował się krwiopijca, który stworzył u łowców chorą ambicję wybicia całego rodu. Łudził się. Ale musiał przestać.
Gdy Seraphine wypowiedział swoje rzeczywiste imię, Enzo wciąż wpatrywał się w nieskazitelnie piękny wizerunek wampira na obrazie. Aenor. Ten sam Aenor, który dokonywał zbrodni ciężkich do objęcia umysłem. Na cześć którego pewien okres historii z perspektywy łowców nazwano tandetnie, lecz w pełni trafnie Krwawym Wiekiem. Przez głowę Enzo przelatywały hurtem wszystkie teksty, które czytał na temat rodziny de Lusignanów. W każdej książce Aenor miał poświęcony dla siebie co najmniej jeden dodatkowy rozdział.
Powoli przesunął spojrzenie na twarz Seraphine’a. Zapatrzył się na niego, próbując poczuć odrazę, starając się połączyć to piękne oblicze z wszystkimi historiami brutalnych mordów i wampirzych zabaw. Nie potrafił utożsamić go z tym wszystkim. Nie potrafił uwierzyć, że ma przed sobą wampira, o którym czytał, który przez długie lata spędzał łowcom sen z powiek.
– Wow… Gdybym wiedział, że mam przed sobą takiego celebrytę, to bym się ładniej ubrał – zbagatelizował powagę tego odkrycia, jak miał w zwyczaju, jednak jego głowa daleka była od bagatelizacji, a przekorny uśmiech nie sięgnął oczu.
Nie widział w nim tego potwora, nie potrafił połączyć z czynami, które dokonał według zapisów łowców. Ale czy mógł powiedzieć, że Seraphine nie byłby do nich zdolny? Nie. Dobrze pamiętał wściekłość, którą został nakarmiony, gdy przed przyjęciem wspomniał o Maxymillianie. Był pewien, że w innych czasach Seraphine mógł być wampirem, zdolnym do zabicia niewinnego istnienia bez chwili zastanowienia. Być może wciąż nim był. Ale kiedy Enzo patrzył na tę spokojną twarz i przypominał sobie rozpaczliwe szczęście oraz nadzieję wymalowane na niej, gdy w końcu łowcy udało zwlec się z łóżka, nie potrafił wyzbyć się przekonania, że nawet jeśli morderczy dla reszty świata, Seraphine nie skrzywdzi Enzo. Nie intencjonalnie.
Powinien czuć się paskudnie z tym, że z obecną wiedzą, wciąż nie ma ochoty się od niego odsunąć, wciąż podoba mu się wizja bycia wyjątkowym w tych oczach, które choć widziały przez tysiąc lat tak wiele, wciąż zapatrzone były przede wszystkim w Enzo. Powinien czuć się paskudnie i… tak właśnie się czuł. Lecz to wciąż nic nie zmieniało. Sam był teraz wampirem, czuł mimowolną żądzę mordu związaną z krwią, kto wie, być może gdyby się jej poddał, stałby się tym samym, czym jest Aenor.
– Myślisz, że… mógłbym poczuć się lepiej, gdybym pił świeżą krew? – zapytał nagle, wpatrując się w namalowaną na płótnie niemal dziewczęcą twarz. Do tej pory nie chciał się pożywiać bezpośrednio z ludzi. Zrobił to raz, w drodze do posiadłości Seraphine’a, a nie przejął się tym faktem od razu tylko ze względu na wampirzą euforię nowoprzemienionego. Gdy minęły dni, a on nauczył się trochę stabilizować emocje, przyszły wyrzuty sumienia. Nie zabił tamtych ludzi, ale zabawił się ich kosztem i wcale nie czuł się z tym dobrze. Ale jeśli to miałoby pomóc mu przeżyć… Jest wampirem pieprzonego Aenora de Lusignana, został skazany na bycie ponad współczuciem w momencie swojej przemiany.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#129PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 10, 2021 12:01 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Wiedział, że słowa, które płynęły z ust Enzo nie były ani trochę niewinne. Chłopak był od lat karmiony propagandą łowców i może z ust Seraphine’a brzmi to dosyć stronniczo, ale, cóż, żadna ze stron nie miała ochoty przyznawać sobie orderów za okazjonalne dobrodziejstwo.
Tak też było w przypadku Serpahine’a, którego historia rozciągała się na wiele długich stuleci, z których większość nie była aż tak diaboliczna, jak łowcy chcą twierdzić, że była.
Oczywiście, jego grzechów i mordów nie wymaże nic, co by zrobił, ale także ktoś, kto żył tak długo… nie był w stanie pozostać w miejscu. To nie było ani trochę zgodne z psychologią, żeby nigdy się nie zmienić, a źródła łowców nie śledziły aż tak chętnie jego późniejszych wyczynów.
  – Wiem, co sobie myślisz, Enzo. Nie sądź ani przez chwilę, że nie mam pojęcia na temat tego, co o mnie jest napisane w twoich skryptach – mruknął Seraphine, przystając zupełnie swobodnie obok chłopca. – Ale jestem pewien, że jest we mnie więcej z człowieka niż w większości twoich krewnych.
Te słowa mogły być dosyć ryzykowne, bo Seraphine nie do końca jeszcze wiedział, gdzie leży serce Enzo, ale pora było wyjawić mu gorzką prawdę na temat tego, że nie wszystkie wampiry były krwiożerczymi tyranami, zabijającymi wszystko, co spotkały na swojej drodze.
  – Pierwsze dwieście lat po tym, jak zamordowałem swoich rodziców spędziłem… dosyć lekkomyślnie. Oddałem się swoim instynktom, Enzo. Byłem gorszy niż nowo narodzony wampir. Byłem też skuteczny i brutalny. Nie ma sensu zaprzeczać temu, co jest prawdą, a to co przeczytałeś na mój temat w książkach… było prawdą – powiedział i westchnął delikatnie, nadal wbijając wzrok w swoją własną podobiznę. – Ale potem... potem coś się zmieniło we mnie. Od zawsze byłem czarną owcą całej rodziny, więc pewnie próbowałem jakoś dorosnąć do rozmiaru mojego brata i mojej rodziny, ale byłem inny. Nie potrafiłem całe życie przeżyć zalewając się krwią i zabijając. Moja zmiana nadeszła, gdy urodziła się moja córka.

Pamiętał tę noc tak samo wyraźnie, jak pamiętał noc sprzed paru dni. Josephine była tym, czego potrzebował w swoim życiu, by się otrząsnąć z manii bycia kimś, kim urodził się by być, a kim niekoniecznie się czuł. Nie potrafił zabijać bez poczucia winy, nie potrafił traktować ludzi jak worki na mięso i krew. Zawsze wstydził się do tego przyznać nawet przed samym sobą, ale gdy pojawiła się Josephine – jego życie nagle przestało jawić się w odcieniach czerwieni i zaczęło nabierać nowych barw, które obudziły w nim dawno uśpione człowieczeństwo, z którego istnienia nawet nie miał odwagi zdawać sobie sprawy.
Seraphine stał się wówczas jeszcze bardziej wydatnie czarną owcą, ale do tamtego momentu udało mu się zerwać wszelkie stosunki z rodziną, braćmi i nauczył się ukrywać swoją tożsamość w celu przywrócenia równowagi między światem ludzi a światem wampirów.
Gardził sobą i stworzeniami sobie podobnymi, które potrafiły tylko niszczyć to, co wpadło im w ręce. Jak jego przodkowie, rodzice, Simon.
Według niektórych wampirów wcale nie był lepszy niż łowcy pokroju Enzo.

Pytanie Enzo wybiło go z zamyślenia i sprawiło, że zwrócił swoje spojrzenie na chorowitą twarz chłopca.
  – Myślę, że musimy zostać jeszcze jakiś czas z Rorgonem, żeby znać jakiekolwiek odpowiedzi, Enzo – odpowiedział. – Nie jestem tak mądry jak on. Rorgon całe swoje życie poświecił nauce i wierzę, że jedyną osobą, która zna odpowiedź na twoje i moje pytania jest właśnie on.

Była to dosyć wymijająca odpowiedź, która nie zwierała wiele treści i która całe ich życie układała w rękach jego brata, który ich miał za nic. Cóż, przynajmniej Seraphine’a. Enzo był dla niego zapewne ciekawym eksperymentem medycznym.
  – Zaufaj mu, Enzo – odezwał się po chwili ciszy. – Nie mamy nikogo innego, komu moglibyśmy zaufać tak, jak jemu. Pewnie przez najbliższe wiele lat nie będziemy mieli.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#130PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 10, 2021 12:33 am

Wysłuchiwał go w ciszy, wpatrując się w oczy błyskające szczerością. A może to Enzo chciał po prostu znaleźć w nich tę właśnie cechę. Twarz łowcy nie zmieniała się niezależnie od słów, którymi raczył go wampir, po prostu słuchał, przyjmując do wiadomości całą treść. Analizował ją. Zastanawiał się, jak ma odebrać fakt, że Seraphine mu się tłumaczy, choć wcale o to nie prosił. Chciał wybielić się w jego oczach? Otrzymać pewność, że Enzo się do niego nie zniechęci? Jeśli tak, daremny jego trud. Nie dlatego, że Enzo mimo tych słów poczuł obrzydzenie, lecz wręcz przeciwnie – dlatego, że niezależnie od wyjaśnień Seraphine’a, nawet gdyby te nie nadeszły, nie potrafiłby poczuć niechęci. Przekonał się o tym ostatecznie, gdy wampir otwarcie przyznawał się do win, a jego zupełnie to nie ruszyło. Przeleciał nad tymi słowami, chcąc jak najprędzej rzucić je w niepamięć. Nie zamierzał skupiać się na zbrodniach Seraphine’a, bo czuł się podle z tym, że nie potrafił poczuć pogardy. Choć potrafiłby bez trudu przytoczyć co najmniej kilka z konkretnych zbrodni Aenora, nagle przestały one mieć znaczenie. W tym życiu miał tylko Lusignana, tylko on był dla niego wyrozumiały i tworzył jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Jedynie na niego mógł liczyć, obdarzyć go choć nikłym zaufaniem, planować chwiejną przyszłość. Był od niego uzależniony, ale co ważniejsze – uczucia Enzo zgrywały się z tym, co zgotował mu los. Nie był od Seraphine’a zależny jedynie życiowo, nie trwał przy jego boku z rozsądku czy ze strachu przed samotnością. Po prostu chciał przy nim być, bo poczuł przywiązanie i solidną sympatię do tego wampira, którego poznał te kilka tygodni temu. Nie Aenora, a Seraphine’a. Może i Lusignan był kiedyś bezlitosną bestią, ale choć przez chwilę się starał, nie potrafił dostrzec tej samej bestii w osobie, na którą właśnie patrzył.
– Nie wiesz, co sobie myślę, choć z pewnością bardzo byś chciał – zauważył z przekorą na wszystkie te słowa, strzelając w stronę mężczyzny uśmiechem. Nie skomentował jego usprawiedliwień w żaden inny sposób, pozostawiając go w lekkiej niepewności co do opinii, jaką ma na ten temat. Sądził jednak, że Seraphine z łatwością wyczułby jego wściekłość bądź obrzydzenie, które jakkolwiek nie pojawiły się nawet na moment. Nie względem niego w każdym razie.
Ruszył w dalszą drogę, chcąc znów znaleźć się na zewnątrz, a Seraphine tymczasem podjął się odpowiedzi na jego spontaniczne pytanie. Ku swojemu niezadowoleniu, nie dowiedział się niczego konkretnego. Z drugiej strony nie mógł winić wampira, w końcu wiedział o naturze Enzo tyle, co on sam.
– To wypadałoby chyba, żebym w końcu poznał tego wybawiciela. – Choć słyszał o Rorgonie od Seraphine’a, gdy pierwszy raz dłużej był przytomny, ani razu jeszcze wampira nie zobaczył. Albo ten przychodził tylko, gdy Enzo spał zupełnym przypadkiem, albo Seraphine wolał wampira trzymać z daleka od łowcy, gdy ten był świadomy. Ewentualnie Rorgon sam niechętny był się pokazywać. Enzo jednak wolałby poznać człowieka, w którego rękach leżało jego życie i najwidoczniej miało tam spoczywać jeszcze przez długi czas.
– Twój najstarszy brat – zaczął inny temat, nagle coś sobie uświadamiając – nie żyje? Z tego co pamiętam, łowcy nigdy go nie dorwali. – Jeżeli dobrze kojarzył, nie mieli na to szans. Wiele pozycji mówiło dość rozlegle o tym, jak silnym wampirem był Simon de Lusignan, z niektórych wręcz czuć było bijący z treści strach autora. Dość zrozumiałe, zważywszy na to, że wiele pozycji było raportami z misji, a ci, którzy jakimś sposobem przeżyli bliski kontakt z Simonem, najwidoczniej z trudem maskowali przerażenie, na którego ujawnianie nie pozwalała im łowcza godność A raczej kodeks, który kazał tę godność posiadać.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#131PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 10, 2021 8:33 pm

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

  – Masz rację – odezwał się, a na jego usta wkradł się ciepły uśmiech. – Chciałbym wiedzieć o czym myślisz i co masz w głowie, bo może znajdę właśnie tam coś pochlebnego względem siebie, a czego mało jest wśród moich własnych myśli.

Seraphine bardzo niechętnie wracał wspomnieniami do tamtych czasów. W jego sercu było wystarczająco dużo pogardy względem siebie samego, ale myśl o tym, że jego osoba w oczach Enzo ogranicza się tylko do tego, co zrobił wiele lat temu… sprawiała, że miał ochotę zapaść się od ziemię ze wstydu i żałości.
Nie przyznałby się do tego na głos. Że zależy mu na opinii Enzo, na opinii jego dzieci i jego wampirów…
Jego rodzice pewnie przewróciliby się w grobie, gdyby usłyszeli jego myśli i to, w jak miękkim kierunku te zabłądziły. Nie wychowali Serpahine’a tak, by był słaby. Starali się zadawać mu na tyle wiele bólu, by wiedział, że każda emocja czy próba współczucia jest oznaką słabości, a wampiry współczujące ludziom powinny zostać jak najszybciej zneutralizowane.
Seraphine nie miał zbyt dużego wyboru.

Rorgon uciekł od rodziców kilkadziesiąt lat wcześniej niż Seraphine. Młody, wówczas, wampir zaszył się w jakiejś dziurze w ziemi i tam nauczył się kontrolować swoje ciało do tego stopnia, że obecnie udało mu się pożywiać raz na kilkaset lub kilkadziesiąt lat.
Seraphine uciekł i obrał nieco inny kierunek, a był to kierunek, który zmiótł z powierzchni ziemi kilka dużych wsi.
Stał się silniejszy niż jego rodzice, a gdy wrócił – był gotów, by stawić im czoło.
Szybko zrozumiał swój błąd, bowiem by osiągnąć swój cel… stał się jeszcze gorszy niż oni kiedykolwiek, jeszcze bardziej bezlitosny i krwiożerczy. Pozwolił im wygrać i zabrać ze sobą do grobu jego duszę.
Długo zajęło mu odzyskanie jej, a gdy tak stał obok Enzo – miał wrażenie, że ten był ostatecznym krokiem do pełnej rekonwalescencji jego wnętrza.

  – Możesz się bardzo zdziwić na jego widok – zaśmiał się Seraphine z rozbawieniem. – Nie wyglądamy podobnie do siebie tak bardzo, jak kiedyś… delikatnie mówiąc.

Brak spożycia krwi u Rorgona był nadzwyczaj widoczny. Trudno było mówić w ogóle o podobieństwie do człowieka w przypadku tego wampira. Czas odznaczył na nim swoje brutalne piętno, ale Rorgonowi wydawało się to nie przeszkadzać. Owszem, nie lubił towarzystwa w swojej samotni, ale nie z powodu tego, jak wyglądał. Po prostu był samotnikiem i to ekstremalną wersją ów.

Wspomnienie o Simonie sprawiło, że Seraphine zdecydowanie spoważniał.
Strach, którym nasiąknięte były historie o tym wampirze nie oddawały terroru nawet w połowie.

  – Wolałbym sądzić, że nie żyje, ale jest to bardzo nieprawdopodobne – odparł ponuro Seraphine. – Łowcy raczej nie mogliby się z nim równać, wiesz? Jest zbyt silny i nie ma w sobie ani odrobiny człowieczeństwa. Taki się urodził i taki był od początku. Jedyną rzeczą, która powstrzymuje go od wymordowania każdego na świecie jest zapewne to, że lubi się bawić jedzeniem tak długo, jak starczy mu cierpliwości i tak długo, jak jego jedzenie dostarcza mu rozrywki.

Seraphine nie słyszał nic o Simonie od parudziesięciu latu, a nie widział go od przynajmniej trzystu.
Nie słyszał nic, a jednak… cóż, do zeszłego tygodnia tak mu się wydawało właśnie. Teraz był bardziej niż pewien, że Simon maczał palce w tym, co mu się przytrafiało przez ostatni czas. Miał też pewne podejrzenie, dlaczego próbował pozbyć się akurat Seraphine’a.
Postanowił nie wyrażać swoich obaw na głos. Nie miał jeszcze żadnych twardych dowodów, więc straszenie Enzo nie wyjdzie żądnemu z nich na dobre.
Seraphine chciał się mylić, bowiem w tym samym momencie, w którym Simon obrał sobie go na cel… jego los był przesądzony.
Seraphine zbliżał się potencjalnie do końca swojego życia.

Ciekaw reakcji Enzo na widok Rorgona, postanowił ich sobie przedstawić.
Rorgon nie był z tego powodu zadowolony, ale widać było w jego czarnych oczach, że darzy postać Enzo sporym zaciekawieniem.
  – Enzo, poznaj proszę naszego łaskawego gospodarza i jedynego członka mojej rodziny, który nigdy nie próbował mnie zamordować - Rorgona de Lusignan – powiedział Seraphine, a Rorgon zdjął ze swojej łysej, pomarszczonej głowy kaptur i ukazał Enzo swoją twarz niczym z koszmarów o wampirach, które opowiadano dzieciom łowców.
Paciorkowate oczy wampira ukryte głębokich oczodołach okolone były intensywnymi cieniami, jasna skóra na jego całej twarzy wyglądała jak twarda, pomarszczona skorupa i przypominała pień starego, chorego drzewa.
Rorgon wysunął w kierunku Enzo swoją dłoń, która była tak koścista i zgrabiała, jakby nie była w stanie niczego nawet stabilnie w swojej garści utrzymać.
  – Miło cię poznać, Enzo – wychrypiał Rorgon beznamiętnie.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#132PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyPon Mar 29, 2021 11:07 pm

Zapatrzył się dłużej na pobłyskujące szczerością i pewną melancholią zielone oczy, a wsłuchawszy się w słowa, w których Seraphine zupełnie się odsłaniał, Enzo… poczuł napływające rozczulenie. Ten starzec był naprawdę niecodziennym stworzeniem. Mógł przerażać i wzbudzać chęć obdarowania go porządnym przytulasem, jedno po drugim. Zwabiony tą chęcią Enzo, idąc na kompromis z samym sobą, posłał mężczyźnie równie ciepły uśmiech i delikatnie przesunął dłonią po chłodnej fakturze skóry między palcami wampira.
– Może kiedyś ci opowiem – wyszeptał pojednawczo, przelewając we własne spojrzenie nic więcej, jak rozgrzewającą, bezbrzeżną sympatię. Zupełnie jakby nie dowiedział się przed chwilą, że patrzy na masowego mordercę i czyste zło. Nie chciał trzymać Seraphine’a w niepewności, nie potrzebował, by ten sądził, że Enzo widzi w nim potwora. Seraphine niezaprzeczalnie nim był kiedyś i duża jego część musiała być nim teraz, ale Enzo poznał go od innej strony i to ona rozgościła się w jego wnętrzu, nie dopuszczając do głowy wątpliwości względem tego, czy chce przy nim być, czy uciec i potępić.
Uniósł z teatralnym zaciekawieniem brwi, słysząc, że może zdziwić go widok Rorgona. Uśmiechnął się na to z pełnym zainteresowaniem, w końcu bardziej przypominając codziennego siebie. Nawet wyprany z życia i zniszczony przez cokolwiek, co trawiło jego organizm, z tym charakterystycznym uśmiechem i błyskiem w oku był nie do podrobienia. Natychmiast nabierał więcej życia i nawet przez chwilę mógł wyglądać, jakby nic się nie działo. W każdym razie, zamierzał udawać, że czuje się lepiej, niż było w rzeczywistości. Nie był naiwny ani ślepy, znał swój organizm w wystarczającym stopniu, by wiedzieć, że wciąż umiera. Znajdą sposób, by to zatrzymać bądź nie. A jeśli nie, nie chciał przechodzić reszty życia, wyglądając jak żywy trup. Co było dość ironiczne, bo przecież zasadniczo tym właśnie był od kilku tygodni.
Przekrzywił delikatnie głowę, patrząc wnikliwie na Seraphine’a, gdy dojrzał nagle rosnącą powagę na jego obliczu. Słuchał ponurych słów swojej uroczej bestii, samemu nie zdejmując lekkiego, beztroskiego uśmiechu z twarzy, nawet jeśli ten zupełnie nie był adekwatny do treści raczącej jego uszy.
– Słodko – skwitował, próbując sobie wyobrazić wampira, o którym nawet Aenor de Lusignan mówił w ten sposób – w jego głos wkradła się ledwie wybrzmiała, lecz dosłyszalna nuta strachu. A może to tylko wyobraźnia Enzo? Raczył wątpić. Choć nigdy nie spotkał Simona osobiście, wierzył we wszystkie podania i nie zamierzał poddawać ich w wątpliwość. Wolałby nie zmieniać tego stanu rzeczy – rodzina Seraphine’a nie była dłużej jego problemem. Przynajmniej próbował tak sobie wmawiać. Gdy będzie zgrywał niekompetentnego łowcę, nawet jego ojciec w końcu znudzi się okładaniem mu twarzy i odpuści, nie zlecając żadnych istotnych misji. Nie zakładał z kolei, że jego ścieżki z Simonem mogłyby się skrzyżować nie za sprawą łowców, lecz młodszego brata wampira. W końcu Seraphine sam mówił, że dla niego brat nie żył. Enzo więc również powinien tak o nim myśleć, jak o martwym i nieistotnym. Nawet jeśli wszelka logika podpowiadała mu, by mieć gdzieś z tyłu głowy, że jego życiowy towarzysz ma wyklętego brata, który zasłużył sobie na to, by go uśmiercić za życia i unikać rozmów przyjmujących wersję, w której ten wciąż dycha.

Na tę chwilę temat Rorgona – potencjalnego wybawcy, jedynej osoby, która miała jakiekolwiek szanse mu pomóc, ciekawił go bardziej niż Simon, dlatego też z zaangażowaniem podszedł do poznania go. Widząc zaś wysuszonego wampira, który sprawiał wrażenie, jakby miał się rozpaść za podmuchem wiatru, uniósł wymownie brwi, nie kryjąc swojego rozbawienia.
– Najwidoczniej zbyt zajęty był mordowaniem siebie – zauważył ze swoim słodkim uśmiechem, zaraz wracając całkiem uprzejmym spojrzeniem do postaci Rorgona. Mimo swojego niewybrednego komentarza, pewnym ruchem ujął kościstą dłoń i posłał mężczyźnie głębszy uśmiech, który jednak nie wyglądał tak urokliwie jak zwykle, w połączeniu z wyraźnymi sińcami, które na dobre rozgościły się pod ciemnymi oczyma.
– Wzajemnie. Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś dobre informacje, bo obawiam się, że moje odbicie lustrzane sądzi, że jeszcze kilka dni i zyskasz brata bliźniaka, Rorgon. Przynajmniej wizerunkowo. – Przytrzymał nieprzyjemnie żylastą, wysuszoną dłoń, aż skończył mówić, po czym niespiesznie wysunął ją z wcale nie kruchego objęcia. – Byłoby miło, gdybym nie musiał codziennie przyjmować w żyły krwi innych wampirów, to trochę odrażające.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#133PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 30, 2021 12:32 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Seraphine i jego grzechy nigdy nie zostaną wymazane niczym, co kiedykolwiek zrobi. Nieważne, jak dobry by był przez resztę życia – całe zło jego przeszłości było skazą na jego duszy aż do końca. Został potępiony już w dniu swojego przyjścia na świat, gdy urodził się istotą zdolną jedynie do zniszczenia i morderstwa. Nie istniał żaden inny powód dla istnienia wampirów, ich budowy ciał, ich nęcących twarzy…
Seraphine znajdował się na szczycie łańcucha pokarmowego, a przynajmniej tak było dopóki był gotów zabijać, zdradzać i krzywdzić dla własnego bezpieczeństwa. Teraz wszystko, co robił… robił dla Enzo, co sprawiało, że był słabszy.

***

Minęło kilka dni. Enzo był przytomny po kilka godzin dziennie, a karmiono go kroplówką najpierw co dwie, a później co cztery godziny. Jego ciało nadal wyglądało słabo, ale chłopak był w stanie chodzić, a jego zmysły nadal były wyostrzone. Był za słaby, żeby się bronić przed kimkolwiek, ale o to Seraphine się nie martwił. Od tego Enzo miał jego.

Krwi ubywało w zawrotnym tempie, więc Seraphine w końcu został zmuszony wybrać się na polowanie.

  — Jak za starych, dobrych czasów… — zaśmiał się, wciskając szczupłe, blade dłonie w skórzane rękawice.
Enzo stał obok niego, a jego twarz nie zdradzała żadnej konkretnej emocji. Musiał być zmęczony, co jeszcze bardziej motywowało Seraphine’a do działania.

  — Masz na coś szczególnego ochotę? — spytał wampir, posyłając dziecku zawadiacki uśmiech. Chciał go nieco rozweselić, zapewnić, że wszystko niebawem będzie lepiej.
Chwilę później jego uśmiech zniknął za ciemnym materiałem, a sam Seraphine w jednej sekundzie stał przy drzwiach, a zaś w drugiej – rozpłynął się w powietrzu.

Polowanie na ludzi było stosunkowo proste, ale polowanie na wampiry wymagało odrobiny… wysublimowania. Rorgon był pewien, że krew ludzka nie jest ani trochę odpowiednia dla Enzo. Smakuje mu, zdecydowanie, ale nie ma na chłopca żadnego widocznego wpływu.
Seraphine nie miał problemu natury moralnej, gdy Rorgon mu oświadczył, że będzie zmuszony zacząć polować na swój własny gatunek. To nie była dla mężczyzny pierwszyzna, ale nadal musiał pozostać anonimowy w swoich działaniach.
Polowanie na własny gatunek w kręgach wampirzych było największą możliwą zniewagą i zdradą, którą karano tylko i wyłącznie śmiercią. Każdy mógł być sędzią.

***

Wampira otoczyła mieszanka dziesiątek zapachów – ludzkich, nieludzkich, krwi, potu, podniecenia. W jego uszach dźwięczała głośna muzyka, a przed oczami tańczyły najróżniejsze kolory.
Znajdował się w nocnym klubie, ale nie był to jeden z tych zwyczajnych, które można było znaleźć w centrum Paryża. Ten znajdował się bardziej… na uboczu.

Czarne oczy wampira spokojnie przemykały po zebranych tłumach, poszukując czegoś konkretnego. Specjalnego.
Czegoś, co będzie odpowiadało Enzo.
Wtedy zauważył wśród twarzy oczy, których nie powinno tam być.
Seraphine zamrugał szybko, ale oczy zniknęły bezpowrotnie, gdy podjął próbę odnalezienia ich gdziekolwiek indziej. Po plecach przeszedł mu dziwny, zimny dreszcz niebezpieczeństwa. Jego wyobraźnia była dzisiaj szczególnie wybujała, ale nadal była tylko wyobraźnią.

Ruszył śladem dwóch młodych wampirów, gdy ci zebrali się do wyjścia. Były to rosłe osobniki. Mogli mieć najwięcej rok lub kilka miesięcy, wiec pachnieli jeszcze dosyć świeżo.

  — Przyjemna noc na późną kolację, czyż nie? — odezwał się Seraphine, zastępując wampirom drogę.
Mężczyźni wyglądali na nieco zbitych z tropu, ale nie przestraszonych.
  — Jesteśmy już po — odezwał się jeden z nich, uśmiechając się. — Mogę polecić ci dobrą restaurację.
  — Nie ma takiej potrzeby — wymruczał niebezpiecznie wampir i w mgnieniu oka rzucił się do ataku.

***

Enzo wyglądał lepiej po półtora tygodnia.
Leżał właśnie na zimnym, metalowym stole w laboratorium Rorgona, gdy ten badał jego ciało, jego kolor i gęstość krwi.

  — Zażegnaliśmy kryzys na tę chwilę… — mówił w zamyśleniu pomarszczony wampir. Jego głos nie brzmiał już aż tak chrapliwie, jak na początku, bowiem odzywał się w ciągu ostatniego czasu dosyć sporo, jak na siebie.
Barwa jego głosu, jak się okazało, była bardzo podobna do tej jego brata.

  — Ale twoje ciało może ponownie zacząć odrzucać krew, gdy tylko się przyzwyczai. Krew wampirów to nie jest rozwiązanie ostateczne, ale wystarczy na pewien czas — mówił. — Jak twój apetyt? Jesteś spragniony?

Nim Enzo odpowiedział – w pomieszczeniu zawitał kolejny osobnik.

  — Będzie mógł wrócić do szkoły? — dotarło ich uszu pytanie z kąta pokoju. Aura Seraphine’a była ponura i niespokojna. Tak, jakby był gotów w każdej chwili rzucić się komuś do gardła.
Wampir rzadko taki bywał odkąd Enzo pojawił się w jego życiu, ale Rorgon pamiętał go właśnie takim. Przywodził mu wówczas na myśl Simona lub ich matkę, do której ich najstarszy brat był bardzo podobny, notabene.
Nie bał się jednak Aenora, bo wiedział, że drzemie w tym wampirze coś, czego ani Simon, ani jego rodzice nie posiadali – dusza.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#134PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 30, 2021 1:18 am

Przez kolejne dni Rorgon nie skupiał się już w żadnym stopniu na ukrywaniu przed Enzo i chłopak ochoczo to wykorzystywał, samemu odnajdując wampira, gdy tylko odzyskiwał przytomność. Chwile, w których miał trzeźwy umysł, wykorzystywał na rozmowy z bratem Seraphine’a, zawsze zaopatrzając ich w wino, a przy tym świadomie naciskał na kolejne eksperymenty. Chyba to przede wszystkim sprawiało, że dobrze się dogadywali. Rorgon był łasy na nowe odkrycia, a Enzo nader ochoczo odsłaniał się przed nim, zastrzegając, że póki nie doprowadzi od śmierci ani trwałego uszkodzenia, to może robić z jego ciałem, co tylko konieczne, by czegoś się dowiedzieć. Był zdesperowany, bo gdy dawno temu, zdawałoby się w innym wcieleniu, kiedy mówił swojemu stwórcy, że lubi życie, wcale nie kłamał. Nie chciał umierać i co więcej, nie był to dobry czas dla żadnego z nich – Enzo i Seraphine’a. W jakiś sposób czuł, że gdyby opuścił teraz wampira, ten by sobie nie poradził. Pamiętał dokładnie z jaką łaską Seraphine przyjął Enzo pod swój dach, wymuszając na nim umowę. Nie wchodziły w grę ciepłe emocje i przywiązanie. Teraz było zupełnie inaczej. Widział nader wyraźnie, że wszystko, co robił teraz wampir, było kierowane instynktem i emocjami, niczym więcej. Rozpaczliwie szukał rozwiązania, pragnąc uratować Enzo. Umowa, która ich łączyła… była obecnie zaledwie dodatkiem. Wiedział to. Był pewien. W końcu uczucia Seraphine’a przelewały się przez jego oczy, a Enzo nie uchylał się przed nimi. Przeciwnie. Coraz mocniej otwierał się na ten rozdział, choć czuł w kościach, że może tego pożałować. Ale w tym momencie nie było już odwrotu. Nie potrafiłby wybrać innej drogi.

Po kilku dniach sytuacja wciąż była beznadziejna, choć nie krytyczna. Transfuzje działały, ale ciało Enzo widocznie potrzebowało coraz więcej wampirzej krwi, by móc trzymać łowcę przy przytomności. Nie był znawcą, ale nawet on to widział, jego organizm za szybko przyzwyczajał się do nowej metody podtrzymania go przy życiu i nie było sensu łudzić się, że nie jest to tylko bardzo doraźne rozwiązanie. Rorgon zaryzykował więc w końcu teorią, że Enzo może potrzebować wampirzej krwi w swojej diecie, bo ludzka była zwyczajnie niedopasowana do potrzeb jego osobliwego łowczo-wampirzego ciała. Choć osiemnastolatka mdliło na samą myśl o tym rozwiązaniu, ponuro zgodził się spróbować. Gdy stał obok Seraphine’a, obserwując, jak ten szykuje się na polowanie, nie próbował nawet kryć swojej dezaprobaty. Wampir próbował rozładować atmosferę i żartować, ale Enzo, choć zwykle doprowadzał innych na skraj swoim specyficznym poczuciem humoru i szczerzył się niemal nieprzerwanie, teraz był widocznie zbyt zmęczony. Osiągał swoje limity i w tamtym momencie mógł odpowiedzieć na żartobliwe pytanie Seraphine’a jedynie smutnym wzruszeniem ramion i spuszczeniem wzroku. Czuł się winny. Seraphine musiał wrócić do praktyk, które świadomie porzucił dla dobra własnej duszy. Enzo nie chciał, by ta znów zaczęła się skażać z jego powodu, ale tchórzliwie nie powstrzymywał Seraphine’a. Potrzebował tej krwi. Szybko jednak okazało się, że nie do jedzenia.
Z potężnym grymasem spróbował pożywić się wampirzą posoką, a gdy tylko wziął kilka łyków, krzywiąc się na obrzydliwy smak, poczuł, jak jego żołądek wykrzywia się w proteście. Przykrył dłonią usta, kierując się jak najszybciej w stronę łazienki, a ledwie dopadł toalety, zwrócił całą spożytą krew i wszystko, co jadł na przestrzeni ostatnich dni. Reakcja organizmu była tak silna, że z łazienki wynosić musiał go Seraphine, bo Enzo zwyczajnie stracił przytomność. Na kolejne dni zostali przy transfuzjach, aż przyszła kolejna teoria, o której myślał już wcześniej Enzo. Krew pozyskiwana prosto z ludzkiej żyły, nie z mrożonych torebek. Enzo tego nie chciał. Zahipnotyzowanych ludzi, brukania ich ciał, mieszania w głowie. Ale kiedy Rorgon uznał, że musi trzymać się transfuzji i spożywać jak najświeższą krew, by jakkolwiek prosperować, jedynie ponuro skinął głową. Gdy któregoś dnia przed jego oczyma pojawił się człowiek zupełnie nieświadom tego co się dzieje, Enzo poczuł niemal fizyczny ból. Z poczuciem porażki sięgnął po tętniący życiem nadgarstek i zamykając oczy, wpił się w niego, prosząc wcześniej Seraphine’a, by przerwał to, jeśli nie da rady się kontrolować. A z kontrolą było ciężko. Był skrajnie wymęczony i umysł również zaczynał poddawać się stanowi całego organizmu. Lata treningów przestawały mieć znaczenie, gdy znajdował się w tej kondycji, że ledwie był w stanie myślami nadążyć za konwersacją. Jak mógł więc polegać na sile wypracowanej kontroli? Mimo to ostatkiem sił samoistnie odsunął od siebie żyłę. Po kilku dniach wzbogaconej diety i nieco rzadszych transfuzji, poczuł się lepiej. Wciąż daleko było mu do normalności, ale mógł przytomnie prosperować. Stracił jednak nadzieję na to, że Rorgon znajdzie rozwiązanie. Kiedy zaś patrzył na to, w jakim stanie jest Seraphine, zrozumiał, że i on poddaje się bezradności oraz frustracji. Był kłębkiem nerwów, Enzo mógł przynajmniej spędzać większość czasu w nieświadomości – to Seraphine nieustannie się martwił i szukał rozwiązań, które nie istniały.
– Będzie mógł – wyręczył Rorgona w odpowiedzi, zeskakując zwinnie z niewygodnego laboratoryjnego stołu, by podejść do Seraphine’a, który wyglądał, jakby potrzebował porządnego relaksu.  – Cały czas jestem spragniony, ale chyba zaczynam się przyzwyczajać – odpowiedział z lekkim opóźnieniem drugiemu de Lusignan, bo rzeczywiście, niezależnie od tego, ile krwi spożywał, ta nie zaspokajała go na długo.
Bolało go bardziej, niż by chciał, gdy widział swoją słodką bestyjkę w tym ponurym, chłodnym wydaniu. Posilił się lekkim, całkiem pogodnym uśmiechem, kiedy podszedł do mężczyzny i bez wahania lekko ujął jego dłoń, przylegając brodą zaczepnie do ramienia, by zerknąć na przystojną twarz spod rzęs swoim szczenięcym, przymilnym spojrzeniem.
– Wracajmy do domu, bestyjko. Nic więcej nie wymyślimy. – Z pozoru nie wyglądał na przejętego tym faktem, choć wiedział, że Seraphine prawdopodobnie również odczuł ukłucie żalu, które towarzyszyło tym słowom. W takich chwilach Enzo wolałby, żeby ich połączenie nie istniało. Zbyt boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, jak jego własne emocje wpływają na obecny stan Seraphine’a. Wzajemnie się dobijali, zamykając koło ponurych wizji i zmęczenia.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#135PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyWto Mar 30, 2021 2:25 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Ciążył mu na duszy stan chłopaka i fakt, że obydwaj tracili kolejne szanse na normalne funkcjonowanie organizmu Enzo. Rorgon nie zdradzał po sobie żadnych emocji, ale i jemu już kończyły się pomysły na to, jak rozwiązać sytuację chłopaka. Testy, które przeprowadzał na chłopcu często były bolesne, ale ten dzielnie je znosił. Seraphine z kolei musiał słuchać każdego wrzasku i jęku bólu, jaki uciekał z ust młodego wampira. Sprawiały, że on również cierpiał, ale przyjmował to cierpienie chętnie i z otwartymi ramionami, bowiem na nie zasługiwał.
To on był powodem, dla którego Enzo cierpiał, nie miał rodziny, musiał się z nim ukrywać.
Seraphine nie chciał tego dla tego chłopca. Chciał mu zwrócić jego dom i jego błogą niewiedzę.

Nie tylko ten jeden problem trapił głowę Seraphine’a.
Wampir wyczuwał, że w powietrzu unosi się niebezpieczeństwo, które zakrada się do nich z wielu ciemnych zakamarków, a gdy zaatakuje – będzie szybkie i bezlitosne.
Seraphine był pewien już od dawna, że instynkt go nie zawodzi, ale teraz nadchodził czas na kolejne posunięcie przeciwnika. Lusignan spodziewał się, że Enzo tym razem nie uniknie ciosu rykoszetem.
Nikt nie był na tyle ślepy, żeby nie zidentyfikować słabego punktu Seraphine’a, a już na pewno nie ktoś, kto aktywnie próbował doprowadzić do jego zagłady. Ktoś, kto był i czekał już wystarczająco długo i cierpliwie aż Seraphine osłabnie.

***

Po krótkiej wizycie w Paryskiej posiadłości, która była ich domem ostatnimi czasy – Seraphine wraz z Enzo wyruszyli w kilkugodzinną podróż samochodem do Londynu.
Seraphine czuł się bezpieczniej, gdy nie spuszczał oka z Enzo, stąd wybór padł właśnie na ten sposób powrotu do domu.

W posiadłości wampira znaleźli się wieczorem. Powitały ich zmartwione twarze służby de Lusignan. Wśród tego towarzystwa, pan domu nie spodziewał się ujrzeć swojej córki. Kobieta stała dumnie u stóp schodów. Jej twarz nie wyrażała żadnej emocji, ale Seraphine czuł, że to tylko maska, którą prezentuje wszystkim wokół. Nikomu nie ufała na tyle, by dać po sobie poznać, że się boi o życie swoje i Seraphine’a.

— Przyszykować obiad, mistrzu? — dotarło do Seraphine’a pytanie, ale ten machnął dłonią. Nie potrafił obecnie myśleć o zaspokajaniu swoich potrzeb, gdy Enzo nadal był słaby.
Nie było to odpowiedzialne ani logiczne, bowiem jeżeli obydwaj będą niezdolni do walki – czekała ich błyskawiczna i bolesna porażka.
Seraphine musiał jeść, ale nie czuł głodu.
Czuł za to jak zamiast tego, to jego trawi zmartwienie o los Enzo.

***

Odpocznij, Enzo — mruknął do chłopca, sadowiąc się obok niego na łóżku. Znajdowali się obecnie w sypialni Seraphine’a, ale nie z egoistycznych pobudek gospodarza, a ze względu na praktyczne aspekty takiego układu… oraz fakt, że w sypialni Enzo nadal nie stało sprawne łóżko.

Seraphine podniósł się niechętnie i leniwie z materaca. Rozpoczął powolny spacer po pokoju, rozpinając jednocześnie swoją białą koszulę. Jego blady, nagi tors ukazał się oczom Enzo w pełnej okazałości, gdy Seraphine całkowicie zrzucił z siebie zbędny materiał.
Wampir przystanął przy rozległym oknie i wbił zamyślone spojrzenie w mroczny brzeg lasu. Jego dłoń na oślep odnalazła pozostawiony chwilę wcześniej na parapecie puchar wypełniony krwią.
Mimo jego niechęci do obiadu – zdecydował się na drobną przekąskę.

Jak się czujesz, chłopcze? — spytał mężczyzna, odejmując od czerwonych ust naczynie.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#136PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 31, 2021 12:05 am

Wyczuwał bardzo wyraźnie zmartwienie i niepokój Seraphine’a, gdyż te najwidoczniej bezkonkurencyjnie wysunęły się na przód wszystkich jego emocji. Enzo wiedział, że jego stwórca obawia się tej niewiedzy i stanu, w jakim chłopak przebywał, ale dostrzegał także, że ten niepokój podszyty był czymś więcej. Był w złym stanie, ale pamiętał oczywiście to, jak jeszcze niedawno ktoś przeprowadził zamach na życie wampira, czuł jego wyraźne spięcie od tamtego czasu i wzmożoną czujność, z którą zaczął patrzeć na świat. Wiedział, że coś się szykuje i najbardziej pragnął teraz być w dobrym stanie, gdy to już przyjdzie. Nie chciał być ciężarem, słabym punktem Seraphine’a. Musiał być jego wsparciem, a teraz stanowił jedynie kulę u nogi. Mógł wesprzeć go teraz jedynie swoją krwią, o którą Lusignan nie ważył się prosić, gdy łowca był w tej rozpaczliwej kondycji. Ale Enzo niczego nie pragnął mocniej, niż poczuć się mniej bezużytecznym, choćby miał robić jedynie za skuteczny suplement diety.
W końcu ruszyli w podróż powrotną, którą Enzo zniósł całkiem nieźle. Wyglądał oczywiście znacznie gorzej niż przy opuszczeniu Anglii, ale nie był bezwładnym ciałem, które należało ze sobą targać. Ruchy miał znów całkiem sprawne, nawet jeśli spowolnione pomimo wyraźnego stracenia na wadze. Enzo z ulgą przywitał rodzinne okolice, bo choć kochał Francję, to w Anglii czuł, że jest w domu. Poza tym ich wyjazd sprawił, że kraj romantycznych uniesień zaczął kojarzyć się ze śmiercią, odorem krwi i bólem. Ten jedyny raz pożegnał go bez żalu. Z tyłu głowy tliły się obawy związane z najbliższą konfrontacją z ojcem, który był wielce niezadowolony z tego niezapowiedzianego wyjazdu i całkowitego odcięcia się od kontaktu, które zaserwował rodzinie Enzo. Nie nadawał się do jakiegokolwiek polowania i będzie musiał się z niego jakoś wywinąć. Teraz jednak nie miał siły o tym myśleć, w głowie gościła okrutna pustka.
– Domek – zaświergotał pogodnie, rozciągając się u wejścia do posiadłości i przywitał służbę szerokim uśmiechem, a gdy usłyszał pytanie kierowane tylko do Seraphine’a, nadął teatralnie policzki.
– Nie, nie jestem głodny, dzięki, że ktoś pyta – fuknął, zadzierając podbródek, ale gdy tylko zobaczył Ileanę, rozpromienił się i objął dziewczynę z pewną tęsknotą.
– Wyglądasz okropnie – zauważyła z lekkim przejęciem, co ten skwitował tylko krótkim parsknięciem.
Przelotnie zawiesił spojrzenie na Josephine, nie będąc pewnym, jak odebrać jej obecność w posiadłości. Posłał jednak kobiecie sympatyczny uśmiech, bo choć nie ufał jej w najmniejszym stopniu, zdecydowanie przyjmował obecność Fifi znacznie lepiej niż osobę Wilfreda. Poza tym wampirzyca była inteligentna i silna, cokolwiek nadchodziło, jeśli była po ich stronie, mogła okazać się pomocna.

***

Westchnął przesadnie, słysząc radę Seraphine’a i posłał mu pełne powątpiewania spojrzenie. Cały czas jedynie odpoczywał i choć rzeczywiście nie miał sił na nic więcej, miał już tego odpoczywania dosyć. Niby wciąż żył, a jednak równie dobrze mógłby być martwy, bo jego obecne funkcjonowanie ograniczało się do podstawowych czynności koniecznych jedynie do przeżycia. Mimo to usadowił się wygodniej na łóżku, przyjmując jego miękkość z wyraźną ulgą. Podróż może nie była wyjątkowo długa, ale zważywszy na to, że obecnie męczyło go samo oddychanie, była wyzwaniem dla osłabionego organizmu.
Obserwował Seraphine’a, mierząc uważnym spojrzeniem jego sylwetkę, nerwowość charakteryzującą ruchy, czujność wypełniającą spojrzenie i poczucie zrezygnowania okalające to wszystko nieprzyjemnie mętną mgiełką. Bez krępacji obserwował, jak jasna skóra wyłania się spod koszuli, stanowiąc miłą odmianę od trudów dzisiejszego dnia, jak i wszystkich poprzednich. Enzo był nieprzytomny tak często, że właściwie nie pamiętał zbyt wielu chwil, w których mogli z Seraphinem spędzić czas tak jak teraz. We dwoje, pozornie beztrosko, na dodatek w miękkiej, pachnącej świeżością pościeli. W zamczysku Lusignanów pachniało wszystkim, ale na pewno nie świeżością.
– Wybornie – odpowiedział na pytanie, podnosząc się z lekkim uśmiechem z łóżka, by podejść do Seraphine’a z tajemniczym błyskiem w oku. Atmosfera zaczęła gęstnieć, gdy powolnym ruchem objął długimi palcami puchar wampira, wyjmując mu go z dłoni. Był dzisiaj w lepszej formie niż przez ostatnie dni, mógł mu dać coś od siebie. Mógł przez chwilę stać się przydatny.
Odstawił naczynie z powrotem na parapet, a sam, zaglądając w zielone oczy, rozpiął górne guziki swojej koszuli.
– Długo się wstrzymywałeś, nie sądzisz, staruszku? – rzucił z przekąsem, ozdabiając twarz wyzywającym uśmiechem, gdy podjął jeszcze jeden krok w kierunku Seraphine’a i zachęcająco odgiął szyję w bok, eksponując bijącą całkiem ludzko tętnicę.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#137PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 31, 2021 12:57 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Nie pamiętał już kiedy ostatnio czuł się tak bezsilny w obliczu rzeczywistości. Miał wrażenie, że serce mu tonie jak kamień w wodę, gdy brakowało mu tchu ze strachu o życie tych, których kochał. Czuł się kruchy jak zwykły człowiek. Żaden wampir nie lubił się tak czuć. Cały sens jego istnienia był mu stopniowo z każdym dniem wydzierany z rąk.
Ktoś był autorem jego cierpienia, ale Seraphine nie chciał jeszcze mierzyć się z tą ponurą świadomością, którą spychał na tyły umysłu.
Przyjrzał się dzisiaj swojemu odbiciu w lustrze, gdy znalazł się w końcu w angielskiej posiadłości. Wyglądał o wiele gorzej niż wtedy, gdy opuszczał dom na rzecz Paryża.
Przybyło mu może z pięć lat na twarzy i pod oczami, a była to zmiana dosyć znacząca w przypadku kogoś zamrożonego w czasie.
Nie odżywiał się odpowiednio, a odkąd skosztował krwi Enzo – nie tknął ani razu świeżej, ludzkiej krwi.

  — Enzo? — zdziwił się Seraphine, gdy z jego dłoni został wyjęty puchar krwi i odstawiony na bok. Jego brwi powędrowały delikatnie do góry, gdy zobaczył co też Enzo miał w planach.
Zamrugał kilkakrotnie, nieco zbity z tropu.
Chciał go nakarmić. Chłopiec czuł się ciężarem dla de Lusignan i był gotów mu zaoferować jedyną rzecz, którą uważał za wartą uwagi – swoją krew.
Musiał wiedzieć przecież, że Seraphine nie miał zamiaru żerować na jego słabym istnieniu, prawda? Jego ciało prezentowało się bardzo apetycznie, ale Seraphine nie był zwierzęciem. Potknął się raz, gdy po raz pierwszy skosztował młodego łowcy, ale była to chwila słabości, na którą już nie miał zamiaru sobie pozwolić. Na pewno nie teraz, gdy Enzo ledwo odzyskał odrobinę sił.

Seraphine uśmiechnął się nieco smutno, ułożył dłonie na talii chłopca i przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. Następnie nachylił się nad jego szyją i złożył na niej czuły pocałunek.
Chłopiec pachniał inaczej, ale wcale nie mniej nęcąco.
  — Musisz iść jutro do szkoły, dziecko — wymruczał nisko, muskając wargami jasną skórę chłopca.
Po chwili wyprostował się, by zajrzeć w ciemne oczy towarzysza.
Jedną z dłoni uniósł do twarzy Enzo i ujął jego policzek delikatnie. Jego czerwone od krwi usta wykrzywiły się w pokrzepiającym grymasie.
  — Należy się skupić na tym, byś odzyskał siły, a to zdecydowanie w tym nie pomoże — dodał, ciesząc się ostatnimi sekundami dobrego humoru Enzo.
Chłopak nie cierpiał być traktowany jak słabsza jednostka lub dziecko. Źle znosił także odmowę Seraphine’a.
Jeżeli taka jest cena – starszy wampir z chęcią ją zapłaci. Nawet jeżeli Enzo nie odezwie się do niego przez następne tygodnie czy miesiące.
Ewentualnie powróci do sił i wybaczy wampirowi.

***

Enzo nie był zadowolony ze słów i postanowień swojego stwórcy, ale ten pozostawał dosyć nieugięty.
Udało mu się skłonić chłopca do pójścia do szkoły, a gdy kończyły się jego zajęcia – Seraphine zawsze znajdował sposób, by wysłać po chłopca samochód.
Dzisiaj z kolei – tydzień od ich powrotu – postanowił odebrać chłopaka własnoręcznie.

Czekał aż Enzo pojawi się na parkingu, a przy okazji tego oczekiwania postanowił zapalić papierosa poza samochodem.
Nie zwracał uwagi na ciekawskie spojrzenia nastolatków ani nauczycieli. Przybył tu w wyraźnym celu i tylko jedno spojrzenie było w stanie uzyskać jego uwagę.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#138PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptySro Mar 31, 2021 11:51 pm

Uśmiechnął się dla głębszej zachęty, gdy usłyszał swoje imię w tej uroczo pytającej, niepewnej formie. Starał się ignorować, że Seraphine, chcąc pójść za wolą Enzo, nie powinien formować jakichkolwiek, nawet tak niemerytorycznych pytań, a ochoczo skorzystać z łaskawej oferty łowcy. Musiał być spragniony i przede wszystkim tęsknić za jego smakiem, w końcu już tak długo się nie pożywiał, a przecież Enzo dobrze pamiętał, ile przyjemności mu to sprawiało. Gdy więc Seraphine w koszmarnie irytujący sposób gapił się i mrugał tępo oczyma, zamiast wysunąć kły i posłusznie wbić się nimi w odsłoniętą skórę, uśmiech Enzo coraz mocniej przypominał zastygły nieprzyjemnie wyraz, kojarzący się prędzej z krytym bólem niż czymkolwiek pozytywnym. Widział ten smutny uśmiech i jego własny płynnie zbladł całkowicie, bo rozumiał do czego dąży jego stwórca. Nawet tego nie mógł mu podarować. Enzo potrzebował poczuć się przydatnym, nadać jakiegokolwiek sensu swojemu obecnemu istnieniu, bo nie wiedział, jak długo to jeszcze będzie trwało. Nie chciał być ciężarem, żałosną masą, której istnienie nie sprawiało nikomu różnicy. Urodził się łowcą, od zawsze wpajano mu, że ma rolę do wypełnienia, że jest silny i potrzebny. A teraz był tylko kulą u nogi, zaś Seraphine nie pozwolił mu wykorzystać jedynego atutu, jaki mu pozostał. Skoro sam tak mocno osłabł, mógł uczynić silnym chociaż jego. Dać mu krew, którą przyjmował lepiej niż tę ludzką. Mógł zostać choć pieprzonym, porządnym posiłkiem. Ale Seraphine odmówił.
Odepchnął go mniej delikatnie, niż przewidział. Właściwie to sam odbił się dłońmi od wampirzej klatki, rzucając mężczyźnie rozjuszone spojrzenie. Od przemiany minęło już trochę czasu, jednak jak się okazywało, emocje Enzo wciąż reagowały z co najmniej zdwojoną siłą. Teraz zamiast prostego zawodu i rozdrażnienia, czuł niemal rozpacz i całkiem wyraźną wściekłość.
– Och pieprz się – warknął niekontrolowanie, odwracając się napięcie i widowiskowo wszedł pod kołdrę, odwracając się przodem do ściany, a tyłem do Seraphine’a. Ostentacyjnie nakrył się materiałem aż pod brodę i postanowił, że za tę zniewagę nie odezwie się do tego zgrzybiałego starucha słowem, aż mu język nie zdrętwieje od zbyt długiego nieużywania. Jedno to to, że ten niedorobiony Drakula nie pozwolił mu poczuć się choć odrobinę przydatnym, a drugie i być może w tym momencie zabolało Enzo bardziej – to to, że chłopak po raz pierwszy sam całkowicie się przed nim odsłonił i miał nadzieję, że skusi go wyglądem swojego ciała, zapachem i mimiką, a ostatecznie… został odrzucony. Być może był w tym stanie po prostu zbyt odrażający, by Seraphine chciał na niego spojrzeć. Zbliżyć się i skosztować. Może się nim brzydził.
W głębi wiedział, że to nie prawda, bo zbyt wyraźnie czuł emocje wampira, by nie wykryć jawnego obrzydzenia, ale przecież musiał podsycić czymś swoją złość. Wmówił więc sobie z łatwością, że jest jeszcze gorszym gównem, niż wskazywał na to jego stan.

***

Przeciągające się osłabienie Enzo, choć kontrolowane, mimo wszystko drażniło łowcę coraz mocniej i odczuwał to każdy, kto miał z nim jakkolwiek do czynienia. Zwykle pogodny i stanowiący duszę towarzystwa nastolatek, teraz zwyczajnie odstraszał, a każda rozmowa z nim groziła spadkiem humoru wszystkich w promieniu kilkudziesięciu metrów. Na Seraphinie odbijało się to najmocniej, Enzo od felernej nocy nie chciał nawet słyszeć o jakiejkolwiek fizycznej formie kontaktu z wampirem, a na wszystkie jego próby nawiązania konwersacji odpowiadał opryskliwością.
Wrócił do szkoły, ale miał wrażenie, że codzienne czynności, na które wcześniej nie zwracał zupełnie uwagi, teraz wymagały od niego niebotycznych pokładów siły. Szybko się męczył i z trudem funkcjonował wśród ludzi. Odkąd zaczął pić krew bezpośrednio z żywych tętnic, ludzie kojarzyli mu się tylko z jednym i z coraz większym trudem panował nad żądzą krwi, gdy chodził na zajęcia. Denerwowała go też nadopiekuńczość Lusignan odzwierciedlająca się w podstawianym co dzień pod szkołę samochodzie. Ten przynajmniej nie zwracał niczyjej uwagi, bo jeszcze nim poznał Seraphine’a nierzadko korzystał z usług rodzinnego szofera. Pałka przegięła się, gdy ten… Gdy Lusignan podjechał osobiście.
Enzo już na wstępie posłał mu wrogie spojrzenie, starając się nie zwracać uwagi na pełne entuzjazmu rozmowy, z łatwością docierające do jego wampirzych uszu. Bez przesady, nie jest aż tak zachwycający, skomentował z rozdrażnieniem, co oczywiście było jawnym kłamstwem. Irytowało go po prostu, że ta banda nieświadomych dzieciaków zachwycała się jego bestią. Tym bardziej, że każde jedno z nich w tych czasach wydawało mu się dużo bardziej atrakcyjne niż on sam. Wyglądał jak chodzący trup, a oni byli pełni życia i gorącej, kuszącej krwi. Ich Lusginan zapewne z chęcią by skosztował.
– Co ty odstawiasz? – rzucił potępiająco, zatrzymując się przed Seraphinem, choć gdyby nie chęć pokazania wszystkim, że wampir jest tu dla niego, zapewne po prostu udałby, że go nie zna i minął samochód oraz właściciela bez słowa. Zamiast tego rzucił plecak na tylne siedzenie i oparł się o karoserię tuż obok wampira, wyciągając własną paczkę fajek. Odpalił papierosa, wciąż mierząc bruneta krytycznym spojrzeniem podkrążonych oczu. – Już krążą plotki, że przesadzam z ćpaniem, teraz zaczną gadać, że mam sponsora. Wiesz, że wystarczy mi sił, żeby dojść do domu? Nie jestem niedołężny – wyrzucał z siebie jak armatka, powoli rozbudzając płomień rozdrażnienia, który nieraz już w ciągu tego tygodnia rozniecił przeważnie jednostronną awanturę.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#139PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 12:58 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Seraphine wiedział, na co się skazuje, gdy odmówił Enzo tamtego wieczoru. Sam nie był pewien, jak udało mu się zebrać w sobie na tyle, by się oprzeć temu chłopcu, ale najwyraźniej był silniejszy niż sądził. Poprawka – stał się silniejszy dzięki Enzo.
I pomyśleć, że to on miał uczyć chłopca samokontroli. Więcej wyniósł z ich relacji niż Enzo, bo sam nauczył się wiele o samym sobie, o swoich emocjach i o tym, co naprawdę uważał za istotne w swoim życiu.
W końcu także zaczął doceniać własne życie.
Niemniej jednak – Enzo był na Seraphine’a śmiertelnie zły i de Lusignan zdecydowanie przewidział taki obrót spraw. Jedyne, co mógł teraz zrobić to nie wchodzić chłopcu w drogę, gdy ten próbuje radzić sobie ze swoimi emocjami i stanem fizycznym. Seraphine wspierał go z cienia, przekazując Ileanie dla Enzo wszelkie drobne prezenty czy udogodnienia, które wydawały się potrzebne.

  — Będę potrzebował więcej ludzi — sarknął Ives, sadowiąc się na fotelu naprzeciw biurka w gabinecie Seraphine’a. Stwórca wydawał się być bez reszty pogrążony w układaniu kostki rubika, ale zdecydowanie był osobą o podzielnej uwadze. Lata praktyki.
  — Nie będziesz potrzebował — wymruczał Seraphine. — Załatwię to osobiście przed końcem tego miesiąca.
Brwi Ivesa się zmarszczyły w niemej konsternacji.
  — Pozwól nam pomóc, mistrzu — zażądał niemal młodszy wampir.
  — Skup się na chłopcu, Ives. Masz go obserwować i informować mnie o każdej anomalii w jego życiu. To jest twoje zadanie — syknął mrocznie Seraphine.
Ives skinął mężczyźnie głową i podniósł się błyskawicznie z fotela.
  — Tak jest, mistrzu.

***

Był pewien, że chłopak nie będzie skakał z radości na jego widok, ale reakcji pełnej niechęci i takiego traktowania się nie spodziewał.
Cały ten tydzień był dla wszystkich trudny i choć Enzo nie był w stanie nic dla Seraphine’a zrobić – de Lusignan czuł, że jego zachowanie jest nie fair. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, jak Enzo się czuł. Współczuł mu, ale to wszystko było dla jego dobra i powoli sprawiało, że Seraphine miał wrażenie, jakby mówił do ściany, gdy porozumiewał się z chłopcem.

  — Wybacz, że mam na uwadze twoje bezpieczeństwo po tym, jak ktoś wysadził budynek ze mną w środku… — warknął Seraphine, tracąc na rezon. — Wiem, że jesteś wkurzony tym, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, ale obiecuje ci, że musisz wytrzymać jeszcze tylko chwilę.

Tak, miał zamiar to niebawem rozwiązać, ryzykować własne życie, żeby w końcu się pozbyć z grzbietu tego cholernego problemu. Może nie na zawsze, ale na dłuższą chwilę przestanie go to męczyć. Przynajmniej zaznaczy, że nie jest frajerem, nad którym można się znęcać.
Był ostatnio szczególnie zły i targały nim emocje, ale niczym to nie było podobne do szczeniackich podrygów Enzo. Seraphine robił dla niego wszystko, a sam miał również własny, pieprzony problem i miał ochotę masakrować każdego, kto mu wszedł w drogę.
Ledwo powstrzymywał się teraz przy wszystkich tych licealistach.

  — Wsiadaj do samochodu — syknął do chłopaka. — Nie obchodzą mnie twoje licealne rozterki. Zmuś się do zachowywania się jak dorosły skoro nie jesteś w stanie naprawdę nim być.

Seraphine odrzucił niedopałek na ziemię i z nieprzeniknioną miną otworzył dla chłopaka tylne drzwi, by ten jak najprędzej znalazł się w samochodzie.
Ich relacja przez ostatnie kilka dni była bardzo napięta, a działania Seraphine’a nie miały na celu uśmierzyć tego napięcia.
Zależało mu na Enzo za bardzo, żeby mu ulec i stać się znowu miękkim. Bycie miękkim i wspaniałomyślnym w tej sytuacji w niczym by im nie pomogło, a Seraphine przede wszystkim chciał utrzymać ich obydwu przy życiu.
Nie było ważne jaką cenę przyjdzie mu za to bezpieczeństwo zapłacić.

Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#140PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 1:54 am

„Wkurzony tym w jakiej sytuacji się znaleźli”? Seraphine nie miał o niczym pojęcia. Z jednej strony przecież Enzo od początku zdawał sobie sprawę z tego, że tysiącletni wampir jest upośledzony emocjonalnie i nie potrafi wnikać w czyjeś rzeczywiste pobudki, gdy chodziło o złożone uczucia, ale kiedy dochodziło do artykułowania tego na głos, niedowierzanie się wzmagało. Frustracja i wkurwienie, że ten głupiec wszystko sprowadza do czegoś tak prostego! Owszem, stan Enzo nie pomagał, ale przecież nie chodził w tempie tykającej bomby, bo źle się czuł. Czuł się tak samo i we Francji, a jednak starał się odciążyć psychikę wampira swoim uśmiechem, udawaniem, że jest lepiej niż w rzeczywistości było. Dlaczego ten dureń nie potrafił powiązać upiornego nastroju Enzo z tym, jak odrzucił go tamtej nocy? Tak, chciał się przydać, ale przede wszystkim… chciał poczuć, że Seraphine go chce. Że nie zmienił nastawienia, wciąż kusi go ciało Enzo, wciąż pragnie bliskości i… Enzo nigdy nie miał kompleksów, nie miał problemów z rozmyślaniem nad tym, czy się komuś podoba czy nie. Również dlatego, że jeszcze do niedawna podejrzewał się o aseksualność, nie rozpatrywał ludzi w kontekście tego typu atrakcyjności i nie myślał o sobie pod kątem bycia seksownym dla kogoś. Nikt mu się również jak dotąd nie podobał na tyle, by chcieć spełnić jakiekolwiek jego oczekiwania. Aspekt wyglądu, przyciągania i bycia docenionym w tym względzie pojawił się w jego życiu wraz z Seraphinem. Dopiero odkrywał tę sferę, silnie odczuwał to, jak wampir na niego działał, trochę się tego wstydził, a trochę czuł satysfakcję, gdy dostrzegał, że Seraphine również go pożąda. Wciąż rozpamiętywał tę noc po balu, gdy całowali się bez wytchnienia, gdy kły Lusignan wpijały się w jego ciało zachłannie i zaborczo. Czuł się dobrze z tym, jak wampir tracił dla niego głowę i odsłaniał swoje pierwotne instynkty.
Brakowało mu tego. Bał się, że nie wzbudza już w Seraphinie tych uczuć. Kiedy patrzył w lustro, widział niewiele więcej jak truchło i nie zdawał sobie sprawy z tego, że patrzy na siebie znacznie bardziej krytycznie niż wszyscy wokół. To co widział w lustrze było kilkukrotnie paskudniejsze niż rzeczywistość. A kiedy tamtego dnia odważył się pomyśleć, że może do siebie skusić wampira zachęcającym gestem i wyzywającym uśmiechem, zaś w zamian otrzymał zimny prysznic, utwierdził się w przekonaniu tego, jak ohydny się stał. Może Lusignan czuł się w obowiązku utrzymania go przy życiu, ale Enzo naprawdę zaczął wierzyć w to, że nie kryło się za jego działaniami nic więcej. Nie zachwycał dłużej wampirzych oczu, nie przyciągał, nie był obiektem jego pragnień. Może Seraphine chciał znaleźć sposób na tę dziwną przypadłość Enzo, bo zwyczajnie nie mógł już na niego patrzeć? Pragnął zobaczyć to, co spodobało mu się wcześniej, a nie codziennie obcować z tym wrakiem, który otrzymał.
Enzo się wstydził. Nie chciał, żeby Seraphine na niego patrzył, bo za każdym razem przypominał sobie o tym, jak niewiele wart jest teraz w jego oczach. Był paskudny i nieprzydatny. Nie tak jak… Nie tak jak Max. Max urodził się piękny i umarł piękny. On zdechnie, wyglądając jak trup w fazie rozkładu jeszcze przed ostatnim tchnieniem.
Seraphine oczywiście nie myślał nad tym, co mówi. Również był w rozsypce, ale to nie był teraz problem Enzo. Miał za duży chaos we własnej głowie, by przejmować się tym, który trawił umysł i serce jego stwórcy. Dlatego, słysząc sykliwy ton, nie pomyślał nawet o tym, by przełknąć emocje i wziąć pod uwagę, że Seraphine’owi zwyczajnie skończyła się cierpliwość oraz opanowanie, do czego przecież przyczyniał się sukcesywnie przez tydzień. Potraktował te słowa bardzo personalnie. Lusignan bowiem sprowadził wszystkie jego emocje, wątpliwości i boleści do licealnych rozterek.
Stał sztywno, z uniesionym lekko podbródkiem, a papieros powoli dopalał się zawieszony luźno między palcami przy udzie Enzo. Seraphine przez moment mógł dostrzec, jak gałki chłopaka zasnuwają się wściekłą czernią. Trwało to krótką sekundę, w której łowca zdołał opanować uwidaczniającą się furię. Choć ta nie zwizualizowała się ostatecznie w wampirzych cechach, wciąż płynęła z miażdżącą siłą z ciemnych oczu wbitych w wampira. Szła w parze z płomiennym rozczarowaniem.
Za każdym razem, gdy Seraphine mógł sądzić, że widzi szczyt wkurwienia Enzo, ten lubił go zaskakiwać. Teraz, gdy przeszywał go lodowatym spojrzeniem i powoli unosił kącik ust, formując krzywy uśmiech, zdawał się osiągnąć szczytową formę nienawistnej furii.
– Chciałbym, żebyś raz na zawsze zszedł mi z oczu, Seraphine. Mógłbym w końcu chociaż zdechnąć w spokoju – wysyczał powoli, nie zdejmując uśmiechu. Następnie rzucił pod stopy niedopałek i powoli odwrócił się tyłem do wampira, by z obijającym się o głowę echem zupełnie nieszczerych, podyktowanych chwilą słów, odejść w całkiem przypadkowym kierunku, bez zamiaru powrotu do domu przez najbliższe godziny.
Biała furia zasłaniała mu widok i gdy w końcu odzyskał zdolność przytomnego myślenia, sam nie wiedział, gdzie dokładnie jest i jak się tu znalazł. Szedł parkiem, który po kilku chwilach w końcu rozpoznał. Nie wiedział jak długo się tak błąkał, prawdopodobnie kilkanaście minut, tyle potrzebował, by zeszły z niego najintensywniejsze emocje. Być może skupiłby się teraz na tym, co wydarzyło się jeszcze niedawno, jednak nie był w stanie, bo w jego nozdrza nieoczekiwanie uderzył zapach krwi. Przełknął ślinę, starając się zignorować intensywny zapach, ruszyć w drugą stronę i zapomnieć o pragnieniu. Ale… tak bardzo potrzebował sił. To tak dobrze pachniało. Tak długo się powstrzymywał.
Nie dał rady. Ruszył w stronę woni, aż doszedł do lasku. W tym stanie nie myślał jasno, nie zapaliła mu się czerwona lampka, gdy zobaczył między drzewami samotną dziewczynę, która całkiem spokojnie i nieruchomo stała, podczas gdy z szyi obficie kapała jej krew. Był zbyt zamroczony żądzą i pragnieniem. Po prostu bezmyślnie, będąc już całkiem obojętnym na wszystko, objął czule nastolatkę i wgryzł się w smukłą szyję.
Kilka sekund później jego kark wykręcony został pod nienaturalnym kątem, a wszystko wokół wypełniła błoga ciemność i zbawienne uczucie nieważkości.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#141PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 7:18 pm

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Seraphine nie był idealny ani nawet jakkolwiek przygotowany na relację, którą powszechnie ktoś mógłby uznać za normalną. Trudno powiedzieć, żeby Seraphine był kiedykolwiek w normalnym związku opartym na komunikacji i szczerości. Był mordercą, tysiącletnim wampirem. Nic w jego życiu nawet nie było odrobinę normalne. Bardzo zatem odległe mu były problemy, z którymi zmagał się młody Enzo, ale gdyby tylko ten zaufał stwórcy na tyle, by mu o nich powiedzieć – być może mężczyzna postarałby się zrozumieć. Może uniknęliby całej tej niepotrzebnej awantury, która jedynie jeszcze bardziej rozwścieczyła Seraphine'a.
Nadal zależało mu na Enzo. Zależało mu na nim bardziej niż na kimkolwiek, kogo miał w swoim życiu obecnie.
Kochał tego chłopca.

  — Uważaj czego sobie życzysz… — powiedział lodowato Seraphine i trzasnął drzwiami samochodu.
Nie miał zamiaru biec za Enzo, gdy ten odchodził. Nawet jeżeli wszystko w nim mówiło mu, że jak najbardziej powinien nawet siłą wsadzić dzieciaka do auta. Był w środku rozdarty, ale ostatecznie jedynie patrzył jak chłopak odchodzi i znika za rogiem.
Jeżeli nie chciał go widzieć i takie było jego życzenie – Seraphine chętnie się ugnie.

  — Kurwa — warknął do siebie i wsiadł do samochodu, by odjechać z parkingu z piskiem opon, po drodze niemal przejeżdżając kilku licealistów.

***

Ives był dobry w tym, co robił. Tylko jego mistrz wiedział dokładnie dlaczego był aż tak skuteczny, ale też był jedyną osobą, której Ives powierzył te wiedzę. Ufał swojemu stwórcy i nawet jeżeli pilnowanie Enzo wydawało mu się stratą czasu – miał zamiar wypełnić swoją misję bez żadnego sprzeciwu czy zawahania. Nie wiedział, dlaczego tak ważny jest ten wampir dla jego mistrza. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że obydwaj zaangażowali się w dosyć intymną relację, bowiem Seraphine nieszczególnie próbował ukrywać swojej fascynacji przystojnym młodzieńcem.
Ives był dobry w obserwowaniu, więc częściowo zdał już sobie sprawę z tego, że Seraphine’owi musiało zależeć na dzieciaku z każdym dniem coraz bardziej.
Gdyby nie znał swojego stwórcy to pokusiłby się o stwierdzenie, że ten zakochał się w Enzo.
Na ile odnalazł w nim kopię Maxa, a na ile Enzo był sam w sobie specjalny Ives nie wiedział.

Wampir syknął z zirytowaniem, gdy wyczuł wyraźny zapach krwi. Nie był to jedyny zapach, który wyczuł. W pobliżu znajdowały się także inne wampiry o nieznanej Ivesowi woni. To nie było ich terytorium i bezczelność tego wtargnięcia była niemal arogancka, co wskazywało na to, że są dosyć pewni tego, że Seraphine im nie zagrozi.
Od jak dawna obserwowali jego mistrza? Ile wiedzieli? Dlaczego Enzo?
Ives zmarszczył brwi, szukając anomalii w otoczeniu. Anomalii innych oprócz tego, co działo się z Enzo, który właśnie posilał się oczywistą pułapką.
Powietrze było gęste od niebezpieczeństwa i Ives wiedział, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. To, co się działo na jego oczach zaczęło się już na długo wcześniej.
Pułapka zamykała się wokół Enzo.

***

Enzo nie był szczególnie uważny, a emocje porzucenia i goryczy przyćmiły jego osąd sytuacji. Krew, którą wysysał z niemal już martwej ofiary była naszpikowana czymś, co było w stanie zwalić z nóg sporych rozmiarów słonia, więc Enzo nie miał szans przeciwko tym narkotykom.
W ziemię uderzyły dwa ciała – jedno martwe, a drugie niemalże całkowicie nieprzytomne.

  — Mistrz będzie zadowolony… — usłyszał Enzo jak przez ścianę wody. Ktoś przysłonił słońce swoją potężną sylwetką. A może było ich kilka?
  — Zajmij się podglądaczem — polecił kolejny głos, a sylwetka pomknęła nadnaturalnie szybko w kierunku kryjówki, z której obserwował całe zajście wampir na usługach Seraphine’a.
Druga sylwetka pochyliła się nad ciałem Enzo.
  — Mistrz na pewno nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli trochę się z tobą zabawimy, ślicznotko — wymruczał niebezpiecznie obcy głos.
Enzo stracił przytomność kilka sekund później, a jego bezwładne ciało wylądowało w czarnym wanie, rzucone jak szmaciana lalka na twardą podłogę.

***

  — Obudź go — polecił wampir, przyglądając się związanej, chudej sylwetce.
Igła strzykawki wypełnionej wampirzym odpowiednikiem adrenaliny wbiła się bezlitośnie w blade żyły Enzo, a ten wybudził się moment później, by spojrzeć na twarze swoich oprawców.
Znajdowali się w sporych rozmiarów piwnicy, której ściany wydawały się pełnić rolę idealnego materiału pod uprawę grzyba i pleśni.
Był to dosyć nieładny widok, ale mężczyźni, którzy przyglądali się Enzo zdecydowanie do niego nie pasowali.
Ich gładkie, blade twarze wykrzywiały się w grymasach niesympatycznego zadowolenia oraz lodowatego braku poruszenia.
Było ich trzech.
  — Przyprowadźcie wampirzycę. Niech potwierdzi, że to ten sam dzieciak łowców, o którym mówiła.
Jeden z pięknych mężczyzn opuścił pokój.

  — Jak się spało, księżniczko? — spytał złotowłosy wampir. Wyglądał znajomo. Enzo z pewnością gdzieś go już widział. — Pamiętasz mnie? Powiedz… — Dłoń wampira pogładziła lekko policzek chłopca, a następnie trzasnęła go w twarz. — …co u mojego kuzyna? Znudził się tobą już? — Mężczyzna zarechotał.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#142PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 8:24 pm

Głosy docierały do Enzo jak przez mgłę, zlewały się w jedno i przypominały bardziej mlaskanie stóp brnących przez mieliznę, niż rzeczywiste słowa. W końcu odpłynął całkowicie, nie orientując się zupełnie, w jakim położeniu się znalazł. Pobudka była gwałtowna i nieoczekiwana. Gwałtownie zaczerpnął oddechu, prostując się jak struna, a jego ciałem targnęły potężne mdłości. Czuł ból w całym ciele, a liny nieprzyjemnie wrzynały się w delikatną skórę. Jego organizm był zbyt umęczony, by poradzić sobie z szybką odpowiedzią na krążące po żyłach substancje i uleczyć łowcę. Zdolność regeneracji już od przeszło tygodnia praktycznie u niego nie istniała, co skrzętnie ukrywał przed Seraphinem, nie chcąc, by ten dowiedział się, że Enzo prawdopodobnie nie zostało wiele dni życia.
W pierwszej chwili pomyślał, że jego własna rodzina w końcu zorientowała się w sytuacji i postanowiła pozbyć się okrutnej skazy na swoim wizerunku. Enzo do tej pory nie pojawił się w domu, jedynie rozmawiając z rodzicami przez telefon, aż ojciec zaczął grozić, że jeszcze chwila takich wybryków i zaciągnie go za kudły spod szkoły, po czym zamknie w posiadłości, skoro nie potrafi być odpowiedzialnym, żyjąc poza domem. Szybko jednak zorientował się, że patrzący na niego w obrzydliwym wyrazie mężczyźni są wampirami. Poza tym, gdyby to wszystko było sprawą łowców, nie daliby mu sposobności się obudzić, ukatrupiliby Enzo natychmiast bez chwili wahania. Ci tutaj czegoś od niego chcieli.
Zmarszczył brwi, próbując skupić uciekające myśli, by odpowiednio zrozumieć sens wymienianych między wampirami zdań. Gdy zaś jeden z nich zwrócił się bezpośrednio do łowcy, ten ściągnął brwi jeszcze mocniej. Kojarzył tego wampira, z całą pewnością widział go na balu w towarzystwie Seraphine’a. Wyglądali, jakby byli w dość zażyłej relacji. Nie mógł jednak zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo zimny dotyk na policzku rozwiał wszystkie myśli. W pierwszym odruchu z obrzydzeniem cofnął się przed palcami, jednak nie zdążył uciec wystarczająco szybko i wystarczająco daleko. Moment później całą twarz przeszył ból, a głowa Enzo uleciała w bok, przystrajając kącik wargi dużą kroplą krwi. Poczuł metaliczny smak również na języku.
Rosła w nim wściekłość. Moment, w którym jego twarz pozostawała zwieszona pod wpływem ciosu, wykorzystał na przeanalizowanie swojej sytuacji. Był mocno osłabiony i spętany, a teraz zrozumiał także, że zabrano mu wszystkie bronie, również te w postaci biżuterii. Przeszukiwali go – świadczyła o tym rozchełstana koszula, rozpięte spodnie i zdjęte buty. Nie miał przy sobie żadnego z ukrytych ostrzy. Spróbował napiąć ramiona, by rozerwać więzy, ale te nie miały zamiaru ustąpić. Co więcej, odkrył przyczynę nieprzyjemnego pieczenia na skórze – były nasączone werbeną. Nie miał szans uciec, na pewno nie w tym momencie.
Powoli prostował głowę, mieląc w ustach zbierającą się krew, którą zaraz obficie splunął prosto na twarz Fergusa. Uśmiechnął się krwawo, prowokująco, bez cienia strachu, choć serce w zaskakująco ludzkiej reakcji kołatało mu się po klatce.
– Może sam go zapytasz? – zaproponował bezczelnie, nauczony jak nie okazywać strachu, jak być twardym i godnie powitać czającą się za rogiem śmierć. Mimo wszystko praktyka była znacznie trudniejsza niż teoria, którą wpajano mu w ramach łowczej edukacji. Zapewne gdyby od tylu dni nie był pogodzony z myślą, że prawdopodobnie niedługo umrze, teraz byłby bliski paniki. Tymczasem myśl, że te szumowiny przyśpieszały jedynie nieuniknione, skutecznie go uspokajała.
Nim którykolwiek z nich mógł dodać coś więcej, drzwi się otworzyły, wpuszczając do środka nową osobę. Gdy Enzo zobaczył, kto przekroczył próg, szeroki, prowokujący uśmiech płynnie spłynął z jego twarzy.
– Ileana? – wyszeptał słabo, wpatrując się w dziewczynę z zamarłym sercem. Nawet nie próbował wymyślać innych powodów, dla których wampirzyca się tu znalazła. Po jej minie i niedawnych słowach jednego z wampirów, z łatwością mógł powiązać fakty.
– To on? – rzucił w kierunku dziewczyny jeden z nich a ta z niewzruszoną miną, przeszywając Enzo chłodnym spojrzeniem, którego nie poznawał, odpowiedziała:
– Tak. – Krótkie słowo, zero wyjaśnień, żadnego współczucia. Enzo widział w jej oczach nienawiść i zaczął się zastanawiać, jak to możliwe być tak dobrym aktorem, by podobnie silne uczucie tyle czasu tak skrzętnie ukrywać. Myślał, że się zaprzyjaźnili. Uwierzył jej. Nie ufał, ale… Nie podejrzewał. Enzo od dziecka wpajano ostrożność względem ludzkich relacji, podchodzenie do nich z dystansem i patrzenie na każdego jak na potencjalnego zdrajcę. Ale nigdy tak naprawdę nie został zdradzony i to uczucie również dotąd znał tylko z teorii. Bolało, nawet jeśli zgodnie z naukami każdego dnia brał pod uwagę, że otaczające go osoby mogą nie być tym, za kogo się podają. Mimo to nie rozumiał.
– Przekupili cię? Szantażowali? Wmówili ci coś? Dlaczego…
– Zamknij się! – Rzeczywiście się zamknął, zaskoczony jadem, jaki wylewał się z tonu dziewczyny, która jeszcze niedawno żartowała sobie z tego, jak zabawiał się z ich wspólnym stwórcą, a potem martwiła tym, jak wyglądał. Przynosiła mu krew, przychodziła dotrzymać towarzystwa, pozwalała pomagać sobie w kuchni i dąsała się teatralnie, gdy Enzo zbyt obficie oprószał ją mąką. Sielanka. Łgarstwo. – Zabiliście moją rodzinę! Moje jedyne dzieci. Wy, Harveyowie, zasługujecie tylko na śmierć. Chciało mi się rzygać, jak musiałam na ciebie codziennie patrzeć. – Zaśmiała się gorzko, wbijając w Enzo swoje okrutne spojrzenie. – Myślisz, że ktoś z nas ciebie tam chce? Uwierzyłeś, że jesteś jednym z nas? Głupi dzieciak, wszyscy cię nienawidzą, czekają aż zdechniesz. Pieprzeni mordercy!
Patrzył na dziewczynę ponuro, milcząco, widząc czyste wcielenie długo podlewanej nienawiści. Wiedział, że nie było sensu tłumaczyć jej czegokolwiek, zaprzeczać, uświadomić, że Enzo w swoim życiu nie zabił nikogo. Właściwie nie miał nawet ochoty o tym dyskutować. Ta zdrada odbiła się głęboką rysą na jego sercu, a zarysowane serce chakrakteryzowało się upośledzoną zdolnością do współczucia czy wyrozumiałości. Patrząc na rozwścieczoną Ileana’ę czuł jedynie ból i pragnienie przegryzienia jej krtani.
– Koniec tego przedstawienia, zabierz ją stąd – rzucił ten sam wampir, który wcześniej po dziewczynę posłał i Enzo bez słowa wpatrywał się pusto w jej oddalające się plecy.
– Hej, Ileana – odezwał się w końcu tonem, który nie pasował do jego codziennego charakteru. Odwróciła głowę, by spojrzeć na Enzo. – Jeśli przeżyję, przyjdę po ciebie. Jeśli nie, zrobi to Lusignan. Obiecuję. – Uśmiechnął się lekko, gdy drzwi za dziewczyną się zamknęły.
– Więc? Czego chcesz, tchórzliwa cipo? Porozmawiać o trwałości uczuć kuzyna? Dziwne masz zainteresowania – zwrócił się do Fergusa, w międzyczasie usilnie starając się odnaleźć tę cieniutką nić, którą wyczuwał, gdy silne emocje łączyły go ze swoim stwórcą. Seraphine go znajdzie. Na pewno. Nie pozwoli mu na tak żałosną śmierć. Potrafią się odnaleźć. Enzo odnalazł Lusignan, gdy ten był zagrożony i bestia odwdzięczy się tym samym. Musi mu tylko trochę pomóc. Dlatego jego umysł opanowało powtarzane w kółko jedno słowo, niesione przez gotujące się uczucia Enzo. Seraphine.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#143PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 9:21 pm

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Resztkami sił udało mu się wysłać sygnał alarmowy do całej reszty domostwa. Czuł się jak idiota, dając się tak podejść Fergusowi, ale wampir był o wiele silniejszy od niego. Szybszy, też. Seraphine nie będzie miał mu tego za złe, ale musiał go jak najszybciej zobaczyć. Nie wiedział jak długo mu zostało, ale będzie się trzymał życia dopóki nie przekaże swojemu mistrzowi wszystkiego, czego się dowiedział.

  — Ives!! — krzyknęła rozpaczliwie Emmalyn – siostra wampira – dopadając jego ciała ułożonego na kanapie. — Will, co się stało?!
William wzruszył ramionami i odesłał całą resztę służby w różnych kierunkach. Primrose miała przynieść krew, Rye opatrunki, a Percival miał poinformować Seraphine’a o wszystkim, co zaszło i jak doszło do tego, że znaleźli Ivesa. Seraphine na pewno będzie wiedział więcej niż oni, bowiem rzadko wchodził w szczegóły swoich planów, ale z pewnością był jedynym, który mógł wyjaśnić stan Ivesa poza samym poszkodowanym.

  — Wysłał sygnał alarmowy. Znalazłem go w tym stanie... — odpowiedział William na pytanie Emmalyn, która pochylała się nad bratem i głaskała go po włosach.
Wampir wyglądał… źle. William wiedział, że ten trzyma się życia kurczowo i ostatkami sił, a to wszystko z oddania mistrzowi.

***

Seraphine wysłuchał uważnie Percivala i Williama, a następnie czym prędzej rozkazał przenieść Ivesa do jego pokoju i umieścić wampira n wygodnym łóżku. Później nakazał zostawić ich samych.

  — Ives, moje dziecko — mruczał Seraphine, dotykając bladej, chłodnej twarzy wampira. Był niespokojny i ledwo powstrzymywał się przed tym, by nie ruszyć na poszukiwania bez żadnego tropu.
Enzo… Enzo… Gdzie jesteś? — powtarzał w myślach, mając nadzieję, że ten będzie w stanie mu odpowiedzieć.
Był także wściekły. Arogancja jego przeciwnika zabrnęła za daleko i teraz naraziła jego najbliższych popleczników, jego rodzinę. Nie miał zamiaru nikomu tego darować. Zabije każdego, kto mu stanie na drodze do niego. Wiedział, że to właśnie on był odpowiedzialny za to wszystko. Nie lubił brudzić sobie rąk, ale Enzo… Enzo był specjalny. On z pewnością wypędzi go z cienia i zmusi do bezpośredniego działania.
Na to też liczył Seraphine.

Twarz, którą ujrzał Ives po przebudzeniu jedynie przypominała mu jego mistrza, ale oczy wampira były czarne jak dwa puste oczodoły. Jego twarz była szara, napięta, a ostre kły odznaczały się wypukłością na bladych ustach jego stwórcy.

  — Mistrzu… — powiedział słabo. Chciał się unieść, ale nie potrafił się nawet poruszyć. Jego ciało było mu jakby… obce.

  — Ćśśś… — szepnął mężczyzna zniekształconym głosem. — Nie ruszaj się. Mów. Powiedz mi, Ives, co się stało z dzieckiem?
Ives przełknął ślinę, a następnie czym prędzej zabrał się za sprawozdanie. Był lojalny, dotrzymywał słowa…

  — Świetnie się spisałeś, moje dziecko — pogładził go po czole Seraphine, gdy Ives skończył opowiadać.
Następnie Ives mrugnął i śladu po de Lusignan nie było. Jakby… rozpłynął się w powietrzu.
Jego potężny mistrz… — myślał Ives. — Współczuł każdemu, kto wejdzie mu teraz w drogę. Nikt nie miał szans przeciwko jego panu.

***

Seraphine…

Seraphine.



Enzo.

***

  — Przez długi czas nie wiedziałem co też widzi w tobie mój głupiutki kuzyn, ale gdy mój Mistrz zaczął się tobą interesować… Cóż, musiałem się przyjrzeć tobie dokładniej — odezwał się Fergus, szykując kolejną strzykawkę. Tym razem wypełnił ją płynną werbeną.
Nie miał z pewnością zamiaru zabić Enzo, ale tyle musiało wystarczy, żeby ten był słaby i nie był w stanie walczyć.

  — Dowiedziałem się, że jesteś niezwykły — kontynuował. — Ale ty i Seraphine już o tym wiecie, prawda? Mój kuzyn już wystarczająco długo panoszył się, plamiąc swoje nazwisko, które bezczelnie postanowił zachować. — Fergus pokręcił głową z dezaprobatą i pstryknął strzykawkę palcami ostentacyjnie. Następnie pochylił się nad twarzą Enzo, prezentując mu pokaźną, grubą igłę.

  — Mój Mistrz chciałby cię dla siebie, ale najpierw musimy cię trochę… złamać, nie sądzisz? Masz w sobie za dużo pychy. Cała twoja rodzinka taka jest, ale ty… Ty jesteś wyjątkowo aroganckim gówniarzem. Masz szczęście, że twoja krew jest wyjątkowa, bo nie marnowalibyśmy na ciebie ani sekundy czasu.

Tak, ja wszystkie pozostałe strzykawki wtłaczały narkotyki w żyły Enzo, tak tym razem… Fergus miał nieco inne plany. Złapał chłopaka mocno za włosy i odciągnął jego głowę do tyłu. Uśmiechnął się okrutnie, a następnie wbił grubą igłę prosto w oko Enzo, mając nadzieję, że ten będzie krzyczał w niebogłosy.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#144PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 10:20 pm

Słuchał pierdolenia Fergusa, sunąc oczyma za jego dłońmi, by dostrzec, jak ten sięga po strzykawkę. Starał się wyłapać jak najwięcej sensu w jego słowach, zapamiętać je, by móc cokolwiek później wykorzystać. Dopóki mógł, wierzył, że Seraphine przybędzie na czas, wyciągnie go stąd. Przeszło mu przez myśl, by przeciąć liny pętające nadgarstki własnym pazurem, ale zbyt wyraźnie wyczuwał za plecami obecność jednego z wampirów, by łudzić się, że ten nie zniweczy planów łowcy jeszcze przed pierwszą rysą. Skupił się na kojeniu własnych nerwów, zachowaniu twarzy i namiętnym odszukiwaniu w głowie połączenia z Seraphinem. Narkotyki wchodziły w drogę emocjonalnej więzi, dlatego dwukrotnie mocniej skupiał się na tym, by ją odnaleźć. Wyobrażał sobie jego twarz, ich ostatnie spotkanie, wizualizował uczucia, którymi go darzył. Jego serce krzyczało w tęsknocie za tym nieudolnym starcem.
Enzo.
Drgnął, co Fergus mógł odebrać jako reakcję na wypełnianie strzykawki mętnym płynem, który Enzo z łatwością rozpoznał. Ale werbena nie przerażała go tak mocno, gdy w swoim wnętrzu wyczuł w końcu znajomą więź i chwycił się jej całą wolą, starając się ją wzmocnić, sprawić, że ta stanie się drogowskazem dla drugiego wampira. Mógł polegać jedynie na intensywności własnych emocji i sile ducha. Na tym, że ich więź jest wystarczająco silna. Wyjątkowo silna.
Patrzył beznamiętnie na strzykawkę, mając przed oczyma bardzo podobne obrazy do tego, który prezentował teraz sobą. Widział w swoim życiu wielu skrępowanych wampirów. Łowcy poddawali ich torturom, ucząc na żywych celach swoich młodszych braci i siostry, jak postępować z krwiopijcami. Pierwszym krokiem było wtłaczanie werbeny w ich żyły. Większość krzyczała już po pierwszym zastrzyku, ci którzy nie byli skrępowani zaczynali wbijać pazury w swoje ciała, jakby chcieli wydrapać obcy płyn z własnych żył. Zaraz sam miał się przekonać, jakie to uczucie. Nie zdążył nikogo potraktować w ten sposób, był biernym obserwatorem, ale nigdy nie torturował. Tej czynności po raz pierwszy miał zaświadczyć od tej mniej korzystnej strony. Jako wampir, o ironio. Na dodatek torturowany przez innego wampira.
Patrzył prosto w nieludzkie oczy Fergusa, nie zdejmując z ust uśmiechu. Będzie się uśmiechał, póki starczy mu sił. Nie jest w stanie walczyć, ale nie okaże słabości. Był pieprzonym Harveyem – łowcą z krwi i kości. Może nie pochwalał metod swoich pobratymców, może nigdy nie chciał iść w ich ślady, ale na pewno odziedziczył po przodkach dumę i zawziętość. Nie da temu śmieciowi satysfakcji. Ze słów Fergusa wynikało, że miał Enzo komuś oddać, w związku z czym prawdopodobnie miał zakaz mordowania. Jego środki były ograniczone. Enzo uwierzył, że przeżyje. Wyjdzie stąd po ich trupach. Seraphine go znajdzie. Teraz czuł ich więź wystarczająco mocno, by w to uwierzyć.
– Masz szczęście, że jestem osłabiony i związany, tacy jak ty są pożywką dla Harveyów. Jesteś żałośnie słaby, wampirku – warczał, gdy jego twarz została odciągnięta za włosy. Nastawił się na ukłucie w szyi, na ten ból był przygotowany. Na to, co w rzeczywistości zaplanował Fergus, nie.
Krzyk ugrzązł mu w gardle, układając się w krótkie stęknięcie bólu, gdy Enzo zagryzł zęby z głośnym zgrzytem, mając wrażenie, że te zaraz się połamią. Jego nozdrza rozszerzały się gwałtownie od szybko wtłaczanego w nie powietrza, ciało drżało z rozlewającego się po całej głowie bólu i strachu, że zaraz straci oko. Ale prawdziwe męki miały dopiero nadejść. Gdy wampir zaczął wtłaczać werbenę, Enzo uwierzył, że za chwilę oszaleje. Oko zdawało się napęcznieć, jakby miało zaraz eksplodować, głowa pierwsza wypełniła się żywym ogniem, który zaraz gładko rozlał się po całym jego ciele. To z drżenia przeszło w telepanie, zęby obijały się o siebie, a jęki bólu niepowstrzymanie przerodziły się w dziki wrzask. W skowyt, układający się w konkretne litery, w wołanie o pomoc, w błaganie o ukrócenie mąk.
– SERAPHINE!!! – Poczuł wyraźnie, jak ich więź drży pod rozpaczliwym wołaniem, przelewającym ogień płynący w żyłach Enzo. Wiedział, że to poczuł. Wiedział, że lada chwila go odnajdzie. Ale teraz zaczął poważnie obawiać się, czy dotrwa do tego czasu. Czuł, jak zdominowany bólem, znów zaczyna tracić przytomność. Kolejny zastrzyk jednak nie dał mu uciec w stan nieświadomości. Nader wyraźnie czuł ból palący jego żyły, organy, każdą jedną tkankę. Prawie nie oddychał, a ogólne osłabienie organizmu sprawiało, że czuł się, jakby jedną nogą był już po drugiej stronie. Gdy jednak skończył krzyczeć, na jego ustach wykwitł piękny, urokliwy uśmiech, zarezerwowany specjalnie dla oczu Fergusa.
– On już tu idzie – wyszeptał głosem upiornie pełnym rozkoszy, jakby mówił nie do wampira, lecz wizualizacji jego truchła, skąpanego w morzu krwi i z flakami wylewającymi się na zewnątrz.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#145PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 01, 2021 11:30 pm

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Wampiry – dumne, dumne stworzenia. Zbyt dumne dla swojego własnego bezpieczeństwa. Nie wiadomo skąd wynikała ta pycha zapisana w ich kodzie genetycznym. Zapewne powstawała w zetknięciu ich potęgi ze światem. Władza nad wszystkim, co żywe i co umarłe – stąd brała się duma wampirów. Ich ślepa, głupia duma, która przyćmiewała zdrowy rozsądek, która kazała krzywdzić i która nie znosiła upokorzeń.
Ta sama suma niszczyła, zabijała, ale dzisiaj… dzisiaj była motorem napędowym wściekłości Seraphine’a. Potrzebował tej wściekłości, by przyćmiła ona rozpacz, którą czuł każdym atomem ciała. Strach o życie swojego młodego towarzysza.
Musiał być wściekły i z całych sił próbował. Przypominał sobie wszystkie te rzeczy, które sprawiały, że czuł się pokonany i przemieniał je w siłę, która pchała go do przodu w zawrotnym tempie z zawrotną szybkością.

Był ślepy na wszystko to, co działo się wokół niego. Nie panował nad tym, jak spinają się jego mięśnie czy jak reaguje jego ciało na te emocje. Wiedział, że nie przypomina siebie pod żadnym względem, ale nie był w stanie nawet się tym przejąć. Miał jasny cel i mógł mieć tylko nadzieje, że jego determinacja doprowadzi go do Enzo na czas.
Czuł jego obecność w swojej głowie, słyszał jego głos, a potem także ból i krzyk, które rozpychały jego umysł boleśnie. Czuł się, jakby ktoś w jego umyśle umieścił wściekłego szczura, który próbował wydostać się na zewnątrz, ale to tylko wzmocniło jego przywiązanie do Enzo.
Skupił się na tym bólu i trzymał się go kurczowo.

***

Fergus i dwa pozostałe wampiry zaczęły rechotać, gdy Enzo wił się z bólu i krzyczał. Czerpali z tego tym większą przyjemność, że czuli się bezprawni. Ich Mistrz był silniejszy od Seraphine’a, więc mogli robić co chcieli, tak długo, jak nie zabiją chłopca.
A do tego jeszcze długa droga.

  — Już idzie? — spytał Fergus ze złośliwym uśmiechem na ustach. — Bardzo dobrze. Pora na spotkanie rodzinne — wysyczał niebezpiecznie.

Chwilę później Enzo już leżał na ziemi. Nagi, obolały i upokarzany na kolejne sposoby.
Fergus podszedł do niego i przewrócił na plecy, krzywiąc się z obrzydzeniem na widok zakrwawionej twarzy łowcy.
Zacmokał z dezaprobatą i drwiną.

  — Jak ty wyglądasz? Nasz Mistrz się porzyga na widok takiej brudnej larwy — powiedział Fergus. — Podajcie wiadro — polecił mężczyzna, a gdy wiadro pełne mętnej wody podobnej do mikstury ze strzykawki wylądowało przy jego stopach – Fergus kucnął.
Złapał chłopca za włosy i uniósł jedną ręką z ziemi, by następnie zanurzyć jego twarz w palącej wodzie.
Werbena dostawała się do ust chłopca, jego uszu, jego ran, oczu… lub oka.
Nagle drzwi do piwnicy się otworzyły i stanął w nich kolejny wampir.
Fergus wyjął Enzo z wiadra i odrzucił jego ciało na bok, by wysłuchać wiadomości, którą przyniósł ze sobą jego towarzysz.

  — Mistrz jest gotów na chłopaka — odezwał się przybysz.  

***

Enzo był wleczony po ziemi i po schodach za włosy przez silne ręce Fergusa.
Ich wędrówka trwała niedługo, a gdy dotarli do celu – Fergus milcząco rzucił chłopca u czyichś stóp.

  — No, no… — głos, który rozbrzmiał nad Enzo miał znajomą nutę, ale nigdy wcześniej chłopiec go nie słyszał. — Nie jesteś tak uroczy, jak się spodziewałem… — wymruczał z pewnym zawodem męski głos.

  — Wybacz, Mistrzu — powiedział niemal szeptem Fergus.

  — Nic nie szkodzi — zaświergotał wesoło głos. — Przecież to nie twoja wina, kuzynie. Chłopiec już od jakiegoś czasu umiera, a jego stwórca wydaje się być tym nieporuszony. Zapewne nie ma pojęcia, jak drogocenna jest krew tego słodkiego chłopca.
Chłodne palce właściciela głosu chwyciły twarz Enzo i uniosły jego mętny wzrok na siebie.
Mężczyzna wyglądał na może dwadzieścia pare lat. Jego twarz była nieskazitelnie piękna i niemal lśniła w świetle lamp. Jego ciemne włosy były zaczesane do tyłu, a ciemnozielone oczy pełne złowieszczych iskierek lustrowały twarz łowcy.

  — Nie mieliśmy się okazji poznać, Enzo — poruszyły się kształtne usta. — Aenor nigdy nie przedstawiał mnie swoim ukochanym zabawkom — dodał i wykrzywił usta w udawanym grymasie nieszczęścia.
Palce wypuściły z objęć twarz chłopca, a jego głowa opadła bezwładnie na ziemię.
Mężczyzna podniósł się z kucek z gracją taką, która przywodziła na myśl sylwetkę wprawionego tancerza.

  — Nie mamy zbyt wiele czasu. Za chwilę zapanuje tu nadzwyczajne zamieszanie — powiedział magnetyzującym głosem wampir. — Mój brat zapewne zjawi się lada chwila. Nie sądzisz, Enzo?
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#146PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyPią Kwi 02, 2021 12:27 am

„Spotkanie rodzinne” – Enzo wiedział, że to wróżyło bardzo źle, a ponieważ miał świadomość, że większość najbliższej rodziny Seraphine’a od dawna nie żyje, podejrzewał, kto może za tym wszystkim stać i myśl ta ścisnęła jego serce w gwałtownym niepokoju. Seraphine mówił o swoim starszym bracie z trwogą, obawiał się go i miał ku temu solidne podstawy. Nie tylko Enco, ale i jego stwórca był ostatnio osłabiony, żaden z nich nie był w stanie wystarczająco dobrze zadbać o spokój ducha, a co za tym szło – także o kondycję ciała. Żaden z nich nie był gotów na walkę z tak silnym przeciwnikiem. Ale Enzo teraz bardzo wyraźnie czuł rozpalającą wściekłość Lusignan. Ta paliła jego umysł niemal tak, jak werbena, ale w przeciwieństwie do zielska, pełne furii uczucia bestii budziły w Enzo nadzieję, podtrzymywały przy życiu i co ważniejsze – przelewały się w niego. Dzięki temu, pomimo odarcia z ciuchów, rzucenia na ziemię, bolesnego dotyku, pomimo coraz bardziej wymyślnych tortur, nie czuł jedynie beznadziei, rozpaczy i bólu. Furia Seraphine’a trzymała go przy życiu i łączyła odpływający gdzieś daleko umysł Enzo ze świadomością.
Gdy jednak pełne ran, oparzeń i sińców nieregenerujące się zupełnie, żałośnie ludzkie teraz ciało Enzo zawleczono do wiadra, by zatopić w nim bezwolną głowę, chłopak był większą częścią jaźni w zupełnie innym świecie.
– Chodź. – Podążył za przyjemnie brzmiącym głosem, pełnym niewymuszonej dojrzałości, mądrości, która przelewała się naturalnie przez każdą kolejną głoskę. Poznawał ten głos ze swoich snów, choć o ich istnieniu uświadomił sobie dopiero, gdy brud i ciemność piwnicy zmieniły się w przepiękny zachód słońca, delikatny wiatr smagający policzki i zapach końskiego łajna. Kiedy otworzył oczy stał przed kamienną barierką, patrząc z góry na malownicze budynki osiemnastowiecznej Anglii. Za jego plecami rozbrzmiewało miarowe, twarde w brzmieniu bicie wskazówek zegara. Enzo odwrócił się w tamtą stronę, by ujrzeć siedzącego pod betonową ścianką pod tarczą zegarową Maxymilliana. Uśmiechał się delikatnie, jakby obaj wyrwali się na piknik, by zaznać trochę relaksu. Światło zachodzącego słońca padające na przystojną twarz, zaznaczające refleksy w falowanych blond włosach, nadawało mu subtelnej nuty delikatności, której brakowało w spojrzeniu. To było ciepłe i uspokajające, ale nie pozostawiało złudzeń – biła od niego inteligencja, stanowczość i doświadczenie.
Enzo w zdezorientowaniu zamrugał oczyma, kiedy dziadek poklepał zachęcająco miejsce obok siebie. To sen? Zaskakująco realny. Przecież nie widział nawet zdjęć pradziadka, nie miał pojęcia jak wyglądał, a jednak zwizualizował go sobie z zaskakującą dokładnością.
– Ciężkie czasy, co? – Blondyn uśmiechnął się porozumiewawczo i dopiero na te słowa, chłopak się ocknął, niepewnie podążając w stronę mężczyzny. Usiadł obok smukłego, ładnie zbudowanego ciała, przerastającego Enzo co najmniej o dziesięć centymetrów. Wpatrywał się w Maxa jak w sztabkę złota. Ten człowiek wzbudzał szacunek i poważanie samym swoim wizerunkiem. A jednocześnie wydawał się tak ciepły i godny zaufania. Enzo w mig zrozumiał, dlaczego Seraphine pokochał tego łowcę. Rozumiał, dlaczego przez wieki nie mógł o nim zapomnieć.
– Czy ja umarłem? – zapytał powoli, nie widząc innego wyjaśnienia. Nie czuł bólu, choć jeszcze przed kilkoma chwilami ten był jedynym, co definiowało jego istnienie. I patrzył na swojego zmarłego dziadka, co cementowało jego przekonanie względem tej teorii. Spodziewał się śmierci, a jednak poczuł przejmujące ukłucie żalu. Więc… nie zobaczy już więcej Seraphine’a?
Max zaśmiał się cicho. Nawet jego śmiech wydawał się idealny. Wyważony, niezłośliwy, ale i nie przepełniony wesołością. Sympatyczny, kojący nerwy. Ten człowiek jakby zupełnie nie pasował do świata doczesnego. Może dlatego, że po prostu nie był już jego częścią?
– Nie umarłeś – uspokoił go mężczyzna, luźno zwieszając ramię ze zgiętego kolana i patrząc na ostatnie promienie słońca. Uśmiechał się lekko, z jakąś nostalgią. – To tylko chwila wytchnienia – wyjaśnił, powoli przesuwając czekoladowe tęczówki na Enzo. Te patrzyły na młodego łowcę z charakterystycznym rodzajem czułości, zarezerwowanym jedynie dla rodziny. Dla dzieci.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał, wciąż głęboko otumaniony tym, co się właśnie działo. To wszystko było zbyt realne, by mogło być tylko wytworem jego wyobraźni. Max wydawał się całkiem prawdziwy. Czy naprawdę rozmawiał właśnie z martwym?
– Kto wie. – Max wzruszył lekko ramionami, wyglądając na szczerze nieprzejętego tym, gdzie znalazła się jego dusza. – Boisz się? – dopytał, na co Enzo otworzył usta, by za chwilę je zamknąć. Wydawało mu się oczywistym, że powinien się bać, a jednak kiedy patrzył na mężczyznę, czuł jedynie błogi spokój. Pokręcił więc głową. – Słusznie. On przyjdzie.
Enzo zmarszczył delikatnie brwi.
– Skąd wiesz? – To trwało tak długo, sam już przestał wierzyć, że Seraphine rzeczywiście go uratuje.
– Jest mi to winny – zaśmiał się Max, przeczesując od niechcenia sięgające ramion włosy. – Musi się odwdzięczyć za te wszystkie sytuacje, w których ratowałem mu tyłek. Mi nie zdążył, więc niech zadba o ciebie.
Enzo zamrugał oczami, coraz bardziej przekonany, że naprawdę rozmawia ze swoim pradziadkiem. Miał do niego tyle pytań. Nie wiedział, które zadać jako pierwsze. W jego głowie zapanował mętlik, a serce zaczęło szybciej bić. To naprawdę był Max.
– On – Max przechylił głowę w pytaniu, uśmiechem zachęcając Enzo do kontynuowania – zabił cię. Dlaczego nie żywisz urazy?
Klatka starszego łowcy uniosła się w głębszym westchnieniu, a spojrzenie pożegnało ostatnie promienie słońca, które teraz już całkiem skryło się za horyzontem.
– Zrobił tylko to, czego od niego oczekiwałem. To była moja decyzja. Nazwijmy to samobójstwem.
– Ale… – Obraz powoli zaczął się rozpadać, a bodźce z zewnątrz docierać do świadomości Enzo. Ból znów trawił jego zmysły i ciało, a piękna twarz Maxa zaczęła się zamazywać.
– Wytrzymaj, Enzo. On nie pozwoli cierpieć osobie, którą kocha.

Patrzył zamglonym wzrokiem, tylko jednym okiem na przystojną twarz, która w innym świetle mogłaby się wydawać kopią Seraphine’a. Żywy przed chwilą obraz lepszego świata już całkiem się zamazał, zostawiając po sobie jedynie dziwne wrażenie. Był pewien, że widział Maxa, być może rozmawiali, ale nie pamiętał nic ponadto. Teraz mógł skupić się jedynie na drżącym obrazie przed sobą, na bezlitosnej sylwetce, przed którą nie miał już nawet siły zadrżeć ze strachu. Spróbował podnieść się na rękach, ale drżące dłonie poślizgnęły się na smudze krwi i uderzył podbródkiem o zimną podłogę.
– Przyszedłeś – mruknął słabo, ledwie przytomnie, wpatrując się w przestrzeń, czując, jak po poparzonym do kości policzku spływa łza ulgi. Wyczuł obecność Seraphine’a tak, jakby ten już go do siebie tulił, choć wiedział, że wciąż jest za drzwiami. Całą resztkę sił wykorzystał na to, by jedyne sprawne oko, odsłonięte na stałe przez wyżarte werbeną powieki, zwrócić w kierunku wejścia. Jeśli miał umrzeć, chciał go przynajmniej po raz ostatni zobaczyć.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#147PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyPią Kwi 02, 2021 1:15 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Czuł ból w każdej najmniejszej, najgłębszej części swojego serca. A im bliżej się znajdował Enzo – tym bardziej ból wzmagał, stając się nieznośną wściekłością, którą właśnie wylewał ze swoich porów na każdą napotkaną postać na swoje drodze.
Przestali mieć dla niego twarze. Jego szpony wbijały się w ich oczodoły, zatapiając się w miękkiej i ciepłej mazi mózgu i krwi. Serca, które trzymał w dłoniach choć martwe były nadal pełne krwi, więc rozdzierał je ostrymi zębami. Od tak dawna nie czuł się tak żywy, jak teraz. Jak teraz, gdy zabierał czyjeś życie i przelewał je we własne, by być wystarczająco silnym, gdy go spotka.
Szedł po niego i tym razem nie będzie dla niego łaskawy. Nie ugnie się. Nie polegnie.

Jego przeciwnicy padali jak muchy, gdy Seraphine zbliżał się w kierunku miejsca, z którego dochodził smród wampirów i słodki aromat krwi Enzo.
Drzwi przed nim się rozstąpiły i trzasnęły o ścianę, gdy ledwo co ich dotknął.
Znalazł ich. Znalazł Enzo.

  — Spóźniłeś się, braciszku — powitał go jedwabisty głos Simona.
Seraphine zrobił krok, ale drogę zastąpił mi Fergus, który wyciągnął po niego swoją dużą rękę, ale to była ostatnia rzecz, którą w ogóle kiedykolwiek zrobił. De Lusignan był znacznie szybszy od niego i celnie wystrzelił swoją dłonią prosto w twarz wampira, zdzierając z niej całą skórę i obnażając czaszkę.
Fergus opadł na kolana, jęcząc gniewnie, a Seraphine kopnął jego nędzne ciało. Kiedy zaś to upadło – nastąpił na jego nędzną głowę i roztrzaskał nędzną czaszkę.
To był koniec jego kuzyna.

  — Oh, oh — zaśpiewał Simon. — Widzę, że ktoś tu się zdenerwował.
Seraphine wyszczerzył do brata obydwa rzędy ostrych jak sztylety zębów. Witał go uśmiechem po tylu latach rozłąki.
Simon sięgnął ręką po chłopca, łapiąc jego szyję i unosząc ponad podłogę.

  — To jego krew tak cię napędza, prawda? — spytał Simon, uśmiechając się uroczo do brata. — Nie kochasz go. Po prostu chcesz jeszcze raz napić się jego cudownej krwi, Aenorze. Przyznaj, że jesteś niczym więcej jak zwyczajnym narkomanem.

  — Chcę cię zabić. Dlatego tu jestem — wycharczał nienaturalnym głosem Seraphine, przekrzywiając głowę upiornie i wbijając w Simona krwiożercze spojrzenie. Jego usta nadal wykrzywiały się tak mocno i boleśnie, eksponując wszystkie zęby.
Nie czuł się już dłużej sobą. Był tylko naczyniem dla swojego pragnienia śmierci. Dla zniszczenia i zguby Simona.
Mina jego brata zrzedła i wampir odrzucił poturbowane ciało chłopca w stronę ściany tak, jakby to nic nie ważyło.
Seraphine pognał na spotkanie ciału nim to zdołało uderzyć o podłogę i sprawić Enzo jeszcze więcej bólu.

  — Jestem gotów na twój gniew, młodszy bracie — powiedział Simon wyzywająco i posłał drugiemu wampirowi pewny siebie uśmieszek.
Seraphine pochylił się nad ledwo żywym chłopcem, wpatrując się w jego pokiereszowaną twarz z jakimś namaszczeniem.
Czy to jego wina? Tak, z pewnością, ale on to naprawi. Choćby miał umrzeć.
Potrzebował tylko jednej rzeczy zanim wszystko przywróci do porządku.
Jego krwi.

  — Wybacz, Enzo — szepnął, a następnie nachylił się do szyi chłopca, by wbić w nią delikatnie zęby.
Simon na ten widok uśmiechnął się jeszcze szerzej, zwycięsko.
Miał rację – Seraphine był tylko narkomanem.

***

Seraphine odsunął się od chłopca. Czuł się silniejszy niż kiedykolwiek, ale Enzo i jego wampirzy puls były jeszcze mniej wyczuwalne niż wcześniej.
Chłopiec był sekundy od śmierci.
  — Enzo! — syknął Seraphine.
Teraz jego życie płynęło w jego żyłach.
Seraphine był jego stwórcą. Wampirem, który zakończył jego życie.
Powinien też mieć możliwość je przywrócić.

Seraphine przeciął swoją rękę, wyssał z niej kilka ciepłych kropel, by po chwili nachylić się nad umierającym Enzo i złożyć na jego ustach krwawy pocałunek, podczas którego wtłoczył do jego organizmu swoją własną krew.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#148PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyPią Kwi 02, 2021 2:07 am

Gdyby miał więcej siły i był w ogólnie lepszym stanie, uśmiechnąłby się na jego widok. Teraz jednak nieszczególnie miał do tego sposobność, bo jego twarz jako jedyna bezpośrednio zamoczona w roztworze z werbeny przez tak długi czas, ucierpiała najbardziej. Dobrze, że tym razem nie miał przed sobą lustra, bo choć czuł trawiący go ból, nawet w najmniejszym stopniu nie mógłby sobie wyobrazić, jak źle wygląda. Był przecież nawykły do ludzkiego życia, a człowiek w stanie, w którym znalazł się on, już dawno byłby trupem. I to właśnie przypominał. Nie wyglądał, jak żyjące stworzenie. No, może takie leżące na pogorzelisku po świeżo ugaszonym pożarze, takie, które w odruchu miłosierdzia należy dobić. Był pokryty własną krwią, przez skórę w wielu miejscach przebijała się biel kości, a jeden z policzków odsłonił się całkowicie. Usta wyglądały jak zwały mięsa, jedno oko miał zamknięte, ale drugie wyzierało spod porwanej powieki w groteskowym wyrazie. Wyglądał odstręczająco i obrzydliwie. Gdyby miał tego pełną świadomość, zdziwiłby się, że Seraphine jest w stanie na niego patrzeć. Zdziwiłby się, że wciąż oddycha. Nie powinien był.
Słowa docierały jak przez mgłę, obraz był rozmazany, ale twarz Seraphine’a widział wystarczająco wyraźnie, by ucieszyć się na jego widok. Wciąż miał w głowie słowa, którymi nakarmił go, gdy ostatni raz się widzieli. Bał się upiornie, że te mogą się ziścić. Teraz więc poczuł niewymierną ulgę. Był przekonany, że to ostatnie chwile jego życia. Ciało się poddało, było zaledwie smutnymi resztkami tego, co reprezentował sobą Enzo świeżo po przemianie. Bez zdolności regeneracji nie miał prawa wyjść z tego stanu, a nic nie wskazywało na to, by organizm zechciał nabrać sił. Ludzka krew ledwie podtrzymywała go przy życiu, nie byłaby więc w stanie naprawić go, nawet gdyby Seraphine jakimś cudem zdołał na czas dostarczyć mu jej zasoby. A przecież najpierw musiał stoczyć walkę z bratem, którego nikt nie był w stanie zgładzić od tysiącleci, choć wielu próbowało.
Był pewien, że umrze i sądził, że obydwoje już to wiedzieli. Dlatego nie miał za złe Seraphine’owi, kiedy ten postanowił skorzystać z resztek życia Enzo i pożywić się na nim, wysysając resztki chłopięcego życia. To pomoże mu go pomścić, z radością więc przyjął kolejną cząstkę bólu, rozlewającą się po szyi. Ten ból był zbawienny, charakteryzowało go przyjemne ciepło, towarzyszył mu dotyk Seraphine’a, istoty, o której rozpaczliwe myślenie jako jedyne pozwoliło Enzo tak długo znosić ten ból, przetrwać go. Dłużej walczyć nie mógł. Jego popalone wargi zagrały w imitacji uśmiechu, gdy poczuł, jak ulatują z niego resztki życia. Znał to uczucie aż za dobrze.
Poczuł na ustach wyjątkowo słodki smak. Nie wiedział co to, ale nigdy nie miał w ustach czegoś tak wyjątkowego, smacznego, wręcz obezwładniającego. Przemknęło mu przez myśl, że byłby gotów zabić, by jeszcze raz poczuć ten smak. Łaknął go.
Leżał bezwładnie, z policzkiem przyklejonym do mroźnej posadzki, z oczyma zwróconymi w kierunku dwóch sylwetek, które poruszały się w tempie tak szybkim, że Enzo ledwie mógł nadążyć wzrokiem. Wtedy też zorientował się, że znów widzi. Ból stopniowo robił się coraz mniejszy, a ciało nabierało sił. Wciąż czuł na podniebieniu wspomnienie tego nieopisanie przyciągającego smaku. Wpatrzył się w Seraphine’a, odzyskując coraz więcej przytomności. Zauważał, jak ruchy jego stworzyciela robią się coraz powolniejsze. Musiał leżeć tak dobrą chwilę, bo obydwa wampiry były już nieźle poharatane. Simon jednak odzyskiwał swoją przewagę. A Enzo mógł patrzeć tylko na Seraphine’a, wdychać zachłannie woń jego krwi i tęsknić do jej smaku.
Szybciej, poganiał swoje ciało, oblizując usta, które wróciły już do swojej codziennej formy. Unosił się na dłoniach, w których w końcu odzyskał władanie. Żaden z wampirów nie zwracał na niego uwagi, zapewne sądząc, że jest już jedynie jednym z wielu porzuconych tu ciał. Nikt na pewno się nie spodziewał, że Enzo zregeneruje się z tych potwornych ran. On sam nie mógł w to uwierzyć. Ale z każdą sekundą miał coraz więcej siły i aż za dobrze wiedział, skąd ta się brała. Niespokojnie oblizywał kły, które pragnęły teraz tylko jednego. Nie mógł się nadziwić temu, że swój ratunek miał cały czas tuż pod nosem, nie miał pojęcia, dlaczego akurat Seraphine, dlaczego jego krew, ale nie zamierzał z tym dyskutować. Czuł niewymierną ulgę, bo w jego żyłach na powrót zaczęło wrzeć życie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. Ponadto miał wrażenie, że siła wlewa się w niego nieustannie, jakby nie mogła się zatrzymać.
Seraphine przegrywał. Enzo czuł, jak ulatuje z niego życie. Patrzył, jak Simon przyszpila go do ściany, jak wbija pazury w klatkę młodszego brata. Enzo czuł furię. Czuł żądzę mordu, krwi i spełnienia. Czuł się silny.
Znalazł się przy dwójce Lusignan w tempie szybszym niż sądził, że to możliwe. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek poruszał się tak szybko. Nie był pewien czy napędzało go pragnienie zgładzenie tego wampira czy krew Seraphine’a. To nie było teraz ważne.
Zaserwował Simonowi piękny, solidnie uzębiony uśmiech nim wpił się szeregiem kłów w jego ramię i gniotąc krtań mężczyzny pazurami, po prostu oderwał je, przyjmując z uznaniem fontannę krwi na swoją piękną znów twarz. Złote oczy analizowały jego stan z dziką satysfakcją, gdy wyciągał oderwaną ręką z klatki Seraphine’a i odrzucał ją gdzieś na bok. Z uciechą przyjął emocje malujące się na twarzy zaskoczonego wampira. Nacierał. W morderczym szale chciał go rozczłonkować i ukatrupić, nieważne jednak jak bardzo adrenalina i ból nie napędzałyby Enzo, nie był szybszy od ponad tysiącletniego Simone’a, nawet zmęczonego walką i pozbawionego ręki. Obecność wampira szybko przestała być wyczuwalna. Wtedy też Enzo powoli zwrócił otoczone czernią, złote tęczówki na swego stwórcę, który teraz osunął się po ścianie i siedział oparty o nią, czekając aż poturbowane ciało zacznie się regenerować. Enzo znów przejechał niespokojnie językiem po ustach i posłał mężczyźnie uspokajający, lecz namalowany żądzą uśmiech. Pozbawiony zdolności myślenia sprzed tych wszystkich wydarzeń, bez chwili wahania okrakiem usiadł na udach wampira, zapominając o tym, że ubrany jest ledwie we własną krew i rozciął swój nadgarstek kłem. Z niewiarygodną satysfakcją obserwował, jak język Seraphine’a zachłannie spija spadające na niego z góry krople krwi. Sam Enzo z kolei wiercił się niespokojnie na jego nogach, zdominowany przez zapach krwi stwórcy. Ślina zbierała mu się w ustach samoistnie. Nie potrafił dłużej się powstrzymywać. Chciał więcej. I chciał go, kurwa, bliżej.
– Wybacz, bestyjko – wymruczał wibrująco nieswoim głosem, a moment później odsłaniając parę ostrych kłów, wbił się z pomrukiem przyjemności w szyję swojego stwórcy. Nie potrafił powstrzymać jęku uniesienia, kiedy gęsta, gorąca krew rozlała się po jego języku.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

Pris au piège - Page 6 Empty
#149PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyPią Kwi 02, 2021 3:10 am

Pris au piège - Page 6 C7a3bec65271ac401a05e5bd2a23579e

Czuł, że żegna się z Enzo jak kiedyś żegnał się z Maxem. Również go zabił i choć sądził, że duszy już nie posiada – okazywało się, że dopiero teraz odczuł jej utratę. Wraz ze śmiercią Enzo.
Ale czuł się silniejszy, więc ostatnim, co miał zamiar zrobić zanim opuści ten świat było zabranie Simona ze sobą.
Ruszanie do walki, gdy porzuciło się chęci do dalszego życia bywało niebezpieczne, ale także nie powstrzymywało Seraphine’a przed niczym, więc przez chwilę jego walka z Simonem była wyrównana.
Patrzenie w oczy Simona było porównywalne z patrzeniem w oczy śmierci, bo Seraphine widział przed sobą tylko dwa puste, głębokie tunele, które odwzajemniały jego chęć mordu.
Chęć odebrania tego, co różniło go od nieboszczyka. Od Enzo.
Wtedy też Seraphine uświadomił sobie, że Simon wygrał. Odebrał mu duszę, której on sam nigdy nie miał, a której Seraphine trzymał się bardzo długo i bardzo mocno.

  — Jak to jest, bracie? — wysyczał Simon wściekle. — Jak to jest udawać człowieka, którym nigdy się nie było, co? Nigdy nie będziesz taki, jak oni. Urodziłeś się potworem i nim umrzesz! — warknął Simon, przyszpilając go do ściany.
  — Nie urodziliśmy się niczym, Simon — wykrztusił z siebie Seraphine. — Ale kiedy ja stałem się kimś ty nadal zostałeś niczym.
Wtedy też zaszła najbardziej niespodziewana rzecz, a nawet dwie. Pierwsze z nich – na twarzy Simona odbił się cień zwątpienia, którego Seraphine nigdy wcześniej nie widział. Druga – całe ramię Simona nagle oderwało się od jego ciała i odleciało na kilkadziesiąt metrów w bok, co Simon skwitował krótko, bo przeciągłym wrzaskiem. Wściekłym, butnym wrzaskiem.
Obydwa spojrzenia odnalazły sprawcę tego czynu. Jedno ze spojrzeń wypełnione zaskoczeniem i adoracją, drugie z kolei… ślepą wściekłością.
Simon jednak nie był wojownikiem. Był strategiem i taktykiem. Potrafił utrzymać zimną krew, gdy tego sytuacja wymagała. Nie dał się ponosić emocjom.
Wiedział, że przeciwko dwóm silnym wampirom miał mniejsze szanse niż wcześniej, więc… zniknął.

Seraphine osunął się po ścianie, zamglonym wzrokiem obserwując zbliżającą się ku niemu sylwetkę Enzo.
Miał wrażenie, że nie jest to możliwe, ale najwyraźniej jego desperacka próba ratowania, jego instynkt… zadziałały.
Enzo wyglądał lepiej niż kiedykolwiek wcześniej w oczach Seraphine’a. Był… żywy. I głodny. Obydwaj byli głodni, ale Seraphine dostał swoją porcję wcześniej i wpił się zachłannie w nadgarstek chłopca, odzyskując wszystkie siły w błyskawicznym tempie. Och, jak mu tego brakowało. Jak brakowało mu tego chłopca.
Jego zapachu, jego uśmiechu, jego ciepła.

  — Mon amour — wymruczał, gdy poczuł się na tyle usatysfakcjonowany, by pozwolić chłopcu na jego własny posiłek. — Napij się, ukochany — mruczał, a gdy jego ciało przejmowały spazmy bólu i przyjemności – sam nie potrafił powstrzymać własnych odruchów.
Jego szpony wbiły się w miękką skórę na biodrach chłopca, a głodne spojrzenie przetoczyło się po całej jego sylwetce, gdy jego zęby w końcu wypuściły ze swojego głodnego uścisku jego szyję.
Jego wzrok z uwielbieniem chłonął ten wspaniały widok.
Ten widok, który miał ochotę zatrzymać w swojej pamięci na zawsze.
Uniósł się, przyciągając do siebie głowę Enzo jednocześnie i wpił się w jego pełne usta, kosztując smak swojej własnej krwi wymieszanej ze śliną wampira.
Ten pocałunek był zupełnie inny od wszystkich innych pocałunków. Zarówno pełen głodu i pragnienia jak również miłości, tęsknoty oraz emocji, którą Seraphine potrafił tylko porównać z odnalezieniem swojej zagubionej duszy.
Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ją faktycznie ma, bo być może tak naprawdę do tej pory się nie narodziła, a wraz z Enzo… przyszła na świat i zaszczyciła Seraphine’a swoim światłem.

  — Chcę cię całego — mruknął Seraphine, a jego twarda wypukłość obecnie sprawiała mu ból. To był kolejny głód, który poczuł i któremu zaradzić mógł tylko Enzo.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Pris au piège - Page 6 Empty
#150PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 EmptyCzw Kwi 08, 2021 10:39 pm

Trawiła go nieziemska euforia, a ciało nie zregenerowało się jeszcze w pełni z zastrzyków adrenaliny, której wyrzut powodowały coraz to kolejne wydarzenia. Był nabuzowany i nieswój, uwierzył, że jest zdolny do wszystkiego, a świat na te kilka chwil leży pod jego stopami. Mógł sięgnąć po wszystko czego zapragnie, ot tak, po prostu, jak sięgnął po krew Seraphine’a. Jednak gdy powoli odsuwał się, topniejąc pod palącym dotykiem na swoich biodrach, do głosu zaczynała dochodzić świadomość, otoczenie znów nabierało znajomych barw, myśli powoli zbierały się w kupę, a Enzo znów zaczynał być sobą. I w momencie, w którym Seraphine zaczął mówić, z buzi wyprostowanego już łowcy spłynął gładko opętańczy, pełen satysfakcji uśmiech, przeradzając się w lekkie, niepewne uniesienie kącików warg. Wszystko dochodziło do niego stopniowo.
Mon amour, ukochany, Enzo natychmiast poczuł, jak na poliki wkrada się delikatny rumieniec, rozchylił lekko usta i zamrugał oczami, zastanawiając się, czy wciąż nie jest pod wpływem narkotyków. Seraphine go kochał, mówił o tym, nie krył się i był pewny swojego uczucia. Mówił do Enzo tak czule, tak, że łowca poczuł się w jednym momencie zwyczajnie… ważny. Jakby miał absolutny wpływ na kształt świata Seraphine’a, bo był jego ukochanym, był cenny. Ciało Enzo skąpało się w gorącu, gdy poczuł jak szpony Lusignan wbijają się w skórę, gdy poddał się stanowczemu ruchowi i żarem zaczął odwzajemniać pocałunek, pomimo tego, że coraz dotkliwiej zdawał sobie sprawę ze swojej pozycji, całkowitego obnażenia i natychmiastowej reakcji dolnych partii ciała na te zabiegi.
Jakaś część Enzo wciąż zastanawiała się, czy sobie tego nie wyśnił. Może od dawna leżał zimny i martwy, a jego dusza w ten sposób radziła sobie z porażką, żegnała się ze światem. Bo przecież to było zbyt piękne. Obaj przeżyli, byli tu razem, napojeni swoją wzajemną krwią, rozgrzani i szczęśliwi do nieludzkich granic, bo mogli dalej na siebie patrzeć, wodzić dłońmi po ciałach, dzielić pocałunki, czuć więź, która zdała się scementować po tych wszystkich wydarzeniach. Jeszcze chwilę temu Enzo umierał, dławił się bólem i cierpiał, a teraz czuł niezwykłe uniesienie, przyjemność i pragnienie, by oddać się mu całym sobą. Niczego nie pragnął bardziej. Tak bardzo się cieszył, że to wciąż trwa i był pewien, że nie chce, by się skończyło. Był gotów oddać temu wampirowi resztę swojego życia.
Spuścił na moment w drobnym zażenowaniu oczy, gdy Seraphine wyrzekł na głos jego własne myśli. To takie durne… Przed chwilą jedną nogą stał w zaświatach, a teraz mógł tylko gorączkowo myśleć o tym, że nie ma o niczym pojęcia. Żałować, że nie wychowywał się jak normalny nastolatek, obawiać się kompromitacji, tego, że go nie zadowoli, zastanawiać się, czemu czuje każdy skrawek swojego ciała tak, jakby te żyły swoim życiem. Nagle stawał się świadomy każdej najmniejszej tkanki, z której go stworzono.
Uniósł powoli głowę, obejmując smukłymi, lepkimi od krwi rękoma szyję Lusignan. Choć widać było po nim zawstydzenie, uśmiechnął się zachęcająco, mrużąc delikatnie oczy i powoli zafalował biodrami, dusząc w gardle pomruk przyjemności, gdy jego nagie ciało otarło się o wyraźną erekcję wampira. Tę, która niedługo będzie w nim, przekraczając granicę, której Enzo nigdy wcześniej nie chciał przekraczać. Był łowcą, był wampirem, którego ledwie kilkanaście minut temu poddawano okrutnym torturom, ale teraz… Teraz był po prostu nastolatkiem, stresującym się swoim pierwszym razem.
– Ne me fait pas attendre. S’il te plaît – wyszeptał mrukliwie, zaglądając głęboko w zielone oczy z widoczną niecierpliwością, prośbą i pasją, choć pod wpływem pożądliwego spojrzenia swojego stwórcy miał chęć uciec własnym gdzieś w bok. Nie zrobił tego jednak, nawet jeśli serce kołatało mu się w piersi całkowicie ludzkim, wyraźnym rytmem.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Pris au piège - Page 6 Empty
#151PisanieTemat: Re: Pris au piège   Pris au piège - Page 6 Empty

Powrót do góry Go down
 
Pris au piège
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
 Similar topics
-
» Pris au piège – galeria.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: