Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Next
AutorWiadomość
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#251PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 06, 2015 9:24 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Kiedy słowa daniela do mnie dotarły, nie powstrzymałem się w porę i jednak się roześmiałem na głos. Krótko acz głośno i niemal prosto w twarz Danielowi. Zabawny akcent na dobry początek wieczoru. Miałem nadzieję, że Curtis podziela moje poczucie humoru.
 
Rozmowa z Mischą odprężyła mnie na tyle, że przestałem się pilnować w ilości spożywanego alkoholu, treścią udostępnianą Mischy i tym jak patrzę na swoją „siostrę”. Siedzieliśmy wystarczająco blisko, by sprawiać wrażenie kogoś kto wcale nie kłócił się jeszcze parę godzin temu niemal doprowadzając do konfliktu. Moglibyśmy teraz nawet uchodzić za dobrych znajomych, zdrowego mężczyznę i zdrową kobietę, którzy nawiązują między sobą pewną nieokreśloną relację. Oczywiście, nie miałem zamiaru tak wyglądać. Mischa był intrygującą kobietą, ja niegdyś uchodziłem za heteroseksualnego mężczyznę. Niegdyś oznaczało tutaj tylko tyle, że ten stan rzeczy dłużej nie istniał. To była przeszłość. Seks mnie nie interesował, kobiety też nie. Właściwie tylko Daniel był moim centrum czegokolwiek związanego z kontaktem fizycznym. Dzieliłem z nim relację, łóżko i podejmowanie decyzji dotyczących jakichś zmian. Ja należałem do niego, a on…choć nie chciał i tego nie akceptował –do mnie.
  -Więc ty i Daniel..? –spytała w końcu, uśmiechając się tajemniczo i niemal uwodzicielsko. Zupełnie tak jakby wiedziała co powiem.
  -To nie do końca jest tak, jak wygląda –odparłem i pociągnąłem łyk z kieliszka, odruchowo zerkając w bok, szukając spojrzeniem chłopaka. Nie znalazłem go.
  -Nie jesteście razem? –Jej brwi zabawnie się zmarszczyły, a usta niemal drgnęły w powstrzymywanym uśmieszku.
  -Nie jesteśmy –powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie byliśmy. Daniel tego nie chciał, ja nie miałem prawa od niego tego wymagać. Oczywiście, że wygodniej byłoby to określić jednoznacznie, ale…Daniel jest jaki jest.
-Byłeś kiedyś w Nowym Jorku? –spytała, upijając ze swojego kieliszka z białym winem łyk. Wyglądała kusząco i niestety musiałem jej to niechętnie przyznać. Pewnie niejednemu facetowi w tej chwili zrobiłoby się gorąco.
-Przejazdem –Uśmiechnąłem się wymownie. Nie widziałem innego wyjścia, jak zagrać w jej grę. Po co miałbym marnować tak wspaniałą okazję?
 
Jak się spodziewałem, od słowa do słowa zaproponowała mi bym kiedyś ją odwiedził. Zgodziłem się, dodając iż nie zawaham się skorzystać z jej gościny. Rozmowa toczyła się dalej, już nieco w innym klimacie. Wciąż jedno nie dawało mi spokoju i był to niefortunnie znowu Daniel. Zastanawiałem się, gdzie też zniknął mój „chłopak”? W końcu nie wytrzymałem więc i prosząc o wybaczenie –opuściłem towarzystwo Mischy, by odnaleźć Curtisa. Najgorsze było jednak w tym wszystkim to, że nigdzie nie mogłem także dostrzec piętnastoletniego Johnathana. Udałem się zatem na górę, do kuchni, a gdy przez szybę dostrzegłem poszukiwanych przeze mnie osobników –niemal w jednej chwili spłonąłem ze złości i wstydu.
Z niemal zbyt wielkim spokojem, odstawiłem kieliszek wina na blat i ruszyłem powoli w kierunku tarasu. Bezgłośnie otworzyłem drzwi i zbliżyłem się do zajętej sobą dwójki. Przewróciłem oczyma i niestety zirytowanie wzięło górę. Właściwie swój udział w tym co robiłem miał tez spożyty alkohol.
 
W jednej chwili dzieciak znalazł się na ziemi, ja na nim. Zacisnąłem palce na jego słodkich policzkach, tak by wyglądał jak rybka. Był przerażony widokiem tego, co trzymałem właśnie w dłoni.
Ostrze noża błysnęło w nikłej poświacie światła padającego w głębi domu.
  -Chyba ci odkroję te śliczne, lekkomyślne usteczka –wymruczałem. Dzieciak w dzikim strachu zaczął wierzgać nogami i wyrywać się. Uciszyłem go jednym ciosem pięści w nos i znowu zamierzyłem się nożem na jego usta. Nie było mi dane dokonać zemsty bowiem ktoś złapał mnie za nadgarstek, wyrwał nóż z ręki i pociągnął do góry za sweter. Warknąłem w rozwścieczeniu.
  -Jeszcze się policzymy, mała dziwko –wycedziłem do dzieciaka, niestety nie zdołałem się wyrwać by wcielić w życie swoje groźby. Ktoś trzymał mnie wciąż za ramiona.
Szarpnąłem nimi, wyrwałem się z lekkiego uścisku Curtisa. Odepchnąłem go delikatnie ze swojej drogi i wróciłem do środka.
  -Nie odzywaj się do mnie –warknąłem, gdy słyszałem jak Daniel podąża za mną i coś ciśnie mu się na usta. Zdjąłem z blatu swój kieliszek z winem i jakby nigdy nic –ruszyłem w kierunku swojego pokoju, po drodze jednym łykiem wypijając całą zawartość naczynia.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#252PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyPon Gru 07, 2015 12:00 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Patrzyłem się nieskrywanie rozbawionym wzrokiem jak obydwoje lecą na ziemię, by zaraz na niej wylądować - Jonathan na dole, a Zack na nim. Zaśmiałbym się głośno, gdyby nie to, że w porę ujrzałem co mój drogi przyjaciel trzyma w jednej z dłoni. Moje brwi samoistnie powędrowały wysoko ku górze, a usta niemal uchyliły się, gdy czarne tęczówki spoczęły na błyszczącej blaszce noża. Przez dłuższą chwilę, już bez żadnego uśmiechu, wpatrywałem się w tę rzecz, jakbym chciał nabrać pewności, że jest tym czym mi się wydaje, że jest. Bez wątpienia - Zack trzymał w dłoni najprawdziwszy w świecie, zapewne ostry nóż kuchenny i najwidoczniej zamierzał nim pociąć usta, które przed dosłownie chwilą stykały się z moimi własnymi. Stałem jak wryty patrząc się z nieukrywanym szokiem w dwóch chłopaków, z których jeden się wierzgał a drugi postanowił go uciszyć silnym ciosem w twarz. Skrzywiłem się, wiedząc lepiej niż ktokolwiek inny jak boli pięść wymierzona prosto w nos przez Zacka.
Bardziej niż sam fakt, że dwudziestolatek przyniósł ze sobą nóż, zdziwiło mnie to, że zachowywał się tak, jakby naprawdę najzwyczajniej w świecie zamierzał kawałek po kawałku odciąć tę część ciała piętnastolatka, która przyczyniła się do jego złości. Był po prostu poważny, a ja przez chwilę nie wiedziałem czy powinno mnie to zaniepokoić, czy jeszcze bardziej rozbawić. Nie zdążyłem zdecydować, gdyż Zack zrobił to za mnie.
Nim zdążyło dojść do tragedii, zamknąłem nadgarstek Pettersona w mocnym uścisku, by płynnym ruchem odebrać mu niedoszłe narzędzie zbrodni, a potem całkowicie odciągnąć od bezbronnego, pijanego gimnazjalisty. Bez cienia rozbawienia, które gościło jeszcze do niedawna na moim obliczu, trzymałem Zacka, który jeszcze przez chwilę uparcie się wyrywał, chcąc dopełnić swoich planów względem przyszywanego brata. Poluźniłem swój uścisk dopiero, gdy trochę się uspokoił. Posłałem mu pełne wzgardy spojrzenie, bowiem jego zachowanie było zwyczajnie żałosne. Zupełnie do niego nie pasowało. W ogóle. Mógłbym je powiązać raczej z jakimś narwanym gówniarzem, nie z Zackiem, w związku z czym po fali zdziwienia, przyszło głębokie rozdrażnienie.
Nim zdążyłem coś powiedzieć, on już zmierzał w kierunku wejścia do domu.
- Za... - Warknąłem pod nosem słysząc jego idiotyczny zakaz. No kurwa, przecież to on tutaj odstawia scenki. Zupełnie odruchowo zrobiłem kilka kroków za nim, jednak zatrzymałem się nim moje stopy w ogóle zdążyły jakoś znacznie przybliżyć się do wejścia. Obejrzałem się na wciąż leżącego, bez wątpienia drżącego dzieciaka i westchnąłem przeciągle. Wróciłem do niego, przyklęknąłem, by dosyć delikatnym ruchem zabrać drobne dłonie z zakrwawionej twarzy.
- Takie rzeczy zdarzają się posiadaczom własnej woli - mruknąłem z lekkim, spokojnym uśmiechem, którego jednak Jonathan nijak nie odwzajemnił. Westchnąłem raz jeszcze, chwytając jego dłoń i ustawiając wątłe ciało do pionu. - Uspokój się już. - Nie lubię jak ktoś się maże. Ja po prostu nie mam cierpliwości do takich facetów. I nie wiem co robić, gdy w czyichś oczach wzbierają się łzy, tak jak teraz w tych należących do szatyna. Wiedziałem, że to między innymi przez ból promieniujący z nosa, ale nie miałem wątpliwości co do tego, że emocje odgrywają jeszcze większą rolę. W takich chwilach miałem ochotę wyciągnąć spluwę i strzelić komuś, albo sobie w łeb.
Zaprowadziłem go do obszernej łazienki i po zapaleniu światła skierowałem kroki młodszego chłopaka do zlewu. Znów zabrałem blade dłonie z twarzy, którą wciąż nimi trzymał.
- Boli - poskarżył się, wywołując u mnie kolejne westchnięcie.
- Ciesz się, że nie jesteś trzeźwy - zauważyłem, układając dłoń na głowie chłopaka, by delikatnym ruchem nachylić ją w kierunku zlewu. Odkręciłem lodowatą wodę. - Przemyj sobie twarz, ja za chwilę wrócę. - Widząc, że dzieciak, choć niechętnie, to jednak zabrał się za spełnianie mojego polecenia, udałem się w kierunku kuchni. Bez zwlekania zapakowałem do niewielkiej torebeczki kilka garści kostek lodu i tak zawinięty jeszcze w ściereczkę pakunek, zabrałem ze sobą do łazienki. Gdy znów się tam pojawiłem, twarz bruneta wyglądała nieco lepiej. W każdym razie nie przysłaniała jej krew. Odwróciłem chłopaka przodem do siebie i ująłem jego buzię w obie ręce przyglądając się nosowi. Dotknąłem kilku miejsc, ignorując cierpiętnicze syki. Kolejne westchnięcie.
- Wiesz, ból zniknie a ofiarą możesz być przez całe życie. Powinieneś postawić się czasem siostrze. - Podszedłem do szafki, w której mieściły się czyste ręczniki. Wyjąłem najmniejszy jaki znalazłem, po czym zwinąłem go w rulonik. - Otwórz usta. No już - pogoniłem widząc powątpiewające, wystraszone spojrzenie nastolatka. Wepchnąłem ręcznik do jego ust. - Zaciśnij zęby. - Spełnił polecenie chodź najwidoczniej nie miał pojęcia do czego zmierzam. Cóż, wolałbym tego nie robić, ale wszyscy pili, a do najbliższego szpitala pieszo nie dojdziemy. Równie dobrze mogłem to więc być ja, jako że podstawową wiedzę medyczną posiadałem. No, może trochę więcej niż podstawową. Wiedziałem na pewno jak nastawia się kończyny i inne kości. Ułożyłem dłonie coraz bardziej zdezorientowanego chłopaka na swoich ramionach. Skąd u mnie takież poświęcenie?
Gdy ująłem nos w obydwie ręce, przez chwilę skupiając się na odpowiednim ułożeniu dłoni, w końcu dostrzegłem iście przerażone spojrzenie chłopaka. Doszło do niego co chcę zrobić, lecz nim zdążył jakkolwiek zaprotestować, wykonałem szybki ruch nadgarstkami. Zacisnąłem zęby czując jak mocno paznokcie chłopaka wbiły się w moje ramiona. Jego jazgot zaś został skutecznie stłumiony przez wepchnięty w usta ręcznik, który zaraz wyjąłem. Patrzył na mnie jakbym co najmniej zabił mu psa. Byłem mu wdzięczny, że postanowił nie mdleć. Bez słowa przystawiłem przygotowany wcześniej lód do pokrzywdzonego miejsca. Jeśli dobrze pójdzie, może nawet oczy nie zapuchną mu za mocno.
- Trzymaj okład dopóki możesz, potem rób przerwę i znów przykładaj - pouczyłem, chwytając drobne ramię i kierując się w stronę wyjścia z łazienki. - Odprowadzę cię do pokoju. - Tak też zrobiłem. W progu napotkałem pełne wyrzutu, ale i skruchy spojrzenie. Uśmiechnąłem się przekornie, wzruszając delikatnie ramionami. - Johnah, każdy mężczyzna musi dostać choć raz wpierdol. Nie bierz tego do siebie. No i powinieneś częściej robić to na co masz ochotę - ostatnie słowa wypowiedziałem z dwuznacznym uśmieszkiem, po czym, nie czekając na reakcję chłopaka, skierowałem kroki w stronę sypialni Zacka. Na moich ustach nie gościł już żaden uśmiech i nie zmieniło się to, gdy przekraczałem próg pokoju.
- Co to kurwa było Zack? - Zamknąłem za sobą drzwi i zbliżyłem kroki do chłopaka. - Wyskoczyłeś do niego z pieprzonym nożem. - Nie wiem czy w moim głosie słychać było więcej złości, zdziwienia, czy rozbawienia. Bo tak, gdy przypomniałem sobie tę sytuację i mój własny szok wywołany tak osobliwym widokiem, zebrało mi się na śmiech. - Kurwa Zack, nie powinieneś pić tyle wina - tym razem nie powstrzymałem niekontrolowanego parsknięcia. Poziom absurdu tego dnia przekroczył wszelkie dopuszczalne granice. Szybko jednak się uspokoiłem, a na moją twarz znów wstąpiła powaga. Usiadłem na krawędzi łóżka, przypatrując się twarzy chłopaka.
- Przesadziłeś - zauważyłem rzecz zupełnie oczywistą, wzdychając po raz co najmniej setny dzisiejszego dnia. - Skąd u Ciebie ta zaborczość? Pomijając, że nie ja go pocałowałem i tylko się z dzieciakiem droczyłem, dobrze wiesz, że nie jesteśmy w związku. Dlaczego aż tak cię to wzburzyło? - Właśnie... Dlaczego? Tak nie zachowuje się ktoś, kto kochał tylko kiedyś, a teraz czuje jakąś tam sympatię. On był przerażająco zazdrosny i choć na tę myśl poczułem dziwne ciepło, a nawet przeszło mi przez myśl, że to całkiem urocze, to byłem po prostu... zdziwiony. Niepewny. Dlaczego zareagował tak ostro, skoro przecież nic mu nie deklarowałem i niczego ode mnie nie wymagał? Czy ja w ogóle chcę poznać odpowiedź...?
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#253PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyPon Gru 07, 2015 5:50 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Ruszyłem w kierunku swojego pokoju, po drodze zbywając zaniepokojoną moim zniknięciem Mischę. Wyminąłem ją bez słowa, nieco chwiejnie, bardziej niepewnie niż jeszcze jakiś czas temu. Potwornie kręciło mi się w głowie i jedyne o czym teraz myślałem to, jak minąć schody w taki sposób, by się po nich nie stoczyć w dół. Droga do pokoju była dla mnie istną katorgą.
 
Gdy dotarłem do swojego azylu, opadłem na łóżko bez życia, próbując analizować zajście sprzed chwili. Dlaczego? Dlaczego to się stało? Co się dzieje z moim instynktem kiedy atakuje ludzi z nożem w ręku? Nie powinienem tyle pić. Źle to wpływa na moje szaleństwo. Zaostrza jego skutki uboczne i przyprawia mnie o mdłości, gdy leże i dochodzę do wniosku, że jestem sobą zażenowany bowiem to co uwolniło się ze mnie, to nie były emocje. To były odruchy dyktowane przez jakąś upośledzoną część mózgu, która kazała mi atakować ludzi, udowodnić im swoją wyższość, pokaleczyć ich, by już więcej nie próbowali mi zagrozić. Ale teraz…teraz znowu wszystko kręciło się wokół Daniela i tego, jak ja reaguję, gdy cokolwiek dotyczy jego osoby. Cóż, byłem zdania, że Curtis powinien należeć do mnie i wywalczę go sobie za wszelką cenę. Raczej nie spodziewałem się po sobie tak wielkiej dosłowności.
 
Ponownie byłem sobą jednocześnie zawiedziony, zszokowany i wystraszony. Czułem strach na całej powierzchni ciała, w żołądku, w stawach.
 
Westchnąłem bezgłośnie, gdy powoli udało mi się otrząsnąć, przestać blednąć na zmianę z zielenieniem. Minęło więc trochę czasu, gdy dopiero po jego upłynięciu w pokoju pojawił się Daniel, którego tonu głosu nawet nie potrafiłem zinterpretować. Nie byłem pewien czy tak do końca i szczerze potępia moje zachowanie, czy bardziej nie ma pojęcia jak się do tego ustosunkować. Leżałem więc tylko i obserwowałem go w milczeniu, z martwym wyrazem twarzy i żadnym śladem po wcześniejszych wątpliwościach względem swoich motywów.
 
Wtedy Daniel parsknął krótkim śmiechem. Zorientowałem się, że wcale nie jest ani trochę zły, nie ukrywa tego i może nawet jeżeli jest nieco zszokowany –nie jest zły. Wywołało to na mojej twarzy blady grymas uśmiechu. Faktycznie, gdyby spojrzeć na to z nieco innej perspektywy –zajście to było nawet zabawne. Nic się nikomu nie stało, dzieciaka trochę przestraszyłem, ale przecież w końcu wszystko się skończyło szczęśliwie.
 
Curtis przycupnął na brzegu materaca, ja uniosłem się nieco na ramionach podbierając się na łokciach. Jego wyraz twarzy uparcie trzymał się powagi, mój zaś był…sam nie wiedziałem czy dalej mnie to bawiło, czy raczej przyprawiało o podekscytowanie, ale byłem niemal pewien, że któryś z moich kącików cynicznie unosi się właśnie do góry. A to wszystko na wskutek pytania mężczyzny.
Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu, jakby oceniając jego wartość lub też taksując dla samego czerpania przyjemności z nieudolnych prób przyprawienia mojego Daniela o jakiś respekt czy przynajmniej gęsią skórkę. Cały szkopuł tkwił jednak w tym, że na niego nigdy takie spojrzenia nie będą działać tak jak powinny.
Prychnąłem cicho i położyłem się z powrotem płasko na łóżku, zupełnie nie trudząc się odpowiadaniem na pytania Daniela. Nie chciałem zabierać głosu, gdy sam nie byłem pewien tego co powiem. Tak było przyjemniej. Nie mieć pewności, nie zawracać sobie głowy szukaniem powodów. Choć raz tak było lepiej.
  -Złamałem mu nos –wymruczałem. –Greg mnie zabije jak się szczeniak wygada… –Westchnąłem cicho i przymknąłem powieki. Powinienem go uciszać? Nie zależy mi na tym.
  -Jestem pijany, mogłem okaleczyć dziecko, a ty się świetnie bawiłeś –stwierdziłem po dłuższej pauzie. Tak to wyglądało. Daniel sprowokował nieśmiałego gówniarza do pocałunku, spił go w celu uskuteczniania swojej terapii, a potem…Jestem pewien, że przez chwilę świetnie się bawił, oglądając skutki mojej utraty kontroli nad tym co robię.
Uchyliłem usta, jakbym miał zamiar coś powiedzieć. Przymknąłem je jednak nieznacznie. Zapomniałem co miałem też na myśli, więc moje brwi machinalnie się zbiegły. Chyba naprawdę jestem pijany.
  -Nie powinienem pić –przypomniało mi się. Dopiero po chwili zorientowałem się, że powiedziałem to na głos. To pewnie dlatego czuję się tak okropnie źle.
Przejechałem dłonią ze zmęczeniem po twarzy. W takim tempie mogę się pożegnać z byciem w normalnym stanie. W takim tempie…kiedyś nie skończy się tylko na grożeniu nożem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#254PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyCzw Gru 10, 2015 12:01 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uniosłem nieznacznie brew widząc wzrok Zacka, którym to postanowił zmierzyć mą osobę od góry do dołu i z powrotem. Na mojej twarzy pojawił się lekki, szyderczy uśmiech, gdy nasze spojrzenia znów się spotkały. Nie wiem, jaki efekt chciał wywołać, ale chyba nie do końca mu to wyszło. W każdym razie, tak czy inaczej, domyśliłem się już, że nie uzyskam odpowiedzi na swoje pytanie. I dobrze. Być może usłyszałbym coś czego wcale słyszeć nie chcę. Tego już najwidoczniej się nie dowiem.
Zack wrócił do swej poprzedniej pozycji, a ja przycupnąłem obok niego na brzegu łóżka. Zaśmiałem się krótko słysząc jego spostrzeżenie.
- Złamałeś - potwierdziłem ze słyszalnym rozbawieniem w głosie. - Jesteś całkiem dobry w łamaniu nosów - zauważyłem, posyłając mu pełne politowania i wesołych iskierek spojrzenie. Tak, faktycznie dobrze się bawiłem. Po minięciu krytycznego momentu, wszystko stało się po prostu śmieszne. Johnah dający się sprowokować do pocałunku i Zack, który wyskakuje na niego z nożem, a co więcej ze śmiertelną powagą zamierza go użyć. Istna komedia. Byłem jednak wstanie zrozumieć, że dwudziestolatka już tak mocno to nie śmieszy. Bądź co bądź pokazał swoją zupełnie nienormalną stronę komuś, kto nie jest mną no i zadał uszczerbek na zdrowiu synu Grega, który bez wątpienia może dociekać w jaki sposób dzieciak złamał sobie nos. A ponieważ tak złamany nos zazwyczaj można otrzymać tylko w jeden sposób, wnioski nasuwają się same. Mimo wszystko nie sądziłem jednakże, by Jonathan osobiście się wygadał. Sądzę, że prędzej wymyśli jakąś głupią bajeczkę i pozwoli Gregowi żyć w nieświadomości co do tego jak dokładnie się to stało. W końcu raczej wątpię, by piętnastolatek chciał przyznawać się starszemu, iż po najebaniu się postanowił obdarzyć gorącym pocałunkiem faceta swojego przyszywanego brata - bo przecież w opinii wszystkich domowników, tym właśnie byłem. W związku z tym obawy Zacka raczej się nie spełnią.
- Właściwie to okaleczyłeś - odparłem z nieschodzącym, lekkim uśmiechem. Po dłuższej chwili milczenia westchnąłem przeciągle, by zaraz umiejscowić się nad Zackiem i zawisnąć nad jego twarzą. Moje palce delikatnym ruchem odgarnęły zabłąkane kosmyki z bladej twarzy. Znaczącym wzorkiem zajrzałem w lekko przymglone, błyszczące tęczówki chłopaka.
- W takim wydaniu jesteś całkiem... Pociągający - wyszeptałem głębokim, niskim głosem, znajdując się zaledwie kilka milimetrów od jedynych ust, które od dłuższego czasu faktycznie mnie interesowały. Moje słowa nie były zagrywką na potrzebę chwili, bo istotnie, oprócz całego zdziwienia i rozbawienia, widok tak poważnego Zacka dzierżącego nóż z zamiarem użycia go na bezbronnym człowieku, wywołał również inne uczucie. Podniecenie, które tliło się gdzieś tam w środku, chowając umiejętnie między mieszanką odmiennych emocji. Teraz, gdy mogło pozwolić sobie na wyjście na pierwszy plan, zrobiło to, przypominając mi obraz chłopaka w tamtej chwili. Uśmiechnąłem się zupełnie jednoznacznie, wciąż przypatrując z bliska zackowej twarzy. Nie powinien tyle pić, hm? Zaiste, nie powinien.
Moje usta w końcu zatopiły się w miękkie wargi Zacka, a z początku spokojny pocałunek szybko zamienił się w namiętny i głęboki. Jedna z moich dłoni spoczęła na biodrze Zacka i swobodnie poczęła sunąć wyżej, podwijając materiał koszulki, by chłodne palce zyskały dostęp do delikatnej skóry. Po długiej chwili, gdy obojgu nam zaczęło braknąć oddechu, odsunąłem się na tyle, by móc zajrzeć w błękitne oczy chłopaka.
- Nie musisz być zazdrosny - wyszeptałem, nie odrywając być może niepasującego do mnie, ciepłego spojrzenia od jasnych tęczówek. - Nie interesują mnie inni. - To była prawda. Być może gdybym nie był podpity podobne słowa nigdy nie opuściłyby moich ust, ale ponieważ było inaczej, przyszły same i opuściły je zaskakująco łatwo.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#255PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyCzw Gru 10, 2015 2:01 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Powoli i z coraz większym ciężarem tego, docierało do mnie, że faktycznie zachowałem się jakbym nie był tylko pijany. Byłem przez chwilę jeszcze bardziej nienormalny niż zwykle, a teraz czułem to, to nieprzyjemne drętwienie. Wizje tamtego momentu, możliwego rozwoju zdarzeń, gdybym był szybszy od ręki Daniela. Przecież ja sobie nie nie żartowałem. Pozostawało się jedynie za to wstydzić.

 Zdaję sobie sprawę z tego, że wypada przeprosić. Ale czy czuje się jakbym chciał przeprosić? Nigdy nie zdarzyło mi się do końca szczerze żałować za swoje winy. Wiedziałem co należy robić, gdy popełni się jakiś błąd, sprawi się przykrość komuś, na kim mi zależy. Piętnastolatek  był mi możliwie najbardziej obojętny, ale w jakimś stopniu łączyło nas pewne zobowiązanie wobec naszych rodziców, którzy związali się ze sobą nawzajem, a co należy uszanować. Więc - tak, czułem w swoich kościach, że przeprosić trzeba. Miałem nawet pewne poczucie winy, nie zaś jej świadomość. Rzadko mi się to zdarzało - oczywiście.

Postanowiłem zatem, że jak tylko przestanę się czuć jak przegrany, znajdę chłopaka i wyrażę swoje ubolewanie dla niefortunnego rozwoju sytuacji.

Gdy Daniel potwierdził moje podejrzenia odnośnie stanu nosa chłopca, pozwoliłem sobie westchnąć cicho ze zrezygnowaniem, ale dostrzegając wesołość Curtisa - sam nie powstrzymałem się przed krótkim, radosnym parsknięciem. Sytuacja była nie dość, że irracjonalna to jeszcze niezdrowo mnie bawiła. Właściwie, w obecnym stanie wszystko mnie bawiło, a delikatny, nieobecny uśmiech nie schodził z moich ust. Daniel był blisko, nigdzie się stąd nie wybierał, a ja może i jestem pijany, ale mógłbym przysiąc, że od dawna nie czułem się tak dobrze, gdy tak faktycznie dobrze ze mną nie było. Daniel miał jakiś dziwny wpływ na moje postrzeganie siebie. Sprawiał, że rzeczy, z którymi sobie nie radziłem stawały się mniej skomplikowane. Szukałem wyjścia z kryzysu zamiast pogłębiać swoje przygnębienie.

Na słowa Daniela odnośnie faktycznego uszczerbku na zdrowiu chłopca, jedynie uśmiechnąłem się z politowaniem. Okaleczony? Przecież to tylko nos. Tylko nos. Przecież zostawiłem mu usta, które miałem zamiar zabrać. Co bym z nimi zrobił? Może włożyłbym je do lodu? Johnathan może zdołałby je sobie przyszyć z powrotem.
Podobne zastanowienia nawiedzały mnie aż do momentu, gdy Daniel nachylił się nade mną, odgarnął mi włosy z czoła i wbił we mnie to swoje absolutnie głębokie spojrzenie. Może nie głębokie. Było zdecydowanie wymowne do tego stopnia, że chwilowo odebrało mi mowę, a ciemne tęczówki były jedynym co widziałem przez dłuższy moment. Magiczny. Nie. To po prostu Daniel.
Pociągający?
Poruszyłem się niespokojnie pod wiszącym nade mną chłopakiem. Gdzie w tym Danny dostrzegał coś pociągającego? Utrata kontroli, przemiana w kierujący się impulsami worek mięcha. Nic pięknego.
-Absurd -zdołałem jedynie wydukać zanim ponownie słowa ugrzęzły mi w gardle, zaciskając na nim niewidzialną pętle. Znowu byłem w stanie widzieć tylko to co miałem przed sobą, idiotyczne wpatrywać się w jeden punkt, później z niejaką niezdarnością odwzajemniać pocałunek. Jedynie z początku nie kontaktowałem zbyt wiele, ale gdy ekscytacja zaatakowała każdy nerw mojego ciała, wypełniając mnie adrenaliną - w końcu spróbowałem być z Danielem, jak wtedy, gdy bardzo tego chcę.

Ciepło jego ust, jego język szukający mojego i przytłaczająca obecność mężczyzny działały na mnie jak jeszcze większą dawka alkoholowego upojenia.
Moje ramię mimowolnie uniosło się, by przygarnąć chciwie Curtisa jeszcze bliżej siebie. 
Czując na skórze zimne dłonie chłopaka, moje ciało zdarżało niekontrolowanie. Jak pomyślę o tym, że jeszcze jakiś czas temu podobne rzeczy sprawiały mi dyskomfort zamiast potęgować przyjemne poczucie bliskości i podniecenia to zaczynam zastanawiać się, czy zwariowałem jeszcze bardziej niż mi się zdawało na codzień nienormalnym być.
Tchnąłem prosto w usta mężczyzny, gdy uzmysłowiłem sobie jak niewiele niewinnych muśnięć potrzeba, by doprowadzić mnie do tego stanu...w tym stanie. Zaczynało się robić krępująco i, dzięki Bogu, tym razem byłem wystarczająco pijany, by odbierać to jako coś co tylko sprawiało, że byłem jedynie zniecierpliwony zamiast być skrajnie zażenowanym.

Danny odsunął się ode mnie, a mi zaczęło być gorąco do tego stopnia, że jeszcze przez następne sekundy od przerwania pocałunku nie potrafiłem odzyskać spokojnego oddechu.
-Nie...Nie jestem zazdrosny... -wymruczałem niewyraźnie pod nosem, gdyż podobne słowa z ust Daniela nie padały zbyt często w akompaniamencie tego spojrzenia, którego widywać zwykłem rzadko jeżeli w ogóle częściej niż raz na pół życia.
Westchnąłem cicho i spróbowałem spojrzeć na Daniela pewniej, mając nadzieję, że nie jestem cały czerwony na twarzy. To by popsuło cały efekt.
-A mnie nie interesuje nikt inny oprócz ciebie -odparłem i zajrzałem wprost w ciemne tęczówki chłopaka.
Pozwoliłem sobie ułożyć swoją dłoń na jego policzku i pogładzić ów subtelnie kciukiem. 
-Pamiętasz jak wziąłem cię do... -zaciąłem się, a moje usta uparcie zbiegły się w cienką linię. -..do ust? -dokończyłem po krótkiej chwili. Wsparłem się na łokciu i posłałem chłopakowi uśmiech kącikiem ust.
-Chciałbym zrobić to jeszcze raz -wymruczałem, zdecydowanie pozbawiając swój ton poprzedniej niepewności.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#256PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 12, 2015 1:14 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Absurd? Nie. Wcale nie. Ja nie żartowałem - takie wydanie Zacka, jakie zaprezentował mi jeszcze kilkadziesiąt minut temu naprawdę wzbudzało we mnie lekkie podniecenie i ekscytację. Ale nie mogłem winić Zacka za to, że nie zdaje sobie sprawy jak potrafią działać na mnie podobne widoki, wydarzenia, czyny i wszelkie odchyły od normy. Moje skrzywienie psychiczne nie opierało się jedynie na niekontrolowanej agresji i braku solidnego kręgosłupa moralnego. Mam również problemy ze swymi preferencjami seksualnymi, co robi ze mnie posiadacza zaburzeń na tym właśnie tle. Brutalność w łóżku jest dla mnie chlebem powszednim, bowiem od kilku lat tym właśnie urozmaicałem swoje przygody z kochankami. Tamten... gwałt. Tamten gwałt nie był przypadkiem samym w sobie, bowiem to właśnie sprawia, że się podniecam - ból, przymus, krępacja, upokorzenie. Mogę się pocieszać tym, że wystarczy mi udawanie i jak do tej pory nie czułem realnej potrzeby napadania na przypadkowych chłopców wracających po ciemku z dyskotek. Mogłem być z siebie również dumny, gdyż jak dotąd nie dałem odczuć Zackowi tego jak faktycznie w moich oczach wygląda dobry seks. Byłem delikatny. Gdybym nie był, zapewne chłopak nie skończyłby przez tyle czasu jedynie z palcem między pośladkami. Ale potrafiłem się opanować i nawet podczas naszych niewinnych pieszczot nie dałem mu odczuć tego, że moja normalność nie istnieje także na tym gruncie. Zastanawiam się jak długo jeszcze tak wytrzymam. Obawiam się, że brak tabletek nie sprzyja wydłużeniu tego czasu trzymania się pewnych określonych zasad. Ale wciąż nie chciałem go spłoszyć, bo byłem zadowolony tym dużym postępem. I jak nigdy - po raz pierwszy czułem, że to właśnie jego chęć, zgoda i działanie bez przymusu sprawiają, iż mam satysfakcję. Tak było po prostu lepiej. Działanie etapami oraz uzbrojenie się w cierpliwość jak widać nierzadko popłaca.
Uśmiechnąłem się nieznacznie, posyłając chłopakowi powątpiewające, rozbawione spojrzenie. W pokoju było ciemno, lecz mógłbym przysiąc, że na jego policzki wdarły się rumieńce, co z kolei wywołało u mnie jeszcze głębszy uśmiech. Zack z pewnością nie spodziewał się po mnie podobnych słów i muszę powiedzieć, że ja sam również niekoniecznie się ich spodziewałem. Wpływ alkoholu w tym przypadku zdecydowanie grał dużą rolę, bowiem na trzeźwo nigdy nie wypowiedziałbym tak żenujących i pełnych jakiejś wyczuwalnej obietnicy treści. Przecież nieustannie twardo pokazywałem, że nie dla mnie jest stawianie deklaracji, składanie obietnic, a także trzymanie się jednego tyłka. A przynajmniej głośne mówienie o tym, że nie zamierzam korzystać z usług innych. Tymczasem słowa, którymi uraczyłem niebieskowłosego przed chwilą, świadczyć mogły tylko o jednym i jestem pewien, że chłopak właśnie w ten sposób je odebrał. Tak jakbym właśnie zarzekł się, że należę tylko do niego. Ale nie należę. To znaczyło bowiem tylko tyle, że jego ciało i on sam zadowalają mnie do tego stopnia, że nie potrzebuję nic więcej. Jednocześnie nie mówiłem, że nie istnieje możliwość, iż kiedyś się to zmieni. Nie zwykłem bowiem być trwałym w uczuciach, czy to chodzi o zwykłą sympatię czy pożądanie. Być może za kilka dni te skieruje się na kogoś innego. Wątpiłem w taką możliwość, ale wciąż istniała. Zawsze szybko się nudziłem.
Mimo całej tej świadomości i wewnętrznych przemyśleń, wyznanie Zacka wywarło na mnie przyjemne wrażenie. Wiedziałem, że jest mój, bo w końcu to zdążyliśmy już ustalić. Wiedziałem, że nie interesują go inni, bo przecież tylko mi dawał się dotykać, a i tak przyszło to po jakimś czasie i z nielekkim trudem. Zack już od jakiegoś czasu miał przypiętą etykietkę z moim imieniem i jak dotąd, z tego co mi wiadomo byłem jedynym facetem, który go posiadł. Na siłę, ale jednak. Z nikim innym tego nie robił i najwidoczniej nie zamierzał. Wiedziałem to wszystko, ale szczere słowa wychodzące z tych przyjemnie miękkich ust nadal cieszyły. Wywołały kolejny szczery uśmiech i podtrzymywały czarne spojrzenie tak niepodobne do tych, które zwykłem słać całemu światu na co dzień. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że nikogo dotąd takim oto spojrzeniem nie zaszczyciłem. Kolejny dowód wyjątkowości Zacka. Chłopak wzbudzał we mnie wiele zapomnianych odruchów, uczuć i zachowań. Przy nim zachowywałem się po prostu zupełnie inaczej niż przy innych. Ironicznie, to właśnie on sprawiał, że czułem się bardziej ludzko. Zack, który de facto z człowieczą normalnością nie ma zbyt wiele wspólnego.
Posłałem chłopakowi pytające spojrzenie, gdy rozpoczął zdanie, które najwidoczniej niełatwo przechodziło mu przez usta. Uśmiechnąłem się znacząco, gdy zadał pytanie. Oczywiście, że pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć? Jego wargi między moimi nogami sprawowały się tak dobrze, że nie sposób było zapomnieć, tym bardziej, że jego brak doświadczenia w tej kwestii wywoływał u mnie dziwnie duże podniecenie. Zastanawiałem się do czego zmierza wspominając to, a gdy uzyskałem odpowiedź niemalże westchnąłem. Zack w tym momencie był po prostu... Rozczulający. Przeuroczy. Być może powinienem częściej go upijać.
Złożyłem na szyi niebieskowłosego krótki pocałunek, kontynuując ten zabieg aż me wargi znalazły się przy jego uchu.
- Więc zrób - szepnąłem przesuwając jedną z dłoni po smukłej talii chłopaka. Chłodne palce powoli, płynnym ruchem zjechały niżej aż poczęły filuternie drażnić wnętrze szczupłych ud. - Na kolanach. Jak się postarasz, dostaniesz nagrodę - dodałem niskim głosem, opuszkami palców jadąc nieco wyżej aż łagodnie, niemal niewyczuwalnie zahaczyłem nimi o kuszące wybrzuszenie w spodniach chłopaka.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#257PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 12, 2015 2:53 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Oczywiście, że absurd. Co innego jak nie czysty nonsens? Nie twierdziłem, że to niemożliwe tylko, że Daniel ma dość destruktywne preferencje. Wydawał mi się należeć do tego grona skrajnych degeneratów, których pociąga i podnieca jedynie przemoc. Właśnie dostałem tego potwierdzenie i o ile się nie mylę –relacja jego ze mną musi być dla niego odskocznią od dotychczasowego prowadzenia się w życiu łóżkowym i pozałóżkowym. Musiało mu się okrutnie nudzić. Tym bardziej miałem wrażenie i realne obawy, że jak tylko pozwolę mu na…wszystko –to szybko się zorientuje, że to nie jest odmiana, a więzienie. Że jestem tak cholernie zakompleksiony i do porzygu delikatny, że aż nie warto tracić na mnie aż tyle nerwów i otrzymać w zamian nagrodę niewartą całego trudu. Bo rzeczywiście, Daniel się starał i co gorsza –cholernie dobrze mu to wychodziło. Obraz Curtisa sprzed lat wydawał się być odległy, niewyraźny i zupełnie niewiarygodny w zestawieniu z tym Danielem, z którym mam przyjemność obcować obecnie. Nie był idealny i chyba dlatego tak bardzo go polubiłem. Znowu –mogłoby się wydawać.
 
Mogłem czasami czuć inaczej, nie do końca poprawnie i niekoniecznie adekwatnie. Byłem nie tyle opóźniony co dość niewprawiony w życie. Dlatego, gdy chłopak się uśmiechnął słysząc moje wyznanie, miałem wrażenie, że tylko jeszcze więcej wstydu sobie przysporzyłem. Nie zniechęciło mnie to jednak do zaproponowania chłopakowi obciągnięcia no, bo przecież –jaki to problem? Żaden. I właśnie to mam na myśli, gdy twierdzę, że nie jestem jeszcze mistrzem sztuki przetrwania w społeczeństwie. Podstawowe, ludzkie czynności wywołują we mnie poczucie chwiejnego rozeznania zaś, gdy przychodzi mi powiedzieć coś skrajnie niewłaściwego dla sytuacji –okazuje się, że nie jest to wcale rzeczą, która nie ma prawa przejść mi przez gardło. Zadziwiająco łatwo potrafi się wydostać przez moje usta na zewnątrz.
 
Westchnąłem momentalnie, gdy usta chłopaka znalazły się przy mojej szyi, uchu. Tak blisko, a aż czułem jego gorący oddech na sobie. Było mi prawdę powiedziawszy –cholernie gorąco.
Mój oddech także przyśpieszył, krew dudniła mi w uszach i kompletnie nie miałem pojęcia chyba jak mam się do tego zabrać, więc po prostu leżałem płasko. Nawet dłoń głaszcząca Daniela po policzku bezwładnie uderzyła o materac tuż obok mojej głowy. Przełknąłem ślinę, kiedy moje kolana same powoli zaczęły się zginać na wskutek dłoni Curtisa krążącą w dość wrażliwych rejonach. Wątpię czy w ogóle wstanę z tego łóżka o własnych siłach, nie mówiąc już o utrzymaniu się w pionie czy w pionie, ale na kolanach. Zdecydowanie nie powinienem pić.
 
Jakimś cudem jednak podniosłem się do siadu, oddychając ciężko. Dwa palce machinalnie powędrowały ku mojej szyi. Przycisnąłem je w miejscu, gdzie sprawdza się puls, a zarejestrowawszy, że serce napieprza mi jak szalone –zrezygnowałem z dokładnego pomiaru tętna. Zerknąłem jeszcze przez ramię na chłopaka. Dopiero teraz posłałem mu dość nieprzychylne spojrzenie.
  -Na kolanach –wycedziłem nieprzyjemnie w jego kierunku i przejechałem językiem po zębach. –Się robi –dodałem jeszcze zanim chwiejnie podniosłem się do góry, by zdjąć z siebie golf, który zdecydowanie sprawiał, że było mi zbyt gorąco.
 
Ściągnąłem go przez głowę, a odrzucając go gdzieś w bok –niemal się wywróciłem, bowiem niekoniecznie byłem całkowicie trzeźwy. W ogóle nie byłem. Przecież gdybym był to bym się dwa razy zastanowił zanim zaproponuję Danielowi loda. Danielowi, który w końcu doczekał się momentu, w którym klęknąłem między jego nogami. Klęknąłem przed nim i w jednym celu.
Sięgnąłem dłońmi do rozporka mężczyzny, cały czas przez ciemność zaglądając w jego czarne tęczówki. Zsunąłem z niego dolną część garderoby, a później także jego bieliznę. Postanowiłem, że nie spróbuję się wahać, ale w momencie, gdy już przejechałem językiem wzdłuż całej długości członka –nawet nie myślałem już o niczym konkretnym. Uznałem, ze po prostu chcę sprawić Danielowi przyjemność, jakkolwiek wielkim dupkiem by nie był –byłem w stanie to zrobić dla niego.
Przez chwilę pieściłem sam koniec jego przyrodzenia swoim przekłutym językiem, później spróbowałem włożyć go całego do buzi i ruszać głową. Potem znów przejechałem powoli od dołu do góry, zerkając przy okazji w górę na mężczyznę. Sięgnąłem językiem do samego dołu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#258PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 12, 2015 6:58 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Patrząc na to z jakim trudem Zackowi wszystko przychodzi, zaczynałem zastanawiać się nad słusznością swojej decyzji. Oczywiście jego propozycja przedsennego obciągania była bardzo kusząca i zdecydowanie niemiłą wizją byłaby odmowa, ale jednak jego stan też się dla mnie liczył. Z początku, idąc tutaj miałem zamiar szybko wyjaśnić sobie całą tę chorą sytuację do jakiej doszło między chłopakiem a jego przyszywanym bratem, a potem nakazać niebieskowłosemu pójście spać. Zrobiłbym to, gdyby nieoczekiwanie nie wypalił ze swoją propozycją, której dość instynktownie nie odmówiłem. Od dawna w końcu czuję się niezaspokojony i skoro już tyłek Zacka wciąż w jakiś sposób jest dla mnie nieosiągalny, nie miałem tyle samozaparcia by pogardzić lodzikiem tylko dlatego, że chłopak niekoniecznie znajduje się w stanie temu sprzyjającym. Ale cóż, zgodziłem się i to wcale nie bez zadowolenia oraz świadomości, że na trzeźwo raczej taki chętny do wyprowadza podobnych ofert by nie był. Teraz jednak, gdy widziałem że z trudem w ogóle unosi się do pionu, a gdy już jakimś cudem mu się to udało, z jeszcze większym wysiłkiem utrzymuje się na chwiejnych nogach - miałem ochotę wrócić do swoich pierwotnych zamiarów, czyli po prostu dopilnować, by poszedł spać bez wycinania czyichkolwiek i jakichkolwiek warg.
Jakoś jednak przestało być mi go szkoda, gdy ujrzałem te mało przyjemne spojrzenie i usłyszałem słowa zachowane w podobnym tonie. Wtedy moja natura nakazywała posłanie chłopakowi kpiącego uśmiechu i wyczekującego, znaczącego spojrzenia, a jak wiadomo - naturze ciężko się przeciwstawić, szczególnie, gdy jest się po kilku szklankach dobrego whisky. Przejechałem więc tak przeszywającym, niesprzyjającym wzrokiem po odsłoniętym torsie chłopaka i choć widok mi się podobał, znów gdzieś na dnie podświadomości odezwała się troska o jego zdrowie. Żebra, choć nie wystawały tak przeraźliwie jak jeszcze miesiąc temu, wydawały się znacznie bardziej zarysowane, niż ostatnio. Naprawdę schudł i nie miałem już nawet co wmawiać sobie, że nie. Wygląda na to, że nie można go pozostawić samemu sobie nawet na chwilę, bo dzieciak nie umie o siebie odpowiednio zadbać. I co on by beze mnie zrobił, gdybym się wyprowadził? Cóż, nie pora i nie czas na myślenie o tak zawiłych sprawach, jaką obecnie jest kwestia mojego stałego lokum zamieszkania.
Odruchowo uniosłem dłoń, gdy przy odrzucaniu najwidoczniej zbędnej części garderoby, drobne ciało Zacka niebezpiecznie się zachwiało, chyląc ku upadkowi. Na szczęście znów mu się poszczęściło i dał radę utrzymać się w - powiedzmy - pionie, a ja mogłem jedynie posłać mu pobłażliwe spojrzenie i westchnąć przeciągle. Mimo, że powinna panować między nami teraz zupełnie inna atmosfera, kąciki moich ust samoistnie zaczęły się unosić, a ja czułem coraz większe rozbawienie. Zack po dwóch butelkach wina był naprawdę rozbrajający i aż poczułem się winny, że mam zamiar wykorzystać ten jego stan. Ale cóż, był to tylko ułamek sekundy, który równie dobrze mógł być jedynie wytworem mojej wyobraźni a nie faktycznym poczuciem winy. Nie zamierzałem się nad tym rozwodzić.
Gdy niebieska czupryna znalazła się między moimi nogami, które jakiś czas temu zwiesiłem z łóżka, uśmiechnąłem się pod nosem, już zupełnie wyzbywając się jakichkolwiek myśli przemawiających za tym, by jednak ułożyć tego pijaka do snu. Zack klęczący przede mną był po prostu zbyt miłym i podniecającym widokiem, bym choćbym pomyślał o tym, aby czemukolwiek teraz zapobiegać. Jego głowa w tamtym miejscu prezentowała się nader dobrze. Na moich ustach nieustannie gościł lekko krzywy, wymowny uśmiech a oczy bez przerwy przeszywały postać chłopaka.
Oparłem się swobodnie na dłoniach, spod lekko przymkniętych powiek obserwując poczynania Zacka, który jak na swój stan dość sprawnie poradził sobie z paskiem i rozporkiem, a także resztą przeszkód oddzielających go od mego członka. Rozluźniłem się zupełnie, z satysfakcją patrząc jak zabiera się do roboty, przyprawiając całe moje ciało o przyjemne dreszcze. Obawiam się, że nie byłbym już teraz do tego stopnia podniecony, gdyby między moimi kolanami znajdował się kto inny niż Zack. Dziwne spostrzeżenie.
Język chłopaka śmiało poczynał sobie z moją erekcją, ja zaś w ciszy to obserwowałem, w którymś momencie jedynie układając jedną z dłoni na jego głowie. Powstrzymałem się od zaciśnięcia palców na miękkich włosach i narzucaniu mu czegokolwiek, choć nie mógłbym zaprzeczyć, że miałem na to wielką ochotę. Nadal jednak jedynie gładziłem jego włosy, zahaczając co jakiś czas o miejsce za uchem i nie wykonywałem żadnych gwałtowniejszych ruchów, nie nadawałem też własnego tempa ani nie zmuszałem go do brania głębiej. Pozwoliłem Zackowi się wykazać i o dziwo, nie szło mu wcale źle. Wręcz przeciwnie - sprawny język przy pomocy niewielkiego kolczyka przyprawiał moje ciało o coraz to większe gorąco, a oddech szybko stał się wyraźnie głośniejszy i mniej opanowany. Co jakiś czas, gdy udało mu się trafić na czulsze punkty, nie powstrzymywałem krótkich westchnięć. Przez cały ten czas nawet na chwilę nie oderwałem spojrzenia przymrużonych oczu od swego partnera, rozkoszując się wybitnie przyjemnym widokiem. Gdy przyspieszył i zwiększył intensywność swoich pieszczot, moje palce mimowolnie mocniej zacisnęły się na niebieskich kosmykach, zaś te drugie - na prześcieradle. Nie zamierzałem zmuszać Zacka do nader długiego wysiłku, więc choć z wielką chęcią przedłużyłbym tę przyjemność, nie skupiałem się nad tym, by to robić i nie powstrzymywałem własnego podniecenia oraz zbliżającego się wytrysku. W ostatnich chwilach już sam narzuciłem chłopakowi odpowiednie tempo, wręcz rżnąc go w usta i w ostatniej chwili, gwałtownie odciągnąłem chłopięcą głowę, by odchylając własną, ze stłumionym westchnięciem spuścić się prosto na jego twarz.
Gdzieś między falami przyjemności zajmującymi cały mój umysł, pojawiła się świadomość tego, że ktoś otworzył drzwi. Dopiero, gdy całe moje nasienie spoczęło na twarzy Zacka, uchyliłem oczy i puściłem jego głowę, by spojrzeć w bok i... zastać w drzwiach wmurowanego, zszokowanego Grega.
Słowo daję, że się powstrzymywałem. Bardzo. Prawie się przy tym udusiłem, ale... Nie potrafiłem. Widząc jak osobliwie wygląda teraz Zack klęczący między mymi nogami, z moją spermą na twarzy, a także jego własny ojczym będący świadkiem tej sceny, parsknąłem śmiechem, przy okazji sprawnie chowając własny interes z powrotem do spodni. To zbyt śmieszne i absurdalne, że ten dzień mógł przynieść jeszcze coś takiego. Nie potrafiłem, po prostu nie potrafiłem zatrzymać tłumionego śmiechu, opierając bezsilnie czoło na dłoni. Poważnie? Ma facet wyczucie chwili.
Miałem choć tyle przyzwoitości, by zasłonić chłopaka własnym ciałem i przetrzeć ubrudzoną twarz zdjętą szybko koszulą.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#259PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 13, 2015 12:54 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Gdy  poczułem jak jego palce zaciskają się w końcu na moich włosach –wiedziałem, że nic przyjemnego już mi się nie przydarzy. Jak się okazało –miałem oczywiście rację bowiem już kilka sekund później Daniel sam kierował moją głową, wpychając swojego członka wprost do mojego gardła aż zacząłem się krztusić. Miałem nadzieję, że szybko dojdzie. Dojdzie i to się skończy.
 
Zacisnąłem oczy, a cała zawartość jąder mężczyzny błyskawicznie znalazła się na mojej twarzy co skwitowałem głośnym warknięciem wściekłości. Gdyby nie fakt, że coś się zmieniło wokół mnie, pewnie też bym coś zrobił temu popaprańcowi. Cała moja uwaga jednak skupiła się na czymś znacznie ważniejszym. Na Gregu, którego znalezienie się w moim pokoju nigdy nie powinno mieć miejsca w takich chwilach jak ta. Moje oczy otworzyły się szeroko, a niewidzące spojrzenie wbiłem w podłogę.
Słyszałem tylko jak drzwi pospiesznie się zamykają z głośnym trzaskiem, a Daniel krztusi się powstrzymywanym śmiechem. Dopóki jedynie próbowałem spróbować uzmysłowić sobie co właśnie się stało –spokojnie pozwalałem wytrzeć sobie twarz, nie do końca rozumiejąc, że coś takiego się właśnie dzieje i równie pusty wzrok wbijając w punkt umieszczony na wprost.
 
Nabrałem powietrza w płuca i powoli je wypuściłem przez usta. Usta, w których przed chwilą miałem kutasa Daniela.
Moje dłonie powędrowały do moich włosów, a palce zacisnęły się na nich mocno, ciągnąć za kosmyki. Wstałem z ziemi, czując jak wszystko we mnie zaczyna powoli przyswajać to, co właśnie się zdarzyło. Wstyd! Takiego wstydu nigdy przedtem nie czułem. Jak mogłem pozwolić na coś takiego. Ponownie spróbowałem głęboko odetchnąć. Oczy zaszkliły mi się delikatnie, co uświadomiłem sobie, gdy obraz przestał być wyraźny.
  -Kurwa mać –wycedziłem cicho, spoglądając ku oknu i usilnie starając się nie panikować z tak błahego powodu, jakim był ludzki wstyd. To nie miało prawa na mnie wpłynąć. Nie miało prawa być kolejną słabością.
  -Kurwa –powtórzyłem głośniej i puściłem swoje włosy. Przymknąłem oczy bowiem wzbierały we mnie coraz mniej adekwatne uczucia. Czułem narastającą wściekłość. Na siebie, na Daniela, na Grega i na samą wściekłość oraz jej pojawienie się.
 
Opadłem bezsilnie na fotel, zupełnie już zapomniałem o tym, że byłem pijany, podniecony czy oburzony zachowaniem Daniela. Teraz zewsząd atakowały mnie wizje tego co się działo sekundę temu. W mojej głowie wciąż  krążyłem, opadałem na fotel, obciągałem Danielowi. Jęknąłem przeciągle, zmęczony i sfrustrowany. Nie tak miało być. Co ja sobie wyobrażałem?
  -Nie zrobiłeś nic złego, Zack –mruczałem do siebie, niekoniecznie panując nad tym co właśnie robię. –To nie jest twoja wina –bełkotałem dalej, słowa zasłyszane niegdyś, gdzieś. Może od mamy. Niegdyś. –Na miłość boską co ty pierdolisz? –spytałem sam siebie i schowałem twarz w dłoniach. Nie mam pojęcia.
 
Wiedziałem za to o tym, że moje zachowanie nie powinno mieć miejsca. Że jest żałosne i jedynym prawdziwym powodem do wstydu.
  -Przepraszam –wydusiłem drżącym głosem w kierunku Daniela, obejmując się ramionami. Było mi zimno, okno wciąż pozostawało uchylone. Spojrzałem na chłopaka potulnie, nie skupiając wzroku na samej jego sylwetce, bowiem nie potrafiłem się do tego zmusić. Zerkałem to na jego twarz, to na ręce, a to zupełnie gdzieś obok niego. –Wiem, że ja… –próbowałem się wysłowić, ale nie umiałem ująć tego wypowiedź. Nie do końca nawet wiedziałem co chciałem powiedzieć. Co miałem na myśli i czy w ogóle zacząłem dobrze?
Słowa, słowa, słowa. Wzgardziłbym sobą, gdybym był o zdrowych zmysłach. Tymczasem nie jestem i jedynym co mogę teraz począć to siedzieć i trząść się z zimna, nie czując w ogóle tej niskiej temperatury.
 
Siedziałem, więc tak jeszcze przez dłuższą chwilą, na przemian zaciskając oczy i otwierając je szeroko aż doszedłem do czegoś w rodzaju świadomości. Do siebie. Zrozumiałem, że mam ochotę zamordować Grega za to, co zobaczył. Za to, że znalazł się wtedy w moim pokoju, nieproszony i zobaczył coś, czego nigdy nie powinien był nikt widzieć. Nie będę potrafił mu przecież spojrzeć w oczy. Jakże bym mógł? Zmarszczyłem brwi, rozmyślając nad tym, jak bardzo niemożliwe to było. Miałem wręcz ochotę wstać i szybko pozbawić go tej wiedzy, sprawić, że już nigdy nawet na nic nie spojrzy.
Na moje usta wpłynął niewesoły uśmiech, a chwilę później ciszę przeszył mój krótki, pozbawiony życia rechot.
  -O jakiej nagrodzie mówiłeś? –spytałem, wciąż chichocząc pod nosem, chcąc przynajmniej poudawać, że Greg i jego nagłe pojawianie się oraz moje zachowanie sprzed chwili nie miały miejsca. Wolałem zająć swoje myśli czymś innym. Choćby nawet i Danielem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#260PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 13, 2015 2:22 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Greg opuścił pokój tak szybko jak się w nim znalazł, a ja wciąż nie mogłem powstrzymać śmiechu, którego już nawet nie próbowałem dusić w sobie. Zack wydawał się nie wiedzieć przez dłuższy czas co tak właściwie zaszło i do czego to prowadzi, a także co oznacza. Obawiam się również, że nie jest to już kwestia jego nietrzeźwego stanu, ale zwykłe wypieranie niesprzyjającej świadomości, która próbuje przebić się do mózgu. Nie mógł jednak zbyt długo uciekać od rzeczywistości, co też zaraz objawiło się soczystym przekleństwem opuszczającym jakże sprawne usta. Oczywiście wywołało to u mnie jedynie kolejną salwę śmiechu. No bo... To było takie komiczne. To co musiał zobaczyć Greg. Wpadł tutaj wyraźnie wkurwiony, więc domyślam się, że zdążył zobaczyć swego synalka i postanowił dowiedzieć się co i jak oraz opieprzyć któregoś z nas za wyrządzenie mu krzywdy. Niewiele myśląc więc wybrał się do sypialni Zacka mając zamiar od wejścia zrobić awanturę, a tym czasem ujrzał pijanego syna swojej kobiety z drugim facetem, który akurat w tym momencie postanowił spuścić się obficie na twarz tego pierwszego, klęczącego i trzymanego za włosy. Domyślam się, że mężczyzna pokroju Grega nigdy nie miał takiego widoku przed oczami i musiał przeżyć ładny szok, gdy takiż obraz pojawił się tuż przed nimi i to całkiem realnie, ze znajomymi twarzami w rolach głównych. No i Zack, mój biedny Zack. Raz mu się zdarzyło rzucić taką propozycją ot tak, bez większego powodu i akurat tego razu, akurat w tej chwili do pokoju musiał wbić Greg. Akurat Greg! Gdyby był to ktokolwiek inny, jestem pewien, że chłopak nie przejąłby się aż tak bardzo. Janine to Janine, pewnie obróciłaby wszystko w żart i nie dostałaby żadnej traumy po tym co by zobaczyła. Rodzeństwo już w ogóle nie było za specjalnie ważne, no i wujek... Z wujkiem widywał się prawdopodobnie jeszcze rzadziej niż z Gregiem, więc także był mniejszym złem. Oczywiście Zack z pewnością czułby się podle, gdyby ktokolwiek ujrzał go w takiej sytuacji, ale nie ma co ukrywać - Greg był najgorszą z możliwych opcji. Co więcej, nie mogłem powstrzymać swego wielkiego rozbawienia wywołanego również tym, że przecież tak niewiele brakowało, by mężczyzna nic takiego tutaj nie dostrzegł. Kwestia minuty czy dwóch i Zack nie klęczałby już przede mną, a ja z pewnością nie spuszczałbym mu się akurat na twarz. To po prostu śmieszne jak wszystko zgrało się w czasie. No i mina tej dwójki, całe nasze zaskoczenie, ogólnie ta sytuacja - komiczne.
Zakrywając usta dłonią i poświęcając chwilę na wzięcie kilku głębokich oddechów, obserwowałem Zacka wyrywającego sobie włosy, z wyjątkowo litościwym, a jednocześnie pełnym wesołości spojrzeniem. Moje brwi wykrzywiły się ku górze i z błąkającym się po twarzy drżącym uśmiechem, pogładziłem się po brodzie. I znów wybuchłem śmiechem, a naprawdę robiłem co mogłem, by się powstrzymać. Cóż, to było wyjątkowo trudne. Swoją drogą, chyba przez całe swoje życie nie uśmiałem się tyle co dzisiaj i muszę przyznać, że nie takiej dawki rozbawienia spodziewałem się po naszych odwiedzinach w domu rodzinnym Zacka. Myślałem raczej o tym, że będę chciał jak najszybciej go opuścić, a nasz pobyt tutaj nie przyniesie żadnych ciekawszych wspomnień. Cóż za zaskoczenie.
I znów uspokoiwszy się trochę, z tym samym rozbawieniem na twarzy, w ciszy, jedynie chichocząc dyskretnie, przyglądałem się chłopakowi, który rzucał kurwę za kurwą. Odetchnąłem głęboko, licząc na to, że nie nawiedzi mnie kolejna wyjątkowo silna fala rozbawienia, bowiem zaczynał mnie już boleć brzuch. I nie nawiedziła. Zack coraz bardziej przejmował się tym co zaszło i choć było to względnie ciężkie, dostrzegłem w jego oczach zdradzieckie łzy. Mimo to, swobodny uśmiech nie zszedł z mojej twarzy. Nie zrobił tego również, gdy ten zaczął mówić do siebie, jakby faktycznie potrzebował "odwiedzin u starych znajomych". Ale mnie to nie szokowało, nie przerażało, nie wzbudzało obaw. W końcu sam przyłapywałem się nie raz na tym, że mówię do siebie. Głównie w myślach. Głównie, ale nie zawsze.
Wiedziałem, że potrzebuje pomocy. Znów czułem się potrzebny i byłem przeświadczony o tym, że on tej pomocy szuka. Znałem go zbyt dobrze. I zaskakująco dobrze rozumiałem.
Podniosłem się z miejsca, by z lekkim, pogodnym uśmiechem podejść do Zacka. Stanąłem tuż przed nim, delikatnym gestem unosząc jego brodę. Mój kciuk płynnym ruchem starł z kącików jego oczu łzy, które usilnie próbowały wydostać się na zewnątrz.
- Daj spokój. On pewnie jest bardziej zażenowany niż ty - prychnąłem z rozbawieniem, po czym z delikatnym uśmiechem i przyjemnym spojrzeniem, nachyliłem się nad drobnym ciałem. Kciuk, który przed chwilą obejmował podbródek, przesunął się na miękkie wargi, gładząc je wyjątkowo delikatnie. Mój wzrok przez chwilę utkwiony był jedynie w nich, zaś w następnej znów przesunął się na błękitne, zaszklone oczy. - Jeśli chodzi o nagrodę... - Uśmiechnąłem się lekko w ten jedyny łóżkowy sposób w jaki tylko ja potrafiłem i nachyliłem się na tyle, by złożyć na delikatnie napuchniętych ustach krótki pocałunek. - Chodź. - Chwyciłem drobny nadgarstek, by przysunąć chwiejne ciało bliżej siebie. Wpatrując się w jasne oczy, sięgnąłem do rozporka chłopaka, pewnym, szybkim ruchem sprawiając, że ustąpił. Tak samo bezceremonialnie zsunąłem z niego odzież jaką jeszcze na sobie posiadał i bez uprzedzenia chwyciłem niewielkie, lekkie ciało w swoje ręce, przerzucając je przez ramię. Zrobiłem to na tyle delikatnie, na ile potrafiłem, tak, by przypadkiem nie zdecydował się zwrócić wina, które dziś wypił. W równie subtelny sposób ułożyłem nagie ciało na miękkim posłaniu, plecami do góry.
- Leż tak - poleciłem przyciszonym głosem, patrząc z miarowym uśmiechem na bladą skórę wtapiającą się ładnie w błękit gładkiej pościeli. Skierowałem ciche kroki w stronę swojej torby, wyjmując z niej jedną rzecz, a powróciwszy do łóżka, zerknąłem jeszcze na porzuconą na nim niedbale marynarkę. Wziąłem ją do ręki i póki pamiętałem, wyjąłem z wnętrza broń, którą zabezpieczyłem, chowając do najbliższej szuflady. Po tej standardowej czynności, ułożyłem się nad leżącym ciałem Zacka tak, że jego pośladki znalazły się między moimi nogami.
Moje dłonie już po chwili zetknęły się z wąskimi ramionami, rozprowadzając na nich wprawionymi, stanowczymi ruchami ładnie pachnący olejek. Nachyliłem się nad uchem Zacka.
- Rozluźnij się i po prostu o tym zapomnij - szepnąłem, po czym wyprostowałem się, obierając za cel swoich palców kark chłopaka, następnie ramiona i resztę pleców. Usadowiłem się na jego udach, by płynnym ruchem zjechać dłońmi niżej, aż jedna z nich z łatwością wsunęła się między zgrabne pośladki. Cóż, nie był to typowy olejek jedynie do masażu. W zasadzie zamierzałem sprawić go Zackowi w późniejszych dniach o ile miałbym na to ochotę, ale wydawał się nader potrzebny akurat teraz. No i cóż, zasłużył sobie, jakby nie było.
Dłoń między jego pośladkami gładziła ich wnętrze tylko przez chwilę, podczas gdy druga uciskała odpowiednie punkty na plecach. Po kilku chwilach obydwie podążyły ku sobie spotykając się tuż nad zgrabnymi pośladkami i poczęły robić wyuczone, odpowiednie ruchy w tej właśnie sferze. Wiedziałem co robić, by tym niewinnym dotykiem doprowadzić chłopaka do podniecenia. Po krótkiej chwili została tam jedna dłoń, drugą zaś podparłem się by móc się nachylić i umieścić swoje usta na karku chłopaka. Masując strategiczne miejsca, podążałem ustami niżej, by zaraz wrócić nimi z powrotem i obrać za cel jedno z wrażliwych uszu. W międzyczasie moja dłoń sprawnie zsunęła się znów między pośladki, tym razem wsuwając jednego z palców do środka. Powoli i delikatnie przesuwał się po ściance, by równie drażniąco prawie się wysunąć i w następnej chwili gwałtowniej wbić, sięgając wrażliwego miejsca.
- Rozluźnij się - powtórzyłem raz jeszcze, szeptem drażniąc odsłonięte ucho. - Zack - mruknąłem sykliwie i złożywszy krótki pocałunek w okolicach jego karku, znów się wyprostowałem. Mój palec wprawnie zabawiał się z wnętrzem chłopaka, zaś wolna dłoń powoli, pieszczotliwie przesunęła się wzdłuż kręgosłupa, aż nader subtelnie objęła delikatny kark, by zaraz się na nim zacisnąć. Na chwilę. Kolejna chwila przypomniała mi, że wciąż muszę nad sobą panować. Palce poluźniły ucisk, by zacząć kontynuację masażu. Do tego palca na dole zaś po chwili dołączył drugi.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#261PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 13, 2015 3:59 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Wybaczyłem mu wiele rzeczy. Nawet to, że zdarzyło mu się mnie zgwałcić, uderzyć i potraktować protekcjonalnie, ale gdy tak rechotał w najlepsze kiedy ja właśnie przeżywałem jeden z najgorszych momentów życia –miałem ochotę go zastrzelić z jego własnej broni albo zasadzić kosę pod żebro. Ewentualnie wypchnąć z dużego okna na piętrze. Miał szczęście, że właśnie planowałem zamordowanie Grega, a nie jego. Jego zostawiłem sobie na później. Na później, które nastąpi jak tylko przestanę się czuć tak okropnie nieswojo.
 
Uniosłem na niego wzrok, gdy zbliżył się do mnie, by zetrzeć pojedyncze łzy błąkające się w najbliższych okolicach oczu i by powiedzieć coś, co miało na celu poprawić mi humor czy też może utwierdzić w tym, że nie jest tak beznadziejnie. Sama ta próba, a nie jej treść sprawiły, że poczułem się możliwe trochę lepiej.
Moje usta lekko się rozchyliły, gdy poczułem na nich subtelny dotyk Daniela. Westchnąłem bezgłośnie, kiedy zamiast kciuka na moich wargach spoczęły te Daniela, składając na nich ciepły pocałunek. Nagroda niespecjalnie mnie interesowała jeszcze parę sekund temu, gdy spytałem o nią tylko po to, żeby cokolwiek powiedzieć. Teraz zaś byłem szczerze zaciekawiony tym, co Daniel wymyśli w tej sytuacji. Nietypowej i dość delikatnej, więc chłopak będzie musiał się postarać, żeby nie zranić mojego wrażliwego wnętrza. Bo przecież nie chciał tego, prawda?
 
Kazał mi iść, więc podniosłem się do góry aż zakręciło mi się w głowie i musiałem przytrzymać się Curtisa. Zostałem po chwili rozebrany do nagości i pochwycony do góry. Spokojnie dotarłem w ten sposób do swojego łóżka i przyjąłem ze zdziwieniem niezwykłą delikatność Daniela, który położył mnie na materacu. Zrobił to w sposób taki, jakbym był bardzo, ale to bardzo łatwy do uszkodzenia. Trochę jednak zaniepokoiło mnie moja pozycja, a gdy już miałem się przewrócić na plecy, by mieć poczucie kontroli nad tym co miało się dziać –Daniel polecił mi pozostać w stanie, jaki on mi narzucił.
 
Patrzyłem z zainteresowaniem jak mężczyzna zmierza ku torbie i wyjmuje z niej tajemniczy przedmiot. Z o wiele większym zafascynowaniem jednak obserwowałem jak Curtis zabezpiecza swoją broń i chowa ją do szuflady. Oczywiście, to jak wielkie wrażenie ten widok wywarł na mnie nie odzwierciedliło się w żaden sposób na mojej twarzy. Żadnego jawnego zachwytu, otwierania ust czy westchnięć uwielbienia. Po prostu, trochę bardziej zaczęło mi odpowiadać to, że mam Daniela tu obok siebie kiedy zaczyna robić mi się ciepło.
 
Spiąłem się mimowolnie, gdy mężczyzna zajął wymowne miejsce na mnie i równie wymownie kazał mi się rozluźnić, by dosłownie moment później rozprowadzić po moim ciele coś pachnącego i zapewne będącego olejkiem do masażu, ale też…najwyraźniej był wielofunkcyjnym olejkiem bowiem, gdy poczułem jak dłoń chłopaka odnajduje najbardziej intymne miejsca na moim ciele i najbardziej niedostępne, doskonale wiedziałem jakie funkcje może jeszcze pełnić ów olejek. Niemal widziałem to oczyma wyobraźni.
 
Westchnąłem cicho, faktycznie się rozluźniając i wtulając policzek w pościel. Daniel zaczął odprawiać czary nad moim bezbronnym ciałem, a ja mogłem tylko oddychać jeszcze szybciej i zastanawiać się nad tym, dlaczego gdy leżę zaczyna kręcić mi się w głowie. Zamrugałem kilkakrotnie, gdy zorientowałem się także w tym jak jego masaż działa na mój organizm. Zbyt dobrze. Ponownie tchnąłem cicho w pościel i zacisnąłem palce na niej, gdy tylko wraz z pojawieniem się ust mężczyzny na moim wrażliwym karku –po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
 
Po chwili znów zdecydowanie się spiąłem, gdy palec chłopaka nagle zaatakował moje wnętrze, a sam Daniel kazał mi się rozluźnić i to w dodatku drażniąc skórę w okolicach karku swoim przenikliwym, głębokim szeptem. Moim ciałem ponownie wstrząsnął dreszcz, a ja spróbowałem przynajmniej w tej sytuacji współpracować z Danielem.
 
Mężczyzna ponownie pozwolił swoim nawykom się ujawnić, a ja poczułem jak na chwilę jego dłoń zaciska się na moim karku. To nie była tajemnica, a upodobania Curtisa można było odczytać z pierwszego rzutu oka. Nawet przez chwilę się nie łudziłem, że Danny jest normalnym, zdrowym facetem, który nie wprowadza do łóżka pracy i swojej patologii. Niemal dostrzegłem w tym pewien urok.  Nie miałem czasu go faktycznie dojrzeć bowiem do pierwszego palca dołączył drugi, zdecydowanie budząc w moim samopoczuciu więcej sensacji. Szybko przywykłem do dyskomfortu. Zadziwiająco błyskawicznie to się stało –jeżeli mam być szczery. Na chwilę nawet się zapomniałem, a spomiędzy moich ust wydostało się coś na kształt cichego jęku rozkoszy.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#262PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 19, 2015 12:55 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions

NASTĘPNY DZIEŃ - 25 STYCZNIA

Obudziło mnie głośne wycie budzika, który wyłączyłem na tyle szybko, by nie zwariować. Spojrzałem na ekran telefonu wyciągniętego spod poduszki przy pomocy delikatnych ruchów. Nie chciałem obudzić Zacka, którego głowa wciąż spoczywała na zagłębieniu jednego z mych ramion. Przenosząc więc wzrok z wyświetlacza, na którym widniała godzina szósta, wlepiłem go w chłopaka, uśmiechając się lekko pod nosem na wspomnienie wczorajszej nocy. Poświęciłem krótką chwilę na wspominanie jego wspaniałych jęków i westchnięć, którymi przed snem obdarował mnie niejednokrotnie. Ostatecznie oczywiście nie doszło do niczego poważniejszego. To miała być nagroda, więc w tej właśnie formie wszystko zostało zachowane. Moje palce zarówno te na dole, jak i na jego plecach poruszały się tak, by sprawić mu jak największą przyjemność, dzięki czemu mógł osiągnąć spełnienie jedynie dzięki tej niewinnej stymulacji. Mój uśmiech pogłębił się lekko, gdy ostrożnie wysuwałem własne ciało spod głowy Zacka, która już zaraz swobodnie spoczęła na miękkiej poduszce. Nachyliłem się nad różowymi ustami, by złożyć na nich przelotny pocałunek i z westchnięciem podniosłem się z łóżka.
Nie lubię wcześnie wstawać, szczególnie, gdy poprzedniego dnia piłem, więc nie mogę powiedzieć, by ten poranek mnie zadowalał. Z drugiej jednak strony doceniałem fakt, że mogłem obudzić się bok Zacka, w którego tyłku jeszcze kilka godzin temu spoczywały moje palce. To przecież był wyraźny postęp w naszej relacji, a przynajmniej na płaszczyźnie mniej emocjonalnej, a bardziej fizycznej. Motywował mnie również powód tej wczesnej pobudki, którym była oczywiście dzisiejsza licytacja. Do urodzin chłopaka zostało już tylko sześć dni, a wyobraźnia podsuwająca mi obrazy jego ucieszonej mordki, gdy dostanie prezent, sprawiała, że miałem większą ochotę zabrać się za przygotowywanie do wyjścia.
Po cichu, wiedząc, że wszyscy domownicy wciąż śpią, udałem się do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic oraz ogarnąłem twarz. Stamtąd zawitałem w kuchni i uznawszy, że Janine na pewno się nie obrazi, zrobiłem sobie dość skromne śniadanie w postaci jajecznicy i mocnej kawy. Posprzątałem po sobie, a przed zamiarem powrócenia do sypialni powstrzymała mnie jeszcze myśl o Zacku. Ja nie odczuwałem szczególnych efektów kaca, bo i nie wypiłem na tyle dużo, byt ten mógł dać mi dzisiaj w kość. Zack niestety ładnie sobie wczoraj pofolgował, w związku z czym dziś najprawdopodobniej będzie zdychał. Westchnąłem krótko, by zawrócić się szybko do kuchni i wziąć z niej cały karton soku pomarańczowego oraz przygotować wodę z łyżeczką miodu i cytryny. Wziąłem również aspirynę i tak wyposażony udałem się z powrotem do pokoju, w którym wciąż smacznie spał Zack. Postawiłem przyniesione rzeczy na stoliku obok łóżka, po czym wygrzebałem z torby szare dżinsy, czarną koszulkę z dużym nadrukiem i tego samego koloru ramoneskę. Przejrzałem się krytycznie w lustrze, dopinając jeszcze zegarek i przeczesałem jeszcze nieco wilgotne włosy. Po drodze zajadę do domu, by przebrać się w garnitur.
Byłem już gotowy, a widząc, że na zegarku widnieje godzina dziesięć po siódmej i mam jeszcze trochę czasu, przysiadłem na brzegu łóżka, by się odkręcić i zawisnąć nad Zackiem. Moje palce odruchowo przejechały po jego czole, odgarniając z niego włosy. Uśmiechnąłem się z lekkim politowaniem widząc zmęczoną twarz i przez chwilę zwątpiłem w to, czy budzenie tego pijaka jest dobrym pomysłem. Ostatecznie uznałem, że wypadałoby, bym to zrobił, gdyż ten i tak będzie wściekły, że zostawiam go sam z problemem dotyczącym Greg'a. Nie musi jeszcze się burzyć, że opuściłem dom bez żadnego ostrzeżenia i jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Nie to, żebym miał zamiar mu cokolwiek wyjaśniać, ale może przynajmniej wiedzieć, że wychodzę na dłużej. No i chciałem się pożegnać oraz przypomnieć, by raczył zjeść jakieś śniadanie.
Moje usta bezceremonialnie złączyły się z rozchylonymi lekko wargami chłopaka, a jedna z moich dłoni przejechała po odsłoniętej talii. Odsunąłem się minimalnie, gdy poczułem pod sobą lekkie poruszenie oraz reakcję na pocałunek. Posłałem Zackowi powitalny uśmiech i rozbawienie spojrzenie, gdy ujrzałem w jak nieprzyjemnym stanie się znalazł. Pokręciłem głową z politowaniem i uniosłem się na ramieniu, by zwiększyć dystans między nami. Sięgnąłem po przygotowaną wodę i podałem ją chłopakowi.
- Wypij to - poleciłem, prostując się już całkiem. - Muszę dzisiaj coś załatwić - obwieściłem, gdy mój przyjaciel podniósł się na tyle, by móc przechylić zawartość szklanki. - Zaraz wychodzę i wrócę pod wieczór - dodałem, patrząc na niego z jeszcze większą dozą politowania. Chyba powinienem trzymać go z dala od wina.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#263PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 19, 2015 1:35 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Zasnąłem umierając ze wstydu, doszczętnie wykończony tym co zrobił ze mną Daniel. Stała świadomość tego, co się wydarzyło przed tym, wcale nie przygasła. Wciąż rozbijała się po mojej głowie echem morderczych zamiarów wobec Grega. Na chwilę obecną byłem wykończony, gdzieś w środku nocy zorientowałem się nawet, że śpię, co oznaczało tyle, że wcale nie najlepiej śpię. Pamiętam, że z ulgą zlokalizowałem Daniela obok siebie i było to jedyne, co powstrzymało mnie przed obudzeniem się. Później nieprzytomnie rejestrowałem każdą zmianę godziny, natężenia światła porannego. W końcu zapadłem w twardy sen, a stało się to zapewne nie później niż około szóstej rano. Wydaję mi się, że pod powiekami poczęły jawić mi się senne obrazy.  
Ze stanu błogiego oddawania się rozkoszy sennego wytchnienia wyrwało mnie czyjeś ciepło, usta złączone z moimi i delikatny dotyk na nagiej skórze. Uchyliłem powieki i jakże bolesny był to błąd, gdy uniosłem delikatnie głowę. Mózg rozpadał mi się wewnątrz czaszki na miliard kawałków, a jakby tego było mało - gardło paliło mnie żywym ogniem i w swym zeschniętym statusie dopominało się wilgoci. Jakiejkolwiek.  
Spojrzałem na Daniela z umęczeniem, ale ten najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z powodu mojego nikłego samopoczucia. Na szczęście zreflektował się w moich oczach nadsyłając odsiecz w postaci picia, które pochwyciłem w dłonie,  nie bez eleganckiego pośpiechu wlewając sobie zawartość wprost do gardła. Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać, żebym wypił.
A więc musiał coś załatwić. Wrócić wieczorem. Zostawić mnie z tym bałaganem samego. Cóż, to nie tak, że sam nie poradzę sobie ze swoim wstydliwym sekretem w obliczu konfrontacji z rodziną, ale wolałem przynajmniej nie być jedynym, na którym skupią się rozbawione spojrzenia Janine. A jednak będę musiał być jedynym, które je zniesie bowiem oto Daniel wyjeżdża.  
Zmrużyłem na niego ze zdenerwowaniem oczy, gdy tylko podniosłem się do siadu.
 -Tylko wróć -warknąłem przez zaciśnięte w chrypie gardło, a mój wzrok nieco zelżał. Niestety na widok tego wymownego spojrzenia, przewróciłem oczyma i ponownie wbiłem w niego zirytowany wzrok.  
Pożegnałem go krótkim całusem, a gdy już opuścił mój pokój oraz dom - postanowiłem podnieść się z łóżka. Wymagało to ode mnie jednak nieco więcej energii i jej wkładu w to przedsięwzięcie, więc najpierw poleżałem, napiłem się soku, połknąłem aspirynę i dopiero wtedy –po mniej więcej godzinie czasu -wstałem i ruszyłem w kierunki niewielkiej łazienki na piętrze, by doprowadzić się do porządku, wziąć szybki zimny prysznic i ubrać się w gładką, czarną koszulkę, ciemne spodnie oraz niedbale zarzuconą na grzbiet przydużą, czarną bluzę.  Zszedłem na dół i na szczęście nie zastałem tam nikogo. Zapewne ze względu na wczesną porę moja nieunikniona i nieprzyjemna w skutkach konfrontacja została odwleczona w czasie. Cóż, szkoda, bo wolałem mieć już to za sobą. Cokolwiek to było, chciałem by jak najszybciej stało się przeszłością.  
Na śniadanie postanowiłem sobie przygotować kawę. Z ów udałem się do salonu i tam uruchomiłem laptopa.  
Przed ekranem urządzenia minęły mi kolejne dwie godziny aż z sypialni wyłonili się mama oraz bliźniaki. Pozostali musieli jeszcze spać, a z tego co dowiedziałem się od kobiety –Mischa oraz Johnathan zostali na noc.  
 -No pięknie... -mruknąłem pod nosem i coraz agresywniej począłem tłuc w klawisze.
 -Greg wczoraj próbował się dowiedzieć, co stało się z nosem Johnah. –Tutaj została uciszona jednym, morderczym spojrzeniem, które i tak skwitowała cichym chichotem rozbawienia. Czegoś innego się spodziewałem? Nie, skądże. Na pewno nie po matce.  
 -Nie mógł zapytać Johnah? -warknąłem twardo, a ona zamiast odpowiedzieć na pytanie parsknęła śmiechem, na co ja przewróciłem oczyma. Już po raz kolejny dnia dzisiejszego.
Bliźniaki wdrapały się do mnie na kanapę i obsiadły mnie z obu stron, a ja z chęcią przystałem na taki układ.
 -Miałbyś ochotę pojechać dzisiaj ze mną po zakupy? -zmieniła temat, podchodząc do blatu kuchennego i zabierając się za przygotowanie śniadania.
 -Z miłą chęcią -odparłem jedynie i ułożyłem dłoń na blond czuprynie Thomasa, a ten zaraz zaczął się wiercić pod nią i jej dokuczać.
Okazało się, że Greg nawet nie wstał z łóżka dopóki nie wyszedłem z mamą koło dziesiątej na wcześniej wspomniane zakupy. Najwidoczniej faktycznie był o wiele bardziej zażenowany niż ja.  
Janine postanowiła poczynić najbardziej wymyśle zakupy spożywcze. Od jakiegoś czasu musiała uzupełniać lodówkę ekologicznym jedzeniem.  
Wciąż męczył mnie okrutny kac więc jedynie wlokłem się za matką, nosiłem torby i pilnowałem jej dzieci. Koło pierwszej popołudniu znaleźliśmy się z powrotem w domu, Greg już dawno wyszedł do pracy, a do powrotu Daniela pozostawało zapewne jeszcze wiele godzin.  
Gdy tylko udało mi się stanąć oko w oko z Johnathanem, którego wczorajszego wieczoru potraktowałem dość ostro -przeprosiłem go.  Znów zapanowała między nami zgoda, oczywiście długo spokojem nie dane mi było się nacieszyć bowiem jak tylko Mischa znalazła się w pobliżu mnie, obrzucała mnie nieprzyjemnymi spojrzeniami, a później także okazała się być sprawczynią dość gwałtownego ataku na moją osobę w korytarzu, gdzie to musiałem, za sprawą ów ataku, wpaść plecami na ścianę.
 -Nigdy więcej go nie dotykaj -wywarczała mi niemal prosto w twarz.  
 -Od kiedy tak się troszczysz o brata? -zadrwiłem. Pewnie właśnie od zawsze tak to wyglądało. Początkowo chłodna, wrogo nastawiona do świata, pogromczyni wszelkiej radości -okazywała się w istocie dyskretnym aniołem stróżem, czy też śmierci, swojego brata. Relacja na zasadzie "tknij go ktoś oprócz mnie choć palcem, a odgryzę całą głowę". Godne pożałowania, urocze rodzeństwo.
 -Dupek -burknęła i odsunęła się po czym ruszyła korytarzem.  
 -Zaproszenie wciąż aktualne? -zawołałem, nawiązując do jej wczorajszych śmiałych propozycji pod moim adresem,  na co ona jedynie przyśpieszyła kroku. Uśmiechnąłem się pod nosem, zadowolony z siebie. Bo cóż innego mi pozostało?
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#264PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 19, 2015 6:26 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się z dozą teatralnej niewinności, gdy tylko zostałem obdarzony morderczym spojrzeniem Zacka, wyglądającego jakby przed chwilą stoczył bitwę ze stadem rozjuszonych byków. Gdy się odezwał tylko pogorszył ten obraz rozpaczy i biedy, gdyż jego głos brzmiał dokładnie tak, jakby miał za chwilę go stracić. Tak właśnie brzmieli panowie menele spod byle monopolowego prosząc o drobniaki. Westchnąłem krótko, posyłając chłopakowi współczujące spojrzenie.
- Wrócę - obiecałem od niechcenia, podnosząc się powoli na nogi. To przecież nie tak, że zamierzałem uciec od spotkania z Gregiem, znoszenia śmiechu Janine i dobijania młodego Jonathana swoją obecnością. Absolutnie nie. Po prostu tak dobrze się złożyło, że akurat tego dnia wypada aukcja, na którą nie mogę się spóźnić, a która zaczyna się o trzynastej. Sam dojazd do LA z załatwieniem po drodze kilku rzeczy trochę mi zajmie, więc lepiej było, bym już wyjeżdżał. - A ty zjedz chociaż lekkie śniadanie - przypomniałem, rzucając mu wymowne spojrzenie. Nim wyszedłem, sięgnąłem jeszcze po broń z szuflady, by schować ją tak jak zawsze pod okrycie wierzchnie, w tym przypadku czarną ramoneskę. Tak jak już mówiłem, zawsze noszę broń przy sobie, ale jednocześnie nie chciałbym zostawiać jej w rękach Zacka. Wczoraj pokazał co potrafi zrobić mając dostęp do noży kuchennych, więc pozostawianie w jego zasięgu naładowanej spluwy jest jak położenie przed trzyletnim dzieckiem ostrych nożyczek - po prostu niebezpieczne. A kij go tam w końcu wie, czy i dzisiaj nie zechce z jakichś powodów ponadużywać alkoholu, choćby w myśl zasady "czym się strułeś tym się lecz".
Nachyliłem się jeszcze nad Zackiem, by otrzymać pożegnalnego całusa i chowając po drodze portfel z dokumentami do kieszeni oraz zbierając z półki kluczyki, opuściłem pokój, a zaraz po nim także dom. Pierwszym celem mej podróży było własne mieszkanie, w którym to pojawiłem się już po kilkunastu minutach. W kuchni zastałem pijącego kawę, wyszykowanego Luisa, któremu rzuciłem pełne zrezygnowania spojrzenie. Ten tylko uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
- Chyba się nie obraził. - Z westchnieniem pokręciłem głową i skierowałem się w stronę swojej sypialni.
- Jedziesz ze mną? - zapytałem zupełnie odruchowo w międzyczasie przywdziewania garnituru. Luis z lekkim, niezobowiązującym uśmiechem pojawił się w progu mej sypialni, by opierając się o framugę, bez skrępowania wlepić swe spojrzenie w mój tymczasowo odsłonięty tors.
- Nie, nie przydam ci się tam. Mark i Casper z tobą pojadą. - Kiwnąłem głową, przywdziewając koszulę i krawat oraz biorąc w dłoń marynarkę.
Mark i Casper to dwójka naszych ludzi stacjonujących w LA. Mówiąc najprościej, mają robić za moją ochronę. Oczywiście sam jestem zdania, że żadnej nie potrzebuję i odnoszę wrażenie, że Luis przesadza, sądząc, że z pewnością po aukcji będę miał problem z jej opuszczeniem. Mimo wszystko, posłuchałem go głównie dlatego, że wszyscy uczestnicy licytacji faktycznie biorą po dwoje ludzi, których obecność ujęta jest w zaproszeniu. Jeżeli faktycznie jakiś kretyn uzna, że odebranie mi wylicytowanego komputera jest dobrym pomysłem, przynajmniej nie będę musiał brudzić sobie rąk. I garnituru.
Bez wdawania się w dłuższe rozmowy z blondynem, opuściłem mieszkanie i wsiadłem do samochodu. Kolejnym przystankiem był bank, z którego w teczkach wyniosłem równowartość całego swego majątku, tj. pięćdziesiąt dwa miliony w gotówce. Byłem przygotowany na wydanie wszystkich tych pieniędzy, więc też nie ograniczałem się do jakiejś ich części.
Po około trzech godzinach przekraczałem granicę LA i podjechałem we wskazane miejsce, by zabrać ze sobą dwójkę znajomych. Mark jest trzydziestoletnim facetem o wyglądzie człowieka, na którego jeden rzut oka wystarczy, by wiedzieć, że lepiej się nie zbliżać. Jego spojrzenie odstrasza niemniej niż postura, która robi wrażenie nawet przy mnie. Facet jak nic ma ze dwa metry wzrostu, a na dodatek waży chyba jego dwukrotność przez te wszystkie rozrośnięte mięśnie. Wbrew pozorom jednak, całkiem porządny z niego człowiek. Nie raz miałem okazję przekonać się o jego dojrzałości, cierpliwości i elokwencji, a także zwykłej uprzejmości i kulturze. Facet, który wydawałby się idealnie pasować do mojej roli, na dobrą sprawę nigdy nie zabił człowieka. Choć krzywdy wyrządził niemało, ale co ważne - tylko ludziom, którym daleko od dobroci.
Casper z kolei jest tylko trzy lata starszy ode mnie i wypada tak samo blado przy Marku jak i tym bardziej przy mnie. Ma atletyczną, zgrabną sylwetkę i wzrostem przewyższam go niemalże o głowę. Nie jest może okazem niewinności, ale zdecydowanie należy do ludzi, z którymi chce się przebywać. Jego ekstrawertyczne usposobienie i zaraźliwy uśmiech są dobrym lekarstwem na każdą depresję. Chłopak zdaje się być duszą wolną od jakichkolwiek problemów i nigdy nie widziałem, by czymkolwiek się trapił. Miałem za to niejednokrotnie okazję widzieć jak wykonuje swoją robotę, którą jest wyciąganie z ludzi potrzebnych informacji. Za tą wesołą buzią kryje się usposobienie diabła.
Z pełną swobodą przywitałem swoich starych znajomych, wychodząc przy okazji na fajkę. Reszta drogi do domu aukcyjnego zleciała mi szybko i znacznie przyjemniej, jako że i towarzystwo nie było złe. Z Markiem i Casprem rozstałem się już na podziemnym parkingu i zostawiając w samochodzie broń, sam powędrowałem na górę.
Komputer licytowany był jako ostatni i dopiero wtedy włączyłem się do licytacji. Wiedząc, że wiele osób zdążyło wydać część, albo i wszystkie swoje fundusze przy poprzednich cackach, czułem się pewniejszy swojej wygranej. I słusznie, bo choć jakiś spierdolony, odstawiony dziadek za  cholerę nie chciał dać za wygraną, w końcu usłyszałem trzecie stuknięcie obwieszczające oddanie komputera w moje ręce. Za dokładnie czterdzieści dwa miliony i pięć tysięcy. Nie powiem, że nie zabolało, ale wciąż wychodzę z założenia, że nie przeznaczyłbym teraz tych pieniędzy na coś bardziej sensownego. Postawienie prywatnej willi będzie musiało poczekać.
Załatwianie wszystkich formalności zajęło kolejną, trzecią już godzinę, więc nie bez ulgi przyjąłem w końcu do rąk niewielkich rozmiarów pudełeczko wraz z załączonymi dokumentami. Spojrzałem sceptycznie na rzecz, którą właśnie miałem w rękach i westchnąłem po raz wtóry, dziwiąc się jak coś takiego może być warte kilkadziesiąt milionów dolców.
Zadowolony ze swojej zdobyczy, wyobrażając sobie reakcję Zacka, gdy już otrzyma swój prezent, zjechałem na parking i wyważonym krokiem podążyłem do samochodu. Zamiast ujrzeć w nim swoich "ochroniarzy", przed maską dostrzegłem wspomnianego, pierdolonego dziadka, który cały czas podbijał cenę. To znaczy "dziadka", bo nie wydawał się wiele starszy od Drake'a, mógł więc podchodzić pod pięćdziesiątkę, a i tak zadzierał głowę tak wysoko i wypinał klatę tak dumnie, jakby wcale nie był już kilkoma palcami w grobie. Przywdziałem na twarz tę minę, którą z reguły widzą obcy ludzie, to znaczy, po prostu skrajnie nieprzyjemnie chłodną i zdystansowaną, sprawiającą, że wszyscy pod tak szkalującym spojrzeniem czarnych tęczówek czują się jak śmiecie, którymi zresztą przecież są.
Krytycznie spojrzałem na dłoń wyciągniętą w moją stronę przez wyżej wspomnianego, przystrojonego w fałszywy uśmiech, od którego zbierało się na wymioty. Po obrzuceniu pomarszczonej łapy tym właśnie spojrzeniem, przeniosłem je na dwójkę dryblasów stojących tuż za facetem, by ostatecznie znów utkwić wzrok w jego brzydkiej gębie, której właśnie używał do przedstawiania się.
- Jest jakiś konkretny powód, dla którego stoicie na mojej drodze? Panie Collins? - Rzeczowy ton współgrający z chłodnym spojrzeniem przeszył powietrze zaraz po tym, gdy zamknął paszczę. Wyraz mojej twarzy nie zmienił się również, gdy z dobrotliwym westchnięciem zabrał dłoń, która pozostała nieuściśnięta.
- Przejdę do rzeczy. Za jaką sumę jest pan w stanie odsprzedać mi ten komputer? - Uśmiechnąłem się krzywo, nie dając sobie czasu na zastanowienie.
- Nie jest na sprzedaż, panie Collins. - Zrobiłem krok w przód, by zaraz znów się zatrzymać i owiać dwójkę kretynów trzymających bronie wycelowane w moją stronę, nieludzko przenikliwym spojrzeniem.
- Ależ nalegam.
Nim skończył dobrze mówić, przestrzeń wypełniła się krzykiem faceta postrzelonego w ramię, przez co odruchowo wypuścił spluwę z ręki. Drugi nie miał czasu, by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, gdyż jego ciało bezwiednie opadło na ziemię na skutek precyzyjnego uderzenia w szyję, jakie zafundował mu Mark. Trochę sobie pośpi. Mój pozbawiony emocji wzrok zaś wciąż utkwiony był w dziadku, który tym razem przepełniony zaskoczeniem panicznie się rozglądał, próbując pojąć sytuację. Nie odrywając od niego wzroku, przygniotłem ciężkim glanem nadgarstek postrzelonego faceta, który właśnie miał zamiar sięgnąć po upuszczoną broń. Chrupot kości został zagłuszony przez nieprzyjemny jazgot.
- Jeżeli więc nie macie racjonalnych powodów, proszę mi wybaczyć - rzuciłem głębokim, niskim i skrajnie szorstkim głosem, mijając pieprzonego seniora i wsiadając za kierownicę. Lada chwila miejsca pasażerów zajęła pozostała dwójka. W drodze powrotnej dowiedziałem się, że Casper akurat przeszedł się do sklepu, a Mark musiał się odlać, stąd obydwaj nadeszli z dwóch stron i nie było ich w samochodzie. Wyglądało na to, że ten drugi miał dobre wyczucie czasu, a Casper, jak to Casper, stwierdził, że przyglądał się rozwojowi sytuacji i chciał mieć dobre wejście. Na dobrą sprawę, z palcem w dupie poradziłbym sobie sam i jak się okazało miałem rację, że niepotrzebnym było zabieranie ich ze sobą. Przynajmniej część drogi powrotnej również minęła całkiem sympatycznie.
Gdy dojechałem pod dom Zacka, po wcześniejszym odwiedzeniu banku i swojego mieszkania, w którym zostawiłem komputer i przebrałem się w poprzednie ciuchy, była godzina dwudziesta pierwsza. Nieco zmęczony przekroczyłem próg domu, jak zawsze w pierwszej kolejności witając rozskakanego Arniego. Zastanawiałem się jak Zack poradził sobie przez cały dzień i czy widział się już z Gregiem. Ciekawość skierowała moje kroki w głąb domu, słyszalne głosy zaś zawiodły mnie do kuchni, gdzie też zastałem Janine i jej syna. Chciałem się przywitać, lecz gdy tylko kobiece spojrzenie spotkało się z moim, na moje usta wypłynął znaczący uśmiech, a po chwili obydwoje parsknęliśmy śmiechem. Sorry Zack, to nadal zabawne.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#265PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 19, 2015 10:33 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Patrzyłem jak matka zabiera się do szykowania kolacji. Oparłem podbródek o blat i wodziłem wzrokiem za sylwetką kobiety, od czasu do czasu zerkając w komputer. Miałem dwadzieścia jeden lat i nie wyobrażałem sobie scenariusza, w którym do tej pory miałbym pozostawać pod opieką matki, zamieszkały w jej domu. Ta perspektywa była niesamowicie odległa i irracjonalna. Nie odnajdywałem się tu. Czerpałem z obecności tutaj rodzinne ciepło, człowieczeństwo pozostawione tu przed laty i przyjemną melancholię, ale nic więcej.
 -Powinniście zamieszkać z Danielem w czymś większym. Pewnie wam ciasno w tej twojej klitce -zagaiła rozmowę Janine. Ja wzruszyłem ramionami i skrzywiłem się lekko w odpowiedzi.
 -Daniel się nie zgodzi -mruknąłem, opierając podbródek na otwartej dłoni, a łokieć wspierając na blacie. -To dla niego zbyt wiele -dodałem w gestii wyjaśnienia.  
 -Musisz dać mu więcej czasu -odparła, wykładając składniki na stół.
 -Nie mam już czasu. -Przewróciłem oczyma. -Chce w następnym miesiącu przenieść się do tego mieszkania, które od was dostanę -powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko, gdy na twarzy Janine pojawiło się zaskoczenie. -Greg się wygadał -wyjaśniłem. Mieszkanie miało być niejako moim prezentem urodzinowym, a gdy ostatnio dzwoniłem do Grega, żeby porozmawiać o kupnie mieszkania przeze mnie za pośrednictwem jego biura nieruchomości, a on stwierdził, że nie powinienem nic kupować przed urodzinami –wszystko było już raczej jasne. Nie znałem szczegółów, ale z niejasnych opisów mojego ojczyma wynikało iż mój prezent mieścił się o wiele bliżej centrum Hollywood, a także kosztował o wiele więcej niż moje obecne lokum. Właściwie to kosztował całą fortunę i gdyby nie fakt, że ów wnętrze zostało zaprojektowane przez matkę, a mieściło się w ofercie biura należącego do Grega –pewnie nawet mnie nie byłoby na nie stać.  

Zbliżała się godzina dziewiąta wieczorem, Greg miał zjawić się za piętnaście minut zaś Daniel...nie miałem pojęcia. Ostatnio, gdy mówił, że będzie wieczorem -wrócił po trzech dniach. Więc czekaliśmy, kolacja powoli zajmowała blat stołu, przy którym mieliśmy jeść. Całą rodziną.  

Właśnie wracałem po sztućce do kuchni, gdy na piętrze pojawił się Daniel. Ten sam, który zamiast się przywitać ze mną czy z mamą -na dzień dobry wybuchnął śmiechem. Zmierzyłem obydwoje krzywym spojrzeniem, doskonale zdając sobie sprawę z powodu ich rozbawienia. Westchnąwszy męczeńsko, ruszyłem nakryć do stołu. Przystanąłem przy Danielu, kiedy w drodze na dół się z nim zrównałem.
 -Chyba was to bawi aż za bardzo -wymruczałem naburmuszony i zniknąłem na schodach, w pełni poczucia przegranej. Nawet nie wiem gdzie poległem. Jedyną moją porażką w tej bitwie wydawał się być sam fakt, że nie widziałem w tym nic śmiesznego. Mam nadzieję, że Greg podziela moje zdanie, a na pewno podziela.  
Dopiero, gdy zawróciłem po serwetki postanowiłem przywitać Daniela krótkim całusem. I tak zrobiłem to z bólem mojego dumnego serca.
 -Stęskniłem się za tobą -mruknąłem, wkładając chłopakowi do rąk salaterkę. -Cały dzień cię nie było.

Greg pojawił się w domu na krótko po tym jak kolacja całkowicie znalazła się na stole. W ciszy zasiedliśmy przy obszernym meblu i w tym samym milczeniu rozpoczął się proces jedzenia. W powietrzu wisiało napięcie. Jeden dzień wystarczył abym wszedł w konflikt z przybranym rodzeństwem i upokorzył się przed ojczymem. Wszystko zmierzało w coraz lepszym kierunku. Jak dobrze, że jednak nie zdołam rozpętać tu apokalipsy bowiem na szczęście wszystkich żyjących istot –jutro miałem zamiar wrócić do domu.  

Mój  wzrok uważnie przesuwał się po kolejnych osobach obecnych przy stole. Począwszy od Grega, który unikał spoglądania na mnie, a skończywszy na Mischy, której napięte rysy twarzy świadczyły tylko o tym, że cale nie cieszył jej fakt, że musi siedzieć dokładnie naprzeciwko mnie. Znowu mnie nie znosiła, ale tym razem miała uzasadnienie dla swojego stosunku wobec mnie. Nigdy nie byłem specjalnie dobry w zawieraniu przyjaźni, ale fakt, że jedną zepsułem w kilka godzin po tym jak udało mi się rozpocząć był co najmniej dołujący.  

NASTĘPNEGO DNIA - DWUDZIESTY SZÓSTY STYCZNIA


Poprzedniego dnia postanowiłem nic nie pić, zrażony w pełni następstwami nieumiaru w spożywaniu alkoholu, którego skutków doświadczyłem na własnej skórze.  Na kilka godzin przed moim wyjazdem otrzymałem klucze do nowego mieszkania od Grega, dokładny adres lokum i kilka cieplejszych słów.  
 -Zack, zapomnijmy o tym co zobaczyłem -mówił. -Nie czuję się tym zgorszony, więc po prostu puśćmy to w niepamięć.
Przystałem na tę propozycję i w spokoju wsiadłem do samochodu, by udać się z powrotem do Los Angeles. Miałem wrażenie, że życie tego dnia toczyło się wolniej, jak gdyby sielankowo i bardziej przyjemnie. Bycie zdawało się stawać łatwiejsze, obecność Daniela wyraźnie cieszyć jakąś emocjonalną cząstkę mnie, a perspektywa zmian, jakie miały zajść wcale nie napawała mnie obawą.

Dzień mimo, że słoneczny, był na tyle chłodny, że nawet znajdując się w samochodzie –mocniej skuliłem się wewnątrz wełnianego swetra. Ruszyliśmy spod domu i nieśpiesznie potoczyliśmy się w kierunku LA.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#266PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 20, 2015 5:25 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Posłałem Zackowi przepraszające spojrzenie, jednocześnie nie zdejmując z twarzy uśmiechu, który nieudolnie starałem się powstrzymać. Ale co ja poradzę, że wzrokowe porozumienie z Janine i jej równie rozbawione spojrzenie sprawiały, iż nie potrafiłem się powstrzymać? A to z jednej strony dziwne, bo teoretycznie ja również, podobnie jak Zack, powinienem czuć się zażenowany całą tą sytuacją. Choć patrząc na to z punktu potencjalnego obserwatora to cóż, jednak Zack był tym klęczącym i przyjmującym na swoją twarz spermę drugiego faceta, nie ja, a to w jakiś sposób stawiało mnie w lepszej pozycji. Choć podejrzewam, że nawet gdyby role jakimś cudem się odwróciły (nie zwykłem klękać w celu obciągnięcia, czy w jakimkolwiek innym), wciąż byłoby to dla mnie tak samo zabawne i wciąż nie czułbym zbędnego skrępowania. Ale to, że nie jestem normalny i nie należę do ludzi normalnie reagujących, zostało już ustalone.
Westchnąłem z lekkim uśmiechem, odprowadzając Zacka pełnym politowania wzrokiem i już całkiem wszedłem do kuchni, pytając zupełnie odruchowo, czy Janine nie potrzebuje mojej pomocy. Gdy uzyskałem odpowiedź przeczącą i zostałem obdarzony nakazem spoczynku oraz poczęstowany kawą, bez sprzeciwów podążyłem za zaleceniami kobiety. Mój wzrok znów szybko spoczął na chłopaku, gdy ten na powrót pojawił się w pomieszczeniu i mniej obruszony niż chwilę temu, postanowił się przywitać. Traktując to jako rzecz już zupełnie naturalną i należącą do zwykłej codzienności, w ten sam sposób odpowiedziałem na pocałunek Zacka, by całkiem instynktownie posłać mu lekki, niezobowiązujący uśmiech, który pogłębił się nieznacznie, gdy dotarły do mnie jego słowa.
- Cóż, trochę mi zeszło - przyznałem, upijając łyk mocnej kawy, której w teorii nie powinienem pić na noc. Zważając jednak na to, że byłem dość mocno zmęczony, a nie należałem do osób chodzących wcześnie do łóżka, z chęcią wlewałem w siebie kolejne jej dawki. Czynność tę przerwał mi sam Zack, za sprawą którego już po chwili w moich dłoniach spoczęła salaterka. Westchnąłem krótko i ze spokojem wstałem, postanawiając jednak pomóc przynajmniej w nakrywaniu stołu. Gdy już zrobiłem tyle na ile pozwoliła mi Janine, uparcie nie dopuszczająca do tego, bym się przemęczał, skierowałem kroki do sypialni, aby odłożyć broń i odświeżyć się po podróży. Do jadalni zawitałem, gdy już przy stole zebrała się cała rodzina. Mój wzrok w pierwszej kolejności spoczął na Jonatanie, któremu posłałem zupełnie nieszkodliwy, porozumiewawczy uśmiech, na który ten niemrawo odpowiedział. Widocznie nie żywił do mnie urazy za tę małą prowokację i wyglądało też na to, że również między nim a Zackiem doszło do załagodzenia stosunków. Z kolei Mischa wyglądała na głęboko niezadowoloną z tego co zaszło. Cóż, zachowywała się jak typowe starsze rodzeństwo - "ja mogę, ale ty tknij, to umrzesz". Muszę przyznać, że nie podejrzewałbym jej o taką siostrzaną troskę. Najwidoczniej nawet ona ma swoją uroczą stronę. Cóż, w gruncie rzeczy jest kobietą, a te, nieważne jak bardzo twardych by nie grały, wewnętrznie zawsze w większej lub mniejszej części były po prostu łagodnymi, wrażliwymi istotami.
Grega przywitałem krótko, zachowując się tak jakby wczorajszej nocy absolutnie do niczego nie doszło. Mimo, że przy kolacji dało się wyczuć bardzo gęstą, napiętą atmosferę, ja sam niespecjalnie się jej poddawałem, zachowując tak jak zwykle. Było mi właściwie nawet lepiej, że tym razem to nie ja czułem się w jakiś sposób niekomfortowo, czego nie można było powiedzieć o reszcie towarzystwa. Na mojej twarzy gościł dyskretny uśmiech rozbawienia.
Nie odmówiłem sobie dwóch szklanek whisky do pogłębienia doznań smakowych, lecz nie wypiłem więcej, wiedząc, że jutro będę prowadził. W związku z tym krótko po kolacji zarówno ja jak i Zack skierowaliśmy się do sypialni. Dwie niewinne szklanki trunku tylko bardziej mnie uśpiły, więc z uwagi na własne zmęczenie, a także wciąż wiszące nad nami wspomnienie wczorajszej wpadki, nie próbowałem dobierać się do Zacka. Nasze "dobranoc" ograniczyło się do kilku pocałunków i niewinnego dotyku. W końcu, objąwszy jego drobne ciało, obydwoje zasnęliśmy.
Ponieważ w drodze powrotnej musieliśmy zajechać jeszcze do mojego mieszkania, wyruszyliśmy względnie wcześnie. Z lekkim żalem pożegnałem Janine, której zapewne znów nie będę widzieć przez dłuższy czas i uściskiem dłoni oraz uśmiechem zrobiłem to samo z Gregiem. Spakowałem zwierzaki do samochodu, zaś Zack zrobił to samo z Ramonem i po załadowaniu reszty bagaży, ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Tym razem po zaparkowaniu w podziemnym parkingu spojrzałem na Zacka i posłałem mu wymowne spojrzenie.
- Poczekaj na mnie, nie zejdzie mi długo - poleciłem, chcąc uniknąć niepotrzebnego spotkania niebieskowłosego z Luisem, za którym z pewnością nie przepada. Nie było więc potrzeby, by wchodził, tym bardziej, że faktycznie miałem wpaść tam tylko na krótką chwilę, aby odstawić zwierzaki i wziąć kilka potrzebniejszych rzeczy, w tym prezent dla chłopaka. Samotnie więc dotarłem na odpowiednie piętro i przekroczyłem próg mieszkania. Luisa siedzącego z nosem w laptopie i obecnie obskakiwanego przez Arniego, przywitałem krótkim spojrzeniem. Ten zaś postanowił się podnieść i podejść, gdy już zabrałem swoje rzeczy, zbierając się do wyjścia.
- Daniel. - Zatrzymałem się, rzucając chłopakowi pytające spojrzenie. Spojrzałem z tym samym wyrazem niezrozumienia na jakąś małą, okrągłą rzecz, którą trzymał w palcach i wyciągał w moją stronę. Zmarszczyłem brwi, rozpoznając przedmiot i biorąc go do ręki. - Było w twoim samochodzie. -Obawiałem się, że właśnie to powie. Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Jedyną osobą, która miała dostęp do mojego BMW był Zack, a gdyby ktokolwiek się do niego włamał - wiedziałbym o tym. Usłyszałem przeciągłe westchnienie blondyna.
- Kiedy zamierzasz wrócić? - Widocznie nie miał zamiaru drążyć tematu pluskwy, co zresztą doceniałem. Utkwiłem swoje spojrzenie w jego jasnych tęczówkach.
- Niedługo - odparłem krótko i pożegnawszy się ze zwierzakami, opuściłem mieszkanie. Z nieprzyjemną miną zjechałem na parking i z niezmiennym wyrazem twarzy wsiadłem z powrotem do auta. Skierowałem swoją twarz w stronę Zacka, po czym wysunąłem palec z umieszczoną na nim pluskwą. - Wyjaśnij mi to. - Mój ton był rzeczowy, chłodny i wyjątkowo zdystansowany, tak samo jak ostre spojrzenie, które z zaskakującą obojętnością powoli przesunęło się na przednią szybę, przy czym czekając na odpowiedź, odpaliłem samochód i gwałtownie, jak to miałem w zwyczaju, ruszyłem w kierunku wyjazdu.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#267PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyNie Gru 20, 2015 8:28 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Podczas, gdy Daniel żegnał się z moją rodziną - ja stałem z boku dopalając papierosa i niecierpliwiąc się z leksza. Sam rzuciłem rodzicom oraz przybranemu rodzeństwu krótkie pożegnanie zaś bardziej niż ckliwie żegnałem się z bliźniakami, którzy uwiesili mi się na szyi i nie chcieli puścić. Ten dom, moja rodzina i świadomość tego, że faktycznie zawsze będę miał dokąd wracać przyprawiały mnie o ulgę. Czułem się bezpieczny i nawet jeżeli wcale nie musiałem obawiać się, że kiedyś będę zmuszony tu wrócić - w pewnym sensie jest to całkiem miła i ciepła emocja. Nigdy nie powiedziałem, że przestałem czuć, że stałem się zimny i martwy. Choć nieraz takie właśnie można było odnieść wrażenie - to nie była prawda. Przynajmniej nie do końca. Oczywiście, emocje najsilniej i najdotkliwiej przeze mnie odbierane to złość i satysfakcja czy też chęć mordu. Z pewnością rzeczy takie jak szczęście lub spontaniczność nieczęsto pojawiały się w obejściu, gdy mieliśmy do czynienia z moim życiem, ale to nie znaczyło, że to wszystko nie istnieje. Było ograniczone, niewyraźne, stłamszone, ale było i czasami się pojawiało. A zazwyczaj miało to miejsce, gdy właśnie wreszcie mogłem spotkać się z moimi braćmi. Budzili we mnie dobre uczucia. 

Po drodze do LA Daniel postanowił zatrzymać się jeszcze na chwilę w centrum San Diego, by wstąpić do mieszkania i zostawić tam zwierzęta co przyjąłem z wewnętrzną rezygnacją. Przecież nie mogłem mu proponować, żeby zamykał Arniego w kawalerce, a potem, żeby jeszcze przeprowadzał się wraz ze mną. Wiedziałem, że czegokolwiek nie powiem i jakkolwiek racjonalnie by to nie zabrzmiało - spłoszyłoby to Daniela, który nie zgodziłby się na podobny krok w naszej relacji. Może dlatego, że bał się kolejnych zobowiązań, a może dlatego, że po prostu nie miał ochoty. Nie miałem zamiaru mu tego proponować. Oczywiście, niedługo oświadczę mu, że plany uległy zmianie, a ja wynoszę się z Van Nuys. Nie zrozumie tego. Ale to tak jak wielu innych rzeczy nikt nie rozumie. 

Skinąłem zgodnie, gdy mężczyzna powiedział, że najlepiej by się stało, gdybym został w samochodzie i na niego poczekał. Zapewne nie byłem mu ani trochę potrzebny na górze, a on i każdy z naszej trójki wolałby uniknąć wzajemnej konfrontacji. Nie polubiłem Luisa, a jego stosunek do mnie był mi obojętny. Nie chciałem pchać się do mieszkania Curtisa jak w myśl samej idei pójścia za nim jak wierny szczeniak. Postanowiłem zatem, że grzecznie poczekam i przy okazji sprawdzę co tam w pracy. 

Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Gdy tylko Daniel wyszedł z samochodu, ująłem w dłoń telefon i wystukałem Jaydenowi zaszyfrowanego sms'a. Ten błyskawicznie odpowiedział, rzeczowo - dokładnie tak jak tego oczekiwałem. Nie miałem zamiaru wstrzymywać całego zespołu wiec jedynie nadzorowałem ich pracę, wysyłałem pomocne wytyczne i udostępniałem serwery w razie podobnej potrzeby. Obiecałem im także kolejne informacje, które miałem zamiar zdobyć jak tylko wrócę do LA. Wszystko szło szybko, a ja byłem na dobrej drodze ku temu by w najbliższym czasie rozkręcić większy, bardziej lukratywny biznes. Nie mogłem się tego doczekać. 
Teraz skupiłem się na mafii, powiązaniu Daniela z nią i rozpętaniu małego piekła wśród najniższych sfer wtajemniczenia w owe przedsięwzięcie. Nikt nie jest całkowicie niewidoczny. Wystarczy umieć spojrzeć, mieć w zanadrzu parę kluczy pasujących do odpowiednich zamków i potrafić tego wszystkiego rozsądnie użyć. Mogę otworzyc każde drzwi, gdziekolwiek te by się nie znalazły, a to wszystko dzięki kilku krótkim linijkom kodu komputerowego. To wszystko jest moje. Ich sekrety należą do mnie. Hasła, kody, piny. Mogę wysadzić całe Stany w powietrze. Bowiem otóż w świecie zamkniętych drzwi, ten kto ma klucz, jest królem. Niekwestionowanym władcą. 

Daniel wrócił do samochodu, coś w jego postawie, mimice i aurze się zmieniło. Był zdenerwowany, może zirytowany, a może spięty. Po chwili okazało się dlaczego.
Na widok dobrze znanego mi przedmiotu - uśmiechnąłem się szeroko. Moje brudne tajemnice wychodziły ostatnio kolejno wszystkie na jaw. 
  -Ups.. -zakpiłem i wziąłem do ręki przedmiot. Przyjrzałem mu się badawczo i cmoknąłem z pewnym zrezygnowaniem.
  -To mi wygląda na moją pluskwę.-Wzruszyłem ramionami i wcisnąłem przedmiot w głąb kieszeni spodni. -Gniewasz się? -spytałem, poważniejąc. Wbiłem zainteresowane spojrzenie w przystojny profil Daniela i szukałem w nim jakiegokolwiek wyrazu innego od tego pulsującego chłodu i napięcia. 
  -To moja praca. Musiałem coś sprawdzić -przyznałem się ryzykownie. Teraz Daniel stanie się nieufny, ale wcale już nie potrzebowałem go do tego, żeby gdzieś dotrzeć. Dotarłem i wiedziałem, że Curtis będzie na mnie wkurzony jeżeli powiem jak zgrabnie jego udział połączył wątki. Nie potrzebowałem tego. Taki dobór słów pozwalał mi na pewną swobodę w manipulowanie prawdą.  

Chłopak gwałtownie ruszył, a ja aż zapiąłem pas bezpieczeństwa z wrażenia. Danny wydawał się nie być zadowolonym z konfliktu interesów, a raczej z tego, że jego interes stał się obiektem zainteresowania mojego.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#268PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySro Gru 23, 2015 12:34 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Na ogół jestem wyjątkowo nieufny wobec wszystkich, co jest całkiem uzasadnione zważając na pracę, którą wykonuję. Nie jestem osobą, do której wiele osób pała sympatią. Przeciwnie, mam dużo wrogów, nawet jeżeli ci  nie wiedzą kogo tak naprawdę powinni nienawidzić. Gorzej byłoby, gdyby ktoś się dowiedział i na taką właśnie ewentualność noszę przy sobie broń. Oczywiście są też inne powody, ale ten między innymi. W każdym razie, uważam z kim rozmawiam, co mówię i co robię, a także patrzę na ręce innych przy każdej okazji, robiąc to tak dyskretnie jak tylko można. Są to umiejętności wyuczone i na dodatek weszły mi w krew tak bardzo, że robię to wszystko całkiem odruchowo. Jedyną osobą, przy której pozwoliłem sobie stracić czujność, nie licząc najbliższych współpracowników, jest Zack. Nie sądziłem by ten mógł mieć jakiekolwiek złe zamiary, skoro nasza relacja ruszyła w bardzo dobrym kierunku i nic nie wskazywało na to, by miała się pogorszyć. Nikomu nie ufam bezgranicznie, lecz Zackowi udało się me zaufanie w jakimś stopniu zdobyć, gdy więc okazało się, że obdarzenie nim chłopaka było z moim strony dużym błędem, poczułem coś na kształt... zawodu? Dlatego, że był jedyną osobą, przy której mogłem być po prostu tym bardziej beztroskim sobą? Dlatego, że przy nim mogłem się rozluźnić. Trochę zapomnieć o pracy. Odkrycie, że jest zupełnie inaczej, nie było niczym przyjemnym. Zack był takim samym człowiekiem jak inni. Pchał się tam gdzie nie powinien, a to spodobało mi się jeszcze mniej.
Jedynie kątem oka spojrzałem na wielce ucieszonego z mego odkrycia chłopaka, by zaraz wpatrzyć się w drogę przed nami. Jedyną oznaką mojego jeszcze większego zirytowania były dłonie do tego stopnia zaciskające się na kierownicy, że pobielały knykcie. Jego luźne nastawienie sprawiało, że miałem ochotę gwałtownie zahamować i bezceremonialnie wypchnąć go z tego samochodu, najlepiej wprost do jakiejś głębokiej rzeki. Był tak bardzo irytujący. Okropnie irytujący. Kurwa.
Moje oczy jeszcze raz na krótką chwilą utkwiły w poważniejszym obliczu chłopaka, lecz ponownie tak samo wróciły na poprzednie miejsce. Moja twarz nie wyrażała nic poza pełnym obojętności chłodem, tak samo me spojrzenie wyglądało na zupełnie nieczułe, pełne dystansu i wyprane z jakichkolwiek uczuć. Zack po prostu widział to, co widział każdy - najskuteczniejszą maskę. Skoro wkraczaliśmy w strefę biznesu, nie mogłem traktować chłopaka jak swego przyjaciela. Był zwykłym zagrożeniem.
Jego praca. Nie wnikałem dotąd na czym polega jego praca i dla kogo tak właściwie pracuje, bo przecież nie sądziłem, że może mieć to coś wspólnego ze mną. Najwidoczniej jednak miało i to nie tyle ze mną, co najpewniej z Drake'm i jego mafią. Ostatnio panował lekki zamęt i poruszenie, od Luisa słyszałem również, że informatycy mają ostatnio więcej pracy, choć nie dzielił się szczegółami, czy też przyczynami tego zapracowania. Ja z kolei nie wnikałem, bo nie była to moja działka i zwyczajnie zupełnie mnie to nie dotyczyło. Do tej pory.
- Nie gniewam się - odparłem sucho, nie zerkając już w stronę chłopaka. Zamiast tego pogrążyłem się w lekkiej analizie tego, gdzie jeździłem samochodem i ile może wiedzieć Zack. Nie miałem pojęcia kiedy założył tę pluskwę, ale jeżeli zrobił to choćby przed pięcioma dniami, wiedział gdzie się zatrzymałem po wizycie u ojca. Jeżeli znał adres, bardzo możliwe, że dotarł też do tego z jaką instytucją się on wiąże. Oficjalnie jest to po prostu prywatna willa, a o mniej oficjalnych danych nikt nie wie i nasi informatycy bardzo dobrze dbają o to, by nic się nie zmieniło. Zabójcy także. Jeżeli przedarł się jakimś sposobem do informacji, wie, że należę do mafii. Dowiedział się czegoś. Gdyby się nie dowiedział, nie przyjąłby tak beztrosko tego, że odnalazłem pluskwę. To znaczy tyle, że sprawdził to co chciał. Gdzie jest siedziba? A może co to za mafia? Czy też kto nią kieruje? Wiedział na pewno, że do niej należę. Zmrużyłem oczy, przyspieszając, gdy wjechaliśmy na autostradę.
- Uważaj na siebie - odezwałem się po długiej chwili milczenia, nie zdejmując z siebie tego nieprzyjemnie oschłego nastawienia. Strefa biznesu... Wyglądało na to, że nie mogę opuścić jej nawet na chwilę. - To nie jest bezpieczna zabawa. Nie lubimy, gdy ktoś za bardzo węszy Zack. - Tym razem na dłużej zatrzymałem na chłopaku swój lekko nieobecny, zupełnie inny niż zazwyczaj wzrok. - Nie chciałbym, by stała ci się krzywda - dodałem z lekkim, wcale nie ciepłym uśmiechem. Był to raczej jeden z tych, które przyprawiały o nieprzyjemne ciarki. Ale to była prawda, nie chciałem by wplątał się w coś, co może zaważyć na jego bezpieczeństwie, a jeśli faktycznie pracował dla kogoś chcącego dostać się do Drake'a - narażał się na bardzo duże niebezpieczeństwo. Ponadto, zdaje się, że znaleźliśmy się po przeciwnych stronach i jako, że sam jestem zobowiązany do zabezpieczania naszej mafii, nie będę w stanie mu pomóc. Wręcz przeciwnie, powinienem jak najszybciej skontaktować się z Drake'm. Na razie jednak nie zamierzałem tego robić. Miałem wolne, wyłączony telefon służbowy i trochę spokoju. Drake zapewne wiedział wszystko o czym powinien, a ja nie miałem tak naprawdę konkretnych informacji, które mógłbym mu podrzucić. Bo przecież nie powiem mu, że Zack ma coś wspólnego z ludźmi, którzy chcą mu zagrozić. Wydałbym w ten sposób na niego wyrok i prawdopodobnie oddał wprost w ręce Caspra. Przecież nie jestem w stanie tego zrobić. Tak myślę.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#269PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyCzw Gru 24, 2015 8:11 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Życie lubiło płatać figle i to w najbardziej odpowiednich do tego momentach. W końcu, gdy ja i Daniel postanowiliśmy wyjaśnić sobie wszystko, pogodzić się i zaakceptować nawzajem - musiało pojawić się to wszystko. Mafia, praca, szaleństwo i wstyd. Po raz kolejny wszystko waliło się na moich oczach, a ja mogłem tylko patrzeć jak wszystkie cegły godzą mnie w odkryte ramiona swoimi najostrzejszymi brzegami, rozcinając nagą skórę do krwi.

Zorientowałem się, że Daniel wcale nie potrafił przyjąć tego z tym samym przymrużeniem oka, co ja. Oznaczało to tyle, że nie z nim będę mógł się bawić, a przeciwko niemu zagrać. Westchnąłem cicho i wbiłem swoje spojrzenie w widok za oknem. Akurat wjechaliśmy na autostradę.
 -Właśnie widzę jak się nie gniewasz -warknąłem pod nosem, nieco zirytowany tym, że coś właśnie sam zepsułem. Zawiodłem go? Wzbudziłem jego zaufanie, a teraz to zepsułem i mimo, że robiąc to, nie sądziłem bym robił coś złego - teraz dostrzegałem zawiłość sytuacji.
Co wiedziałem? Wiedziałem dużo. Informacje od Mick'a, informacje zbierane latami przez Jaydena oraz same niejasne rozmowy Daniela, jego wyjazdy, pluskwa, która doprowadziła mnie do tamtego miejsca. To wszystko zazębiało się aż nazbyt idealnie. Nie miałem pojęcia czy to, co zrobi z tym wszystkim Kane zagrozi mi lub Danielowi, ale nie mogłem się wycofać, gdy wszystko nabrało tego tempa.  Oczywiście, zrobię wszystko, żeby wypełnić swoje zadanie do końca i jak najlepiej będę potrafił, ale czy tego właśnie chciałem? Rozpieprzyć interes jakiemuś mafiosowi, dla którego pracuje osoba, z którą...miałem zamiar dzielić swoje życie?

Curtis ponownie się odezwał, a ja tylko słuchałem zerkając kątem oka na niego.  Czegokolwiek bym w tej chwili nie powiedział na swoją obronę - i tak już nie było mowy o ponownym zaufaniu sobie nawzajem.  Jednak Daniel miał w pewnym stopniu racje. Nie byłbym aż tak zagrożony, gdyby nie sam Daniel i jego faktyczna świadomość istnienia mojej osoby. Byłem za blisko źródła skażenia i byłem jednocześnie zagrożony i zagrożeniem dla sprawy mojego pracodawcy.  Nawet mimo tego, że oficjalnie za chwilę już nie będę istniał.
 -Też bym tego nie chciał -odparłem swobodnie, z drobnym uśmieszkiem na ustach. -Ale dobrze płacą -dodałem.
Nie sądziłem, by stała mi się krzywda, ale kto powiedział, że Daniel nie miałby na tyle skrupułów by samemu zrobić mi krzywdę. Byłby do tego zdolny? Zerknąłem na niego badawczo, jakby szukając odpowiedzi na to pytanie.  Nie byłem dobrze zbudowany, byłem intelektualistą z drobnymi profitami umiejętności wykorzystania nabytej wiedzy w praktyce. Nie byłem silny ani nawet o zdrowych zmysłach. Nie miałem szans przy Danielu, a to, że zacząłem się obawiać o własne życie w jego towarzystwie było jeszcze bardziej wstrząsające.  Mimo wszystko, nie byłem sam i gdyby mnie jednak zabrakło - odwaliłem już większą część roboty, by zapewnić bezpieczeństwo sprawie, pomóc jej się rozwinąć i zapewnić im choć połowiczne zwycięstwo. Na dobrą sprawę, nikomu  także nie była potrzebna moja śmierć. Ta świadomość, że nie ściągałem całej uwagi na siebie nieco mnie uspokoiła i wygodniej osunąłem się po fotelu.

 -Muszę zapalić -mruknąłem po chwili do chłopaka. Miałem nadzieję, że się za jakiś czas zatrzyma i będę mógł skorzystać z chwili dla siebie przy papierosie.
Przejechaliśmy kolejne kilkadziesiąt kilometrów autostrady nim zatrzymaliśmy się na siku i papierosa. Przy okazji sprawdziłem także, czy Ramone dobrze się czuje, odpisałem na sms'a od Kane'a i sprawdziłem w ciągu ilu godzin będziemy już w Los Angeles. Wsiadłem z powrotem do samochodu i parsknąłem śmiechem, gdy tylko znów mój wzrok spoczął na chłopaku. Wiedziałem, że to nie jest wcale niemożliwe spojrzeć na niego jeszcze kiedyś w podobny sposób, co wtedy, gdy patrzyłem na niego przez pryzmat swojej naiwności. Teraz wiedziałem, że to wcale nie jest naiwność, a fakt, że Daniel jest tym kim jest i nigdy mój stosunek sie do niego nie zmieni. W pewien sposób nigdy nie przestałem go kochać. Zawsze gdzieś to tam było, kryło się w cieniu mojej jaźni, zepchnięte na boczny tor rzeczy ważnych. Miałem znowu to wrażenie, że jestem do Daniela przykuty łańcuchem i w ogóle mi to nie przeszkadza. Moje uwielbienie wobec niego odrodziło się w doroślejszej, mniej narwanej postaci uczucia. Nie tak czystego, nie tak niewinnego, ale wciąż nieprzekłamanego, bo nie sposób było oszukiwać się w tym kierunku. Bo i po co?

Spojrzałem na Daniela i nie pozwoliłem sobie oderwać od niego wzroku aż do momentu, w którym on go odwzajemni.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#270PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyCzw Gru 24, 2015 8:18 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Z lekkim trudem powstrzymałem się od przewrócenia oczami, gdy usłyszałem warknięcie Zacka. O co mu chodzi? Mówię prawdę, ja przecież się nie gniewam. Jestem zawiedziony i dość zniesmaczony, a także nie mogę powiedzieć, by ta sytuacja była dla mnie komfortowa, ale nie zamierzam się obrażać. Nie w tym rzecz. Ja po prostu wiedząc, że coś dotyczy pracy, wchodzę w tryb przykładnego pracownika, który doskonale zna swoje stanowisko i ryzyko z nim związane. Nie mogłem ot tak zignorować tego, że Zack nie jest już dłużej osobą postronną i zupełnie niewtajemniczoną, machnąć ręką i z uśmiechem jechać dalej. Nie ufam ludziom, z którymi, lub przeciw którym prowadzę interesy, a ponieważ Zack należy teraz do tego grona, nie zamierzałem zachowywać się tak jak dotychczas. W mojej głowie bowiem natychmiast zapaliła się czerwona lampka, ostrzegająca, że jeśli nie będę wystarczająco ostrożny, mogę tego nieźle pożałować. Minęło wystarczająco dużo czasu, a ja wykonałem wystarczająco dużo zleceń, by wiedzieć, że to co dotyczy pracy należy traktować z odpowiednim podejściem. Bez emocji. Dlatego właśnie je wyłączyłem. Chłodny wzrok i rzeczowy ton nie były oznaką gniewu, lecz zwyczajnego dystansu. Wyłączyłem tę część siebie, która odpowiadała za moje ciepłe relacje z Zackiem. Bo tak przecież trzeba. To czysty profesjonalizm. Zbyt długo pracuję dla Drake'a, by o nim zapomnieć, nawet jeśli mam do czynienia z jedyną osobą, do której coś... coś czuję.

Zastanawiałem się jak dużo udało mu się dowiedzieć. Pracuje dla kogoś, kto ma coś do naszej bandy. Zapewne pracuje w grupie, bo gdyby było inaczej, poświęcałby więcej czasu pracy i zapewne nie mógłby pozwolić sobie na izolację związaną z odwiedzinami domu rodzinnego. Więc jak dużo oni wiedzą? Mogę jedynie przypuszczać. Ale skupmy się na Zacku, bo prawdę mówiąc, to on najbardziej mnie teraz interesuje. Ma świadomość tego, że należę do mafii, ale nie sądzę, by to odkrycie go zszokowało. Broń, duża ilość pieniędzy, a nawet mój sposób bycia mówiły same przez się, więc z pewnością Petterson mógł się domyślać. Ale czy wie coś ponadto? Czym dokładnie się zajmuję? Nie, nie sądzę. Gdyby tak było, raczej dałby mi to odczuć. Poza tym, to nie mnie dotyczy jego praca, a naszej mafii, o ile dobrze wydedukowałem. Podłożył tę pluskwę, by dowiedzieć się czegoś o nas, ale... Skąd wiedział, że akurat ja mogę należeć do tej grupy, która go interesuje? Ktoś mu powiedział?

"Dobrze płacą". Nie zareagowałem, wciąż wpatrując się bez wyrazu w przednią szybę. To jego jedyna pobudka? Wie, że plącze się w coś niebezpiecznego, jednocześnie mającego dużo wspólnego z moją osobą i chce to kontynuować tylko ze względu na pieniądze? Nie wydaje mi się, by jedynie to nim kierowało. Przecież dużo ryzykuje. Jest zbyt blisko mnie, a ja przecież nie jestem osobą, której ruchy dość łatwo przewidzieć. Jeżeli okazałbym się mniej zaangażowany w naszą relację, Zack już niedługo bardzo by cierpiał. Przystawienie mu do głowy spluwy i odwiezienie do najbliższej placówki, w której można podłączyć go do kilku ciekawych urządzeń, albo po prostu oddać w odpowiednie ręce, nie wymaga wiele wysiłku. Gdybym tylko był do tego zdolny, miałby zwyczajnie przejebane a ich mała intryga zapewne szybko ujrzałaby światło dzienne. To byłoby dość rozsądne posunięcie. W zasadzie, może nawet  mógłbym tak postąpić. Tak, mógłbym z pewnością. Problem tkwi w tym, że wcale nie chcę. Wolałbym, żeby Luis nie znalazł tej cholernej pluskwy. Wolałbym żyć w nieświadomości. Nie musiałbym patrzeć teraz na Zacka jak na zagrożenie i rozważać tego, czy nie powinienem połamać mu kilku palców, żeby zaczął gadać coś mogącego zainteresować Drake'a. Ale skoro już wiedziałem, nie mogłem udawać, że jest inaczej.

Skinąłem krótko głową słysząc orzeczenie Zacka i w cichym zamyśleniu jechałem dalej, postanawiając zatrzymać się za jakiś czas na jakiejś przydrożnej ścieżce. Jak zaplanowałem, tak też zrobiłem. Zaparkowałem samochód nieopodal lasu, abyśmy obydwoje mogli wysiąść, zapalić i przy okazji się odlać. Wróciłem do samochodu pierwszy, a gdy Zack również wsiadł, odpaliłem samochód i powstrzymałem skrzywienie słysząc jego śmiech. Nie, mnie nadal to nie bawiło. Być może ten kretyn nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Cóż, ja siedzę w tym po uszy, więc mam tę świadomość, której on nie posiada. Choć cóż, zapewne przejmuję się bardziej, dlatego że to ja mam teraz spory dylemat. Po jednej stronie Zack, po drugiej Drake. Chłopak, którego obecność jest mi bardzo cenna i facet, dzięki któremu wciąż żyję. Zbyt dużo mam na głowie, a teraz jeszcze to... Naprawdę chętnie bym sobie coś wciągnął. Kto wie, może gdyby nie Zack... Nie. To przecież nie jest wyjście. Unikanie wszystkiego i udawanie, że nic się nie dzieje, również nim nie jest. Ale to nie tajemnica, że nigdy nie byłem dobry w mierzeniu się z własnymi problemami. Wolałem ignorować i czekać aż same się rozwiążą. Może dlatego teraz wszystko tak się nawarstwiło. Znów nie wiedziałem co powinienem zrobić. Stałem w miejscu i nie ważne, w którą stronę zrobiłbym krok, każda z nich wydawała się zła. Krótko mówiąc, jestem w dupie.

Westchnąłem krótko i w końcu, wyczuwając przez cały czas na sobie wzrok Zacka, obróciłem twarz w jego stronę. Mój wzrok wciąż był pusty, bardziej niż kiedykolwiek. Miałem dosyć myślenia o wszystkim. Przecież i tak nic nie ma znaczenia. Nie warto się angażować.

 - Powinienem teraz wyciągnąć z ciebie wszystko co wiesz - mruknąłem tak samo pozbawionym emocji głosem, co spojrzenie. Jeden ruch dłoni sprawił, że samochód został zamknięty od środka. Spod ramonseki, powolnym, swobodnym ruchem wyciągnąłem pistolet. Odbezpieczyłem go, patrząc wciąż na Zacka i opierając ze zrezygnowaniem głowę o oparcie. Broń spoczęła razem z dłonią między mymi nogami, zwisając swobodnie. Gotowa do użycia. - Powiesz mi? Dla kogo, po co, co wiesz. - Moje ruchy i słowa zdawały się działać bez mojej własnej ingerencji. Czułem się jakbym stanął z boku i był jedynie obserwatorem. Co mną kieruje? Nic. Nic. Właśnie. Zwykły nawyk, przyzwyczajenie. Lata doświadczenia. Nic. Żadnych emocji. Cóż za dziwne uczucie. Dziwne i przyjemne. Pojawia się zawsze, gdy zabijam. Zupełnie jakbym nie był sobą. Uzależniające.


Ostatnio zmieniony przez Ivan dnia Wto Lut 09, 2016 3:40 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#271PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyPią Gru 25, 2015 1:02 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Moje prawdziwe powody? Zawsze doprowadzałem sprawę do końca. Dbałem o to, żeby zakończyła się pomyślnie i jak najlepiej skoro na jakość pracy miałem wpływ. Jestem pieprzonym perfekcjonistą i wszystko co robię  - ma być zrobione od początku do końca w sposób zadowalający, a nawet idealny. No i dużo płacili. Kane nie był skąpy, a wynagrodzenie było wysokie na tyle, że kusiło nawet moją skromną duszę do nagięcia swoich ideałów.  
Poza tym - wypadałoby też wspomnieć o korzyściach płynących ze znajomości z Kane'm. Facet miał wyjątkowo dużo wpływów i zapewne w niedalekiej przyszłości jego przychylność nieraz jeszcze będzie mi potrzebna, a drobna pomoc i dobre słowo w tamtych wyższych kręgach - bezcenne.  
Mimo wszystko nie należało też zapominać o umowie, którą podpisałem z moim pracodawcą. Umowa była rzeczą świętą.  
Na nic tu więc moje sentymenty. Są niczym wobec tego wszystkiego. Danielowi nic póki co nie groziło, a gdyby jednak byłby w niebezpieczeństwie - ostrzegłbym go i zrobiłbym także wszystko, by całe to niebezpieczeństwo zniwelować do zera. Nawet za cenę wyższą niż czyjeś życie.

Daniel zatrzymał się. Nie ruszył znowu, a ja miałem coraz mniej przyjemne przepuszczenia. Nie czułem się z nimi komfortowo, bo kto by się czuł? Zewsząd przenikała mnie natura zagrożenia. Jej źródłem był Daniel, jego napięte ramiona, mętniejący wzrok, a mój niezawodny zmysł poznawczy wszystko zgrabnie to powiązał.  
Oblizałem nerwowo wargę i wbiłem swoje spojrzenie w coś innego niż twarz Daniela. Przestało mnie cokolwiek bawić. Nawet irracjonalność moich uczuć wobec faceta, przy którym w tej chwili grozi mi coś bolesnego. Już czułem ten ból. Zastanawiałem się tylko gdzie.

Chłopak odezwał się w końcu, przerywając ciszę  gęstą na tyle, że można by było ją kroić nożem.  
Zerknąłem na niego, badawczo, nieco mniej przychylnie niż kiedykolwiek. Ton, którego użył, jego głos i wzrok były pozbawione czegokolwiek znajomego. Wyglądał jakby nie był sobą i martwiło mnie to bardziej niż własne wątpliwe bezpieczeństwo. Nie bałem się o siebie, a o niego. Jak na ironię.

Nawet nie drgnąłem, gdy po samochodzie rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk sygnalizujący zamknięcie wszystkich drzwi od środka. Wszystkich dróg ucieczki.  
Odbezpieczony pistolet też nie zrobił na mnie wrażenia. Nie byłem ani trochę zaskoczony tym, że chłopak postanowił zachować się nieprzewidywalnie. Nic nie szło po mojej myśli, ale wciąż nie było to tak skomplikowane jak mogłoby się wydawać. Doskonale panowałem nad sytuacją. A przynajmniej nad sobą i swoimi odruchami, reakcjami, które tym razem były aż nadto adekwatne do mojego życia wewnętrznego.

Daniel ponownie zabrał głos, ja wciąż milczałem i uparcie wpatrywałem się przed siebie.  
W końcu jednak zerknąłem na niego. Postanowiłem nie ryzykować swoją mimiką, nie dawać chłopakowi pretekstu do użycia pistoletu.
 -Daniel, co ty wyrabiasz? -wycedziłem pogardliwie. -Powiem ci wszystko, co powinieneś wiedzieć jak tylko wrócimy do domu -skłamałem gładko. Chciałem, żeby po prostu się uspokoił.
 -Nie mam zamiaru rozmawiać o tym w samochodzie, kiedy ty myślisz, że możesz mi pogrozić bronią -mruczałem nieprzyjemnie dalej. W pewnym momencie nie potrafiłem się już powstrzymać. Moja warga zadrżała niebezpiecznie, gdy na usta wstąpił mało wesoły uśmiech.
 -Bo może zamiast mi nią grozić, powinieneś jej użyć -warknąłem drwiąco. -Mafiozo od siedmiu... -Tutaj moje wszelkie debilne posunięcia w tej rozgrywce zostały udaremnione, a ja zamiast wygłaszać litanię - wrzasnąłem z bólu, gdy Daniel w jednej chwili przestrzelił mi nogę. Przeszył ją niewyobrażalny ból, a ja próbując ulżyć sobie we frustracji i rozdzierającym cierpieniu - uderzyłem ramieniem w drzwi samochodu. Od razu zamilkłem i z niejakim zdumieniem wpatrywałem się w swoje udo. Moje spodnie stopniowo przyjmowały ciemniejszy kolor na wskutek krwi uciekającej z rany.  

Nie mam pojęcia czy to właśnie mój nagły przypływ dobrego humoru w tamtej chwili tak mnie rozbawił, czy może coś innego, ale ni z tego, ni z owego - ciszę panującą po wystrzale przerwał mój dość głośny śmiech. Stawał się on coraz donośniejszy z każdą sekundą. W moich oczach stanęły łzy wesołości, a ja musiałem zasłonić sobie usta ręką podczas, gdy druga spoczywała nieco ponad raną postrzałową, wyżej na udzie. Zaciskała się tam boleśnie w reakcji na szok.  
Po jakimś czasie przestałem się śmiać, a zostały same łzy. Na moich ustach wciąż czaił się jakiś blady uśmiech, a oczy wciąż szkliły się w najlepsze.
 -Ależ ja mam kurwa szczęście w miłości -stwierdziłem w końcu i zaśmiałem się jeszcze krótko nim zamilkłem na dłuższą chwilę. Nawet nie próbowałem spojrzeć na Daniela. Powiedzmy, że po prostu nie miałem ochoty oglądać jego twarzy. Przekląłem jeszcze cicho pod nosem. Pewnie nawet tak szybko się nie wykrwawię.  
Szczęście rzeczywiście miałem. Gdy już w końcu zakochałem się w kimkolwiek - okazało się, że jest to ktoś, kto niekoniecznie liczy się z moimi uczuciami po pijaku. Dostałem nauczkę, a później postanowiłem znowu zakochać się w tym samym cholernym popaprańcu. Tylko, że tym razem ten popapraniec miał broń.  
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#272PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyPią Gru 25, 2015 4:49 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie jestem sobą? Nie, przecież to wciąż ja. Ten sam, który od trzech lat zabija, nie patrząc na nic. Zabija ludzi, których nie zna, lecz dobrze wie o ich sytuacji, o powiązaniach rodzinnych, a podczas rozpoznania zaznajamia się z ich życiem tak bardzo, że zna swe ofiary lepiej niż niejeden ich przyjaciel. Czy można więc powiedzieć, że zabija nieznajomych? Nie. Matka, która rodzi dziecko zbyt wpływowej osoby i pragnie wychować je z udziałem ojca – niewinna. Nieżywa. Dziecko, którego narodziny są problemem – niewinne. Nieżywe. Pieprzony polityk, który zapomniał, że stosunek przerywany to nie metoda antykoncepcyjna – winny. Ma się bardzo dobrze. To właśnie ja. Zabijam osoby, które mam w zleceniu, znając bardzo dobrze ich sytuację, wiedząc nierzadko o niewinności ofiar i bezpodstawności swych działań. Zabijam, bo mi płacą. Tak? Ja też nie jestem kretynem, który robi takie rzeczy tylko dla pieniędzy. Było tak tylko początkowo. Później robiłem to dla Drake'a, który zabrał mnie z ulicy i dał dach nad głową. A teraz... Przyzwyczajenie. Uzależnienie. Nie potrafiłbym przestać. Nie dałbym rady. Dlatego. Skoro robię to tak często, skoro znajduję się w takim stanie co kilka, lub co drugi dzień, a czasem i codziennie to... Nie można powiedzieć bym to nie był ja. Jestem sobą. A jednak teraz czułem się jakby wszystko działo się niezależnie ode mnie. To był inny stan niż ten związany ze zwykłym zabijaniem. Teraz... Teraz nie czułem nic. Naprawdę nic. Kompletnie nic. Żadnych emocji, uczuć. Jak bezwolna lalka. Jak bierny, pozbawiony empatii obserwator. Nie wiedziałem co się dzieje  i co gorsze, zupełnie się tym nie przejąłem. Było dobrze tak jak jest. Bo przecież i tak nic nie ma znaczenia. Wszystko stało się tak cholernie obojętne.

Jego oczy zwróciły się w moją stronę, zaś ja wciąż beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się w niego, opierając głowę tak, jakbym w pełni zrelaksowany oglądał jeden z tych zupełnie nieciekawych filmów. Żaden mięsień mojej twarzy nie poruszył się, gdy do moich uszu dotarł wyczuwalnie pogardliwy ton. Ciało również nie drgnęło i tylko unosząca się miarowo, powoli klatka piersiowa wskazywała na to, że wciąż tu jestem, w pełni świadomy. Świadomy przynajmniej pozornie.

Nie zrozumieliśmy się. Chciałem przecież, żeby wszystko mi powiedział. Teraz. Miałem nadzieję, że to takie oczywiste. Ponadto, przecież obydwoje wiemy, że wcale nie wróciłby do tego w domu. Ale nic nie powiedziałem, a także nijak nie zareagowałem. Z pustym spojrzeniem słuchałem jego wywodów, aż w którymś momencie znużyły mnie na tyle, że miałem zwyczajnie dość. Przecież nikt nie prosił go o przeprowadzenie nic niewnoszącego monologu. Nawet nie skupiałem się na jego słowach. W pewnym momencie po prostu moja dłoń jakby kierowana przez kogoś innego, uniosła się szybko i pewnie trzymając broń, nacisnęła spust. Odgłos wystrzału został częściowo zagłuszony przez krzyk chłopaka, a ja nieustannie wypranym z emocji wzrokiem, obserwowałem jego twarz. Choć głowa nie podnosiła się z oparcia, dłoń z bronią wciąż celowała w miejsce, w które przed chwilą oddany został strzał. Instynktownie wybrałem nogę. Ofiara bez sprawnych kończyn nie może uciec. Choć na to nie wyglądało, wycelowałem również w punkt, którego postrzelenie nie grozi natychmiastową śmiercią. Jeżeli się nie wykrwawi, nic mu nie będzie. Czysty profesjonalizm. Moje działania były automatyczne. Wyuczone i precyzyjne pod każdym kątem. Powoli przeniosłem broń, celując nią w ramię postrzelonego. Równie niespiesznie przemieściła się jeszcze na drugie, kończąc na niezranionej nodze. Twarz od kilku minut pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu. Śmiech chłopaka także nie wywołał na mnie wrażenia. Wszystkie ofiary reagowały inaczej. Były też takie, które uwalniały swą frustrację poprzez głębokie rozbawienie. Nic nowego. Nic co mogłoby dostarczyć jakichkolwiek emocji, choćby takich jak zwykłe, ludzkie zdziwienie.

 - Co następne, Za... - Odezwałem się, gdy ten się uciszył. Urywając, rozwarłem szerzej oczy. Zack. Zack. Przez głośny szum nagłej świadomości, przez ogrom uczuć przepływających  przez ciało, lekko niezrozumiale odebrałem coś, co powiedział. Wiedziałem, że sens tych słów dojdzie do mnie, gdy wszystko choć trochę się ustabilizuje. Nie teraz.

Szeroko otwartymi oczami i z  uchylonymi, drżącymi ustami wpatrywałem się w zaszklone oczy chłopaka. Potem przeniosłem wzrok na zakrwawioną nogę. Potem na pistolet. Pistolet, który trzymałem ja, zbyt dotkliwie trzęsącą się ręką. Czułem. Czułem, że to moja ręka, mój cholerny pistolet i mój... Zack. Nie. Nie. Nie nie nie. Co to było? Co się kurwa stało? To nie... Przecież... Przecież nie chciałem zrobić mu krzywdy. Przecież ja wcale nie... Dlaczego?

Jak zahipnotyzowany upuściłem broń i z tym samym, specyficznym spojrzeniem rozszerzonych oczu, bez słowa, działając w dużym szoku, sięgnąłem po leżącą z tyłu koszulkę, którą rozerwałem. Nachyliłem się nad chłopakiem, by złapać jego nadgarstek i odsunąć od nogi. Sam sprawnie i szybko obwiązałem miejsce nad raną oderwanym materiałem, na tyle ciasno by zatamować krwawienie. Jak przez mgłę spostrzegłem, że moje dłonie drżą niebezpiecznie mocno. Machinalnie, wciąż z tym samym, dziwnym wyrazem twarzy, obwiązałem ranę. Zawiązując materiał, przez chwilę przestałem się ruszać. W głębokiej konsternacji poświęciłem chwilę, by zidentyfikować źródło pojedynczych kropel kończących swoją podróż na czerwonym materiale. Ulegając jeszcze większemu szokowi, drżącą dłoń uniosłem do własnych oczu. Zatrząsnąłem się zachłysnąwszy gorzkim śmiechem. Łzy? Gdyby nie stan Zacka, zapewne sam wybuchnąłbym dużo bardziej histerycznym śmiechem niż on.

Zawiązałem materiał i wyprostowałem się, by oprzeć głowę bezsilnie o fotel. Nie śmiałem spojrzeć na chłopaka. Zakryłem oczy dłonią, przywdziewając na twarz blady, żałosny uśmiech. Tak, to takie żałosne. Kurewsko żałosne. Zacisnąłem usta wraz z pięściami. Wziąłem głębszy wdech. Co się tak właściwie stało?

Wolną dłonią sięgnąłem do kieszeni, jeden przycisk na oślep sprawił, że połączyłem się z numerem najczęściej wybieranym. Przystawiłem telefon do ucha.

 - Najbliższy szpital Luis - odezwałem się, z rozbawieniem spostrzegając jak okropnie brzmi mój załamujący się głos. Słysząc jego pytanie, westchnąłem głęboko. Powoli spuściłem ramię z zasłoniętych oczu. - No przecież kurwa nie publiczny. Nic. Pośpiesz się. - Wciąż nie miałem odwagi, by spojrzeć w kierunku Zacka. Rozłączywszy się, ruszyłem dość gwałtownie i szybciej niż zwykle jechałem w stronę najbliższego miasta z naszą placówką. Po drodze podniosłem broń, zabezpieczyłem ją i wsunąłem pod ramoneskę, a także, wciąż na niego nie patrząc, zapiąłem jego pas. Skupiając się na drodze, którą przemierzałem zbyt prędko, wyprzedzając wszystkich po kolei, w końcu dotarłem pod odpowiedni, skromnej wielkości budynek. Wysiadłem czym prędzej i obszedłszy samochód, otworzyłem drzwi od strony pasażera. Odpiąłem chłopaka, by ostrożnie wziąć go na ręce. Dopiero teraz obdarzyłem go swoim spojrzeniem. Szybko jednak skierowałem je na wejście do placówki.

Dalej już wszystko działo się szybko. Po krótkiej akcji z przedstawianiem własnej osoby i zamknięciu ust kretynowi, który twierdził, że nie przyjmie dzieciaka spoza rodziny, oddałem Zacka pod ręce chirurga. Obeszło się bez narkozy i poszło właściwie całkiem sprawnie i szybko. Już po godzinie znów siedzieliśmy  w samochodzie, ruszając w dalszą drogę. Moje ciało, choć lżej, nie przestawało drżeć. Wciąż nie wiedziałem jak mogło do tego dojść. To nie byłem ja. To nie było coś na co miałem wpływ. To był cholernie dziwny stan bliski... Atakowi? Nie, przecież to nie był atak. Nic mnie nie wkurwiło do tego stopnia, a ja nie działałem pod wpływem silnych emocji. Wręcz przeciwnie, działałem bez żadnego ich udziału. Zabawne, czyżbym właśnie dowiedział się, że jest ze mną jeszcze gorzej niż przypuszczałem?

 - Zack ja... - Zacząłem patrząc na drogę. Ale co tak właściwie mógłbym powiedzieć? Nic nie przychodziło mi na myśl. Nawet nie potrafiłem tego jakkolwiek wyjaśnić. A przeprosiny nie miały sensu. To nie było coś, za co można przepraszać. Zaśmiałem się gorzko. Zamilkłem. Naprawdę nie wiedziałem co robić dalej. Co powiedzieć. Więc milczałem.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#273PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptyPią Gru 25, 2015 8:06 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Przez chwilę rozckliwiałem się nad swoim cierpieniem, a później zerknąłem na zszokowanego Daniela, który z każdą sekundą wydawał się być w coraz gorszym stanie. Przynajmniej przestał wyglądać jakby był w innym świecie. Teraz chyba uderzyła go powaga sytuacji i świata rzeczywistego.  
No i w miarę jak dłużej patrzyłem, sam zaczynałem rozumieć parę ważniejszych spraw. Daniel najwyraźniej sobie nie radził. Jego stan był daleki od normalnego. Nie chciałem mu nawet obecnie pomóc. Wiedziałem, że powinienem być na niego zły i taki byłem. Byłem na niego wprost wkurzony za to, jak znowu mnie potraktował. Że znowu pozwolił sobie przy mnie stracić kontrolę. Miałem dość braku kontroli i nie tego oczekiwałem od niego. Gdy obaj nie mieliśmy kontroli – sprawy zaczynały się komplikować. Komuś mogła stać się wtedy krzywda. Tym razem padło na mnie. Nie byłem w tej sytuacji bez winy. Sam podłożyłem pluskwę, sam pchałem się z Danielem do auta już wtedy i sam, czując jak pulsuje zagrożenie, zlekceważyłem je w sposób najgorszy z możliwych - uznałem, że mógłbym mu sprostać.  

Dałem się roztrzęsionemu chłopakowi opatrzyć, nie spuszczając wzroku z jego trzęsących się dłoni. Jakoś czułem, że i to jest moja winą. Wszystkie problemy Daniela narodziły się dokładnie tamtej nocy, gdy moje  życie legło w gryzach. Gdy rozsypało się jak domek z kart  - Daniel stanął pod ogromną presją. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze widziałem czubek własnego nosa, a o swoje problemy zawsze obwiniałem wszystkich wokół siebie oprócz samego siebie. Gdy Daniel znowu się pojawił, zaczął o mnie dbać i stopniowo odkupił swoje winy - nauczyłem się spoglądać w lustro i widzieć swoje błędy, dbać o innych i nienawidzić się za każdą własną pomyłkę. Uznałem, że wiele zależy ode mnie, że ufanie ludziom nigdy nie powinno być ostateczną deską ratunku. To ja i moje własne czyny stanowimy centrum naszej przyszłości. Szkoda, że błędy przeszłości bolały tak samo jak porażki dnia dzisiejszego. Westchnąłem cicho, uspokoiłem się i jedynie dyskomfort bólu przeszkadzał mi w obraniu racjonalnego kierunku myślenia. Nie potrafiłem nadal spojrzeć na Daniela, bo byłem na niego nieracjonalnie zły. Na siebie też.  

Nie widziałem sensu w uspokajaniu Daniela, gdy jeszcze chwilę temu nie docierało do niego w ogóle to kim jestem i jaki mam do niego stosunek. Jaki on ma do mnie.
Uznałem, że wolałbym poczekać aż emocje opadną, on przestanie się trząść i wyglądać tak żałośnie, że aż moje własne gardło zaciskało się w jakiejś niezidentyfikowanej emocji.  
Chciałem mu pomóc i powiedzieć, że to nic nie znaczy, że to wcale nie jest coś, co zmieni mój stosunek do niego. Ale było inaczej i nie chciałem okłamywać Daniela. Żaden z nas nie potrzebował pustych słów otuchy. Ja potrzebowałem Daniela, takim jakim jest zazwyczaj, a on potrzebował się uspokoić.  

Daniel zadzwonił do tego swojego Luisa ja zaś w tym czasie wbijałem swoje spojrzenie w okno, opierając skroń o chłodną szybę. Zacisnąłem oczy w którejś z kolei próbie skupienia się nad kwestią dojścia do porozumienia ze swoimi uczuciami.  
Chwilę później, Curtis już pędził w stronę miasta, zjeżdżając nieco z trasy prowadzącej prosto do LA. Zamiast tego skierowaliśmy ku drodze prowadzącej do Long Beach. Wiedziałem, że w domu będziemy wieczorem, ale nic nie mówiłem nawet wtedy, gdy wysiadaliśmy z samochodu w Long Beach, a ja musiałem zdać się na łaskawe ramiona Daniela. Czułem się wtedy nieco bardziej upokorzony niż zwykle, ale nie sądziłem, by istniało inne wyjście z tej sytuacji. Krew wciąż ze mnie wyciekała, a to sprawiło, że miałem nawet trochę mniej siły na walkę z przeciwnościami losu.

Po tym jak zaszyli mi obie rany - wlotową i wylotową - byłem jeszcze bardziej wykończony niż przed tym, jak się tu znalazłem. Znowu byliśmy w samochodzie.
Niemal usypiając w pozycji, w której w życiu bym nie zasnął, zrejestrowałem, że Daniel postanowił się odezwać. Nie było to nic jednak specjalnego bowiem chłopak szybko zrezygnował z kontynuowania wypowiedzi i zamilkł. Ja sam nie miałem siły zrobić nic oprócz zerknięcia w jego stronę. Nie odrywałem od niego wzroku kątem oka przez dłuższy czas.  

Dojechaliśmy wreszcie do Los Angeles, pod moje mieszkanie. Pozwoliłem się wyręczyć chłopakowi w niesieniu bagaży i Romone'a. Sam pokuśtykałem do swojego mieszkaniu, niemal normalnym tempem. Daniel nie przestrzelił mi nic ważnego, drasnął jedynie mięsień, a reszta nogi obyła się bez większych obrażeń. Miałem więc nadzieję, że szybko wrócę do zdrowia, a "drobny uraz" nie będzie specjalnie uciążliwy. Przynajmniej nie na tyle by utrudnić mi dojazd do pracy i do szkoły.  

Nadal nie odzywałem się do Daniela, nadal na niego nie patrzyłem. Dotarłszy do sypialni położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy, pozbywając się wcześniej jedynie butów.  
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#274PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 26, 2015 1:15 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Jadąc, paliłem papierosa za papierosem, choć z reguły nie robiłem tego w żadnym ze swoich samochodów nie chcąc niszczyć ich wnętrza, ani zamieniać w komorę gazową. Teraz jednak takie drobnostki nie były czymś, na czym mogłem się skupić, dlatego też, jadąc przy otwartym oknie, nim dojechaliśmy, zdołałem spalić całą paczkę. Przez całą drogę milczałem, od czasu do czasu zerkając na Zacka, który wyglądał jakby zasnął. Utrata krwi, nadmiar  emocji i cała ta chora sytuacja musiały go wykończyć, nie chciałem wobec tego zamęczać go dodatkowo swoimi żalami, wyjaśnieniami, przeprosinami, czy czymkolwiek. Mój stan się ustabilizował, a rozsądek wrócił wraz z namiastką człowieczeństwa. W każdym razie, byłem w stanie myśleć klarownie i dlatego też nie wszczynałem żadnej rozmowy. Nie wierzyłem w słowa, więc nie przepraszałem, gdyż to nie miałoby sensu. Wolałem miast tego pokazać, że wciąż mi na nim zależy i pragnę naprawić jeden z wielu swoich błędów, zamiast mówić o tym, że tego chcę. Nie chciałem też się usprawiedliwiać, bo choć faktycznie niewielki wpływ miałem na to co robiłem i co się ze mną stało, nie lubiłem się użalać. Poza tym faktem było to, że to mój palec nacisnął spust i nikt mnie do tego nie zmuszał. No chyba, że tę chorą część mej psychiki można traktować jako "kogoś". Nie chciałem również obarczać Zacka czymś, co nie było jego sprawą i na co nie mógł mieć wpływu. Jeżeli będzie zły, będzie mu łatwiej. Jeżeli zacznie próbować mnie zrozumieć i co gorsza, rozczulać się nad moim stanem, będzie mu podwójnie ciężko, a nie tego przecież chciałem. Była tylko jedna rzecz, którą mogłem zrobić.

Podczas, gdy Zack odsypiał ostatnie godziny, ja rozmyślałem nad słowami, które wypowiedział po tym jak uraczył mnie salwą mało wesołego śmiechu. Nie ważne z której strony by nie spojrzał, to było wyznanie miłosne. Jak zwykle w nieodpowiednim czasie i miejscu, ale kto by się tym przejmował. Na pewno nie Zack, który jak nikt miał niebywałe wyczucie czasu jeśli chodzi o podobne wyznania. Westchnąłem wypuszczając kolejną dawkę dymu z własnych płuc i jeszcze raz zerknąłem na chłopaka. Z zaskakującym spokojem przyjąłem to, że jednak wciąż mnie kocha. A może raczej, zakochał się drugi raz. Wydawało mi się, że wolałbym uciec od bycia obiektem podobnych uczuć ze strony kogokolwiek, jednak nie czułem pod tym względem żadnego dyskomfortu. Może dlatego, że podświadomie cały ten czas dobrze wiedziałem co czuje Zack. Nie jestem najlepszy w rozpoznawaniu czyichś uczuć (ba, nie ogarniam nawet swoich) ale nie jestem też ślepy i widzę jak podchodzi do mnie chłopak. Gdyby nie kochał, nie byłoby go już w tym samochodzie. Nie chciałby dłużej przebywać w moim towarzystwie, nie wspominając już o wpuszczeniu do mieszkania. Ale to nie wszystko. Tylko mnie traktował w ten sposób. I tylko ja traktowałem tak go. Ale z mojej strony to przecież jeszcze o niczym nie świadczy. Ktoś tak rozchwiany emocjonalnie jak ja, nie jest zdolny do kochania. A nawet jeśliby był, nie powinien zrzucać na drugą osobę ciężaru swych uczuć. I tego nie zrobi, choćby przyznał przed sobą, że coś jest na rzeczy.

Musiałem pomyśleć również nad sobą i nad swoimi sprawami, by w jakiś sposób je uporządkować. Wróciłem więc do tego od czego wszystko się zaczęło. Od mojego kolejnego spotkania z Zackiem i wypadku, przez który poprzestawiało mi się w głowie. Był to jeden z bardzo ważnych powodów mojej niestabilności, bowiem to przecież przez świadomość choroby i odebrania zmysłu zacząłem wariować. Uciekałem przed myślami ile mogłem i robiłem to do tej pory, pozwalając by kolejne problemy zwalały mi się na głowę, by w końcu ulec kumulacji i objawić się poprzez właśnie ten stan, do którego teraz się doprowadziłem. Choroba psychiczna i brak węchu - jedno. Drugim był Zack, jego uczucia, nasza niejasna relacja i wszystko co związane z chłopakiem. Trzecia rzecz to Drake, jego rola w moim życiu i w życiu mojej matki. Czwarty jest ojciec, który znów się pojawił sprawiając wrażenie takiego, który może jeszcze namieszać. Piąte - matka. Matka, która zginęła zabita przez pieprzonego płatnego zabójcę, jakim jestem ja i jakim był mój szef, który to właśnie ją zamordował. No i doszliśmy do źródła. Moja robota. Obawiam się, że ogrom żyć, które zabrałem powoli zaczyna mnie przytłaczać. Fakt, że zabijam niewinnych ludzi, fakt, że potrafię wyłączyć własne emocje i fakt, że przez to zaczynam coraz bardziej wariować. Dlatego postrzeliłem Zacka. Moja praca nie była dłużej pracą, tylko czymś osobistym, zbyt mocno przenikającym mnie samego. Zacząłem się jej poddawać, mieć problemy z własnymi uczuciami, z emocjami i ludzkimi odruchami. Działałem jak robot, robiąc to czego się nauczyłem, bo przecież moje emocje były zbyt niejasne i porozrzucane, bym mógł się nimi kierować. A kiedy nie mogłem kierować się ludzkimi uczuciami, zaczynałem kierować się przyzwyczajeniami, wiedzą, tym co było łatwiejsze do zrozumienia, jasne i klarowne. Ilość spraw na głowie zaczęła mnie przerastać i nadszedł czas, by się z nimi zmierzyć. Udział Zacka w tych cholernych intrygach zwyczajnie przelał czarkę. Nie potrafiłem poradzić sobie z kolejną rzeczą wymagającą mojej decyzji, zaangażowania i zdrowego spojrzenia na sytuację. To dlatego nie mogę dłużej wszystkiego ignorować, bo przecież tak naprawdę, w gruncie rzeczy nic nie jest mi obojętne. Wręcz przeciwnie. Gdyby było inaczej, nie musiałbym przeklinać się za to, że przestaję sobie radzić. To wszystko jednak nic nie zmienia. Wciąż nie wiem co robić. Powinienem jak najszybciej się wyprowadzić i odizolować nieco od Zacka. Przestać spędzać z nim tyle czasu. Stałem się zagrożeniem dla niego, a on stał się nim dla mnie. To nie prowadzi do niczego dobrego.

Dojechaliśmy do domu, Zack pokuśtykał do środka, a ja wziąłem nasze rzeczy i po spaleniu jeszcze jednego papierosa, również przekroczyłem próg mieszkania. Po zdjęciu wierzchniej części garderoby, automatycznie wstawiłem wodę w czajniku i podążyłem do miejsca, w którym znajdował się Zack. Znalazłem go leżącego w sypialni. Podszedłem niespiesznie, by położyć się tuż za nim. Wsparłem głowę na łokciu, przyglądając się przyjacielowi, a drugą ręką machinalnie przeczesałem jego niebieskie włosy.

 - Dziękuję Zack - szepnąłem, patrząc na niego przygaszonym spojrzeniem. To właśnie jedyna rzecz, którą mogłem zrobić. Przeprosiny były niepotrzebne, tłumaczenia również. Mogłem jedynie podziękować za to, że to wszystko znosi i wciąż przy mnie jest. Nie chciałem tego stracić. - Nie wiem... Nie jestem pewien co... - westchnąłem krótko, przymykając oczy. - Nie jestem pewien co do ciebie czuję, ale nie chcę cię stracić. Nie chcę też cię krzywdzić- zabrałem dłoń z jego włosów, by podnieść się po chwili do siadu i odwrócić tyłem do chłopaka. Przeczesałem własne włosy, marszcząc brwi i wlepiłem wzrok w bliżej nieokreślony punkt. Czajnik zaczął dawać o sobie znać. - Gdy tylko dojdziesz do siebie, wyprowadzę się. - Wstałem, by zalać kawę. Niezmiennie irytujący dźwięk czajnika umilkł.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#275PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 EmptySob Gru 26, 2015 2:36 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Nie będzie zaskoczeniem jeżeli powiem, że przez ten cały czas drogi z Long Beach i pod mój dom, podczas wspinania się po schodach i docierania do łóżka - myślałem o problemach Daniela. Zastanawiałem się, czy nie popełniam kolejnego błędu, kontynuując swoją pracę u Kane'a. Byłem przecież przekonany co do swojego stanowiska w tej sprawie, a teraz z każdą kolejną sekundą bycia przy Danielu - wiedziałem, że nie wszystko mogłoby się potoczyć tak jakbym chciał. Mógłbym nie mieć wystarczająco czasu, przegapić moment, w którym po raz ostatni będę mógł zawrócić. Mogę nie dysponować odpowiednią ilością wyborów, żeby się wycofać jeżeli nie podejmę decyzji teraz. A ostatnie czego bym chciał to tego, żeby Danielowi coś się stało z mojej winy. Mojej rodzinie. Mnie.   
 
Wszystkie te ludzkie uczucia ogarnęły całe moje ciało do tego stopnia, że aż zacząłem się bać, że wszystko ze mną już jest w porządku. Niemal całe życie walczyłem z tą trudnością. Z byciem innym i byciem nieco z tyłu i nieco zamkniętym w świecie iluzji. Teraz, gdy zaakceptowałem siebie i te trudności - zacząłem obawiać się, że wraz z ich zniknięciem, zniknie część mnie, która budowała mój charakter. Ludzie i ich ckliwość były obrzydliwe i to nimi zawsze pogardzałem. Czułem się jak uosobienie szaleństwa i wszystkiego co najgorsze w człowieku, a to czyniło mnie kimś zbuntowanym i lepszym. Lubiłem to szaleństwo, a kiedy Daniel był w pobliżu - przestawałem być taki niezniszczalny i nieustraszony. Bałem się o niego cały czas. Martwiłem się o to, gdzie jest i czy wszystko z nim w porządku jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że na pewno sobie radzi ze wszystkim. Wtedy też zorientowałem się, że uwielbienie jakim go darze – jest przepełnione czułością, ale nie dzikim oddaniem, nie ślepotą na jego wady. Daniel miał wady, a ja go nie uwielbiałem, bo nawet widząc je - wciąż był dla mnie czymś więcej niż tylko kolejnym obiektem w kolekcji. Był moim cholernym przyjacielem, w którym się zakochałem. Dwa razy. I nie miałem nic przeciwko temu, by zrobić to trzeci czy czwarty raz.  
 
Miałem nadzieję, że to co się stało - szybko się wyjaśni, a ja i Daniel wrócimy do dawnego rytmu życia. Oczywiście, to nie miało prawa się stać. Nie po tym, jak bardzo to nami wstrząsnęło. Zbyt wiele informacji na raz mogło zaszkodzić.  
 
Byłem nieomal od zaśnięcia i pewnie zasnąłbym, gdyby nie to, że gdzieś w pokoju pojawił się Daniel. Materac ugiął się pod jego ciężarem, a gdy poczułem jak jego duża dłoń przeczesuje moje włosy - moje ciało przeszedł szybki dreszcz. Nie zmieniło się wcale tak wiele. Nadal ufałem chłopakowi, że nic mi nie zrobi. Wierzyłem, że nie będzie chciał mnie zabić i że tego nie zrobi. To byłby naprawdę...smutny koniec mojego życia.  
Nie spodziewałem się usłyszeć tego z ust Curtisa.  Może gdybym nie był na tyle senny - znalazłbym powód, dla którego słyszę właśnie podziękowanie. Nie miało prawa się pojawić w podobnej sytuacji, nie w obliczu wydarzeń dnia dzisiejszego, a jednak było tu i rozbrzmiewało po całej mojej głowie.  
Po chwili pojawiły się też inne słowa, które słyszałem, ale coraz trudniej było mi je zrozumieć. Gdybym tylko nie był tak wykończony... 
 
Zdawałem sobie sprawę z tego, że to co chłopak do mnie mówił - było ważne, ale dopiero gdy padły ostatnie jego słowa - w pełni to zrozumiałem. Otworzyłem gwałtownie oczy, ale Daniela już w sypialni nie było. Jak to się wyprowadzi? To ja miałem zamiar się stąd wyprowadzić. Nie on. Miał jechać ze mną, mieszkać ze mną.  
 
Zacisnąłem zęby w dzikim zirytowaniu. To nie był nawet zawód. To była najczystsza postać irytacji wypełniającej całe ciało, gdy zachodziła reakcja na bodźce.  
Wtuliłem twarz w poduszkę i wrzasnąłem w nią krótko. Mój krótki wybuch zagłuszył czajnik i miękka poduszka. Byłem zły i zmęczony. W tej chwili mógłby powiedzieć Danielowi wszystko, włącznie z tym, jak bardzo nie leży mi jego odejście. Miał zamiar wrócić do San Diego, zostawić mnie samego w Los Angeles ze swoimi problemami.  
Czułem, że jestem jedynym, który jest traktowany w chwili obecnej niesprawiedliwie. Znowu byłem tylko ja sam, moje problemy i moje żale. Nie potrafiłem automatycznie przestawić swojego światopoglądu na racjonalnie właściwy i poprawny tor. Spróbowałem jednak coś z tym zrobić, wczuć się w sytuację Curtisa i zrozumieć jego motywy. 
 
Miał dużo na głowie, bał się, że mnie skrzywdzi? Wiedział, że skoro jestem zamieszany w coś związanego z jego cenną mafią - mogę mu zagrozić? Mógłbym? Chciał iść na łatwiznę zamiast zmierzyć się z tym ze mną, za pomocą rozmowy i próby poradzenia sobie z jego problemami? Nie chciał sobie z nimi radzić i to było sedno tej pierdolonej sprawy.  
Wszystko w moje głowie stało się na tyle, chaotyczne i poplątane. Zasnąłem wiec ze świadomością, że nie potrafię. Nie potrafię patrzeć dalej niż czubek mojego nosa sięga. Byłem pieprzonym, egoistycznym dupkiem i pierwszy raz w moim życiu - żałowałem, że nie mogę zrozumieć nikogo innego poza sobą.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty
#276PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 11 Empty

Powrót do góry Go down
 
I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 11 z 15Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Next
 Similar topics
-
» I'll show you the truth.
» I'll show you the truth
» show me some love • 2 os / romans / b.n

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: