Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next
AutorWiadomość
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#226PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptySob Lis 07, 2015 11:22 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Z lekkim uśmiechem uniosłem oczy na sufit, gdy tylko usłyszałem pytanie Zacka dotyczące mnie i Janine. Cóż, zakładam, że było retoryczne. Może nie kontaktowaliśmy się często, ale cóż, częściej niż sam Zack. Pytała się o niego, a ja nie miałem serca jej zignorować, czy nie udzielić odpowiedzi. Kochałem ją na swój sposób. Zawsze traktowała mnie jak drugiego syna, a ja ją jak matkę, której sam nie miałem. W końcu nie było dnia, w którym nie byłbym mile widziany w jej domu. Gdyby wiedziała... Ale nie wie. A my mamy to już za sobą. Nie musi wiedzieć o czymś, co jest już zamkniętym etapem. Podobno zamkniętym. Zresztą chyba się zrehabilitowałem, wyciągając Zacka z nałogu. O ile można założyć, że to nie ja byłem przyczyną, dla której w ogóle w niego wpadł.
Zwróciłem swe czarne tęczówki w kierunku chłopaka, gdy ujrzałem na jego twarzy szczery uśmiech. Sam nie mogłem nie unieść kącików mając go przed oczami. Aż tak bardzo podobała mu się perspektywa odwiedzenia mojego mieszkania? Czy to faktycznie mogło mieć jakieś znaczenie? Dla mnie raczej nieszczególne. Nie ma nic wyjątkowego w apartamencie, który dzielę z Luisem. Bogata dzielnica, bogata chata. Surowo urządzona i wcale nieciekawa. Ale mimo to, lubiłem ją. Nadal lubię. Jednakże do tego stopnia zapuściłem korzenie w mieszkaniu Zacka, że nawet nie pomyślałem o tym by zatęsknić za swoim własnym. Czy odwiedziny apartamentu pomogą mi w podjęciu decyzji o powrocie? Przecież w końcu będziemy musieli poruszyć ten temat. Kiedy jak nie teraz? Może zamiast wysuwać się z propozycją zabrania zwierzaków do Zacka, powinienem zostać w San Diego razem z nimi. Ale teraz, gdy nasza relacja zaczęła nabierać jakiegoś kształtu, nagła wyprowadzka wydawała się... nie na miejscu. Mimo, że przecież od początku jasnym było, że w końcu opuszczę progi Zacka. A jednak teraz wydawałoby się, że mam alternatywę. To znaczy nie mam, ale mógłbym mieć, tak myślę. Gdyby Zack chciał... Gdybym ja chciał... A chciałbym?
Westchnąłem, po raz kolejny odkładając rozmyślania o wspólnym mieszkaniu na inny dzień. Było tak już od dawna. Nie potrafiłem powiedzieć, że się wyprowadzam, a pytanie o to, czy możemy mieszkać razem już tak oficjalnie, nie było moją działką. W końcu to mieszkanie Zacka, jeżeli interesowałoby go takie rozwiązanie sam by je zaproponował. Ale czy to nie za dużo? Zabrnęlibyśmy wtedy za daleko. To wszystko stałoby się zbyt jednoznaczne. Znów niczego nie byłem pewien.
Po powrocie do mieszkania zrobiłem szybki obiad, który równie szybko zjadłem, aby zaraz zabrać się za pakowanie. Właściwie nie miałem dużo do zabrania, bo znaczną część garderoby zostawiłem w swoim domu, do którego przecież mamy zajechać. W związku z tym wziąłem ze sobą jedynie małą torbę z laptopem, trochę ważniejszych papierów, portfel i telefony. Wszystko inne miałem w San Diego, a to czego nie miałem, zawsze mogłem kupić. Wziąłem również zaproszenie na licytację, która ma odbyć się jutro. Wygląda na to, że będę musiał wybrać się na nią prosto z San Diego, gdyż wątpię, by Janine puściła nas do domu po dzisiejszym wieczorze. Zbyt długo nie widziała się z synem.
Podczas gdy ja już spokojnie popijałem kawę siedząc na kanapie, Zack wciąż się szykował, przyprawiając mnie o kilkukrotne wywrócenie oczami. Co on, baba? Mi samemu ubranie się zajęło mało czasu, nawet jeśli wyjątkowo postanowiłem ubrać się jeszcze bardziej elegancko niż dotąd. Wizyta u matki Zacka dziwnie zobowiązywała. Założyłem więc ciemne, dość przylegające, a jednocześnie nie nazbyt obcisłe spodnie oraz czarną bokserkę, którą przykryłem śnieżnobiałą koszulą z długim rękawem. Granatowa marynarka pod kolor spodni będąca dopełnieniem wszystkiego, spoczywała tymczasowo na wieszaku, czekając aż Zack będzie gotowy do wyjścia. Ja również czekałem, dopijając kawę i spalając papierosa.
Spojrzałem z pewnym niezrozumieniem na swego współlokatora, gdy ten obwieścił mi pewną niezbyt przyjemną informację. Jak to nie będziemy jedynymi gośćmi? Nikt mnie o tym nie uprzedził, a ja nie lubię niespodzianek. Szczególnie takich.
- Co dokładnie przez to rozumiesz? Kto jeszcze ma tam być? - Nie dało się nie zauważyć jak bardzo sceptycznie podchodziłem do tego pomysłu. Pomysłu nieuzgodnionego ze mną, a tego też nie lubię. Ale to Janine, jak mógłbym mieć do niej o cokolwiek pretensje? Przecież nie musiała wiedzieć, że nie stawiam swej relacji z Zackiem na takim poziomie, by poznawać jego dalszą rodzinkę. Bo domyślałem się, że to o nich chodzi. No bo o kogo innego?
Nie ponaglałem Zacka, mimo że niespecjalnie mu się śpieszyło. W końcu jednak zdołaliśmy zabrać się do samochodu przy akompaniamencie mojego niepowstrzymywanego śmiechu wywołanego wyszukanym kocim wdziankiem. Podśmiechiwałem się przez całą drogę, gdy tylko usłyszałem rozpaczliwe miauknięcie. Na pewno biedak płakał przez to jak go jebnięta mamcia ubrała, a nie przez to, że musiał odbyć podróż. Też bym płakał gdyby ktoś ubrał mnie w to pasiaste gówno. Parsknąłem raz jeszcze rozbawiony własną myślą.
Po około trzech godzinach dojeżdżaliśmy do San Diego. Skierowałem się w stronę centrum i kątem oka spojrzałem na Zacka, gdy ten się odezwał.
- Tak, mieszkam ze znajomym. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zwalniając nieco, gdy przyszło nam przeciskać się przez korki. Luis był znajomym. Powiedziałbym, że współpracownikiem, ale oficjalnie przecież pracy nie mam, w związku z czym nie byłoby to odpowiednie słowo. Kochankiem też już nie mogłem go nazwać, a więc pozostał zwykły znajomy. Na tym zakończyła się moja odpowiedź.
Po dwudziestominutowym przebijaniu się przez miasto, dotarliśmy pod przeszklony drapacz chmur, w którym mieszkałem. Zaparkowałem w podziemnym garażu, po czym wysiadłem i zabrałem swoje bagaże. Obydwoje skierowaliśmy się do windy zamontowanej po zewnętrznej stronie budynku. Ponieważ mieszkałem dość wysoko, już po kilku chwilach dostrzec mogliśmy większą część oświetlonego miasta. Zdążyłem się stęsknić za tym widokiem. Wiedziałem też, że bardzo przypadł do gustu Zacka. On zawsze lubił takie rzeczy. W związku z tym z pewnością spodoba mu się również salon, oraz moja sypialnia, gdyż zarówno jedno jak i drugie składało się z jednej, całkowicie przeszklonej ściany. A San Diego nocą wyglądało pięknie.
Wysiedliśmy na trzydziestym piętrze, by zaraz potem dotrzeć pod oprawione czarną skórą drzwi mego mieszkania. Wsunąłem klucz, lecz jak się okazało, drzwi były otwarte. W związku z tym wszedłem, przepuszczając przodem Zacka. Rzuciłem torby w przedpokoju.
- Wygląda na to, że go poznasz - oznajmiłem, zastanawiając się, czemu Luis jest jeszcze w domu. Jak na zawołanie, drzwi do salonu uchyliły się, a w nich stanął odziany w garnitur, trzymający w ręce skręta Luis. Nie dane mi było długo zawiesić na nim spojrzenie, bo w następnej sekundzie leżałem na ziemi przywalony ciężarem skaczącego, szalejącego białego kudłacza. Moja bezbronna twarz została zmasakrowana przez jego język. Zajęty głaskaniem, witaniem i jednoczesnym odsuwaniem Arniego, usłyszałem wymowne prychnięcie współlokatora.
- Dzisiaj zeżarł własne gówno, Daniel. Darowałbym sobie te soczyste powitanie. - Skrzywiłem się lekko, łapiąc pysk mego chłopaka w dwie ręce i głaszcząc go raz jeszcze, stanąłem na równe nogi. Przetarłem twarz, uspokajając wciąż skaczącego Arniego, dopóki ten nie postanowił obwąchać Zacka, na którego nagle skoczył, ucieszony wizytą starego znajomego. Och, stojąc na dwóch łapach wydawał się większy od niego. Swoją drogą, dobrze wiem, że nie jadł gówna.
- Nie bądź zazdrosny Lu. - Odciągnąłem natarczywego Arniego od przerażonego Zacka, dopiero teraz zauważając, że Luis w wyjątkowy sposób skupił się na mierzeniu niebieskowłosego spojrzeniem swych wyjątkowo jasnych tęczówek. Prychnął po raz kolejny, odrywając się od framugi i wyjmując skręta spomiędzy warg. Sprawnych warg, wiem coś o tym.
- Zachary Petterson, California State Univeristy, cudem przywrócony na listę studentów. Klinika w San Diego. Całkiem niedaleko, możesz odwiedzić dawnych znajomych. - Zerknąłem na Zacka. Klinika? Akurat to, że Luis go sprawdzał mnie nie zdziwiło. Miał obowiązek sprawdzać każdego z kim mam do czynienia. Nie musiał jednak o tym głośno mówić. Jak zawsze, był po prostu bezczelny. - No i nowy nabytek Daniela - dodał, przyprawiając mnie o ściągnięcie brwi. - Luis. Miło mi cię poznać - posłał chłopakowi jeden ze swych autorskich uśmiechów, po czym odłożył skręta na półkę i sięgnął po kurtkę do szafy. Wystroił się. Nieźle się wystroił. Westchnąłem i nijak się nie wtrącając, zdjąłem własną kurtkę, zabierając się zaraz za glany.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#227PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 1:21 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


  -Dowiesz się na miejscu. Mama na pewno ci wszystkich przedstawi –odpowiedziałem na pytanie Daniela nim odwróciłem się do niego plecami i włożyłem długi płaszcz na swoje ramiona. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w kierunku mieszkania pozostawianego za sobą. Sięgnąłem po transporter ze zwierzakiem, pozwoliłem także Danielowi wyręczyć się w niesieniu własnych bagaży. Tak opuściliśmy moje mieszkanie.
 
Spojrzałem badawczo po Danielu, gdy ten udzielił mi odpowiedzi. Powiedzmy sobie szczerze –nie wypadało mi wierzyć w to, że ów znajomy był tylko nim. Ze względu na to, że po prostu miałem przeczucie i absolutne prawo do tego, by owe mieć –w końcu jesteśmy w pewnego rodzaju romantycznej relacji więc nikt mi nie zabroni być zazdrosnym o jakiegoś tajemniczego znajomego mieszkającego z Danielem, opiekującego się jego zwierzętami.  To wszystko brzmiało zbyt jednoznacznie, żeby takie nie było. I nawet jeżeli słusznie wydawało mi się, że cokolwiek to jest, ma jakieś nieciekawe podłoże to osoba zwana znajomym Daniela niekoniecznie musiała być dla niego kimś emocjonalnie cokolwiek znaczącym. W końcu, gdyby jednak było inaczej –Daniel nie zostawiałby kogoś takiego samego sobie w pustym mieszkaniu. Ale dość. Zadziwiająco niewiele mnie to obchodziło. Znałem własną wartość. Gdyby tylko Daniel spróbowałby ja umniejszyć –szybko by tego pożałował.
Zerknąłem na niego krótko, nieco zmarkotniałem, ucichłem po czym wbiłem spojrzenie w ekran telefonu. Na jakiś czas utknęliśmy w korkach, ja zaś twardo trzymałem się postanowienia, że nie podniosę wzroku znad urządzenia dopóki nie będę musiał. W końcu jednak wjechaliśmy na podziemny parking wysokiego wieżowca. Daniel zaparkował, ja włożyłem telefon do kieszeni spodni. Wysiadłszy, Danny wziął ze sobą własne bagaże, ja sięgnąłem na tylne siedzenie po transporter z kotem, który tkwił tam spokojnie od trzech godzin. Miałem nadzieję, że Ramone wybaczy mi to niegodne traktowanie i znów będziemy przyjaciółmi.

Poprawiłem płaszcz na ramionach, gdy nasze kroki ustały za sprawą znalezienia się w windzie. Wszędzie było szkło, okna, światła i różne rzeczy tego typu, których wspaniałości nigdy nie potrafiłem się oprzeć. Dlatego też pozwoliłem sobie wlepić wzrok przez ramię w widok miasta rozciągający się w tej chwili za moimi plecami. W delikatnym zapomnieniu, mój kącik ust uniósł się w czymś na kształt uśmiechu. Wtedy jednak mój wzrok uchwycił odbicie mojej twarzy w szybie. Momentalnie zniknął z mojej twarzy jakikolwiek uśmiech, ja odwróciłem spojrzenie od  przezroczystej powierzchni i wbiłem je w swoje stopy. Czasami nie czułem się wystarczająco silny, by spojrzeć sobie w oczy. Nie widziałem w swoim odbiciu siebie. Widziałem prawdę. Dostrzegałem słabość. Unikałem siebie. Kiedy nie miałem siebie przed oczami, jakoś łatwiej mi było udawać, że potrafię sobie poradzić ze wszystkim.

Ruszyłem korytarzem, podążając w ślad za Danielem, który prowadził mnie w stronę swojego mieszkania. Stanęliśmy przed drzwiami tego tajemniczego miejsca, te uchyliły się po chwili przede mną zapraszająco. Przekroczyłem próg, a głos Daniela oświadczył coś, z czym niekoniecznie miałem ochotę się mierzyć. Westchnąłem bezgłośnie zatem i rozejrzałem się po przedpokoju. Splotłem dłonie na plecach i z pewnym zdenerwowaniem zauważyłem jak w zasięgu wzroku pojawił się Arnie –ogromny pies Daniela. Pies, którego rozmiary zawsze przyprawiały mnie o lekki niepokój. Tym razem nie było inaczej. Lecz, gdy pies zajął się witaniem właściciela, mój wzrok machinalnie podążył ku sylwetce mężczyzny stojącego nieopodal drzwi prowadzących do dalszej części mieszkania. Wydawał się aż promieniować nieprzyjazną aurą, kiedy tam tak stał i spod przymrużonych wściekle powiek lustrował moją sylwetkę. Choć ubrany w garnitur, nie sprawiał wrażenia kogoś specjalnie eleganckiego. Był zbyt ostentacyjny, by chociażby spróbować na takiego pretendować. Na pierwszy rzut oka widać, że komuś tu niekoniecznie pasuje moja obecność i wydaje mi się, że mogę z powodzeniem zgadywać dlaczego.
Moją uwagę od mężczyzny odwrócił atak Aarniego na moją osobę. Obwąchanie mnie zwierzakowi nie wystarczyło, niewiele także uwagi skupił na transporterze z kocim podróżnikiem. Pies postanowił oprzeć się na mnie łapami, na co skrzywiłem się nieznacznie i spróbowałem go ubłagać głaskaniem, żeby mnie zostawił w spokoju. Jestem pewien, że Daniel odciągnął go ode mnie ze względu na fakt, że prawdopodobnie na mojej twarzy odbił się cień strachu. Byłem mu wdzięczny.
Otrzepałem się nieznacznie z białej sierści zwierzęcia, której niejaki ślad pozostał na moim czarnym płaszczu. O ile wcześniej nie zwróciłem uwagi na krótką wymianę zdań pomiędzy współlokatorami, teraz, gdy „Lu” zwrócił swe słowa do mnie –moje spojrzenie spoczęło właśnie na nim, taksując go z niedyskretnym zainteresowaniem.
Gdy skończył mówić, uśmiechnąłem się z niejakim politowaniem. Niech się chłopak patrzy i uczy.
  -Dokładnie tak. Wszystko się zgadza –odparłem, posyłając mu kolejny fałszywie sympatyczny uśmiech. Wszystko się zgadza. Nawet ta część o byciu „nabytkiem”. Ktoś tu odrobił swoją pracę domową, a raczej odrabiał na bieżąco. Szkoda tylko, że w żadnym stopniu mi to nie imponuje.
Parsknąłem cicho śmiechem.
Miło?
  -Czyżby?

Obserwowałem jak mężczyzna zbiera się do wyjścia, śledząc wzrokiem uważnie każdy jego krok. Skoro ja jestem tym nowym nabytkiem, on musi być jednym ze starych, co w swej prostej ironii mnie bawi.
  -Do widzenia, Luis –zwróciłem się do blondyna, gdy ten otworzył drzwi z zamiarem opuszczenia mieszkania. Wtedy też wreszcie zniknął, a moje spojrzenie ponownie zwróciło się ku Danielowi. Po jakimkolwiek uśmiechu nie było śladu. Bez cienia pozytywnej emocji w wyrazie twarzy, zdjąłem z siebie płaszcz i podałem go Danielowi, by go powiesił gdzieś zgodnie z własnymi upodobaniami. Szybko także się pozbyłem czarnych botków na podwyższonym obcasie. Zastanawiałem się jak długo zostaniemy w mieszkaniu Daniela i czy odkryje tu coś ciekawego.
Z powrotem ująłem w dłoń transporter z kotem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#228PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 2:08 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Luis przez cały czas, gdy Zack odpowiadał na jego słowa, zwyczajnie się uśmiechał. W tym swoim charakterystycznym, bezczelnym wyrazie jaki tylko on mógł posiadać. Jego twarz sama w sobie była bezczelna. Miał w sobie coś co budziło niechęć. Ja sam, gdy go poznałem nie byłem za specjalnie zadowolony, że musimy być partnerami. Cóż, nie byłem w ogóle zadowolony z faktu, że muszę działać z kimś i dzielić się z nim swoimi decyzjami. Luis od początku więc nie wzbudzał we mnie entuzjazmu i ładnie grał mi na nerwach. Musiało minąć trochę czasu nim dojrzałem w tym gówniarzu zalety, dzięki którym teraz dogadujemy się bardzo dobrze. Jego główną zaletą było to, że nigdy się nie angażował. Był tak bardzo zobojętniały na wszystko i tak łatwo akceptował wszelkie zmiany, że pozostaje tylko podziwiać. Nigdy nie narzekał, za to zawsze szybko znajdował rozwiązania, a jeśli trzeba było, dostosowywał się. Nie mruknął słowem, gdy go wtedy zostawiłem i nie wrócił do tej sytuacji. Zrozumiał od razu co jest na rzeczy i wcale mu to nie przeszkadzało. Dlatego byłem pewien, że wcale nie chodziło o nic osobistego względem Zacka. Bynajmniej nie był zazdrosny. Akceptował Zacka jak wszystko inne, był poza tym. Po prostu miał taki charakter i nawet jeśli nie darzył wszystkich pogardą, można było odnieść inne wrażenie. Jest dość specyficznym człowiekiem, nawet jeśli posiada wady. Dużo wad. Ale za to jest bardzo przydatny i bardzo dobrze wykonuje swoją pracę. Jako partner biznesowy jest idealny. Jako łóżkowy, też niezgorszy, ale o tym lepiej żebym nie myślał. Już nie.
Wysłuchawszy słów Zacka do końca, zaśmiał się krótko i uniósł dłoń w geście pożegnania, po czym swobodnym krokiem opuścił mieszkanie, zostawiając naszą dwójkę samą. No nie do końca samą, bo mieliśmy jeszcze kilku towarzyszy.
- Nie bierz tego zbyt osobiście. Luis jest taki dla każdego. - Przyjąłem od Zacka płaszcz, który powiesiłem zaraz obok swojej kurtki. Wskazałem chłopakowi drzwi, w których niedawno stał Luis, a które prowadziły do głównej części mieszkania - salonu. Zgodnie ze swoim gestem, sam po zdjęciu butów powędrowałem w tamtą stronę. Wszystko wyglądało tak, jak to zostawiłem. Naprzeciw wejścia znajdowała się wcześniej wspomniana, oszklona ściana, z której podziwiać można było północną część San Diego. Ściana na lewo od niej zaś, w całości pokryta była obszernym akwarium wypełnionym różnorakimi, kolorowymi rybkami. Całość pomieszczenia, tak jak i reszta mieszkania zachowana była w kolorach czerni i bieli, gdzieniegdzie przełamanymi czerwienią. Po prawej stronie mieściły się wyłożone białą wykładziną schody, prowadzące na półpiętro, gdzie znajdowały się jeszcze dwa wejścia. Na dole zaś widniał także aneks kuchenny, barek oraz drzwi do łazienki, toalety, a także pokoju Luisa, który obecnie zapewne zamknięty był na kilka spustów.
Rozejrzałem się, szukając pozostałej dwójki lokatorów, podczas gdy Arnie rozweselony do granic plątał się między moimi nogami, podchodząc co i raz do Zacka, który trzymał Ramona. Najwidoczniej w końcu się nim zainteresował. Machając ogonem wpatrywał się w kratkę, za którą połyskiwały duże kocie ślepia. Moje zaś w końcu dostrzegły Ceresa rozwalonego na połowie długości białej rogówki i starszego Orkusa, który upodobał sobie szafkę pod telewizor. Ceres łaskawie się podniósł, powłóczając swymi nieproporcjonalnie długimi nogami w naszą stronę. Na Orkusa oczywiście nie miałem co liczyć. Jak zawsze, spod byka obserwował co się dzieje, przeskakując na wyższy stopień mebla. Najwidoczniej zakładał, że im wyżej się znajduje, tym bardziej widać jego wyższość. Ten kot jest niemożliwy.
- Rozgość się - mruknąłem, głaszcząc swą małą panterę krótko za uchem i po grzbiecie. Zazdrosny jak zawsze Arnie wszedł mi pod rękę, więc i jemu poświęciłem chwilę, by zaraz podnieść się z półprzysiadu i skierować krotki w stronę kuchni. - Zrobię nam kawy - oznajmiłem, spełniając po chwili swoją zapowiedź. Będąc już za blatem oddzielającym aneks od salonu, rzuciłem Zackowi nieodgadnione spojrzenie. Zapaliłem jedno ze świateł. - Janine nie obrazi się, jeśli wezmę ich ze sobą, prawda? Luis nie wraca na noc, więc ich tu nie zostawię. - Oczywiście wiedziałem kiedy Luis wróci, wiedziałem też gdzie idzie i z kim idzie. Byliśmy w pewien sposób zobowiązani do mówienia sobie o takich rzeczach.
- Tak właściwie, ile czasu chcesz tutaj zostać? - zadałem zasadnicze pytanie, zalewając kawę i przyniosłem ją z powrotem do salonu, stawiając jedną przed Zackiem. Nie o to wszystko chciałem zapytać. Skoro byłem już w swoim mieszkaniu, znów zaczęła mnie dręczyć kwestia tego czy już w nim pozostanę. Powinienem to wiedzieć już teraz. Powinienem mu powiedzieć, że z nim nie wrócę. Ale wciąż nie mogłem. Usiadłem obok chłopaka, zaglądając mu przez chwilę zagadkowo w oczy. - Zack... - Kurwa. Wyjąłem telefon, który w tym właśnie momencie zakomunikował przyjście sms'a. Kącik moich ust uniósł się tworząc krzywy uśmiech, kiedy przeczytałem jego treść.
Pasuje Ci ta fryzura, Daniel.
Znów o tym zapomniałem. Nie odpisując, schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Udałem, że wcale nie zacząłem niczego mówić. Zamiast tego odpaliłem papierosa i upiłem łyka kawy. Ostatnimi czasy był to mój ulubiony zestaw.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#229PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 4:00 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Odetchnąłem z nieznacznym umęczeniem, gdy rozejrzałem się po tym co zwykło się nazywać salonem. To mieszkanie było duże i całkiem ładne. Zupełnie bym się tu nie odnalazł mieszkając. Prawda, było na co popatrzeć, ponapawać się wspaniałością wystroju i tej surowo zachowanej koncepcji czerni i bieli. Raczej nie jest trudno domyślić czemu akurat według mnie owa przestrzeń wydała mi się nie tyle nieużytkowa, co nie do życia. Jestem kimś, kto bądź co bądź, woli dodać wiele własnych elementów, stworzyć chaos, kupić w sklepie meblowym każdą rzecz, która mi się spodobała niezależnie od tego czy jest czarna, czy biała. Może być niebieska, różowa czy czerwona –ona i tak znajdzie się w bardzo widocznym miejscu w moim mieszkaniu. Poza tym jestem też po prostu bałaganiarzem i nigdy nie odkładam rzeczy na swoje miejsce. Cóż, dlatego nigdy nie zamieszkałby w takim miejscu. Gdybym jednak mieszkał tu z Danielem –szybko by się to pewnie zmieniło.
Przewróciłem oczyma na dźwięk słów mężczyzny.
  -Nie brałem tego ani trochę do siebie –odpowiedziałem na zapewnienia Daniela. Doprawdy, to że ten dupek dla wszystkich jest takim… dupkiem wcale nie zmienia postaci rzeczy ani tego, że wcale mnie to nie obeszło. Jutro o tym zapomnę, dzisiaj jeszcze przez następne kilka chwil porozwodzę się nad jego ordynarnością i brakiem kultury. Nic nie zmieni mojego stosunku do niego.
Zerkałem to na klatkę, to na Arniego, gdy pies podszedł do problemu z zainteresowaniem. Zastanawiałem się czy wypuszczenie kota z klatki byłoby aktualnie dobrym pomysłem. Ramone zapewne nie miał ochoty dalej siedzieć w tej samej pozycji, był pewnie obolały i wkurzony. Cóż, przynajmniej ja bym był, gdyby kazali mi siedzieć kilka godzin w plastikowym pomieszczeniu wielkości metr na metr, bez możliwości zrobienia czegoś…co nie byłoby siedzeniem w miejscu i gapieniem się na świat spomiędzy krat.

Usiadłem na kanapie, spełniając polecenie Daniela odnośnie tego, bym się rozgościł. W tym samym momencie Arnie stracił zainteresowanie moim kotem toteż uchyliłem drzwiczki klatki  i zajrzałem do środka. Ramone niepewnie się poruszył, przez następne parę minut nawet nie wyszedł ze swojego więziennego azylu. Dopiero, gdy Daniel zniknął gdzieś dalej w kuchni, kot wysunął swoją majestatyczną postać z głębin klatki, by w następnej chwili przycupnąć na moich kolanach i począć się rozglądać.
Danny zadał pytanie, ja zaś nie podnosząc nawet na niego wzroku, postanowiłem odpowiedzieć.
  -Oczywiście, że się nie obrazi –odparłem. –Chyba, że nasrają jej na dywan, to wtedy tak, może być trochę tym dotknięta –dodałem i uśmiechnąłem się subtelnie do chłopaka, gdy ten pojawił się z powrotem nieopodal wraz z obiecaną kawą. No i zmuszał mnie do odpowiedzi na kolejne pytania.
  -W San Diego planuje zostać maksymalnie trzy dni. Nie więcej. –Znów podniosłem spojrzenie niebieskich oczu na Daniela. Co się z nim właściwie dzieje? Od pewnego czasu Curtis ma momentami taką minę, jakby coś cały czas go cisnęło w pęcherz. O, teraz taką miał. I jeszcze to niezbyt dobrze brzmiące rozpoczęcie jakiejś przełomowej kwestii. Przerwanie jej także, gdy nadszedł sms. Zmarszczyłem brwi w jednej chwili, gdy ten zaczął się głupkowato do siebie uśmiechać, odłożył telefon, a jego początek nie dotrwał nawet połowy. Otworzyłem usta, by nawrzucać mu coś z niejakim oburzeniem. Postanowiłem jednak przez chwilę nie odzywać się ani słowem. Może wróci do przerwanego wątku. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Powoli przejechałem po łbie swojego kota i w końcu znów wbiłem swój pytający wzrok w chłopaka.
  -Co „Zack”? –wycedziłem mało przyjemnie. –Bądź tak miły i dokończ co zacząłeś mówić, bo to co właśnie zrobiłeś było bardzo…niegrzeczne. –Westchnąłem i znów odwróciłem od niego wzrok. Nie miałem pojęcia jaki może być powód jego dziwnego zachowania. Chciałem go znać, więc zadawałem pytania. Rozmawiałem z nim na tyle, na ile mogłem sobie samemu pozwolić.
  -Powiedzieć ci coś, Danny? –zacząłem, nie bardzo wiedząc co jeszcze mógłby zrobić w tym kierunku skoro Curtis wydawał się nie być skorym do tłumaczenia mi swojego statusu we własnej sytuacji wewnętrznej. Sięgnąłem po kubek z kawą i upiłem łyk. Odsunąłem naczynie od ust.
  -Nic bardziej mnie nie wkurza niż uśmiechanie się debilnie do telefonu, kiedy z kimś rozmawiasz twarzą w twarz –odparłem, ważąc każde słowo dokładnie na języku, wypowiadając każdą głoskę z nienaganną starannością. Oh, doprawdy miałem ochotę zniszczyć mu jego kolejny telefon. Poruszyłem zdrętwiałą po kilkugodzinnej wycieczce szyją i ułożyłem na niej swoją dłoń. Przejechałem nią w górę, po swoich włosach i ponownie ulokowałem ją na łbie kota. Uśmiechnąłem nie do siebie samego niewesoło.
  -Masz bardzo ładne mieszkanie.
 
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#230PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 3:31 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Wysłuchałem Zacka kiwając krótko głową na jego odpowiedzi względem moich pytań. O zwierzaki nie miałem się co martwić, były wychowane i nie srały tam gdzie nie powinny, chyba że się na coś fochną. Stworzyłem zbyt inteligentne potwory, które są wybitnie wredne, gdy tylko mają do tego powód. Szczególnie Orkus. Orkus jest małym kurwiem, a nie ma nawet dwóch lat. Z nich wszystkich chyba najbardziej wdał się we mnie. A może częściowo w Luisa? Jest tak samo bezczelny jak i on.
Informacja dotycząca trzech dni całkiem mi odpowiadała. Jutro wyskoczę do LA na aukcję, a za trzy dni wrócimy do San Diego. Prezent dla Zacka będę musiał zostawić u siebie, by przypadkiem go za szybko nie znalazł. To oznacza, że jeszcze dzień przed jego urodzinami będę musiał tu wrócić. Właściwie na rękę by mi było, gdybyśmy zostali tu do środy, ale trzy dni również nie są złą opcją.
Kątem oka łypnąłem na Zacka, gdy ten odezwał się raz jeszcze po przyjściu wiadomości od Luisa. Skrzywiłem się, odsuwając kubek od ust. Jego ton zupełnie mi się nie podobał. Zaciągnąłem się, posyłając mu sarkastyczny uśmiech i nijak nie odpowiadając na pytanie. Nie zamierzałem rozpoczynać tego tematu. Dobrze, że w porę mi w tym przeszkodzono. Skoro sam nie jestem pewien czego chcę, powinienem wszystko zostawić tak jak jest do tej pory. Ponieważ tyle czasu mieszkaliśmy razem, nic się nie stanie jeśli jeszcze trochę to pociągniemy. Dopóki nie będę całkiem pewny, że chcę wrócić do siebie. Albo dopóki nie podejmę po prostu takiej decyzji. Nawet jeśli nie będę pewny, bo szczerze mówiąc na obecną chwilę wątpiłem bym kiedykolwiek mógł być.
Skupiłem swój wzrok na ciemnobrązowym kocie czającym się coraz bardziej na niepewnie siedzącego przy Zacku Ramone'a. Mój wzrok jednak raz jeszcze spoczął na wyżej wspomnianym, gdy ten postanowił ciągnąć temat. Wstając z miejsca, podszedłem do chłopaka. Nachyliłem się nieco, jedną dłoń kładąc po prawej stronie jego głowy. W drugiej wciąż trzymałem papierosa.
- Powiedzieć ci coś, Zack? - Posłałem mu krzywy, całkiem nieprzyjemny uśmiech. - Nie pytałem, co cię wkurza. Nie obchodzi mnie to. - Oderwałem się od oparcia kanapy i wyprostowałem, raz jeszcze zaciągając papierosowy dym. Podszedłem do ogromnego okna, odwracając się tyłem do chłopaka. Zapatrzyłem się na miliony kolorowych świateł ozdabiających północne San Diego. Dawno nie podziwiałem tego widoku. Był ładny. Bardzo ładny. Mógłbym wziąć Zacka na tej szybie, patrząc na te pieprzone światełka. Choć fakt, że robiłem to już z Luisem raczej nie sprzyjałby temu pomysłowi. Ale Zack bardziej lubi świecące, kolorowe kropki niż Luis. Ciekawe czy to ma jakieś znaczenie. Zastanawiające jakby zareagował, gdybym wprost powiedział mu, że od kilku lat codziennie pieprzyłem Luisa. Często kilka razy dziennie. We wszystkich pozycjach, w każdym kącie tego mieszkania i w wielu miejscach poza nim. Wkurwiłby się? Zasadniczo nie powinien. A jednak czułem, że właśnie tak by było. Cóż, nie było powodów, dla których miałbym go raczyć takimi informacjami. Osobiście, gdybym dowiedział się, że Zack miał tak dogłębną relację z kimkolwiek, zamordowałbym go. Żebym już nigdy nie naraził się na kontakt ze skurwielem śmiejącym kiedykolwiek zbyt nachalnie dotykać mojego Zacka. Mojego. Uśmiechnąłem się pod nosem i znów odwróciłem przodem do chłopaka.
- Mieszkanie jak mieszkanie - odparłem z dozą obojętności. Nie było w nim nic wyjątkowego. Wyglądało jak każde bardziej luksusowe mieszkanko, ale lubiłem w nim to, że wszystko tu było tak bardzo poukładanie, w przeciwieństwie do tego co działo się zazwyczaj w mojej głowie. Działało na mnie kojąco. Lubiłem mieć porządek wokół siebie i być może miało to związek z tym, że wewnątrz mnie nigdy go nie było. Przynajmniej na ład w mieszkaniu miałem jakiś wpływ.
Dopaliłem papierosa i znów podszedłem do Zacka, tym razem przy okazji nachylenia się, ujmując jego twarz w obie ręce i wpijając się zachłannie w słodkie usta. Pogłębiłbym pocałunek, gdyby nie to, że obok głowy świsnął mi skaczący Orkus. Odsunąłem się nieco, by zaobserwować jak ten siada obok Zacka i zawzięcie wpatruje się w Ramone'a. Bez zaciekawienia, wciąż z tą swoją pogardą dla całego świata. I wyższością. Parsknąłem cicho, gdy ujrzałem jak kładzie swoją łapę na głowie łysola z tą samą poważną miną.
- Wypij kawę, a ja spakuję trochę swoich rzeczy - zakomunikowałem, puszczając w końcu tę ładną buźkę i wyprostowałem się, by powędrować na górę, gdzie znajdowała się moja sypialnia. - Albo... Możesz iść ze mną - zaproponowałem mrukliwym tonem, z wymownym uśmiechem zatrzymując się na schodach. Tak, było jedno miejsce, do którego nie miał wstępu Luis. Moje łóżko.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#231PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 5:26 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Oh, z pewnością to co powiedziałem nie spodobało się Danielowi. Zazwyczaj nie zwracaliśmy się do siebie w taki sposób. W gruncie rzeczy szanowałem Curtisa, miałem także nadzieję, że on odwzajemnia to uczucie. Jednakże, żaden z nas nie był szczególnie fanem pozostania w podobnym stanie cały czas. Nawet lubiłem czasem się z nim wzajemnie poirytować. Oczywiście, w granicach rozsądku.
Uśmiechnąłem się z bezczelnym zadowoleniem, gdy ten nachylił się nade mną w ten niebezpieczny sposób i również posłał mi podobny do mojego własnego uśmieszek. Gdy był tak niemożliwie arogancki –nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Ah, po moim zirytowaniu się jego zachowaniem nie było już śladu. W miejsce wzburzenia pojawiło się coś innego. Dzika fascynacja kimś takim jak on, tak blisko i w zasięgu ręki.

Nie odezwałem się nawet, gdy skończył mówić. Patrzyłem i chłonąłem go. Imponował mi jak nigdy wcześniej i nawet byłoby to niepokojące, gdyby nie to, że po prostu wiedziałem jaki jest zazwyczaj, ale też jaki potrafi być w takich momentach. Bezwarunkowo pociągający tą część mnie, którą mu oferowałem, gdy zapewniłem go, że należę do niego. Fizyczność.
Odprowadziłem go wzrokiem do przeszklonej powierzchni ściany –w tym wypadku właściwie bardzo dużego okna, przez które dane było obserwować rozciągającą się na horyzoncie rozświetloną płaszczyznę miasta. San Diego było piękne i kuszące, a jednocześnie tak przeze mnie znienawidzone. Mój stosunek do osoby Daniela kiedyś był bardzo zbliżony. Nienawidziłem go, a w jakiś sposób nie potrafiłem się ani zemścić, ani jednoznacznie go skreślić i kazać spadać. Był w końcu częścią mojego życia. Teraz stał się ściśle powiązanym elementem mojej codzienności. Byłem wobec niego zobowiązany. I chcąc nie chcąc –on wobec mnie także.
Uśmiechnąłem się z rozbawieniem. Mieszkanie jak mieszkanie? Z pewnością nieco się różniło od tego, w którym ja obecnie rezydowałem. Moje akurat wskazywało niejako na fakt, że jestem studentem bowiem niewątpliwie nim byłem i mimo, że obecnie pozwolić sobie mogłem na coś większego, lepszego, gdzieś w Hollywood –niespieszno było mi zmieniać swój adres. Z bólem serca muszę przyznać, że przywiązałem się do tych siedemdziesięciu metrów kwadratowych, kolorowych ścian, całkiem ładnego oświetlenia. Nie potrafiłbym tego zostawić, gdybym nie miał ku temu wyraźnych powodów. Jednym z takich mogłoby być powiększenie się liczby lokatorów. Daniel ma zwierzęta, ja mam Ramone’a więc gdybym mu pewnego dnia ewentualnie zaproponował wspólne zamieszkanie –musiałbym najpierw zapewnić nam wszystkim przestrzeń. Trzy koty, jeden pies ja i Daniel na pewno byśmy się męczyli w tej klitce. Będę musiał się tym zająć od razu po powrocie do Los Angeles albo porozmawiać z Gregiem, który przecież podobnymi rzeczami zajmował się zawodowo.
 
Rozmarzyłem się nadto i nawet nie spostrzegłem momentu, w którym Daniel znów znalazł się tak blisko mnie. Serce momentalnie zabiło mi nieco szybciej, a usta zostały zniewolone przez te należące do Curtisa. Odruchowo uchyliłem własne, zachęcając Daniela do pogłębienia pieszczoty. Chcę z nim zamieszkać. Przyznaję się do tego i przyznam się do paru innych rzeczy.
Podskoczyłem w miejscu, gdy coś przemknęło mi koło ucha i przycupnęło przy moim udzie. W miejsce warg Daniela pojawił się mój uśmiech bowiem scena, którą zaobserwowałem kątem oka, a obecnie miała miejsce, była niewątpliwie rozbrajająca. Ramone wydawał się być jednak niewzruszony zaczepką kota Daniela i pozwolił się trącić łapką po raz następny. Nie było w tym żadnej agresji ze strony nieznanego mu zwierzęcia więc i on nie odpłacał się niczym gwałtownym.
Curtis ponownie odsunął się ode mnie, na co ja mimowolnie skrzywiłem się z niejakim niezadowoleniem. Padła pewna propozycja, niezwykle nęcąca i nie znosząca mojego wewnętrznego sprzeciwu. Zdjąłem kota z kolan z zamiarem pozostawienia go pod opieką nowego towarzystwa. Ramone to duży, dzielny chłopak. Z pewnością poradziłby sobie doskonale z jakimikolwiek przejawami napastliwości wobec siebie samego. W końcu to mój kot.
Podążyłem za Danielem w kierunku narzuconym przez niego, dołączając do niego na schodach. Byłem przecież tego właśnie ciekaw, gdy tu jechałem –jego pokoju. Osobistej przestrzeni Curtisa. I chyba nie powinienem był się specjalnie nastawiać na jakieś rewelacje. Pokój daniela okazał się cóż… czarno-biały, dokładnie tak samo jak reszta mieszkania. Było tu nudno i poczułem swego rodzaju zawód, że nie odkryłem czegoś niezwykłego. Dowiedziałem się tu jedynie tego, że Curtis jest jeszcze bardziej pedantyczny niż sądziłem.
  -Danny, gdzie trzymasz bieliznę? –zapytałem się konspiracyjnie i zerknąłem na chłopaka, uśmiechając się z niejakim rozbawieniem. Chwilę później, mój wzrok spoczął na obszernym łóżku. Z jakiegoś powodu poczułem się w następnej sekundzie nieco niepewnie. Czyżbym się zdenerwował? Zabawne. Przecież nie było się czym przejmować.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#232PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 9:48 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Na mojej twarzy zagościł ledwie zauważalny uśmiech, gdy Zack zamiast cokolwiek mówić, zdjął Ramone'a ze swoich kolan i podążył w moją stronę, dając tym samym jednoznaczną odpowiedź. Ruszyłem więc przodem, wskazując swymi krokami drogę do drzwi po lewej stronie, za którymi mieściła się sypialnia. Wolałbym, żeby Zack nie zaglądał do tych po prawej, bo co tu dużo mówić... W biurze miałem syf. Tak samo jak moje myśli były niepoukładane, tak samo jedyne przypisane mi pomieszczenie, które było z nimi zgrane to moje osobiste miejsce pracy. Od wejścia walały się w nim papiery, segregatory, długopisy i elektronika. Biuro więc, mimo że również urządzone w stonowanych kolorach, bardziej przypominało sypialnię Luisa niż resztę mieszkania. Gdyby Zack to zobaczył, mogłoby się trochę zaburzyć jego postrzeganie mej osoby. Chyba wolałem uchodzić za pedanta. Ale nawet jeśli biuro zaprzeczało temu pedantyzmowi, nie zamierzałem w nim sprzątać. Paradoksalnie, syf pomagał mi w zachowaniu porządku. Łatwiej odnajdywałem wszystko czego potrzebowałem. Lubię to pomieszczenie, bo jest bardzo zbliżone do mojego wnętrza. Dlatego chętniej pracowałem, gdy znajdowałem się właśnie tam. U Zacka brakuje mi głównie tego - własnego miejsca, w którym mógłbym spokojnie załatwiać swoje sprawy i wprowadzać własny (nie)porządek.
W przeciwieństwie do sąsiedniego pomieszczenia, te w którym obecnie się znaleźliśmy niczym szczególnym nie wyróżniało się od reszty. Wszystko tutaj miało swoje miejsce i oczywiście zachowane było w kolorystyce całej reszty mieszkania. Jedynym co zaburzało cały porządek, był osad z kurzu, który zdążył się nazbierać pod moją nieobecność. Był to jedynie dowód na to, że Luis trzymał się z daleka od mej sypialni, tak jak mu zresztą poleciłem. Fakt, że musiałem otwierać drzwi przy pomocy klucza również o czymś świadczył.
Posłałem chłopakowi litościwy uśmiech, słysząc pytanie. Czasem zastanawiam się, czy poza nim istnieje druga osoba, która rozumie istotę niewybrednych żartów Pettersona. Ja zdecydowanie nią nie byłem. Za sukces uważałem już to, że potrafiłem rozpoznać, kiedy żartował, a kiedy mówił poważnie. W jego przypadku jest to niejaki wyczyn. Pokręciłem z politowaniem głową, idąc powoli w kierunku niebieskowłosego i obejmując go w końcu od tyłu. Moja głowa zawisła nad jego ramieniem, podczas gdy dłonie usadowiły się na delikatnie wyrzeźbionym brzuchu, pod golfem.
- Zainteresowało Cię moje łóżko? - wymruczałem wprost do jego ucha, chuchając nań chłodnym powietrzem pachnącym domieszką mięty i cytryny. Sam zerknąłem kątem oka w stronę idealnie i równiutko pościelonego łóżka. - Powinniśmy je rozdziewiczyć - zauważyłem z lekkim uśmiechem, którego chłopak nie mógł dostrzec. - Ciebie też - dodałem, przesuwając jedną dłoń niżej. Płynnie, lekkim ruchem rozpięła guzik i rozporek spodni. W przeciwieństwie do Zacka, był zupełnie nieoporny. Dwudziestolatek dobrze wiedział, że długo już tak nie wytrzymam. Od naszej pełnej wyznań nocy minęło już trochę czasu, a dla mnie tyle dni bez seksu to istne katusze. Niecierpliwiłem się coraz bardziej.
Co zaś się tyczy samego rozdziewiczania... Cóż, celowo zignorowałem fakt, że Zack dziewicą już wcale nie jest i to nie dzięki komu innemu, jak tylko mi. Chciałem udawać, że tamta noc nigdy nie miała miejsca. Wierzyłem, że Zackowi pasuje takie rozwiązanie. Nie powinniśmy więcej tego rozpamiętywać i do tego wracać, więc skoro mieliśmy zacząć wszystko od nowa, sam wymazałem z pamięci chwile, w których zaważyłem na naszej przyjaźni. Choć z perspektywy obecnych wydarzeń, nie wydawały się już tak wielkim błędem jak w tamtym momencie. Gdybym nie zrobił wtedy tego, co zrobiłem, być może wciąż bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, a każdy z nas posiadałby dziewczynę. Albo chłopaka. Ale nie bylibyśmy ze sobą tak blisko jak jesteśmy teraz. Prawdopodobnie. A nasza obecna relacja, o dziwo, bardzo przypadła mi do gustu. Możliwość robienia tego wszystkiego akurat z Zackiem była po prostu czymś wyjątkowym. Przyjemnym.
Nie dając chłopakowi sposobności na udzielenie odpowiedzi, odwróciłem go przodem do siebie, łącząc nasze usta w kolejnym namiętnym pocałunku. Obejmowałem jego talię, robiąc wolne kroki w kierunku łóżka, aż te nie stanęło na drodze zackowych nóg, które chcąc nie chcąc ugięły się, sprawiając, że ten przysiadł na grubym, miękkim materacu. Nachyliłem się znacznie, bez większego trudu i bez przerywania pocałunku, przesuwając drobne ciało nieco dalej, aby zrobić miejsce dla siebie. Gdy leżał już w pościeli, sam zawisłem nad nim, wciąż zachłannie całując. Podpierając się jedną z dłoni, drugiej użyłem, do powolnego zsuwania obcisłych spodni ze zgrabnych bioderek Zacka. Wiedziałem, że nie jest to moment dobry na wspomniane rozdziewiczanie i wcale do tego nie dążyłem. Chciałem się tylko chwilkę zabawić, spragniony zwyczajnie jego dotyku. Samego Zacka. Gdybyśmy mieli więcej czasu, zapewne moglibyśmy posunąć się dalej, ale nie chcąc narażać się Janine, mieliśmy na swoje zabawy kilka krótkich minut. Oczywiście grzechem byłoby ich nie wykorzystać.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#233PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 08, 2015 11:04 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Marzyło mi się duże mieszkanie, w równie wysokim wieżowcu co to, w którym mieściło się należące do Daniela. Ładne, z pięknym widokiem na rozświetlone nocą miasto i  być może kilkoma łazienkami, sypialniami i ogromną kuchnią. Z pewnością nie byłoby ono tak dwuchromatyczne, ale miałoby swój własny szyk, moją własną klasę. Dorósłbym w nim ze swoimi decyzjami i poważniejszymi zleceniami. Mógłbym spróbować założyć własną firmę. Miałem na to fundusze, wszelkie inne potrzebne środki również udałoby mi się sprowadzić. Pracowników nie musiałem mieć na miejscu. Oczywiście, nie byłaby to także regularna działalność. Nie potrafiłbym żyć z legalnych zleceń, bo to nie było życie dla mnie. Lubiłem mieć władze nad czymś większym. Z drugiej strony –mam jeszcze na to czas. Niedawno dopiero wyszedłem na prostą. Jeszcze nawet nie skończyłem studiów, nie doszedłem to pełnego pojednania z własną naturą i nie wyjaśniłem sobie z Danielem wielu znaczących kwestii. Wszystko chyba było równie ważne.

Parsknąłem krótko śmiechem, gdy spojrzałem przez ramię na Daniela i zauważyłem z jak wielką dozą politowania odnosi się do mojego poczucia humoru. Nic nie poradzę, że bawią mnie zgoła inne żarty niż przeciętnego człowieka. Przez inne, mam na myśli swoje.
Spiąłem się delikatnie, gdy Curtis stanął za mną i bezwstydnie wsadził mi swoje wielkie, ciepłe ręce pod sweter. Odchyliłem głowę do tyłu i przekrzywiłem głowę na tyle, żeby spojrzeć na niego chociaż w ten sposób.
Słowa Daniela były zbyt jednoznaczne, by odebrać je jako żart. Wiedziałem, że jednak choćby chciał –nie zdoła wprowadzić swoich planów związanych ze mną w życie.
Uśmiechnąłem się do niego ładnie i ukryłem zdenerwowanie spowodowane dalszymi krokami Daniela w kierunku zrealizowania jakiegoś innego, nieco skromniejszego planu niż ten, o którym wspomniał. Pozwoliłem się jednym ruchem odwrócić do niego przodem i chętnie przylgnąłem do jego klatki piersiowej, odwzajemniając po chwili jego żarliwy pocałunek. Przymknąłem oczy i oparłem dłonie na jego torsie, mimowolnie cofając się i nie odrywając się od ust Daniela, usiadłem na materacu, który stanął mi na drodze.
Ułatwiłem mężczyźnie dołączenie do siebie na łóżku i niemal sam odsuwałem się dalej robiąc mu miejsce. Uśmiechnąłem się możliwie szerzej przez pocałunek, gdy poczułem jak ręka Curtisa zsuwa ze mnie spodnie. Swoją własną dłoń zaś uniosłem na wysokość głowy Curtisa i ulokowałem ją na karku chłopaka, powoli sunąc palcami po jego kręgach szyjnych i drażniąc paznokciami skórę w miejscu gdzie zaczynały się włosy Daniela.
Brakło mi tchu, jemu najwyraźniej też, więc na krótki moment odsunęliśmy się od siebie.
  -Jesteś dzisiaj niezdrowo bezpośredni, kochanie –wydyszałem, ledwo łapiąc tchu i wciąż z tym samym delikatnym uśmiechem na ustach. –Prawie mam ochotę pozwolić ci się rozdziewiczyć –wymruczałem, znów przysuwając się do kolejnego pocałunku i czerpiąc z tej bliskości każdą najmniejszą przyjemność, każdy impuls ciepła i każdy niemożliwie przyjemny dreszcz, który czułem całym sobą, gdy tylko dłonie Daniela stykały się z moja skórą.

Gdyby nie fakt, że z pewnością powinniśmy się pośpieszyć i jak najszybciej znaleźć się w domu mojej mamy –na pewno pozwoliłbym sobie i Danielowi na więcej. Nie martwiłbym się pogniecionymi ubraniami,  tym jak wytłumaczę swoje spóźnienie przed matką. Gdyby tylko okoliczności przedstawiały się inaczej, Daniel z pewnością również bez mojej werbalnej zgody posunąłby się dalej. Wydaję mi się, że nie dałem mu powodów do tego by myśleć inaczej. By zastanawiać się w ogóle nad tym, czy to możliwe, że mógłby mnie jakkolwiek skrzywdzić. To nie było już dłużej możliwe. Nie odkąd… cały czas zastanawiam się nad tym, czy w końcu doczekam się odpowiedniej chwili by zaproponować mu wspólne zamieszkanie.
Poruszyłem się pod chłopakiem ze zniecierpliwieniem. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia co miał w zamiarze robić ze mną w ciągu tych, dosłownie, kilku minut.
Jęknąłem cicho i niekontrolowanie, niemal całkowicie z zaskoczenia, gdy poczułem jak cała krew spływa mi w jedno miejsce. To był najszybszy wzwód w moim życiu i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czuł się jednocześnie tak samo zawstydzony jak łaknący uwagi. Jakiejkolwiek. Już nawet nie zależało mi na dominowaniu kogoś. Mogłem zostać zdominowany i to byłoby całkowicie w porządku.
Mój oddech przyśpieszył, a błagalne spojrzenie spoczęło na bardzo zadowolonym z siebie Danielu.
  -Zrób z tym coś –wydukałem słabo. Nie minęła chwila, a moje spodnie zniknęły gdzieś dalej. Wolałem się też pozbyć marynarki bowiem zawitać w domu rodzinnym z pogniecionym ubraniem i kimś, kogo będę musiał przedstawić jako swojego chłopaka to jak samemu prosić się o publiczny lincz. A przecież zaklinałem się przez całe życie, że nie jestem gejem. Właściwie to wciąż nim nie byłem. Nie postrzegałem innych mężczyzn jako potencjalnych partnerów do łóżkowych pogawędek. Już nawet nie patrzyłem w ten sposób na dziewczyny. Może to przez wpływ Daniela stałem się potencjalnie zainteresowany tego typu…kontaktem. Tak, z pewnością miał w tym swój aktywny udział. I przez aktywny nie mam na myśli…Nieważne.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#234PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPon Lis 09, 2015 5:35 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Z satysfakcją przyjmowałem uległość mojego słodkiego przyjaciela, który poddawał się każdej mej decyzji względem jego ciała. Miło było wiedzieć, że moje czyny związane z naszą bliskością nie napotkają już obojętności ani niechęci, a wręcz przeciwnie - cieszyć się będą aprobatą. Oczywiście nie znaczyło to wcale, że od teraz będę mógł zrobić z chłopakiem co mi się rzewnie podoba. Skądże. Gdybym nagle wyskoczył z cięższym arsenałem, próbując mu pokazać co tak naprawdę mnie kręci, jestem prawie pewien, że wrócilibyśmy do punktu wyjścia. Po raz kolejny zwyczajnie bym go spłoszył. Dlatego też od dłuższego czasu starałem się być spokojny i nie obnażać zbyt dosadnie swych upodobań. Właściwie nie pokazywałem ich w ogóle. Brak tabletek wpływał na gwałtowność moich ruchów a także na brak cierpliwości, ale mimo to kontrolowałem się do tego stopnia, że Zack nie mógł zauważyć zbyt uderzającej różnicy. Nie mógł się wystraszyć i nic nie powstrzymywało go od poddania się temu, co z nim robiłem. Nie chciałem tego spieprzyć i aż dziw bierze, że udało mi się tego nie zrobić do tej pory. W stosunku do Zacka, odkrywałem w sobie godne podziwu pokłady cierpliwości i wyrozumiałości. Doprawdy, jestem dobrym człowiekiem.
Dłoń, na której dotąd się podpierałem, ochoczo wsunęła swe długie palce między lekko wypłowiałe, jasne kosmyki, by za chwilę lekko się na nich zacisnąć i mniej delikatnym ruchem odchylić głowę Zacka w lewo. Dzięki temu zyskałem lepszy dostęp do szyi, do której me usta dotarły drogą od słodkich warg, poprzez żuchwę i ucho chłopaka. W takich chwilach, jego golfiki zaczynały mnie irytować. Wściekłym ruchem prawej dłoni odsunąłem materiał, by przez krótką chwilę poświęcić całą swą uwagę szyi mego rozochoconego partnera.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc komentarz Zacka. Dzisiaj? Wydaje mi się, że zawsze byłem bezpośredni, choć faktycznie Zackowi mogło się to tak nie rzucić w oczy. W końcu jego od dawna traktowałem inaczej niż wszystkich, choć wcześniej niekoniecznie zdawałem sobie z tego sprawę. Ale prawdopodobnie wiedział, że należę raczej do niepatyczkujących się osób nieszczególnie patrzących na innych ludzi. Z kolei jego "prawie" w kolejnej kwestii uszło mej uwadze, gdyż wolałem zakładać, że w pełni ma ochotę dać mi się rozdziewiczyć, co zresztą stało się ostatnio bardzo prawdopodobne. Cóż, właściwie byłem pewny, że gdybym chciał, z powodzeniem dobrałbym się do tego kuszącego tyłeczka. I chcę, oczywiście, że chcę. Po prostu ostatnio nie było ku temu okazji, tak samo zresztą jak teraz. Ostatnio mam straszliwego pecha. A jeszcze trochę i moje jądra eksplodują przez ten zbyt długi urlop. Nie są przyzwyczajone do odpoczynku. Mógłbym je wręcz nazwać pracoholikami.
Korzystając z chwili przerwy od gorączkowego całowania słodkich ust Zacka, zsunąłem z ramion granatową marynarkę, by niedbale rzucić ją w kąt pokoju. Było tu zbyt gorąco. Zaraz po tym znów zaatakowałem wargi chłopaka, kładąc jedną z dłoni na jego policzku. Szybko jednak zjechała nieco niżej, na smukłą szyję, delikatnie tylko zaciskając wokół niej zwinne palce. Druga ręka zajęła się zsuwaniem uciążliwych spodni, by zaraz zrobić to samo z bielizn. Nie przerywając coraz gwałtowniejszego pocałunku, objąłem stojącego już członka Zacka, po chwili powolnie poruszając zaciśniętą dłonią. Doprawdy nie musiał mi mówić. Bardzo chętnie coś z tym zrobię. Cóż, w innej sytuacji pokazałbym mu jak bardzo nie lubię, gdy ktoś wydaje mi polecenia. Szczególnie w łóżku, gdzie to ja jestem górą i to ja wolę decydować o wszystkim. Oraz wydawać rozkazy. Ale teraz nie miałem na to czasu, a Zack na tyle obeznania, by przypadkiem nie uznać tego za zbyt bezpośredni atak na jego godność. Do tego jeszcze zdążymy dojść.
Dłoń na jego szyi zupełnie niekontrolowanie zacisnęła się trochę mocniej w miarę pogłębiania coraz to gorętszych pocałunków. Nie dawałem Zackowi chwili na odetchnienie, podczas gdy dłoń na dole śmiało poczynała sobie z jego wzwodem. Jeden z palców płynnym ruchem przesunął się na odsłonięty rowek chłopaka, gładząc go delikatnie. W którymś momencie, wciąż zajmując Zacka namiętnymi pocałunkami, niepostrzeżenie przeniosłem rękę na szafkę stojącą tuż przy łóżku. Wyciągnąłem z niej małą buteleczkę, którą wprawnie otworzyłem kciukiem. Równie zgrabnie wylałem odrobinę płynu na tę właśnie dłoń, dopiero po tym znów kierując ją w bardziej interesujące rejony. Nawilżona chłodnym żelem przesunęła się śmiało pomiędzy zgrabnymi pośladkami. W momencie, gdy jeden z moich palców bez ostrzeżenia począł się wsuwać wewnątrz ciasnej dziurki, odsunąłem usta od warg Zacka. Z lekkim, łóżkowym uśmiechem przyglądałem się jego twarzy. Delikatnie i powoli wsunąłem go do końca. Bez zwlekania począłem poruszać palcem w przód i w tył, lekko zginać i masować jego wnętrze. Ciasny. Wziąłem głębszy wdech czując napływającą falę podniecenia. Naprawdę ciasny. Zaciskał się tak bardzo na jednym tylko palcu. Myśl o tym jak przyjemnie byłoby zagłębić się w niego czymś zgoła większym, przyprawiała mnie o gorączkę.
Dość nieoczekiwanie w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka. Należał on do telefonu Zacka, na co lekko się skrzywiłem. Puściłem jego delikatną szyję, prostując się nieco, wciąż jednak nie przerywałem masażu jego wnętrza. Drugi palec z wprawą, niezależny od pierwszego, gładził okolice tego ciasnego wejścia. Widząc minę Zacka, cóż, uznałem, że lepiej będzie jeżeli ja zajmę się tym telefonem. W związku z tym sięgnąłem kieszeni zsuniętych do kolan spodni chłopaka, wyjmując stamtąd telefon. Westchnąłem krótko widząc kto dzwoni i, nie przerywając swoich pieszczot, odebrałem.
- Janine - uśmiechnąłem się znacząco, spod przymrużonych powiek obserwując leżącego pode mną Zacka. W tym samym momencie mocniej wbiłem palec w jego wnętrze. Słuchając tego co ma do powiedzenia kobieta przejęta naszym małym spóźnieniem, począłem powoli, lecz stanowczo dołączać drugiego palca do pierwszego. - Wyjedziemy ode mnie za jakieś... - Przejechałem wzrokiem po ciele rozpalonego Zacka, zatrzymując spojrzenie na jego nabrzmiałym członku. - Góra pięć minut - uśmiechnąłem się lekko, naciskając czerwoną słuchawkę. Odkładając telefon na bok, wolną już dłonią przejechałem po spragnionym dotyku kutasie.
- To ci się spodoba Zackie - wymruczałem ze znaczącym uśmieszkiem, by już po chwili zacząć szybciej, gwałtowniej i mocniej ruszać dłonią przy równoczesnym pieszczeniu jego wnętrza. Ruchy moich dłoni były doskonale ze sobą zgrane, dzięki czemu z obydwóch stron dostarczałem Zackowi niebywałej przyjemności. W przeciwieństwie do tego co było kilka lat temu, teraz doskonale wiedziałem, gdzie znajdują się najwrażliwsze punkty i co robić, by mogły być odpowiednio stymulowane. Cóż, miałem wyczucie i doświadczenie, których efekty Zack mógł osobiście, w pełni odczuć właśnie na sobie. Z pewnością nie zajmie to więcej niż pięć minut.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#235PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPon Lis 09, 2015 8:26 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Westchnąłem cicho, gdy usta Daniela postanowiły zainteresować się skrytą do tej pory pod kołnierzem golfa, szyją. Niekoniecznie także nawet zauważyłem, że Danny pociągnął mnie delikatnie za włosy. W obecnym momencie nie dbałem o takie szczegóły. W niebezpieczeństwie było coś o wiele cenniejszego niż moje włosy. Mam tu na myśli swoją godność i komfort bycia. W tej chwili oba te elementy rozpływały się bezpowrotnie w moich własnych cichych tchnieniach wydobywających się niekontrolowanie gdzieś z gardła, niepowstrzymywane dłużej przez zaciśnięte usta, uwolnione od pocałunków.
Szybko straciłem poczucie czasu czy też zupełnie przestałem zwracać uwagę na to, jak bezpowrotnie uciekają mi kolejne sekundy braku kontroli. Przestałem liczyć na to, że może Daniel nie wyda się być tak przytłaczający jak przepuszczałem. Moje obawy okazały się słuszne. Byłem bezsilny wobec wszystkiego co Curtis miał do zaoferowania. Fizycznie nie miałem innego wyjścia jak w dalszym ciągu mu ulegać.
Gdzieś w międzyczasie w uczuciach pośród kolejnych fal wstydu rozlewających się wraz z podnieceniem po całym moim ciele, Daniel pozbył się swojej marynarki i został w  koszuli. Spróbowałem się nawet uśmiechnąć, szybko jednak porzuciłem podobny zamiar bowiem w tej samej chwili Danny zamknął moją szyję w delikatnym uścisku swoich palców. W zapomnieniu zdążyłem zepchnąć na bok wszelkie ewentualne traumatyczne wizje związane z tego typu demonstracją dominacji. Uniosłem własną dłoń, by ulokować ją na ręce Curtisa, tak by niemal czule musnąć nadgarstek chłopaka i zachęcić go do czegoś odważniejszego. Zapragnąłem nawet, żeby zrobił to w tej samej chwili, gdy jego ciepła dłoń pojawiła się na moim członku. Kiedy wyrwał się z moich ust ten dziwny dźwięk zupełnie niepodobny do tego co dotychczas z siebie wydusiłem, samodzielnie pragnąłem stłamsić jakiekolwiek następne podobne do tego.

Nie potrafiłem skupić się na żadnej z dwóch czynności całkowicie ani tym bardziej jednocześnie na obu, w dodatku w pewnym momencie jeszcze doszło do tego dławiące uczucie ręki zaciskającej się na gardle. Całowanie Daniela z tą samą finezją podczas, gdy kolejne spazmy przyjemności odbierały mi zdolność racjonalnego myślenia –było niemożliwe. A Curtis wciąż pozostawał niestrudzony w swych próbach doprowadzenia mnie do wydania z siebie o jednego dźwięku za dużo. Właśnie w momencie, gdy jego palec znalazły się niebezpiecznie blisko strefy zastrzeżonej –miarka powoli się zaczęła przelewać. Mój mózg zamieniał się powoli w szarą papkę niezdolną do zrobienia z siebie jakiegokolwiek innego użytku niż artykułowania jakichś cichych westchnień i niezidentyfikowanych dźwięków. Przyśpieszony oddech, mętniejący wzrok coraz mniej bodźców zacząłem odbierać równie silnie co przyjemność. Nawet jeżeli zauważyłem jak Danny sięga po jakiś przedmiot, nie poświęciłem temu ani chwili swojej cennej uwagi. Następnie poczułem zimno we wcześniej wspomnianej strefie i nieco spłoszony tym niespodziewanym nowym uczuciem, poruszyłem bez przekonania biodrami.
I powinienem był wcześniej się na to przygotować. Przygotować na to, że Daniel wsunie swój nawilżony palec wewnątrz mnie. Było to nie tyle nieprzyjemne, co niespodziewane i krepujące.
Krótko wierzgnąłem nogami nim uspokoiłem się na tyle, by pozwolić Danielowi „działać”. Pogodzony już dawno ze swoim losem, rozluźniłem się możliwie jak najbardziej się dało i spróbowałem czerpać z tego jakąś irracjonalną rozkosz, o której przez pierwsze sekundy nie można było mówić ponieważ nie czułem nic poza lekkim dyskomfortem. I prawie udało mi się do tego przywyknąć na tyle, żeby zignorować ów nieprzyjemne uczucie, gdy niespodziewanie coś zadźwięczało w kieszeni moich spodni niemal powodując u mnie zawał serca.

Moja szyja została uwolniona lecz zdolność do wyraźnego formułowania własnych myśli nie miała zamiaru pojawić się ani w tym samym momencie, ani nawet w przeciągu następnych sekund. A przecież gdybym mógł to kazałbym Danielowi zignorować telefon, jakkolwiek ważny by nie był. Zwłaszcza, że urządzenie dzwoniące należało do mnie.
Zmarszczyłem brwi ze zirytowaniem, uwidaczniając je przed Danielem, gdy ten odebrał telefon od mojej własnej matki podczas…tego co właśnie robiliśmy. Odruchowo zasłoniłem usta, kierowany bardziej ostrożnością niż czymkolwiek innym. Okazało się to być zdecydowanie świetnym posunięciem bowiem oszczędziłem matce domysłów na temat tego co tu się między nami działo, kiedy Daniel gwałtowniej wbił palec jeszcze głębiej we mnie. Kolejny zduszony dźwięk spróbował się wydostać spomiędzy moich palców, gdy Curtis postanowił dołączyć do tego drugi palec. Nie było to ani trochę przyjemne. Bardziej na każdy możliwy sposób dalekie od jakiejkolwiek pochodnej przyjemności. Później ból zrównał się z narastającą przyjemnością, a gdy Daniel dodatkowo zakończył połączenie z moją matką, pozwoliłem sobie na oddech. Zaczerpnąłem chciwie powietrza, wypuszczając z siebie w zamian dźwięk zbliżony brzmieniem do czegoś pomiędzy łkaniem a jękiem.
Tak, zdecydowanie wszystko aż we mnie krzyczało tym, że mi się wyraźnie podoba.
 
Nie miałem czasu na nic więcej niż dwuminutowy prysznic i pospieszne doprowadzenie fryzury do porządku. Wyszło całkiem nieźle i gdyby nie pulsujące uczucie tam na dole, sam byłbym w stanie sobie uwierzyć, że do niczego niewłaściwego między mną a Danielem nie doszło. Zapiąłem spodnie i włożyłem na siebie swój biały golf. Z podłogi w sypialni pozbierałem jeszcze swoją marynarkę i nie zaszczyciwszy Daniela ani jednym spojrzeniem, podobnie jak on sam –spakowałem swoje zwierze do transportera. Oczywiście co się tyczy psa, rozmiary Arniego nie pozwalały na umieszczenie go w jakiejkolwiek klatce więc zwierzak został wpakowany na tylne siedzenie jak tylko już znaleźliśmy się na podziemnym parkingu. Transportery stanęły także na tylnych siedzeniach, pod specjalnym nadzorem Arniego. Wszystkie koty do tej pory pozostawały w nienaruszonym stanie. Nic im się nie stało pod moją… nieobecność, a raczej niedyspozycję i zastanawiałem się czy to była kwestia nawiązania swoistej nici porozumienia czy też tego, że Ramone postanowił udawać, że wcale nie jest żywy i cały czas siedział w miejscu. Jestem skłonny uwierzyć w obie wersje.
W dalszym ciągu nie czułem się absolutnie i całkowicie normalnie. Obecność mężczyzny, który w ciągu niespełna dziesięciu minut doprowadził mnie na skraj szaleństwa jeszcze jakieś pięć czy sześć chwil temu, nie mogła być teraz dla zbyt mnie komfortowa. W życiu nie czułem się bardziej skrępowany, ale nawet jeżeli tak właśnie przedstawiała się sytuacja –nie pozwoliłem sobie tego okazać. Spróbowałem się do tego zdystansować. Bynajmniej dlatego, że nie odpowiadało mi to. Po prostu było to zbyt… namacalne i świeże.
Wjechaliśmy na ulicę San Diego, Danny włączył się do ruchu i dopiero wtedy zdecydowałem się spojrzeć na niego chociaż kątem oka. Czy to możliwe, żeby ten skurwiel był jeszcze przystojniejszy niż wcześniej? A może to tylko jakiś efekt uboczny tego…tego?
 
Okolica przybrała nieco inny wygląd. Wokół pojawiały się znikąd niewielkie domki, naprzemiennie z większymi willami, rezydencjami i budynkami wciąż będącymi na jakimś etapie budowy. Jednak wciąż wśród tych wszystkich tak podobnych do siebie budynków gdzieś w niewielkiej oddali udało mi się rozpoznać dokładnie sylwetkę domu rodzinnego. Dystans dzielący nas od tego znajomego nowoczesnego kloca pokonaliśmy w przeciągu następnych dwóch minut, zajmując ostatnie wolne miejsce na podjeździe.
Dwukrotnie docisnąłem dzwonek przy drzwiach. Nikt nie raczył podejść ani za pierwszym, ani za drugim razem. Wszystko wskazywało na to, że wszyscy goście postanowili uczynić miejscem swoich celebracji salon na drugim piętrze. Ten sam z kilkoma kanapami, większym kominkiem niż ten na dole i kuchnią za plecami. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem po Danielu. Wzruszyłem ramionami i śmiało nacisnąłem na klamkę.
Daniel nie zdążył za sobą zamknąć drzwi, gdy na horyzoncie pojawił się Greg z szerokim uśmiechem na twarzy. Uściskał nam obu dłonie i w końcu się odezwał.
  -Janine czekała na was zbyt długo. Wybaczcie jej, ale chyba o was w końcu zapomniała -zaśmiał się sympatycznie Greg, poczekał aż ściągniemy z siebie płaszcze i przy okazji pogłaskał Arniego po wielkim łbie.

Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#236PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptySro Lis 11, 2015 12:59 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Z uśmiechem satysfakcji przyjmowałem każdy kolejny jęk Zack'a, który tak jak zakładałem, całkowicie zatracił się w oferowanej przeze mnie przyjemności. Jego twarz, jego drżące ciało, westchnienia i jęki, sprawiały że sam zaczynałem odczuwać wzmożone podniecenie. Gdyby nie świadomość tego, iż nie ma czasu na nic więcej, zapewne poddałbym się temu uczuciu. Tymczasem jednak skupiłem się na spełnieniu Zacka, które zgodnie z założeniami nadeszło chwilę po tym jak odłożyłem telefon.
Po umyciu rąk zwolniłem Zackowi łazienkę, by szybko się ogarnął, ja sam zaś przeprasowałem naprędce pogniecioną koszulę, którą zaraz założyłem wraz z marynarką. W ciągu pięciu minut spakowałem do torby trochę ciuchów mających mi wystarczyć na te trzy dni, po czym wyjąłem z szafy dwa transportery dla kotów. Udałem się z nimi do salonu, gdzie napotkałem cały zwierzyniec, w tym Ramone'a najwidoczniej zaprzyjaźniającego się z Orkusem. O ile można to tak nazwać, bo w przypadku tego zdradliwego kocura wolałbym nie mówić o jakichkolwiek trwalszych więzach czy przyjaznych zamiarach. Jakkolwiek by nie było, wciąż jednak go kochałem, a przy Ceresie zdawał się nawet uspokajać. Cóż, w pierwszych dniach naszej znajomości był wybitnie nieznośny.
Po krótkiej walce ze wspomnianą dwójką, byłem gotów do wyjścia, a po chwili zorientowałem się, że Zack również pojawił się w pomieszczeniu. Ogarnięty i taki... inny niż przed kilkoma chwilami. Uśmiechnąłem się pod nosem, przytaczając w głowie obraz podnieconego do granic, rozpalonego chłopaka. Myśl, że tylko ja znam te jego oblicze sprawiała, że od razu polepszał mi się humor. Nawet jeśli miałem właśnie odwiedzić Janine, która akurat teraz postanowiła sprowadzić większą część rodzinki, sprawiając, że nabrałem przemożnej ochoty na niezwłoczny powrót do LA. Albo bardziej kuszące zostanie tutaj i powrót do sypialni, aby kontynuować dalsze ekscesy z Zackiem.
Niestety, nie mogłem wywinąć się od obiecanych odwiedzin, więc po tym jak chłopak spakował również swojego kota, obładowani ruszyliśmy do windy, dzięki której już po kilku chwilach znaleźliśmy się w podziemi. Ruszyłem w stronę swojej części parkingu, lecz minąłem BMW, a także drugi z samochodów i zatrzymałem się dopiero przy trzecim. Hyundai Genesis, którego drzwi otworzyłem był większy od mej drogiej BMki i lepiej nadawał się na obecną podróż. Poza tym skórzane siedzenia dawały mi nadzieję, że nie będę musiał zbyt długo zgarniać z nich sierści Arniego, który wraz z kotami zajął tylne siedzenia. Siadając za kierownicą spojrzałem jeszcze tęsknie na sportowe auto stojące po mej lewej stronie. Niewiele miałem okazji do jeżdżenia nim a i ta nie była dobra ze względu na ilość miejsc. Zresztą Luis miał kluczyki, bo dobrotliwie pozwoliłem mu z niego korzystać. To aż podejrzane, że wziął swój samochód zamiast mojej sportówki. Czyżby coś w niej rozjebał? Cóż, pomyślę o tym później.
Zack nie odezwał się słowem, a ja domyślałem się dlaczego, więc również nie zaczynałem zbędnych rozmów pozwalając mu na oswojenie się z nowymi doświadczeniami. Na moich ustach wciąż gościł lekki uśmiech i utrzymywał się na nich przez całą drogę, gdyż nieustannie miałem przed oczami ten widok. Nigdy nie pomyślałbym, że standardowe czynności łóżkowe mogą dostarczyć mi tyle satysfakcji i do tego stopnia poprawić nastrój. To jest naprawdę dziwne. Zaskakujące.
Nie myślałem nawet o wydarzeniach ostatnich dni. Mimo, że wciąż wisiały nade mną odkryte fakty i niepodjęte decyzje, potrafiłem na ten czas o nich zapomnieć i skupić się na Zacku. Sprawa matki, Drake'a, ojca a nawet Jacka mocno mnie przytłoczyły, choć tego nie okazywałem. Jak zawsze zamknąłem się w swojej skorupce zewnętrznej obojętności i szykowałem do ucieczki. Coś mnie jednak powstrzymywało. Może to, że w rzeczywistości wcale obojętny nie byłem, a Drake już nie potrafił ot tak sprawić, bym mógł wmówić sobie cokolwiek zechcę. Szczególnie, że sam był we wszystko zbyt mocno zamieszany. Byłem na niego wściekły, a jednocześnie rozumiałem. Nie potrafiłem chować urazy, czy robić mu wyrzutów, gdyż przekroczyłbym tym największe granice hipokryzji. Poza tym powinienem być mu tym bardziej wdzięczny, że postanowił mnie nie likwidować. Domyśliłem się również, że musiał maczać swoje palce w kwestii adopcji i mieszkania dla naszej trójki, gdyż do tej pory nie mogliśmy uwierzyć jakim cudem szesnastoletniemu Alexowi to wszystko przyszło tak łatwo. Drake cały czas nas pilnował, winny mamie tę obietnicę. Wrobił też ojca całkowicie nas od niego uwalniając i nawet jeśli miał w tym swoją korzyść, dla nas to wciąż bardzo dużo. Racja, nie powinienem mieć do niego pretensji. Powinienem być wdzięczny. Znów.
W ciszy dotarliśmy na miejsce. Zaparkowałem pod domem i wysiadłem uwalniając zaraz Arniego oraz biorąc koty wraz z resztą swoich rzeczy. Zamknąłem samochód, razem z Zackiem wędrując do drzwi wejściowych. Mój uśmiech już nie gościł na twarzy, jako że coraz bardziej nie podobał mi się pomysł rodzinnego spotkania rodziny, do której przecież mimo wszystko nie należałem. Kilka dni z Janine i Gregiem oraz bliźniakami nie było dla mnie niczym złym i chętnie poddałbym się takiemu odstresowaniu, ale kolacja z całą rodzinką to już zupełnie inna bajka. Delikatnie mówiąc, nie napawała mnie optymizmem.
Z westchnieniem przekroczyłem próg domu, gdy w końcu Zack postanowił nacisnąć klamkę. Posłałem lekki powitalny uśmiech Gregowi, który wyszedł nam na powitanie. Arnie z zaciekawieniem zbliżył się do mężczyzny, który od razu zdobył sobie jego sympatię. Posłałem ojczymowi Zacka współczujące spojrzenie, wiedząc, że nie będzie mógł już się od Arniego odgonić. Tym bardziej, że ten pies uwielbiał nowe znajomości.
- Cóż, wypadałoby więc jej przypomnieć - odparłem z lekkim, nienatarczywym uśmiechem, wieszając skórzaną kurtkę i zdejmując buty. Zastanawiałem się, czy Greg w ogóle mnie poznał. Cóż, ostatnim razem, gdy się widzieliśmy miałem podbite oczy i złamany nos, pomijając już kwestię ogólnego wyglądu. Zdecydowanie teraz przedstawiałem się o niebo lepiej.
Zaproszeni na górę, powędrowaliśmy tam, nawet jeśli miałem przemożną ochotę cofnięcia się i wyjścia, albo tak jak wypuszczone koty, zostania na dole. Arnie oczywiście z entuzjazmem powędrował przodem, wyczuwając Janine, którą zdążył już kiedyś poznać. Gdy weszliśmy do jadalni, ten już wtulał się zaborczo w niską kobietę, na której widok moje usta mimowolnie przystroiły się w uśmiech. Kupa czasu.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#237PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptySro Lis 11, 2015 3:05 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Ja również posłałem Gregoremu krótki uśmiech, nieco przesadnie miękki, ale taki właśnie byłem przy ludziach. Nadmiernie pewny siebie, nadmiernie inny niż, gdy byłem jedynie we własnym towarzystwie, nadmiernie próbujący nie być sobą. Dla mnie była to przesada –dla nich przekonywująca odsłona mojego ja.
Daniel odezwał się, na co ja sam uśmiechnąłem się szerzej, Greg zaś cały czas przypominał tego samego, sympatycznego, dobrego faceta.
   -Jak tylko was zobaczy, to błyskawicznie rozjaśni jej się pamięć –odparł, skinął na nas zapraszająco dłonią i ruszył przodem w kierunku schodów. Oczywiście podążyliśmy w ślad za nim.
Zwolniłem kroku, gdy mijaliśmy te obszerne okna, które wychodziły na oświetlony światłami, lampami ogród. Kierowany impulsem, a raczej perspektywą, że przez najbliższe pare godzin będę musiał jedynie zadowolić się widokiem Curtisa, chwyciłem go w tym momencie za łokieć. Nakazałem mu tym samym, by się zatrzymał. Zerknąłem jeszcze na Grega, który już kierował się powoli w górę po schodach. Za chwilę już znowu patrzyłem na Daniela z jakąś irracjonalną tęsknotą.
  -Danny… –mruknąłem niezbyt głośno. Udało mi się tym osiągnąć zamierzony efekt, gdy tylko Curtis pochylił się ku mnie, by ewentualnie usłyszeć co mam do powiedzenia. Istniała też możliwość iż udało mu się mnie rozszyfrować. Otóż –nieważne. Po prostu znalazł się na tyle blisko, bym nie musiał stawać na palcach, by dosięgnąć jego twarzy. Chwyciłem go delikatnie za połę marynarki i przyciągnąłem ku sobie, z zamiarem złączenia naszych ust  w pocałunku.
Po niedługim czasie, gdy postanowiłem przerwać pieszczotę, przygładziłem materiał jego okrycia i uśmiechnąwszy się do niego lekko, ruszyłem ku schodom.
  -Denerwuję się –wyznałem, gdy ten się ze mną zrównał, na którymś stopniu. Dogoniliśmy Grega, a Danny nie miał już okazji mi odpowiedzieć, bo oto wkroczyliśmy na pole bitwy, gdzie nie było miejsca na słowa otuchy.
 
Większość towarzystwa siedziała wesoło gawędząc na kanapie. Zaś Johnathan –młodszy syn Grega oraz Mischa –jego starsza córka siedzieli na stołkach przy wyspie kuchennej. Niewiele mogłem o obojgu powiedzieć. Nie znałem ich najlepiej, nie spędzaliśmy nigdy czasu razem. Sytuacja rodzinna Grega była niegdyś niezwykle skomplikowana, kontakty z dziećmi ograniczone więc nie tyle ja się z nimi nie widywałem, a Gregory po prostu nie miał ich na tyle blisko siebie, by dostarczyć nam wzajemnego kontaktu. Nie byłem pewien co sądzić o Johnah. Znałem go tyle co w ogóle. Raz czy dwa podaliśmy sobie ręce. Wyjechałem na długo przed tym jak Greg zyskał więcej możliwości na widywanie dzieci.
Jego córka, Mischa, była jedną z tych kobiet, które nigdy nie powinny wyjść za mąż. Gdy tylko ją widywałem –ta na coś narzekała, komuś dogadywała lub dręczyła brata. Czułem, że nie potrafiłbym jej polubić choćby nie wiem co. Po prostu obawiałbym się, że ją zamorduję w przypływie zirytowania.
Poza tą dwójką w głębi pomieszczenia, w oczy rzuciła mi się znajoma twarz młodszego brata mojego własnego ojca –naszego lekarza rodzinnego oraz mojego chrzestnego –Devona. On zauważył nasze przybycie nawet szybciej niż moja własna matka, która w pierwszym odruchu zamiast przywitać się ze mną –rzuciła się na Daniela.
  -Nie mogę uwierzyć w to co widzę. –Uśmiechnęła się wesoło do Daniela, ja zaś zrobiłem krok w kierunku wuja. Janine zareagowała szybciej niżbym się tego spodziewał.
  -Nigdzie nie idziesz dopóki się z tobą nie przywitam –zarządziła, ja zaś mogłem jedynie się zatrzymać i uściskać drobną kobietę.
  -Twoje priorytety jasno wskazują na… –przerwałem pod presją jej wzroku. Westchnąłem męczeńsko i zerknąwszy przepraszająco na Curtisa, pozwoliłem sobie na usunięcie się z pola rażenia. Daniel został sam.

Kolejno przywitałem się z Devonem, jego żoną oraz w końcu siostrą mojej matki. Ta wyściskała mnie na tyle, że ledwo powstrzymałem się przed jakimś złośliwym grymasem. Nie znosiłem tej podstarzałej paniusi, nie znosiłem tego jak się do mnie odnosiła i tego jak traktowała moich młodszych braci. Nie potrafiła pogodzić się ze zmianami jakie zaszły wraz z pojawieniem się Grega w miejsce mojego ojca. Okazywała chłopcom i samemu Gregoremu niezwykle irytującą odmianę swojej niechęci. Poza tym, śmierdziała tanimi perfumami, mydłem i strachem przed ujawnieniem jej brudnych tajemnic krytych ostatnimi czasy po kieszonkach każdej nowej torebki od Louis Vuitton sponsorowanej przez jej szefa-kochanka.
  -W ogóle nie urosłeś, Zachary –wypaliła, jakby z pretensją. Wzruszyłem ramionami i odsunąłem się od niej czym prędzej.
Gdy ja znalazłem się w kuchni by zamienić słówko z Johnah i jego siostrą, Daniel wciąż tkwił gdzieś z boku, gawędząc z moją matką, która za żadne skarby tego świata nie wypuściłaby już go spomiędzy swoich szponów ciekawości, gdyby mogła.
 
***
 
Kobieta pozwoliła Danielowi uścisnąć każdemu z pozostałych gości rękę nim ponownie przystąpiła do ataku, gdzieś w międzyczasie wręczając chłopakowi naczynie wypełnione whisky.
  -Nie mam pojęcia jak ci się udało przywrócić mojego syna do tego stanu. –Uśmiechnęła się smutno i mocniej zacisnęła palce na nóżce swojej lampki wina. –Nie wiem jak ci dziękować, Daniel.
Zerknęła na swojego syna, jedynie przelotnie by przypadkiem nie wyjść na kogoś o dramatycznym zacięciu i od razu powróciła spojrzeniem zielonych oczu ku przystojnemu obliczu jej drugiego dziecka.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#238PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyCzw Lis 19, 2015 12:45 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Jeszcze nim zdążyliśmy dotrzeć do salonu, w którym gromadziła się rodzina Zacka, poczułem lekkie szarpnięcie za rękaw co skłoniło mnie do zatrzymania kroków i rzucenia przez ramię pytającego spojrzenia chłopakowi. Kąciki mych ust uniosły się nieznacznie, tworząc całkiem przyjemny, subtelny uśmiech, kiedy usłyszałem dziwnie stęskniony głos Zacharego, wypowiadającego zmiękczenie mego imienia. Brzmiało to tak zaskakująco dobrze, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. W jego oczach potrafiłem odczytać, czego chce, więc bez zwątpienia nachyliłem się na tyle, by jego słodkie usta mogły dosięgnąć moich, dzięki czemu już po chwili zatracaliśmy się w szybkim, przelotnym pocałunku. To mi odpowiadało. To, że możemy robić takie i podobne rzeczy kiedy tylko chcemy. I to, że w ogóle chcemy. Że Zack chce. Że to stało się tak normalne i codzienne. Przyzwyczajałem się i tylko ledwie żarząca się czerwona lampka w mojej głowie ostrzegała, że nie są to rzeczy, które powinny do tego stopnia mnie zadowalać.
Na tyle mocno spodobał mi się ten spontaniczny pocałunek, że pozwoliłem sobie na nie przerywanie go, dopóki Zack sam tego nie zrobił. Wzdrygnąłem się lekko, gdy jego dłoń niespodziewanie spoczęła akurat na tej części mojej marynarki, pod którą znajdowała się dobrze wyczuwalna przez materiał broń. Uniosłem oczy ku sufitowi w teatralnym "nie wiem o co chodzi, na pewno niczego nie poczułeś", po czym machinalnie poprawiłem marynarkę i znów ruszyłem w ślad za Zackiem. Nie mogłem zostawić spluwy w domu, w samochodzie, czy gdziekolwiek indziej. Od kilku lat zawsze nosiłem ją przy sobie i nie zamierzałem tego zmieniać. Moja rola w społeczeństwie niesie ze sobą zbyt wiele ryzyka, bym mógł pozwolić sobie na nieostrożność. Szczególnie teraz, kiedy zewsząd czuć poruszenie i niepokój. Coś się dzieje w moim otoczeniu. Pewnym było, że coś dzieje się w mafii, ale w powietrzu wisiało więcej niż tylko to. Intuicja podpowiadała mi bym stał się podwójnie czujny, a ona, choć pojawiała się rzadko, to nigdy nie myliła.
Nie zdążyłem zareagować w żaden sposób na wyznanie Zacka, ponieważ nim zyskałem ku temu sposobność, przekraczaliśmy już próg jadalni. Ja też się denerwowałem na swój własny sposób, nawet jeśli moja postawa nijak na to nie wskazywała. Jak zawsze roztaczałem wokół siebie aurę dominacji i oczywiście nikt nie mógłby pomyśleć, że osoba wyglądająca i zachowująca się tak jak ja, mogłaby się czymkolwiek stresować. Ale stres, choć znikomy, to jednak był. A może raczej po prostu uczucie niewygody. Nie podobała mi się wizja spędzania czasu w towarzystwie obcych ludzi, którzy jak na zawołanie zaczną snuć domysły na temat tego kim jestem dla ich siostrzeńca/bratanka/kuzyna czy kij wie kogo jeszcze. Nie wiem też co nagadała im Janine, a ta z całą pewnością jest święcie przekonana o naszej wzajemnej, nieposkromionej miłości, która istnieje jedynie w jej wyobraźni. Gdyby to było niezobowiązujące spotkanie z Gregiem i Janine wszystko byłoby w porządku, ale fakt, że pojawiam się na czyimś rodzinnym spotkaniu zbyt jednoznacznie wskazuje na moją rolę w życiu Pettersona. Powietrze w tym pomieszczeniu wręcz przesiąkło oczekiwaniami, deklaracjami i zobowiązaniami. A ja choć próbowałem to ignorować, powoli zaczynałem się dusić.
Mój wzrok jakby również pragnął zignorować resztę towarzystwa, umiejętnie utkwił najpierw w Janine, na której widok nieco rozpromieniła się moja poważna dotąd twarz. Nie sprawiło to raczej, że wyglądałem sympatycznie, ale zawsze sprawiało milsze wrażenie niż zaciśnięta szczęka i mordercze spojrzenie. Gdy tylko Arnie stracił zainteresowanie kobietą, powędrował obwąchiwać resztę gości, ja zaś ze szczerym uśmiechem objąłem tę drobną niewiastę, składając na jej policzku krótkiego buziaka. Przez chwilę nawet poczułem się jakbym był na swoim miejscu. Właśnie tutaj. Lecz w następnej głos Zacka oderwał mnie od Janine, a czarne oczy zawisły na reszcie ludzi, przypominając o ich obecności. Nie, to z pewnością nie jest moje miejsce. Czuję się co najmniej niekomfortowo. Zobowiązania...
Westchnąłem krótko, machając w geście obojętności ręką, gdy ujrzałem przepraszające spojrzenie chłopaka, przez którego właśnie cierpiałem wewnętrzne katusze. Westchnąłem po raz kolejny, z niewzruszoną miną przelatując swym przeszywającym spojrzeniem po zebranych. Nabyty instynkt analityczny w kilka sekund dostarczał do mózgu wszelkie dane, które mogłem zdobyć jedynie dzięki umiejętności obserwacji. Piątka nieznanych osób, z których każda po kolei budziła we mnie jakiś rodzaj niechęci. Gówniarz i dziewczyna byli podobni do swojego ojca na tyle, bym mógł rozpoznać w nich jego dzieci. Laska nie sprawiała miłego wrażenia, choć była nienagannie ładna. Tak samo jak jej brat, na którym na dłużej zatrzymałem swój wzrok. Kącik mych ust uniósł się tworząc krzywy uśmiech, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Zaśmiałem się gorzko w myślach, widząc w jak szybkim tempie chłopięce oczy uciekają w inną stronę. Urocze. I zabawne.
Zapewne zdążyłbym tak po kilka razy stworzyć swe pierwsze wrażenie na temat każdego z osobna, gdyby nie to, że znów usłyszałem delikatny głos Janine, którego z nieprzymuszonej woli słuchałem przez następne kilka chwil, dopóki nie przyszło mi poznawać wspomnianych wcześniej ludzi. Z nienaganną kulturą, dość formalnym tonem przedstawiłem się każdemu z osobna, jedynie młodemu okazując więcej sympatii poprzez wymowny uśmiech i dłuższy uścisk dłoni. Z bliska również był ładny, ale... Cóż, do Zacka się nie umywał. W żaden sposób. Gdybym postawił ich dwóch obok siebie, szatyn zupełnie by zniknął. Stałby się niezauważalny i taki nieciekawy. Ale cóż, jego reakcje na moje niewinne zaczepki były na tyle rozbrajające, że pozwoliłem sobie kontynuować zabawę przynajmniej dopóki mi się nie znudzi.
Z uśmiechem wdzięczności przyjąłem od Janine szklankę whisky, którego łyk od razu upiłem. Czułem, że przyda mi się jeszcze co najmniej kilkanaście takich szklanek. Skierowałem swój nieprzenikniony wzrok na lekko zasmuconą, zamyśloną twarz kobiety, gdy tylko usłyszałem jej słowa. Uśmiechnąłem się niemrawo, również zerkając w stronę Zacka. Ja jednak nie spuściłem już z niego wzroku.
- Nie musisz mi dziękować - mruknąłem w chwilowym zamyśleniu, wpatrując się w zgrabną sylwetkę mojego słodkiego Zacka. Dopiero po kilku sekundach ocknąłem się, znów wracając spojrzeniem do Janine i posłałem jej niezobowiązujący uśmiech. - Twoja kolacja wszystko mi wynagrodzi - odparłem, z pełną swobodą umiejscawiając dłoń na drobnym ramieniu kobiety, by zaraz po tym skierować się w kierunku niebieskowłosego. Tak, uciekłem. Widziałem to w jej cholernym spojrzeniu. Och, kocham Janine jakby była moją matką, ale nie zamierzałem utwierdzać jej w przekonaniu o tym, iż darzę Zacka odwzajemnioną miłością, co za czym idzie, o tym, że jesteśmy w związku. To nieprawda. Miałem nadzieję, że nie zacznie tego tematu, aczkolwiek czułem niewyobrażalną presję, gdy tylko stała koło mnie. Wolałem więc odejść do mniejszego zła, przebywającego aktualnie w kuchni, w - jak się okazało - towarzystwie rodzeństwa. Podszedłem do Zack'a, zupełnie odruchowo oplatając jego szyję ramieniem. Upiłem solidny łyk trunku i wyciągnąłem paczkę fajek.
- Chodź na papierosa, Zackie - mruknąłem, wkładając już jednego z nich do ust. Kątem oka zerknąłem na Mischę, potem na jej brata. - Palicie? - Zapytałem od niechcenia, wyciągając przed siebie paczkę fajek i manewrując nią między dwójką szatynów. Zapomniałem oczywiście o tym, że są przecież dziećmi Grega, który gdzieś tu krąży i jako ojciec zapewne nie chciałby widzieć swojego nastoletniego syna z papierosem w ustach. Ale cóż, nie wycofałem swojej propozycji.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#239PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyCzw Lis 19, 2015 8:12 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Mój wzrok, jakby w ślad za bezbłędnym wyczuciem chwili, podążył za spojrzeniem piętnastoletniego chłopaka, później znów z powrotem ku niemu. Zmarszczyłem brwi delikatnie, w drobnym grymasie świadomości do czego właśnie posunął się Daniel. Co za manipulatywny typ.
Przystanąłem przy nastolatku, ściskając jego drobną nawet w porównaniu do mojej, dłoń od razu po tym jak to samo uczyniłem witając się z Mischą. Uśmiechnąłem się do chłopca sympatycznie, on zaś nieśmiało i z lekkim przestrachem –odwzajemnił uprzejmość.
  -Miło mi was..
  -Widzieć? –przerwała mi Mischa, posyłając mi bezczelnie kpiący wyraz twarzy. –Wzajemnie.
  -Tak. Widzieć –przyznałem, skinąwszy jej krótko, kompletnie nie dając się jej próbom  zirytowania siebie. Johnah westchnął cicho i z zażenowaniem pokiwał głową w pojednawczym akcie przyznania racji odnośnie tego zagadnienia.
Oparłem się o blat kuchennej wyspy, tuż obok nastolatka. Uroczy z niego dzieciak chociaż nieco przykro się patrzy na to, jak tłamsi w nim człowieka starsza siostra. Wygląda na dogłębnie zgnębionego i wystraszonego. Daniel musi takich lubić… No po prostu –uroczy. Od poprzedniego razu, gdy go widziałem wiele się zmieniło w jego wyglądzie. Z bólem serca muszę także przyznać, że ten chudy gówniarz przerasta mnie o jakieś dobre trzy centymetry. Cóż, pewnego dnia będę musiał się przyzwyczaić do tego, że jestem niższy od większości facetów i… niewielkiego procenta kobiet. Jestem żywym przykładem tego, że nie powinno się lekceważyć kogoś o głowę niższego tylko ze względu na to, jak natura tego kogoś potraktowała. W końcu jakiś karzeł skopie ci dupe i napluje ci na ryj jak będziesz leżał na ziemi dławiąc się krwią i wybitymi zębami. Na myśl o tym, uśmiechnąłem się delikatnie do samego siebie.

Zerknąłem przelotnie w kierunku Daniela, gdy postanowiłem zając swoje usta jakąś nieistotną pogawędką z Johnathanem. Zauważyłem jak Curtis zbywa uprzejmie moja matkę, by w następnej sekundzie zwrócić swe kroki w kierunku moim i dwójki potomstwa Grega. Szybko się poddał widocznie.
Ciężkie ramie Daniela spoczęło niezbyt czule na moich własnych, a gdy mojej uwadze nie uszedł ten nieprzyjemny grymas przemykający przez twarz Mischy, uznałem, że nawet niezbyt to jego ramię mi przeszkadza.
Daniel zechciał oczywiście zapytać mnie, czy może mam ochotę przystać na jego nieśmiałą propozycję –co jest niczym bardziej mylnym bowiem nic nie wskazywało na to, by ten kiedykolwiek postąpił w podobny sposób. Po prostu zjawił się tu ze swoim nakazem, który niechętnie zgodzę się tym razem egzekwować.
Nie powstrzymywałem chłopaka, gdy zaproponował tej dwójce, by zapalili razem z nami. Mischa jest już pełnoletnia –delikatnie powiedziane, bowiem dziewczyna ma już właściwie dwadzieścia cztery lata, a kwestię młodego wieku Johnah pozostawię ku mojemu rozważeniu innym razem, gdy jakimś cudem zacznie mnie obchodzić co się stanie z jego wychowaniem. Słowem –wisiało mi to czy pójdą, czy zostaną i odmówią. Jednak, mimo wszystko nie udało mi się pozyskać ich sprzeciwu.
  -Niekoniecznie, ale tym razem chętnie –odparła dziewczyna. –Nie mogę się doczekać aż wrócę do domu i nie będę musiała już oglądać ojca i tej jego nowej, uroczej…Ah.
Dziewczyna ponownie posłała mi swój obrzydliwie rozbawiony uśmiech, ja zaś wskazałem gestem by pośpieszyła się i przeszła przez drzwi przytrzymywane przeze mnie. W ślad za nią, do ogrodu tą samą drogą przedostał się Johnah. Demoralizacja.
  -Dokończ. –Uśmiechnąłem się wesoło, zwracając się do Mischy, gdy już znaleźliśmy się na zewnątrz. –Zaczęłaś coś mówić, więc oczekuję iż zechcesz dokończyć myśl.
Dziewczyna nie odzywała się przez chwilę, gdy zapalała papierosa pozyskanego z paczki Daniela. Kiedy już udało jej się to zrobić, wciąż jedynie mierzyła mnie wzrokiem, a ja słałem jej kolejne uśmiechy.
  -No dokończ –ponagliłem ją, wpatrując się w nią przenikliwie.
  -Zack, ona…-Spróbował coś wskórać Johnah. Uciszyłem go gestem dłoni.
  -Niech dokończy. Przecież nie zrobię jej krzywdy –parsknąłem, lustrując ukradkiem Daniela i to jaki ma do tego on stosunek. Moje zachowanie nie było uzasadnione. Mogłem zostać posądzony o uległość względem jej zaczepek, ale to nie byłoby rzeczywistym stanem mojego ustosunkowania do słów Mischy.
Dziewczyna wydawała się być zmieszana. Trwało to dosłownie sekundę lub mniej bowiem już moment później, jej twarz zdobił ten sam szyderczy grymas.
  -Ponoć jesteś nienormalny –szydziła nadal. –Wolałabym nie ryzykować. Zapomnij o tym, co mówiłam.
  -Rozsądna z ciebie dziewczyna, Mischa –mruknąłem ciszej i puściłem kobiecie oczko. Ta niemal zasłoniła swoją drobną rączką coraz szerszy uśmiech. Tym razem nie było w tym ani krzty zakłamania czy drwiny.
Johnah kompletnie przestał odnajdywać się jakkolwiek w sytuacji, gdy ja i jego siostra ni z tego, ni z owego zamilkliśmy, trzęsąc się w niekontrolowanym rozbawieniu.
 
Do wnętrza domu wróciliśmy krótko po tym zajściu, ja od razu zostałem zaatakowany przez wcześniej nieuświadomionych o moim przyjeździe bliźniaków. Szybko skupili na sobie całą moją uwagę. W końcu uznałem, że to odpowiednia pora by zniknąć na jakiś czas z oczu ciotek i Devona, z którym nie miałem ochoty rozmawiać, doskonale wiedząc na jakie tory nasza rozmowa w końcu zejdzie.
Wstałem z klęczek, gdy skończyłem wypytywać Deana i Toma o najbardziej interesujące mnie rzeczy i odnalazłem wzrokiem dopijającego whisky (kolejne) Daniela. Nim w ogóle zdążyłem do niego podejść, by zagadnąć na jakikolwiek temat –gdzieś z końca salonu dało się słyszeć głos Grega.
  -Zapraszam wszystkich do stołu.
Nie miałem nawet szansy odetchnąć…
Wzdrygnąłem się na całym ciele i znów spojrzałem w kierunku Curtisa, posyłając mu błagalne spojrzenie. Nadszedł ten moment, którego nadejścia niekoniecznie oczekiwałem nastrojony pozytywnie.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#240PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPią Lis 27, 2015 9:00 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Odpowiedziała mi dziewczyna, co niespecjalnie mnie zdziwiło. Jej młodszy brat zdawał się żyć w cieniu siostrzanych cycków. Poza tym nie uszło mojej uwadze, że w każdej kwestii miałem rację - Johnah zanikał przebywając w obecności Zacka. Już nawet jego siostra była bardziej wyraźna, choć to chyba przez ten jad, jaki emanował wokół niej. Wydzielała go z siebie świadomie, albo podświadomie, ale nawet, gdy się nie odzywała, był wyraźnie wyczuwalny. Zniechęcała całą sobą, choć mnie samego niespecjalnie to zrażało. Sam nie budziłem zbyt dużej sympatii, a przebywając nieustannie w towarzystwie równie jadowitego Luisa, nawykłem do kontaktu z ludźmi tego typu. Zresztą, przecież w moim gronie można spotkać takich naprawdę wielu. Nie mówiąc już o klientach, którzy wydają się być najbardziej zniszczonymi osobami, jakie kiedykolwiek przyszło komukolwiek spotkać. Ci zawsze mnie odrażali. W porównaniu do nich zaś, Mischa wydawała się całkiem niegroźną, uprzejmą dziewczynką. Choć to zabawne, że tak ją określiłem wiedząc, że jest ode mnie starsza. Janine zdaje się przypadkiem o tym wspomniała w trakcie naszej rozmowy. Ale nie da się ukryć, że wciąż to raczej ja wydawałem się poważniejszy niż pozostała trójka osób będących obecnie w moim towarzystwie. Być może, gdybym zostawił długie włosy nie byłoby to tak widoczne. W tym przypadku, wszystko jest raczej oczywistością.
Słysząc wspomnienie o Janine, tak jednoznaczne i nieprzyjemne, jedynie utkwiłem w dziewczynie mrożące spojrzenie, nijak nie odnosząc się do tej żałosnej wypowiedzi. Była typową prowokacją i gdybym tego nie wiedział, zapewne posunąłbym się dalej, niż Zack, który tylko zgrabnie doprowadził do jakiejś namiastki wstydu wywołanego u szatynki. Janine była i jest dla mnie ważna, o czym chyba nie muszę mówić. Ze względu na mój szacunek do kobiety, nie byłbym w stanie pozwolić komukolwiek na obrażanie jej, szczególnie w tak bezczelny sposób. Tępa gówniara wypowiadająca się w ten sposób o starszej od siebie kobiecie, zasługującej na duży szacunek, powinna dostać w twarz. Ale nie zamierzałem robić tu teraz żadnych scen. Zack potrafił poradzić sobie sam, a w razie, gdyby postanowiła w którymś momencie przesadzić, raczej nie będę przejmował się tym co mógłby powiedzieć Greg na limo wytworzone pod okiem jego córki przy użyciu mojej pięści. Nie zwracałem raczej uwagi na to, że kobiet się nie bije. Ten, kto wymyślił te brednie, chyba nigdy nie spotkał na swojej drodze przedstawicielek płci podobno pięknej, pokroju tej tutaj. Ja zaś nie raz i nie dwa natknąłem się na gorsze, więc nie miałem specjalnych oporów. Oczywiście, że nie manifestowałbym swojej siły przeciwko do tego stopnia słabszej istocie, ale jeden porządny liść zawsze jest dobrą metodą ustawiania księżniczek do pionu. Aczkolwiek, gdyby jakiś facet tłumaczyłby się przede mną w ten sposób po uderzeniu, dajmy na to Elizabeth, raczej by mnie to nie odwiodło od decyzji popełnienia brutalnego morderstwa. Ale przecież nie jest tajemnicą, że poziom hipokryzji mojej osoby jest względnie wysoki.
Przewróciłem oczyma ze zrezygnowaniem, słysząc dobitny śmiech tej dwójki. Rzekłbym, że obydwoje są nienormalni. W pewien sposób warci siebie, skoro potrafią osiągnąć porozumienie w tak durny sposób. Nigdy nie zrozumiem Zacka i jego sposobu myślenia w tych kwestiach. Mischa najwidoczniej nie miała tego problemu, a Johnah wydawał się zdezorientowany całym zajściem. Współczuję mu, skoro musi przebywać z tą laską częściej niż raz na jakiś czas. Sobie też współczułem. Ale Zack przynajmniej miał kutasa, a to przesądzało o wszystkim. No i był mój.
Spaliliśmy papierosa i właściwie bez zamienienia ze sobą jakichkolwiek słów, wróciliśmy do środka. Gdyby to ode mnie zależało, zabrałbym żarcie do sypialni Zacka i tam spędził resztę wieczoru. Poczekał aż ta cała zgraja wróci do swoich nor, a potem usiadł przy szklance whisky z Gregiem, Janine i Zackiem. Ale ode mnie w tej chwili zależało niestety niewiele, więc jak przystało na przykładnego zięcia, którym mimo że nie byłem, to czułem się jak on, powędrowałem do stołu. Wcześniej jeszcze przywitałem się z chłopakami, będąc zaskoczonym faktem, że jakiekolwiek dzieci nie przyprawiają mnie o ciarki i mdłości. Może dlatego, że byli ślicznymi braćmi Zacka. W końcu córka Alexa również nie wywoływała u mnie tej skrajnej niechęci. Po usadzeniu tyłka przy stole, jak na zawołanie otrzymałem kolejną, trzecią już szklankę whisky, które jako jedyne mogło teraz ukoić moje nerwy. A te występowały, choć nie w przesadnym natężeniu. Po prostu wciąż czułem się nieswojo i rozgrzewający płyn pomagał tylko na tyle na ile. To oznaczało, że muszę po prostu wypić więcej. Urżnięcie się w pień w tych okolicznościach wydawało się być wyjątkowo kuszącą perspektywą. Tymczasem jednak tylko posłałem Zackowi mało entuzjastyczne spojrzenie, w odpowiedzi na jego błagalne i odsunąłem krzesło obok siebie dając mu tym samym znak, że ma tutaj usiąść. Nie widziałem innej możliwości. Nawet jeśli zostanę obarczony masą niekomfortowych pytań, oczekiwałem, że będąc obok mnie poczuje się do odpowiedzialności odpowiedzenia chociaż na część z nich.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#241PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPią Lis 27, 2015 10:33 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Główną kwestią zaakceptowania siebie i ludzi wokół była świadomość tego, co tak naprawdę mają na myśli, dyskretne okazanie zrozumienia dla ich prawdziwych motywów i wyciągnięcie ręki. Powinno się także generalnie mieć jakąkolwiek wiedze i obeznanie w ludziach, by bezbłędnie dotrzeć źródła. Empatia to nic innego jak predyspozycje do poprawnego interpretowania, czytanie uczuć bez rozkładania ich na czynniki pierwsze. To bardzo przydatna umiejętność, gdy pracujesz w podobnym zawodzie co ja, czy po prostu lubisz mieć kontrolę. To nic szczególnego przyswajać jakiekolwiek emocje wolniej. Większość populacji wolniej przyswaja fakty, co jest prawdziwym powodem do wstydu. Głupota powinna być eliminowana, a jej oznaki –duszone w zarodku. Podjąć działania profilaktyczno-zapobiegawcze, usunąć problem zanim zacznie się rozrastać.
 
Odciągnąłem palcem golf od szyi, skrzywiłem się nieznacznie poprawiwszy go i zasiadłem do stołu, obok równie nieszczęśliwego co ja Daniela. To niezwykle urocze, że tak zależy mu na tym, żebym był na wszelki wypadek obok. Pewnie potrzebuje czegoś co go kopnie w kostkę jeżeli zacznie wyglądać zbyt wrogo.
Usiadłszy na miejscu, przejechałem dłonią po udzie Curtisa i posłałem mu coś na wzór pokrzepiającego uśmiechu. Zapewne wypadło to dość groteskowo, ale wcale nie czuję się w tej sytuacji mniej skrępowany niż on.
Greg rozlał do kieliszków wino, przed Johnathanem stanęła szklanka z sokiem, a po krótkim sygnale ze strony Grega –wszyscy goście ochoczo ujęli łyżki w dłonie. Ja sięgnąłem po swoją nieco jakby bez pośpiechu i z podobna rezerwą obecną w sercu –spojrzałem na tą nieszczęsną zupę wzrokiem zbitego gówniarza. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział bowiem w obecnym niechlubnym momencie cierpię na pewną przykrą przypadłość o nazwie „nie radzę sobie z jedzeniem i pozostawaniem w dobrej kondycji psychicznej jednocześnie”. Westchnąłem cicho pod nosem, a moje napięte ramiona nieznacznie opadły, gdy moje usta wypełnił smak zupy. Był bardzo dobra. Pewnie mama ją gotowała.
 
Powoli kończyłem pierwszą połowę porcji, gdy większość już wesoło gawędziła, zachwalała zupę, której w ich talerzach nie było. Ja zaś byłem bliski zwrócenia całej zawartości żołądka. Było tu niezwykle duszno. Rozejrzałem się ukradkiem dookoła. Może szukałem jakichś drzwi, kryjówki, okna, które mogłem uchylić. Nic takiego nie znalazłem. Okna choć ogromne –nie otwierały się. Drzwi do ogrodu znajdowały się na drugim końcu korytarza.
Przełknąłem gwałtownie ślinę i pozwoliłem zabrać sobie spod nosa talerz. Matka wydawała się nie zauważyć niemal pełnego talerza jej kuchennego arcydzieła, ale to przecież tylko lepiej.
Szybko nadszedł czas na drugie danie, które postarałem się przynajmniej rozmemłać strategicznie po talerzu, udawać, że jem, podnosić widelec do ust, odzywać się i w ostatniej chwili opuszczać widelec w dół. Odwrócić uwagę rozmówcy od co istotniejszych elementów zajścia. Było to wyjątkowo ważne ponieważ właśnie gawędziłem z Janine. I choć była moją matką –niestety zwyczajnym ludziom było daleko do mojego poziomu.
Zerknąłem ukradkiem na Daniela, gdy mama zadała pytanie jemu odnośnie tego, czy dalej mieszka w San Diego i czy planuje przeprowadzić się do Los Angeles. Później do ognia pytań dołączył się Greg, którego za kolei interesowało, gdzie ja pracuje. Powiedziałem mu krótko, że obecnie zajmuję się zleceniem dużej firmy i na brak pieniędzy nadal nie narzekam. To mu najwyraźniej wystarczyło, więc przerzucił swoje zainteresowanie na Curtisa, którego obecnie zagadywał Devon.
Kolejne niedokończone danie zostało zabrane wprost sprzed mojego nosa przez ciotkę i Mische. Sięgnąłem po wino , i ujmując kieliszek za nóżkę, podniosłem go do góry. Zamieszałem winem w powietrzu i przysłoniłem do swoich ust, upijając łyk. Wino zdecydowanie jest moim ulubionym alkoholem.
Matka na chwilę dołączyła do kobiet w kuchni, wyraźnie na nieco dłużej bowiem przygotowywany był deser.
Ponownie mój wzrok kątem oka spoczął na chłopaku. Gdy złapałem tym samym jego spojrzenie, puściłem mu oczko i delikatnie się uśmiechnąłem. Część oficjalna dobiegała końca, a ja nie mogłem się doczekać aż stąd zniknę i pójdę grać na xbox’ie. Wstyd.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#242PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptySob Lis 28, 2015 1:39 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie umknął mojej uwadze grymas Zacka w reakcji na zupę, co spowodowało, że ja sam zmrużyłem delikatnie oczy i ściągnąłem brwi. Nie zrobiłem jednakże nic poza tym, zajmując się swoją własną porcją, którą w przeciwieństwie do chłopaka, skończyłem ze smakiem. Jak reszta tu obecnych zresztą. Nawet młodzi zjedli to co im nałożono bez grymaszenia. Tym czasem Zack zachowywał się jak wybredne dziecko. Nie komentowałem, przynajmniej na razie. Wiedziałem, że nie robi tego specjalnie, wiedziałem też, że to wcale nie oznacza niczego pozytywnego. Od jakiegoś czasu dostrzegam u niego wznowione problemy z apetytem. Coraz bardziej się martwiłem, bo choć wolałbym myśleć, że wszystko jest w porządku, fakty wskazywały na coś zgoła innego. Kątem oka zwróciłem uwagę również na to jak je, a raczej jak nie rusza drugiego dania i jedynie próbuje zachować pozory. Skrzywiłem się, samemu oczywiście zjadając wszystko. Janine gotowała bardzo dobrze i choć sam już całkiem nieźle radziłem sobie z obiadami, moje zupełnie nie umywały się do tych, które wyszły spod ręki kobiety. Oczywiście duży wpływ na moje umiejętności gotowania ma brak węchu. Jakby nie było, ta sztuka w dużej mierze opiera się na tym konkretnym zmyśle, a jego  brak skutecznie wpływa na obniżony poziom dań. Miło więc zjeść po długim czasie coś tak smacznego. Choć lepiej by mi się jadło ze świadomością, że pewien chuderlak obok mnie robi to samo. A było inaczej i to z kolei doprowadzało mnie do coraz większego zirytowania. Nie zdziwiłbym się, gdyby zaraz wyszedł do łazienki i dodatkowo zwrócił to co zdążył wrzucić do swojego żołądka. Jeśli w tym celu opuści stół, nie będę miał wątpliwości co do tego w jakim celu to zrobił.
Ku memu niezadowoleniu, musiałem stawić czoła wszelkim pytaniom zadawanym przez członków rodziny Zacka. Słysząc pytanie Janine o mieszkanie w LA, posłałem kobiecie lekki uśmiech i dyplomatycznie odpowiedziałem, iż na razie nie myślałem o powrocie do domu ze względu na pracę, jakiej się tam podjąłem. Na wzmiankę o pracy zaś włączył się Greg, dopytując czym tak właściwie się zajmuję. Bez wahania odparłem iż sprzedaję ekskluzywne samochody w firmie, którą prowadzę wraz z przyjacielem zarówno w LA jak i w San Diego. Samochody w końcu są czymś, na czym całkiem nieźle się znam, więc mogłem zaryzykować tym drobnym kłamstwem. Z kolei słysząc o sportowych i ekskluzywnych autach, rozmowę zagaił wuj Zacharego, a ta już potoczyła się bardziej sprzyjającym mi torem, gdyż rozprawialiśmy głównie o markach i parametrach coraz to lepszych i nowszych cacek. Dzięki temu, że wdałem się w dłuższą rozmowę z Davonem, uniknąłem dalszych niekomfortowych pytań Janine, która nie miała po prostu jak wtrącić się w naszą entuzjastyczną rozmowę. Strategiczne zagranie, a jak.
Nigdy nie przepadałem za winem, więc nie ruszyłem swego kieliszka, za to z uśmiechem przyjąłem szklankę whisky od wuja, którego to zdążyłem obdarzyć swego rodzaju sympatią. Co do reszty rodziny, choć zamieniłem z nimi kilka słów, raczej nie poczułem żadnej chęci dalszego kontaktu. Dzięki Davonowi, ten obiad nie skończył się katastrofą, a ja nie musiałem przestrzelić żadnej głowy spluwą wciąż spoczywającą w wewnętrznej kieszeni marynarki.
Podłapałem wzrok Zacka, gdy już skończono jedzenie i wszystkie kobiety powędrowały do kuchni, zaś Davon zajął się rozmową z Gregiem. W końcu miałem okazję do posłania memu drogiemu przyjacielowi karcącego spojrzenia.
- Za dobrze wyglądasz? - rzuciłem z lekkim grymasem na ustach. Tak, wyglądał dobrze, ale z pewnością nie na tyle, by mógł teraz po raz wtóry odstawić jedzenie. Chwila moment i doprowadzi się do stanu, w którym był jeszcze miesiąc temu. Przynajmniej pod względem wagi. Ale dlaczego? Przecież jestem pewien, że już nie ćpa. Więc to musi być spowodowane tymi lekami i chyba powinienem bardziej zainteresować się czym dokładnie one są oraz jak wpływają na organizm. A także, czy koniecznie musi je brać, bo przecież skoro wywołują niepożądane skutki uboczne, lepiej, by poszły w odstawkę. Ale Zack jest już dużym chłopcem. Podobno też rozsądnym, więc sam powinien rozumieć takie rzeczy. To musi znaczyć, że nie radzi sobie bez leków. Tak jak ja nie radziłem sobie bez swoich i choć teraz idzie mi to dużo lepiej, wciąż widać, że jestem dużo bardziej nerwowy i zwyczajnie narwany. Nie raz i nie dwa byłem blisko ataku i tylko dzięki szczęściu udało mi się go do tej pory unikać. Chyba powinniśmy porozmawiać. Ostatnim czego chcę, to zobaczenie Zacka marnującego się raz jeszcze. A czy to przypadkiem nie oznaczało, że mam powód do zostania z nim? Przecież mnie potrzebuje. Znów. Nie muszę wracać. Nie powinienem. Poczułem dziwną ulgę spływającą na mnie po tym spostrzeżeniu. A przecież złym zagraniem jest doszukiwanie się tutaj własnej korzyści. Niepokojące.
Janine wróciła z deserem, a wraz z nią reszta kobiet, jednakże zamiast wciąż siedzieć w miejscu, podniosłem się z niego.
- Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale my już udamy się do pokoju. Zack nie czuje się najlepiej, a ja nie przepadam za słodyczami. Wrócimy do was później, a teraz wybaczcie. - Posłałem kobiecie przepraszający uśmiech i tego samego rodzaju spojrzenie, po czym chwyciłem Zacka całkiem odruchowo za nadgarstek i pociągnąłem w stronę sypialni, do której o dziwo wciąż pamiętałem drogę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jak jednoznacznie to wygląda, aczkolwiek nie przejąłem się. I tak każdy tutaj już sądził, że łączy nas nie wiadomo jak wielkie uczucie. Nie kłopotałem się wyprowadzaniem ich z błędu.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#243PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptySob Lis 28, 2015 10:58 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Curtis najwyraźniej w miarę jak czas mijał –coraz lepiej odnajdywał się w sytuacji, w której się znalazł. Cóż, ja z pewnością nawet nie próbowałem tego wieczoru udawać za wszelką cenę przed kimkolwiek, że wszystko jest w porządku. Janine zna sytuację, Daniela nie interesowały szczegóły więc nawet nie rozumiał. Ja powoli odpuszczałem. Czułem na sobie kolejne spojrzenia, które powodowały, że coraz głębiej zapadałem się w krześle, do którego oparcia przywarłem silnie plecami. Mentalnie odcinać się nie mogłem, więc każda sekunda niosła za sobą coraz więcej problematyczności. Zamrugałem kilka razy, gwałtownie, jakby łapiąc gorączkowo powietrze. Lub tlen. Lub ostrość.
Dopiero po dwóch sekundach dotarły do mnie słowa mężczyzny, na które i tak nie musiałem odpowiadać, więc nie przyszło mi się przejmować swoją opóźnioną reakcją.
Powoli przejechałem dłońmi po swoich udach, czując jak moje ręce coraz bardziej wilgotnieją, jak robi mi się gorąco i ciasno. Powoli pozwalałem się pochłaniać działaniu paniki.

Gdy tylko znów pojawiła się moja matka, otworzyłem usta, by natychmiast zakomunikować iż mam zamiar się ewakuować czy raczej „taktycznie posunąć się do odwrotu”. Niespodziewanie wyręczył mnie Curtis. Miałem być mu wdzięczny, wiedziałem, że właśnie wobec niego powinienem to czuć. Nie potrafiłem jednak. Zdałem sobie sprawę jak przejrzysty się staję, gdy do głosu dochodzi ta nieszczęsna słabość. Działo się to niepostrzeżenie, w różnych momentach, bez jakiejś prawidłowości. Zachowywała się jak rozkapryszona pięciolatka. Wybuchała płaczem i furią, gdy nie dostawała tego czego chce –mnie. Powoli wypuściłem powietrze nosem, skinąłem gościom przy stole i uśmiechnąłem się delikatnie do mamy, która postanowiła odprowadzić mnie zatroskanym wzrokiem. Pewnie teraz wszyscy mają mnie za nieprzystosowanego mięczaka, dziwoląga, który nie radzi sobie z kontaktami międzyludzkimi i życiem w społeczeństwie. Kogoś, kogo dramat wewnętrzny niesprawiedliwie dotknął, bo przecież nie powinien skoro mamy w swojej rodzinie tyle pieniędzy do rozgospodarowania. Nikt nie mówił tego głośno, ale każdy wiedział, że albo jestem narkomanem, albo coś ze mną nie tak, bo we łbie przewraca mi się od nadmiaru wygody.
Zostałem ujęty za nadgarstek przez Daniela, dokładnie tak jakby chłopak nie wierzył, że sam dam radę gdziekolwiek dotrzeć. Wiem, że zrobił to odruchowo. Odruchowo także często odbierał mnie jako kogoś słabszego, niezdolnego do radzenia sobie z własnymi problemami. Cóż, z przykrością musze stwierdzić, że jak zwykle ma pieprzoną rację.
 
Po drodze do własnej sypialni, wstąpiłem do spiżarni, by chwycić jakieś dobre wino i wziąć je ze sobą do pokoju. Później pozwoliłem się dalej ciągnąć do własnego pokoju na piętrze.
Ów prezentował się wciąż tak samo. Odkąd wyprowadziłem się stąd i pojawiłem się tutaj ten rok temu wraz z Danielem u boku –sypiałem tu dwa razy. Zastałem pokój w dokładnie tym samym stanie, co gdy go opuściłem jakieś trzy miesiące temu. Może cztery.
Kiedy tylko drzwi za mną się zamknęły, zrzuciłem z siebie marynarkę i podwinąłem rękawy swetra. Udałem się też w kierunku okna, by je uchylić i nieco się schłodzić zimowym powietrzem.
  -Przysięgam, że następnym razem nie pojawię się tu na trzeźwo –warknąłem i wyjrzałem przez okno na ogród. Odkorkowałem wino i bez pardonu pociągnąłem pierwszy łyk wprost z butelki. Chciałem, żeby wszyscy już stąd zniknęli podczas gdy się na to nie zanosiło, bo w całym domu roznosiły się ich wesołe okrzyki i głośne rozmowy. Pokręciłem powoli głową i w końcu oderwałem wzrok od przestrzeni rozchodzącej się na zewnątrz. Wlepiłem go zamiast tego w telewizor plazmowy wiszący na ścianie.
  -Pograjmy na xbox’ie –zaproponowałem, nieco nawet się ożywiając w tym samym momencie. Od razu ruszyłem w kierunku fotela stojącego przy biurku. Gwałtownie przysunąłem go bliżej telewizora i konsoli, pozostawiając do dyspozycji mojego gościa pufę. Ująłem w dłoń pilot od telewizora, jak i pada.
  -Możesz wybrać grę –zakomunikowałem Danielowi swą wspaniałomyślność. Posłałem mu także szeroki uśmiech, na znak tego, że uważam iż moja propozycja jest iście oznaką dobrej woli. Bowiem była –nie da się temu zaprzeczyć. Ostatnio wobec Curtisa stosuje same gesty przepełnione przyjacielskimi zamiarami. Nie miałem już dłużej powodu do tego, by nie dopuszczać do siebie możliwości ponownego zawarcia przyjaźni. Cóż, ostatnio jakoś nie udaje nam się osiągać podobnej relacji w sposób jednoznacznie nieposzlakowany jakimiś głębszymi zamiarami, ale przyjaźń potrafiła nieraz być wielofunkcyjna.
Danny wybrał, a ja podałem mu jednego z padów i mimowolnie na moje usta wkradł się subtelny uśmiech. Dawno w ten sposób nie spędzaliśmy czasu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#244PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Lis 29, 2015 12:21 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Widziałem co dzieje się z Zackiem i być może dlatego kompletnie nie zwracałem uwagi na otoczenie, ciągnąc go za sobą w kierunku pokoju jak nieporadne dziecko. Nie podobało mi się to jak oddychał, nie podobało mi się to jak panikował i jak sobie nie radził. Wygląda na to, że przebywam z nim już tyle długo, że nawet mnie to nie dziwi. Po prostu reaguję i jest to zwykłym, ukierunkowanym przez jakiś instynkt odruchem.
Po zajściu do spiżarni, weszliśmy do sypialni Pettersona i dopiero tam puściłem jego rękę, oddając tym samym całkowitą swobodę ruchów. Obserwowałem go czujnym wzrokiem i westchnąłem w duchu, widząc jak otwiera okna, by powoli wrócić do siebie. Głośno zaś westchnąłem, kiedy usłyszałem jego przepełnione niekrytym zirytowaniem słowa. Gdybym wiedział, że to dla niego aż tak duże przeżycie, nie przyjechalibyśmy tutaj. Przynajmniej nie teraz, kiedy zebrała się cała rodzinka. Pominę już to, że sam nie zdecydowałbym się w ogóle na opuszczenie LA, gdybym wcześniej wiedział o tym małym, pozornie mało ważnym fakcie. Obydwoje się dusiliśmy, choć Zack bardziej otwarcie. Ja znalazłem w sobie na tyle opanowania, by wtopić się w tłum i nadawać na jego falach. Ale nie powinno być to niczym dziwnym, bo w końcu do takich rzeczy właśnie zostałem przyzwyczajony. Do zmieniania kolorów niczym kameleon, czy to przy rozmowie z obcymi ludźmi, czy z dalszymi znajomymi, czy klientami, czy też rodziną Zacka.
- Następnym razem nie pojawimy się tu, jeśli Janine postanowi ściągnąć resztę rodziny. Czy też Greg, czyjkolwiek był to pomysł. - Odruchowo w pierwszej chwili postawiłem na Janine, bo już dawno zauważyłem, że to kobiety są dużo bardziej przychylne rodzinnym spotkaniom, na które mężczyźni nastawiają się raczej sceptycznie. I być może nawet tak samo jak ja, nie mają pojęcia co jest w tym takiego fajnego. Cóż, być może byłoby miłym doświadczeniem spotkanie z osobami, które faktycznie się kochają i utrzymują ciepłe relacje, ale to tutaj bynajmniej tak nie wyglądało. Zdawało mi się raczej, że każdy miał coś na kogoś. Zresztą, o czym ja myślę, przecież tam nawet siostra okrutnie głębi swego piętnastoletniego brata. Chyba nie ma co rozwodzić się nad tym tematem.
Patrząc na Zacka pijącego zachłannie wino, aż pożałowałem, że nie poprosiłem go o zawinięcie buteleczki whisky, bimbru, bourbonu czy jakiegokolwiek mocniejszego alkoholu nie będącego wódką. Tych trzech, czy czterech szklanek właściwie w ogóle nie odczułem. Być może tylko lekko się rozluźniłem a i tego nie byłbym taki pewien. Ale jeżeli rodzinka się rozjedzie, albo przynajmniej pójdzie spać, być może będę miał jeszcze okazję do rozmowy z Janine lub Gregiem przy kolejnych szklankach trunku. Choć i tego wolałbym uniknąć. Temat mógłby zejść na Zacka i na nasze relacje, a ja wciąż wolałem wystrzegać się podobnych rozmów. Zresztą, mimo wszystko preferowałem spędzić ten czas z dwudziestolatkiem w jego sypialni i robić dużo przyjemniejsze rzeczy. Nawet, jeśli ma być to gra na xboxie.
Zgodnie z życzeniem Zacka, wybrałem grę i usadziłem swój szanowny tyłek na pufie, łapiąc za pada. Ile to już czasu nie spędzałem czasu tak beztrosko? Kilka dobrych lat. O ile można założyć, że moje życie kiedykolwiek było beztroskie. Chociaż tak, lata gimnazjalne i początek licealnych można za takie uznać. Wtedy to robiłem co chciałem, a moim największym zmartwieniem mogła być przegrana w tekkena. Czasami chciałbym wrócić do dawnych czasów. Grając z Zackiem w jego pokoju, poczułem sie jak tamten gówniarz, bez problemów i obcych żyć na własnym sumieniu. Uderzyła mnie myśl, że gdybyśmy nie spotkali się wtedy, na tamtym koncercie, nie miałbym nawet tego. Nie miałbym Zacka. Zabawne, jak pozornie nieszkodliwe przypadki mogą zmienić całe dalsze życie. Zaśmiałem się cicho na tę myśl, nie wtajemniczając jednak Zacka w powód mojego nagłego rozbawienia. Skupiłem się na grze, zapominając skutecznie o nieprzyjemnej rzeczywistości.
- Czujesz się już lepiej? - zapytałem w którymś momencie, zerkając kątem oka na niebieskowłosego, popijającego co jakiś czas swój ulubiony trunek. Do tej pory nie poruszyłem tematu jego nagłego ataku nieuzasadnionej paniki i cóż, wciąż nie zamierzałem tego robić. Chciałem jedynie wiedzieć, czy wszystko w porządku. Nawet nie siliłem się na to, by ukrywać zmartwienie.


Ostatnio zmieniony przez Ivan dnia Czw Gru 03, 2015 10:50 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#245PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPon Lis 30, 2015 4:59 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Westchnąłem ze zrezygnowaniem, uświadamiając sobie w jak wielkiej mierze Daniel ma rację. Nie powinniśmy się tu pojawiać, kiedy oni wszyscy zjeżdżali się tu, żeby później nienawidzić się jeszcze bardziej. Może mama nie widziała w tym nic złego, była dobrą kobietą i wiedziałem również, że dla niej rodzina i utrzymanie jej przy sobie jest ważne. Oni zaś tego nie doceniali. Dla nich to była naturalna, przykra konieczność podporządkowania się normom.
  -My –mruknąłem cicho pod nosem. Zmarszczyłem brwi i upiłem jedynie  kolejny łyk wina. Nie miałem pojęcia czy będzie „my” w tym samym znaczeniu, w innym, czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek. Daniel i ja jednocześnie szukaliśmy wyjść by znikać sobie z oczu oraz w tym samym momencie nie rozstawać się ze sobą na dłużej. Nie sądziłem jednak, że będzie tak zawsze. W pewnym momencie będziemy zmuszeni rozdzielić się, nasze interesy staną się  siebie przeszkodą nie do pokonania. Będą głównym powodem, dla którego mógłbym porzucić wszystko, a i Daniel nie wydawał się być kimś, kto ma inne zdanie w tym temacie. Nasze źródła zarobku utrzymywały nas przy życiu. Ja byłem uzależniony od swojej pracy, Daniel nie mógł tak po prostu skończyć ze swoją.
Starałem się odsunąć podobne rozmyślania na później, teraz skupić się na grze, padzie i absolutnym rozluźnieniu swoich mięśni twarzy, które niepostrzeżenie cały czas się spinały. To niesprawiedliwe.
Nagle mężczyzna się odezwał, ja spojrzałem na niego kątem oka, łapiąc przy okazji jego badawczy wzrok i ledwo powstrzymałem się tym samym od teatralnego gestu przewrócenia oczyma. Uznałem jednak po chwili, że nie jest to miejsce ani chwila, by dawać się ponieść melodramatyczności.
  -Czuję –odparłem, uśmiechając się lekko do Daniela, próbując tym samym nadać sobie samemu więcej wiarygodności. Prawdę mówiąc –to jak się czułem przez cały czas było dalekie od pojęcia „lepiej”.
  -Nie martw się o mnie za bardzo –dodałem drwiąco i pociągnąłem kolejny łyk wina z butelki, jednocześnie niemal się opluwając, gdy chłopak nagle zaczął wygrywać.
  -Jak?! –jęknąłem pretensjonalnie i spojrzałem z prawdziwym oburzeniem na Daniela.
  -Jak to zrobiłeś?! –gorączkowałem się dalej. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do Daniela. –Pokaż mi –poleciłem mu i usiadłem na jego kolanie, opierając się plecami o jego klatkę piersiową. Zerknąłem na jego profil wymownie, domagając się spełnienia swojej prośby.
Gdy moje polecenie rzeczywiście zostało wypełnione zgodnie z tym, czego wymagałem od Curtisa –wypróbowałem kombinację, a gdy ta udała mi się –na moje usta wpłynął triumfalny uśmiech. Odwróciłem twarz w jego stronę, by móc spojrzeć  mu w oczy.
  -Dzięki –mruknąłem i krótko pocałowałem Daniela w usta, by za chwilę wrócić do gry, rozgromić Daniela i ostatecznie wygrać nawet jeżeli uważałem, że gry to strata czasu tylko i wyłącznie dlatego, że nigdy w nie nie wygrywałem. Gdy byłem młodszy, zamiast siedzieć po nocach i spędzać czas przy konsoli –czytałem książki. Jeżeli nie czytałem to głównie przesiadywałem u Daniela, imprezowałem, brałem albo słuchałem muzyki. Niekoniecznie w czasach mojej młodości było tyle gier, tyle możliwości bezsensownego rozporządzenia czasu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#246PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPią Gru 04, 2015 12:27 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
"My". Faktycznie, zupełnie odruchowo użyłem tej formy, tym samym lekko się zapędzając. Z góry założyłem, że w przyszłości również będziemy przyjeżdżać tu razem i Zack musiał to wyłapać. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad tym jak łatwo mi to przyszło. Zupełnie odruchowo i naturalnie, tak jakby czymś oczywistym było, iż za kilka miesięcy wciąż będziemy ra... Będziemy ze sobą tak blisko. A przecież w rzeczywistości to mało prawdopodobny scenariusz. Nasze wspólne mieszkanie powoli dobiega końca, nawet jeśli nie chcę o tym myśleć. Ale mimowolnie to robię i im dłużej to robię, tym bardziej przychylam się ku temu, by opuścić mieszkanie Zacka. Nasza relacja stała się zbyt określona, a ja poczuwam się do odpowiedzialności w wielu sferach dotyczących chłopaka. Tymczasem nie mogę przecież myśleć, że możemy imitować szczęśliwą parkę spokojnie żyjącą sobie pod jednym dachem, tak samo jak nie mogę chować się w skórze troskliwego przyjaciela gotującego codzienne obiadki. Nie tym jestem. Jestem mordercą. Mało tego, płatnym mordercą. Zabijam ludzi za pieniądze, zabijam ich, bo nie mam nic lepszego do roboty. Bez emocji, bez własnych motywów. Będąc tak wypranym z podstawowych emocji, jakim cudem miałbym zostać z Zackiem i dalej bawić się w tę relację? A jednak... Wciąż nie potrafiłem podjąć decyzji i wciąż pozwalałem grze po prostu trwać.
Odwzajemniłem lekki uśmiech Zacka, choć mój wzrok odzwierciedlał sceptyczność z jaką odniosłem się do oznajmienia chłopaka. Być może i wyglądał lepiej niż kilka chwil temu, ale znałem go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że jego stan wcale tak mocno się nie poprawił. Nie skomentowałem tego. On przecież też prowadził swoją własną grę. Obydwoje wciąż to robiliśmy. Nawyki. Najzabawniejsze, że obydwoje również o tym wiemy. Rozumiemy się bez słów, jak zawsze.
Zająłem się w końcu rzeczywistą, bardziej przyziemną grą, jaką miałem teraz przed oczami. Z lekkim, beztroskim uśmiechem wpatrywałem się w ekran, dość machinalnie naciskając odpowiednie przyciski pada. Uśmiechnąłem się pod nosem, uświadamiając sobie, iż wciąż dużo pamiętam. Z każdą chwilą przypominałem sobie kolejne sekwencje, wypróbowując każdą z nich. Prawie drgnąłem, gdy z lekkiego zamyślenia wyrwał mnie rozentuzjazmowany głos Zacka, ku któremu zaraz zwróciłem swe spojrzenie. Zaśmiałem się, gdy doszło do mnie o co chodzi i zaraz rzuciłem mu uśmiech pełen satysfakcji.
- Cóż, pewnych rzeczy się nie zapomina - odparłem z pełnią samozadowolenia i uśmiechnąłem się raz jeszcze, w nieco inny sposób, gdy niebieskowłosy obrał sobie za siedzenie moje kolana. Chwilę się z nim przekomarzając, w końcu pokazałem tajemnicę poprzedniego ruchu. W końcu miałem w zanadrzu jeszcze kilka innych. Zawsze mam coś w zanadrzu, czy to w grze, czy to w życiu. Choć czy to się przypadkiem ze sobą nie pokrywa?
Graliśmy jeszcze jakiś czas, lecz w końcu, nie kończąc nawet rozgrywki, odrzuciłem pada na bok, by zaraz, zupełnie nagle chwycić podbródek Zacka i skierować go w swoją stronę. Złączyłem nasze usta w gwałtownym, dość długim pocałunku. Ręce ulokowałem na wąskiej talii, gdzieś częścią podświadomości rejestrując, że jest węższa niż zwykła ostatnimi czasy. Odsunąłem się na milimetr, by zajrzeć w błękitne oczy.
- Skoro wszyscy są zajęci... Może tym razem nikt nas nie przyłapie. Co, Zackie? - Nie dałem mu czasu na odpowiedź, gdyż już w następnej chwili znów złączyłem nasze usta. Obróciłem chłopaka całkiem przodem do siebie, powodując iż okrakiem siedział na mych kolanach. Nie przerywając pocałunku, chwyciłem jego pośladki i podniosłem się z miejsca. Jego plecy po chwili uderzyły o ścianę. Był leciutki.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#247PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyPią Gru 04, 2015 6:39 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Daniel zaśmiał się, zbyt dumny z siebie w tak mało ważnej kwestii, bo przecież, gdybyśmy nie grali w coś takiego –pewnie ograłbym go we wszystkie możliwe gry logiczne. Nie twierdzę, że Daniel jest głupszy ode mnie czy po prostu mniej inteligentny. Takie rzeczy zwyczajnie wychodziły mi lepiej niż cokolwiek, potrafiłem myśleć i miałem też całkiem niezłą pamięć. Jestem mądry, wykształcony, a moje IQ może wynosić blisko dwieście punktów, ale na nic mi to, gdy jestem zbyt przerażony, by w ogóle skorzystać nieraz ze swojego mózgu. Daniel wyzwalał we mnie podobne uczucie strachu.
Mogę jednak stwierdzić z całą mocą swojej świadomości, że Curtis uzupełniał moje braki. Mój brak siły, spontanicznych uczuć. Czasami nawet wydawało mi się, że to właśnie on sprawiał, że byłem tak pewien swoich racji.
I miałem także nadzieję, że „my” pozostanie tym, czym jest w chwili obecnej. Mogłem oczywiście mieć, ale nadal wiedziałem, że nie będzie to trwać wiecznie. W końcu będę musiał się pogodzić z kolejną stratą, spróbować poradzić sobie z tym samemu. Żyć bez opieki Daniela, który nawet nie potrzebował mojej prośby, by wiedzieć, że potrzebuję, by ktoś przywrócił mnie do „normalności”.
 
Fuknąłem kpiąco na jego słowa. Na moje usta wkradł się znaczny uśmiech bowiem wiedziałem, że mężczyzna jest z siebie szczerze zadowolony. Jego humor udzielił się mnie, a drobny grymas wesołości tkwił wciąż na moich ustach. Do momentu, w którym poczułem jak chłopak przygarnia moje usta do swoich i wargi zająć musiałem czymś innym –uśmiechałem się. Odwzajemniłem żarliwy pocałunek, pozwalając Danielowi przejąć całą inicjatywę. Nasze wargi muskały się coraz gwałtowniej i bardziej agresywnie, by po chwili zwolnić do leniwego ocierania się o siebie. Wtedy też Curtis odsunął się i spojrzał mi w oczy. Jego słowa przyprawiły mnie o dziwny dreszcz. Przypomniał mi się ten cały incydent sprzed paru godzin, gdy tkwiliśmy w mieszkaniu chłopaka. Oblizałem nerwowo wargi i zerknąłem w bok, w kierunku drzwi. Nie odpowiedziałem bowiem Danny postanowił ponownie zainicjować zbliżenie. Objąłem szyję mężczyzny, wplatając w jego włosy palce swojej dłoni i ciągnąć mimowolnie, gdy Daniel poderwał mnie do góry, a moje plecy po chwili zetknęły się gwałtownie ze ścianą. Z moich płuc uleciało całe powietrze, więc gorączkowo zacząłem je łapać, wzdychając tym samym Danielowi prosto w usta.
 
Wszyscy są zajęci, ale wcale o nas nie zapomnieli. To kwestia paru minut zanim wejdzie tu ktoś, by sprawdzić czy przypadkiem nie mam jakiegoś problemu ze sobą w obecnym momencie. Jeszcze jak pomyślę, że miałby nas zastać w jakiejś o wiele wymowniejszej sytuacji niż zwykłe całowanie się to mam ochotę od razu przerwać to, co Daniel próbuje zacząć.
Zorientowałem się po chwili, że wciąż zaciskam palce na włosach chłopaka, więc przestałem go za nie ciągnąć i zacząłem jedynie drażnić jego skórę paznokciami.
Jakieś dwadzieścia sekund później, drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich moja matka wraz z ciotką za plecami. Gdy Janine tylko zorientowała się w sytuacji, od razu się nieco zmieszała, ale pewnie rozbawiło ją to, że udało jej się po raz kolejny złapać nas w nieco krępującym…zestawieniu względem siebie.

Niefortunny bieg zdarzeń sprawił iż w przerażeniu niemal wyrwałem się nieco spłoszonemu Danielowi. Z donośnym huknięciem uderzyłem o ziemie i syknąłem z bólu, gdy mój bok przypłacił za moją głupotę.
  -Pukałam, ale nie dostałam odpowiedzi, więc weszłam… –spróbowała się usprawiedliwić kobieta, sama nie do końca skutecznie powstrzymując rozweselenie. Moja ciotka najwyraźniej nie miała ani trochę podobnego do niej spojrzenia na charakter sytuacji. Powiedziałbym nawet, że w dogłębnym zniesmaczeniu cofnęła się pod samą ścianę korytarza, by tkwić tam w zażenowaniu.
Gdy już podniosłem się na równe nogi, na twarz mamy wpłynął nieco zatroskany wyraz.
  -Wiem, że nie jest to najbardziej odpowiedni moment na takie pytania, ale…-Zapaliła światło. –Lepiej się już czujesz? Greg się zmartwił. –Westchnęła bezgłośnie.
  -Zaraz zejdziemy na dół. Wszystko w porządku –powiedziałem, cudem powstrzymując się od wywarczenia tego tonem niekoniecznie przyjemnym. –No już, nie patrz tak na mnie –jęknąłem i zamachałem na nią ostentacyjnie dłonią w sposób taki, jakbym ją odsyłał. Zamknąłem za nią drzwi.
  -”Nikt nas nie przyłapie”, tak? –mruknąłem do Daniela, spoglądając wymownie na zamknięte drzwi. Zrobiłem krok do przodu i westchnąłem, gdy obite biodro dało o sobie znać. Pogładziłem je lecz nie uśmierzyło to bólu, a ja jedynie mogłem sobie pogratulować zgrabnego uniknięcia upokorzenia.
  -Ta kobieta ma jakieś wypaczone wyczucie chwili… –burczałem zirytowany pod nosem.
 
Wygładziłem nieco zmięte ubranie i przeczesałem palcami swoje włosy, by możliwe jak najbardziej doprowadzić je do porządku. Chwilę później już znaleźliśmy się na dole, by pożegnać siostrę mamy wybierającą się z powrotem w swoje strony, posłuchać co Mischa ma do powiedzenia na temat swojego nowego mieszkania w Nowym Jorku i w końcu dać się wciągnąć w rozmowę z Devonem.
 
Pociągnąłem łyk z kieliszka z winem i uśmiechnąłem się do mężczyzny, gdy ten podszedł, by zagaić. Był średniego wzrostu, przystojnym trzydziestoparolatkiem. Miał te same chłodne, niebieskie oczy co ojciec, te same jasne włosy i podobnie wyraźnie zarysowaną szczękę. Przypominał tatę, gdy ten był w jego wieku.
  -Mama mówiła, że źle się poczułeś –odparł w końcu. –Nie musisz nic mówić. Wiem, że już czujesz się w porządku. –Przewrócił oczyma, widząc moją minę. –Chciałem porozmawiać o twoim ojcu.
  -Nie mam nic do powiedzenia na jego temat.
  -Nie kontaktowaliście się? –Zmarszczył swoje jasne brwi.
  -Nie –mruknąłem z niejakim przekąsem. –Ja wiem co się z nim dzieje, co porabia i to wystarczy.
  -To twój ojciec. Wiesz przecież, że chciałby się z tobą zobaczyć, ale boi się, że ty nie będziesz chciał tego samego.
  -Właściwie ma racje –prychnąłem. –Nie potrzebuję go.
Devon zmierzył mnie swoimi lodowatymi, przenikliwymi oczyma, jakby próbując stwierdzić czy powinien dalej brnąć w tą rozmowę.
  -Przyjedź kiedyś do nas ze swoim…przyjacielem –zaproponował. Devon był właścicielem dużej powierzchni pozamiastowych pastwisk. Gdy ojciec opuścił mnie i mamę, by wyjechać do Rosji –Devon czasami próbował przejmować rolę głowy rodziny. Zabierał mnie na polowania, uczył też tych wszystkich typowo męskich rzeczy.
  -Jeżeli tylko będzie miał ochotę to go wezmę ze sobą –zgodziłem się i uśmiechnąłem delikatnie. Ten sięgnął dłonią do mojego ramienia i uścisnął je delikatnie. W jednej chwili uśmiech z mojej twarzy zniknął.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#248PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Gru 06, 2015 1:38 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Ostatnim razem, gdy znajdowałem się w tym pokoju, również całowaliśmy się tak żarliwie. Mimo pewnego podobieństwa jednak, sytuacja była zupełnie inna. Wtedy niemalże się nie znaliśmy, a pomiędzy nami panowało napięcie pełne negatywnych emocji. Zack mnie nienawidził, a ja przepełniony byłem silnymi wyrzutami sumienia. Wtedy nie wiedzieliśmy do czego w ogóle prowadzi nasze spotkanie, tak samo jak nie mieliśmy pojęcia do czego prowadzi pocałunek, który przerwała nam Janine. Wtedy Zack jasno dał do zrozumienia, że nie chce mnie znać, że nie jestem wart nawet tyle by się mścić. Opuściłem ten pokój sfrustrowany, niepewny niczego, przepełniony dziwnymi uczuciami dobijającymi na tyle, że ostatecznie skończyłem nieopodal drzewa, o które rozbił się mój motocykl. Dzień, w którym byłem tu ostatni raz, był zarówno dniem, w którym niemalże zginąłem, a także dniem, w którym po raz ostatni miałem widzieć Zacka. Jakże więc dziwnie się poczułem, gdy uświadomiłem sobie, że po minionym roku jestem tu znów, całując namiętnie tego samego niebieskowłosego knypka, przyszpilając go do ściany i co najważniejsze - mając na jego zgodę. Ten jeden rok zmienił naprawdę wiele. Tamtego dnia nie śmiałbym przypuszczać, że to wszystko potoczy się podobnym torem, że będę tu mile widzianym gościem i spędzę czas beztrosko grając na xboxie Pettersona, zaraz po zjedzeniu kolacji z rodziną chłopaka. Moje życie okazuje się pełne nieprzewidzianych zwrotów wydarzeń.
Zabawne, że tym razem również przerwała nam Janine. I to w momencie, w którym zaczynało się robić całkiem gorąco. Zack się zaangażował, a moje włosy o dziwo nie miały nic przeciwko lekkiemu bólowi, który sprawiały palce chłopaka. Jego podniecające westchnięcia mogły wynagrodzić mi wszystko.
Nie powstrzymałem cisnącego się na usta niekontrolowanego śmiechu, kiedy Zack panicznie zaczął się wyrywać i pomimo moich wszelkich starań związanych z utrzymaniem go, by zaraz spokojnie odstawić na ziemię, wylądował na niej tyłkiem, wypełniając przestrzeń pełnym bólu syknięciem. Beztroskie zachowanie Janine sprawiło, że ogarnęła mnie kolejna salwa śmiechu, a widok potłuczonego, lekko rozpalonego Zacka mógł jedynie pogłębić moje rozbawienie. Jego zirytowanie i skrępowanie wywołane całą tą sytuacją również nie pomagały w zachowaniu powagi. Osobiście niespecjalnie się przejąłem. Nie byłem na tyle durny, by sądzić, że Janine w ogóle nie podejrzewa co może się dziać, gdy przebywamy sami w jednej sypialni. A to, że raz jeszcze ujrzała nas w zupełnie jednoznacznej sytuacji, w ogóle mnie nie zgorszyło. Mogło być naprawdę gorzej. Gdyby weszła kilka minut później, zapewne ujrzałaby swego syna takim jakim dostała go w dniu jego narodzin i nieważne jak tolerancyjna by nie była, widok nagiego Zacka i mnie robiącego z nim różne ciekawe rzeczy, z pewnością przyprawiłby kobietę o nielekkie speszenie. Nie wspomnę o ciotce, która już teraz była widocznie zniesmaczona i prawdopodobnie zemdlałaby w progu, gdyby doszło do czegoś więcej niż tylko niewinnego pocałunku.
Powstrzymałem niespecjalnie dyskretny śmiech, gdy nieproszeni goście opuścili już pokój, a Zack skierował swe słowa w moją stronę, wywołując na mej twarzy lekki, przekorny uśmiech. Z pełnią niewinności, jakbym zupełnie nie przyczynił się w żaden sposób do zaistniałej sytuacji, wzruszyłem ramionami i parsknąłem krótko, wciąż dość rozbawiony. Nie samymi niespodziewanymi odwiedzinami, bo to nie było szczególnie zabawne, ale już panika Zacka i jego niefortunny upadek - bardzo.
Uspokoiwszy się, stanąłem za Zackiem i układając usta w zagłębieniu jego szyi, ułożyłem dłoń na poszkodowanym biodrze. Po złożeniu krótkiego pocałunku na delikatnej skórze, zbliżyłem wargi do ucha.
- Jeszcze do tego wrócimy - wymruczałem, przygryzając lekko jego płatek, a następnie odsunąłem się i jakby nigdy nic, poprawiłem marynarkę, by zaraz skierować się na dół.


Zniesmaczona ciotka, rzucająca mi na pożegnanie równie nieprzychylne spojrzenie, została uraczona jedynie beztroskim, nieco szydzącym uśmiechem oraz mrożącym spojrzeniem czarnych tęczówek. Nie polubiłem kobiety i z tego co zauważyłem, nikt z tej rodziny nie darzył jej jakąś przesadnie wielką miłością. Pomijając już fakt, że między ogółem nie wyczułem raczej specjalnie silnych, godnych podziwu więzi. Opowieści Mischy słuchałem z lekkim, zgrabnie ukrywanym znudzeniem, umilając sobie czas kolejną szklanką naprawdę dobrego whisky.
Cały czas trzymałem się blisko Zacka, choć nie było to jakoś szczególnie zamierzone. W każdym razie, gdy podszedł Devon, ja również chcąc nie chcąc słyszałem jego rozmowę z Pettersonem, a ta dotyczyła w większej mierze ojca dwudziestolatka. To mi uświadomiło, że na dobrą sprawę nie wiem za wiele o relacjach jakie łączą mego "przyjaciela" - jak to powiedział Devon - z jego drugim rodzicem. Do tej pory jakoś szczególnie mnie to nie interesowało. Wiedziałem tyle, że po rozwodzie zamieszkał z matką i nie ma z nim jakiegoś szczególnie częstego kontaktu, ale nie spodziewałem się, że nie ma go w ogóle, a to wynikało ze słów jego wuja. Postanowiłem kiedyś o to zapytać, głównie dlatego, że bijąca od Zacka niechęć budziła pewne domysły, a ja byłem ciekaw jej przyczyn, bądź też przyczyny.
Mojej uwadze nie uszła nagła zmiana mimiki chłopaka, gdy jego ramię zostało uraczone nieszkodliwym dotykiem wuja. Zmarszczyłem nieco brwi, domyślając się, że ta reakcja nie jest przypadkowa. Przeniosłem swój czujny wzrok na jedyną poznaną dziś osobę, z którą nawiązałem jakąś nić porozumienia. Niekoniecznie zamierzenie zmierzyłem jasnowłosego przenikliwym spojrzeniem. Zack nie lubi jego dotyku. Dlaczego?
Nie odzwierciedlając dłużej żadnych swoich wątpliwości, zdawkowo podziękowałem za zaproszenie. Nieco zamyślonym spojrzeniem odprowadziłem plecy Devona, który udał się w kierunku toalety i powoli dopiłem złoty, rozgrzewający płyn w małym stopniu wciąż napełniający moją szklankę. Kątem oka zerknąłem na Zacka. W moich oczach tym razem odzwierciedlił się wyraźny sceptycyzm i jakaś forma pytania, które niekoniecznie wymagało odpowiedzi. Do tego też mogłem jeszcze wrócić, gdy już będziemy sami.
Ledwie zdążyłem opróżnić szklankę, a ta już po chwili została raz jeszcze napełniona przez głowę tego domu. Posłałem Gregowi niewymuszony uśmiech, upijając kolejnego łyka. Tym razem zaczynałem czuć spożyte procenty. W małym stopniu, ale jednak.
Zwróciłem hebanowe tęczówki w kierunku Janine, która z pełnym wzruszenia uśmiechem, również nieco podpita, niebezpiecznie rozczulony wzrok wlepiła w naszą dwóję. Już widząc to spojrzenie wiedziałem, że należy się obawiać tego co zaraz powie. Słusznie.
- Och Daniel, nawet nie wiesz jak szczęśliwa jestem, że mój Zack związał się z tak odpowiedzialnym człowiekiem. - W jednej chwili, pomimo wypitego alkoholu, poczułem jak blednę. Z moich ust płynnie schodził utrzymywany dotąd wyćwiczony uśmiech, ustępując marnie krygowanemu zmieszaniu. - Nie musicie się tak z tym kryć kochani. Każdy tutaj cieszy się waszym szczęściem - dodała z pełnym szczerego zadowolenia uśmiechem, który zdawał się wbić oskarżycielsko w moje wcale nie wypełnione miłością serce.
- Ale my nie... - Patrząc na tę rozbrajającą minę tej wspaniałej kobiety, nie potrafiłem. Po prostu nie potrafiłem. Posłałem jej lekki, ciepły uśmiech. - ... nie zamierzaliśmy się kryć. - Nawet nie miałem zamiaru patrzeć teraz na Zacka. Ukryłem swe pełne skonsternowania oblicze w szklance whisky, którego tym razem upiłem znacznie więcej niż zwykłem dotąd.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#249PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Gru 06, 2015 6:16 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Obietnica Daniela nie pozostała we mnie bez echa. Właściwie nawet rozbijała się tym echem po całej mojej głowie, odtwarzając się w kółko i w kółko tylko po to, żeby rozłożyć się na czynniki pierwsze, złożyć z powrotem, konfigurować się na różne sposoby. Moje myśli chaotycznie grupowały gwałtowne odczucia, próbując pogodzić się z wewnętrznym życiem emocjonalnym. A ów nie sprawiało się w swej powinności ostatnio zbyt dobrze. Gmatwało więcej niż upraszczało, odbierało na swój sposób jakby nieprzyzwyczajone do podobnie intensywnej pracy w tym kierunku. Od dawna nieużywane –zgubiło się. Było absolutnie bezużyteczne, ale za wszelką cenę chciało się czuć potrzebne. Miałem ochotę roześmiać się moim uczuciom w twarz. Przecież były tak zabawnie niepoprawne, że pozostawało jedynie śmiać się w głos, gdy one tak wszystko przeinaczają, a ty o tym doskonale wiesz i nie możesz nic z tym zrobić. Tylko się śmiać.
 
Odbieranie Daniela było stale zaburzone. Mężczyzna i jego słowa sprawiały, że denerwowałem się z każdą chwilą jeszcze bardziej. Dokładniej tym, że zbliżało się coś nieuniknionego. Zapewnienie Daniela nie pozostanie bez odzewu, on ją spełni, a powaga tej sytuacji wzbudzała we mnie przyśpieszony oddech i zaciskający się w supeł żołądek. Bałem się przyznać przed samym sobą, że odczuwałem ulgę, gdy jednak nie udawało nam się posunąć dalej. Nie miałem pojęcia czy jestem gotów. A zastanawianie się nad tą kwestią świadczyło raczej o tym, że faktycznie nie jestem.
 
To nie tak, że Devon naraził mi się czymś specjalnym. Ceniłem go jako kogoś, kto zastąpił mi ojca, gdy tego zabrakło. Nauczył mnie wszystkiego co pozwoliłoby mi samemu przejąć tę rolę, gdy przyjdzie mi się zaopiekować mamą samemu, gdy dorosnę do tego. Ostatecznie nigdy to się nie stało. Przyprawiłem jej tylko więcej problemów swoim rozwojem, zachowaniem i wyborami. Szkoda, że dostrzegam to tak długo po fakcie. Kiedy już niczego nie mogę zrobić, by zreflektować się w oczach matki. Wciąż się mną nieraz musi opiekować, bo ja nie daję sobie rady. Wiedziałem to teraz, ale wciąż zdarzało mi się nieumyślnie coś zepsuć.
Devon sam w sobie jednak mimo tego wszystkiego z czasem zaczął mi się wydawać nieco niepokojącym człowiekiem. Jego ciągły kontakt fizyczny zaczął mnie krępować niedługo po tym jak normy społeczne do mnie dotarły wraz ze świadomością swojego rzeczywistego odbioru świata i swojego miejsca w nim. Nie byłem nigdy pewien motywów Devona.
 
Obaj mężczyźni zauważyli moją zmianę. Devon natychmiast zdjął ze mnie swoją dłoń, Daniel zaś błyskawicznie zmierzył mojego krewniaka wzrokiem nieco nieprzychylnym.
Spojrzałem na stryja, mój wzrok nieco zmiękł pod wpływem jego nieco skruszonej miny. Nagle poczułem się niezwykle blisko niego. Doskonale wczułem się w jego emocje w tej chwili. Nie chciałem, by poczuł się odtrącony. Mój wzrok jakby kierowany własną percepcją, skupił się na brwiach, powiekach i oczach mężczyzny. W tej chwili wydawały się mówić własnym głosem.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć czy zrobić –Devon już kierował się do toalety odprowadzany przez moje własne spojrzenie i to Daniela. Nie chciałem, żeby poczuł się odtrącony.
Przyjąłem na sobie wzrok Daniela ze spokojem. Odwzajemniłem go z równie dużym opanowaniem. Nie miałem zamiaru kłamać czy utrzymywać czegoś w tajemnicy jeżeli chłopak zechce zapytać o powód mojego zachowania. Wtedy też przy nas znalazła się moja matka i Greg dolewający Danielowi whisky do jego niemal pustej szklanki. Mój ojczym został w pobliżu, jakby wyczuł doskonale co jego żona zaraz powie. A wolałbym tego nie słyszeć, więc gdy jednak to usłyszałem –niemal oplułem się winem, które aktualnie upiłem z kieliszka. Daniel też nie wydawał się zachwycony tym, co moja matka wysnuła z naszej relacji.

Zmierzyłem zaciekawionym wzrokiem Curtisa, który nawet jeżeli przez chwilę chciał powiedzieć coś innego –teraz zmienił zdanie i sprawił, że wino niemal wydostało się ze mnie nosem. Dusiłem się ze śmiechu, najdyskretniej jak tylko mogłem.
Janine wydawała się ukontentowana ta odpowiedzią. Pogłaskała mnie po ramieniu, a ja wciąż byłem cały czerwony na twarzy od wstrzymywania wybuchu histerycznego śmiechu. Greg odciągnął Janine w kierunku żony Devona, a ja pozwoliłem sobie na cichy chichot.
  -Nie miałem pojęcia o tym, że zmieniłeś zdanie na mój temat –zakpiłem z Curtisa w rozbawieniu jego uległością względem mojej własnej mamy. Chłopak stawał się przy niej potulniejszy niż baranki.
Na mojej twarzy wciąż gościł szeroki uśmiech spowodowany moim rozweseleniem. Pogładziłem chłopaka pokrzepiająco po bicepsie i wziąłem kolejny łyk wina.
Z łazienki wrócił Devon, a jego wzrok spoczął na mnie. W jednej chwili mój uśmiech zaczął blednąć, moje własne spojrzenie wolałem skierować gdzie indziej byleby nie dzielić z mężczyzną empatycznego połączenia.
 
Mijały kolejne godziny spędzone w domu rodzinnym. Ja piłem już któreś wino z kolei, czułem wyraźny wpływ alkoholu na moje samopoczucie. Czułem je do tego stopnia, że aż właśnie pozwoliłem sobie na prowadzenie jakiejś niezobowiązującej pogawędki z Mischą. Była śliczną dziewczyną, a gdy w końcu udało nam się dojść do porozumienia –okazało się także, że dziewczyna jest dobrze wykształcona, całkiem zabawnie cyniczna i ma dużo interesujących rzeczy do powiedzenia. Cieszyłem się jej towarzystwem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#250PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 EmptyNie Gru 06, 2015 8:34 pm

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Skurwiel.
Uparcie wpatrywałem się w dno szklanki, wciąż nie odrywając ust od jej brzegu. Zachłannie piłem whisky, wiedząc, że jeśli tylko przestanę, a Zack nie skończy dławić się od wstrzymywanego śmiechu, nie powstrzymam się przed popełnieniem kolejnego morderstwa. Oczami wyobraźni wyraźnie widziałem jak moje dłonie szczelnie zaciskają się wokół tej smukłej szyjki, a śmiech grzęźnie mu w gardle. W tym nie ma kurwa nic zabawnego. Nic.
Z powstrzymywaną agresją odstawiłem szklankę na stół, by w końcu posłać chłopakowi pełne niechęci, ostrzegawcze spojrzenie. Brew drgała mi niebezpiecznie, a sam czułem coraz większą irytację i... zażenowanie. No dobra. Racja, to było poniekąd zabawne. Właściwie to bardzo. Nie potrafiłem nawet szczerze się na niego wkurwić, a to dlatego, że miał rację śmiejąc się tak dobitnie z mojej reakcji. To w końcu niebywale śmieszne, że koleś mojej postury i o mojej osobowości, boi się asertywności względem jednej, delikatnej kobiety. Moja potulność w tamtym momencie nie mogła nie rozbawić człowieka, który wiedział co jest na rzeczy. Ja po prostu zmiękłem i nie potrafiłem zburzyć jej wspaniałych wizji, mówiąc prosto w twarz, że nie jesteśmy parą. Nie miałem serca, by dać jej do zrozumienia, że wcale nie ma powodu do tak przesadnego szczęścia. Nie jesteśmy przecież razem, a pomijając już nawet to - ja z całą pewnością nie jestem człowiekiem, którego można nazwać odpowiedzialnym. Janine nie wiedziała tego wszystkiego, a teraz też nie wiedziała, że to wykluczone, bym znalazł się z kimkolwiek w oficjalnym, czy jakimkolwiek związku. Uciekając od zobowiązań i deklaracji, sam wepchnąłem się w ich środek, odnosząc sromotną porażkę. Aż sam miałem ochotę się zaśmiać.
- W takim razie już wiesz kochanie - odparłem w kierunku chłopaka bez cienia złości na twarzy, wykrzywiającej się teraz w zupełnie niewymuszonym, swobodnym uśmiechu. Sam zaskoczony byłem swoją reakcją. Spokojną i tak zaskakująco... ludzką. Brak agresji okazuje się całkiem przyjemną rzeczą w pewnych sytuacjach. Nie musiałem psuć sobie nerwów, powstrzymywać pięści i znosić bólu głowy. Czy to zbawienne działanie alkoholu? Być może... A to przemawia za tym, bym wypił jeszcze więcej.
Jak powiedziałem, tak też zrobiłem.


Zack rozmawiał z Mischą, do której najwidoczniej zdążył się przekonać. Wyglądało na to, że całkiem nieźle się dogadują. Właściwie to... Nawet lepiej niż nieźle. Czułem się w pewien sposób dziwnie widząc jak niebieskowłosy bez przymusu tak żarliwie z kimś dyskutuje. No dobrze, może "żarliwie" jest zbyt przesadnym określeniem, ale jednak rozmawiał z drugą osobą z własnej, nieprzymuszonej woli i wychodziło mu to całkiem nieźle. Nawet nie pomyślał o tym, by zacząć się dusić albo mdleć. Czy ja przypadkiem nie mam jakiegoś zakrzywionego wyobrażenia Zacka? Ta, być może mam. Bardzo prawdopodobne. Właściwie na dobrą sprawę nie wiedziałem jak może zachowywać się w towarzystwie naszych rówieśników, albo kogoś z podobnego przedziału wiekowego, jak np. Mischa. Gdy spędzałem czas z Zackiem, nie było wśród nas innych osób, z którymi mógłby nawiązać jakiś kontakt. Nie wiedziałem jak prosperuje w społeczeństwie, a przecież mimo wszystko chodził na studia, pracował i... Z pewnością miał znajomych. Należał do tego tak zwanego społeczeństwa w dużo większym stopniu niż ja, mimo że nigdy bym go o to nie posądził. Podobna świadomość wywołała we mnie osobliwe odczucia. Może nawet gdzieś między nimi zatliła się swego rodzaju zazdrość. A może to tylko moja wyobraźnia.
Rozmowa z Janine, przerywana wtrąceniami Grega i Devona szybko mnie znużyła. Nie kłopotałem już nikogo i sam nalewałem trunku do swojej szklanki. W którymś momencie mój przysłonięty delikatną mgiełką wzrok, spoczął na piętnastolatku, po którym najbardziej było widać, iż nie może sobie znaleźć miejsca i najchętniej odizolowałby się w jakimś pokoju. Rozumiałem go na swój sposób. Bez dłuższego zastanowienia, postanowiłem umilić sobie ten wieczór. Trochę rozrywki kosztem dzieciaka mogło poprawić mój nastrój, a wypity alkohol sprzyjał takim rozmowom i zabawom. Podniosłem się więc z miejsca, chwytając w dłoń dwie szklanki i podszedłem do chłopaka siedzącego bardziej na uboczu. Bez namysłu nachyliłem się nad nim, posyłając osobliwy uśmiech i przeszywając jego zaskoczone, spłoszone oblicze czernią swoich tęczówek.
- Chodź ze mną - szepnąłem tonem skłaniającym do braku sprzeciwów, po czym wyprostowałem się i podążyłem w stronę spiżarni. Stamtąd przywłaszczyłem sobie butelkę whisky, a widząc, że chłopak ze spuszczoną głową, niepewnie podąża moim krokiem, udałem się na taras. Ustawiłem przyniesione rzeczy na stoliku, by za chwilę napełnić szklanki do pełna. Posłałem Johnahowi lekki, niezobowiązujący uśmiech i podszedłem do niego, wręczając do dłoni naczynie z zimnym, złocistym płynem.
- Ja nie mo...
- Możesz, pozwalam ci. Twojej siostry przecież tu nie ma. Tatusia też nie. - Zaśmiałem się nieco kpiąco,  stukając własną szklanką o tę, którą wręczyłem dzieciakowi. Pociągnąłem dużego łyka i odpaliłem papierosa. Tym razem szatyn nie oponował, gdy podstawiłem paczkę pod jego nos. Już za chwilę z rozbawieniem obserwowałem jak zanosi się kaszlem, popija dym whisky i krzywi się znów kilka razy odkasłując, jakby to miało pomóc w zabiciu ostrego smaku. Wyglądało na to, że nie jest przyzwyczajony do używek. Co za grzeczny chłopiec.
Usiadłem na ławce, zapraszając piętnastolatka obok siebie, a gdy posadził swój szanowny tyłek co najmniej metr ode mnie, przybliżyłem się na tyle, by zredukować tę odległość do zaledwie kilku centymetrów. Nie odrywałem od niego swego badawczego spojrzenia, które nieustannie zdawało się przenikać go na wskroś. To jak unikał mego spojrzenia, spuszczał wzrok, by zaraz go podnieść i znów spuścić, a potem się rumienił sprawiało, że miałem ochotę szczerze się zaśmiać. Ale nie robiłem tego, jedynie ze znaczącym uśmiechem przyglądając się mu, popijając whisky i dopalając papierosa. Zagaiłem zupełnie niezobowiązującą rozmowę, sprawiając, że choć trochę się rozluźnił. Gdy przypadkiem zeszliśmy na tematy, w których siedział, z lekkim zaskoczeniem obserwowałem jak się rozgadał. Alkohol widocznie szybko uderzył mu do głowy. Po jakichś czterdziestu minutach i niespełna trzech szklankach, był już po prostu pijany.
- D-Daniel... - Posłałem chłopakowi pytające spojrzenie, gdy nasze oczy się spotkały, a on po raz pierwszy wytrzymał w ten sposób i nie odwrócił głowy w drugą stronę, ani nie opuścił jej w dół. - Czemu... Czemu ze mną rozmawiasz?
Uśmiechnąłem się dość znacząco, przymrużając delikatnie powieki. Nieznacznie nachyliłem się nad szatynem, by zaraz wolną dłonią unieść jego podbródek i zajrzeć głęboko w błyszczące oczy. Jego dłonie zauważalnie, bardzo mocno zacisnęły się na trzymanej szklance.
- Chciałem zobaczyć czy posiadasz trochę własnej woli - odparłem mrukliwym, głębokim głosem, wciąż nie odrywając spojrzenia od tęczówek chłopaka.
- Posiadam! - Zaśmiałem się cicho.
- Tak? - Szepnąłem, puszczając powoli jego podbródek. Nie prostowałem się, jedynie zostałem w tej samej pozycji, z wewnętrznym rozbawieniem obserwując jak na jasną twarz wypływa kolejny rumieniec, a zdeterminowane spojrzenie szuka w mej twarzy odpowiedzi, czy to co chce zrobić jest słuszne. A dobrze wiedziałem co chciał i byłem szczerze ciekaw czy dał się sprowokować. Zabawny dzieciak. Doprawdy uroczy. Powinienem częściej zapewniać sobie taką rozrywkę.
Już chciałem się odsuwać, gdy delikatne usta zetknęły się z moimi własnymi. Naprawdę to zrobił. Zaśmiałbym się, gdybym mógł. Właściwie zamierzałem to przerwać nim na dobre się zaczęło, ale jego ramiona wokół mojej szyi i ciało, które nagle znalazło się bliżej niż mógłbym przypuszczać, wywołały we mnie moment zawahania. Bardzo krótki, zupełnie nieznaczący, ale jednak na tyle długi, bym nie mógł w porę zareagować, gdy doprawdy wściekły Zack szarpnął drobne ramię, tym samym zabierając z moich warg dotyk chłodnych ust chłopaka. Parsknąłem pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. Komizm sytuacji przerósł moje oczekiwania, choć zapewne nie jest to moment, w którym powinno mi być do śmiechu.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty
#251PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 10 Empty

Powrót do góry Go down
 
I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 10 z 15Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next
 Similar topics
-
» I'll show you the truth.
» I'll show you the truth
» show me some love • 2 os / romans / b.n

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: