Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 15  Next
AutorWiadomość
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#151PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:46 am



I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F



Twarda sztuka. Nie zrobiło na nim wrażenia absolutnie nic. Nie wiem do czego musiałbym się posunąć, żeby dotknęło go cos tak jak mnie. Przegrałem? Nie, dopóki mogę ukryć swoja porażkę, wciąż mogę ratować swoją skórę. I czasami się zastanawiam –co ja bredzę? Nie mam zamiaru bawić się z tym kołkiem, który najwidoczniej nie wykazuje żadnego instynktu samozachowawczego. Jako dojrzały człowiek, życzę mu jedynie tego, by się kiedyś sparzył na swoim podejściu, którego ani przez chwilę mu nie zazdrościłem. Czy jest tu cokolwiek godnego pozazdroszczenia? Mogę jedynie żałować tego, który musiał się okazać jego rodzicem. I zapłakać nad brakiem samodzielności syna. Ogromny dzieciak, ot co. Tyle sobą reprezentował, co nic.
Nie zawahałem się otworzyć przy nich skrzynki mailowej wiedząc doskonale, że żaden z nich najprawdopodobniej nie zerknie w tą stronę, nawet jeżeli miałbym coś do ukryci.    
Wysłuchałem reszty wypowiedzi chłopaka w milczeniu. Ślęczenie nad kompem? Siłą woli powstrzymałem cisnące się na usta prychnięcie. Bo i jakże mogłem na coś takiego odpowiedzieć aniżeli właśnie ciszą? Niereformowalny, rozpieszczony gówniarz, po brzegi wypełniony szambem. A widząc jego słodki uśmiech, sam skwitowałem to dokładnie takim samym.
Sam nie narzekałem nigdy na ubóstwo, biedę czy niedostatek. Miałem wszystko, czego potrzebowałem i ponad to. Brak funduszy nastał, gdy rodzice się rozwiedli. Główne środki utrzymania rodziny odeszły wraz z ojcem, a dodatkowo, od tamtej pory borykać się zacząłem z syndromem pracującej matki. Abstrahując od tego niechlubnego czasu –nie cierpiałem nigdy na nic podobnego biedzie. Niekoniecznie nawet pamiętam jak pojawiła się w moim życiu wtedy, bowiem szybko wyszliśmy z kryzysu. Następnie był Greg i dało to początek życia w dostatku i względnym bogactwie. Doceniałem każdą chwilę trwania tego dobrobytu. Wygląda na to, że niewiele w mojej krytyce Jacka zawiści spowodowanej czym innym niż zdrowym spojrzeniem na świat. O ironio. Jestem ostatnim, który powinien powoływać się na zdrowie.
Wróciłem wzrokiem do komputera i wtedy moich uszu dotarło kolejne pytanie zadane w tonie retorycznym.
Obrażę, zbęcwalony dupku –pomyślałem, ale jedynie westchnąłem przeciągle i machnąłem na niego lekceważąco dłonią. Swoją drogą, sam bym zajarał. Najlepiej jakieś ziółka uspakajające bowiem z każdą następną sekundą, czułem jak chłonę z otoczenia wszechobecną głupotę tego otoczenia.
Słysząc ciche pstryknięcie zapalniczki, miałem ochotę wyrwać mu papierosa spomiędzy ust i rzucić w kąt pokoju. Należałoby mu się to i bez chwili zwątpienia w słuszność mojego wyczucia sprawiedliwości, zrobiłbym to. Jednak za chwilę odezwał się Daniel i wybiło mnie to jakoś z rytmu. Chyba nawet uznałem, że moje mściwe zapędy mogę odłożyć na później byleby… Nie wierzę, że przejmuję się zdaniem tego drugiego, równie wątpliwie okrzesanego co pierwszy, chamskiego dupka. Nie do końca nawet stwierdzić mogłem czy to właśnie o przejęcie się chodzi. Może powstrzymuje mnie myśl, że gdybym tak się zachował, nie okazałbym się wcale lepszy od Jacka. Ale to moje mieszkanie…
Puściłem całkowicie mimo uszu ich wymianę zdań odnośnie lenistwa. A propos pracy właśnie –jeżeli dalej będę tu siedział, coraz więcej czasu uda mi się zmarnować. Na dobrą sprawę, wcale nie miałem tak wiele dzisiejszego wieczoru do roboty. Niestety, mogłem sobie odpocząć.
Nijak nie zareagowałem, gdy poczułem ramie Daniela otaczające mnie w talii i przyciągające do siebie w dość ostentacyjny sposób. A przynajmniej tak było na zewnątrz. Wewnątrz miałem ochotę sprać go po ryju za fizyczne wstrzymywanie mnie w miejscu. Nie dość, że sam skazałem się na ten los, Danny dodatkowo obezwładnił moją przestrzeń osobistą. Jednak równie szybko jak przejąłem się tym aspektem, powrócił spokój i opanowanie.
Niemal uśmiechnąłem się pod nosem z niejakim przekąsem, kiedy ten nazwał nasz podział obowiązków w taki sposób. Gosposia. Ponadprogramowo –gosposia pustoszącą wszelkie zapasy żywności. No, ale sam je do domu przynosi i gotuje dla obu więc wybaczam mu tym razem.
Jego kolejnego posunięcia, postanowiłem jednak nie wybaczać. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie kiedy mnie, cóż, uszczypnął. Jego spostrzeżenie, przypomniało mi o butelce piwa tkwiące w mojej dłoni. Machinalnie uniosłem ją do ust i pociągnąłem większy łyk. Jeżeli mam być szczery –nie cierpię piwa. W ostateczności, dla towarzystwa i z przymusu, piję je. Osobiście preferuję o wiele bogatszy w gamę aromatyczną i smakową alkohol, a mianowicie wszelkie białe wina i czerwone wina. Znoszę jeszcze whisky i wódkę jako typowe wysokoprocentowe trunki, więc niekoniecznie ze względu na smak.
W jednej chwili nachmurzyłem się znacznie, a to jedynie za sprawą genialnej „propozycji” Jacka.
- Sami będziecie „skakać” do pubów –wycedziłem. Doprawdy, nienawidzę klubów, barów i pubów. Dlaczego? Bo jest tam mnóstwo spoconych i pijanych ludzi. Nie mam zamiaru się ruszać do żadnego z podobnych miejsc. Jeżeli Danny będzie miał ochotę, wyruszy podbijać miasto w towarzystwie Jacka. Moja nieobecność zapewne niewiele mu różnicy zrobi.
Po chwili zwróciłem swe oblicze ku Danielowi i spojrzałem mu w oczy, żywiąc nadzieję iż temat wypadów na miasto jest rozstrzygnięty.
-Skończyły mi się fajki –oświadczyłem dość wymownie. Tak, oczekuję, że wyjdzie do sklepu i mi je kupi. Z dobroci serca. Kogo ja oszukuje…
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#152PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:49 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się z aprobatą, gdy Zack pomimo tego pretensjonalnego spojrzenia, uniósł butelkę do ust i upił trochę piwa. Wiedziałem, że nie przepada za tą formą alkoholu, no chyba, że coś zmieniło się od czasów liceum. Nie narzekałbym, gdyby tak się stało, bo nieopodal kanapy starała cała, duża krata wypełniona nie czym innym jak piwem. Nie mówię, że nie byłbym w stanie wypić tego sam z Jackiem, bo i to byłoby do zrobienia, ale wolałbym, by Zack dotrzymywał nam kroku. Jak już mówiłem, nie chcę się upić jako jedyny. To znaczy Jack też by się nawalił, ale... Nieważne. Właściwie nie wiem dlaczego aż tak bardzo zależy mi na tym, żeby niebieskowłosy dotrzymywał nam nie tylko towarzystwa, ale i tempa. Po co? Przecież nie łudzę się, że jeśli wypije trochę więcej, nagle skoczy mi w ramiona i zrzuci z siebie ciuszki. Chyba po prostu chcę wymusić na nim, żeby się trochę zabawił i wyrwał z rutyny, jaka, wydaje się, że nad nim zapanowała. Przecież dzień w dzień siedzi przed komputerem i z nikim się nie spotyka, a to wręcz niezdrowe. Czyżbym się martwił? Na to wygląda.
Przewróciłem oczami, z cichym, nieukrywanym westchnięciem zrezygnowania, gdy usłyszałem mocny protest Zacka na temat wyjścia z domu. Wiem, że takiej formy rozrywki również nie lubi, chociaż w liceum łatwiej było go gdzieś wyciągnąć. Teraz jednak zachowuje się jakby bał się ludzi i zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem faktycznie tak nie jest. Przecież to jest nienormalne, żeby przez cały czas, dzień w dzień siedzieć w domu i nie czuć potrzeby wyjścia na miasto, do jakiegoś klubu, pubu, baru, gdziekolwiek, żeby się zabawić. Do cholery, on ma dwadzieścia lat, przecież właśnie tak powinien spędzać większość swojego czasu, albo chociaż weekendy. Albo nawet wyjść raz na dłuższy czas. Ale nie, on nie chce tego w ogóle, nawet teraz gdy ma okazję wyskoczyć ze mną i Jackiem.
- Zack, oszalejesz jak będziesz cały czas siedział w domu. Nie zaszkodzi ci trochę zabawy - pouczyłem ojcowskim wręcz tonem, wzdychając po raz kolejny. Nie jestem przyzwyczajony do takich ludzi. Właściwie mogę powiedzieć, że Zackie jest jedynym facetem, który tak bardzo stroni od towarzystwa, a jednak jest mi w jakiś sposób bliski. No dobrze, może nie bliski, bo taki był kiedyś, a nie teraz. Ale mieszkam z nim, toleruję, rozmawiam i najwidoczniej się o niego martwię, podczas gdy wszyscy inni ludzie, których znam, zupełnie chłopaka nie przypominają. Nawet Luis, który tak jak Zack jest zagorzałym informatykiem, nie ma nic przeciwko wszelkiego rodzaju rozrywkom. Ostatnio właściwie wręcz ich nadużywa, ale o tym wolę nie myśleć. Nie zamierzam niańczyć kolejnego bachora, który zbłądził, więc niech Luis robi co mu się żywnie podoba. Od jakiegoś czasu chłopak i jego sprawy właściwie zupełnie mnie nie interesują. Okazjonalny seks stał się jedynym co mogę z nim powiązać.
- O ile już nie oszalałeś. - Z lekkiego zamyślenia wyrwał mnie nieco ściszony głos Jacka, który z niewinnym uśmiechem znów zwracał się do Zacka. Nie zdążyłem skupić się na tych słowach, gdyż zaraz odezwał się niebieskowłosy.
- Mi też - odparłem krótko, po czym podniosłem się z kanapy. - Skoczę do sklepu - zakomunikowałem i zarzucając skórzaną kurtkę, oraz wciągając na nogi glany, wyszedłem z domu. Po przejściu kilku kroków sięgnąłem do kieszeni, z której wyjąłem prawie pełną paczkę Stones'ów. Włożyłem jednego z papierosów do ust i natychmiast go odpaliłem, zaciągając się głęboko. Odetchnąłem z pewnym cierpieniem. Na cholerę wychodzę do tego sklepu, skoro nic z niego nie potrzebuję? Jakim cudem spełnianie życzeń Zack'a przychodzi mi z taką łatwością? To cholernie dziwne.
Do pobliskiego sklepu dotarłem względnie szybko. Bez zastanawiania się chwyciłem paczkę fajek, które zwykł palić Zack i już miałem podchodzić do kasy, kiedy mój wzrok przyciągnęła jedna z półek, a właściwie to co na niej stało. Podszedłem bliżej i niewiele myśląc chwyciłem w ręce butelkę wytrawnego, czerwonego Chianti, dopiero po tym podchodząc do kasjera. Na dodatek nie mając w rękach kompletnie nic dla siebie. Cudownie Daniel, z niewiadomej przyczyny robisz za wafla i nawet nie jest ci z tym źle. Robi się coraz dziwniej. Może trzepło mnie to jedno piwo? Tak to najlepsze, a może raczej najwygodniejsze (i równie niewiarygodne) wytłumaczenie. Zapomnijmy o tym.

***

Jack po wyjściu Daniela całą swoją uwagę skupił na Zacku i na papierosie, którym z przyjemnością się zaciągał. No, co jakiś czas popijał piwo, które dzisiaj bardzo dobrze mu podchodziło. Właściwie piwo zawsze dobrze mu podchodziło, nie ma co. Zack go irytował. Daniel nie musiał wiedzieć o tym, że wcale nie jest aniołkiem, czy też tępym dzieciakiem, który w życiu do nikogo nie żywił urazy. Wręcz przeciwnie, on lubi uprzykrzać innym życie, a już szczególnie, kiedy kimś takim jest cholerny ćpun, będący zbyt blisko JEGO przyjaciela. Na dodatek niedoceniający tego co ma. Co Danny może w nim widzieć? Niebrzydki, ale też zupełnie nieciekawy. Na jedną noc może by się nadał. Nie chciał się czuć od niego gorszy. Wiedział o Danielu więcej, choć obiecał, że nie będzie się z tym afiszował. Ale co z tego? Daniela teraz nie ma.
- Musi być mu teraz ciężko. - Westchnął, uśmiechając się delikatnie. Wypełnił się współczuciem i ciężko było dostrzec by to była zwykła gra. - Gdy byliśmy w sierocińcu, ojciec w ogóle się nim nie interesował, a teraz zadzwonił jak gdyby nigdy nic. Szkoda mi go, zabił mu matkę a teraz jeszcze chce, żeby Danny wyciągał go zza kratek. - Westchnął ponownie, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nagle gwałtownie podniósł głowę, wytrzeszczając oczy na Zacka i tym razem w ewidentnie teatralnym geście, z widocznie fałszywym zakłopotaniem przyłożył dłoń do ust.
- Nie wiedziałeś... Byliście kiedyś przyjaciółmi, więc... Zapomniałem, że tobie Danny tego nie mówił. - Uśmiechnął się już zupełnie wrednie, w wymowny sposób poruszając brwiami. - Udawaj, że nic nie wiesz. Mam zbyt długi język. - Fałszywy, milutki uśmiech szybko powrócił na jego usta. Ponownie zaciągnął się papierosem, bez skrępowania wypuszczając dym wprost na twarz gospodarza.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#153PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:53 am



I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F


Nie mogę powiedzieć, że Danny był mi obojętny. Minęły cztery lata odkąd…stało się to wszystko. Po tych długich latach wrócił dwa razy –za pierwszym razem by wszystko co sam naprawiłem, zburzyć. Za drugim razem, by naprawić to co zburzył. Nie powinno więc między nami być nic, co sprawiłoby bym mógł nienawidzić chłopaka za to co się stało taki kawał czasu temu, bowiem niewiele na moje życie miało wpływ samo zajście, a raczej późniejsze tego następstwa. Potem pojawiły się czynniki powodujące… Po prostu wróciłem do stanu, gdzie znowu zataiłem wszystko co mnie nęka. Postawiłem wszystko na jedną kartę i zacząłem brać. Mimo, że całkiem niedawno zakończył ten etap życia właśnie Danny, czułem się jakbym to miał już całkowicie za sobą.
Dlaczego w takim razie wciąż nie widzę w nim człowieka, którego mógłbym obdarzyć pozytywnymi uczuciami? Jakimikolwiek uczuciami…
Może to dlatego, że nigdy tak naprawdę nie doszliśmy do porozumienia? A może dlatego, że facet jest dla mnie kompletną zagadką? Czym ja się przejmuję..
Z jakiegoś powodu uśmiechnąłem się, słysząc wyrażone przez ciemnowłosego niezadowolenie odnośnie mojego zdania na temat wyjścia z domu. Chyba ostatecznie zrozumiał jak wiele trzeba byłoby zachodu, żebym w ogóle ruszył się sprzed komputerów.
Nie lubiłem ludzi, a tym bardziej tłumów. Rzadko i tylko w razie konieczności wsiadałem nawet do autobusu. Kontakt fizyczny z ludźmi wokół siebie znosiłem dość kiepsko zwłaszcza kiedy w grę wchodzi napierający zewsząd tłum. Po części nie znosiłem samego dotyku, ale także wszechogarniającego brudu społeczeństwa, bakterii. Czynnikiem była także cała masa uprzedzenia, które w sobie mieściłem odkąd pamiętam. Niegdyś sprawiało mi to dyskomfort jedynie wtedy, gdy ktoś naruszał moją przestrzeń osobistą, ale teraz nabrało to większego zakresu.
Stronienie od tłumów nie uznaję za jakąś ułomność czy dysfunkcję lub słabość. Przyjąłem to jako swoją cechę, upodobanie sobie wygody posiadania ogromnej przestrzeni okupowanej jedynie przeze mnie. Od pewnego czasu, do mojego azylu wkradł się Danny. Na początku trudno mi było odnaleźć plusy jego obecności. Widziałem jedynie minusy mieszkania razem z nim w mojej samotni. Z biegiem dni, tygodni i tego miesiąca –odnalazłem się w tej sytuacji. Chyba poczułbym się gorzej gdyby mi znowu przyszło zostać samemu. Nawet jeżeli wiedziałem, że powinienem powiedzieć Danielowi, żeby wrócił do siebie –nie chciałem tego zrobić dla przyjemności, a z czystej przyzwoitości.
Moich uszu dotarła uwaga mojego współlokatora, na którą jedynie ponownie wykrzywiłem swe usta w bladym uśmiechu. Zawsze bawią mnie takie spostrzeżenia odnoszące się do szaleństwa czy przestróg z nim związanych. No, bo przecież to niezwykle zabawne. Dla mnie. W dodatku użył takiego tonu, że cud iż nie uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
Zawtórował mu Jack, który tym razem wcale mnie nie zdenerwował, a jedynie przyprawił o poczucie spełnionego obowiązku. Lepiej, żeby mieli cię za szalonego niż potem dziwili się nieciekawym nawykom.
-Co racja, to racja –postanowiłem przyznać mu słuszność.
Uśmiechnąłem się lisio, kiedy okazało się, że i mojemu Danielowi skończyły się papieroski więc przy okazji i mi kupi. Podziękuję mu jak tylko wróci z moją paczuszką. Jesteśmy na dobrej drodze do ponownego podpisania paktu przyjaźni.
Wkrótce Danny wyszedł, a ja zostałem sam z jego znajomym. Miałem ochotę wstać i poczekać na powrót Daniela w kuchni, udając, że robie sobie herbatę. Nazwijcie to jak chcecie, nawet tchórzostwem, ale ja to robię dla bezpieczeństwa Jacka. Coś czuje, że skoro Curtisa nie będzie nigdzie w pobliżu, mógłbym dać upust mojemu rozdrażnieniu przy pomocy tego pacana. Trudno byłoby mi się z morderstwa wytłumaczyć przed Danny’m.
   
Właśnie odkładałem laptopa na bok, zamykając jego ekran, gdy Jack postanowił się odezwać. Czyli jednak nie ma zamiaru przeżyć tej chwili samotności bez Daniela u boku…
Już w momencie gdy powiedział pierwszą część zdania i westchnął, wiedziałem że to będzie jego jedno z kolejnych zagrań.  Pewnie to kwestia tego, że niczego innego się po nim nie spodziewałem jak tego, że cały czas będzie próbował mi dopiec.
Odjęło mi mowę, kiedy skończył mówić o rodzinie mojego byłego przyjaciela. Było to na tyle niedorzeczne, że gotów byłem w to uwierzyć. Nigdy przecież nie słyszałem o rodzicach Daniela… Stop. Czy to nie jakaś manipulacja? Nie. Jack nie jest manipulatorem. On jest zwyczajnie zepsutym gówniarzem, który postanowił mi uzmysłowić jak mało wiem o kimś, kogo niegdyś zwałem mianem przyjaciela. Co za obrzydliwy typ.
Przez cały czas obserwowałem go kątem oka. Mogłem udawać niewzruszonego ile chciałem, ale Jack zapewne doskonale wiedział swoje. Że nie wiem niczego o rodzicach i dzieciństwie Dannego.
Kiedy przeszedł do punktu, w którym się ujawnia udając, że nie miał pojęcia o tym, jak naprawdę jest, zwróciłem ku niemu swoje zobojętniałe oblicze. Oblizałem zaschnięte wargi i uniosłem wyzywająco podbródek.
Zmrużyłem oczy kiedy chmura dymu spotkała się z moją twarzą.
Jestem zirytowany.
W jednej chwili, postanowiłem przybrać na twarz uroczy, niemal nieśmiały uśmiech. Jack zapewne nigdy nie osiągnie tak doskonałego poziomu w zamykaniu w swojej mimice prawdziwych uczuć.
Przysunąłem się do niego delikatnie i równie subtelnie wysunąłem w jego kierunku dłoń, wysuwając mu z ust papierosa spalonego w połowie. Wetknąłem ów między swoje usta i zaciągnąłem się nim, by po chwili wypuścić dym także na twarz bruneta. Cały czas patrząc mu w oczy, chwyciłem drugą dłonią jego nadgarstek i tak, jakby chcąc z powrotem wsunąć fajka między jego palce, skierowałem ów filtrem na ich spotkanie.
Swoją bliskością niemal odebrałem mu możliwość swobodnego oddychania. W chwili gdy ten bezwiednie sięgnął po papierosa, ja zwróciłem jego wnętrze dłoni do góry i przytknąłem do niej żar, by po chwili przycisnąć końcówkę mocniej, żeby ta wypaliła na jego ręce trwały ślad. 
-To będzie nasza tajemnica –wymruczałem niemal w jego usta, odnosząc się oczywiście do jego wypowiedzi sprzed chwili.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#154PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:53 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Jack z zupełnie niewinnym i delikatnym uśmiechem obserwował ruchy Zacka. Nie przypominał zupełnie wrednego dzieciaka, którym był przed chwilą. Wszystko w jego spojrzeniu było niewinne. Przejawiał lekkie niezrozumieniem dla poczynań Zacka. To akurat nie było udawane. Nie wiedział co chłopak miał na celu przybliżając się do tego stopnia i napadając na jego papierosa. Cierpliwie zniósł odwet w postaci dymu wypuszczonego na jego twarz. Miał ochotę prychnąć w odpowiedzi, jednak nie zrobił tego, a jedynie pogłębił swój uśmiech, rzucając niebieskowłosemu pytające spojrzenie, gdy zdecydowanie za bardzo odczuł jego bliskość. Uśmiech zrzedł mu dopiero, gdy zamiast otrzymać zwrócony prawidłowo papieros, poczuł na swojej skórze nagły, przejmujący ból. Oczywiście, że zupełnie się tego nie spodziewał, nie miał więc nawet okazji, by powstrzymać krzyk, który gwałtownie wypełnił przestrzeń wraz z soczystym przekleństwem. Zerwał się ze swojego miejsca, odruchowo stawiając piwo na stół i chwycił zranioną dłoń. "Zdenerwował się" to mało powiedziane. Jego delikatna, wspaniała skóra już nigdy nie będzie wyglądać tak jak kiedyś, bo jakiś narwany kretyn postanowił zgasić na niej fajka. Gdy najgorszy ból minął, był w stanie unieść rozwścieczony wzrok na Zacka i w końcu jakoś zareagować.
- Pieprzony świr - warknął, emanując chęcią mordu. Wydawałoby się, że zaraz rzuci się na gospodarza z łapami, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego, chwycił swoje piwo, otworzył laptopa, który został chwilę temu zamknięty przez Zack'a i szybkim ruchem przechylił nad nim butelkę. Informatykiem nie był, ale wiedział, gdzie znajduje się ta część, która odpowiada za życie całego sprzętu. Połowa butelki piwa wylądowała więc właśnie tam, gdzie zażyczył sobie tego Jack i spowodowała raczej oczywisty efekt. Informatyk mógł pożegnać się z jednym ze swoich przyjaciół.
Pustą butelkę rzucił na podłogę, gdy tylko usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Kawałki szkła rozprysły się zdecydowanie zbyt blisko Zacka jak na zwykły przypadek.
- Nasza mała tajemnica - szepnął z wymownym uśmiechem, po którym pojawił się wyraz przerażenia zarezerwowany dla Dannego.

***

Po drodze miałem trochę czasu na przemyślenia, które niekoniecznie mnie zadowalały. Wciąż nie mogłem zrozumieć, dlaczego w ogóle wyszedłem do tego sklepu. Tylko po to, żeby przynieść Zackowi fajki i wino, którego ten nawet sobie nie zażyczył. Musiałem dojść do wniosku, że chcę mu sprawić przyjemność, ale dlaczego mi na tym zależy to już wywnioskować nie mogłem. A może nie chciałem. Mieszkamy ze sobą już wystarczająco długo, bym się do niego przyzwyczaił i mógł zapomnieć o tym, co działo się między okresem liceum, a teraźniejszością. Mieszkając z nim, zachowując się jak gdyby nigdy nic się nie stało, chyba po prostu poczułem się tak jakbyśmy znów się przyjaźnili. Czegokolwiek bym sobie nie wmawiał, musiałem przyznać, że zacząłem traktować go tak jak kiedyś i coraz bardziej dobijał mnie fakt, że z jego strony nigdy nie będzie to tak wyglądać. Wszystko wskazuje na to, że powinienem niedługo wrócić do swojego życia i odpocząć od Zacka. Nie jestem masochistą, nie zamierzam codziennie na nowo przypominać sobie o tym jakie błędy popełniłem oraz godzić się ze świadomością tego, że nie da się ich naprawić. Fajki i wino niczego nie załatwią.
Nie zamierzałem dzisiejszej nocy pogrążać się w ponurym nastroju i to przez jakieś głupie sentymenty, więc szybko odepchnąłem od siebie podobne myśli. Lepsze wydało mi się planowanie tego, jakie kluby dzisiaj odwiedzimy. Jeśli Zack nie chciał, niech nie idzie. Dlaczego miałbym martwić się o to, że cały czas siedzi w domu? Nic się nie stanie, jeśli dzisiaj, tak jak to bywało do tej pory, zostawię go samego.
Uniosłem brew, gdy zaraz po przekroczeniu progu mieszkania usłyszałem głośny trzask, zdecydowanie zbyt bardzo przypominający ten z dzisiejszego dnia, kiedy to postanowiłem zakończyć życie kubka. Szybkim krokiem skierowałem się do salonu. Lekko mnie zamurowało, kiedy ujrzałem spanikowanego Jacka, ściskającego nadgarstek, roztrzaskane piwo i zalanego laptopa Zacka. Co tu się do cholery stało?
- Jack, co ci się stało? - Z nieukrywaną troską podszedłem do chłopaka, niedbale odstawiając na stół zakupy. Chwyciłem jego dłoń, przypatrując się bardzo charakterystycznej ranie. Uniosłem wzrok na Zacka, zastanawiając się, czy ktoś ma zamiar mi to wyjaśnić.
- Przez przypadek się przypaliłem... - usłyszałem cichy głos bruneta, co skłoniło mnie do ponownego spojrzenia w jego stronę. Wzdrygnąłem się lekko widząc łzy napływające do wielkich oczu. Nienawidzę jak ktoś ryczy. Może dlatego, że nie wiem jak się zachować. No nie becz, tylko nie becz. - Niechcący zalałem laptopa Zacka, piwo wypadło mi z rąk. Przepraszam... - Ostatnie słowo zrozpaczonym głosem skierował do niebieskowłosego. Wyglądało to tak, jakby robił to któryś raz z rzędu. Rozumiem, że Zack może być wkurzony o swój sprzęt, ale przypalona ręka Jacka jest raczej ważniejsza niż jakiś głupi laptop. Nie musi się wściekać, skoro to był wypadek.
- Przecież nic się nie stało. Chodź, przemyjesz to. - Lekko popchnąłem Jacka w stronę łazienki, zaś Zackowi rzuciłem karcące spojrzenie, rozmowy odkładając na później. Do łazienki poszedłem razem z brunetem, zajmując się jego raną. W międzyczasie odkażania i zaklejania starałem się go uspokoić. Zdecydowanie zbyt mocno to przeżywa. Przecież świat się nie zawalił. Chociaż to normalne dla Jacka, na pewno myśli, że Zack go nie cierpi, a on przecież jest lubiany przez wszystkich. Dla mnie to idiotyzm przejmować się tak zdaniem wszystkich wkoło, ale on już taki jest.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#155PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:58 am




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F



Patrzyłem z dziką satysfakcją jak ta nieskazitelna twarz, cały czas wypełniana uśmiechem, nagle załamuje się pod wpływem innej emocji. Strach i ból.
Puściłem jego rękę dopiero jak ten zerwał się do góry, wstając. Z mojej twarzy wciąż nie schodził ten sam, nonszalancki uśmiech. Nareszcie się dopełniło.
Moje uszy przeszyła słodka obelga padająca z ust mojego drogiego gościa. Zmrużyłem oczy wsłuchując się w brzmienie drugiego słowa. Świr. Tym jestem?
Jednak po chwili, Jack chwycił mojego laptopa, ja zaś postanowiłem nie oponować. Chyba byłem zbyt zszokowany jego nagłą reakcją.
Moje kochane urządzenie zostało nagle ugoszczone pojemnością butelki piwa. Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, gotów dokonać zabójstwa tego niezbyt postawnego gównojada.
Moje zamiary jednak nie znalazły odzwierciedlenia  w czynach bowiem już sekundę później, usłyszałem jak Danny wraca do domu, a zanim cokolwiek mógłbym zrobić –u moich stóp rozprysła się szklana butelka, nie robiąc mi na szczęście żadnych szkód na zdrowiu. Mogłem jedynie wbić nienawistny wzrok w fałszywie przerażonego Jacka. Nasza mała tajemnica.

***

Gdy Daniel pojawił się w zasięgu mojego wzroku, skierowałem go momentalnie na niego. Nie miałem w tamtej chwili pojęcia czy mam zagrać tak jak Jack i bawić się w jego gierkę, czy może przyjąć sytuację z elegancką rezerwą. Ostatecznie, zdecydowałem się na to drugie i przywitałem Daniela z zobojętnieniem, jakby zupełnie nie robiąc sobie nic z teatrzyku Jacka. Byłem ponad to. Zwłaszcza, że ten pacan wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Jaką ja bym miał w tym rolę? Pewnie automatycznie została mi przyznana ta, w której ja i tak będę tym złym. Niezależnie od tego co powiem. Nie miałem zamiaru się produkować. Niewiele obchodziło mnie to całe zajście. Jedynie dopełniłem sprawiedliwości i dostałem za to zalany przez jednego palanta komputer. Chyba się tym przejąłem…
Sięgnąłem po laptopa, żeby ocenić szkody. Nie kopiowałem dysku, bo i po co. Nie był to mój służbowy sprzęt. Nosiłem go czasem na uczelnie, robiłem prezentacje, pisałem prace… Jakoś to przeżyję.
Właśnie przechyliłem urządzenie, żeby strząchnąć z niego piwo, kiedy moich uszu dobiegło łkanie Jacka. Uniosłem na nich błyskawicznie wzrok. Moje oczy ponownie zwęziły się podejrzliwie, kiedy ten począł brać całą „winę” na siebie. Dlaczego? Przecież Danny mu nie uwierzy… Olśniło mnie. Co za pier***y krętacz. Postanowił zrobić z siebie ofiarę w taki sposób, by wyjść przy tym na jeszcze bardziej poszkodowanego, niewinnego dzieciaka. Momentalnie upuściłem laptopa na ziemię, kiedy moich uszu dotarło ciche „przepraszam”. Bezsilnie odchyliłem się do tyłu na kanapie i opadłem na oparcie, krzyżując ręce na piersi.
W moim kierunku poleciało niewątpliwe krytyczne spojrzenie Daniela. Jednak uwierzył w tą szopkę… Cóż, Daniel nigdy nie podchodził do spraw z podobnym do mnie dystansem. Zawsze wierzył, w to co chciał wierzyć. Nie mam zamiaru się przed nikim tłumaczyć.
Wstałem z kanapy, odnalazłem swojego kota i ponownie zamknąłem go w sypialni. Trzeba to szkło posprzątać. Postanowiłem sam się za to zabrać. Jak tylko skończę z tym, chyba stąd wyjdę. Pójdę na długi spacer albo zaszyję się gdzieś, żeby odpocząć na świeżym powietrzu. Nie chciałem się zamykać w sypialni jak ostatni debil. Czułbym się przy tym jakbym przegrał z Jackiem. Oczywiście, musiałem się wycofać, ale przynajmniej przejąć w jakiś sposób kontrolę, a nie zostać zepchniętym na dalszy plan, dać powód Danielowi by sądził, że stchórzyłem. Znaczy, nie mam pojęcia jak się zachować w podobnej sytuacji. Pierwszy raz trafił mi się ktoś, kto nieumyślnie wykorzystał moją słabość wobec dawnego przyjaciela. Przecież to właśnie od tego się zaczęło.

Przytargałem do salonu kubeł na śmieci z kuchni. Postawiłem nieopodal siebie i począłem zrzucać na rękę większe kawałki szkła. Zakląłem pod nosem kiedy przez nieuwagę pierwszy raz skaleczyłem się przy podobnym zabiegu. Agresywnie rzuciłem odłamki na dno kosza i odepchnąłem niewielki stolik, by wydobyć spod niego niektóre pozostałości butelki, które mogły tam polecieć. Fuknąłem cicho i  zbyt gwałtownie zacząłem po nie sięgać i zrzucać sobie na rękę, zupełnie już nie przejmując się możliwymi skaleczeniami. W tamtej chwili czułem się z leksza upokorzony więc chyba nawet nie miałbym nic przeciwko obrzuceniu się całą masą szkła.
Całe szkło z ziemi zniknęło, a ja postanowiłem odnieść kosz z powrotem do kuchni. Tam także włożyłem dłonie pod bieżącą wodę, zmywając z niej jakieś drobinki i obmywając je z krwi. Westchnąłem cicho. Piecze.
W korytarzu dostrzegłem pozostawione przez Daniela zakupy. Bez uprzedniego namysłu, sięgnąłem po nie i zaniosłem do kuchni. Dopiero gdy postawiłem  je na stole, postanowiłem się przyjrzeć temu co mi Daniel przyniósł. Znalazłem fajki, o które prosiłem i… wino? Wbiłem pytające spojrzenie w siatkę z zakupami, jakby znała odpowiedź na moje pytania.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#156PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 12:59 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Ku mojej uldze, Jack nie miał zamiaru popadać w histerię i uspokoił się, gdy doszło do niego, że Zack nie zamierza urwać mu głowy, a przypalenie od papierosa to nie śmiertelna rana... Swoją drogą, jak mógł do tego stopnia przysmażyć sobie skórę przez przypadek? Coś mi tu nie gra i raczej słusznie podejrzewam, iż historyjka przedstawiona przez bruneta nie jest prawdziwa. Więc może ryczał, bo wcale sam sobie tego nie zrobił, a z jakiś powodów próbuje kryć Zack'a? Zastraszył go? Nie, boże, to jeszcze bardziej kretyńskie niż przypadkowe przypalenie sobie ręki szlugiem. Przecież Zack nie jest żadnym potworem, gdyby chciał, przywaliłby mu, czy nawet przycisnął tego papierosa, ale na pewno nie miałby zamiaru odgrywać przede mną tego typu scenek. Zack zastraszający bojaźliwego, niewinnego nastolatka... Dobre. W każdym razie, skoro tak chcą, niech będzie, że mój wieloletni kolega to ostatnia sierota, która nie potrafi utrzymać w ręku papierosa, a kiedy mu wypada, to tak, że wypala dziurę między jego palcami. Tylko dlaczego próbują zrobić ze mnie idiotę?
Jack został jeszcze chwilę w łazience, a ja zawitałem do salonu akurat, żeby zaobserwować jak Zack z zakrwawionymi dłońmi kieruje się do kuchni. Dostrzegając posprzątane szkło zrozumiałem dlaczego. No dobra, zrozumiałem tylko, że poranił się szkłem, ale przecież mógł być ostrożniejszy. Co tu się do cholery dzieje? Westchnąłem kręcąc głową ze zrezygnowaniem i poszedłem do niebieskowłosego, który zdążył obmyć ręce i dorwać się do zakupów. Zaszedłem go od tyłu, obejmując w pasie i kładąc brodę na jego ramieniu. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc wino, o którym zdążyłem zapomnieć. O nie, nie ma powodów do uśmiechu. Przestań Daniel.
- Chyba nadal nie lubisz piwa, hm? - mruknąłem mu do ucha, unosząc kciukiem materiał zackowej koszulki i już po chwili lekko gładziłem nim płaski brzuch chłopaka. Miałem nadzieję, że doceni mój gest, bo naprawdę niecodziennie myślę o innych chcąc sprawić im przyjemność. Jemu najwidoczniej chciałem. Możliwe też, że to tylko taki dzisiejszy kaprys. - Chodź, wypijesz trochę winka, a potem wsadzę Jacka w taksówkę - szepnąłem tak, by chłopak siedzący w salonie nic nie usłyszał, po czym odsunąłem się od mojego słodkiego informatyka, trzepnąłem go w tyłek i luźnym krokiem wróciłem do salonu.
Nie zrobiłem tego dla Zacka, oczywiście, że nie. Szczerze powiedziawszy nie mam dzisiaj ochoty nigdzie wychodzić. Telefon od ojca skutecznie zepsuł mi nastrój na wiele dni i nie zmotywował jakoś do szukania wrażeń na mieście. W przeciwieństwie do Zacka, ja bywałem w klubach niemal co noc, więc przyda mi się mała zmiana. Nic się nie stanie, jeśli wypiję i zostanę w domu, lub wyciągnę swego współlokatora na spacer (ewentualnie do łóżka). To zawsze jakaś odmiana, może nawet miła. Ze względu na to, że atmosfera między Zackiem i Jackiem jest napięta i z pewnością musiało dojść do czegoś, kiedy mnie nie było, nie chcę, żeby chłopak tu spał. Lepiej, żeby wrócił do siebie, w końcu zostanę tu jeszcze jakiś czas i będziemy mieli wiele okazji, by ze sobą pobyć. Nie miałem siły na użeranie się ze zirytowanym Zackiem, który byłby takim przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny, gdyby Jack jednak został. Poza tym to najlepsza opcja, skoro już teraz jest dziwnie wzburzony, o czym świadczy jego szaleńcze zbieranie szkła bez patrzenia na delikatną skórę dłoni.
Wracając do salonu, sięgnąłem do kieszeni po telefon. A potem uświadomiłem sobie, że telefonu nie mam, bo zginął dzisiaj śmiercią tragiczną i pewnie będzie mnie nawiedzał po nocach za to co mu zrobiłem. Westchnąłem po raz niewiemktóry dzisiejszego dnia i mijając z lekkim, niemrawym uśmiechem Jacka, wstąpiłem do sypialni, by zajrzeć do mej szaleńczej skrytki, w której leżała służbówka. Odpaliłem telefon, wołając, że zaraz przyjdę. Uniosłem brew widząc wiadomość od Drake'a. Wygląda na to, że za mną zatęsknił, skoro chce, żebym zawitał w bazie. W końcu do tej pory wszystkie zadania dla mnie przekazywał Luisowi, nie kłopocząc samego mnie, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Cóż, sam właściwie bardzo chętnie się z nim spotkam. Od wypadku nie mieliśmy zbyt wielu okazji, żeby spędzić wspólnie czas, a brakuje mi jego olewczego podejścia do życia. No i z nim będę mógł spokojnie porozmawiać o ojcu.
Na szybkości odpisałem, że odwiedzę go w ciągu najbliższych dni i wróciłem do salonu, z wielką chęcią otwierając kolejne piwko. Teraz już miałem ochotę się urżnąć, a nie napić. Ale spokojnie, wciąż pamiętam jak złym pomysłem jest upijanie się od czasów wypadku. Już nie tylko po wódce potrafi mi odbić.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#157PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:03 am



I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F



Wciąż wpatrywałem się zaciekawiony w siatkę i nie mogłem rozwikłać jej powiązania z Danielem i zakupami, których dokonał. No, bo…dlaczego kupił wino? Sam nigdy nie pił wina, bo zwyczajnie chyba sam w nim specjalnie nie gustował. Na moją twarz wstąpił iście skonsternowany wyraz twarzy bowiem pogrążony zostałem w naprawdę najgłupszych rozmyślaniach jakich mogłem się dopuścić.  Westchnąłem jeszcze nim poczułem jak Daniel obejmuje mnie w pasie i przyłącza się do mojego zajęcia, jakim było wpatrywanie się w siatkę. Pozwoliłem mu się do siebie przytulić i biernie oparłem swoją głowę o jego bowiem ta znalazła swoje miejsce w sposób bezwstydny na moim ramieniu. Mało tego, ponownie zacząłem być molestowany. Tylko tym razem jakoś mniej mi to nie pasowało. Może kwestia przyzwyczajenia?
Słysząc przy swoim uchu niesamowicie elektryzujący glos Daniela, uśmiechnąłem się lekko na słowa wypowiedziane nim.
-Sam się domyśliłeś? –niemal wymruczałem i poruszyłem się po chwili lekko bowiem za sprawą nieoczekiwanego dotyku Daniela, zawsze dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Ciało reaguje na swój sposób, niezbyt kierując się rozsądkiem. Kłopotliwe. Doskonale wiem jak bardzo bywa to poczucie braku kontroli niemożliwe do opanowania.
Danny znowu zaczął szeptać mi na ucho tym swoim strasznym głosem, który pewnie przyprawił by niejednego o gęsią skórkę. Ja jedynie przestałem opierać na jego głowie swoją i zwróciłem ku niemu swoje oblicze.
-Szczerze mówiąc już teraz wolałbym zostać z tobą sam –uśmiechnąłem się chytrze i dopiero gdy klepnął mnie w moje siedzenie, na moją twarz wróciła ta sama, obojętna mimika. Daniel się oddalił, a ja ponownie zostałem pozostawiony na łaskę wina. Wyciągnąłem ów z reklamówki i przyjrzałem się etykiecie. Ponownie wyśledziłem wzrokiem ciemnowłosego i zmrużyłem podejrzliwie oczy. Nie mam pojęcia czy dopisał mu fart przy wyborze mojego ulubionego wina, czy też sam kiedyś podzieliłem się z nim swoim gustem odnośnie tego gatunku alkoholu. Dziwna sprawa w ogóle. Dlaczego mi cokolwiek kupił? Znaczy, fajek to sam potrzebował więc jestem w stanie zrozumieć ten przejaw dobroci, ale że też przyniósł mi to? Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Chyba bardzo mu zależy na tym żebym schlał się jak świnia. Ale jeżeli już mam posunąć się do tego stopnia w upojeniu alkoholowym –przynajmniej poczynię to z klasą.
Kiedy Daniel otworzył drzwi do sypialni, momentalnie wybiegł z niej mój bezwłosy wybranek. Uśmiechnąłem się na jego widok i podążyłem w jego kierunku z zamiarem porwania go na ręce i ubrania go w coś cieplejszego. Mam zamiar zapalić, a chłopak może się przeziębić, gdy otworzę okno. Noc wyglądała na chłodniejszą.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Już po chwili siedziałem na fotelu wraz z kocim kawalerem i jego sweterkiem. Oczywiście, nieopodal mnie stał wypełniony trunkiem kieliszek.
Chwyciłem mojego kota i począłem usilnie próbować swoich sił w ubraniu go. Ten się tak łatwo nie dawał i wolał trącać swój kubraczek pazurzastą łapką. Cmoknąłem z udawaną irytacja i posłałem mu karcące spojrzenie.
-Natychmiast proszę się przestać tak zachowywać –wymruczałem pod nosem kierując swoje słowa oczywiście do kota. Nawet nie zauważyłem kiedy Daniel wrócił z sypialni do salonu i otworzył kolejne piwo. Ostatecznie udało mi się ubrać tego strasznego, upartego kota w jego odzienie, ale on ułożył mi się na kolanach i żądał pieszczot. Dostarczyłem mu ich, popijając wyśmienite Chanti i od czasu do czasu, spoglądając błagalnie na Daniela.
Do końca wizyty Jacka, nie odezwałem się ani słowem i nie mam pojęcia, w którym momencie udało mi się wypić trzy czwarte butelki wina. Czułem jak szumi mi porządnie w głowie, ale było to nic w porównaniu z tym, ile wypił Danny i jego kolega.
Wreszcie taksówka dla Jacka została wezwana i mogłem odetchnąć z ulgą w momencie, gdy oczekiwałem powrotu Daniela do mieszkania, gdy ten już skończy odprowadzać swojego przyjaciela do samochodu podstawionego w piętnaście minut po telefonie.
Wokół panował półmrok, a widać było cokolwiek jedynie za sprawą poświaty padającej z telewizora i świateł latarni docierających do mieszkania z ulicy.
Zrzuciłem z siebie śpiącego kota, a ten już po chwili ułożył się wygodnie na miejscu, z którego wstałem zabierając za sobą pozostałość wina razem z butelką i powoli zbliżając się do okna. Otworzyłem je na oścież i wyjąłem z kieszeni nową paczkę papierosów. W końcu nie zapaliłem po tym jak ubrałem kota, więc i nie przewróciłem pierwszego papierosa w paczce. Zrobiłem to w tej właśnie chwili i sięgnąłem po następnego, przeznaczonego do spalenia w tej chwili.
Poddałem fajka jego przeznaczeniu i właśnie byłem w połowie jego długości, kiedy usłyszałem jak do mieszkania wraca Daniel.
-Idziemy spać, pijusie? –spytałem i uśmiechnąłem się do niego nieznacznie. Działania alkoholu na poprawę humoru nie można było mu odmówić. Przechyliłem szklaną butelkę po raz ostatni nim ja całkowicie opróżniłem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#158PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:04 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Czy Zack naprawdę był zdziwiony, że "sam się domyśliłem" jak nie przepada za piwem? Nie musiałem się przecież domyślać, bądź co bądź, znamy się od wielu lat, a sam po sobie wiem, że pewne nawyki i przyzwyczajenia nigdy się nie zmieniają. Nie mogłem być pewien, że chłopakowi nie przeszła niechęć do browarów, ale przekonany byłem, że nie przestałby tak nagle pić swojego ulubionego wina, które to mu dzisiaj kupiłem. Właściwie nie jestem pewien, czy Zack kiedykolwiek wspominał mi, by był to jego ulubiony trunek, ale nieraz widziałem jak go spożywa, co mówi samo przez się. Jego delikatny uśmiech świadczył o tym, że wcale mi się nie pomyliło. Co więcej, dostarczył mi tyle satysfakcji, że aż sam byłem zdziwiony. Dlaczego jego zadowolenie z mojego drobnego, impulsywnego gestu tak bardzo wpływa również na moje własne samopoczucie? Nie było sensu o tym myśleć, lepiej po prostu się uchlać i nie myśleć już o niczym. Kompletnie o niczym. Byłoby doprawdy zajebiście, gdyby to było takie proste. W końcu, w odmóżdżeniu pomagają zazwyczaj jedynie narkotyki, a tego gówna to ja się nie tykam i nie zamierzam znowu zacząć, nawet jeśli obecnie bardzo by mi się przydały.
Zrobiło mi się dziwnie miło, gdy usłyszałem wyznanie Zacka. Raczej nie było jego zamiarem to, by zabrzmiało ono tak, jakby chciał spędzić ze mną czas sam na sam. W końcu na pewno chodziło o to, że po prostu ma dosyć towarzystwa osoby trzeciej, a do mnie chcąc, nie chcąc już się przyzwyczaił i wiedział, że nie ma opcji, by się mnie stąd pozbyć, tym bardziej, że powiadomiłem go już o moich zamiarach zostania na noc w domu. Tym również postanowiłem nie zawracać sobie głowy. Wolałem uznać, że mam dzisiaj wyjątkowo dziwny humor i dlatego reaguję w tak niecodzienny sposób na zachowanie i reakcje Zacka. Powstrzymałem nawet cisnący się na usta uśmiech rozbawienia, gdy zastałem chłopaka użerającego się ze swoim kocim przyjacielem, który nie współpracował przy zakładaniu ubranka. Na ten widok od razu przez myśl przeszły mi moje koty i psiak, które nadal znajdowały się pod opieką Luisa. Dawno ich nie widziałem i nie będzie kłamstwem, jeśli powiem, że tęsknie. Te stworzenia, to jedyne, co może w tak łatwy sposób zdobyć moją czułość i zaufanie. Kolejny powód, by zacząć się poważnie zastanawiać nad powrotem do domu. Powinienem w końcu skończyć już tą całą farsę, prawda? Spełniłem swoją rolę, Zack już nie ćpa, zająłem się nim, pomogłem w powróceniu do normalnego trybu życia. Nic więcej przecież już mnie tu nie trzymało. No, mogłem uciec się jeszcze do argumentu brania przez niego tych substytutów. Gdy przestanie je zażywać, już naprawdę kompletnie nic nie będzie przemawiało za moim pozostaniem w jego mieszkaniu. Alkohol. Pilnie potrzebuję alkoholu.
Usiadłem na swoim poprzednim miejscu obok Jacka i odpaliłem papierosa, otwierając przy okazji kolejne piwo. Tak jak wcześniej mówiłem, nie zamierzałem się wstrzymywać i nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy pozbyli się całej zawartości skrzynki. Mocny stan upojenia alkoholowego może choć trochę pomoże mi zapomnieć o ojcu, o dziwnym uczuciach względem Zacka i w ogóle o wszystkim, co niewygodne i nieprzyjemne. Krócej mówiąc, o całym moim życiu. Trzymając się obiema dłońmi tej myśli, ochoczo wlewałem w siebie coraz większe dawki alkoholu, zagryzając je co jakiś czas własnoręcznie zrobionymi kanapkami. Kilka następnych godzin poświęciłem na rozmowy z Jackiem, który już nie próbował zagadywać spokojnie siedzącego z boku Zacka. Ja też nie oczekiwałem od niebieskowłosego, że włączy się do którejś z naszych konwersacji i zacznie uczestniczyć aktywnie w naszej małej libacji. Nie wiem dlaczego, ale wystarczyło mi, że siedział tu z nami i pił winko, które sam mu kupiłem. To znaczyło, że z jakichś powodów chciał spełnić moje życzenie, a to z kolei sprawiało, że nie czułem potrzeby wymagania od niego czegoś więcej.
Czas mijał szybko i nim się obejrzałem nasze zapasy się skończyły. Pijany, to słowo bardzo delikatnie określające stan w jakim się znalazłem. Nie wspominając o Jacku, który jako chłopak o słabszej posturze, młodszy i ogólnie ze słabszą głową, ledwo trzymał się na nogach. Przez to, że był w takim stanie, nawet nie pomyślał o zaprotestowaniu, czy skomentowaniu tego, że postanowiłem zamówić mu taksówkę, pomimo tego, że wcześniej ustaliliśmy, iż będzie spał tutaj. Nie wymagał ode mnie żadnych tłumaczeń, więc z pewną ulgą odprowadziłem go do drzwi i pomogłem ubrać kurtkę, bo sam by tego nie zrobił chyba przez następną godzinę. Zaprowadziłem go również do taksówki, dając kierowcy większą sumkę niż była potrzebna i prosząc o dopilnowanie, by chłopak na pewno bezpiecznie wszedł do domu, a nie zasnął w jego progu.
Lekko chwiejnym, ale opanowanym krokiem wróciłem do mieszkania, zastając w nim Zacka palącego papierosa i okno otwarte na oścież. Zupełnie nie przeszkadzało mi, że wlewał do swojego kieliszka to, czego jeszcze nie zdążył wypić. Wiedziałem, że trzyma się dużo lepiej niż ja, ale z pewnością nie był trzeźwy. Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc jego pytanie. Podszedłem do niego, obejmując go tym razem od przodu i lekko sunąc dłonią po jego plecach.
- Idziemy - mruknąłem takim tonem, że raczej oczywiste było, iż mam na myśli łóżko, ale w żadnym wypadku spanie. Nim jednak skierowałem swoje kroki do sypialni, znów zwróciłem uwagę na otwarte okno, przez które wlatywało zimne, nocne powietrze. Puściłem Zacka by podejść do okna i zdecydowanie je zamknąć.
- Przeziębisz się. - Nagle zacząłem troszczyć się o zdrowie Zacka. Nawet pofatygowałem się, by osobiście zamknąć okno otworzone przez niego. Na szczęście byłem na tyle pijany, że nie miałem ochoty skupiać się na kolejnym z mych dobrotliwych gestów. Bardziej interesował mnie wcięty Zack, do którego zaraz dopadłem i tym razem nachyliłem się, składając na jego ustach lekki, przelotny pocałunek. Kontynuować go zamierzałem już w sypialni, więc bez zwlekania chwyciłem swego drogiego przyjaciela w pasie i pokierowałem do wyżej wspomnianego pomieszczenia, usilnie starając się iść całkiem prosto i nie walnąć o żadną z pobliskich ścian. Tak, nie dopuszczałem do siebie innej opcji, niż ta, że Zack śpi dzisiaj ze mną. Co więcej, nie zamierzałem dać mu tak łatwo zasnąć dzisiejszej nocy.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#159PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:11 am



I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F



Bywałem o wiele bardziej pijany więc stan, w który wprowadziłem się jedną butelką wina –był czymś, dzięki czemu mój humor nie był w stanie się zepsuć. O ile to możliwe, z każdą chwilą poprawiał się jeszcze bardziej. Z każdym podmuchem wiatru, który czułem na twarzy, każdym dźwiękiem dochodzącym z głębi własnego mieszkania, z każdą myślą, że może nie doświadczyłbym tego, gdybym gdzieś popełnił błąd. Starając się niezbyt mocno lub podejmując złą decyzją. W takich chwilach, żałowałem, że takich momentów nie było w moim życiu więcej. Swoistych i beztroskich teraz czy aktualnie. Zatapiałem się w tym uczuciu bez reszty. Może to błąd. Przymknąłem oczy i pogrążyłem się w możliwym błędzie. Nie sądziłem, że mogę tak dużo czuć w jednej chwili. Jeszcze parę tygodni, miesięcy, lat temu powiedziałbym, że nie potrafię w ogóle czuć. Wczuć. Dać komuś odczuć. Żałować?
Świat jest taki piękny, tylko ludzie go potwornie szpecą.
Daniel stał się kolejnym elementem mojego teraz. Odstawiłem pustą butelkę po winie i wbiłem zaciekawiony wzrok w zbliżającego się ku mnie Curtisa. Ten zaś pojawiając się przede mną, po chwili mnie objął. Wciąż nie spuściłem z niego wzroku, nawet zaciągając się resztką papierosa, którego parę sekund później wyrzuciłem za okno i w pełni swe skupienie poświęciłem wsłuchaniu się w ton odpowiedzi chłopaka. Dziwnie brzmiąca nutka w jego głosie zastanowiła mnie do tego stopnia, że nabrałem ochoty by natychmiast powtórzył to słowo dokładnie tak samo. W pore na szczęście uzmysłowiłem sobie, że powinienem się ruszyć. Tak więc, odsunąłem się na niewielką odległość od Daniela, który nagle się rozmyślił. Przewróciłem oczyma, tym razem z rozbawieniem, widząc powód, dla którego mężczyzna zaniechał podjęcia kierunku sypialni.
-Wcale nie –mruknąłem cicho bez przekonania i popatrzyłem na ciemnowłosego jakby  naprawdę nie wiedział co mówi. Przecież było mi gorąco. W tym mieszkaniu zrobiło się stanowczo za gorąco. Nie zdążyłem nabrać powietrza, gdy za sprawą ust Daniela, zabrakło mi tchu. Wcale nie był to długi pocałunek, ale jego delikatność zrobiła na mnie wrażenie, zwłaszcza w tamtej chwili.
W pewnym momencie, sądziłem, że pożałuje naszej chwili prywatności i tego, że usilnie do tego dążyłem. Że za chwilę zapragnę niewygodnej obecności Jacka, byleby nie narażać się na tak zawstydzające gesty Curtisa i równie kompromitujące reakcje mojego ciała. Nic takiego jednak się nie stało. Prychnąłem cicho rozbawiony, kiedy mimo swoich starań, Danny zaczepił ramieniem o framugę. Koordynacja ruchowa w jego stanie pozostawiała wiele do życzenia.
Spojrzałem za siebie, na łóżko pogrążone w cieniu i tej samej sekundzie, coś ścisnęło mnie w żołądku. Skąd ta ekscytacja? W następnej chwili przerzuciłem swoje zdezorientowane spojrzenie na Dann’ego. On wcale nie wydawał się specjalnie przejęty. Chciałem się odezwać, ale nagle zabrakło mi jakichkolwiek słów, w których mógłbym wyrazić cokolwiek, co akurat miałem na myśli. Otworzyłem usta, ale żaden dźwięk nie opuścił ich w kolejnych następnych setnych sekundy, więc zamknąłem je, zapominając już nawet co miałem na myśli.
Usiadłem na łóżku i wciąż obserwując niemal czającego się Daniela, sięgnąłem po swoje tabletki nasenne. Wziąłem je odruchowo, nawet nie zastanawiając się nad tym czy są mi potrzebne i czy dobrze robię mieszając je z alkoholem. Połknąłem dwie i ponownie skupiłem uwagę maksymalnie na jednej osobie, która najwyraźniej przez ten cały czas również nie spuszczała ze mnie oczu. Przypomniałem sobie, jak jeszcze niemal cały rok temu, Danny zasłaniał swoje oczy okropnymi soczewkami. Teraz już tego nie robi, a jego spojrzenie zrobiło się teraz równie dzikie co kolor kontaktów kiedyś. Cała ta niewypowiedziana nieokiełznana natura kryła się nie w samym kolorze oczu, a wyrazie jaki z nich bił w momentach takich jak ten.
Swoją drogą –ciekawe jak to wygląda? Chyba tysiąc razy obiecałem sobie, że nie dam się wplątać w żadną bliżej nieokreśloną relację z Danielem. Póki co wszystko było wyraźnie nakreślone, a granica między pieszczotami, a łóżkiem doskonale widoczna. Tymczasem –wokół jest ciemno, obaj jesteśmy pijani i obawiam się, że nie robię nic w kierunku tego, by zakończyć to możliwie jak najszybciej, by nie zaszło za daleko. Chyba pierwszy raz w życiu mam zamiar przekląć właściwy brak kontroli przypisany mojej płci. I temu, że często zaniedbuje swoje życie seksualne, którego nie było praktycznie od roku. To brzmi jak jakiś kiepski żart, a jego puenta stoi tuż przede mną w postaci Daniela. Momentalnie wypuściłem powietrze głośno przez nos. Jestem tak niejasny nawet przed samym sobą.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#160PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:12 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Byłem w wyjątkowo korzystnym humorze i naprawdę nie wiem dlaczego. W końcu dzisiejszego dnia nie mógłbym zaliczyć do najlepszych. Po wielu latach ciszy, dostałem telefon od ojca, który na to miano w ogóle nie zasłużył. Ten telefon sam w sobie był czynnikiem skutecznie zaburzającym płynny rytm mojego życia. W końcu od jakiegoś czasu wszystko w nim było poukładane. Wstawałem, robiłem śniadanie, zbierałem się, przyjmowałem zlecenia, szedłem na siłownię lub na trening, wracałem do Zacka, robiłem obiad, karmiłem i bawiłem się z kotem, pilnowałem porządku, wpierdalałem pizzę, oglądałem TV, a wieczorami głównie wykonywałem zlecenia, lub chodziłem po klubach. Wszystko było ustalone, zaplanowane i wypełnione monotonnością, która stała się dla mnie czymś bardzo wygodnym. Po tym ile zwrotów doświadczyłem w swoim życiu, prosty ciąg rzeczy był dla mnie swego rodzaju wybawieniem. Miałem już dość zaskoków, silnych emocji i niespodzianek, a ojciec zupełnie pozbawił mnie dziś tego spokoju i kompletnie zdruzgotał płynność każdego dnia. Żeby tego było mało rozwaliłem telefon, do którego zdążyłem się już przywiązać oraz w jakiejś małej części dostarczyłem Zackowi niepotrzebnych informacji na swój temat. Potem przyszedł Jack, którego mój współlokator nie zaakceptował. Na pewno do czegoś między nimi doszło, ale zamiast mnie wtajemniczyć, woleli zgrywać głupków. Tak więc jakie powody do szczęścia niby miałem? Wydawałoby się, że żadnych. Ale jak się okazuje nieco odmieniony Zack, wykazujący zainteresowanie moją osobą i pozwalający bez najmniejszych protestów ciągnąć się do łóżka, może znacznie uszczęśliwić. Na pewno w tym stanie, w którym obecnie się znajduję. Nawet pierdolona framuga, o którą uderzyłem ramieniem nie była w stanie zetrzeć z mojej twarzy lekkiego uśmiechu czającego się pod nosem, gdy przekraczaliśmy próg sypialni.
Zack usiadł na łóżku, a ja dziwnie zachwycając się jeszcze przez chwilę jego wyglądem, w końcu odwróciłem się, by zrzucić ciuchy i od razu odłożyć je na jedną kupkę. Nie widziałem więc, co ten robi w tym czasie. Zresztą nie sądziłem, by mógł robić coś szczególnego. Gdy rozebrałem się do samych bokserek, przez moją głowę przemknął obraz sprzed czterech lat. Wyglądało to niemal identycznie. Była to jednak krótka sekunda, po której spożyty alkohol szybko rozwiał nieprzyjemne wspomnienia, a mózg skupił się na tym co tu i teraz. Na czymś dużo przyjemniejszym i mającym wyglądać zdecydowanie inaczej niż w przeszłości.
Pożądanie - jestem pewien, że właśnie to biło ode mnie z wielką siłą, jakkolwiek by na mnie nie patrzeć. Nie wiedziałem, skąd się ono wzięło tak nagle. Może to również przez te wszystkie piwa. Czułem, że gdybym przez cały ten czas żył w celibacie, teraz rzuciłbym się na chłopaka, być może znów nieszczególnie patrząc na to co robię. Choć z drugiej strony... Miałem wrażenie, że nie byłbym w stanie zrobić mu takiej krzywdy po raz kolejny. Nie mogłem wyobrazić sobie na tą chwilę, bym dopuścił się czynów, przez które Zack mógłby cierpieć. Ale to nie na tym obecnie skupione były  moje myśli. Krążyły one jedynie wokół już nie tak drobnego ciała spoczywającego na moim... właściwie to jego łóżku. Ale przecież jest to łóżko, na którym do tej pory spałem jedynie ja, bo Zack samowolnie wyeksmitował się na podłogę. Teraz jednak siedział tam gdzie ja zwykłem spać, a sam ten fakt skutecznie podnosił moje libido. Gęsta atmosfera między nami wypełniona była przyjemnym napięciem i miałem nadzieję, że nie tylko ja ją tak odczuwam. Na pewno nie. W końcu Zack dobrowolnie tu przyszedł (w końcu nie protestował) i grzecznie siedzi, czekając aż do niego dołączę.
Nie kazałem czekać mu długo. Zbliżyłem się dość wolnym krokiem, by po chwili nachylić się i ująć jego twarz w obie, duże dłonie. Połączyłem nasze usta w pocałunku, z początku dość spokojnym, choć szybko stawał się bardziej namiętny, bardziej zachłanny i bardziej gwałtowny. Moje dłonie niespiesznie, dotykając skóry Zacka opuszkami palców, podążyły w dół niezadowolone z obecności materiału koszulki. Oderwałem się od ciepłych, wilgotnych warg przyjaciela, by szybko zdjąć z niego tą małą przeszkodę i rzucić ją gdzieś w kąt. Ostatnie co miałem teraz w głowie to utrzymanie porządku. Moje usta szybko znów przywarły do jego, a ciało zaczęło naciskać, zmuszając go do ułożenia się na materacu. Jedno z moich kolan również tam spoczęło, pomagając w utrzymaniu równowagi. Ręce swobodnie zaczęły błądzić po delikatnie zarysowanych mięśniach, a paznokcie zostawiały na jasnej skórze delikatne ślady. Mój oddech szybko przyśpieszył, a ruchy stawały się mniej spokojne, bardziej wypełnione nieukrywanym pożądaniem. Usta zsunęły się z przyjemnych warg Zacka, robiąc mokry szlak przez ich kącik i żuchwę aż dotarły do ucha, w które lekko się wgryzłem.
- Jesteś kurewsko seksowny, Zackie - wyszeptałem gardłowym tonem, chuchając ciepłym powietrzem wprost do jego ucha. Faktycznie jest seksowny i podejrzewam, że nie tylko według mnie. Wyglądał o niebo lepiej niż miesiąc temu. Wyglądał zajebiście.
Moje usta szybko straciły zainteresowanie uchem i niecierpliwie zjechały niżej, drażniąc językiem szyję, na której niezauważenie zostawiłem malinkę. Przygryzałem ją co i rusz, lizałem i całowałem, by po chwili robić to samo z okolicą obojczyków. Jedna z moich rąk podążyła w stronę klatki piersiowej, odnajdując różowy sutek, na którym śmiało zacisnęły się dwa palce. Drugim już po chwili zajęły się usta, ssąc go i drażniąc zwinnym językiem. Mogłem zostawić otwarte okno. Kurwa, tu jest tak gorąco...
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#161PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:15 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Mimo stanu, nie było mowy, żeby cały czas nie myślał o tym co teraz robić. Przecież mogłem przerwać, ale w pełni świadomie zrezygnowałem z tego. Wbijałem swoje przenikliwe spojrzenie w chłopaka, który po chwili począł rozbierać się. Nawet wtedy nie oderwałem od niego wzroku, czerpiąc z każdej sekundy oglądania jego ciała pokrytego tatuażami, które wreszcie zostały pozbawione przykrywających je ubrań. A potem, znowu spojrzał na mnie i momentalnie zapragnąłem uciec i zniknąć. Schować się przed tym wzrokiem, nie dopuścić by zaszło to dalej. Byłem jednak tak zdrętwiały i zszokowany, że w tamtej chwili nie znalazłem siły by przymknąć uchylonych ze zdziwienia ust, nie mówiąc już o wykonaniu jakiegokolwiek ruchu innym mięśniem. Mogłem jedynie zastanawiać się nad tym co dzieje się z moim ciałem, a zwłaszcza tym „ciałem” na dole. Najgorsze było to, że… nie przypominam sobie abym czuł się w ten sposób kiedykolwiek przedtem. No chyba, że po cholernych dragach. Uzmysłowienie sobie tego wywołało we mnie przyśpieszony proces oddychania. Zdążyłem zaczerpnąć powietrza jeszcze kilka razy zanim niemal przestałem w oddychać. A przynajmniej nie miałem pojęcia czy w ogóle robie coś poza patrzeniem się prosto w oczy Daniela, który zbliżył się do mnie i w jednym momencie, pochylił się i przykrył moje usta swoimi. Musiałem rzeczywiście przestać na chwilę oddychać bowiem po chwili tchnąłem prosto w usta Daniela, wypuszczając przy tym powietrze i jakiś niezidentyfikowany dźwięk spomiędzy warg. I w sumie nie myślałem w tamtym momencie o niczym konkretnym. Zrobiłem się głuchy i ślepy na wszystko wokół. Czy pocałunki z Danny’m zawsze tak wyglądały? W przeciągu ostatniego roku całowaliśmy się nie raz, a jedynie w tej chwili miałem wrażenie, że nie jestem sobą. Nie będzie to kłamstwem jeżeli powiem, że nie czułem się z tym komfortowo. Chyba również mimo wszystko przejąłem się tym, co mam zrobić ze sobą, gdzie położyć ręce, kiedy otworzyć oczy i w którą stronę poruszyć językiem. Dokładnie tak, jakbym nigdy wcześniej się nie całował.
Dłonie Daniela zniknęły z mojej twarzy, a pojawiły się wszędzie indziej. Usta chłopaka po chwili odstąpiły moich i przez chwilę nie miałem pojęcia dlaczego. Okazało się szybko, jaki powód był tej chwilowej przerwy. Mianowicie, umożliwiło to nam obu zdjęcie ze mnie koszulki. W następnej sekundzie, nasze wargi znów spotkały się w pocałunku.

Poczułem, że chłopak usiłuje zmusić mnie to położenia się na materacu, jednak tak szybko nie ustąpiłem, a chcąc go pociągnąć jednak za sobą, ułożyłem dłoń na jego karku.  Wszystko to stało się zupełnie w całkowitym odruchu bowiem moje myśli wciąż ograniczały się do krążenia wokół ruchu naszych ust i języków. Powoli, ulegałem mu.
Zdjąłem dłoń z jego karku i ułożyłem ja na nagim torsie chłopaka. Momentalnie począłem się rozkoszować jego ciepłem i miękkością skóry. Jest taki przyjemny w dotyku.
Kiedy jego usta niespiesznie podążyły do ucha, poruszyłem się, czując iż kolano Daniela znajduje się miedzy moimi nogami. A kiedy chłopak przygryzł moje ucho, po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz, który poskutkował niespokojnym poruszeniem biodrami. W ten sposób otarłem się o udo mężczyzny w dość jednoznaczny sposób.
Po chwili, usłyszałem głos Daniela przy swoim uchu. Uśmiechnąłem się na te słowa bowiem zupełnie nie raził mnie ten ton. Podobało mi się to, że go użył.
-Wiem –wymruczałem ledwo  słyszalnie i westchnąłem kiedy  poczułem, że celem pieszczot chłopaka nagle stała się moja, zdecydowanie zbyt wrażliwa, szyja. Poświęcił jej naprawdę wiele uwagi, a kiedy moja czujność przygasła pod wpływem przyjemności w jakiej się rozpływałem oraz działania leku nasennego, przestałem kontrolować ruchy własnego ciała i to, jakie dźwięki przechodziły mi przez usta. W dodatku, w  akcie zniecierpliwienia, więcej niż raz otarłem się kroczem o nogę chłopaka, czego pewnie bym nie zrobił gdyby nie to, ze absolutnie niczego nie ogarniałem swoim przyćmionym umysłem. Za sprawą tabletek, już po paru minutach wszystko zaczęło się przyjemnie „spóźniać” i falować. Całe otoczenie i bodźce zdawałem się odbierać jak przez mgłę. Wciąż jednak, nie odciąłem się od świata zewnętrznego w pełni, przez co nie miałbym żadnej świadomości tego co robię i krótko mówiąc –urwałby mi się film i pewnie bym zasnął.
Uniosłem swoje kolano, które znajdowało się z kolei między nogami Daniela, a kiedy poczułem, że chłopak jest całkowicie tam twardy, uśmiechnąłem się.
-Stoi ci.. –zauważyłem błyskotliwie, a z moich ust nie schodził rozanielony uśmieszek. Następnie, przygryzłem wargę bowiem z moich ust chciało się wyrwać coś nieco ewidentnie wymowniejszego niż samo westchnięcie, kiedy to usta ciemnowłosego cóż…zajęły się klatką piersiową.


Ostatnio zmieniony przez Voldemort dnia Nie Paź 11, 2015 1:16 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#162PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:16 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Coś się zmieniło. Zmieniło bardzo mocno, zauważalnie i niewątpliwie nic sobie nie ubzdurałem. Zack nie tylko godził się na wszystkie moje śmiałe gesty względem jego ciała, ale dodatkowo na nie odpowiadał. Tym razem postanowił użyć do czegoś swoich dłoni, zamiast leżeć na wznak i czekać co będzie dalej. Wiedziałem, że jest co najmniej podpity i może mieć to wpływ na jego teraźniejsze wybory. Mniejszy lub większy, ale jakiś na pewno ma. Jednak dlaczego uważam, że coś tak diametralnie się zmieniło? Otóż dlatego, że cztery lata temu też był pijany, a dodatkowo również naćpany. Był w gorszym stanie niż jest teraz, a jednak wiedział, że to co robiliśmy jest po prostu złe, nie na miejscu, zupełnie zbędne i w pewien sposób niebezpieczne. Potrafił się stawiać, za nic nie pomyślałby o tym, by reagować tego typu miłymi odruchami. Patrząc na tego Zacka, którego mam teraz pod sobą, nie mogłem odmówić sobie małej refleksji na temat tej zauważalnej zmiany. W końcu chłopak dobrze wie co robi, szczególnie, że jest w dużo lepszym stanie niż ja. Robi to świadomie. Chce tego i chce... więcej. Po raz pierwszy naprawdę widzę i jestem pewien, że pragnie tego co ja, a ponieważ nie wypił tak dużo, nie mógłby zwalić winy na alkohol. Tym samym ja absolutnie nie muszę się czuć, jakbym wykorzystywał okazję. Obydwoje chcemy tego, co właśnie robimy, a także pragniemy tego co ma nastąpić później i w przeciwieństwie do tego, co było dawniej, obecnie jestem niezachwialnie pewien, że nic mi się nie wydaje. Nic sobie nie wmawiam. Widzę. Widzę jego zaróżowione policzki, błyszczące oczy, słyszę przyspieszony oddech i ciche, niekontrolowane westchnięcia. Doskonale czuję palce na karku, na torsie. Czuję jego i pożądanie, które odwzajemnia. Ta świadomość sprawiła, że miałem ochotę się uśmiechnąć. Była dziwnie mocno przyjemna. Co więcej moje serce podejrzanie zareagowało na myśli o tym, że Zack pragnie bym go dotykał i posiadł. Na to, że po raz pierwszy jest naprawdę mój. Nie mogłem o tym nie myśleć szczególnie w momentach takich jak ten, podczas którego z pewnością nie przez przypadek otarł się o moje udo. Zamruczałem cicho czując na swojej nodze tą część ciała Zacka, której zamierzałem poświęcić dziś wyjątkowo dużo uwagi.
Wie, że jest kurewsko seksowny? A to ci nowość. Facet, który do tej pory unikał seksu jak ognia, zdaje sobie sprawę ze swojej seksualności. I to nie byle jakiej seksualności swoją drogą. Ale cóż, nawet Zack nie mógł nie zauważyć tego jak zajebiście teraz wygląda jego ciało. Zresztą podejrzewam, że inni dają mu to do zrozumienia, kiedy już postanowi wychylić swój pyszczek z domu. Niewątpliwie ma niemałe branie zarówno u lasek jak i facetów. Ale żadne z nich na pewno nie dostało tego, co otrzymuję teraz ja. Całego Zacka. Mojego Zacka.
Przymknąłem oczy z rozkoszą, kiedy do moich uszu zaczęły docierać zachwycające wręcz dźwięki, jakie wydawał Zack. Jego słodkie sutki najwidoczniej polubiły to w jaki sposób zabawia się z nimi mój język. Jemu ta zabawa również bardzo się spodobała, nie mogę zaprzeczyć. A to miał być dopiero początek. Na jednym łokciu wygodnie się opierałem, palcami dłoni leniwie jeżdżąc po gładkiej skórze Zackowego ramienia, drugą dłoń zaś skierowałem niżej, sunąc po kształtnym biodrze. Długie palce ochoczo przesunęły się po zarysowanej kości biodrowej, lekko drażniąc to piękne miejsce paznokciami. Usta co rusz przeskakiwały z jednego sutka na drugi, chcąc się nieco dłużej nad nimi popastwić. Jęki Zackiego były wymarzoną melodią dla moich uszu. Chciałem ich słyszeć więcej. Chciałem, żeby były głośniejsze, błagające o więcej przyjemności. Doprowadzę do tego, że nie będzie mógł ich powstrzymać. Nie tylko ich, ale także samego siebie. Przed wszystkim, przed czym do tej pory się bronił.
Zacisnąłem mocniej niż zamierzałem zęby na jednym z twardych sutków, kiedy niespodziewanie poczułem dotyk na swoim kroczu. Odsunąłem się na centymetr od klatki chłopaka, by na chwilę się unieść i zajrzeć w błękitne, lekko przymglone tęczówki. Na moje usta wdarł się lekki, wymowny uśmiech, kiedy ta sama dłoń, która przed chwilą obrysowywała kości biodrowe Zacka, zsunęła się jeszcze niżej i śmiało przesunęła po wybrzuszeniu między nogami niebieskowłosego.
- Tobie też kotku - wymruczałem będąc zaledwie kilka milimetrów od rozchylonych ust. Moja dłoń dość gwałtownym ruchem zacisnęła się na stojącym kutasie Zacka osłoniętym jeszcze przez materiał bokserek. W tym samym czasie nasze wargi ponownie połączyły się w gorącym pocałunku. Pragnąłem wejść w niego już teraz. Poczuć tą ciasną dziurkę jeszcze raz wokół swojego twardego chuja. Tym razem rżnąłbym go tak, że oszalałby z przyjemności. Jednak mimo wypitych procentów byłem cierpliwy. Potrafiłem się opanować. Nie jest to łatwe ale się staram. Tylko dlaczego się staram?
- Będziesz krzyczał z rozkoszy, Zackie. - Jego zdrobnione imię praktycznie wymruczałem gardłowym tonem, wprost do tak wrażliwego ucha chłopaka. Gdy wypowiadałem te słowa, moja duża dłoń zdążyła jeszcze raz przesunąć się po całej długości członka niebieskowłosego, by następnie wolnym ruchem wsunąć się pod materiał bielizny. Wypuściłem głośno oddech, czując w swojej ręce ten mały, duży skarb. Moje usta znów zajęły się szyją Zacka, zjeżdżając niżej i niżej, a dłoń miarowymi ruchami pieściła nabrzmiałego członka. Gdy moje usta znalazły się już blisko finalnego punktu, oderwałem łokieć od materaca, prostując się na kolanach i zabierając rękę, gwałtownie oraz wysoko uniosłem biodra Zacka. Moje zęby bez wahania pochwyciły materiał bokserek, szybkim ruchem zsuwając je z tyłka chłopaka. Dłonie zacisnęły się mocno na pośladkach, by w następnej chwili całkiem je puścić i pozwolić Zackowym biodrom na powrotny upadek ku materacowi. Tuż za nimi podążyły moje usta. Jedna dłoń pospiesznie znalazła drogę do sutka, druga zaś stanowczym ruchem rozchyliła nogi chłopaka i wdarła się pomiędzy nie, palcami powoli, drażniąco sunąc po kuszącym tyłeczku. Żaden z palców jednak nie posunął się dalej. Jedynie delikatnie gładziłem jego wejście, nie zamierzając na razie wdzierać się do środka. Mój język nie zwlekając zbyt długo przesunął się po sterczącym kutasie mego słodkiego przyjaciela, a z mych ust wydało się ciche westchnięcie, gdy poczułem jego smak. Pyszny. Mój słodki chłopiec. Już po kilku sekundach zabawy, oplotłem go swymi wargami i wsunąłem głęboko do środka. Cztery lata temu nie miałem żadnego doświadczenia. Nie miałem pojęcia jak robić, by było dobrze. Teraz z pewnością wiedziałem co robię i jak to działa na Zacka. Wiedziałem, jak sprawić mu rozkosz, której nie zapomni.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#163PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:18 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Właściwie, tak. Nie miałem pojęcia co robię. Nie dlatego, że nie panowałem nad sobą za sprawą alkoholu i narkotyków tak jak wtedy. Teraz po prostu nie wiedziałem jak to się stało, że mogłem świadomie pozwolić sobie na tak ogromny krok w przepaść. Krok w kierunku scementowania  kierunku naszej znajomości z Danielem. Zamiast naprawić przyjaźń, postanowiliśmy jednogłośnie pobawić się w coś dorosłego. Oczywiście, możemy to zwalić na jednorazowy wyskok i próbować zapomnieć. Nie musze chyba na głos mówić, jak bardzo niemożliwie ma się ten scenariusz do mentalności Daniela? Ja zaś… Cóż, może nie wyglądam, ale też jestem człowiekiem. Mam jakieś uczucia. Uczucia dyskomfortu. Jestem pewien, że to właśnie to będzie mnie męczyło. Brak swobody w naszej relacji z Danny’m. Może to głupio zabrzmi, ale przez chwilę rzeczywiście miałem nadzieję, że uda nam się odbudować przyjaźń. Naiwność moja nie znała granic. Teraz zamykam sobie drogę do każdej innej drogi i wygląda na to, że nie mam nic przeciwko temu. Przynajmniej nie mam wpływu na to, co mną kieruje.
Co do samej, że tak to ujmę w tym wypadku, „gry wstępnej” –wszystkie gesty jakie zainicjowałem, dźwięki jakie opuściły moje usta i niekontrolowane drżenie całego ciała –były całkowicie i wyłącznie odruchowe. Każdy wrażliwy punkt, którego dotykał Daniel na moim ciele, zdawał się niebezpiecznie palić. Świadomość, że polubiłem bycie dotykanym dopadła mnie z taką siłą, że mogłem jedynie próbować to rozwinąć po własnej myśli. Po chwili jednak dotarło do mnie, że szukam superlatyw mojej pochopnej decyzji. Tak, chciałem kochać się z Danielem i to był błąd. Taktyczne potknięcie.

Czułem jego dłonie wszędzie, nawet jeżeli ich tam w obecnym momencie nie było. Z pewnością znajdowały się tam jeszcze sekundę temu. Zapewne stąd wrażenie, że widmo każdego muśnięcia pozostawiało tam palący ślad.
Starałem się oddychać powoli, nie dać się ponosić emocjom, kontrolować oddech. Działało to całkiem nieźle do czasu, gdy… przestało. Chyba właśnie o to chodzi w takich zbliżeniach. Racjonalność nie ma tu swojego żadnego udziału, a nasz rozum znikomego wpływu. Rzeczywiście, sam siebie nie poznawałem, a to by oznaczało tyle, że mój mózg  postanowił mi nie przeszkadzać w używaniu sobie.
Nim zauważyłem, moje ciało samo zaczęło podążać za dotykiem Daniela bowiem czując go na biodrach, same lekko się unosiły chcąc jak najwięcej uwagi zyskać. Potem Curtis użył zębów i moje techniki zachowania odpowiedniego tempa oddechu poszły w totalne zapomnienie. Mieszanka ekscytacji, podniecenia i niepewności skutecznie wpłynęły na szybkość mojego oddechu. Na swoje usprawiedliwienie dodam jedynie, że jest to moje pierwsze zbliżenie na trzeźwo kiedy nie biorę czynnego udziału w sprawianiu komuś cielesnej przyjemności, a jestem tym, któremu owa jest ofiarowana. Siłą rzeczy –reaguję intensywniej.
Kiedy dłoń chłopaka postanowiła zbadać moje krocze, niemal miałem ochotę odruchowo przykopać Curtisowi, którego twarz wykrzywiona w zuchwałym grymasie znalazła się tuż przy moim, lekko zdezorientowanym obliczu. W następnej sekundzie, kiedy fala przyjemności rozlała się wśród moich dolnych partii, nie miałem czasu zareagować inaczej jak tchnąć cicho prosto w usta Danielowi, by po chwili zmierzyć się z kolejnym jego pocałunkiem. Kiedy jego wargi odstąpiły moich, już nieco mniej wyraźnie dane mi było słyszeć ciepłe zapewnienia mojego drogiego przyjaciela. Przekręciłem głowę w bok i wtuliłem twarz w miękką poduszkę, która stłamsiła moje kolejne westchnięcie, którego sprawcą było nie co innego, a dłoń ciemnowłosego poruszająca się wzdłuż mojego penisa.
Moja silna wola została poddana ogromnej próbie, gdy zaatakowany z obu stron –z jednej dłonią chłopaka, a z drugiej jego ustami –mogłem jedynie kurczowo trzymać się poduszki i mieć nadzieję, że powstrzyma ona co wymowniejsze dźwięki.


Mogłem przebierać nogami do momentu, w którym mężczyzna gwałtownie oderwał swoją dłoń od mojego członka. Jego poczynania zdziwiły i oburzyły mnie do tego stopnia, że odważyłem się rozchylić powieki i spojrzeć na Daniela. Było ciemno, wiele nie zobaczyłem, ale za to poczułem jak moje biodra zostają poderwane do góry, a bokserki są ze mnie ściągane przez… usta Curtisa, któremu nie wybaczę zawstydzenia mnie do tego stopnia przez całe życie.

Mój wyswobodzony z uścisku dłoni, tyłek bezpiecznie opadł na materac. Miałem cichą nadzieję, że to już koniec i wreszcie będę mógł iść spać. Dojść i iść spać. Mogę sobie odpuścić pierwsze na rzecz drugiego, ale z racjonalnego punktu widzenia –to to drugie nie będzie mi dane przez najbliższy czas.
Nie musiałem nic widzieć, żeby wiedzieć gdzie znajduje się głowa chłopaka. Zaś podczas gdy jedno jego ramię powróciło do zabawiania się moim sutkiem, druga bez pardonu rozchyliła moje nogi. Jeżeli przed chwila nie mogłem uwierzyć w to, że ktoś może robić takie rzeczy z moim ciałem, teraz dane mi było jedynie wznosić modły do Boga o to, by Daniel był dla mnie delikatny, gdy już pozwolę mu na więcej. A pozwolę. Dobitnie dałem mu o tym do zrozumienia już w momencie, gdy sugestywnie poruszyłem biodrami czując jak delikatny dotyk dociera w najbardziej intymne okolice. Czułem coś jeszcze. Oddech owiewający okolice będące niebezpiecznie blisko mojego krocza. W następnym momencie już nie tylko oddech, ale też język. Twarz wtuliłem mocniej w poduszkę, nie wierząc w to, że Danny zdecydował się wziąć mnie do ust. Mogłem tylko wzdychać w poduszkę i poświęcać się jakiejś pierwotnej przyjemności i to jedynie do momentu, gdy kilka ruchów ustami Daniela później, po całym moim podbrzuszu rozlało się przyjemne ciepło, którego uczucie ostatecznie przeciążyło moje powieki. Te z lubością zamknęły się, a ja zasnąłem w jednej chwili. Tej nocy, miałem  wrażenie, że spałem jakbym całe życie pracował bez wytchnienia.


***



Moje oczy leniwie rozkleiły się pod wpływem drażniących promieni światła dochodzących do mnie zewsząd. Przekręciłem się na bok, stęknąłem coś cicho i z dziwnym zaaferowaniem przyjąłem fakt, że się… po prostu wyspałem. Sennie podniosłem się do siadu, przetarłem zaspane powieki i rozejrzałem się po własnym pokoju. Dłuższą chwilę zajęło mi uzmysłowienie sobie, że łóżko w którym leżę, co prawda, należy do mnie, ale nie powinienem w nim spać chyba, że… Dlaczego jestem całkowicie nagi? Chwilowa panika, która skłoniła mnie do zakładania najgorszych scenariuszy, tymczasowo przysłoniła moje rzeczywiste wspomnienia odnośnie zeszłej nocy. Długo to jednak nie trwało i już sekundę później, odtwarzałem sobie w głowie co ciekawsze obrazy sprzed kilku godzin. Jestem pewien, że moje policzki zajęły się wstydem. Nie dlatego, że pozwoliłem sobie na takie ekscesy za sprawą jakiejś nieznanej siły, a dlatego, że… zasnąłem. Tak zwyczajnie i po prostu zasnąłem!

Miałem ochotę złapać się za głowę i mocno uderzyć głową w poduszkę, ale w pore przypomniałem sobie, że mógłbym obudzić tym pewnego mężczyznę, którego obecność zauważyłem już w chwili pobudki.
Obrzuciłem sylwetkę Daniela nieśmiałym spojrzeniem, a gdy zarejestrowałem, że ten wciąż pogrążony jest we śnie, począłem śmielej taksować go wzrokiem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek dane mi będzie budzić się obok niego w takich okolicznościach…
Westchnąłem bezsilnie i podniosłem się delikatnie z łóżka. Zbliżyłem się do szafy, z której po cichu wyciągnąłem bieliznę i białą koszulkę. Tak wyposażony, na paluszkach udałem się do łazienki. Z ulgą odetchnąłem dopiero, gdy znalazłem się za zamkniętymi drzwiami innego pomieszczenia. Tam mozolnie poddałem się działaniu wody, mydła i czasu. Wszystko co wczoraj się stało, zainicjowałem sam. Nie wypieram się swojej winy tak samo jak nie będę odsuwał od siebie faktu, że mam do Daniela coś w rodzaju słabości. Tej nocy okazało się także, że w pewien sposób mogę go pragnąć cieleśnie co oznaczałoby tyle, że nie jestem do końca pewien własnej aseksualności. Na miłość boską… Ja nawet w tej chwili żałuję jak diabli, że wczoraj zasnąłem. Uniosłem twarz ku strumieniowi wody, by choć w pewnym stopniu odgonić kiełkujące podniecenie. W rezultacie, z kabiny wyszedłem po dwudziestu minutach już nie do końca pewien czy Daniel nadal spi.
Włożyłem na siebie bokserki oraz koszulkę, umyłem zęby i odgarnąłem z czoła niesforne, niebieskie loki. Jak zwykle niewiele czasu poświęciłem swojemu odbiciu w lustrze i powoli wychyliłem łeb z łazienki. W kuchni nie zastałem żywej duszy, a gdy ponownie zawitałem w sypialni… Daniel wciąż spał.
Zegarek wskazywał godzinę dziewiątą co oznaczało tyle, że sam niedługo będę musiał wychodzić na siłownię by zaraz po ukończeniu treningu pędzić przez pół miasta by zdążyć na coś, co nazwalibyście „rozmową kwalifikacyjną”. Był to też najwyższy czas, by obudzić tego uśpionego delikwenta i zagonić go do roboty oraz przy okazji, ewentualnie przeprosić.
Usiadłem obok śpiącego mężczyzny, który obecnie odwrócony był do mnie tyłem po czym wsunąłem dłoń pod kołdrę by ulokować ją na nagim biodrze Curtisa. Jakby coś takiego nie pozwoliło mu się obudzić, nachyliłem się też nad nim i na przekór wszelkim normom postępowania z dzikimi zwierzętami –przejechałem nosem po jego policzku.
-Wstawaj, kupo mięcha –wymruczałem mu na ucho, niemal muskając je swoimi wargami. Jest szansa, że mi wybaczy. Niewielka, ale wciąż.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#164PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:20 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Reakcje Zacka niebywale przypadły mi do gustu. W swoim niedługim życiu bzykałem wielu chłopców i facetów. Każdy reagował podobnie. Wzdychali, jęczeli, krzyczeli, bo to w końcu normalne, gdy doświadcza się niesamowitej przyjemności, jakiej ― nieskromnie powiem ― potrafię dostarczyć swymi rękoma, językiem, a także jakby nie było, w pełni sprawnym kutasem. Nasłuchałem się tego więc bardzo wiele, jednak tylko reakcje Zacka tak bardzo mnie satysfakcjonowały. Wspomnieć tu muszę, że mój słodki przyjaciel nie jest zbyt wylewny z tym okazywaniem przyjemności, a jednak każde pojedyncze westchnięcie, spięcie jego mięśni i drżenie ciała, przyjmuję z niemałą radochą. Może to dlatego, że jako jedyny opierał mi się tak długo. Tak, to pewnie to. W końcu jaka inna rzecz mogłaby wpłynąć na moją podejrzanie dużą satysfakcję wywołaną jękami Zacka? Jest uroczy, jest cholernie seksowny, oczywiście, że tak. Ale tak bardzo podobają mi się jego reakcje zapewne dlatego, że w końcu jest mój. Po czterech długich latach naprawdę mi się oddał. Nigdy nie podejrzewałbym, że gdy już to zrobi, będę tak bardzo zadowolony. Inna sprawa, że przez bardzo długi czas w ogóle nie zakładałem, że kiedykolwiek jeszcze dojdzie między nami do takiego, czy w ogóle jakiegokolwiek innego zbliżenia. Przecież jeszcze rok temu przekonany byłem o tym, że nigdy więcej się nie zobaczymy, a w oczach Zacka już na zawsze pozostanę draniem, który śmiał naruszyć jego niedostępność i zupełnie zdruzgotać psychikę. Tymczasem mogę zrobić z nim wszystko co chcę, a on nie zaprotestuje. Przynajmniej nie wygląda jakby miał to zrobić, szczególnie, że jego słodycz w moich ustach jest zdecydowanie twarda i domaga się coraz więcej uwagi.
Nie muszę chyba mówić z jakim zaangażowaniem obciągałem swojemu kochanemu przyjacielowi, oczekując, że w zamian otrzymam więcej jego cichych jęków i niespokojnych westchnięć. Tak jak już mówiłem, doświadczenie mam, więc i w swoje umiejętności nie wątpię. Mój język płynnie prześlizgiwał się po kutasie Zacka, a sam wkładałem go do granic możliwości. Przyspieszałem i zwalniałem. Co dziwne, naprawdę byłem delikatny. Nie wykonywałem gwałtownych ruchów, a moje palce wciąż nie znajdowały się w tym, jak zakładam, ciasnym tyłku. Kciuk jedynie powolnie krążył wokół dziurki chłopaka, masując ją i od czasu do czasu naciskając. Nie posunąłem się jednak dalej. Czułem, że Zackowi niewiele brakuje, co satysfakcjonowało mnie jeszcze bardziej. Przyspieszyłem i jeszcze intensywniej go pieściłem, zaś swą dłoń przeniosłem na jądra chłopaka ściskając  je lekko. W końcu nacisnąłem na jedno strategiczne miejsce tuż za nimi, wiedząc, że to doprowadzi Zacka do szaleństwa. Tak też się stało. Zatrzymałem ruchy głowy, pozwalając by doszedł wewnątrz. Zaznaczę tutaj, że generalnie nikomu na to nie pozwalam i swoją drogą to dość bezczelne, że mój drogi przyjaciel postanowił mnie o niczym nie uprzedzać. Inna sprawa, że sam wyczułem kiedy był u kresu, a jednak nie chciałem się odsunąć. Z chęcią przyjąłem wszystko, czym mnie obdarzył i przełknąłem bez żadnego obrzydzenia. Wolałem się nie zastanawiać dlaczego akurat z nim nie sprawiło mi to żadnego problemu. Co więcej, mógłbym to powtórzyć.
Odsunąłem się niespiesznie, oblizując ze smakiem usta i złożyłem krótki pocałunek na opadającym członku chłopaka. Powoli powędrowałem swoimi ustami wyżej, idąc przez biodra i brzuch. Zatrzymałem się na pępku, drażniąc go swoim językiem. Moja lewa ręka spoczywająca do tej pory na sutku, przesunęła się po boku zgrabnego ciała, zaś palec drugiej zaczął śmielej naciskać na dziurkę. Ale coś było nie tak.
Uniosłem lekko głowę znad brzucha chłopaka, słysząc jak jego oddech znacznie się uspokaja, a on nie raczył nawet oderwać głowy od poduszki, czy zrobić... czegokolwiek. Uniosłem brew widząc twarz nieustannie skrytą w poduszce. Co jest?
Zack? Coś nie tak? ― Lekko się zaniepokoiłem. Przecież byłem delikatny i na pewno nie zrobiłem niczego złego. O co chodzi?
Wyprostowałem się całkowicie, gdy nie otrzymałem żadnego odzewu.
Zack ― powtórzyłem nieco głośniej, prostując się już całkiem i przybliżając swoją twarz do niego. Chwyciłem drobny podbródek, odwracając zarumienioną twarzyczkę chłopaka w swoją stronę.
Nie chciałbym widzieć swojej miny w tym momencie.
Nie.
Serio?
Jaja sobie robi, prawda?
Serio?
Kurwa Zack, to nie jest śmieszne. ― Mój głos chyba bardziej przypominał skomlenie niż ludzki, wyważony ton. Zasnął. Pierdolony zasnął. No nie, nie pierdolony, bo przecież kurwa zasnął.
Serio?
Uniosłem się do pionu, klęcząc tak jak skończony idiota i patrząc się na spokojną twarz chłopaka. Na pewno wyglądałem jak zbity pies. Mój wzrok samoistnie podążył w dół. Jęknąłem z rozpaczliwym wyrazem bólu widząc swojego sterczącego chuja, który tak kurewsko napalił się na zerżnięcie ciasnego tyłka Zacka, że aż zaczęło mi to sprawiać ból. To kurwa żart. Zajebię go. Pierdolony egoista. Nie, po raz kolejny, nie pierdolony. "Pierdolony" to cholernie źle użyte słowo w tym momencie.
Kurwa.
Przez dobre pięć minut pozostawałem w tej pozycji, myśląc o tym co ze sobą zrobić. Miałem pustkę w głowie. Naprawdę. Jedyne co ją wypełniało to wielkie pożądanie, którego przecież nie zaspokoję, bo jakoś nieszczególnie widzi mi się dymanie śpiącego Zacka. Cholerny... Ugh.
W końcu się podniosłem, idąc niczym pokraka, z olbrzymim problemem w gaciach i podążyłem w stronę łazienki. Zimny prysznic. Bardzo zimny prysznic, tak. To zdecydowanie coś, czego wyjątkowo mocno teraz potrzebuję. Idąc za tą myślą wszedłem do kabiny, odkręcając lodowatą wodę i stałem tak jakieś pół godziny, nim cholernik całkowicie opadł. Ja pierdolę. Nie, nie pierdolę. Kurwa, nie pierdolę. A szkoda.
Wciąż podkurwiony (delikatnie mówiąc) skierowałem się w stronę kuchni. Z przeciągłym westchnieniem nalałem sobie do szklanki wody i oparłem tyłek o blat. A niech cię szlag, Zack.
Gdzieś po godzinie, byłem na tyle spokojny, że mogłem wrócić do sypialni nie myśląc o tym, jak przyjemnie byłoby udusić mojego piep... cholernego współlokatora. W związku z tym wróciłem. Mój wzrok nabrał morderczego wyrazu, gdy tylko ujrzałem smacznie śpiącego, zaspokojonego Zacka. Cicho Danny, cichutko, idź spać. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, po uprzednim zebraniu całej swojej silnej woli, by nie zepchnąć chłopaka z łóżka. Nie byłem zbyt zachwycony, gdy czując jego bliskość, mój biedny członek zaczął reagować. Nie. Śpij. Po prostu śpij.
Udało mi się zasnąć po dłuższym czasie, który spędziłem na przeklinaniu Zacka. Dlaczego facet cierpiący do tej pory na bezsenność, musiał zasnąć akurat w takim momencie? On to sobie ukartował. Na pewno. Zabiję go.
   ***
Mruknąłem cicho czując na sobie czyjś dotyk. Nie zamierzałem otwierać oczu, jakoś dziwnie przeczuwając, że nie jest to dobry pomysł. Chciałem spać. Głowa mnie boli. Warknąłem niekontrolowanie, gdy coś smyrnęło mój policzek. Co jest kurwa?
Uchyliłem lekko oczy, gdy do moich uszu dotarł znajomy głos. Czarne tęczówki natychmiast utkwiły w Zacku. Dłuższą chwilę zajęło mi nim przypomniałem sobie dlaczego w ogóle znajduje się on w moim łóżku. Na jego nieszczęście, w następnej chwili przypomniało mi się absolutnie wszystko i z całą pewnością zostało to odzwierciedlone przez moje niechętne, mordercze spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać, niebieskowłosy leżałby już martwy.
―  Co odpierdalasz, Zackie? ― ostatnie słowo przesycone było jadem. Nie kontrolowałem tego. Moja dłoń podążyła na tył koszulki Zacka, odciągając jego twarz od mojego ucha. Mój humor pogorszył się jeszcze bardziej, gdy ujrzałem błękitne oczy. ― Wyspałeś się? ― Uśmiechnąłem się stanowczo zbyt słodko, co tworzyło zapewne dość przerażający efekt w połączeniu z tym mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Zabiję.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#165PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:23 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Musiał mi się jednak urwać film. Bo jak inaczej wytłumaczę sobie to nagłe omdlenie? Nawet po najsilniejszych środkach nasennych dostępnych dla ludzi... z bezsennością, nie ma możliwości by przy tak emocjonującym momencie po prostu i jakby nigdy nic -zasnąć. Może wziąłem trzy zamiast dwóch? Eh, jakkolwiek bym sobie tego nie wytłumaczył, nie mam pojęcia co powiem Danielowi. Jakby nie patrzeć -pewnie jest wkurzony. I tak się cieszę, że obudziłem się tego poranka. Mogłem go po prostu nie dożyć. Mogłem zostać zamordowany we śnie. Albo wyruchany, ale żadnych oznak nie dopatrzyłem się do tej pory więc wygląda na to, że przyzwoitość Daniela wciąż trzyma się jakichś granic. Za to moja nie. No bo jak mogłem zasnąć?! Sam sobie nie mogę się nadziwić, a co dopiero miałbym się tłumaczyć z tego Danielowi. Co mu powiem? No cóż, może prawdę? Kiedy ja sam do licha ciężkiego nie mam pojęcia jak to się mogło stać!
Nie mogłem jednak udawać, że do niczego nie doszło i jakby nigdy nic -wyjść. Pozostawić Daniela w tym samego, żeby jeszcze więcej komplikacji narobić w naszej wzajemnej relacji. Dlatego podjąłem bardzo ryzykowne kroki. Spróbuję faceta jakoś ubłagać, ugnę karku tak nisko, jak tylko będę mógł sobie pozwolić i... przeproszę go. 
Spomiędzy ust śpiącego Daniela, wydobył się ogromnie niespecjalnie satysfakcjonujący dźwięk. Co on taki agresywny z samego rana? A może to przedsmak tego co mnie czeka? Być może dane mi się będzie przekonać jeżeli dożyję.
Jeżeli zaraz nie polecą w moją stronę pięści rozżalonego zajściem z wczorajszej nocy Curtisa. Jestem zdecydowanie zwolennikiem pokojowych rozwiązań. Może to wybór, a może instynkt samozachowawczy, ale nie mam raczej ochoty bić się z tym facetem. Hej, wszystko da się rozwiązać rozmową, ewentualnie śniadaniem, a może nawet –kto wie– zrobię mu kawę? 
Gdy tylko oczy chłopaka się otworzyły, ukazując tym samym ciemne tęczówki -odsunąłem się na bezpieczniejszą odległość, natychmiast spinając lekko. Najwyraźniej, nie ma co liczyć na pokojowe rozwiązania. Mężczyzna wyraźnie nie podziela mojego pacyfistycznego nastawienia.  A jego wzrok zdecydowanie mówi sam za siebie. 
Drgnąłem na dźwięk jego głosu i sposobu, w jaki wymówił moje imię. Nie mam pojęcia czy ktokolwiek inny potrafiłby je zaakcentować z większa nienawiścią niż Danny w tej chwili. Rozumiałem swój błąd, rozumiałem nastawienie człowieka, który miał ochotę rozwalić mój łeb o ścianę. Też bym miał na jego miejscu. W końcu... Boże, to już nawet nie jest przykre, a żenujące. 
Może powinienem jeszcze bardziej się wycofać? Najlepiej teraz w ogóle wyjść z tego mieszkania. Tak, definitywnie chcę stąd uciec. Bardziej niż kiedykolwiek, nie miałem ochoty na rozmowy i omawianie warunków możliwej ugody. 
Drgnąłem zaskoczony nagłym aktem wystosowania pod moim adresem fizycznej ingerencji. Wstrzymałem na chwilę oddech i wbiłem w twarz Curtisa miażdżące spojrzenie, utrzymując je do momentu aż ostatecznie puścił moją koszulkę. Przejechałem dłonią po szyi, gdzie chwilę temu zaciskała się krawędź elementu garderoby. 
Westchnąłem słysząc to przesycone ironią pytanie. Na chwilę zapomniałem po co znalazłem się w tym miejscu. Zamiast go przepraszać, jeszcze bardziej go denerwuję. Teraz już nie chciałem tyle uciekać, co jak najszybciej załatwić zgodę między mną a Danny'm. Przerzuciłem spojrzenie niebieskich tęczówek na oblicze niedobudzonego zakapiora. Jeżeli przed chwilą mój wzrok był równie wrogi co ten Daniela, tak teraz stał się niebezpiecznie łagodny i jakby zrezygnowany. Zrezygnowany dokładnie w ten sam sposób co ja. 
-Przepraszam -mruknąłem niewyraźnie pod nosem i na powrót zawisłem nad czarnowłosym. Gdyby chciał mi przywalić, zrobiłby to już dawno. Albo wczoraj jak spałem. Chociaż nie wiem jaką satysfakcję mogłoby mu przynieść bicie nieprzytomnego.
-Nie chciałem... -zacząłem, ale przerwałem w jednej chwili. Czego właściwie nie chciałem? Zasnąć? No raczej się domyślił już dawno, że tego nie planowałem.
-Wziąłem tabletki zanim... -znów urwałem wpół zdania. Nie dlatego, że nie wiedziałem jak to ująć, a zwyczajnie nie przejdzie mi coś takiego przez gardło. Może Danielowi poszłoby łatwiej w mówieniu o takich rzeczach. W końcu wydawał się mieć bardzo doświadczone gardło i pewnie wiele rzeczy przez nie by przeszło... Stop. 
-To było idiotyczne -stwierdziłem w końcu, prychając żałosnym śmiechem. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym dodać na swoje usprawiedliwienie. Nie mogę mu obiecać, że jakkolwiek mu to wynagrodzę, bo znowuż -nie przejdzie mi przez gardło coś tak równie żałosnego. Nie było to też coś, co musiałem mówić.
Wtedy też uznałem, że powinienem zrobić coś co sprawnie uwiarygodni moją skruchę. Nachyliłem się bezpośrednio nad karkiem mężczyzny i chwilę się wahałem nim ostatecznie złożyłem na nim pocałunek. Nie zwykłem całować Daniela. Podejrzewam nawet, że żadne zbliżenie nigdy nie wyszło bezpośrednio spod mojej inicjatywy. Słowem -nigdy nie całowałem Curtisa, a już na pewno bez wyraźniejszej potrzeby. Odsunąłem się od szyi Daniela po czym jakby nigdy nic, moje usta zawisły nad żuchwą chłopaka, by tam także złożyć niepewny pocałunek.  Niespodziewanie poczułem chęć sprawienia mężczyźnie jeszcze większej ilości niespodzianek. Uzmysłowieniu mu, że zdolny jestem do rzeczy, których by się ode mnie nigdy nie spodziewał.  Może częściowo ekscytowała mnie wizja zrobienia czegoś, czego nigdy nie miałem okazji robić w stosunku do Daniela, a możliwe też, że po prostu chciałem sprawdzić czy satysfakcjonuje mnie sprawianie komuś seksualnej przyjemności przy bezpośrednim użyciu ust. Chciałem eksperymentować na Curtisie. 
Kolejne moje delikatne pocałunki znalazły swój cel w torsie mężczyznę, z każdą sekundą schodząc coraz niżej i zmuszając tym samym Daniela do udostępnienia mi jego własnego ciała. W końcu, gdy zawisłem nad jego podbrzuszem, podjąłem decyzję odnośnie moich dalszych zamiarów.
-Chcę cię wziąć do ust -odparłem, chłodno i rzeczowo, ale tylko dlatego, że gdybym powiedział to w inny sposób -pewnie spaliłbym się ze wstydu. 
Nigdy w życiu nie robiłem nikomu loda, ale wcale nie stało to na przeszkodzie wykorzystaniu wiedzy posiadanej z własnego doświadczenia z ustami innych ludzi oraz pewnego rodzaju teorii płynącej z faktu, że sam posiadam fiuta. Doskonale wiedziałem albo przynajmniej domyślałem się, jak sprawić komuś przyjemność. Wyobraźnia, teoria i czysta kalkulacja. 
Podszedłem do problemu jak do kolejnego wyzwania, któremu miałem zamiar podołać bazując na tym co zwykle. Na mózgu i własnym, wybujałym ego odpowiadającym za zbyt dużą pewność siebie. 
Wbiłem w Daniela wyczekujące spojrzenie. Nie miałem pojęcia czy tym wyrównam zaciągnięty rachunek, ale nic nie stało na przeszkodzie, by sprawdzić jak daleko sięga zdenerwowanie mężczyzny.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#166PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:24 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Powiedzenie, że piorunowałem Zacka swoim zawistnym wzrokiem, będzie delikatnym określeniem tego jak wyglądała obecnie moja twarz oraz jaką wyrażała ekspresję. Moje oczy zmrużyły się niebezpiecznie, gdy naprzeciw wyszło mi harde spojrzenie chłopaka lekko podduszanego za moją sprawą. Trzymałem go tak przez krótką chwilę, aż w końcu puściłem, choć i ten gest nie był zbyt delikatny. Moje spojrzenie nie zmieniło się nawet przez moment, mimo, że te należące do Zacka widocznie złagodniało. No zdziwiłbym się, gdyby postanowił pyskować i mieć pretensje co do tego jak nieprzyjemnie zachowuję się z samego rana. Myślę, że nawet on ma w sobie tyle przyzwoitości, by wiedzieć, że to co zrobił wczorajszej nocy jest czymś zasługującym na miano skurwysyństwa. Wciąż szkalując go ostrym spojrzeniem czarnych tęczówek, uniosłem się na przedramionach, tym samym nie do końca zamierzenie przybliżając swoją twarz do jego. Czekałem, sam nie wiem na co, jednak oczekiwałem, że Zack postanowi spróbować swoich sił w łagodzeniu mojej złości. Jakkolwiek nie sądzę, by znalazło się coś, co mogłoby usprawiedliwić jego wczorajsze zachowanie. Nie był w końcu aż tak pijany, żeby nagle odlecieć. A nawet jeśli by był, no to do kurwy, w momentach takich jak tamten takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Obydwoje przecież wiemy, że nie jestem jebanym dobroczyńcą, który ssie ludziom kutasy z dobrej nieprzymuszonej woli, ot tak, bo lubi sprawiać przyjemność. Zack ma to szczęście, że nie jest dla mnie byle kim i nie potrafiłem brutalnie przywrócić go do żywych. Gdyby taki numer wywinął mi ktoś inny, choćby taki Luis, mocno by mnie popamiętał jeszcze tej samej nocy i z pewnością bardzo szybko by się obudził. Zacka również mogłoby to nie ominąć, gdybym nie brał wcześniej tabletek. Właściwie sam nie rozumiem, dlaczego jestem dla niego taki dobry i traktuję do tego stopnia inaczej niż innych. Jestem skłonny zaryzykować nawet faktem, że gdybym coś mu wczoraj zrobił, dziś miałbym wyrzuty sumienia. Mieszkanie z nim przez tak długi czas zbyt mocno na mnie wpływa. To chyba znak, że powinienem wyjechać na jakiś czas i odpocząć od jego towarzystwa. Teraz szczególnie mam na to ochotę. Mały drań.
   Uniosłem brew słysząc z jego ust przeprosiny. No proszę, mój mały Zack potrafi przepraszać i nawet wygląda to całkiem szczerze. Cóż, chyba każdy w tym momencie, będąc na jego miejscu, wiedziałby, że należy okazać trochę skruchy. A nawet podziękować, w końcu gdybym chciał, mógłbym zrobić wiele rzeczy, które potem nazwałbym konsekwencjami jego zachowania. Jakkolwiek, zwykłe przepraszam nie sprawi, że nagle zapomnę o tym jak mocno mnie wczoraj zirytował, zostawiając do granic napalonego, samego ze sobą. W związku z tym, wciąż z tym nieprzyjemnym spojrzeniem i uniesioną wymownie brwią wpatrywałem się w jasne tęczówki, oczekując czegoś więcej, co faktycznie mogłoby sprawić, że mnie nieco ułagodzi. Nie wydawało mi się jednak, by Zack znalazł ten złoty środek. Mój wzrok znów rzucił piorunami, gdy chłopak kontynuował. Nie chciał kurwa. Nie muszę chyba mówić, że to zupełnie mnie nie przekonuje?
   Tym razem obie brwi powędrowały ku górze. Wziął tabletki? Tabletki nasenne. Wziął je, mimo że dobrze wiedział do czego wszystko zmierza. No dobra już jakieś tam usprawiedliwienie ma. Te tabletki w połączeniu z winem z pewnością mogły zadziałać szybko i gwałtownie. Ale to nadal jego wina, że nie pomyślał zanim się nimi nafaszerował, w związku z czym moja złość wcale nie zelżała i chyba nawet nie będzie takim odstępstwem od prawdy, jeśli powiem, że jej poziom tylko się podniósł. O tak, to było bardzo idiotyczne. Zack skończył swoje wywody, a ja w ciąż piorunującym wzrokiem się w niego wpatrywałem. To wszystko? Tym chce mnie przekonać to wyzbycia się chęci popełnienia kolejnego morderstwa?
   Już otwierałem usta by dosadnie powiedzieć co o tym wszystkim sądzę, kiedy powstrzymały mnie kolejne działania Zacka. Na powrót złączyłem wargi, zerkając na głowę chłopaka, która znalazła się przy mojej szyi. Czując jego usta na własnym karku, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Zack nigdy nie robił takich rzeczy. Ja sam całowałem go nie raz w różne części ciała, dotykałem go kiedy miałem taką ochotę i robiłem tego typu rzeczy, lecz on sam nigdy nie wychodził z inicjatywą i nigdy nie przyszło mu do głowy, by użyć swoich ust do czegoś pożyteczniejszego niż gadanie. Byłem więc dość mocno zaskoczony, kiedy jego usta śmiało z szyi przeniosły się na żuchwę, całując ją jakby wcale nie robiły tego pierwszy raz. Siedziałem nieruchomo, jedynie spod kąta obserwując poczynania Zacka i zastanawiając się do czego on właściwie zmierza. Te delikatne pocałunki to wciąż za mało, bym z miejsca wybaczył mu wczorajsze zajście. Moja męska duma i mój sterczący wtedy kutas zostały zbyt mocno skrzywdzone, by tak szybko mu wszystko wybaczyć.
   Badawczym wzrokiem wodziłem za głową chłopaka, która bez wahania zsunęła się niżej, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. W ciszy oczekiwałem tego co będzie dalej, choć ani przez moment nie przemknęło mi przez myśl, że Zack posunie się do tego, do czego zmierzał. Moja brew znów bardzo wysoko się uniosła, gdy zawisł nad moim kroczem, gdzie, swoją drogą, bardzo ładnie pasował. Nigdy bym nie przypuszczał, że TEN Zack kiedykolwiek z własnej nieprzymuszonej woli będzie chciał komuś obciągnąć ustami. Już szczególnie mi. W końcu przez tyle czasu nie dał mi posunąć się dalej niż do lekkiego macanka, dopiero wczoraj pozwalając na nieco więcej. Sam nigdy niczego nie zrobił w kierunku tego, by tak jednoznacznie się do mnie zbliżyć, więc na pewno nie oczekiwałem tego, że pewnego dnia wyskoczy mi z propozycją lodzika. Byłem więc w nielekkim szoku, gdy z jego ust usłyszałem tak jasną deklarację. Brzmiało to jak chłodna, urzędowa gadka, ale zawartość merytoryczna zdecydowanie sprawiała, że nie mogłem myśleć, iż coś mi się uroiło. Nieco zbity z tropu patrzyłem w te niebieskie tęczówki. Musiałem się oswoić z faktem, że ZACK chce MNIE wziąć do UST. Ach tak...
   Mój wzrok wrócił do normalności a kącik ust bezczelnie się uniósł. Podparłem się na dłoniach, by podsunąć tyłek bliżej ściany i oprzeć o nią plecy. Skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc z góry na Zacka. Moja postawa z pewnością niczego mu nie ułatwiała. Cóż, nie miała. Zrobiłem krótki, bardzo wymowny ruch biodrami, unosząc je tuż przed twarzą Zacka.
   - Proszę bardzo - prychnąłem, nie ściągając z twarzy tego jednoznacznego, niezbyt przyjemnego uśmiechu. Jeżeli to ma być forma przeprosin, jestem w stanie ją przyjąć. Jestem bardzo ciekawy jak dobrze spisze się Zack. Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek już robił coś takiego. Ta myśl sprawiała, że czułem napływające podniecenie. Cóż, sama głowa Zacka w tamtym miejscu dość mocno na mnie wpływała. Zapowiada się ciekawy poranek.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#167PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:26 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Jego nieme akty zdziwienia wcale nie pomagały mi się godzić sytuacją, którą sam inicjowałem. Nie było to dla mnie takie łatwe. Przejście do rzeczy, a mówienie o tym, gdy nie ma się o tym najmniejszego pojęcia –różni się znacznie. Nazwanie własnych zamiarów przyszło mi trudno, ale włożenie kutasa Daniela między usta okaże się o wiele bardziej skomplikowane. Nie tyle dla ust co dla mojego poczucia własnej wartości. Próbowałem sobie jednak usilnie wmówić, że przecież ludzie sobie obciągają cały czas, w różnych miejscach, a ja miałem tą wygodę, że nie musiałem tego robić w kiblu, zmuszany do czegokolwiek z palcami wplątanymi boleśnie we włosy. Chciałem obciągnąć Danielowi, bo wydawało mi się, że jestem mu to winien za to ciągłe wodzenie go za nos i wczorajszy epizod. No i eksperymentowałem… Jak daleko mógłbym się jeszcze posunąć w zaspakajaniu własnej ciekawości?
Gdy Daniel wpatrywał się we mnie absolutnie zaskoczonym wzrokiem, a jego usta niemal uchylały się mimowolnie na wskutek tego swoistego zwrotu akcji, ja cały czas wpatrywałem się z niego z tym samym wyczekiwaniem. Nie zmieniłem wyrazu twarzy, nawet w momencie, gdy mimika Daniela wróciła do normy, a ku mojemu zdziwieniu, na jego usta wpłynął bezczelny uśmieszek. Znowu mu się zaraz poprzewraca we łbie i ubzdura sobie jakąś niedorzeczną myśl z gatunku tych utwierdzających go w przekonaniu, że on jest górą. Podczas, gdy nie miał ani trochę racji. Może kiedyś sam miałem poczucie niższości i osaczenia, gdy przychodziło mi obcować z Danielem. Byłem słaby, zniszczony i psychicznie bardziej rozbity niż zwykle. Teraz, siły się wyrównały na tyle, że mogłem śmiało powiedzieć, że Danny mylnie uważa się za pana sytuacji. Nie wiem, czy miał jakiekolwiek pojęcie o tym, jak łatwo jest mi na niego wpłynąć. Na jego decyzje, na jego samopoczucie, na jego erekcję… Czyżby pogrążały go sentymenty? Najwidoczniej tutaj jest pies pogrzebany. Nie rozmawialiśmy na ten temat, bo żaden z nas nie jest specjalnie wylewnym człowiekiem, ale podejrzewam, że pewnie wiele interesujących rzeczy miałby mi do powiedzenia. Chociażby to, co mi chodzi od wczoraj po głowie i czego temat poruszę jak tylko będę miał okazję. Zapewniam, jeszcze dzisiaj sobie znajdę pretekst do nawrzucania temu idiocie. Jak mógł przede mną ukrywać takie rzeczy? Dlaczego to robił? Wczoraj jeszcze nie czułem się specjalnie poruszony samą informacją, ale tym że Jack tak bezwzględnie zignorował jego dyskrecję, która dzisiaj wydawała mi się nieuzasadniona i to o nią byłem tak… wkurzony?
Czy rzeczywiście czułem się oburzony tym, że mi nic nie powiedział? Nie, to raczej coś innego, czego na chwile obecną –nie mam nawet ochoty nazywać.
Patrzyłem jak ten drań podnosi się nieco do góry, a jego usta są wykrzywione w możliwie jak najbardziej nieprzyjaznym uśmiechu.
Zmarszczyłem brwi, zirytowany w pewnym stopniu zachowaniem Daniela. Niech nie czuje się upoważniony do bycia dupkiem skoro ja nic wczoraj nieświadomie zostałem. Zaraz się rozmyślę i dureń nic ode mnie nie dostanie. Są granice ludzkiej dobrej woli. Jednakże, mimo to, wciąż wiedziałem, że działam na Curtisa w bardzo ciekawy sposób. Zaraz zetrę mu z twarzy ten debilny uśmieszek, który tak denerwuje mnie swoją zuchwałością.
Podniosłem się do góry i zawisłem na równi z obliczem mojego współlokatora. Uśmiechnąłem się nonszalancko i bezwstydnie otaksowałem jego twarz od góry do dołu, zagryzając wymownie wargę, gdy moje oczy zatrzymały się na dłużej na ustach chłopaka.
-Postaraj się mnie nie zniechęcać przedwcześnie, bo nic nie jestem ci na dobrą sprawę winien –odparłem, o wiele zbyt wyzywającym tonem niż planowałem –Robię to, bo mi się podobasz, Danny –skwitowałem te słowa uśmiechem i zbliżyłem swoje usta do tych Daniela, łącząc je po chwili w delikatnym pocałunku. Czy Daniel naprawdę mi się podobał? Był przystojny, umięśniony i ogólnie zachwycający lecz ta krótka deklaracja wcale nie odnosiła się do moich rzeczywistych odczuć względem atrakcyjności mężczyzny. On o tym wiedział, że powiedziałem to mając oczywiście na myśli moje jawne zainteresowanie jego osobą. Pociągał mnie w inny sposób niż mu zasugerowałem. A w jaki –mógł się domyślać.
Wciąż lekko poruszając ustami, kontynuując tym samym leniwy pocałunek, sięgnąłem dłonią do krocza Curtisa sunąc po podbrzuszu chłopaka. Ująłem jego męskość w rękę, a bezpośredni kontakt z jego prąciem uniemożliwiał mi w tej chwili tylko cienki materiał bokserek. Przesunąłem parę razy wzdłuż stopniowo twardniejącego członka po czym bez uprzedniego ostrzeżenia, oderwałem się od ust mężczyzny i zdecydowanym ruchem pociągnąłem jego bokserki w dół. Ponownie znalazłem się z twarzą na poziomie jego krocza, nie chcąc dłużej przeciągać nieuniknionego.
Z niepodobną mi rezerwą, przejechałem językiem po członku, począwszy od dołu. Każdy następny ruch, jaki wykonam w kierunku sprawiania Danielowi przyjemności, jeszcze bardziej zwiększy objętość jego członka czym byłem zdruzgotany bowiem oznaczało to tyle, że nie będę potrafił włożyć go całego do ust. Co za szkoda…
  Mając większą świadomość swoich ruchów, poprawiłem kolczyk w języku i ponownie zabrałem się za dopełnienie zaczętego zadania. Mimo, że wiedziałem, że jest zbyt duży by wsadzić go do końca, spróbowałem włożyć go jak najgłębiej i poruszając miarowo ustami wzdłuż penisa, miałem wrażenie, że zaraz oszaleję ze wstydu przed samym sobą. Wspaniałomyślnie bowiem stwierdziłem, że robienie loda Danielowi jest w rzeczywistości o wiele bardziej ekscytujące niż sądziłem. Mruknąłem cicho, kiedy nabrzmiały członek Curtisa wypełniał sobą całą pojemność moich ust. Niemal czułem jak pulsuje i jak bardzo jest ciepły.
Daniel był u kresu. Wyjąłem więc go z ust i zlizałem z czubka niewielką ilość nasienia. Było gorzkie. Odważyłem się podnieść na niego wzrok i wbiłem spojrzenie niebieskich oczu w czarne tęczówki chłopaka. Nie odrywając od nich wzroku, dokończyłem Daniela.
Chciałem się odsunąć, pozwolić chłopakowi dojść poza moimi ustami. Jednakże, Curtis jak zwykle miał własne zdanie na ten temat. Zrobił to, czego nie chciałem by robił pod żadnym pozorem. Wydawało mi się to niepotrzebnie uwłaczające. Tak jakbym stracił kontrolę, którą niedawno odzyskałem.
  Wplótł w moje włosy palce, z początku niemal pieszczotliwie, by po chwili zacisnąć na nich dłoń i nie pozwalając mi się odsunąć, włożył mi swojego kutasa z powrotem do ust, a dopiero później łaskawie doszedł. Warknąłem w niepohamowanej złości, gdy cała zawartość jąder mężczyzny znalazła ujście w moich ustach. Momentalnie wyrwałem się z uścisku silnej dłoni Daniela, zacząłem się krztusić i kaszleć, wypluwając wszystko co się dało. Większość jednak została przeze mnie nieumyślnie połknięta, a gorzki smak spermy sprawiał, że nawet gdy wszystko znalazło się gdzieś na pościeli, dalej niekontrolowanie zanosiłem się kaszlem.
  -Drań –skrzeknąłem, nie poznając własnego głosu i szybko zwlokłem się z łóżka i błyskawicznie podążyłem do łazienki.
Była niesmaczna, ale dało się przeżyć jednakże nie o sam smak chodziło. Zrobił coś, na co wyraźnie nie miałem ochoty. Niemal na pewno nie pierwszy raz o ile mnie pamięć nie zawodzi.
Dotarłem zdenerwowany do łazienki i nabrałem do ust wody, opłukałem je, wyczyściłem zęby i dopiero wtedy, gdy już czułem się minimalnie mniej wkurzony, opuściłem toaletę.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#168PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:27 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Zastanawiam się jak to możliwe, że człowiek, który dawniej nie dał mi się dotknąć palcem, teraz sam proponuje poranne obciąganko. Generalnie nie byłbym taki zdziwiony, gdybym nie znał Zacka. W końcu to co wczoraj zrobił było skrajnie nie w porządku i to oczywiste, że powinien czuć skruchę oraz próbować naprawić swój błąd. Gdybym miał przed sobą kogoś innego pewnie nawet oczekiwałbym lodzika na powitanie, uważając to za zwyczajnie oczywiste. Nikt się chyba jednak nie zdziwi, jeśli powiem, ze w przypadku Zacka, taki scenariusz jest ostatnim czego się spodziewałem. Pewnie, zakładałem, że będzie miał na tyle przyzwoitości, by przeprosić, może się wytłumaczyć, a potem być zwyczajnie miłym i robić różne miłe rzeczy, żeby trochę załagodzić sytuację. Zapewne podąsałbym się do wieczora, by potem odpuścić, jeżeli mój współlokator nie odjebałby czegoś nowego, co doprowadziłoby mnie do stanu głębokiej irytacji. Bynajmniej nie spodziewałem się jednak, że ten sam Zack, którego przecież bądź co bądź zgwałciłem kilka lat temu, dzisiaj zafunduje mi tak nienaganne powitanie. W końcu to, że wczoraj, gdyby wszystko poszło po mojej myśli, dałby się zerżnąć, nie ma się nijak do robienia lodów. Można się bzykać bez obciągania, choć zdecydowanie nie jestem zwolennikiem wykluczania tej metody stosunku z bliskich relacji. W końcu to bardzo przyjemna część seksu, albo zwykłego zapychania wolnego czasu. Jakkolwiek by nie było, zmierzam do tego, że nie podejrzewałbym swego niedostępnego, niewinnego Zacka o to, że z własnej woli zechce wziąć do ust czyjegoś kutasa. Cóż, mój kutas nie jest byle jakim kutasem, ale jednak to kutas. A Zack to przecież Zack. Zacka Petterson'a nie podejrzewa się o to, że robi swemu współlokatorowi poranne lodziki. Z tej właśnie przyczyny byłem nielekko zaskoczony i właściwie do ostatniej chwili nie dowierzałem, że niebieskowłosy faktycznie ma zamiar spełnić swoją deklarację. Tym bardziej, że swoim zachowaniem w niczym mu nie pomagałem. Tak naprawdę nie musiałem i nie powinienem. Znaleźliśmy się w takiej sytuacji z wyłącznej winy Zack'a i nawet jeśli to są jego przeprosiny, wcale nie zamierzam nagle zacząć głaskać go po główce. Aczkolwiek jeśli faktycznie zrobi to, o czym tak głośno mówi, jestem pewien, że będę skłonny wybaczyć mu wczorajszy występek. W końcu odpłacając tym samym, nie jest mi nic dłużny. Do jego tyłka dobrać się mogę kiedy indziej. Jego usta wokół mojego członka nie wydają się wcale gorszą opcją. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że może być to dla mnie przyjemniejsze, głównie przez świadomość tego, iż chłopak nigdy wcześniej nikomu tego nie robił. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Wyraz mojej twarzy nie zmienił się, kiedy twarz chłopaka uniosła się na wysokość mojej, mierząc ją spojrzeniem wcale nie mniej pewnym niż przed sekundą. Lecz nawet jeśli Zack pokazuje, że tego typu zbliżenie nie jest dla niego niczym ciężkim, a jego postawa nie wykazuje żadnego zawahania, na pewno nie uwierzę, że wewnątrz jest tak samo opanowany. Nie dam sobie wmówić, że akurat Zack'owi obciąganie facetowi przychodzi z taką łatwością. Z pewnością tak nie jest.
Z wymownym, wyzywającym spojrzeniem obserwowałem mimikę jego twarzy, jeszcze wyżej zadzierając kącik ust w odpowiedzi na to jednoznaczne zagryzienie wargi. Czy Zack właściwie wie w co się pakuje? Tak, dobrze wie. Przede wszystkim ma świadomość tego jak mocno na mnie działa i zapewne to w zdecydowanie dużym stopniu pomaga mu w opanowaniu niepewności, czy nawet całkowitym jej odrzuceniu. Ale bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Nie miałem zamiaru ukrywać tego jak wpływa na mnie Zack i jego ciało. Już od dłuższego czasu chłopak wie, że zwyczajnie na niego lecę i nie jest to nowością dla żadnego z nas. Nie wiem tak naprawdę co tak mocno mnie w nim pociąga, ale jednak ma coś, czego widocznie nie dostrzegłem u innych facetów. To wszystko jednak nie oznacza, że ma nade mną jakąkolwiek przewagę. To, że robię za jego gosposię i pomagam mu w ten czy inny sposób, również nie świadczy o tym, że jestem w jakiś sposób zależny od Zacka. Robię to wszystko bo chcę, bo mam taki kaprys i tyle. Nie dlatego, że czuję się zobowiązany, chociaż fakt faktem, robienie za gosposię jest pewną formą rekompensaty za panoszenie się po jego mieszkaniu. Tak czy inaczej, w każdej chwili mógłbym przestać, mógłbym się też wynieść i zrobiłbym to bez większego żalu. Na pewno. Przecież nie miałbym czego żałować. Jesteśmy jedynie czymś, co zakrawa o przyjaciół i zdecydowanie powinno mi wystarczyć widywanie Zacka od czasu do czasu. Nie muszę z nim mieszkać. No przecież, że nie.
Tylko skoro tak, co ja tak właściwie jeszcze tu robię?
Z dziwnego, nieplanowanego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk głosu Zacka. Moje brwi zeszły się, gdy doszedł do mnie sens jego słów. Nie jest mi nic winien? Osz kurwa, już ja go mogę uświadomić jak bardzo jest mi coś winien. To co wczoraj zrobił było tak kurewsko chujowe, że z całą pewnością jest mi coś winien. Zamierzałem już coś powiedzieć na ten temat, lecz nim zdążyłem choćby otworzyć usta, Zack mnie uprzedził sprawiając, że zapomniałem, iż cokolwiek chciałem powiedzieć. Wyraz mojej twarzy wrócił do normalności i znów pojawił się na niej krzywy uśmieszek, który tak naprawdę nijak odzwierciedlał to, co poczułem wewnątrz. Bardzo niepokojący i cholernie dziwny objaw swoją drogą. Mam na myśli to, że te przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele w skutek słów Zackiego i użycia tak rzadko słyszanej przeze mnie, przywołującej miłe wspomnienia formy mego imienia nie jest chyba czymś naturalnym. Moja wewnętrzna reakcja raczej nie powinna tak wyglądać. Szczególnie, że wiedziałem, iż Zack nie mówi o moim wyglądzie. A może to właśnie była przyczyna tego, że tak zareagowałem? Bo mówił o czymś innym i dobrze to wiedziałem. Zdecydowałem, że nie warto myśleć o czymś, co dzieje się ze mną, gdy zostałem wyrwany ze snu i zaraz po tym tak zaskoczony ciągiem zdarzeń. Moja mina w żaden sposób nie pokazywała tego, że nad czymś rozmyślam. Wpatrywałem się jedynie z tym zadziornym uśmiechem w jasne tęczówki Zacka, czekając na jego kolejny ruch. Sam nie zamierzałem robić nic, by przejmować inicjatywę. W końcu to moje przeprosiny, jedyne co powinienem robić, to je przyjmować.
Nie zmieniałem pozycji, rozluźniając się i decydując na przyjęcie wszystkiego co ma mi do zaoferowania Zack. Z chęcią przyjąłem jego pocałunek i równie ochoczo go odwzajemniłem. Coraz bardziej mi się to podobało. Nie miał zamiaru odwalić roboty, byleby obciągnąć. On naprawdę chciał to zrobić i widziałem w tym jakieś zaangażowanie. No pięknie, co jeszcze spotka mnie dzisiejszego dnia?
Mój oddech miarowo przyspieszał z każdym ruchem dłoni Zacka na mym członku. Mimo, że wciąż dzielił ją od niego materiał bokserek, moje podniecenie nie zamierzało zbyt długo zwlekać z uwidocznieniem się. Chyba sam fakt, że to właśnie Zack, bardziej mnie podniecał niż jego ręka w tamtym miejscu. To o tyle dziwne, że postanowiłem nie rozwodzić się dłużej nad tą durną myślą i skupić na wyjątkowo przyjemnym dotyku oraz następujących po sobie działaniach Zacka.
Zaskakiwało mnie zdecydowanie jakim wykazywał się chłopak, lecz bynajmniej mi nie przeszkadzało. Uraczyłem go lekko drapieżnym uśmiechem, obserwując jak ściąga bokserki i na poważnie bierze się do roboty. Moje czarne tęczówki nawet przez chwilę nie zjechały z oblicza Zack'a obserwując dokładnie każdy jego krok. Wyczuwalnie zadrżałem, gdy poczułem na członku mokry język i zimną stal, która go przebijała. Widok twarzy Petterson'a w tamtym miejscu również kurewsko mocno wpływał na moje podniecenie, choć chyba jednak nic nie działało tak dobrze, jak jego język i usta oplatające mego kutasa. Wiedziałem, że nie jest wprawiony w tego typu rzeczach, więc i wiele nie oczekiwałem, ale szczerze mówiąc to chyba nawet dobrze, że nie zna pewnych sztuczek, bo gdyby było inaczej, wszystko mogłoby zbyt szybko się skończyć. Było mi cholernie dobrze. Rozluźniłem się całkowicie, przymykając delikatnie powieki, jednak nie na tyle, by nie widzieć chłopaka. Na moich ustach wciąż gościł lekki uśmiech wyrażający aprobatę dla poczynań Zacka. Z czasem pozbyłem się go na rzecz uchylonych warg, by umożliwić powietrzu swobodny przepływ. Mój oddech z czasem widocznie przyspieszył, a z każdym śmielszym ruchem Zacka spomiędzy warg wydobywało się westchnięcie. Nie minęło aż tak wiele czasu jak początkowo przypuszczałem, gdy zacząłem czuć charakterystyczne napięcie oznaczające bliski koniec. Chłopak chyba również domyślił się jak blisko jestem, bo uintensywnił swoje pieszczoty, by odsunąć się, gdy byłem już u kresu. Na moje usta wpłynął kolejny bezczelny uśmiech. Ktoś tu chyba czegoś nie zrozumiał. Oczekiwałem bardzo ładnych, poprowadzonych do końca przeprosin, a także rekompensaty za wczorajszą noc. Moja dłoń więc bez wahania delikatnym ruchem wplotła się między długie kosmyki, z początku delikatnie gładząc głowę Zacka. Zaraz jednak przy jej pomocy przycisnąłem usta chłopaka z powrotem do mego członka, nadając Zackowi szybkie tempo. W kulminacyjnym momencie przycisnąłem zackową twarz nie dając jej możliwości ucieczki i z głośnym wydechem, wykonując płytkie ruchy, spuściłem się do jego buzi.
Czując jak wszystko ze mnie zeszło, w końcu puściłem głowę chłopaka, pozwalając mu na to gwałtowne odsunięcie i wyplucie tego, co jeszcze mógł. Patrząc na niego, nie mogłem powstrzymać się przed głośnym parsknięciem, które szybko zamieniło się w śmiech. Jego obelga wypowiedziana tym tonem i tym głosem również brzmiała na tyle komicznie, że tylko podsyciła moje rozbawienie. Patrząc jak plecy Zacka szybko znikają za drzwiami, podciągnąłem bokserki i podniosłem się z łóżka, przeciągając ciało z błogim uśmiechem i podchichrując się jeszcze pod nosem. To było wręcz słodkie.
Podążyłem w stronę toalety mając zamiar wziąć zaraz prysznic. Zatrzymałem się przy wychodzącym Zacku i zastawiłem mu drogę, obejmując swymi ramionami i nachylając nieco nad jego twarzą z typowym dla mnie uśmieszkiem.
- Ładnie się spisałeś Zackie - wymruczałem mu do ucha gardłowym tonem, po czym odsunąłem się i wszedłem do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Cóż za przyjemny poranek.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#169PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:30 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Spojrzałem na moją przeszkodę jak na największego idiotę wszech czasów. No bo jak inaczej mógłbym patrzeć na największego idiotę wszech czasów? Chyba nie z wdzięcznością, że traktuje ludzi, z którymi mieszka od jednym dachem, sypia czasem w jednym łóżku i jada obiady jak gdyby wcale nie byli choć warci swojej… wartości. Prychnąłem, nawet nic nie robiąc sobie z tego, że chłopak objął mnie bez mojego pozwolenia i jeszcze przypominał mi najgorszą pomyłkę, jakiej się dopuściłem. Dobrze, może nie najgorszą, ale jedną z tych, których będę przez większą część życia żałował. Później dostanę Alzhaimera i zapomnę nie tylko to, że kiedyś ojebałem komuś kolbę, a także imiona swoich wnuczków, których się nie dorobię, bo przez narkotyki prędzej czy później zostanę impotentem. Mógłbym też rozważać związanie się z facetem, ale z facetem tym bardziej nie doczekał bym się dzieci ani wnuków. Mam jeszcze sporo czasu. Niedługo skończę dopiero dwadzieścia jeden lat, a to wcale nie oznaczało dzieci. Właściwie dla mnie oznaczało tylko tyle, że kolejny rok nic nie zrobiłem w kierunku uczłowieczenia się.
Danny zamknął się w łazience ja zaś powolnym krokiem podążyłem do kuchni. Sceptycznym wzrokiem obrzuciłem puste blaty i martwy obraz całego  salonu znajdującego się w zasięgu mojego pola widzenia. Westchnąłem cicho i zmęczony mimo wyspania, powlokłem się powoli ku ekspresowi kawy. Nie sądziłem abym mógł cokolwiek przełknąć, a napojem kofeinowym skutecznie pozbędę się smaku Daniela z ust. Tek kretyn nie zasługuje by jego skretyniałe nasienie było mieszane z czymkolwiek do jedzenia, co lubiłem. Chwyciłem kubek gotowej, aromatycznej kawy i od razu przechyliłem naczynie by wlać do ust parę łyków cholernie gorącego napoju. Skrzywiłem się znacznie czując jak mój język pali się żywym ogniem. Przełknąłem gorzką ciecz i odstawiłem kubek na blat. Zbliżyłem się do lodówki, otworzywszy ja –obrzuciłem zapchane jedzeniem półki i westchnąłem rozpaczliwie. Nie chciałem nic jeść, ale jeżeli chciałem poruszyć temat nowo nabytej wiadomości odnośnie przeszłości Daniela, chyba lepiej, żeby złagodził szok czymś miłym? W końcu, to nie może być łatwe dla nikogo. Nawet dla wiecznie twardego (hehe)Daniela. Kiedyś, nie tak dawno, stwierdziłem, że każdy ma prawo do tajemnic. Czy taka też się liczyła do tego grona? Przecież żyłem w nieświadomości już wtedy, gdy byliśmy jeszcze gówniarzami. Byliśmy nimi, ale sobie ufaliśmy. Ponownie cisze panującą wokół przerwało moje westchnięcie.
Wspiąłem się na palce i sięgnąłem po jajka położone w najwyższym punkcie tej cholernie wielkiej lodówki. Do jajek dołączyło na blacie mleko, jeden pomidor oraz kostka masła, którego używałem tak rzadko, że niemal zapominałem że tam wciąż jest. Znaczy, Daniel pewnie go używał, ale ja nie.
Chwilę szperałem po szafkach, z każdą kolejną otworzoną uświadamiając sobie jednak, że zupełnie zapomniałem, gdzie co leży albo to ten dureń wprowadził własne porządki. To by wyjaśniało to, że znalazłem swoją miskę w miejscu, gdzie nigdy nie spodziewałbym się jej ujrzeć. Postawiłem ją na blacie obok wcześniej wyjętych produktów i sprawnie wymieszałem ze sobą w naczyniu jajka, mleko i szczyptę soli. Odstawiłem mieszankę na bok zaś tym razem zająłem się oporządzaniem pomidora w międzyczasie nastawiając patelnie na kuchence elektrycznej, wrzucając na nią po niewielkim upływie czasu trochę masła. Do masła dołączyły pomidory i kolejna rzecz, którą znalazłem gdzieś między produktami w lodówce.
Papryczka chilli? Mam nadzieję, że Daniel nie będzie miał mi tego za złe.
Gdy pomidory smażyły się na patelni, ja szukałem trzepaczki, żeby ubić masę na omlet pozostawioną w misce. Oczywiście zajęło mi to więcej czasu niż samo mieszanie, ale Daniel wciąż oblewał się wodą pod prysznicem, a ja miałem nadzieję, że nie nakryje mnie w kuchni, całkiem sprawnie radzącego sobie ze wszystkim co dotychczas on sam odwalał. Nie, nie umiałem gotować. Nie dlatego, że umiejętnościami nie mogłem się pochwalić po prostu… skrajnie nie lubiłem tego zajęcia. Wiązało się ono z niewielka przyjemnością pracy i ogromnym stresem, gdy gotuje się dla kogoś zamiast tylko dla siebie. A gdyby jeszcze Daniel siedział tutaj i wbijał we mnie swój wzrok, rozbawiony do granic możliwości… chyba bym go zaszlachtował łyżką.
Wylałem masę omletową na patelnie, rozprowadzając ów po całej powierzchni. Poczekałem na moment, gdy spód się ściął i z ulgą zarejestrowawszy fakt, że też nie przywarł do tej nieszczęsnej patelni. Omlet powoli dogorywał wraz z pomidorami. Spojrzałem na pusty wierzch i zmarszczyłem brwi. Jako urodzony perfekcjonista, począłem szukać czegoś co uświetni moje dzieło, a znajdując przyprawy, tam gdzie się ich spodziewałem bowiem nie zmieniły swojego położenia, odszukałem czerwoną paprykę w proszku, a gdy uznałem, że będzie pasowała kolorem do pomidorów, wybrałem ją i bazylię. Wróciłem do patelni i nim złożyłem omlet na pół za pomocą łopatki, znalezionej fartem, wierzch obsypałem niewielką ilością przypraw. Nienagannie wyglądającą zawartość talerza, na którym ułożyłem swoje jajeczne dziecko, przykryłem szklaną kopulastą pokrywą by jedzenie nie wystygło. Robiłem to żarcie  zmyślą o nakarmieniu Curtisa, więc dodałem odpowiednio dużo składników, by było to danie dwuporcjowe. Jeżeli cos mu nie będzie pasowało, ma pecha, bo mimo, że się okrutnie w tym momencie spóźniałem –nie mam zamiaru przekładać rozmowy.
Ruszyłem w kierunku sypialni, wygrzebałem z szafy od dawna nie zakładane materiałowe, przylegające spodnie i obrzucając czarne odzienie masą przepełnionych wątpliwościami spojrzeń, wsunąłem je na biodra. Nienawidziłem chwil, gdy musiałem zamiast podartych rurek zakładać cos tak nienagannie nieskalanego żadną dziurą.
Na białej podkoszulce nieszczęśliwie wylądowała biała, elegancka koszula, której nie cierpiałem. Warknąłem cicho i zapiąłem błyskawicznie wszystkie guziki. Po chwili, nastąpiło coś, czego nie znosiłem robić odkąd mama siłą wciskała mnie w różnorakie garnitury czy inne odświętne stroje, a mianowicie –włożyłem koszule w spodnie. Zobaczywszy się natomiast w nieszczęsnym lustrze, natychmiast ją wyjąłem, niemal tak, jakby parzyła mnie w palce. Wbiłem krytyczne spojrzenie w swoją sylwetkę odbijającą się w tafli lustra. Przekrzywiłem głowę. Coś jest ostro nie tak… ale co? Olśnienie.
Z pewnym zrezygnowaniem przeczesałem przydługie loki, by po chwili ze zrezygnowaniem zwiesić ramiona wzdłuż tułowia.
-Wyglądasz jak bezdomny –zganiłem się sam i zacisnąłem z uporem zęby. Chciałem wyglądać schludnie, nie jak aspirujący na normalność narkoman. Kiedyś prezentowałem się w tym wszystkim całkiem normalnie. Co się zmieniło poza włosami? Zupełnie nic, a jednak wszystko w mojej sylwetce obrzucałem coraz to bardziej zniesmaczonymi spojrzeniami.
Zrezygnowałem z wkładania koszuli w spodnie, założyłem na grzbiet jeszcze tylko marynarkę i odgarnąłem gęstą grzywkę z czoła. Jeszcze bardziej wyprany z motywacji do życia, wróciłem do kuchni, gdzie już czekał na mnie ten drań. Rzuciłem mu nieprzyjemne spojrzenie.
-Musimy porozmawiać. Zrobiłem ci śniadanie. –odparłem rzeczowo, przystając przy blacie, na którym pozostawiłem swoją kawę. Po chwili znów odpaliłem ekspres, by i Daniel mógł sobie przyszykować życiodajny napój.
-Nie masz mi niczego do powiedzenia? –spytałem, siląc się na zwyczajny ton, ale całe wzburzenie związane z tematem rozmowy, skutecznie mi to uniemożliwiło.
-Musiałem się tego dowiedzieć od tego pieprzonego fajfusa? –tym razem nie powstrzymałem warknięcia.
-Myślałem, ze byliśmy pieprzonymi najlepszymi przyjaciółmi, a ja, jak się okazuje, nie miałem nawet prawa wiedzieć prawdy o twoich rodzicach –syknąłem, gdy niebezpiecznie zawisłem na siedzącym przy stole Danielu.
-Czego się jeszcze dowiem od tego frajera? –pytałem dalej, z coraz większym wyrzutem –Że zabijasz ludzi za pieniądze? –tutaj niemal uśmiechnąłem się kpiąco, by po chwili dodać –No tu akurat bym się nie zdziwił, bo wcześniej nie próbowałeś mi wmówić, że ratujesz bezdomne pieski.
Na chwilę zamilkłem, krzyżując ramiona na torsie i wbijając niezmącenie morderczy wzrok w pacana, któremu zrobiłem śniadanie. W dodatku pewnie spóźnię się na spotkanie z nowym szefem. Wiedziałem, że ten dzień od początku jest skazany na porażkę.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#170PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:31 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
W całkiem dobrym humorze wszedłem pod prysznic. Odkręciłem letnią wodę, pozwalając by ta swobodnie spływała po całym moim ciele. Kąciki moich ust nie potrafiły przestać wyginać się ku górze, ponieważ wciąż miałem w głowie minę i zachowanie Zack'a, gdy w jego ustach wylądowało moje nasienie. Nie rozumiem dlaczego oczekiwał, że będzie inaczej. Przecież wczoraj sam zdecydował się dojść w moich ustach, nie uprzedzając mnie wcześniej o swoim zamiarze. Faktem jest, że ze swoim doświadczeniem potrafię bez problemu wyczuć, gdy partner jest u kresu, jednak tą kwestię można przecież pominąć. Nie uprzedził i spuścił się w środku, więc miałem pełne prawo do tego, by zrobić to samo. Z drugiej strony, może Zack po prostu nie pamiętał, że doszedł właśnie w to miejsce? W końcu mógł już wtedy spać. Orgazm przez sen jest ponoć możliwy, więc chuj go tam wie. Ale ta kwestia jest mało ważna. Chciałem odwdzięczyć się tym samym i to zrobiłem, przy okazji poprawiając sobie humor jeszcze bardziej. Mina Zacka i jego panika oraz natychmiastowy pęd ku łazience stanowiły całkiem komiczny widok, choć może niekoniecznie dla samego niebieskowłosego. Mi jakkolwiek dzień zapowiadał się bardzo dobrze, więc z tym lekkim uśmiechem rozbawienia stałem pod prysznicem, w końcu zmywając z siebie wszelakie brudy. Głowa wciąż trochę mnie bolała, jednak nie było to już takie natężenie jak kilkadziesiąt minut temu. Wciąż za to chciało mi się pić i zaczynałem żałować, że wpierw nie udałem się do kuchni po łyk jakiegoś soku, albo chociaż wody. Mimo tego, że miałem Saharę w ustach, postanowiłem jeszcze trochę leniwie postać pod prysznicem, nie mając najmniejszej ochoty na opuszczanie kabiny. Spędziłem bezczynnie kilkanaście kolejnych minut, jedynie rozmyślając nad wczorajszym wieczorem i dzisiejszym porankiem. Wiele zmieniło się przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Ojciec na powrót w jakiś sposób pojawił się w moim życiu mimo, że nie musiałem zajmować nim myśli od przeszło czternastu lat. Zack poznał mojego dawnego przyjaciela, chociaż nigdy przedtem nie podejrzewałbym, że będą mieli okazję zamienić kilka słów. Właściwie, z tego co zauważyłem, lepiej by było, gdyby faktycznie jej nie mieli. Kolejna sprawa szczególnie zajmowała moje myśli - zbliżyłem się do Zacka i to w ten jednoznaczny sposób, który prowadził tylko do jednego. Nie byłoby w tym nic odstępującego od normy, gdyby nie to, że Zack wyraził zgodę na ingerowanie w jego przestrzeń osobistą, a gdyby wszystko dobrze poszło, jestem pewien, że dałby się również bzyknąć. To szczególnie duża zmiana, bo przecież przez tyle czasu, aż do wczoraj nasza relacja nie poczyniła żadnych kroków do przodu. Jeszcze większym zaskoczeniem jest samo zachowanie chłopaka, gdyż to ono szczególnie zwróciło moją uwagę. W jakiś sposób się zmienił i już nie chodziło o to jak naprostował się po rzuceniu dragów. Samo jego podejście do mnie musiało ulec zmianie, bo przecież w innym wypadku na pewno nie zrobiłby dzisiaj tego, co zrobił. Nie wiedziałem i nie miałem ochoty zastanawiać się nad tym co siedzi w głowie Zacka, jednak wszystko zdawało się działać na moją korzyść. Nie mogłem narzekać przecież, gdy niebieskowłosy dawał mi się do siebie tak zbliżać, co więcej samemu wykazując inicjatywę. Jest to tym bardziej zadowalające, bo przecież w ogóle nie spodziewałem się takiego scenariusza. Właściwie nie miałem żadnych konkretnych oczekiwań, dlatego też wszystko szło powoli swoim torem, a teraz ukierunkował się on w sposób, który bardzo przypadł mi do gustu.
Myśląc o tym, że reszta dnia może być tak dobra, jak jego początek, w końcu wygramoliłem się spod prysznica. Przetarłem ciało ręcznikiem, który potem owinąłem wokół bioder. Podobnie zrobiłem z włosami, z tymże po lekkim przetarciu dredów, pozwoliłem, by spłynęły kaskadą po moich plecach i niczym ich nie przykrywałem oraz nie związywałem. Robiąc niespiesznie resztę podstawowych porannych czynności, typu mycie zębów i użycie antypespirantu, wciąż myślałem o Zacku. Nie potrafiłem swoich myśli ukierunkować na cokolwiek innego, gdyż w mojej głowie wciąż widniał obraz niebieskowłosego, będącego twarzą przy moim członku. Na to wspomnienie poczułem niebezpieczny dreszcz, tak więc szybko skończyłem się ogarniać i odganiając od siebie niewygodne, lecz przyjemne myśli, podążyłem w stronę sypialni. Tam też przebrałem się w luźne, ciemnie dżinsy, czarny, lekko przylegający T-shirt i jedną z grubszych koszul na długi rękaw, które mieściły się w mojej szafie. Dziś padło na luźniejszą, czerwoną koszulę w kratę, którą to zarzuciłem na T-shirt darując sobie zapinanie guzików. Po ubraniu się odruchowo zajrzałem do szuflady, gdzie trzymałem leki. Wziąłem do ręki pojemniczek z dużymi tabletkami i stałem tak przez chwilę przyglądając się im w zastanowieniu. Ostatnio nie miewałem żadnych napadów złości, a moja relacja z Zackiem całkiem nieźle się poprawiła, więc uznałem, że nie powinno się nic stać, jeśli przestanę faszerować się tym gównem. Nie chciałem tego brać przede wszystkim dlatego, że zmniejszało moją wydajność. Przez pigułki szybciej odczuwam zmęczenie, bywam zwyczajnie przymulony i bez energii, bo przecież chodzi właśnie o to, by trochę mnie przyćpać. Z wielką chęcią więc odstawię lekarstwa. Wierzę, że nie są mi już potrzebne, skoro do tej pory tak dobrze trzymałem nerwy na wodzy. Odłożyłem więc opakowanie z powrotem do szuflady, po czym skierowałem się jeszcze raz w stronę łazienki, gdzie odwiesiłem ręcznik i użyłem perfum. Stamtąd skierowałem się już do kuchni, zastanawiając się dlaczego dobiega stamtąd znajomy dźwięk, skoro przecież jeszcze nie stanąłem do garów. Uniosłem brwi, gdy swą odpowiedź ujrzałem pod postacią omleta ukrytego pod pokrywką patelni. Uśmiechnąłem się pod nosem, jedząc go już oczami i w międzyczasie przekładania go na talerz, drugą ręką napełniłem sobie szklankę sokiem. Zawartość naczynia opróżniłem kilkoma haustami i ponowiłem tą czynność jeszcze dwa razy, aż w końcu poczułem, że mogę normalnie przełykać ślinę, a w budzi nie mam już takiego kapcia. Stojąc jeszcze przy blacie, skubnąłem sobie kawałek omleta przyszykowanego przez Zacka. Swoją drogą, to niezwykle dziwne, że zrobił śniadanie i to tylko dla mnie. Tym dziwniejsze, że jeszcze niedawno wyglądał na lekko wzburzonego moim , powiedzmy, że bezczelnym zachowaniem. Nie wydaje mi się, by była to dalsza część rekompensaty. Ale jeśli nie, to jaki jest haczyk?
Chwyciłem za talerz, by przenieść go na stół, akurat, gdy Zack zawitał do kuchni. Uniosłem brwi, nie kryjąc swojego zdziwienia, gdy moje oczy napotkały całkiem przyjemnie wyglądającego elegancika. Naprawdę się odstawił, a co więcej naprawdę mu to pasuje. Wygląda jeszcze bardziej seksownie niż zazwyczaj. Tylko po jaką cholerę się tak stroi?
Zagwizdałem wymownie, patrząc na niego z przekornym uśmiechem, nie robiąc sobie naturalnie nic z tego wrogiego wzroku. Myślałem, że jest on spowodowany moim małym wyskokiem sprzed kilkudziesięciu minut, dlatego też nie podejrzewałem, że może chodzić o coś innego. Spokojnie zabrałem się za szamanie swojego omleta, zastanawiając się podświadomie dlaczego Zack nie gotował do tej pory, skoro całkiem nieźle mu to idzie. Przynajmniej to danie wyszło mu dobrze, a wbrew pozorom, sknocenie porządnego omleta nie jest takie znowu łatwe. Jako pełnoetatowa gosposia wiem już takie rzeczy. Sam spierdoliłem robotę z milion razy nim udało mi się zrobić coś, co chociaż wyglądało jak prawdziwy, puszysty omlet.
Właśnie miałem zapytać dla kogo Zackie się tak wystroił, jednak ten odezwał się wcześniej, zwracając na siebie większość mojej uwagi. Uniosłem pytająco jedną z brwi, przemykając obok niego, by zalać sobie kawę, którą zaraz postawiłem obok jedzenia. Usiadłem już na dobre, biorąc się za powolne jedzenie i patrząc pytającym wzrokiem na Zacka. Tak, zauważyłem, że zrobił mi śniadanie. Nie jestem też na tyle naiwny, by sądzić, że nie ma w tym nic podejrzanego, dlatego też nie zdziwiło mnie, że pojawiło się coś, czego mogłem nie przewidzieć. Tym czymś najwidoczniej miała być rozmowa, choć nie wiedziałem na jakie to poważne tematy miał zamiar mówić teraz Zack. Podejrzewałem, że palnie czymś odnoszącym się do dzisiejszego, czy też wczorajszego zajścia. Ale nie. Temat, który poruszył jest dużo bardziej poważniejszy i przede wszystkim, sto razy bardziej drażliwy. Zdecydowanie nie spodziewałem się, że "rozmowa" zejdzie na temat moich rodziców.
Czerwona lampka w mojej głowie zapaliła się już wtedy, gdy Zack przybrał zdecydowanie zbyt wzburzony ton i wyjątkowo nieprzyjemną minę. Popiłem kawę, jeszcze wyżej zadzierając brew, kiedy ten zadał swoje pytanie. Czy miałem mu coś do powiedzenia? A powinienem mieć? No poczułem się niemalże jak dziecko karcone przez swoją rodzicielkę za przeskrobanie czegoś, a ja przecież nie miałem sobie nic do zarzucenia. No dobra, miałem sobie wiele do zarzucenia, ale nie sądziłem, by Zack mógł wiedzieć o którejkolwiek z tych rzeczy, w związku z czym patrzyłem się na niego zupełnie niezrozumiałym wzrokiem, czekając aż w końcu raczy przejść do rzeczy.
Słysząc kolejne warknięcie w formie pytania, moja mina stała się nieco poważniejsza i zdecydowanie mniej przychylna. Odłożyłem sztućce oraz kawę, całą uwagę poświęcając Zackowi. Nie miałem pojęcia, do czego zmierza, choć domyśliłem się, że pieprzonym fajfusem jest Jack. Być może właśnie dlatego stałem się bardziej czujny i lekko zaniepokojony. Czego niby dowiedział się od mojego przyjaciela? Ufałem brunetowi i nie sądziłem, by mógł mu powiedzieć coś, za co chłopak miałby być na mnie tak zły, jak najwidoczniej jest teraz.
Moja mina zmieniła się diametralnie, gdy usłyszałem, że chodzi o rodziców. Pierdolony Jack powiedział mu o moich rodzicach. Moje oczy niebezpiecznie się zmrużyły, a usta automatycznie zacisnęły w wąską linię. Cała moja postawa była teraz zdecydowanie wroga, a ja sam czułem gwałtownie rosnącą irytację, do której powodów miałem wiele. Pierwszym był cholerny Jack, który powiedział zdecydowanie zbyt wiele niż powinien, w ogóle wchodząc kiedykolwiek na temat moich rodziców przy rozmowie z Zackiem. Drugim powodem było to, że Zack się dowiedział czegoś, czego zdecydowanie wiedzieć nie powinien, a na dodatek nie ode mnie. Trzecim to, że temat moich rodziców jest po prostu bardzo drażliwy, a czwartym zaś był ton, którym mówił Zack oraz jego cholerne wyrzuty. Znalazłoby się również kilka pobocznych powodów, jak na przykład to, że nie mogę w spokoju zjeść śniadania, a tak dobrze zapowiadający się dzień, spierdolony został w jednym, krótkim momencie.
Gdy Zack zapędził się ze swoimi domysłami, co gorsza wchodząc na dobry tor, moje oczy wyrażały już jedynie chłód i dystans, którego chłopak nie mógł w nich dostrzec od bardzo, bardzo dawna. Nie miałem powodu, by mu o czymkolwiek mówić, więc jakim prawem drze się na mnie i używa tego cholernie wkurwiającego tonu? Nie jest moją matką, ani nikim upoważnionym do zagłębiania się w moje prywatne sprawy, czy życie. Tak, to prawda, że byliśmy pieprzonymi najlepszymi przyjaciółmi. BYLIŚMY, więc dlaczego po tylu latach wyrzuca mi to, że wtedy mu nie powiedziałem? Nie powiedziałem, bo widocznie miałem ku temu powód. Zdecydowanie nie powinien teraz poruszać tego tematu. W ogóle nie powinien go poruszać.
- Spuść z tonu - odezwałem się w końcu wyjątkowo szorstkim głosem, taksując chłopaka zimnym spojrzeniem czarnych tęczówek. - Nie wiem co ci powiedział Jack, ale moi rodzice nie są twoją sprawą. Nie powinno cię to obchodzić - warknąłem, podnosząc się z kanapy, by wyjąć z kieszeni fajki i odpalić jedną z nich. Moja dłoń widocznie drżała, choć sam nie wiedziałem dlaczego. Nie zwracałem na to większej uwagi. Podszedłem do blatu, opierając się o niego tyłkiem.
- Jack wie więcej niż ty, tylko dlatego, że razem się wychowywaliśmy - odparłem, zaciągając się potężnie i wciąż przeszywając Zacka wzrokiem. - Co ci tak właściwie powiedział? - Tak, to mnie zastanawiało. Na ile swobody pozwolił sobie mój cholerny przyjaciel. Liczę na to, że na niezbyt wiele. A nawet jeśli, chyba wystarczająco dałem Zackowi do zrozumienia, że nie mam zamiaru udzielać mu jakichkolwiek wyjaśnień. Być może, gdyby podszedł do tego spokojniej, gdyby sytuacja była inna, a ja nie byłbym wkurwiony... Może wtedy porozmawiałbym z chłopakiem o rodzicach, nawet jeśli temat ten jest dla mnie wyjątkowo ciężki i nieprzyjemny, w związku z czym nie poruszałem go z nikim od lat. Nie chciałem wracać do przeszłości, nie chciałem też mówić o tym jak żałosnych miałem rodziców. Nie chciałem, żeby Zack wiedział jak wyglądało moje życie w tamtym momencie. Wspominanie tego nie było niczym miłym. Tym bardziej nie zamierzałem o tym rozmawiać teraz, gdy byłem, delikatnie mówiąc, lekko wyprowadzony z równowagi.


Ostatnio zmieniony przez Ivan dnia Nie Paź 11, 2015 1:43 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#171PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:34 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Westchnąłem cicho, gdy już skończyłem z siebie wszystko wyrzucać i nadeszła kolej na odzew chłopaka. W końcu rzeczywiście zrzuciłem z tonu, jak prosił. Moja ramiona mimowolnie opadły, na wznak tego, że nie jestem już ani trochę spięty i napuszony. Daniel zaś, wypluwając kolejne słowa swoim wielce nieprzyjemnym tonem, ruszył w kierunku blatu wyjmując także papierosa by go zapalić. Odprowadziłem go wzrokiem do blatu, by w momencie gdy oparł się o niego, odwrócić od niego przenikliwe spojrzenie i z pewną rezerwą upić łyk kawy. Jego słowa mnie nie zachwyciły. Miałem ochotę skwitować je tylko pogardliwym prychnięciem bowiem przecież sam nie wybierałem sobie informacji, których się dowiaduje. Teraz, gdy nagle uderzyła mnie świadomość, że o niczym nie wiedziałem, a Daniel niejako nie obdarzył mnie na tyle dużym zaufaniem zawczasu, by powiedzieć prawdę, gdy przychodziło mu mówić cokolwiek o rodzicach –byłem raczej zdezorientowany aniżeli zły. Byliśmy przyjaciółmi, a okazuje się, że nie znałem chłopaka na tyle dobrze.
Oderwałem usta od kubka po czym wróciłem beznamiętnym spojrzeniem do Daniela, który tym mocnym wdechem chyba wypalił pół papierosa za jednym zamachem. On się zdenerwował, ja także i po co to wszystko? Nie potrzebuje już na dobrą sprawę pozycji najlepszego przyjaciela, której nie miałem nawet potrzeby wywalczać. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, kiedyś mogłem mieć o to pretensje. Dziś? Dziś jestem po prostu zdegustowany tym, że przez tyle lat był z tym sam, a ja będąc obok –na nic się nie przydałem. Na dobrą sprawę –Daniel z własnej inicjatywy zniszczył naszą przyjaźń. Nawet jeżeli pogodziłem się z tym co zrobił i na dobre wyparłem to z pamięci –wciąż nie potrafiłem mu się znowu w ten sam sposób oswoić. Angażowanie się prowadzi za sobą zbyt wielkie spustoszenie.
Drgnąłem na dźwięk pytania. Zmarszczyłem brwi, sprawiając wrażenie jakbym próbował przypomnieć sobie każde słowo wypowiedziane w moim kierunku przez usta tego fałszywego frajera. Nigdy ich tak naprawdę nie zapomniałem, ale… czy to Daniel chciałby wiedzieć, że sam wiem? W końcu, informacje, których jestem w posiadaniu wychodzą daleko poza moje oczekiwania. Są… szokujące.
-Powiedział mi… –zawahałem się, wciąż nie wiedząc w jakiej formie ująć to wszystko –Powiedział mi, że twój ojciec dzwonił po to, żebyś wyciągnął go z więzienia –odparłem niepewnie –I o tym, że zabił twoją matkę –dodałem jeszcze, szybko odwracając się do Daniela plecami i opierając dłońmi o blat, jak gdyby chcąc się na nim pewniej wesprzeć. Właściwie to po prostu nie potrafiłem spojrzeć na Daniela. Nie rozumiem ludzi, nie potrafię odczuwać empatii wobec nich. Jestem pełen deficytów, ale w momencie, kiedy powiedziałem wszystko na głos to tak, jakbym wreszcie zrozumiał co mógłby ewentualnie czuć Daniel. Wtedy. Dzisiaj pewnie radził sobie z tym. Lepiej lub gorzej –czego przykładem był jego wybuch po telefonie od ojca, który pamiętałem do dziś. Przeszłości takiej jakiej doświadczył Danny, można było tylko współczuć.
Przypomniałem sobie własną reakcję na to, gdy się dowiedziałem o tym od Jacka. Zgaszenie na nim papierosa nie było nawet drobnym uniesieniem. Nie miałem czasu zastanowić się dobrze nad swoimi emocjami, ale całą złość, którą wtedy poczułem –bez wątpienia była spowodowana brakiem dyskrecji Jacka. Nie, wtedy nawet na chwilę nie pomyślałem o tym, że Danny mógłby stać się ujściem dla mojego wzburzenia. Teraz znowu nie potrafiłem być zły. Znowu nie na niego.
-I to ja zgasiłem na tym frajerze papierosa, jakbyś się nad tym zastanawiał –wyznałem po chwili. W końcu, skoro jesteśmy przy temacie tego gówniarza, wypadałoby się przyznać do mojej drobnej zemsty powziętej wczorajszego wieczoru na nim. Danny pewnie już się tego sam dawno domyślił, teraz jednak mógł połączyć fakty i niejako domyślić się moich motywów. Od początku facet mnie denerwował jednak znosiłem dzielnie jego bezczelność. Gdy wszelako zaczął z jakiegoś powodu używać do własnych celów ujawniania sekretów Curtisa –nie potrafiłem zapanować nad chęcią mordu. Dobrze, że skończyło się tylko na przypalonej ręce i, moim, zalanym komputerze.
Powoli odwróciłem się znów przodem do Daniela i równie niespiesznie zbliżyłem się do mężczyzny. Nawet nie chcę się zastanawiać nad tym co się teraz dzieję w jego głowie. Dlatego postanowiłem ostatecznie się wycofać na czas jego dojścia do siebie. Wrócę, a wtedy spróbuję nakłonić tego idiotę do tego, by wyjawił mi swój stosunek względem tego wszystkiego. Niby wszystko sobie powiedzieliśmy, a ja doszedłem do wniosku, że nie powinienem tak silnie się tym emocjonować, ale… wciąż miałem wrażenie, że za tym wszystkim kryje się jeszcze więcej tajemnic.
-Idę na spotkanie z szefem –mruknąłem i z zawahaniem wyciągnąłem do niego rękę, którą cofnąłem nieznacznie, rezygnując na chwilę z dopełnienia wcześniejszego zamiaru.
-Po drodze wstąpię do fryzjera –dodałem i zdecydowałem się sięgnąć do łokcia mężczyzny. Zacisnąłem na nim dłoń delikatnie i jakby próbując go samym tym kontaktem udobruchać, pogładziłem lekko.
-Wrócimy do tej rozmowy, jak już będę w domu –zarządziłem ugodowym tonem i odsunąłem się od chłopaka, by ruszyć w kierunku drzwi, założyć niezbyt przesadnie eleganckie buty i porwać z wieszaka płaszcz oraz wiecznie spakowaną torbę.
Rzuciłem Danielowi (i kotu) jeszcze głośne pożegnanie spod drzwi, po czym na dobre opuściłem mieszkanie i czym prędzej podążyłem w dół schodów.

Zamówiłem wcześniej taksówkę, a ta czekała na mnie już od dziesięciu minut. Wsiadłszy do auta, przeprosiłem krótko za zbyt długi czas oczekiwania i podałem adres. Facet próbował w czasie drogi zagaić, ale dostrzegając, że niewiele wskóra na tak irytującej czynności –krótko po tym jak zaczął, skończył.
Niespełna pół godziny po tym jak wsiadłem do samochodu, dojechałem na miejsce, czym prędzej zapłaciłem za kurs, nie czekając na resztę i szybkim krokiem ruszyłem do wrót wieżowca. Wpadłem do holu, dopadłem recepcji i wymuszając na twarzy uśmiech –zdobyłem od recepcjonistki informacje o piętrze, na które miałem dotrzeć i położeniu gabinetu, w którym miałem się zjawić.
Powolnie przesuwające się ku górze metalowe pudło wzbudzało we mnie swoją prędkością jeszcze większe poirytowanie. Byłem spóźniony już pięć minut, a mimo, że praca została mi zaproponowana –najprawdopodobniej nie wzbudziłem tym najlepszego wrażenia.
Z windy wypadłem już kompletnie wkurzony. Rozejrzałem się po ciągnącym się w każdą możliwą stronę holu i przypominając sobie wskazówkę kobiety z recepcji –ruszyłem w lewo, odszukując odpowiednie drzwi, w które zapukałem dwa razy nim usłyszałem pozwolenie na wejście do środka. Przekroczyłem niepewnie próg, a gdy spróbowałem przeprosić za spóźnienie, mężczyzna kazał mi po prostu usiąść na krześle tuż przy jego biurku. Zdjąłem z siebie płaszcz i posłusznie zająłem miejsce, uprzednio uścisnąwszy dłoń siwiejącego pięćdziesięcioletniego biznesmana.
Przyglądałem się facetowi z zauważalną dozą niepewności, gdy informował mnie o tym, jak miło jest mu mnie widzieć, jak cieszy go myśl o naszej współpracy i…
-To nie pan do mnie dzwonił –stwierdziłem chłodno, a ten nagle zamilkł. Poprawił się na krześle.
-Przepraszam, mój syn się jak zwykle spóźnia i zostawia wszystko na mojej głowie, choć to on werbował ten zespół informatyków –zreflektował się mężczyzna i spochmurniał. Westchnąłem cicho, uśmiechnąłem się nieznacznie i założyłem nogę na nogę. Nie minęły dwie minuty, a drzwi gwałtownie się otworzyły, a w miejscu, w którym stałem ja parę minut temu –znalazł się *mężczyzna*, niewiele starszy ode mnie, dobrze ubrany, wysoki, w drogim garniturze i ze świeżo przystrzyżonymi blond włosami.
-Wybaczcie mi drobną zwłokę, tato oraz... –Uścisnęliśmy sobie dłonie. -…panie Petterson –dokończył, gdy otaksował mnie bystrym wzrokiem od góry do dołu i widocznie zadowolony z oględzin –uśmiechnął się sympatycznie, a w jego zielonych oczach zatańczyły ciekawskie iskierki.
-Nazywam się Kane. Jayden Kane –uściślił i wreszcie puścił moją dłoń –Zapraszam za mną. Wyjaśnię panu szczegóły we własnym gabinecie.
W ten sposób równie szybko co się znalazłem w biurze starszego Kane’a, opuściłem je na rzecz podążenia za jego synem. Dopiero, gdy tak stałem przy nim właśnie –dostrzegałem tą znaczną różnicę we wzroście. Facet był nawet chyba wyższy od Daniela, ale przy tym o wiele mniej rozbudowany w ramionach przez co jego sylwetka wydawała się niebezpiecznie szczupła, a długie nogi niemal same niosły wyprostowane ciało mężczyzny. Mój nowy szef niewątpliwie należał do ludzi, którzy budzą respekt oraz… podziw.
W biurze Kane’a siedziałem następne dwie godziny podczas, których tłumaczone były mi zasady dyskrecji oraz higieny pracy. Z każdą minutą zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo inteligentnym facetem jest Jayden, który niedługo po tym jak minęła godzina od początku rozmowy –sam przyznał się do tego, że jego ojciec nic nie wie o charakterze pracy jakiej się podejmę i lepiej żeby tak pozostało.
Mimo tego całego respektu i niewymuszonego szacunku jaki wzbudzał, było w nim też coś niepokojąco tajemniczego, czego nie mogłem przejrzeć. Biuro dostał całkiem niedawno, nieczęsto nosił garnitury acz prezentował się w nich nienagannie, darzył ojca znikomym poważaniem, a cała firma należąca do niego była tylko wygodną przykrywką dla biznesu syna, który umiejętnie wykorzystał pozycję i możliwości ojca.

Z gabinetu wyszedłem grubo po trzech godzinach, całkowicie wykończony i niemal spróbowałem rozważyć opcję odłożenia wizyty u fryzjera. Uznałem jednak, że to najwyższy czas doprowadzić się do porządku i wsiadłszy w złapaną taksówkę, kazałem się zawieźć do zaufanego fryzjera. Gdy dotarłem do zakładu, opadłem z lekkim zrezygnowaniem na fotel przed lustrem i poleciłem ze sobą zrobić cokolwiek zechcą, nie mając siły nakreślać im konkretnej fryzury. Kobieta jedynie wzruszyła ramionami i wzięła się do pracy.
Śledziłem wzrokiem jak kolejne kosmyki lądują na podłodze, a moje gęste włosy zmieniają się w coraz lepiej wyglądającą *fryzurę.*
Zapłaciłem sporą sumkę, podziękowałem zdawkowo i opuściłem salon. Wyszedłem na ulicę i przekląłem cicho pod nosem. Chyba sprzedam motor w cholerę i zainwestuję w zasrany samochód. Zrobię to jeszcze dzisiaj.

Do domu dotarłem wycieńczony jeszcze bardziej niż wtedy, gdy wyszedłem z biurowca nowego szefa. Bezsilnie rzuciłem się na kanapę jęcząc w obicie. Po moim porannym wyspaniu nie było śladu.


Ostatnio zmieniony przez Voldemort dnia Nie Paź 11, 2015 1:42 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#172PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:36 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nienawidzę tematu swoich rodziców. A może ludzi, którzy oficjalnie są nazywani tym mianem, bo przecież w rzeczywistości w ogóle na nie nie zasługują. Ojciec to tylko dawca plemników, zaś matka... Matka była lepsza niż on, jednak w swojej roli sprawdziła się niemalże tak samo. Mogła przecież nas zabrać, zostawić go i uciec, udać się po pomoc, zrobić cokolwiek. Ale ona tylko żałośnie zgadzała się na każdą jego decyzję, trzymała jego cholernego tyłka i poddawała się silnej ręce. Była tak godną pożałowania istotą, że nazywanie tej kobiety matką jest dla mnie zwyczajnie obrzydliwe. Głupia, tchórzliwa suka, która zrobiłaby wszystko dla tego popierdoleńca. Obydwoje są siebie warci. Nie szczycę się tym, że mam takich rodziców i to głównie dlatego nigdy nie mówiłem o nich Zackowi. Wolałem stworzyć historyjkę o szczęśliwej rodzince żyjącej na odległość. Po co miał wiedzieć z jakiej patologii pochodzę? Nie chodziło o to, że może komuś powiedzieć, gdyż wiem, że na pewno by tego nie zrobił. Nie chciałem być w jego oczach gorszy, nie chciałem, żeby wiedział jak żałosne było moje życie i nie chciałem też, by zaczął traktować mnie w jakiś sposób inaczej, bo i tego nie mogłem wykluczyć. Chciałem czuć się jak normalny dzieciak, który może spędzać normalnie czas z innymi, nie będąc ocenianym. Przede wszystkim pragnąłem zapomnieć o tym co działo się kiedyś, dlatego też nigdy do tego nie wracałem. Gdybym Jacka poznał gdzie indziej, poza sierocińcem, on również niczego by nie wiedział. Jego świadomość jest spowodowana przypadkiem, więc jeżeli Zack jest zazdrosny, tak naprawdę nie ma o co. Ale przecież nie będę mu tego wszystkiego tłumaczyć. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Nie chcę w ogóle rozmawiać na temat tych dwojga ludzi, którzy tak bardzo spierdolili życie moje, Alexa i Lizz. Nie rozumiem dlaczego Jack, wiedząc o tym, że jest to rzecz, której nikomu pod żadnym pozorem nie powinien mówić, jednak to zrobił. Nie miał do tego najmniejszego prawa i sam nie byłem pewien czy jestem na niego bardziej wściekły, czy jest mi zwyczajnie źle z tym, że się zawiodłem. Chłopak zawsze wydawał się być godnym mojego zaufania, więc jestem ciekaw co nakłoniło go do jego naruszenia. Zdaje się, że czeka nas mało przyjemna rozmowa.
Mój wzrok podążył w stronę Zacka, który wyglądał na spokojniejszego niż chwilę temu. To jednak nie sprawiło, że ja sam złagodniałem. Nie. Mój wzrok wciąż był zimny i nieprzenikniony, a wyraz twarzy nie przywoływał na myśl nic przyjemnego. W ciszy, czekając na odpowiedź chłopaka, dopalałem papierosa, by odpalić kolejnego natychmiast po tym jak tamten spoczął w popielniczce.
Na mojej twarzy zawitał nieprzyjemny grymas, gdy usłyszałem odpowiedź Zacka. Dowiedział się zdecydowanie za dużo. Przebolałbym, gdyby Jack powiedział mu jedynie prawdę o tym gdzie się wychowywałem. Gdyby Zack wiedział, że nie był to zwykły dom, a sierociniec, nie byłbym zadowolony, ale jakoś zdzierżyłbym ten fakt. Jednak cholerny Jack musiał mu powiedzieć o ojcu i o tym co zrobił matce. W ten sposób oczywistym się staje, że wychowywałem się w miejscu, gdzie na pierwszy plan wysuwała się agresja i przemoc. No dobrze, może niekoniecznie. Są różne sytuacje, przecież zabójstwo matki przez ojca mogłoby być przypadkiem, wydarzeniem zależnym od innych. Ale Zack widział moją reakcję na telefon od niego, więc reszty mógł się łatwo domyślić. Widział, że boję się ojca. Związane są z nim bardzo złe wspomnienia i moja reakcja na jego telefon doskonale to odzwierciedlała. Zack nie mógł mieć problemu z nakreśleniem sobie wizji mojego dzieciństwa. Nie ma więc nawet sensu zaprzeczać, czy kłamać. Nadal jednak nie chcę rozwijać tematu. Nie muszę. Nie chcę. Nie zrobię tego.
Nie odpowiedziałem nic, zaciągając się co i rusz papierosem. Mój wzrok wbił się w przeciwległą ścianę, a cała moja postawa pokazywała, że stworzyłem wokół siebie mur nie do przejścia. Na pewno nie teraz, gdy Zack podchodzi do wszystkiego w ten sposób. Chce wyciągnąć ze mnie te informacje tylko po to, by nie dowiedzieć się więcej od Jacka. Jest zwyczajnie o niego zazdrosny. Nie zamierzam wracać myślami do tamtych dni, by zaspokoić zachciankę Zacka i powinien zrozumieć, że lepiej sobie odpuścić.
Zupełnie nie zaskoczyło mnie wyznanie chłopaka na temat tego co wydarzyło się wczoraj między nim a brunetem. To, że papieros został zgaszony na jego ręce właśnie przez niebieskowłosego było dla mnie rzeczą oczywistą. Nie wiedziałem tylko z jakiej przyczyny chłopak aż tak stracił panowanie nad swoimi nerwami. Teraz mogłem mniej więcej domyślić się co nakłoniło go do zranienia Jacka, choć nadal nie jest to dla mnie do końca jasne. W końcu przypalanie na kimś papierosa tylko dlatego, że ten wie rzeczy, których nie wie Zack, jest czymś niezrozumiałym. Nie sądziłem zaś, by sam brunet mógł Petterson'a w jakikolwiek sposób sprowokować.
Spaliłem kolejnego papierosa, a mój wzrok znów spoczął na współlokatorze, gdy ten już całkiem uspokojony nieco się przybliżył. Skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc na Zacka względnie obojętnym wzrokiem, postanawiając zachować milczenie. Nie chciałem teraz odnosić się do całej tej sytuacji, bo to mogłoby doprowadzić do zupełnie bezsensownej kłótni, a ponieważ nie brałem tabletki, ostra wymiana zdań nie byłaby niczym dobrym. Skoro chcę odstawić pigułki, muszę ponownie nauczyć się opanowania i tego, kiedy odpuścić. To był właśnie jeden z takich momentów. Nie zamierzałem zaspokoić ciekawości Zacka, ale również nie darłem się na niego, ani nie mówiłem słów, które mogłyby do tego doprowadzić. Nauczyłem się już, że milczenie jest czasem najlepszym rozwiązaniem.
Rzuciłem chłopakowi zrezygnowane spojrzenie, gdy ten przybliżył się już w całkiem ugodowy sposób i postanowił załagodzić sytuację. Ulżyło mi, że mam do czynienia z inteligentną osobą, która wie kiedy odpuścić, nawet jeśli wiedziałem, że jeszcze do tego wróci, choćby podchodząc mnie od innej strony. Uniosłem brew słysząc o spotkaniu z szefem, o którego istnieniu do tej pory nie miałem pojęcia. Więc dlatego się tak odstawił. Ma pracę, czy dopiero idzie na rozmowę? Jakoś nie było okazji o tym pogadać. A może inaczej, Zack po prostu nie chciał, bo innej przyczyny nie widzę. Westchnąłem, przenosząc jedną z dłoni na tą, którą chłopak właśnie trzymał moją rękę. Pogładziłem ją lekko, patrząc się na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zmęczyło mnie te kilka ostatnich minut.
Skinąłem głową na wieść o fryzjerze. Nie zamierzałem protestować, nawet jeśli obecna fryzura Zacka całkiem mi się podobała. Wiedziałem od jakiegoś czasu, że mu przeszkadza i ma zamiar ściąć włosy, więc nie widziałem sensu w oponowaniu. Moja postawa na powrót lekko się spięła, kiedy wprost oznajmił, że jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Westchnąłem jednak tylko cierpiętniczo, nie dodając nic więcej. To nie miało sensu.
Gdy Zack wyszedł, w humorze dużo gorszym niż po obudzeniu uwaliłem tyłek na kanapie, by dokończyć zimnego już omleta i wypić kawę. Moje myśli krążyły głównie wokół Jacka i przyczyny, dla której powiedział Zackowi coś tak dla mnie ważnego. Nie byłbym tak zły, gdyby chłopak nie wiedział, że niebieskowłosy nie został uświadomiony w tym temacie. Ale Jack doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mówiłem swemu dawnemu przyjacielowi nigdy o rodzicach i o tym co się z nimi stało. Tym bardziej dziwiłem się jakim prawem pozwolił sobie na rozplątanie języka. Jeżeli powiedział Zackowi, równie dobrze może powiedzieć innym, a to bardzo mi się nie podoba.
Chciałem wziąć do ręki telefon, aby skontaktować się z chłopakiem, lecz znów w porę przypomniałem sobie, że przecież go nie mam. Westchnąłem po raz kolejny dzisiejszego dnia, po czym ze skwaszoną miną podążyłem do sypialni, gdzie znalazłem służbówkę. Skoro i tak muszę wyskoczyć na miasto w celu zakupu nowego iPhone'a, nie zaszkodzi przy okazji spotkać się z Drake'm. Nieważne, że ten ma siedzibę w sąsiednim stanie. I wcale nie chodzi o to, by odroczyć w czasie rozmowę z Zackiem. Wcale.
Po szybkim telefonie do Drake'a zabrałem się za pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, czyli głównie kosmetyków i ubrania na jutro, po czym nakarmiłem kota i zrobiłem sobie kolejną kawę. Po wypiciu jej, sięgnąłem po kluczyki do auta i zarzucając torbę na ramię opuściłem mieszkanie. Po drodze do Las Vegas zajechałem do sklepu, gdzie też nabyłem nowego iPhone, od razu wkładając do niego dotychczasową kartę. Rozmowę z Jackiem postanowiłem jednak zostawić na później, skoro i tak do jutra nie ma mnie w LA.
Po jakichś czterech godzinach dotarłem na miejsce, tj. do dość sporej willi, która robiła za główną bazę. Spotykaliśmy się tam wszyscy w razie, gdyby wymagała tego sytuacja i tutaj też znajdowały się główne komputery oraz pracowali najlepsi informatycy Drake'a. Na ogół w kilku miastach mieliśmy podobne bazy, choć reszta była znacznie mniejsza od tej głównej. Moim obszarem od początku jest właśnie Las Vegas, więc do przyjmowania zleceń i załatwiania innych spraw muszę zgłosić się tutaj, chociaż zazwyczaj to Luis, jako mój partner, dostarcza mi wszystkie papiery. Skoro jednak sam się już pofatygowałem, a robota się kończy, wezmę kilka następnych zleceń bezpośrednio od Drake'a.
Zaparkowawszy w podziemnym garażu, bezpośrednio z niego udałem się korytarzem do pomieszczenia, w którym mieścił się bar. Po otworzeniu drzwi do przestronnego, ciemnego pokoju, które oświetlały tylko słabe listwy świetlne, napotkałem się z widokiem kilku znajomych twarzy, na widok których nie mogłem się nie uśmiechnąć. Przywitałem się ze znajomymi, w międzyczasie dostrzegając, że Drake'a nie ma wśród nich. Szybko usłyszałem, że miał coś do załatwienia, więc nalałem sobie piwa i dołączyłem do swych głośnych znajomych, którzy wyglądali jakby zdążyli już kilka razy wytrzeźwieć i znów się najebać. Ponieważ wszyscy mieli już ładnie, przynajmniej miałem okazję do zapomnienia o nieprzyjemnych rzeczach i chwilowego rozluźnienia, bowiem ich pijackie mordy w połączeniu z takim samym zachowaniem są czymś niebywale zabawnym.
Minęło jakieś pół godziny nim w drzwiach pojawił się Drake. Pijąc drugie piwko, posłałem mu powitalny uśmiech. Jego mordę również było całkiem dobrze zobaczyć. Nadal tak samo oszpecona przez blizny, poważna i doświadczona kilkoma zmarszczkami. Wstałem od stolika, żeby się z nim przywitać i odejść do innego kąta sali, gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać we dwoje. Z początku, jak to zawsze bywało, gadaliśmy o wszystkim, czyli właściwie o głupotach. Drake jak to miał w zwyczaju, nie mógł odpuścić sobie tej ojcowskiej troski i zaczął wypytywać jak się czuję. Poruszył też temat mych napadów agresji, o które chyba szczególnie się martwił. Wiedział, że gdy do nich dochodzi, nie myślę racjonalnie, a może nawet nie myślę w ogóle, a przecież to właśnie mój rozum tak sobie cenił. Uspokoiwszy go jednak informacją, iż od incydentu z Luisem nic mnie nie napadło, w końcu zeszliśmy na temat roboty. Czułem, że facet go poruszy.
- Bierzesz mniej zleceń - zauważył, swoim bystrym spojrzeniem zaglądając w moje oczy. Uśmiechnąłem się miarowo, unosząc do ust piwo i upiłem mały łyk. Nie zaprzeczałem, bo spostrzeżenie szatyna było jak najbardziej trafne. - Wygląda na to, że zaczęło ci się układać, co Danny? - Uśmiechnął się wymownie, wołając zaraz do jednego z siedzących dalej, by któryś z nich przyniósł mu piwko.
- Jest lepiej - przyznałem zgodnie z prawdą, co przecież było widać. Odżyłem, wyglądam dużo zdrowiej, moja psychika trochę się naprostowała, a fakt, że jestem nienormalny przestał aż tak doskwierać, więc owszem - jest zdecydowanie lepiej.
- Dzięki niemu? - Uniosłem brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Dzięki komu?
- Zackowi, Danny. - Usta Drake'a wygięły się w uśmiechu, który niekoniecznie przypadł mi do gustu. Moje oczy delikatnie się zmrużyły. Zastanawiam się, co ma na myśli, bo to, że wie o moim mieszkaniu razem z Zackiem akurat wcale mnie nie zdziwiło. Ale dlaczego przypisuje mu zasługę tego, że w moim życiu się poprawiło? - Nie tracisz głowy, prawda? - Wyraz jego oczu również mi się nie spodobał. Miałbym stracić głowę dla Zacka? Skąd te idiotyczne wnioski?
Prychnąłem, patrząc na Drake'a z rozbawieniem w oczach, choć tak naprawdę jego słowa dość mocno we mnie uderzyły. Dlaczego sądzi, że Zack ma na mnie jakikolwiek wpływ? Poprawiło się u mnie, bo postarałem się, żeby tak było. A może... Tak. Drake uważa, że zmiękłem. Gdy mówił o zleceniach miał na myśli nie tylko "mniej niż ostatnio", ale "mniej niż kiedykolwiek". Skrzywiłem się wyraźnie, gdy to do mnie doszło.
- Dlaczego miałbym? Mieszkam z Zackiem, ale to tyle. W naszej relacji nie ma nic co mogłoby wpłynąć na moją pracę, czy... na mnie. - Upiłem większy łyk piwa, patrząc na mężczyznę z przekonaniem w oczach, choć podświadomie zacząłem intensywniej zastanawiać się nad jego słowami. Czy Zack w jakiś sposób mnie zmienił?
- Jesteś pewien? - uśmiechnął się tak, jakby odpowiedź była oczywista i wcale nieprzychylna mojemu zdaniu. - W takim razie nie ma o czym gadać. Pij. - Po tych słowach odszedł od stolika, by podejść do baru po rum, colę i czyste szklanki, zostawiając mnie z lekkim mętlikiem w głowie. Nie miał racji. Nie mógł mieć. Przecież nic we mnie na dobrą sprawę się nie zmieniło. Jestem spokojniejszy, ale to zasługa tabletek. Moje życie wygląda w jakiś sposób lepiej, tak mi się wydaje. Ale nie powiedziałbym, że to dzięki Zackowi. Tak myślę. Ale jeżeli mam rację i w ogóle się nie zmieniłem, skąd Drake'owi wziął się pomysł, że jest inaczej? Kurwa.
Po pierwszej szklance trunku nie myślałem już o tym co powiedział Drake, gdyż zajęliśmy się rozmową o innych rzeczach, a później dołączyliśmy do reszty bandy, urządzając sobie popijawę, której nie przewidziałem. Jakkolwiek, nie protestowałem. Gdzieś pod wieczór wysłałem Zackowi krótką wiadomość informującą o tym, że wrócę jutro. Właściwie nie wiem dlaczego to zrobiłem. Bardzo często wychodziłem i nie wracałem nawet przez kilka dni, a jakoś nie czułem potrzeby informowania o tym chłopaka. Wolałem jednak nie rozwodzić się dzisiaj nad tym, dlaczego to się zmieniło i pozwoliłem sobie na oddanie się zabawie z dawno niewidzianymi znajomymi.
Do mieszkania wróciłem na drugi dzień, późnym wieczorem, gdyż jeszcze nad ranem byłem kompletnie pijany. Zegarek wskazywał dwudziestą drugą, gdy przekroczyłem próg drzwi, wyglądając zapewne jak trup, który właśnie wygrzebał się z trumny. Chciałem spać, w związku z czym skierowałem swój powolny krok od razu w stronę w sypialni, ledwo wlokąc za sobą torbę.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#173PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:44 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Podniosłem się po dłuższym czasie do siadu, przetarłem oczy i cierpiętniczo jęknąłem, gdy postanowiłem się przeciągnąć. Leżałem tu od piętnastu minut, w pełnym umundurowaniu więc gdy pierwsza fala zmęczenia minęła, przestało mi być wygodnie. Marynarka mnie uwierała, spodnie ograniczały ruchy, a koszula mięła się niemożliwie. Powoli więc ruszyłem do sypialni, po drodze zsuwając z ramion marynarkę. Znalazłszy się w pokoju, rzuciłem ubrania na ziemię, zupełnie nie przejmując się ich późniejszym stanem. Daniela, jak zdążyłem zauważyć –nie było w domu toteż zarzuciłem na siebie tylko luźną koszulkę i pozostając w bokserkach, ruszyłem z powrotem na kanapę. Usiadłem, dołączył do mnie Ramone, a gdy zorientowałem się, że nie mam czym zająć rąk –przypomniałem sobie, że przecież nie mam laptopa, a pracować w pokoju podczas gdy mam do dyspozycji leniwe popołudnie –nie warto. Włączyłem zatem telewizor i oddałem się błogiemu wbijaniu nieobecnego spojrzenia w ekran. Szybko znudził mi się aktualny kanał i czym prędzej wybrałem na pilocie numer swojego ulubionego… z bajkami. Lubiłem kreskówki, jak bardzo nieskończenie głupie i bez sensu by nie były. Była to miła odskocznia od poważnej i dorosłej codzienności. Odkąd pamiętam, jeszcze do końca gimnazjum i liceum –tak właśnie spędzałem popołudnia i poranki. Ze Spongebob’em w tle i ulubionym laptopem na kolanach. Wszystko sprzyjało sentymentalnej wycieczce do przeszłości. Z tym, że nie miałem komputera. Nie znaczy to jednak, że się poddałem od razu. Próbowałem zająć się treścią kreskówki, ale dłonie wciąż pozostawały w oczekiwaniu aż je czymś zajmę. Wstałem z miejsca z głośnym westchnięciem i ruszyłem do kuchni, w celu przygotowania sobie skromnego śniadania. Na omlet nie miałem ochoty zrobię wobec tego inne wegetariańskie żarcie. Bo tylko taką kuchnię potrafiłem tworzyć. Zamieszkałem sam w okresie dużego popytu na wegetarianizm, sam zacząłem to praktykować i w ten sposób –moje umiejętności ograniczały się do przygotowywania dań bezmięsnych.
-Ramone, zejdź z blatu –poleciłem kociemu przyjacielowi, a gdy ten zignorował moją werbalną prośbę, delikatnie zepchnąłem go ramieniem na ziemie. Ufam, że moje podłogi są czyste, ale nie na tyle czyste by z nich jeść. Zaś kocie łapy nie ograniczały się tylko do parkietu. Często bowiem bywają w kuwecie. Z tym niesmacznym przeświadczeniem, nim zabrałem się za poważniejsze gotowanie –wytarłem blat. Dzisiejsze przyrządzanie omletu dla Daniela nie wymagało tak gruntownych przygotowań, ale skoro chciałem się czymkolwiek zająć –musiałem zająć się na dłużej.
Po niespełna godzinie jajka w pomidorach z cukinią i papryką były gotowe, a ja z niejakim niesmakiem patrzyłem jak żółtko niezgodnie z moim zamysłem wydostaje się na wierzch. Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, ale jak bardzo nie pragnąłbym włożyć żółtka z powrotem do środka –nie da się toteż z kubkiem kawy i talerzem śniadania wróciłem na kanapę, po drodze zgarniając telefon. Leniwie zacząłem wcinać danie, przeglądając wszystkie bzdury z Internetu na komórce. Może powinienem Daniela wysłać po zakupy zanim wróci? Nie, wytrzymamy do jutra z tym zapasem.
Zaczynała się kolejna bajka z rzędu, tym razem jakiś durnawy serial dla kompletnych gnojów więc coraz mniej uwagi zwracałem na akcję rozgrywającą się na ekranie. Zamiast tego postanowiłem wybrać numer do mamy, która już po dwóch sygnałach odebrała ode mnie, cała w skowronkach.
-Zack! Jak dobrze, że dzwonisz…-Zaczęła entuzjastycznie, ale zanim się rozkręciła, przerwałem jej.
-Zanim zaczniesz mi opowiadać o moim genialnym młodszym bracie, może posłuchasz co ma do powiedzenia twój najstarszy syn? –spytałem, o wiele bardziej rozbawiony niż rzeczywiście byłem.
-To coś nowego. Mój najstarszy syn chce ze mną rozmawiać! –wykrzyknęła i po chwili krótko się roześmiała.
-Nie musisz być taka ironiczna, mamo. Tak się składa, że mam ci dużo do powiedzenia… –ostatnie dodałem już ciszej i zdecydowanie bez cienia żartu. Skoro tyle lat obcowała z Danielem, ma prawo wiedzieć o wszystkim, prawie wszystkim czego się dowiedziałem w ostatnich dniach. Ta rozpoznała objawy poważniejszej wymiany zdań niż cotygodniowe sprawozdanie z tygodnia takiego samego, jak wszystkie inne. Od słowa do słowa, przeszedłem do rzeczy. Kobieta po drugiej stronie wysłuchała mnie cierpliwie, a ja oczami wyobraźni widziałem jak marszczy czoło w skonsternowaniu i namyśle nad odpowiedzią, matczyną radą. Niezbyt wylewnie streściłem jej sposób, w jaki się dowiedziałem, że matka Daniela nie żyje, ojciec jest w więzieniu, a on wychował się w sierocińcu. Pochwaliłem się także tym, że okaleczyłem psiapsiółkę  Daniela na całe życie, co nawet ona skwitowała nieco gorzkim śmiechem. Powiedziałem też o telefonie od ojca mojego współlokatora, jego zachowaniu i tym, jak bardzo przestaję go czasem rozumieć.
-Zack, ty nigdy nie rozumiałeś ludzi. Ty i twój ojciec zawsze będziecie pod tym względem podobni –odparła spokojnie, na co ja aż wykrzywiłem swe wargi w niewesołym uśmiechu.
-Bo obaj byliśmy psychiczni? Myślę, że pod tym względem… –Tutaj, tym razem w słowo weszła mi matka.
-Nie, Zack. Zupełnie nie o to mi chodziło –powiedziała szorstko, a ja nie odezwałem się, mając świadomość, że to wcale nie koniec jej wypowiedzi –Wszystko z tobą dobrze? Wciąż sądzę, że powinieneś choć na jakiś czas wrócić do leków –zasugerowała niepewnie.
-Czuje się dobrze, a gdybym zaczął mieszać to świństwo z nasennymi, to przestałbym się tak czuć –odpowiedziałem rzeczowo, uważając, że powinniśmy zamknąć ten temat i mając nadzieję, że zawarłem w swoim tonie to, co wskazywałoby na taką chęć.
Kobieta pojęła w lot aluzję i od razu zmieniła temat. Wiedziałem, że chciała zadać jeszcze pare pytań, wyjaśnić coś, co ją męczyło odnośnie mojego stanu zdrowia psychicznego, ale… nie miałem ostatnio siły zarzucać ją kiepskimi wiadomościami, gdy wreszcie zaczęła sądzić, że mi się układa. Układa się, ale przecież nigdy nie będzie idealnie. Zawsze coś lub ktoś musi się kapitalnie spierdolić.
Wysłuchawszy nowinek z domu rodzinnego, zakończyłem rozmowę z matką. Było wtedy już grubo po czwartej, a ja zastanawiałem się czy Daniel wróci dzisiaj do domu. Cóż… jeżeli nie –wciąż nie mam zamiaru porzucić zamiaru dokończenia rozmowy. Z drugiej jednak strony, gdy tak potwornie mi się nudzi to aż mnie kusi, żeby wyjść na zewnątrz –co z kolei poważnie mnie zaniepokoiło.
Wypalając dwa papierosy pod rząd, napisałem do moich niegdysiejszych znajomych. Ci zaś zadziwiająco szybko odpisali, pytając o moje zdrowie, samopoczucie i gdzie się podziewam, czy zrezygnowałem ze studiów. Oczywiście, Zack, którego dane było im znać –grzecznie odpisał na każde z pytań, a Zack, którym byłem uśmiechał się kpiąco pod nosem –studiując każde kłamstewko jakie wystukałem na dotykowej klawiaturze.
Gdy otrzymali odpowiedź, że wszystko ze mną w porządku i czuję się już wspaniale, lepiej niż kiedykolwiek, a na studia wrócę od następnego semestru –ci natychmiastowo zaprosili mnie na imprezę, czego zresztą się spodziewałem. To byli typowi , znudzeni studenci w większości pochodzący spoza Los Angeles. Wszystko wokół było dla nich miejscem do imprezy, powodem do jej zorganizowania albo pretekstem do wproszenia się na przyjęcie kumpla, którego się widziało kilka razy w życiu. Z początku odmówiłem jednak następna wiadomość, która nadeszła na mój telefon –mówiła o pojawienia się Ev. Uniosłem jedną brew do góry, gdy ze zdziwieniem zarejestrowałem drobne poruszenie czegoś wewnątrz mnie na tę informację. Czyżbym się zdążył przywiązać? Powoli wypuściłem powietrze przez usta i podrapałem się po karku. Wybrałem numer do kumpla, z którym aktualnie korespondowałem, a ten najwyraźniej tylko czekał na mój telefon bowiem odebrał po jednym sygnale. Cudownie, szybciej niż własna matka.
-To co, Zack? Wpadasz? Ev się ucieszy –wypalił na przywitanie.
-Duff, zdajesz sobie sprawę, że ona zerwała ze mną prawie pół roku temu? –wydukałem ze zrezygnowaniem.
-A ona od tamtego czasu z nikim się nie spotykała –wymruczał wymownie mężczyzna po drugiej stronie łącza –Zack, to twoja szansa! Nie daj się prosić! Tak dawno się nie widzieliśmy –jojczał. –Wszyscy za tobą się stęskniliśmy.
Zmarszczyłem momentalnie brwi w niemym zdziwieniu.
-No niech ci będzie. Wyślij mi adres –uległem niechętnie i rozłączyłem się, krótko się żegnając. Stęsknili? Dobre sobie. Za kim? Prychnąłem pod nosem, wyświetlając wiadomość z wytycznymi miejsca imprezy. W sumie też się stęskniłem, za tobą Zack –powiedziałem sobie w myślach. Tak dawno nie udawałem kogoś, kim nie jestem iż zacząłem się bać, że to, w co teraz się zmieniłem –jest mną.

-Eveline, jak miło cię znów widzieć –wymruczałem, gdy ta objęła mnie czule i wtuliła się w mój tors z utęsknieniem.
-Zack…-miauknęła cicho, trąc policzkiem o moją klatkę piersiową. Gdy się od siebie odsunęliśmy, objąłem ją śmiało ramieniem i postanowiliśmy nadrobić te wszystkie miesiące rozłąki w kącie lokalu, przy kilku drinkach. Towarzystwo dało nam spokój, doskonale odczytując sygnały płynące z zachowania naszej dwójki.
Kilka drinków zmieniło się szybko w czysty stan upojenia alkoholowego. Koło pierwszej w nocy zaczęło mi się wszystko dwoić i troić, ale niewielką robiło mi to różnicę.
Dopóki nie urwał mi się film.
Obudziłem się w łóżku. Z potwornym bólem głowy. Z palącą potrzebą ugaszenia pragnienia.
Wyrwałem się spomiędzy pościeli i stanąłem na równe nogi. Z ulgą stwierdziłem, że znajduję się we własnym mieszkaniu. Bez dłuższej zwłoki, chwiejnie udałem się do kuchni na poszukiwania czegoś co będę mógł wypić.
Wróciłem do sypialni z butelką wody w dłoni i dopiero wtedy moje potwornie przyćmione zmysły zarejestrowały w łóżku śpiącą postać. Był to nie kto inny, a Ev. Zmarszczyłem brwi, sprawdziłem godzinę –pierwsza popołudniu. Gdzie jest Daniel?
Nowa wiadomość? Odczytałem esemesa pochodzącego z numeru współlokatora. Dotarła na mój telefon, gdy byłem na imprezie więc naturalnie – nie zauważyłem momentu jej nadejścia. Westchnąłem cierpiętniczo. Miał wrócić dzisiaj, a jeszcze go nie było za to ja trzymam w łóżku półnagą byłą i zmagam się z najgorszym kacem wszechczasów.
Kiedy będziesz? Już jest „jutro”. –wystukałem wiadomość chłopakowi i odłożyłem telefon. Można powiedzieć, że w pewnym sensie mam niesamowitego farta. Niby nic nie deklarowałem Curtisowi, ale facet ma własne kryteria motywujące zazdrość. I jak nigdy –chyba potrafiłbym się z nim w tej chwili całkowicie zgodzić. Wyglądało to tak jednoznacznie, jak tylko się da.
Obudziłem dziewczynę, oboje spróbowaliśmy przez resztę dnia zwalczać skutki kaca, wieczorem odprowadziłem ją na autobus, a co dziwne –wciąż czułem się okropnie, a Daniela nigdzie nie było. Nie powinienem się tak dziwić bowiem znikał przecież często. Nieraz na dwa dni, czasami na więcej.
Nie powstrzymało mnie to jednak przed wybraniem jego numeru i dobijaniem się na jego telefon przez dłuższą chwilę. Ostatecznie –porzuciłem pomysł dodzwonienia się do Daniela i spróbowałem udawać, że absolutnie mnie to nie rusza. Że nie obchodzi mnie gdzie się szwęda, z kim jest i dlaczego nie odbiera tego cholernego telefonu ode mnie.
Zrezygnowałem nawet z zamiaru zrobienia sobie czegoś do jedzenia, wciąż dręczony złym samopoczuciem żołądka i absolutną niechęcią do siebie samego. Męczyło mnie poczucie winy. Przed samym sobą wstydziłem się tego, do czego doszło między mną a Ev. Tak po prostu i bez żadnego ostrzeżenia –po kilku miesiącach znowu coś zaczęło się między nami dziać. Z jej strony znowu rozwijało się uczucie, któremu winny ponownie byłem ja. Wynikną z tego problemy. Będzie kłopot.
Zmieniłem pościel, posprzątałem w domu, nakarmiłem kota i zrezygnowany opadłem na łóżko, gdy wtem –zamek w drzwiach cicho zakwilił, a do mieszkania wszedł zapewne nie kto inny, jak Curtis. No bo kto jeszcze oprócz mnie mógł mieć klucze do mojego mieszkania?
Przywitałem mężczyznę beznamiętnym spojrzeniem. Wyglądał jak śmierć na chorągwi i śmierdziało od niego sfermentowanym alkoholem. Zmarszczyłem nieznacznie nos.
-Witaj w domu –mruknąłem tylko cicho i przewróciłem się na plecy.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#174PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:45 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Zacka znalazłem w sypialni, do której i tak podążałem stęskniony za wygodnym, cieplutkim łóżeczkiem. Pięciogodzinna podróż samochodem może bardzo znużyć, szczególnie kiedy prowadzi się na strasznym kacu. Właściwie nie jestem pewien czy w ogóle zeszły ze mnie wszystkie procenty, dlatego też mój powrót wydłużył się o godzinę. Gdy tylko się dało jeździłem pobocznymi dróżkami, by przypadkiem nie nadziać się na policję, co mogłoby mi trochę skomplikować życie. Gdybym jeździł motorem nie przejmowałbym się niczym, bo ucieczka moim wykurwistym ścigaczem nawet przed najbardziej wypasionym radiowozem to pikuś. Szkoda tylko, że moja piękna Honda już nie istnieje, tak samo jak mój zapał do prowadzenia motocykli. Od tamtego wypadku w końcu nie tylko nie prowadziłem tego typu dwukołowca, ale również nie dałem się namówić nikomu na podwiezienie przy jego użyciu. Tak jak kochałem dawniej szybką jazdę motorem, tak teraz jej nie cierpię. Po prostu mam uraz i nie jestem w stanie wsiąść na motocykl, a co dopiero go prowadzić. Aż dziwne, że Zack jeszcze nie zwrócił na to uwagi. W końcu, gdy ostatni raz widział mnie w towarzystwie Hondy, na pewno zdążył zauważyć, że jestem do niej bardzo przywiązany. Tymczasem nie tylko nie mam motocykla, ale również nie korzystam z tego, który należy do Zacka mimo, że mógłbym jeździć nim bez przeszkód, co byłoby wygodniejsze ze względu na szybkość pojazdu. Mój samochód oczywiście nie należy do tych, którym można zarzucić małą moc, ale jednak jak to pojazd o cięższej masie i większych wymiarach, nie jest tak efektowny jak motocykl. Tak czy inaczej, dopóki Zack nie interesuje się tą kwestią nie mam zamiaru narzekać. Wolałbym, żeby chłopak nie wiedział o tym co przydarzyło mi się, gdy widziałem go ostatni raz przed naszym ponownym spotkaniem.
Rzucając torbę w kąt, bez ogródek walnąłem się na łóżko obok Zacka, robiąc to z gracją wyjątkowo ciężkiej kłody, która przed chwilą kilka razy stoczyła bitwę z okropną wichurą. Moja dłoń od razu powędrowała na brzuch Zacka odwróconego tyłem, tym samym go obejmując.
- Dobry wieczór - wymruczałem, wykorzystując ostatek swoich sił na to, by unieść się na ramieniu i umiejscowić swoje usta przy uchu niebieskowłosego, którego nie przykrywały już przydługie kosmyki. Uśmiechnąłem się lekko, przenosząc dłoń z jego brzucha na włosy, które lekko przeczesałem. Choć nie mogłem w pełni dostrzec jego nowej fryzury, wydawało mi się, że jest niemalże taka sama jak dawniej, w związku z czym musiała Zackowi pasować. Właściwie podejrzewam, że czegokolwiek nie miałby na głowie, to i tak wyglądałby ładnie. No, chyba że postanowiłby się ogolić na łyso. Ale kto wie, może i to by mu pasowało.
Nie sądziłem, że chłopak może się o coś dąsać, gdyż od wczoraj nie zaglądałem w telefon, nie czując takiej potrzeby odkąd napisałem Zackowi wiadomość informującą o moim późniejszym powrocie. W związku z tym naturalnie nie miałem pojęcia, że pisał i dzwonił, czego także nie słyszałem ze względu na wyciszenie. A wyciszyłem telefon dlatego, że irytowały mnie telefony od Jacka, który najwidoczniej po pozbyciu się kaca, postanowił wieczorem zadzwonić ze standardowym pytaniem "co u mnie". Gdy nie odebrałem raz, zadzwonił drugi, a potem trzeci. Nie miałem najmniejszej ochoty wtedy z nim rozmawiać, ponieważ zbyt dobrze bawiłem się z Drake'm, by psuć sobie humor, tak więc wolałem całkowicie wyciszyć telefon i dać sobie spokój z dzieciakiem. Jutro zapewne sam się do niego odezwę, by dać mu szansę na wytłumaczenie się, a także sobie na możliwość odkrycia co chłopakiem kierowało. Wątpię szczerze, by brunet powiedział coś, co mogłoby załagodzić moją złość, ale ponieważ nie jest dla mnie jedynie znajomym, a kimś, komu przypiąłem łatkę przyjaciela, nie widziałem powodu, dla którego miałbym z nim nie porozmawiać. Wczoraj po prostu był na to nieodpowiedni czas. Dzisiaj również, bo w swoim obecnym stanie zdecydowanie nie nadaję się do żadnych rozmów, czy w ogóle do życia. Jedyne o czym marzę to zaśnięcie, a ponieważ Zack jest już w łóżku, zakładałem że będzie mi się bardzo dobrze spało. Powinienem generalnie odświeżyć się po podróży i wykorzystać resztkę sił na zdjęcie ciuchów, ale czułem się tak koszmarnie, że mogłem jedynie opuścić głowę na poduszkę i bezsilnie zamknąć oczy. Jest mi niedobrze, głowa mi pęka i albo mi się zdaje, albo zdecydowanie za mocno odczuwam chłód. Myśląc o tym, gwałtownie odsunąłem się od Zacka, by kichnąć kilka razy w drugą stronę. Uniosłem brew, zastanawiając się czy to aby na pewno jedynie przez kaca czuję się jak zeschnięte gówno. Właśnie gdy o tym pomyślałem, poczułem jak cała zawartość mojego żołądka podchodzi do góry, w związku z czym, chcąc nie chcąc, poderwałem się szybko i wyprułem do łazienki, by zrobić przywitanie z kiblem. To również mnie zaskoczyło. Choćbym nie wiem ile wypił i jak wielkiego kaca miał, nigdy nie zdarzyło mi się rzygać po alkoholu, a ponieważ nic dzisiaj nie jadłem, nie miałem przecież niczego innego, co mógłbym zwrócić.
Podniosłem się bezsilnie znad kibla, czyszcząc go szybko przy równoczesnym spłukaniu wody i podszedłem do zlewu, by umyć ręce. W międzyczasie moje oczy powędrowały w kierunku lustra, zaś po ujrzeniu w nim siebie, na moją twarz zawitał wyraźny grymas. Jestem cholernie blady, oczy mam podkrążone jakbym ćpał przez kilka dni z rzędu i w ogóle wyglądam tak marnie, że aż przykro się patrzy. To zdecydowanie nie jest tylko wpływ kaca. Widocznie złapałem jakiegoś wirusa. Kurwa, jeszcze choroby mi teraz brakuje.
Pociągnąłem nosem, krzywiąc się na pulsujący ból głowy, który ją ogarniał od kilku dobrych godzin. Podpierając się o umywalkę, wyciągnąłem szczoteczkę i począłem powolnie myć zęby, myśląc już tylko o tym jak bardzo chciałbym zatopić się w pościeli i zasnąć. Oczy cholernie mnie piekły, więc po umyciu zębów przemyłem je zimną wodą. Niewiele to jednak dało. Czyżbym miał gorączkę?
Powłóczając nogami i ściągając po drodze koszulę oraz rozpinając spodnie, wróciłem do sypialni. Usiadłem bezsilnie na łóżku, by rozebrać się do bokserek, po czym z cierpieniem wymalowanym na trupiej twarzy przytuliłem się do poduszki i przykryłem kołdrą. Zimno. Nie chorowałem już dobre kilka lat, więc to chyba normalne, że kiedyś ten czas musiał nadejść.
Nie przysuwałem się bliżej Zacka mimo, że chętnie skorzystałbym z jego ciepłego ciałka do ogrzania swojego. Nie chciałem jednak, żeby się zaraził, w związku z czym ograniczyłem się jedynie do szczelniejszego opatulenia kołdrą, chociaż to też niewiele mi dało. Po krótkim czasie czułem jak moje ciało zaczyna drżeć z zimna. Boże jak chujowo. Nie wydaje mi się, żebym w samochodzie też czuł się tak okropnie. Chociaż właściwie to może i się czułem, tylko byłem zbyt skupiony na jeździe po prostej linii, by to zauważyć. Och kurwa.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#175PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 EmptyNie Paź 11, 2015 1:48 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Daniel wyglądał gorzej niż źle i pewnie dlatego nie miałem sam siły na niego długo się gniewać albo wypominać nieodebrane telefony, nie odpisywanie na wiadomości i to całe zniknięcie, w momencie gdy akurat nie powinien uciekać od rozmowy.
Westchnąłem cicho i pogładziłem go nieśmiało po ręce zarzuconej chwilę temu na mój brzuch. Był to niemal bezpośredni kontakt fizyczny bowiem miałem na sobie prawie prześwitującą lnianą bluzkę więc bez wątpienia czułem ciepło płynące z dłoni chłopaka aż za dobrze. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że jego dłoń był bardzo gorąca.
Posłałem chłopakowi blady uśmiech, gdy poczułem jak jego palce przeczesują delikatnie moje włosy i przyjemnie drażnią skórę mojej głowy. Kiedy Danny nie był dupkiem, potrafił całkiem przyjemnie zaskoczyć.
Podskoczyłem na miejscu, od razu podnosząc się do siadu, gdy Daniel odskoczył ode mnie a cisze panującą wokół przecięły dźwięki głośnych kichnięć mężczyzny. Zmarszczyłem brwi. Coś mi się zdaje, że Daniel wyglądał źle nie tylko dlatego, że sobie nieźle popił. Wychodzi na to, że może być przeziębiony.
Już chciałem mruknąć mu coś w rodzaju „na zdrowie, popaprany nieodpowiedzialny kretynie”, ale ów nagle zerwał się z łóżka, bledszy niż przed chwilą –o ile to możliwe –czym prędzej ruszając w kierunku łazienki, której gdy dopadł –moich uszu dotarły dźwięki wyrywających się z wewnątrz Daniela, jego własnych flaków. Błyskawicznie poderwałem się na równe nogi i podążyłem w ślad za nim, przystając na progu łazienki i wpatrując się w niego przenikliwie, kiedy poddawał swoje ust dezynfekcji. Upewniwszy się, że chłopak nie planuje wyrzucać z siebie już nic więcej, a na nogach trzyma się samodzielnie, wróciłem do pokoju, usiadłem znowu na łóżku, a gdy Danny wrócił do łóżka –zgodnie z moimi podejrzeniami, zaległ w łóżku i zakopał się w pościeli. Pokręciłem powoli głową. Wiedziałem. Był rozpalony. Przyłożyłem mu dłoń do czoła, upewniając się w swoim swierdzeniu i zjechałem niemal z czułością na blady policzek chłopaka, patrząc na niego z politowaniem, które niewątpliwie budził.
-Jesteś strasznym durniem –mruknąłem i zabrałem rekę z jego twarzy po czym podniosłem się z łóżka i ruszyłem na powrót do łazienki, a w niej odnalazłem apteczkę, z której wyjąłem termometr, leki, które mogłyby jakoś poprawić stan tego kretyna i tak wyposażony –wróciłem do pokoju po drodze zgarniając jeszcze butelkę wody.
Usiadłem na brzegu łóżka, pochyliłem się nad Danielem i zbliżyłem do jego czoła elektryczny termometr. Nacisnąłem przycisk, a wynik pojawił się na cyfrowym wyświetlaczu. Uniosłem brew do góry, gdy odczyt wykazał trzydzieści dziewięć i pół stopnia.
-Poprawka –jesteś gorszym debilem niż się spodziewałem –warknąłem –Jechałeś tak samochodem, idioto? –spytałem z wyrzutem i wcisnąłem mu do ust tabletki i zmusiłem by je dodatkowo popił wodą.
-Pieprzony samobójca. Na kacu z gorączką… –dodałem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie mam pojęcia jaką częścią ciała Daniel myśli, bo na pewno nie mózgiem. Co za nieodpowiedzialny typ. Nawet nie chcę się zastanawiać nad tym, jak to by się skończyło, gdyby miał mniej farta w życiu. Wjechałby w drzewo, a następnym razem spotkałbym go na jego własnym pogrzebie.
Pogderałem pod nosem jeszcze jakąś chwilę, wyjmując w międzyczasie dodatkowy koc z szafy i okrywając nim trzęsącego się z zimna współlokatora. Znów zawisłem na krótko nad nim, tym razem szczędząc mu dodatkowych wyrzutów. Pogładziłem go po policzku i chwilę później, będąc przekonanym, że sen zdziała więcej niż moja obecność, zgasiłem światło w pokoju i z własnej woli wyniosłem się z sypialni. Jeszcze by brakowało, żeby sam złapał to choróbsko. Nigdy specjalnie nie byłem chorowitym szczylem, ale moja odporność pozostawiała wiele do życzenia. Podejrzewam, że nie ominie mnie zaraza i jak tylko Danny się wykuruje, ja zalegnę w łóżku zamiast niego. Będę miał niebywałe szczęście jeżeli skończy się tylko na katarze i bólu głowy.
Nastawiłem wodę na herbatę dla siebie i leniwie zasiadłem przed telewizorem, wyczekując aż czajnik się zagotuje. Przeczesałem krótkie włosy palcami, wciąż nieprzyzwyczajony do tak osobliwej długości kosmyków.
Herbata po pewnym czasie znalazła się w moich dłoniach, a ja wbiłem mało zainteresowane spojrzenie w telewizor. Nie zdążyłem dopić naparu do połowy, a w zupełności odpłynąłem i sennie wtuliłem twarz w obicie kanapy.

Jęknąłem, gdy rano zbudziły mnie surowe promienie słońca, bezlitośnie świecąc wprost w moje oczy. Ponownie spomiędzy moich ust wyrwał się zduszony odgłos dezaprobaty bowiem próbując podnieść się do siadu, coś głośno i boleśnie strzyknęło w moim kręgosłupie, a także przy następnym ruchu –w szyi. Kurwa, nie wiem co mnie podkusiło do spania na tej cholernej kanapie. Co więcej, telewizor nadal pozostawał włączony, pożerając moją cenną energię elektryczną. Wyłączyłem czym prędzej urządzenie i odszukałem sennie telefon. Rejestrując na elektrycznym zegarku godzinę ósmą rano –westchnąłem cicho bezsilnie.
-To chyba jakaś kpina… –burknąłem niewyraźnie, sam do siebie. Najwyraźniej usłyszał mnie także kot, który już sekundę później znalazł się przy moim boku, w marnym pocieszeniu –ocierając się łbem o mój łokieć.
-Wiem, że jesteś głodny, padalcu –mruknąłem zachrypniętym głosem i bez przekonania podrapałem łysola krótko za uchem.
***

Drobny, chudy chłopiec przewrócił się z impetem na ziemię, za sprawą podstawionej przez kolegę nogi. Uniósł na swojego oprawce wzrok pełen dziecięcego zniesmaczenia i nie podniósł się z ziemi dopóki któryś z czterech innych trzynastolatków nie zaczął zagrzewać go do walki, śmiejąc się przy tym w głos.
-Wstawaj, knypku! Oddaj mu! Przecież mu się należy –wrzeszczał z zaangażowaniem po czym wybuchał rechotem, a po chwili dołączali do niego chętnie pozostali chłopcy. Ciemnowłosa ofiara nieśmiało podniosła się na poobijane kolana, po czym dźwignęła się na równe nogi. Skrył pełne łez oczy za zasłoną długiej grzywki, co tylko zachęciło chłopców do kolejnych popychanek. Szybko jednak zorientowali się, że dopóki Zack nie wydaje żadnych zabawnych dźwięków, nie jest równie ciekawie toteż zwiększyli agresywność zaczepek. Pierwsze uderzenie poleciało ze strony Freda –rosłego jak na swój wiek blondyna o krzywym zgryzie i tak długich kończynach jak u szympansa. To zwierze bowiem przypominał młodemu Pettersonowi nieokrzesany Fred.
-Powiedz coś, frajerze! –zażądał i ponownie posłał niższego dzieciaka na spotkanie posadzce. 
-Zawsze jesteś taki rozgadany, a nagle zabrakło ci języka w gębie?! –wrzasnął niezadowolony i z silnym wzburzeniem oraz równie dużą siłą, kopnął chłopca, który nie dawał za wygraną pomimo przeszywającego bólu. Uparcie milczał, doskonale oczywiście wiedząc jak bardzo denerwuje to jego oprawców.
Zdenerwował ich. Byli na tyle wkurzeni, że zamknęli Zack’a na cały wieczór w składziku, z wielką satysfakcją wsłuchując się w jego łomotanie w drzwi i krzyki.

***

Skrzywiłem się znacznie na wspomnienie o swoim dzieciństwie, które naznaczone było licznymi tego typu zaczepkami. Całe życie budziłem w ludziach instynkty, wyciągające z nich najgorsze pierwotne zachowania. Byłem podręcznikowym przykładem ofiary losu, osoby budzącej żal i politowanie. Dzieciaki w szkole bywały okrutne, ale jedynie gdy w swoim otoczeniu znalazły osobnika słabszego, prowokującego do uwolnienia frustracji. Kogoś, kto aż prosił się o kłopoty.
Dopóki nie szukałem w sobie siły do sprzeciwienia się komukolwiek, biernie poddawałem się licznym atakom ze strony starszych chłopców, rówieśników, a czasami także dorosłych. Byłem urodzonym workiem treningowym do czasu, gdy odbijała mi szajba i zaczynałem rzucać przedmiotami we wszystkich nauczycieli i uczniów otaczających mnie. Do spacyfikowania mnie zaczęto wzywać tego napakowanego wuefiste.
Był tom także moment, w którym mama zorientowała się, że w rzeczywistości coś się ze mną dzieje.
Wtedy doświadczyłem pierwszego urazu na tle psychicznym, a jak się później okazało –miały pojawić się kolejne kłopoty.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty
#176PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 
I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 15Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 15  Next
 Similar topics
-
» I'll show you the truth.
» I'll show you the truth
» show me some love • 2 os / romans / b.n

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: