Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 11 ... 15  Next
AutorWiadomość
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#176PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 1:50 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Skrzywiłem się lekko, gdy dłoń Zacka spoczęła na moim czole. Poczułem się jak dzieciak, któremu mama sprawdza temperaturę mimo, że nigdy takiej troski ze strony rodzicielki nie doświadczyłem. Coś mi się wydaje, że ostatnio zbyt często czuję się w towarzystwie Zacka jak dziecko mające do czynienia z nadgorliwą matką. Może gdybym czuł się choć trochę lepiej, poświęciłbym chwilę na przemyślenie dlaczego tak jest. Teraz niestety byłem w tak chujowym stanie, że nie potrafiłem skupić myśli na niczym dłużej niż przez sekundę. Patrzyłem więc mętnym wzrokiem na twarz Zacka, darując sobie jakiekolwiek protestowanie względem jego poczynań. Westchnąłem cierpiętniczo czując na policzku delikatny dotyk zaskakująco chłodnej dłoni chłopaka. A może to ja byłem tak rozpalony i dlatego jego skóra wydawała się mieć temperaturę znacznie niższą niż powinna? Tak, to zapewne była przyczyna.
Nie miałem siły nawet na przywdzianie grymasu, nie mówiąc już o odgryzaniu się, gdy w moją stronę poleciał zarzut bycia durniem. Dlaczego od razu tak ostro? Przecież nie rozchorowałem się na własne życzenie, a do tej pory byłem pewien, że to tylko wyjątkowo mocny kac, który przecież nie jest niczym dziwnym po całej nocy picia. Szczególnie, że nad ranem postanowiliśmy się dobić, co musiało być strasznym błędem. No, może w pojawieniu się tej nieoczekiwanej choroby jest trochę mojej winy. W końcu latanie po dworze w styczniu, w samych spodniach i to w środku nocy nie jest szczególnie rozsądne. Ale przecież potrafiłem robić głupsze rzeczy bardziej narażające moje zdrowie i jakoś nie chorowałem. Mam całkiem dobrą odporność i ostatni raz, kiedy przypałętał się do mnie jakiś wirus, miał miejsce bardzo dawno temu. Sam nie jestem pewien kiedy, ale podejrzewam, że jakoś w gimnazjum. Raczej nie później. Skoro więc mam tak wykurwistą odporność to chyba normalne, że moja czujność mogła zostać trochę uśpiona, a ja stać się nieostrożnym. Nie widzę tu jednak powodów do nazywania mnie durniem. Jestem bardzo mądrym człowiekiem, ot co.
Dopiero, gdy Zack zadał swoje pytanie, zrozumiałem dlaczego tak właściwie postanowił mnie trochę zwyzywać. Tak, prowadziłem samochód, ale co z tego? Nie raz prowadziłem na kacu i nie raz robiłem to po pijanemu. Zabijam ludzi na co dzień więc wizja pozbawienia kogoś życia przez nieuważną jazdę nie wydaje mi się czymś szczególnie złym. A to, że narażam własne bezpieczeństwo? Potrafię przecież prowadzić i skoro czuję się na siłach, czemu mam tego nie robić? Zresztą w takim stanie jak dzisiaj jeżdżę znacznie wolniej i korzystam z pobocznych dróg, gdzie jedynym zagrożeniem mogą być drzewa. Te jednak po ostatniej nieudanej próbie morderstwa jakoś przestały czyhać na moje życie. Widocznie zadowoliły się pozbawieniem go mojej kochanej Hondy.
Nie odpowiedziałem nic na komentarze Zacka, czując, że to kosztowałoby mnie zbyt wiele sił, a i nie jestem pewien czy powiedziałbym coś sensownego, bo moje myśli zaczęły być zaskakująco niejasne. W pewnym momencie po prostu zacząłem tępo patrzeć na chłopaka, gdzieś między wersami wychwytując, że mam gorączkę. Później już tylko leżałem, nieobecnym wzrokiem obserwując poczynania niebieskowłosego i całkowicie poddałem się jego zabiegom, ledwo rejestrując to, że takie w ogóle zaszły. Nie wiem kiedy odleciałem, ale musiała być to kwestia ułamka sekundy. Tak miło było zatopić się w poduszkę. No i zrobiło się trochę cieplej.

***

Czarnowłosy chłopiec stał za drzwiami, trzymając w ramionach zapłakaną, trzyletnią siostrę. Obydwoje nasłuchiwali tego co działo się w sąsiednim pomieszczeniu. Mała rączka Daniela niepewnie uchyliła drzwi, gdy usłyszał głośny trzask. Wyjrzał przez wąską szparę dostrzegając za nią drobną postać osuwającą się powoli po ścianie. Rosły mężczyzna stojący nad nią, trzymał w dłoni rozbitą, szklaną butelkę. Na posadce dostrzec można było krople krwi spływające z ramienia wątłej kobiety. Widocznie dała radę usunąć się na bok nim szkło zdążyło zderzyć się z jej głową.
- Ty pierdolona kurwo! - Chłopiec zatkał usta siostrze płaczącej zdecydowanie zbyt głośno przy jego boku. Drżał tak samo jak ona, patrząc jak ojciec znów wyżywa się na tej bezbronnej kobiecie. - Lubisz sprawiać mi kłopoty? CO? - Mężczyzna chwycił długie włosy, gwałtownie podnosząc kobiece ciało i skierował swoją pięść w stronę zapłakanej twarzy. Krzyk szatynki rozniósł się echem po zimnych ścianach pomieszczenia. - Nawet puszczać się nie potrafisz dobrze szmato! Już ja cię kurwa nauczę - Użył swojej pięści jeszcze raz. Drobną głowę odepchnął powodując, że zderzyła się ze ścianą. Kobieta nawet nie próbowała uciekać, wiedząc, że nie da rady. Z ust faceta wychodziły kolejne głośne obelgi. Daniel nie potrafił dłużej stać bezczynnie, widząc zakrwawioną twarz matki.
- ZOSTAW JĄ! - Pomimo całego strachu jaki go ogarniał, odepchnął siostrę, chowając ją w kącie pokoju i wybiegł do salonu, dopadając zaciśniętej pięści ojca. Trzęsąc się na całym ciele i dusząc własnymi łzami, z całych sił trzymał ogromną dłoń. Starał się hardo patrzeć w jego czarne, przeraźliwie zimne oczy.
- Ty skurwysynu... Mamusię ci się zachciało ratować? - Daniel ledwie usłyszał okropny śmiech mężczyzny, gdyż został ogłuszony przez tą samą, dużą pięść, którą jeszcze chwilę temu trzymał tak kurczowo w drobnych palcach. - Niewdzięczny gówniarzu. - Chłopak złapał za koszulkę, która mocno wpijała się w jego szyję, gdy ojciec chwycił za jej tył, w ten sposób ciągnąć dzieciaka do łazienki. To w niej właśnie stała wanna, która przez cały czas napełniona była wodą przeznaczoną do użytku domowników. Daniel się szarpał jednak nie miał żadnych szans przeciwko dużo silniejszemu mężczyźnie, który zamaszystym ruchem chwycił jego głowę i w ten sposób podszedł do wanny by gwałtownie zanurzyć ją w cieczy. Mętna woda szybko zaczęła sprawiać, że Daniel zaczął się dusić. Szarpał się ile sił, lecz dłoń nie ustępowała. Potrafił wytrzymać dłużej niż za pierwszym razem, gdyż ojciec już nie raz stosował na nim tą metodę. Wiedział, że wtedy chłopak najbardziej panikował i koszmarnie się bał. Dopiero po niecałej minucie usta chłopca otworzyły się, a on sam przestał szarpać.


***

Uchyliłem powoli oczy w momencie, gdy moja dłoń samoistnie, powoli podążyła w kierunku szyi. Pomasowałem tamto miejsce i wziąłem kilka spokojnych wdechów, upewniając się, że wszystko w porządku. Skrzywiłem się na wspomnienie tego cholernego snu, który jednocześnie był rzeczywistością, mającą miejsce dawno temu. Zabierając dłoń z szyi, przeniosłem ją na czoło, by przetrzeć je z kropelek potu wywołanych zapewne gorączką. Wciąż czułem się fatalnie i wciąż było mi cholernie zimno. Przeniosłem wzrok z sufitu na bok, szukając wzrokiem Zacka, którego jednak nie było. Chciało mi się pić.
Z trudem podniosłem się do siadu, skupiając swój wzrok na jednym punkcie, gdyż jak na złość moje oczy nie chciały współpracować, a obraz co i rusz wydawał się kręcić oraz lekko rozmywać. O tyle dobrze, że głowa już tak mocno mi nie pękała, chociaż nie mogłem też powiedzieć, by miała się dobrze. Na dodatek wciąż miałem ochotę rzygać, a nie zrobiłem tego do tej pory chyba tylko dlatego, że zwyczajnie nie mam czym. Wręcz mam wrażenie, że brzuch nieprzyzwyczajony do takich przerw w dostawach pożywienia, przywarł mi do kręgosłupa.
Chwiejąc się nieco na nogach podążyłem w stronę kuchni, kątem oka dostrzegając Zacka siedzącego z Ramonem.
- I jak? - Zdaje się, że powinienem sprecyzować. - Spotkanie z szefem? - Wychrypiałem, nalewając sobie do szklanki wody, co oczywiście nie wyszło mi zbyt dobrze, gdyż chyba więcej skończyło na blacie niż w naczyniu. Ale to nie przeszkadzało mi w desperackim udawaniu, że nic się ze mną nie dzieje. A skąd. Mam się dobrze. Możemy sobie spokojnie porozmawiać. Wcale się zaraz nie wyjebię na tą, zapewne tak w chuj przyjemnie zimną posadzkę. Och, aż nabrałem ochoty, by się na niej położyć. Teraz jednak skupiłem się na poprawnym wypiciu wody, wyjątkowo mocno uważając na to, by przypadkiem nie wpadła w złą dziurkę. To zapewne wpływ tego jakże uroczego snu.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#177PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 1:54 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Potarłem ze zmęczeniem twarz, a gdy dłonie przysłoniły moje oczy –poczułem swego rodzaju ulgę. Pozostałem w tej pozycji, ukrywając twarz  przed napływającymi zewsząd wizjami przeszłości, teraźniejszości… wszystkiego. Widziałem tak wiele rzeczy, których nie chciałem znów doświadczać, ale podobne obrazy nękały uparcie mój umysł, bezlitośnie rozbijając się po mojej czaszce. Wiedziałem doskonale, że to przecież minie, że nie jest prawdziwe i tylko sobie znowu coś ubzdurałem w przypływie mało przyjemnych wspomnień.  To nie jest prawda. Nie jest nią to, co widziałem. Nie w tej chwili.
Z mojego gardła wydobył się nieartykułowany dźwięk, przypominający dziecięce kwilenie. Następne, cichsze, także opuściło moje usta. Nie wiedziałem czy mam zacząć płakać, czy może się śmiać. Cholera.
Zdjąłem dłonie z oczu, zyskując na powrót zdolność widzenia i odchyliłem do tyłu głowę, czując jak obolała szyja protestuje przy tym zdecydowanie zbyt gwałtownym ruchu.
-Weź się w garść –powtórzyłem na głos słowa, które przywoływałem sobie nieustannie w głowie. Wypowiedziane na głos wydały mi się być równie bezwartościowo nieprzekonywujące.
Opadłem ciężko plecami na oparcie kanapy, przymykając oczy i pragnąc, by spłynął na mnie błogi sen. Była cholerna ósma rano, dnia, którego wcale nie musiałem wstawać tak wcześnie.
W kuchni pojawił się Daniel. Jego ciężkie kroki wyraźnie wskazywały na to, że chłopak najwidoczniej nie wrócił do swojej użytkowej formy. Jednakże –zapewne czuje się lepiej skoro pofatygował się wstać i pokazać się aż w kuchni.
Wciąż jednak nie otworzyłem oczu, mając wrażenie, że nie muszę tego robić bowiem doskonale widzę oczami wyobraźni sylwetkę Daniela stojącą nieopodal blatu, nieudolnie nalewająca sobie do szklanki wodę. Mogłem się też domyślać jak kiepsko chłopak mógł wyglądać. Na dobrą sprawę –powinienem go jak najszybciej zawrócić do łóżka i mimo, że zajmować się ludźmi podczas choroby, nie zajmuję –Curtisowi sprawiłbym ten zaszczyt i postarał się utrzymać faceta przy życiu.
Jego pytanie na chwilę zawisło w powietrzu bez odpowiedzi. Jak najdłużej spróbowałem go utrzymać w niepewności nim podniosłem głowę z oparcia i dźwignąłem się leniwie na nogi, powoli sunąc po parkiecie w kierunku Daniela.
-Ummm… –zacząłem niezbyt konkretnie dobierając głoski –Spotkanie było miłe. Facet sam zaproponował mi współpracę więc właściwie musiał być dla mnie miły… –wydukałem niewyraźnie, całkowicie wykończony spaniem na twardej kanapie.
-A ty jak się czujesz? –spytałem, przystając między Danielem a ekspresem do kawy –Powinieneś leżeć w łóżku –zauważyłem i odwracając się przodem do mężczyzny, oparłem się biodrami o blat. Wbiłem w niego zainteresowane spojrzenie, lustrując kawałek po kawałku jego umęczone oblicze. Wyglądał gorzej niż źle, ale chyba nie miał już tak wysokiej gorączki.
-Kiedy wyjechałeś, tak się za tobą stęskniłem, że poszedłem na imprezę –pochwaliłem się, takim tonem jakby wyrządzona została mi największa krzywda. Albo jakby zabili mi psa.
-A teraz wracasz chory i nie ma z ciebie żadnego pożytku… –wytknąłem mu i skrzyżowałem ramiona na torsie, mrużąc niebezpiecznie oczy. Mieliśmy rozmawiać. Miałem wyciągnąć z niego wszystko, co nie dawało mi spokoju, a on tymczasem postanawia zachorować, byleby przeciągnąć w czasie nieuniknione.
Westchnąłem cicho, chcąc jakkolwiek się odezwać. Chęć rozmowy z nim była tak obezwładniająca i niezrozumiała, że miałem ochotę rzucić te wszystkie myśli w cholerę i nawrzucać Curtisowi. Nakreślić mu masę pretensji o to, że wzbudza we mnie chore poczucie człowieczeństwa, które nie pozwala mi z czystym sumieniem zadawać jakichkolwiek pytań.
-Do łóżka –poleciłem mu rzeczowo i lekko pchnąłem go w stronę sypialni, niemal w akcie przyjacielskiej zaczepki.
-Pozwolę ci się mną wysługiwać przez cały dzień, ale bądź tak dobry i wróć pod tą cholerną kołdrę –dodałem po chwili, posyłając mu tęgie spojrzenie.
Curtis nie dął się długo namawiać, szybko wykonał moje surowe polecenie i czym prędzej wrócił do łóżka, kontynuować kurację zdrowotną. Usiadłem na brzegu i rzuciłem łóżku tęskne spojrzenie. A tak blisko byłem powrotu na ten materac… Nagle został mi wydarty, ale tej pustki nawet materac nie zdoła ukoić. Nie tym razem.
-Powinieneś coś zjeść –powiedziałem w końcu, gdy mój wzrok znów spoczął na chorym Danielu. Sięgnąłem do jego czoła, czysto kontrolnie i upewniając się, że gorączka opadła –można powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą.
Cóż, troskę okazywać można na wiele sposobów.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#178PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 1:55 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Popijając powoli wodę, odwróciłem się w stronę Zacka siedzącego na kanapie nieopodal. Czekałem cierpliwie, aż udzieli mi odpowiedzi, zastanawiając się, czy w ogóle ma taki zamiar. Właściwie nie widziałem powodu, dla którego miałby mi nie mówić jak przebiegło jego spotkanie z tym całym szefem, szczególnie, że jeśli chce wyciągnąć ze mnie cokolwiek o mojej przeszłości, raczej hipokryzją byłoby zatajać coś na swój temat skoro już się tym zainteresowałem. A zrobiłem to niewątpliwie, gdyż do tej pory moje uszy nie słyszały nawet wzmianki o żadnym szefie. Zack również nie chwalił się, że poszukuje pracy, więc zostałem przedwczoraj w jakiś sposób zaskoczony jego wyjątkowo nienagannym wyglądem i informacją o spotkaniu z pracodawcą. Ciekawiło mnie co też za pracę sobie znalazł i kiedy tak właściwie to zrobił. Oczekiwałem więc, że dostanę odpowiedź przynajmniej na to niewinne pytanie, które zadałem przed chwilą.
Mój zmęczony wzrok wodził za chłopakiem, gdy ten postanowił się podnieść i przybliżyć, co chyba raczej nie było dobrym pomysłem, zważając na to jak wiele zarazków muszę teraz wokół siebie roztaczać. Uniosłem brew, gdy Zack w końcu postanowił coś powiedzieć. Spotkanie z facetem było miłe? Moje oczy zapewne nieco się przymrużyły na wieść, że owy facet sam zaproponował Zackowi pracę, w związku z czym musiał być nim bardzo zainteresowany. Płeć jego pracodawcy i fakt, że sam Zacka do siebie przyciągnął, sprawiał, że mój humor pogorszył się jeszcze bardziej, a i tak do tej pory nie był specjalnie zadowalający. Od kiedy to pracodawca sam dzwoni do ludzi, by raczyli z nim współpracować? No dobra, ja powinienem wiedzieć najlepiej, że zdarzają się takie przypadki. W końcu nie daję ogłoszeń do gazet w celu znalezienia człowieka, który da mi zarobić. Sami się zgłaszają. Biorąc pod uwagę to, że Zack jest informatykiem i to najwidoczniej całkiem niezłym, nie jest takim dziwnym fakt, że ktoś sam z siebie postanowił go zatrudnić. Taki fach. Być może więc nie muszę przejmować się tym, że jakiś kretyn będzie dobierał się do tego pięknego i tylko mojego ciałka. W innym przypadku Zack szybko straci szefa.
- Ach tak. - Nie dodałem nic więcej, bo i po co? Nie było sensu pytać o to, na czym dokładnie polega praca Zacka, gdyż wtedy on mógłby zapytać się o moją, a jak wiadomo, nie jestem zbyt chętny do chwalenia się jak wygląda źródło moich zarobków. Zack'a jako informatyka, tudzież hakera, również obowiązuje tajemnica zawodowa, w związku z czym nie marnowałem kolejnych pokładów sił, by w ogóle zaczynać temat. W tym stanie wolałem mówić jak najmniej, by się przypadkiem szczególnie nie przemęczyć. Och, groźny morderca się rozchorował i będzie musiał leżeć pod kołderką, przez najbliższe dni będąc całkiem bezbronnym. Ależ to głupie.
Westchnąłem z pełnią rezygnacji, gdy niebieskowłosy postanowił zapytać o moje samopoczucie, tak jakby ten gest miał być odpowiedzią na wszystko. Jestem pewien, że po mojej twarzy i wyjątkowo niestabilnej postawie widać, jak wspaniale się czuję. Aczkolwiek nie powstrzymałem się przed oczywistą odpowiedzią.
- Chujowo. - Odstawiłem szklankę na bok i przewróciłem oczami słysząc pouczenie na temat łóżka. Jestem dorosłym i na dodatek dość silnym facetem, więc wyjście na kilka minut z posłania raczej mnie nie zabije. Chociaż prawdę mówiąc, już się za nim stęskniłem. Ale przecież nie powiem tego na głos, chociażby po to, by nie wyjść na mięczaka, którego choroba potrafi tak łatwo rozłożyć na łopatki. No i przyznawanie racji innym ludziom również nie szło mi nigdy zbyt dobrze, więc miałem wystarczająco dużo powodów, by swą mimiką wyrazić pogardę dla uwagi mówiącej, że powinienem grzecznie leżeć w cieplutkim łóżeczku.
Uniosłem brew, nie kryjąc swojego zdziwienia na wieść o imprezie, którą to zaliczył mój dawny przyjaciel. On i impreza? Jeszcze tak niedawno zarzekał się, że nigdzie nie pójdzie, gdy miał okazję zrobić to ze mną, co więc skłoniło go do tego by nagle zmienić swoje nastawienie do tego typu metody spędzania wolnego czasu? Albo raczej kto, bo przecież sam dla siebie na tą imprezę nie poszedł.
- Z kim poszedłeś? - zapytałem, uśmiechając się zaraz przekornie, gdy chłopak dodał swój komentarz na temat mojej nieprzydatności. Cóż, nie zaplanowałem sobie tej choroby, nawet jeżeli mogłoby to tak wyglądać, gdyż oczywistym jest, że nie mam ochoty rozmawiać na pewien temat i chętnie przekładam to na późniejszy termin. No bo przecież nie będzie mnie męczył takimi ciężkimi rozmowami, gdy czuję się tak fatalnie. Aż zacząłem mniej złościć się na te cholerne wirusy, które postanowiły sobie obrać mnie za cel. Szkoda tylko, że akurat wziąłem od Drake'a masę zleceń i powinienem jak najszybciej brać się za ich wykonywanie, czego raczej nie mogę zrobić będąc w podobnym stanie. Nie chciałbym spartaczyć roboty, w związku z czym muszę być w pełni sprawny. W końcu moja praca to nie zabawa i najmniejszy błąd może kosztować nie tylko życie, ale i więcej.
- Co ja poradzę... - uśmiechnąłem się jeszcze raz, wcale nie wyglądając na zmartwionego swoją bezradnością w kwestii wspomnianego braku pożytku. Zaraz jednak mój uśmiech zrzedł, co spowodowane zostało nakazem wydanym przez mojego tymczasowego opiekuna. Naprawdę jest jak matka. Taka dobra matka, która zajmuje się swoim dzieckiem.
- Tak mamo - bąknąłem, patrząc na Zacka z lekkim rozbawieniem i posłusznie skierowałem się w stronę sypialni, w której zapewne zdążę zapuścić korzenie przez te kilka (mam nadzieję, że jak najmniej) dni. Z głośnym westchnieniem wsunąłem się pod kołdrę i koc, którym zapewne już wcześniej przykrył mnie Zack, po czym poprawiłem sobie poduszki, by oprzeć się o nie plecami. Nie zamierzałem spać. Skoro i tak jestem uziemiony to trochę popracuję i dokładniej zapoznam się ze zleceniami.
- Nie chcę jeść - odpowiedziałem natychmiast, zerkając na rękę zbliżającą się do mojego czoła. Byłem co prawda głodny, ale świadomość tego, że wszystko zaraz wyrzygam skutecznie odpychała ode mnie myśli o śniadaniu. - Podaj mi tylko laptopa i torbę. No i lepiej się odsuń i sam łyknij jakieś witaminy. - Zarządziłem, unosząc dłoń do powiek, by przetrzeć je dwoma palcami, jakby to faktycznie miało mi pomóc w lepszym skupieniu się na tym co mam przed oczami. Cóż, nie pomogło, ale powinienem dać radę poświęcić ten ostatek sił na kilka mniejszych zleceń.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#179PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 1:57 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Uśmiechnąłem się promiennie, całkowicie rozbawiony krótkim podsumowaniem samopoczucia Daniela. Nie było w tym nic wymuszonego –jedynie czysta i nieskalana fałszem wesołość.  Danny jakkolwiek wielkim kretynem i idiotą by nie był –czasami wychodzi mu bycie zabawnym. I niechętnie także przyznam, bynajmniej odnośnie jego zachowania w ostatnim czasie, zdarza mu się być błyskotliwym. I choć często nazywam go debilem czy kretynem, ewentualnie idiotą –wcale nim nie był.
Z wciąż szerokim uśmiechem na twarzy patrzyłem jak wymownie przewraca oczami. Niech myśli o mnie co chce. Może uważać mnie nawet za nadopiekuńczą ciotę z silnym poczuciem potrzeby odwdzięczenia się za to, co on wtedy dla mnie robił. Aczkolwiek, niewiele mnie obchodziło –jak raz –co Daniel sobie ubzdurał. Było to trafne czy też nie –Daniel miał wrócić do łóżka jak najprędzej. Jest chory, wczoraj miał gorączkę i w dodatku nadal nie wygląda wcale lepiej.
Doczekałem się oczywistego pytania o kwestię imprezy i równie przewidywalnego wyrazu najwyższego zdumienia. Tak, dzień wcześniej stanowczo odmówiłem jakichkolwiek eskapad tego typu, gdy rozważał ta opcję podczas wizyty Jacka, ale Daniel mieszka ze mną już jakiś czas, zna moje niektóre dziwactwa i z grubsza powinien się domyślać, że mój humor, mój stosunek do różnych spraw –zmienia się tak często, jak tylko się najbardziej da. W większości przypadków po prostu byłem tym, czym pasowało mi być w obecnym momencie. Wyjazd Daniela znudził i osamotnił moją osobę na tyle, że począłem szukać rozrywki gdzieś, gdzie nie zwróciłbym się gdybym nie był kierowany impulsem bezczynnego popołudnia. Poza tym –ostatnimi czasy próbuje być nieprzewidywalny dla samego siebie. Sięgam ku nieoczekiwanym możliwościom, jedynie po to, aby zrobić swojej woli na złość i przekonać się czy potrafię sprzeciwić się nawet samemu sobie. Bo nieważne czego chciałem –nigdy nie wiedziałem, czego dokładnie. A skoro nie wiedziałem, czemu równie dobrze nie mogłoby być to coś, czego do tej pory nie rozważyłem?
Gdy wszystkie przemyślenia przeorały brutalnie moją świadomość, nadszedł czas by udzielić chłopakowi odpowiedzi.
-Ze znajomymi ze studiów –odpowiedziałem krótko, zgodnie z prawdą zresztą. Co z tego, że jedyna część imprezy jaką w ogóle pamiętam, związana ściśle była z Eveline? To nie miało nic do rzeczy. Nie zależało mi na dziewczynie. Nawet jeżeli próbowałem wiedzieć, czego chcę –to doświadczenie uświadomiło mi tylko bezlitosną prawdą jaką był brak jakichkolwiek głębszych emocji świadczonych względem biednej dziewczyny. W najbliższym czasie, jeżeli oczywiście sama nie zniknie, pozbędę się kłopotu. Nieważne co będę musiał zrobić –poczynię absolutnie wszystko, żeby tylko usunąć ten problem. Tendencja do pozbywania zepsutych, nieprzydatnych relacji wykształciła się we mnie już we wczesnym okresie dorastania. Skoro miałem Daniela –nie była mi potrzebna Eveline. Zwłaszcza, że w żaden sposób nie była już dla mnie dłużej interesująca. Ciekawość zaprowadziła mnie do tych wniosków i nie mogłem siebie winić za to, że wczoraj posunąłem się z nią tak daleko i jakby nigdy nic –przerwałem, zachowując resztki przyzwoitości i robiąc to w odpowiednim momencie. Zanim zacząłem zdradzać oznaki znudzenia.
Właściwie –nie pamiętam czy wspomniałem Curtisowi o swoich planach powrotu na uczelnię, który miał nastąpić stosunkowo niedługo. Jednakże, nie jest to istotne. Nie czułem bezwzględnej potrzeby informowania go o tak mało znaczących detalach mojego życia ściśle prywatnego, które to nigdy specjalnie Daniela nie interesowało. Kiedyś tam zapytał o kierunek, o pracy z jakichś powodów w ogóle w domu nie wspominaliśmy.  Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało się zmienić mimo, że mieszkaliśmy razem od ponad miesiąca.
Przewróciłem teatralnie oczyma, gdy odmówił jedzenia. Gdy tylko poczuje się lepiej –przestanę się bawić w niańkę i gotować znowu będzie sobie sam. Zmarnował niepowtarzalną okazję.
Podałem mu laptopa, niechętnie spełniając tą jego zachciankę.  Do drugiej części jego wypowiedzi nijak się nie odniosłem. Witaminy? Nigdy w życiu nie miałem czegoś takiego w domu.

***

Minęło pięć dni odkąd Daniel pojawił się w domu, dręczony gorączką. Jego organizm zadziwiająco szybko radził sobie z obcym wirusem i Daniel, można powiedzieć, regenerował się w zawrotnym tempie.  Temperatura nie powróciła już w żadnym następnym dniu, a i chłopak męczyć się musiał jedynie z zatokami i delikatniejszym żołądkiem.  Ja ostatecznie uznałem, że spać na kanapie nie będę, a od dłuższego czasu –powrót na materac stał się dla mnie swoistym przyznaniem się do porażki. Dlatego lokowałem się na noc w łóżku z Danielem, często wtaczając się pod kołdrę gdy ten już był pogrążony w głębokim śnie. Przesypiałem przy nim dwie do trzech godzin i od rana znów byłem na nogach. Kręciłem się po domu, pracowałem nad ostatnimi własnymi zleceniami bowiem obiecałem dopełnić wszelkich spraw nim na dobre zawiązać miałem ścisłą współpracę z moim nowym szefem. 
Nie szukałem pracy. Zaczęło się od prowokującej zabawy,  której poziom skłonił mnie do tego by w ostatecznym rozrachunku –rozważyć propozycję Kane’a. Z reguły nie pracowałem w grupie, ale od dłuższego czasu czułem, że marnuje się tutaj, we własnym mieszkaniu, chwytając się mało interesujących zadań. Kane obiecał mi dobrze płatną rozrywkę, dużo zamieszania i obcowanie z czymś, co w pełni wykorzysta mój –jak to nazwał –potencjał. Nie widziałem powodu, żeby nie zaryzykować zwłaszcza, że czułem iż nie znalazłem się na liście jego rekrutów przypadkowo. Schlebiało mi to, a pochlebstwa były najkrótszą drogą do czyjegoś serca i zaangażowania. A płacił też dobrze.
Długotrwałe zmęczenie skutkowało jedynie permanentnym zasypianiem nad ranem i wstawaniem wczesną porą. Leki nasenne częściowo odstawiłem, próbując zapanować nad czymś innym –właściwie wbrew temu co powiedziałem matce. Z jednych tabletek, przerzuciłem się na inne, których etykietki miałem nadzieję, że Daniel nigdy nie zobaczy. Ta sfera mojego życia nie była czymś, o czym rozmawiało się na pierwszej randce, a skoro Danny jeszcze się nie zorientował, ze coś jest nie tak –znaczy, że nie ma potrzeby wymuszania w sobie szczerości.
Znowu na własne życzenie postanowiłem upośledzić swoje sprawność psychofizyczną. Nie mogłem prowadzić, nie byłem w stanie z czystym sumienie  wsiąść za kierownicę naszprycowany, a mój apetyt zdecydowanie zniknął w ciągu tych kilku dni całkowicie, gdyż perspektywa ponownego przybrania na wadze, tak jak zawczasu, skutecznie postawiła przede mną blokadę pokarmową.  To kwestia czasu aż Daniel rzeczywiście coś zauważy. Choć lepiej, żeby dowiedział się o tym w taki, niż w bardziej kompromitujący sposób. Niemożność wysłowienia się, zawieszenia, przerywanie w połowie zdania, oderwanie… Gdyby znowu do tego doszło, gdybym znowu pozwolił się temu zawładnąć, gdybym nie zrobił nic… Poza tym, dopóki brałem leki i zachowywałem pozory –mogłem udawać, ze nic się nie dzieje.

Daniel czuł się lepiej, wciąż jednak odpoczywał w łóżku, nie rozstając się ze swoim laptopem. Tak to właśnie wyglądało, gdy wszedłem do sypialni.
Wlazłem na łóżko i przycupnąłem, wlepiając swój pełen zaciekawienia wzrok w przystojną twarz chłopaka. Nie wyglądał już tak blado, odzyskał kolory i był praktycznie zdrowy. I zdolny do rozmowy.
-Odłóż laptopa i choć na chwilę spójrz na mnie –odparłem w końcu, przerywając ciszę.
-Mieliśmy wrócić do rozmowy o tobie –wyjaśniłem i rzuciłem mu niemal błagalne spojrzenie. Zniecierpliwiony, sam sięgnąłem po urządzenie, zamknąłem klapkę i odłożyłem je na bok po czym bez ostrzeżenia –zająłem miejsce laptopa. Usiadłem na udach chłopaka okrakiem, zupełnie nie widząc w tym nic złego.
Miałem nadzieję, że Daniel ma dla mnie przygotowaną jakąś streszczoną wersje swojego życia bowiem jeżeli ten zdecyduje się na rozmowę, nawet nie wiedziałem o co pytać.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#180PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 1:58 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Tak jak od początku zakładałem, moja choroba bardzo szybko zaczęła odpuszczać, a mój stan generalnie poprawiać. Po trzech dniach niańczenia przez Zacka i ciągłego leżenia w łóżku, byłem już w stanie samodzielnie prosperować i zapewne powróciłbym do normalnego trybu życia, gdyby nie mój słodki opiekun, niepozwalający na to bym zbyt mocno się forsował. Choć nie raz doprowadzało mnie to do głębokiej irytacji, za każdym razem wracałem potulnie do łóżka, ostatecznie przyjmując do wiadomości to, że Zack najwidoczniej się martwi, czy też może troszczy. Te odkrycie z kolei sprawiło, że mój humor szybko się poprawiał, gdy już siedziałem w łóżku opatulony kołdrą, z laptopem na kolanach, rozmyślając o zachowaniu dawnego przyjaciela, który w tamtym momencie sprawiał wrażenie, jakby nasza przyjaźń nigdy nie została przerwana. Fakty przedstawiały się nieco inaczej, lecz nie potrafiłem skupić się na prawdzie, gdy Zack latał koło mnie, z własnej woli dbając o to, bym wyzdrowiał. W dodatku nawet nie narzekał, że musi to robić. No cóż, nie musiał. Nie obraziłbym się przecież, gdyby mnie tak zwyczajnie pozostawił samemu sobie, gdyż wiem, że nie ma żadnego obowiązku nakazującego mu opiekowanie się chorym współlokatorem. Ale skoro już to robił, bynajmniej nie zamierzałem narzekać, nawet jeśli momentami bywało to frustrujące. Postanowiłem więc postawić na milczącą wdzięczność, przyjmując całą pomoc, jaką zaoferował Zack. Łykałem też tabletki, które mi podawał mimo, że nie przepadam za tą metodą leczenia i jestem zdania, że mój organizm również bez nich szybko wróciłby do formy. Szczególnie, że w końcu zacząłem jeść, oczywiście również to co sam przygotował niebieskowłosy, z każdym dniem zadziwiając mnie, że nie ograniczył się do zrobienia żarcia z proszku, lub zamówienia gotowego dania. Jedyne co mi nie podpasywało to brak mięsa w każdym z posiłków, jednak nie chcąc wybrzydzać, zadowalałem się tym co mam. Zresztą, ciężkie jedzenie nie byłoby dobrym pomysłem przy stanie w jakim znajdował się mój żołądek, w związku z czym to co robił Zack wydawało się dla niego idealnie i co ważniejsze, ani razu nie skończyło w kiblu wychodząc ze mnie tą stroną, którą weszło. W każdym razie, moja kuracja przebiegała pomyślnie, a ja mogłem przez te dni spokojnie skupić się na robocie, nawet jeśli właściwe jej wykonywanie musiałem odroczyć w czasie.
Laptop każdego dnia od rana do nocy gościł na moich kolanach w towarzystwie papierów, które dostałem od Drake'a, a które odwracałem treścią do dołu, gdy Zack wchodził do sypialni. Było na nich zbyt wiele informacji wskazujących na to, jaką pracę mogę wykonywać, choć chcąc się wytłumaczyć zawsze mógłbym wymyślić jakieś kłamstwo, bo i nie było napisane w nich wielkim drukiem "zabić tego i tego". Ale po cóż dokładać sobie myślenia, skoro można tego uniknąć.
W moim uchu dzień w dzień widniała słuchawka, którą połączony byłem z Luisem. Nie mogłem działać na swoim laptopie bez niego, z bardzo prostej przyczyny. Gdybym wszystko robił sam, namierzenie tego komputera jak i mnie nie byłoby niczym ciężkim, a podejrzewam, że mam wystarczająco dużo wrogów, by któryś z nich chciał to zrobić. W związku z tym ja pracowałem w łóżku, a Luis w tym samym czasie pilnował wszystkich spraw związanych ze sprzętem, którego używałem odkąd w ogóle przyjąłem pracę oferowaną przed Drake'a. Oczywiście nie tylko Luis był moim zabezpieczeniem, bo i w bazie pracowało intensywnie jeszcze dwóch informatyków skupionych głównie na mnie, dzięki czemu moja osoba była nieuchwytna, a zlecenia które wykonuję niemożliwe do odczytania w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Ten jeden procent zgodnie pozostawiliśmy dla geniusza, który byłby w stanie przebić się przez tychże ludzi Drake'a, jednocześnie nie wierząc w to, że ktoś taki istnieje. Nawet dla grupy ludzi byłoby cholernie ciężkim zadaniem przedostanie się do któregokolwiek z systemów i serwerów szefa. W końcu wiedział on kogo zatrudnia i bardzo pilnował swoich spraw, dzięki czemu mafia miała się dobrze i spokojnie prowadziła swoją działalność na każdej z gałęzi biznesu podziemnego światka.
Czując się już bardzo dobrze, doprowadzałem do końca analizę jednego z ostatnich zleceń, układając plan działania, według którego miałem je wykonać. Ta część pracy zawsze zajmowała mi najwięcej czasu, gdyż nie chodziło jedynie o to jak sobie zażyczę, by przebiegło zabójstwo. Musiałem wziąć pod uwagę wszystkie opcje, układając algorytm postępowania w wypadku wystąpienia każdej z nich. Dane, które dostawałem od Drake'a zawsze zawierały wszystkie dane o ofiarach, które udało się zdobyć ludziom pracującym jako informatorzy. Poczynając od danych osobowych, kończąc na tym co zwykli jeść na śniadanie. Dzięki temu jak dopracowany był system przyjmowania i realizowania zleceń, do tej pory praca szła wyjątkowo sprawnie, a samo zabójstwo stawało się najprostszym etapem wykonania zlecenia. Był tylko jeden wyjątek, o którym jednak nie chcę wspominać, wierząc usilnie, że tamten błąd nie będzie kosztował mnie zbyt wiele. Mimo, że zdarzyło się to lekko ponad trzy lata temu, wciąż gdzieś tam mnie prześladowało.
Zawiesiłem się, mimowolnie zaczynając rozmyślać o jednym ze swych pierwszych zleceń, gdy w porę z tego nieprzyjemnego zamyślenia wyrwał mnie głos Zacka. Zgodnie z jego jasnym poleceniem, wracając do rzeczywistości zwróciłem swój wzrok w jego stronę, nie odkładając jednak laptopa, z którym zamierzałem jeszcze trochę porandkować. Skrzywiłem się słysząc o co chodzi memu współlokatorowi i znów wróciłem spojrzeniem do ekranu.
- Nic nie musimy - odpowiedziałem zdawkowo, robiąc kilka ruchów na klawiaturze, nim sprzęt został wyrwany spod moich palców, zamknięty i zastąpiony samym Zackiem. Westchnąłem, patrząc na niego karcącym wzrokiem i skierowałem dłoń w kierunku słuchawki włożonej do lewego ucha.
- Zapisz i zamknij system, później dokończymy - zwróciłem się do Luisa, po czym kliknąłem przycisk rozłączający i wyjąłem słuchawkę, odkładając ją na półkę obok. Skrzyżowałem ręce na piersi, poświęcając swą uwagę już w całości siedzącemu na mych udach Zacka. Jednym uchem zarejestrowałem, że zgodnie z moim poleceniem po krótkiej chwili laptop został bezpiecznie wyłączony.
- Nie jest to temat, o którym lubię rozmawiać. Dlaczego nie dasz sobie spokoju? - Skrzywiłem się wyraźnie, patrząc na chłopaka zdecydowanie nieprzychylnym wzrokiem. Widząc jednak jego zdeterminowane spojrzenie, w końcu westchnąłem i cierpiętniczym gestem rozmasowałem skronie. - To prawda, że ojciec zabił naszą matkę. - Zajrzałem w błękitne oczy, z widoczną niechęcią kontynuując. - Miałem wtedy siedem lat. Nie pamiętam jak do tego doszło, chociaż byłem wtedy w domu. W każdym razie nie było mi jakoś szczególnie przykro, kiedy zrozumiałem co się stało. Ojciec wyżywał się na nas wszystkich, codziennie robił z naszego życia piekło. Jedynie Lizz udało się tego uniknąć, bo w końcu miała mnie i Alex'a, chociaż swoje i tak już zobaczyła. Trochę z tego pamięta. - Westchnąłem, czując rozdrażnienie wywołane wspomnieniem ojca i całym tym wyznaniem. Jednak skoro już Zack tak bardzo chciał to wszystko wiedzieć, proszę bardzo. Powiem wszystko, może w czymś mu to pomoże. - Moja matka była kurwą. Ojciec sam załatwiał jej klientów. Od nich też często nam się obrywało. Ta suka nic nigdy nie robiła. Zawsze tylko ryczała w kącie, patrząc na wszystko, nie mówiąc ani słowa sprzeciwu, kiedy zwijaliśmy się z bólu od kolejnych ciosów. - Niekontrolowanie potarłem dłonią szyję, w miejscu, w którym mieściła się gruba i długa blizna. Na chwilę spuściłem wzrok, jednak ten szybko wrócił do błękitnych tęczówek Zacka. Nie wyrażał absolutnie nic. - My zawsze jej broniliśmy i tylko dzięki temu żyła tak długo. Ale ojciec w końcu wpakował jej kulkę w łeb, a my trafiliśmy do sierocińca. Kiedy poznałem ciebie byłem tam już wystarczająco długo, żeby odsunąć od siebie przeszłość. Nie byłem w stanie o niej mówić i nie chciałem jej pamiętać, więc wymyśliłem sobie historyjkę o zajebistych rodzicach mieszkających za granicą. - Przez chwilę patrzyłem tak w milczeniu na oblicze chłopaka. - Jeżeli to wszystko, idę zapalić. - Bez ogródek zrzuciłem go ze swoich nóg na łóżko i wsuwając szybko spodnie oraz wyciągając fajki, podążyłem w stronę wyjścia.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#181PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:00 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Gdy postanowiłem chłopakowi przeszkodzić, ten akurat jak zwykle pracował nad czymś w komputerze. Podejrzewam nawet, że chciał przede mną ukryć nad czym bowiem gdy tylko znajdowałem się w pokoju, błyskawicznie odwracał kartki bylebym czegoś przypadkiem nie zobaczył i nie zadawał niewygodnych pytań. Skoro tak to wyglądało –nawet nie sprawiałem wrażenia jakby mnie to w jakiś sposób obchodziło. Jakkolwiek interesującego życia Daniel, by nie prowadził, miał absolutne prawo do utrzymania przede mną w tajemnicy tej sfery prywatności. Dlaczego? Bo ja też nie miałem najmniejszego zamiaru mówić mu, czym się sam zajmuję. Dlatego, gdy kątem oka zauważyłem jego gorączkowe próby ukrycia wszystkiego, co wiązało się z treścią jego pracy –uśmiechałem się jedynie lekko z pewnym politowaniem. Gdyby mnie to cokolwiek obchodziło, pewnie już dawno znalazłbym sposób by dowiedzieć się tego, czym zajmuje się mój współlokator. Jednak fakt, że wciąż nie poczyniłem kroków w tym kierunku, świadczył niewątpliwie o mojej przyzwoitości i niewielkim zainteresowaniu tym aspektem. Daniel nie musiał się martwić.
Przez te pare dni, dostarczałem mu jedzenia, dobrowolnie opiekowałem się nim i pielęgnowałem, w jakiś sposób coraz bardziej pogłębiające się sentymenty względem chłopaka. Nienawidziłem gotować, a jednak to robiłem. Zresztą, na potrzeby urozmaicenia diety Curtisa –zacząłem eksperymentować w innych niż były mi znane, kierunkach kulinarnych. Poszerzałem znacznie swoje kuchenne horyzonty, z ulgą uświadamiając sobie, że bycie w pewnym stopniu bardziej rozgarniętym niż ogromna większość społeczeństwa –pomaga nie tylko zawodowo, ale też w kuchni czy też nie tylko. Po prostu… wychodziło mi wszystko, za co się zabrałem.
Przewróciłem oczyma teatralnie i westchnąłem cicho ze zrezygnowaniem, gdy daniel ponownie spróbował utrudniać mi rozpoczęcie tego tematu.
-A właśnie, że musimy –odparłem, przedrzeźniając przy tym Daniela, który w tym momencie zachowywał się jak bachor. Albo jakby nie wiedział, że nie dam temu spokoju.
Gdy zasiadłem na jego udach, poprawiając się, by było mi wygodniej –cierpliwie też oczekiwałem aż Danny pozbędzie się tego człowieka po drugiej stronie jego słuchawki i zostaniemy sami. A kiedy to się stało, uśmiechnąłem się łagodząco.
Na jego pytanie, posłałem mu niezwykle znaczące spojrzenie, które wystarczało jako odpowiedź na jego pytanie. A dlaczego on nie da sobie spokoju z ciągłym przeciąganiem nieuniknionego? Ja jestem ciekaw, on zaś nie rozumie, dlaczego. A przecież odpowiedź nasuwała się jedna właściwa –nasze relacje sprzed kilku lat. Sentymenty, które kazały mi się czuć źle ze świadomością iż chłopak ma przede mną jakieś tajemnice, które gnębią go całe życie.
Wtedy, zaczął mówić. Ja słuchałem. Starałem się przy tym nie pozwalać mimice zmienić się w żaden sposób. Na wieść o tym, jakie życie zgotował mu ojciec –zaczynałem rozumieć jego reakcję. Zacząłem rozumieć emocje Daniela. Zacząłem rozumieć emocje. Daniel był w tym momencie pierwszym człowiekiem, którego próbowałem obdarzyć empatią i mi wyszło.
A ostatnie zdanie, niemal złamało moją maskę beznamiętności. Dałem się zrzucić z kolan i odprowadziłem wzrokiem mężczyznę. Nie miałem zamiaru za nim iść, postanowiłem mu też dać chwilę wytchnienia. Podejrzewam, że coraz lepiej dostosowywałem do określonych sytuacji odpowiednie odruchy i to, był jeden z nich.
Gdy Danny wrócił, wciąż siedziałem w miejscu, gdzie mnie zostawił. Podniosłem na niego wzrok.
-Dziękuję –wydukałem bez przekonania –I przepraszam –dodałem też o wiele ciszej. Spuściłem wzrok i przeczesałem powoli włosy. Niektórzy ludzie mieli na co narzekać. Przeszli traumatyczne dzieciństwo, mając przy tym pełne prawo pogrążyć się w depresji, być słabymi i podatnymi, a oni tymczasem… Daniel był silniejszy ode mnie. Ode mnie, do którego to wszystko przyczepiło się bez powodu i jedynie ze względu na wrodzone skłonności zapisane w kodzie genetycznym. Bardziej niż kiedykolwiek –czułem się jakbym nie dorastał mu do pięt.  Jakbym po prostu nie miał prawa narzekać na cokolwiek przy nim i zwyczajnie był po prostu żałosny w momencie, gdy pozwalałem sobie na bycie sobą. Składałem się z chorób, to one budowały całe moje życie oraz dyktowały rozwój mojego charakteru. Pierwszy raz, nie widziałem w swoich schorzeniach żadnych zalet. Tym razem ciążyły mi jak coś, do czego nie mam prawa, mimo, że także nie miałem na to wpływu. 
Boże, jestem człowiekiem.
Podniosłem ponownie wzrok na chłopaka i nie odrywałem od niego spojrzenia swoich niebieskich tęczówek dłuższą chwilę. Można powiedzieć, że się na niego nachalnie gapiłem i czułem się z tym jak najbardziej dobrze. Chłonąłem każdy element jego sylwetki dziwnie głodnym wzrokiem. Gdy uznałem, że patrzenie nie jest wystarczająco satysfakcjonujące, wstałem na materacu i zbliżyłem się do Daniela, górując nad nim chyba po raz pierwszy w życiu.
Położyłem mu dłonie na ramionach i nieznacznie się nachyliłem nad jego twarzą. Nim zdążyłem znaleźć jakąś alternatywę dla zażegnania walki wewnątrz mnie, moje usta przylgnęły do tych Curtisa, łącząc się w niezgrabnym pocałunku. Dłonie umiejscowione na ramionach szybko owinęły się wokół szyi Daniela, a ja za sprawą tego zabiegu –przylgnąłem do klatki piersiowej mężczyzny. To zabawne, że swobodnie dosięgnąć ust chłopaka mogłem tylko, gdy ten siedział, stał tak jak w tym momencie albo leżał obok. W innym wypadku, dzielące nas piętnaście centymetrów różnicy we wzroście, nie pozwoliłoby mi na swobodne całowanie chłopaka, gdyby ten odpowiednio nisko się nie nachylił. Pewnie by mi tego brakowało jeżeli kiedyś miałbym zamiar urosnąć –w co wątpię.
Oderwałem się nieznacznie od chłopaka i wbiłem swoje spojrzenie w jego ciemne tęczówki, które w nienormalnie mocno pociągały mnie w nieokreślony sposób.
-Nie mam równie ciekawej historii do opowiedzenia –oznajmiłem odrobinę głośniej od szeptu –Ale mogę ci zrobić obiad. –Skwitowałem to drobnym uśmiechem.
Pogłaskałem go lekko po karku, wciąż nie odrywając wzroku od tych nieziemskich tęczówek.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#182PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:02 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Zaciągnąłem się zbawiennym papierosem, będąc już na zewnątrz i wpatrując się w przeciwległe drzewo, ot tak, z braku lepszego zajęcia. Na dworze było chłodno, jak to w styczniu, to jednak nie przeszkadzało mi w wyjściu z mieszkania w samych spodniach. Kogo obchodzi, że ledwie co wyleczyłem się z tego dziadostwa? Nie sądzę, by prędko miało do mnie wrócić, gdyż jak już wspominałem, moja odporność jest na bardzo wysokim poziomie i zapewne teraz rozchoruję się za kolejne sześć lat, o ile oczywiście dożyję. Przymykając powieki, oparłem cię plecami o chłodną, betonową ścianę i odetchnąłem z cierpiętniczym wydźwiękiem, wypuszczając gryzący dym, który zaraz zabrał ze sobą dość silny wiatr. Zdawałoby się, że po podzieleniu się z drugą osobą swoimi zmartwieniami, powinna pojawić się jakaś ulga, lub coś chociaż do niej zbliżonego. Nie czułem się jednak tak, jakby ta "rozmowa" w czymkolwiek miała mi pomóc. Nie podniosła mnie na duchu, a jedynie rozdrażniła i znacznie pogorszyła humor. Być może podzielenie się prawdą o swoich przeżyciach miałoby sens, gdybym wciąż miał siedem lat, a tamte wydarzenia były świeże. Wtedy jednak miałem przy sobie Jacka i to właśnie jemu przyszło pełnić rolę pocieszacza, czy raczej po prostu kogoś, kto może mnie wysłuchać i sprawić, że nie będę ze wszystkim sam. W ten sposób zdjąłem ze swoich barków małą część ciężaru, a świadomość, że ktoś jeszcze wie o moim cierpieniu faktycznie w jakiś sposób przyniosła mi ulgę. Potem jednak nie zadowalał mnie fakt, że ktoś jeszcze, poza mną i rodzeństwem wie jaką przeszłość za sobą mamy. Tym samym nie chciałem by tych osób przybyło.
Dziwił mnie jeden fakt. Nie byłem szczególnie zły, że Zack dowiedział się całej prawdy. Rozdrażniło mnie to nieprzyjemne wspominanie, nie sam fakt, że kolejna osoba dowiaduje się o tym spierdolonym dzieciństwie. Nie przejmowałem się tym, właśnie dlatego, że to Zack. W końcu gdybym naprawdę nie chciał, nie byłoby mowy o tym, bym miał mu się z czegokolwiek zwierzyć. Lecz w jakiś sposób chciałem, choćby po to, żeby się nie złościł. Zaczęło mi zależeć na zdaniu Zacka i jego nastawieniu do mnie, czego nie mogłem już dłużej ukrywać. Choć nie wiedziałem jak wygląda to z jego strony, dla mnie znów był przyjacielem. Może nawet czymś więcej. W końcu chciałem go dotykać, chciałem go rżnąć i zabiłbym osobę, która ważyłaby się go dotknąć. Jest mój, choć sam zapewne jeszcze tego nie wie. Nie, może się domyślać. Przecież dla nikogo nie jestem tak dobry jak dla niego, co zresztą widać na każdym kroku. I tylko jego mógłbym teraz dopuścić do prawdy związanej z przeszłością.
Nie tracisz głowy, prawda? Z nagłym przypływem irytacji rzuciłem spalonego papierosa pod nogi, zgniatając go niemalże z nienawiścią. Osunąłem się po ścianie, przysiadając z głośnym westchnieniem. Zamykając całkowicie oczy, odchyliłem głowę do tyłu, aż poczułem zimno twardej powierzchni. Nie tracę głowy. Niby jak? Wszystko przecież kontroluję. Jesteśmy przyjaciółmi, z mojej strony właśnie tak to wygląda. Przyjaciółmi z profitami. Ciągnie mnie do niego fizycznie i to tyle, a jestem zaborczy, bo nie lubię się dzielić. Poza tym nie będę brał po kimś i gdyby Zack puścił się z innym, straciłby dla mnie po prostu tą seksualną wartość. Nie obchodzi mnie też jak wiele hipokryzji w tym jest, skoro sam nie narzekam na brak doznań z często obcymi facetami. Moje myślenie w tym przypadku wcale nie musi być logiczne. Nie tracę głowy. Nie mięknę. Po prostu zawiązałem trwalszą relację, a przecież nie ma w tym nic złego. Tym bardziej, że nie wiem nawet jakie jest stanowisko Zacka. Jednakże, wnioskując po tym jak sam się zachowuje, śmiem sądzić, że również traktuje mnie jak kogoś w rodzaju przyjaciela. Co ja kurwa pierdolę. Nie mam pojęcia co myśli i jak na wszystko patrzy Zack. I na chuj mi te pierdolone przemyślenia?
Warknąłem pod nosem, po czym gwałtownie się wyprostowałem, podnosząc kiepa i odkładając go do popielniczki. Przejechałem dłonią po włosach i odetchnąłem jeszcze raz, tym razem kierując się z powrotem do domu. Mówienie głośno o moim dzieciństwie wpłynęło na mnie mocniej niż mógłbym się spodziewać. Myślałem, że już od dawna mam to za sobą, ale wpierw telefon od ojca, a teraz "rozmowa" z Zackiem udowodniły mi, że to wszystko nigdy nie przestało mnie prześladować. Na dodatek sen z dziwnym typem i śmiercią matki nie z ręki tego skurwiela znów powtórzył się, gdy byłem u Drake'a. Właśnie kiedy o nim zapomniałem, znów o sobie przypomniał. Ale to przecież tylko sen... A jednak to on skłonił mi do podjęcia pewnej ryzykownej decyzji, do której w innym wypadku nigdy bym się nie przekonał.
Wróciłem do sypialni, starając się przybrać na twarz neutralną minę nieodzwierciedlającą tych wszystkich silnych emocji, jakie nagle pojawiły się w mojej głowie. Usiadłem obok Zacka, posyłając mu spojrzenie dużo bardziej przyjemne niż te, którym uraczyłem go przed wyjściem. To nie jego wina, że mam tak pokurwioną rodzinę, a ciekawość to przecież część natury ludzkiej. Nie zamierzałem się na nim wyżywać za swoją przeszłość, szczególnie, że podziękował i przeprosił, na co tylko westchnąłem, przybierając na twarz lekki, pełen zrezygnowania uśmiech. Najlepiej jeśli po prostu nie będziemy do tego więcej wracać. Odwróciłem wzrok od chłopaka, zastanawiając się już nad rzeczami zupełnie przyziemnymi, między innymi nad tym, by w końcu samemu zrobić jakiś obiad z dużą dawką mięcha. Nim jednak zdążyłem podjąć jakieś kroki, znów zerknąłem na Zacka, którego intensywne spojrzenie nieustannie na sobie czułem. Uniosłem brew w niemym pytaniu, czy chce dowiedzieć się czegoś jeszcze. W obecnej chwili nie robiło mi to już żadnej różnicy. On jednak nie powiedział nic, zamiast tego robiąc coś, co zaskoczyło mnie bardziej niż jakiekolwiek ewentualne pytania. Z pewną ulgą przyjąłem jego pocałunek, a moje dłonie machinalnie pognały na wąską talię, przyciągając chłopaka jeszcze bliżej. Odwzajemniłem ten niespodziewany pocałunek, szybko go pogłębiając. Na moich ustach gościł już całkiem nienaganny uśmiech, gdy niebieskowłosy postanowił się trochę odsunąć. Moje czarne tęczówki wpatrywały się w niego z zupełnie innym wyrazem od tego, który miały niedawno. Ostatnio Zack mógł go dostrzec pamiętnej nocy po ugoszczeniu Jacka.
- Mam ochotę na coś lepszego - mruknąłem gardłowym tonem, słysząc wzmiankę o obiedzie, do którego robienia już zupełnie straciłem zapał. I wcale nie chodziło o to, że Zack sam się zaoferował na kucharza. Po prostu przestałem być głodny. A może inaczej, mój dotychczasowy głód zamienił się na ten innego rodzaju. Lepszego.
Zadrżałem lekko, czując palce Zacka na doskonale wyczuwalnej bliźnie. Nie pozwalając mu na jakiekolwiek dodatkowe słowa znów przywarłem do jego ust, a moje ręce sprawiły, że tyłek Zacka szybko znalazł się na moim kroczu, przykrytym obecnie materiałem spodni. Jedna z dłoni wsunęła się w przyjemnie miękkie włosy, druga zaś znalazła wygodne miejsce pod koszulką chłopaka. Mój pocałunek zrobił się gwałtowniejszy. To była bardzo dobra metoda na odreagowanie i poprawę humoru. Ponieważ Zack sam zaczął, naturalnie odebrałem to jako przyzwolenie na wszelkiego typu działania. Za moją sprawą nasza pozycja szybko się zmieniła i to Zack leżał, zaś ja zawisłem nad nim. Moje usta powoli zsunęły się na jego żuchwę, idąc jej torem do ucha, na którym delikatnie zacisnęły się zęby. W następnej chwili już z pełnym zaangażowaniem całowały jego szyję. Miałem na niego w chuj wielką ochotę. Bardziej niż tamtej nocy. Moja dłoń nieco mocniej zacisnęła się na niebieskich włosach. Druga, błądząca do tej pory po jego brzuchu, zatrzymała się na spodniach, gwałtownym i szybkim ruchem je rozpinając. Nawet nie brałem pod uwagę tego, że Zack może nie chcieć.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#183PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:05 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Uśmiech, który wpłynął na wąskie usta Daniela, uświadomił mnie o kierunku jego myśli, które niemal słyszałem przez ich intensywność i… jednokierunkowość. Najwidoczniej, chłopak uznał, że w ten sposób spróbuje odreagować naszą nieprzyjemną rozmowę.
Zmarszczyłem brwi w jednej chwili, słysząc słowa niosące za sobą bardzo nieprzyjemny wydźwięk. Jeżeli przez chwilę chciałem mu pozwolić na cokolwiek, teraz miałem poważne wątpliwości czy w ogóle jestem w stanie patrzeć dłużej w jego oczy kiedy przepełnia je tak jednoznaczny wyraz.
Mimo to, moje myśli uciekały w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku z nieznanego mi powodu. Tylko i wyłącznie przez to przez to, że wizje nas obu w łóżku, gdy już niemal to przeżyłem tamtej nocy, stały się o wiele bardziej obrazowe –teraz bez cienia oporu dałem się usadzić na Danielu. Nasze usta ponownie spotkały się w żarliwszym niż wcześniej pocałunku, czemu w pełni się poddałem. Zamruczałem mu wprost na usta, gdy jego palce przyjemnie zaczęły drażnić skórę na mojej głowie podczas, gdy druga dłoń znalazła się pod moją koszulką. Poruszyłem się na jego kroczu zachęcająco, nawet nie mając wpływu na to jak moje ciało reaguje na bliskość Daniela.
W pełni poddałem się dominacji chłopaka i niemal prosiłem o to, żeby traktował mnie w ten sposób. W sposób, w jaki nikomu innemu nie pozwoliłbym się traktować. Nienawidziłem grać uległego odkąd wiedziałem, że to same problemy. Gdy jest się ofiarą, potencjalni oprawcy czują to w doskonały sposób. Jak psy. A przy Danielu, moja prawdziwa natura czasami po prostu nie chciała ucichnąć, nęcąc swoją atrakcyjnością i śmierdząc okazją.
Z mojego gardła niemal wydobył się cichy jęk, gdy usta i zęby Curtisa dotarły do wrażliwego ucha, a moje nogi na przekór mojej niechęci do uległości, rozchylały się zachęcająco pod wpływem pieszczot i odurzającej bliskości chłopaka. Mimo, że doszło między nami póki co tylko do pocałunków.
Odchyliłem głowę do tyłu, gdy usta mężczyzny znalazły swój cel w mojej szyi. Całego efektu nie popsuło nawet bolesne pociągnięcie za włosy, które sprawiło, że syknąłem cicho i zacisnąłem zęby.
Poruszyłem biodrami, gdy dłoń chłopaka znalazła się przy moim kroczu i zdziwiłem się, kiedy za sprawą ostrych ruchów Daniela, moje biodra zostały szarpnięte w bok, gdy ten rozpinał mi spodnie. Już wtedy powinienem był wyczuć, że coś jest nie tak. Danny nigdy nie był w stosunku do mnie brutalny. Był cyniczny, arogancki, ale bał się mnie zniechęcić choćby jakimkolwiek gwałtowniejszym ruchem. Przynajmniej tak było do tej pory. Nie miałem pojęcia, że ten jeden ruch nie będzie pierwszym, a każdy następny jeszcze bardziej sztywny i jakiś… nieporadny w swej niecierpliwości.
Położyłem dłonie na jego nagiej klatce piersiowej i spróbowałem dać mu delikatnie znać o tym, że chciałbym by się odsunął. Niewątpliwie, powinien ochłonąć. Nie wiem co sprawiło, że facet zachowywał się w tak gwałtowny sposób, ale bynajmniej powodowało to u mnie przyjemność. Zignorowałem pierwsze kilka bardziej zdecydowanych sygnałów, takich jak ciągnięcie za włosy i szarpanie za spodnie, ale gdy zabrał moje dłonie ze swojej klatki piersiowej i zamknął je w silnym uścisku własnej pięści po czym przytwierdził je do poduszki ponad moją głową, mój umysł zaczęły zalewać jakieś wizje, obrazy.
Dopiero po chwili zorientowałem się czym były przebłyski.
To wspomnienia. Wspomnienia sprzed tylu lat, atakowały mój mózg z całą stanowczością.
Daniel robił się coraz bardziej niespokojny, a moje nieme protesty nijak nie przywołały go do porządku. Zacząłem panikować.
Jęknąłem w akcie okazania jak najwyraźniejszego oporu. Spróbowałem także uwolnić swoje nadgarstki, ale byłem słabszy. Zawsze będę od niego słabszy.
-Odsuń się –wydusiłem w końcu, nie poznając własnego głosu, który w tym momencie był ewidentnie zbyt wysoki i bardziej przypominał pisk niż cokolwiek innego. Kolejne wizje nie potrafiły nawet na chwilę dać mi spokoju, wzmagając rosnące przerażenie.
W pewnym momencie poczułem, że moje oczy wilgotnieją obficie, by po chwili wypuścić pojedynczą łzę na zarumieniony policzek.
-Daniel, kurwa –jęknąłem płaczliwie, co wreszcie dotarło do chłopaka, a kiedy ten tylko odsunął się nieznacznie, stoczyłem się na ziemie i czym prędzej podniosłem się z niej, by pośpiesznie i nieco chwiejnie –zniknąć za drzwiami. Mglista zasłona łez przysłaniała mi widoczność i niemal kierując się tylko instynktem, zdołałem złapać przy wyjściu płaszcz oraz niezgrabnie założyć buty, nawet ich nie sznurując.
Na dwór wypadłem już całkowicie zalany łzami i z trudem walcząc z urywanym oddechem. Trząsłem się, miałem rozpięte spodnie i zmierzwione włosy.
Zacząłem gorączkowo wycierać rękawem spływające bez ustanku wilgotne krople. Warknąłem, dając ujście frustracji i złapałem się za włosy, poczynając krążyć po chodniku pod domem. Dlaczego teraz, gdy Daniel zaczął stopniowo zdobywać z powrotem moje zaufanie oraz sympatię, to musiało wrócić?
Wyciągnąłem z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i kucając bezsilnie na ziemi, odpaliłem rozedrganymi dłońmi jednego z nich. Z trudem utrzymywałem fajka w ręce bowiem nieustannie chodziła, a na co nie miałem wpływu. Jedynym sposobem było uspokojenie się.
Spróbowałem zebrać myśli, przymknąłem oczy trzymając w ustach papierosa i mocno się nim zaciągając.
Ten Daniel był zupełnie inną osobą. Dzisiaj po prostu o wiele mniej delikatny, przypomniał mi Daniela z wtedy. Na litość boską! Nie, to wciąż jest ten sam człowiek.
Ale tym razem się odsunął…
Westchnąłem głęboko i dopaliłem fajka, rzucając go na ziemi i podnosząc się z kucek. Skierowałem swe powolne kroki na spacer. Nie patrzyłem przed siebie. Wbiłem wzrok w chodnik, bijąc się z myślami, tak zażarcie przy tym usprawiedliwiając Curtisa. Już wiem, że nienawidzę, gdy jest taki agresywny.
Nienawidzę tamtego wieczoru, tych wspomnień, swojej uległości… Wyciągnąłem kolejnego papierosa i odpaliłem go błyskawicznie.

Do mieszkania wróciłem po dwugodzinnym spacerze. Z przedpokoju, od razu wpadłem do łazienki i zamknąłem się w niej na kolejne pół godziny. Wziąłem długi prysznic, a potem bezcelowo wpatrywałem się we własne odbicie, taksując krytycznie ostre, wyraźne rysy twarzy. Zauważyłem, że moja szczęka ewidentnie zrobiła się szersza, nadając mojej twarzy jakiejś męskości. Było to zadawalające i mogłem śmiało stwierdzić, że jestem przystojny. Mimo bladej blizny przecinającej łuk brwiowy, mimo zapadniętych nieznacznie policzków, mimo cieni pod oczami byłem całkiem znośny. I zupełnie inny niż wtedy. Nie tylko wydoroślałem, ale też się zmieniłem. Byłem silniejszy i nie powinienem wmawiać sobie, że nie potrafiłbym znowu zwalczyć tej uległości. Potrafię to doskonale.
Pogodziłem się z tamtym incydentem i mimo, że wspomnienia pojawiły się znów –nie powinny niczego zmienić. Daniel nie wiedział, że dopiero teraz wszystko zobaczyłem. Nie miał pojęcia, że na wiele lat zapomniałem niemal każdy moment tamtego zbliżenia. Pewnie jest teraz zdezorientowany, może wkurzony i… pewnie wie, że to jego wina.
Wyszedłem z łazienki z ręcznikiem zawiązanym na biodrach, niepewnie ruszając w kierunku sypialni. Rzeczywiście zastałem tam Daniela, ale nie próbowałem na niego patrzeć. Wyciągnąłem z szafki bokserki, wąskie spodnie dresowe i bokserkę.
Ponownie znalazłem się w sypialni, ubrany w przygotowane wcześniej ubrania i wbiłem w chłopaka bliżej niezidentyfikowane spojrzenie.
-Nigdy ci nie powiedziałem, że o wszystkim co zdarzyło się tamtej nocy, zapomniałem –oznajmiłem w końcu –A teraz wszystko do mnie dotarło –dokończyłem wyparnym z emocji tonem.
-Najlepiej będzie jeżeli po prostu zostawimy to w spokoju, a ja spróbuję o tym nie myśleć –dodałem po dłuższym czasie wypełnionym całkowitą ciszą miedzy nami. Nie chciałem przekreślać Daniela. Trzymały mnie przy nim sentymenty silniejsze niż wpływ urywków wspomnień z tamtej nocy, które skutecznie jedynie zniechęciły mnie do zbliżeń z chłopakiem, ale nie do samego Daniela.
-Po prostu mnie nie dotykaj –niemal wyplułem te słowa.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#184PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:09 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Zack zupełnie nie protestował, a nawet zachęcał mnie do dalszych działań, więc tym bardziej nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, by mógł się czegoś bać, czy robić coś wbrew sobie. Ponieważ nie widziałem żadnych przeciwwskazań, pozwoliłem swemu pożądaniu wyjść na wierzch oraz odzwierciedlałem je doskonale poprzez swoje kolejne ruchy. Nie były one tak spokojne, jak tamtej nocy. Charakteryzowały się raczej gwałtownością i okazywały niecierpliwość, jaką się wypełniłem. Nie widziałem w tym nic złego, przede wszystkim dlatego, że dla mnie tego typu gwałtowność to coś zupełnie normalnego. Zapomniałem, że mam do czynienia z człowiekiem, którego takie ruchy mogą spłoszyć. Zapomniałem, że dzielimy to samo wspomnienie sprzed czterech lat, a ono nie pozwala na całkowicie normalną relację między naszą dwójką. Odstawienie pigułek sprawiło, że nie miałem ochoty skupiać się na tych szczegółach, zbyt mocno pragnąc tego do czego dążyłem. Znów lekko zaślepiła mnie żądza. Ale przecież Zack tego chciał, więc nie widziałem powodów, by przed czymkolwiek się powstrzymywać. Był chętny i to skutecznie popychało mnie do kolejnych śmiałych ruchów, z których każdy był coraz gwałtowniejszy. Zupełnie odruchowo, nie myśląc w ogóle, zabrałem dłonie chłopaka ze swojej klatki piersiowej, przenosząc je nad jego głowę. Nie przywiązałem temu momentowi wiele swej uwagi, również odnosząc wrażenie, że to coś zupełnie normalnego. Przez to, że lubię ostrzejsze zabawy, tego typu praktyki występują niemal zawsze, gdy się z kimś pieprzę. Ponieważ byłem napalony, co zresztą bardzo wyraźnie pokazywałem, nie chciałem by coś mi przeszkadzało. Tym czymś były dłonie Zacka sprawiające wrażenie, jakby chciały mnie odepchnąć. Usunięcie zbędnej przeszkody było dla mnie zupełnie naturalnym odruchem. Moja wolna dłoń szybko zsunęła spodnie Zacka, na tyle bym miał swobodniejszy dostęp do tego co ma pod nimi. Nie wiem dlaczego nie zareagowałem także na wyraźny nakaz odsunięcia się. Nie chciałem się odsuwać, a i Zack przecież był kurwa chętny. Był, więc niby dlaczego miałbym się teraz odsuwać? Umiejętnie zignorowałem te słowa, przygryzając skórę jego szyi. Uznałem, że tylko się droczy. Jego opór mi się podobał, podkręcał jeszcze bardziej, więc kontynuowałem, wierząc, że jemu również się podoba. W tamtym momencie nie dostrzegałem uderzającego podobieństwa do sytuacji mającej miejsce cztery lata temu w moim domu. Opamiętałem się dopiero, gdy zdobyłem się na uniesienie głowy i zajrzenie w błękitne, zapłakane oczy. Kolejne słowa niebieskowłosego uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Przez chwilę wpatrywałem się szerokimi oczyma w to zapłakane oblicze, zatrzymując wszelkie ruchy. Nie rozumiałem co się dzieje. Automatycznie puściłem nadgarstki Zacka i uniosłem się na kolanach, torując mu tym samym drogę ucieczki. Ucieczki...
Usiadłem bezsilnie na łóżku, chowając głowę w dłoniach, czemu towarzyszyło głośne odetchnięcie. Przez chwilę siedziałem, wpijając palce w skronie i tylko pogłębiłem ten gest, gdy usłyszałem trzask drzwi wyjściowych. Moje dłonie swobodnie zsunęły się po twarzy, zaś ja, zupełnie rozdrażniony, przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w jeden punkt na ścianie. W końcu wstałem. Zrobiłem kilka kroków w tę i z powrotem, wciąż patrząc się bez wyrazu w przestrzeń. Zatrzymałem kroki przy jednej z szafek.
- KURWA! - Niekontrolowanie machnąłem ręką, zrzucając wszystko co stało na półce. Towarzyszył temu głośny trzask, który w żaden sposób nie przywrócił mnie do porządku, irytując jeszcze bardziej. Co to kurwa było? Co się właśnie stało? Dlaczego on ryczał?
Drżącymi dłońmi wyciągnąłem fajki i tym razem odpaliłem jednego z nich w sypialni. Usiadłem z powrotem na łóżku, w ciągu kilku sekund spalając papierosa i od razu odpaliłem następnego. Nie potrafiłem uporządkować myśli, więc przymknąłem oczy i zacząłem głęboko oddychać. To zawsze w jakiś sposób pomagało. W pewnym momencie, już z większym opanowaniem zacząłem zaciągać się fajkiem. Powoli zaczęło dochodzić do mnie co spierdoliłem. Znów się zapomniałem, byłem zbyt gwałtowny, zbyt stanowczy i zbyt dominujący. Spłoszyłem go, czyli zrobiłem to, czego przecież tak bardzo unikałem do tej pory. Teraz, kiedy w końcu stał się mi oddany, znów go do siebie zraziłem. Przekląłem pod nosem jeszcze raz, dopalając papierosa, po czym poszedłem do wyjścia. Wyjrzałem za drzwi poszukując oczami Zack'a, jednakże go już tam nie było. Skrzywiłem się, wracając do domu. Kurwa.
Rozważałem zadzwonienie do chłopaka, jednakże ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Wciąż jestem wkurwiony, więc przecież go nie zawrócę. Sam też musi się uspokoić, a moja ingerencja w tym przypadku raczej nie pomoże. Kurwa.
Wciąż myśląc o Zacku i o tym co będzie kiedy wróci, wróciłem do sypialni, by posprzątać to co narozwalałem. Gdy po moim wybuchu nie pozostało już żadnych śladów, udałem się pod prysznic, ogoliłem się i ogarnąłem, mimowolnie cały czas nasłuchując czy aby nikt nie wszedł do domu. Gdy Zack wciąż nie wracał, zabrałem się za robienie obiadu. Przyszykowałem pizzę, licząc na to, że chłopak wróci nim ta ostygnie. Ale nie wrócił, więc zjadłem część sam, drugą zostawiając w piekarniku. Wciąż podirytowany, nie mogąc przestać myśleć o tym co się stało, zadzwoniłem do Luisa. Słusznie uznałem, że praca najlepiej oderwie mnie od rzeczywistości. Pochłonęło mnie to do tego stopnia, że faktycznie dałem radę się trochę uspokoić.
Zack wrócił po dłuższym czasie, co zarejestrowałem natychmiast, pomimo całego swego skupienia na robocie. Nie wiedziałem tak właściwie co mam mu powiedzieć i tak naprawdę nie miałem zwyczajnie siły do tego, by robić cokolwiek. Poczekałem aż chłopak pojawi się w sypialni, lecz zamiast tego usłyszałem jak wchodzi do łazienki. Westchnąłem, kontynuując pracę. Swe czarne oczy uniosłem znad komputera dopiero, gdy chłopak zawitał w pokoju. Rozłączyłem się i odłożyłem laptopa, wpatrując się w Zacka wyczekująco. Szukałem słów, którymi mógłbym coś zdziałać, czy chociażby wyjaśnić całą tą wkurwiającą sytuację, lecz nim udało mi się to zrobić, Zack sam się odezwał.
Nie wiem jaką miałem minę, gdy dotarło do mnie to co powiedział niebieskowłosy, lecz nie sądzę, by wyglądała ona zbyt dobrze. Wręcz przeciwnie. Poczułem się jakby ktoś właśnie przygrzmocił mi w łeb, a cała moja postawa wskazywała na to, że znów rośnie we mnie irytacja. Jak to kurwa zapomniał? To znaczy, że... Nie pamięta NIC z tego jak go... Kurwa, to przecież wszystko tłumaczy. Żaden normalny człowiek nie potrafiłby tolerować osoby, która zrobiła z nim coś, co ja zrobiłem dawniej z Zackiem. Nic nie pamiętał i dlatego potrafił mnie znów zaakceptować, a nawet do siebie dopuścić. Ale dlaczego kurwa tego nie powiedział? No tak, może nie widział powodu, ale jednak to przecież wszystko zmieniało. Myślałem, że się z tym pogodził i może mi wybaczył, myślałem, że jest świadom wszystkich swoich decyzji. Tymczasem wpływała na nie jego nieświadomość. Brak wspomnień. Chyba sobie kurwa robi jaja. I co teraz? Przypomniał sobie, więc wszystko pójdzie się jebać. Wszystkie moje starania do tej pory nie mają wartości, bo przecież dopiero teraz Zack wie tak naprawdę, dlaczego mnie znienawidził. W tym momencie z czystym sercem mogłem uznać, że jestem bardziej niż wkurwiony. Poderwałem się z łóżka gwałtownie, gdy zakończył wypowiedź tym wyjątkowo jasnym przekazem.
- Najpierw sam rzucasz mi się na szyję, a teraz mówisz, żebym cię nie dotykał? Nie pierdol Zack - warknąłem podniesionym i bardzo nieprzyjemnym tonem, stojąc już zupełnie blisko chłopaka. Moja dłoń podążyła w jego stronę jakby chciała dać do zrozumienia, że ma gdzieś jego słowa. Jednak się zatrzymała. Nie dotknąłem go. Coś mnie hamowało. Słowa Zacka... Wcale nie miałem ich gdzieś. Mimo całego swego wkurwienia, sprawiającego, że moje ciało było widocznie spięte i lekko drżało, nie wspominając o dłoniach, które w takich momentach całe dygotały, potrafiłem utrzymać dystans.
Odsunąłem się na krok, opuszczając rękę i patrząc na Zacka wzrokiem, którego nie miał okazji dostrzec u mnie do tej pory. Był pełen wątpliwości i wahania. Wyrażał wściekłość ale i bezsilność. Frustrację. Na chwilę przestałem panować nad emocjami i nie mówię tu już tylko o głębokiej irytacji, która miała szansę za chwilę przeistoczyć się w furię. Przez dłuższą chwilę milczałem, zwyczajnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Co zrobić z Zackiem. Ze wszystkim. Przez chwilę zapragnąłem by to wszystko po prostu zniknęło. Ta myśl w moim obecnym stanie była kurewsko niebezpieczna i szybko to sobie uświadomiłem. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zaatakowałem palcami swoje skronie. Zacisnąłem zęby, biorąc kilka wolnych wdechów. Nie zamierzałem szprycować się tabletkami. Potrafię nad tym panować. Tak kurwa, potrafię. Gdybym potrafił, nie byłbym dłużej psychicznie chory. KURWA.
- W piekarniku masz obiad. Ja wychodzę, nie wiem kiedy wrócę - mój głos był bardziej zachrypnięty niż zawsze, a wzrok zupełnie nieobecny. Nie zwlekając dłużej, chwyciłem za portfel, fajki, telefon oraz naładowaną broń, po czym minąłem Zacka i wyszedłem, łapiąc jeszcze po drodze skórzaną kurtkę. Przez chwilę rozważałem jazdę samochodem, lecz pamiętając jak ostatnio skończyła się moja jazda po wymianie zdań z Zackiem, postanowiłem skorzystać jedynie z nóg. A szedłem po prostu przed siebie. Po kilku godzinach, o wyznaczonym wcześniej przez siebie czasie zabrałem się za wykonywanie zlecenia. Mimo, że nie był to dzień, który ująłem w swoich planach, byłem wręcz w idealnym nastroju do zabijania. Wyżyłem się więc wyśmienicie. Nie wróciłem na noc. Drugiego dnia poszedłem do tutejszej bazy, pomagając w wyciąganiu informacji z ludzi, którzy je posiadali. Dzięki temu mogłem odpowiednio wykorzystać swoje nerwy i ułożyć sobie wszystko w głowie. Podziałało to nawet lepiej niż tabletki. Na trzeci dzień mogłem wrócić do mieszkania, gotowy na ponowne spotkanie z Zackiem. Wierzyłem, że jestem w stanie się opanować.
Szybko zorientowałem się, że chłopaka nie ma w domu, w związku z czym odłożyłem swoje rzeczy na ich poprzednie miejsce i udałem się do kuchni, by zrobić sobie w końcu normalne, zdrowe żarcie. Przywitałem kota, którego od razu nakarmiłem i czekając aż ugotuje mi się ryż, trochę się z nim pobawiłem. Po zjedzeniu obiadu, którego część naturalnie zostawiłem dla Zack'a, skierowałem się pod prysznic. Gdy już byłem czyściutki i ogólnie ogarnięty, przysiadłem na kanapie w salonie z drugim laptopem, który służył do moich osobistych celów. Chciałem poczekać na chłopaka, a dopóki go nie było skupiłem się na szukaniu prezentu. Niedługo ma urodziny, a ja od dłuższego czasu wiem co chcę mu dać. Dlatego też połączyłem się z Luisem, który najlepiej mógł mi w tym pomóc.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#185PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:13 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Nie potrafiłem się ruszyć. Nie umiałem odezwać się czy w ogóle zrobić kroku w tył i wycofać się kiedy zauważyłem jak napięte  nerwy chłopaka w jednej chwili przeistaczają jego zdezorientowanie w złość. Nie chciałem żeby mnie dotykał. Bałem się, że teraz mogłoby to popsuć wszystko, co do tej pory udało mi się zbudować. Miałem ochotę przeczekać pierwszy szok. Później zastanowić się nad tym czy wciąż rzeczywiście zależy mi na chłopaku na tyle, bym zdołał stwierdzić z całą mocą, że wspomnienia, które powróciły –nie sprawią, że nigdy nie będę umiał spojrzeć mu w oczy.
Ale nie potrafiłem powiedzieć ani słowa kiedy on miał tak żałosną minę. Jednocześnie paraliżowało mnie to i pchało do działania podczas gdy nie potrafiłem się wysłowić. 
A on próbował się opanować. Usilnie starał się kontrolować, zupełnie tak jakby bał się tego, co mogłoby nastąpić gdyby nie powstrzymał emocji. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć lecz żadne słowo nie przeszło mi przez gardło. Nie poznawałem sam siebie. Nigdy nie spotkałem się z tak obezwładniającą bezradnością. Wszystko wokół mnie rozsypywało się, a ja tylko mogłem na to patrzeć i mieć wrażenie, że lada chwila znowu się rozpłacze jak ostatnia ciota. 
Wyminął mnie, pozostawiając do dyspozycji informacje o obiedzie. Gdy wyszedł z mieszkania, cisze panującą wokół przeszył mój pusty śmiech. 
-Zrobiłeś pieprzony obiad –powiedziałem w przestrzeń. Zrobił obiad, a ja i tak nie potrafiłbym nic teraz przełknąć. 
Oparłem się o ścianę za sobą i zacisnąłem mocno powieki. Wizje ustały, powrócił dawny stan zobojętnienia. Zobojętnienia, którego obecności nie rozumiałem. Czułem się absolutnie wycieńczony. 
Zdążyłem dojść do łóżka i bez dłuższego zastanowienia, paść na nie i zasnąć.
Gdy obudziłem się następnego ranka –mieszkanie było puste. Daniel nie zjawił się na noc, więc pozostało mi mieć nadzieję, że wróci, gdy tylko będę w stanie znów z nim rozmawiać. 
Że wróci. 
Jak każdego ranka, umyłem żeby, uczesałem włosy paroma ruchami szczotki, zrobiłem sobie kawe i włączyłem telewizor. To był dzień jak każdy inny lecz tym razem w mieszkaniu brakowało Curtisa. Bywało, że znikał, ale nigdy jak tego dnia nie czułem tego wszechogarniającego opustoszenia. Mieszkanie było martwe jakby było wiernym odzwierciedleniem mojego wnętrza. Rzeczywiście Daniel mnie nie dotykał ja zaś odpoczywałem. Wracałem do siebie po wczorajszym.
Dopiero wieczorem zorientowałem się, że niczego nie jadłem. Zajrzałem do piekarnika. Znajdowała się tam domowa pizza zrobiona przez Daniela zeszłego wieczoru. Z tym, że dzisiaj nie była już w ogóle zdatna do spożycia. Westchnąłem ciężko i wyrzuciłem zimne i twarde jedzenie do śmietnika, robiąc sobie kolejną kawę na kolację i przyjmując tabletkę. 

Następny dzień okazał się równie bezbarwny i pozbawiony świadomości upływu czasu, co poprzedni. Katatonia otaczająca mnie, powoli zabijała we mnie jakiekolwiek odruchy ludzkie. Nie czułem się, zapadałem się w sobie, wiedziałem iż lada chwila cos we mnie pęknie. Zdałem sobie sprawę, że tęsknie za obecnością Daniela. I że gdyby się tylko pojawił znowu w mieszkaniu i kazał mi odwołać wszystko co mówiłem -zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem. Bo co to było przy byciu tak cholernie samotnym? 

Trzeciego dnia nieobecności Daniela, nie budziłem się rankiem. Nie potrafiłem zasnąć poprzedniej nocy. Nie miałem zresztą pojęcia czy naszprycowanie się lekami i przespanie reszty dnia nie byłoby najlepszym pomysłem lecz szybko z tego zrezygnowałem, gdy zadzwonił telefon i została mi przedstawiona alternatywa. Dzwonił Kane, prosił bym się zjawił i już dzisiaj zapoznał się ze wszystkim, wprowadził własne poprawki oraz, najważniejsze, poznał swoich współpracowników, którzy zgodzili się tego dnia zjawić także w biurze.
Zgodziłem się po dłuższej rozmowę, ostatecznie przekonany do słuszności tego wyjścia. Ubrałem się, w którąś bluze wygrzebaną z dna szafy. Była na tyle reprezentatywna, że mogłem założyć ją do biura i na tyle duża, bym czuł się komfortowo ukryty w jej wnętrzu. 
Narzuciłem na odzienie swój nieodłączny płaszcz i ruszyłem na dół. Przystanąłem na chwilę przy garażu i pomyślałem o motocyklu. Naturalnie, znów nie wzbudził we mnie pozytywnych uczuć i szybko zrezygnowałem z tego środka transportu na rzecz wezwania taksówki. Jeszcze dzisiaj kupie sobie samochód i sprzedam ten niepotrzebny rupieć. Nie wiem, w którym momencie mojego życia zaszła ta radykalna zmiana. Teraz nie miałem najmniejszej ochoty wsiadać na dawniej ukochaną maszynę. Cóż, to nie tak, że nie da się z tym pogodzić. Mam wystarczająco dużo forsy, żeby wyposażyć się w dobry samochód. 
Do miejsca pracy dotarłem trochę po godzinie dziesiątej. Obrzucony krzywym spojrzeniem kobiety zasiadającej przy recepcji, ruszyłem dalej do windy. Wjechałem na najwyższe piętro, a gdy wysiadłem, moim oczom ukazała się przeszklona przestrzeń wypełniona gustownymi meblami, wyglądająca trochę jak mieszkanie miliardera niezręcznie zmutowane z genem profesjonalnie wyposażonego miejsca do pracy dla informatyka. Cóż, pewnie Kane tu pomieszkiwał. Rozejrzałem się wokół chłonąc swoisty przepych tego miejsca. Po chwili na szczycie schodów pokazał się gospodarz –jak zwykle nienagannie wyglądający nawet w pozornie nieinteresującym, burym swetrze. Przywitał moją osobę uśmiechem i znalazł się przy mnie by uścisnąć moją dłoń.
-Witam w mojej ściśle tajnej bazie -oznajmił i ponownie na jego przystojną twarz wstąpił bliżej nieokreślony rodzaj uśmiechu. 
-No ładnie się tutaj urządziłeś -stwierdziłem i puściłem jego dłoń. Już podczas pierwszego spotkania stwierdził, że powinienem mówić do niego jak do równego sobie bowiem nie jest on tylko moim pracodawcą, ale i współpracownikiem. Stwierdziłem, że mogę się pogodzić z takim stanem rzeczy. 
Dostałem w ręce szczegółowe dane odnośnie systemów. Po krótkich oględzinach, a właściwie jednym  rzucie okiem uznałem, że mężczyzna przegapił w swoich zabezpieczeniach elementarne kwestie, a za jego namową -zostałem usadzony przed komputerem, by naprawić to co napsuł mój szef. Jayden zaś zawisł nade mną, opierając ramiona na szczycie oparcia skórzanego fotela. 
Nie minęło pół godziny, a w apartamencie zjawił się ktoś jeszcze, na kogo pojawienie się początkowo nie zwróciłem uwagi, doskonale zdając sobie sprawę z tego kim jest zagubiona duszyczka. 
Kane przywitał chłopaka w podobny sposób co mnie, a gdy zawołał mnie w celu przedstawienia nas sobie -miałem ochotę połamać mu palce za traktowanie mnie w ten sposób. Nie jestem dzieckiem, żeby wołać mnie i zmuszać żebym powiedział grzecznie "dzień dobry".
Niechętnie podniosłem się z fotela i zbliżyłem do dwójki stojącej przy drzwiach.
W oczy rzucił mi się młody wygląd nowoprzybyłego jednak bez zawahania uścisnąłem jego dłoń. Po chwili stwierdziłem także, że dzieciak wygląda tak delikatnie, że pewnie nieraz był mylony z laską.
A słysząc jego imię nie powstrzymałem drobnego uśmiechu cisnącego się na usta.
-Miło mi cię poznać, Daniel -odparłem, puszczając jego zadziwiająco słabą dłoń. Chłopak posłał mi krótkie, pytające spojrzenie bowiem słusznie wyczuł, że mój uśmiech nie jest jedynie oznaką sympatii i entuzjazmu wywołanego naszym spotkaniem.
Niech się dalej zastanawia.                                                                          
Chłopak okazał się być całkiem znośny przy bliższym poznaniu, nie wykazując się żadną cechą, którą wiązałbym przez jego imię z mężczyzną, którego ostatnio widziałem dwa dni temu podczas naszej drobnej sprzeczki.
Dzieciak był osiemnastoletnim uczniem ostatniej klasy liceum na co mimowolnie uniosłem brew, nieco zaskoczony tym, kogo rekrutuje Kane. Przecież gówniarz piszę zaraz mature... 
Nasza trójka doczekała się dotarcia kolejnej pary. Z początku stwierdziłem słusznie, że są rodzeństwem. Cóż, Prince i Noemie byli bliźniakami więc nie było to odkrycie trudności trzeciego stopnia. 
Przez następne pare godzin siedzieliśmy, nieliczni dyskutowali, a Kane najwyraźniej kogoś jeszcze oczekiwał bowiem zerkał ukradkiem na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Gdy ostatni z naszych współpracowników nie pojawił się w przeciągu kolejnych kilkudziesięciu minut, wszyscy zgodnie stwierdzili, że mają dość siedzenia bezczynnie skoro w niepełnym składzie nie mogą zacząć pracować. Pożegnaliśmy się ze sobą krótko i każdy ruszył w swoją stronę. 
Wsiadłem do taksówki, głośno wzdychając i wreszcie rozluźniając się całkowicie, gdy nikt nie śledził nachalnie każdego mojego ruchu. Odkąd do biura przybyły bliźniaki -Noemie nie spuszczała ze mnie wzroku, z jakiegoś powodu pewnie żyjąc w przeświadczeniu, że lepiej zwracać na mnie swoją uwagę. Gdy ona wpatrywała się we mnie, jej dwumetrowy brat taksował swoim spojrzeniem jasnych oczu Daniela. Jakiś podział ról czy co?
Moje serce zatrzymało się na chwilę, by w następnym momencie zacząć bić tysiąc razy szybciej kiedy podjechawszy taksówką pod dom, w oknie mieszkania zauważyłem palące się światło. 
Na sztywnych nogach wspiąłem się po schodach i wciąż równie spięty, ruszyłem z przedpokoju do salonu gdzie na kanapie zastałem współlokatora. Wbiłem w niego przepełniony wahaniem wzrok i rozchyliłem usta, by się przywitać. Z jakiegoś powodu, nawet krótkie "cześć" nie zdołało przedostać się przez zaciśnięte gardło. Zamiast cokolwiek mówić, zbliżyłem się do kanapy i przycupnąłem na niej, tuż obok chłopaka. Ta niedługa chwila wytchnienia pozwoliła mi jakkolwiek zacząć rozmowę.
-Tęskniłem -wypaliłem w końcu, w następnej sekundzie żałując, że cokolwiek powiedziałem.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#186PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:13 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Westchnąłem przeciągle przeglądając stronki, które zaproponował mi Luis. Otwierałem coraz więcej zakładek, wczytując się w parametry każdego z komputerów i z każdą chwilą coraz bardziej głupiałem. Zupełnie nie znałem się na tych pudłach, bo w końcu od tego miałem Luisa i resztę, w związku z czym masa cyferek i dziwne nazwy kompletnie nic mi nie mówiły. Swą niewiedzą i podirytowaniem doprowadziłem blondyna do utraty wiary w ludzi, tak myślę. Po drugiej stronie słuchawki słyszałem jedynie zrezygnowane westchnięcia, na co mogłem reagować jedynie morderczym spojrzeniem, którego chłopak i tak nie mógł dostrzec. Czułem się lekko zagubiony. Wszystko to nie było tym czego poszukiwałem. Chciałem sprawić mu wyjątkowy prezent. Coś, czego nigdy nie spodziewałby się mieć i coś, na co nie każdy informatyk może sobie pozwolić.
- To nie wystarczy - mruknąłem do podłamanego chłopaka, wysyłającego coraz więcej propozycji, a do każdej z nich podchodziłem wyjątkowo sceptycznie, wiedząc, że nic z tych rzeczy nie kupię. Nie są w żadnym wypadku wyjątkowe, nawet jeśli ich ceny mogłyby określać się tym mianem. - Lu, pomyśl o czymś, co śni ci się po nocach i chciałbyś to mieć, ale kurwa nie możesz, bo jest zbyt wykurwiste, zbyt drogie i zbyt unikatowe, w związku z czym musiałbyś wypruć flaki żeby to dostać. - Skrzywiłem się, wyczuwając w tym zdaniu zbyt dużo hiperboli i powoli zaczynałem wątpić, bym znalazł coś lepszego niż te wszystkie, podobno bardzo dobre gówna.
- Jest coś takiego. - Na chwilę się ożywiłem i podniosłem brodę z dłoni, do której ta już zdążyła przywrzeć. - Tylko, że musiałbyś przeznaczyć na to jakieś dwa lata, czy trzy lata swojej pracy. - Na moje usta wypłynął lekki uśmiech.
- No i w końcu się zrozumieliśmy - skwitowałem, słuchając uważnie tego co ma mi do powiedzenia Luis. Po kilku chwilach siedziałem już w samochodzie, by przejechać się w miejsce wskazane przez chłopaka. Korzystając z tego, że ten również był w LA, spotkaliśmy się przed pokaźnym, oszklonym drapaczem chmur. Zupełnie nie martwiło mnie krytyczne spojrzenie Luisa, który sądził, że kupowanie czegoś tak kosztownego dla drugiej osoby jest zwykłym idiotyzmem. Co więcej na pewno szczerze powątpiewał w to, że zdobędę się na kupno sprzętu, o którym mówił mi przez telefon.
Przywitani przez elegancko ubranego pracownika, we trójkę skierowaliśmy się do wydzielonego pomieszczenia, gdzie weszliśmy po wyłączeniu alarmu przez mężczyznę. Po chwili naszym oczom ukazała się stojąca za gablotą długa, prostokątna rzecz, na której widok przeżyłem lekkie rozczarowanie. Nie wyróżniało się rozmiarem, bo nie było jakoś szczególnie duże. Wręcz przeciwnie, było dziwnie smukłe, poręczne... Malutkie. Niewiele większe od mojej dłoni. Jedyne co mogło mi się w nim podobać to czarna obudowa oświetlona wieloma diodami i innymi udziwnieniami. Z powątpiewaniem, czy aby na pewno to miał na myśli chłopak, zerknąłem w jego stronę. Jasne oczy wypełnione milionem iskierek i otwarte usta wykrzywione w szczerym uśmiechu, nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do tego, że właśnie ten komputer miał na myśli Luis, gdy z podnieceniem mi o nim opowiadał. Wyglądał jak zaczarowany, podczas gdy ja sam widziałem po prostu kolejne pudło, tyle że bardziej estetyczne od poprzednich.
- Mógłby mi pan pokazać co jest w tym takiego wyjątkowego? - Facet spojrzał na mnie z litościwym uśmiechem i tego samego typu spojrzeniem, przez co poczułem się jak skończony kretyn. To naprawdę jest aż tak wyjątkowe, że nie powinienem mieć co do tego żadnych wątpliwości? No dobra, Luis nigdy ot tak nie zachwycał się byle czym i niby ufam jego profesjonalizmowi oraz doświadczeniu, ale to przecież jeszcze dziecko i może zachwycać się zwyczajnie nowostkami technologicznymi, nawet jeśli w rzeczywistości nie jest to coś wartego aż tak wielkiej uwagi. Niepozorny wygląd komputera po prostu nieszczególnie mnie przekonywał, nawet jeśli cena jest niebotycznie wielka.
- Oczywiście. - Gablota została otworzona kolejnym kodem i kluczem, zaś ja wciąż krytycznie patrzyłem na małe cudo, kosztujące jakąś część mojego majątku, której stratę bez problemu mógłbym dostrzec. - Komputer pomimo wszystkich swoich funkcji, jest wyjątkowo mały, w związku z czym można swobodnie nosić go ze sobą. - To już zauważyłem. Więc ta wielkość to zaleta i jednak wszystko się w nim mieści? Wszystkie procesory, dyski i każdy ten wyjątkowy element, którym się charakteryzuje? Ale niby jak oni to wszystko tam upchnęli? Nie, informatyka nie jest dla mnie. Skupiłem swoją uwagę bardziej, gdy facet dotknął wyznaczonej przestrzeni małego pudełka, na którym widniał podświetlony symbol włącznika. Pudełko nie wydało żadnego dźwięku, gdy z jego wnętrza wysunęła się cieniutka, czarna szuflada, na której po chwili ukazała się projekcja klawiatury. W tym samym czasie nad sprzętem pojawiło się coś, co było sporych rozmiarów ekranem. Co więcej, również projektowanym. - Komputer opiera się na technologii 3D, pozwoli pan, że zademonstruję. - Uniosłem brew, gdy wspomniany ekran, zaczął dzielić się na kilka następnych, rozrzuconych swobodnie w powietrzu. W dodatku obrazy wyświetlające się na nich faktycznie wyglądały jak zmaterializowane przedmioty. Dotykając kolejnych podświetlonych miejsc na tej cholernie niepozornej czarnej kupie, ekrany poczęły się przestawiać, przysuwać, odsuwać, przemieszczać. Robić rzeczy, na które mogłem jedynie unieść brwi, podczas gdy Luis koło mnie prawie sikał ze szczęścia. Albo już polał, wcale bym się nie zdziwił. - Komputer wyposażony jest w funkcję rozpoznawania siatkówki oka, dzięki czemu dostęp do niego, lub do wyznaczonych plików uzyskać może tylko upoważniona osoba. - No dobra, to mi nawet zaimponowało. Gdy zapytałem czy jest do tego jakaś myszka, znów napotkałem ten osobliwy uśmiech i ujrzałem jak jeden z ekranów przenosi się na płaską powierzchnię obok samego sprzętu, sprawiając, że hologram stał się jednocześnie ekranem dotykowym. Mężczyzna wyjaśnił, że wystarczy kawałek jakiejkolwiek równej powierzchni, a w razie, gdyby taka się nie pojawiła, można umieścić ekran w miejscu klawiatury, co również zaraz zademonstrował przy użyciu kolejnego z dotykowych, podświetlanych przycisków. W razie gdyby jednak myszka była lepszym wyjściem, z boku wysuwała się kolejna, tym razem kwadratowa szufladka, działająca w ten sam sposób co laptopowa myszka.
W dalszej części mężczyzna zaczął skupiać się na parametrach i dziwnych funkcjach, których nie byłem w stanie zrozumieć, przez co mówił głównie do Luisa, który począł wypytywać o kolejne dziwactwa. No dobra, komputer robił wrażenie, choćby tym, że wyglądał jak replika jakiegoś super sprzętu z filmu science-fiction. Reakcje Luisa zaś potwierdzały, że nie tylko tak wygląda, ale i jest zwyczajnie wykurwisty, czyli taki na jaki Zack mógłby się ucieszyć. Decyzja pojawiła się sama.
- Chcę go kupić. - Mężczyzna uśmiechnął się profesjonalnie, po czym zaprosił nas do następnego pokoju, będącego dość obszernym biurem.
- Licytacja odbędzie się dwudziestego piątego stycznia. - LICYTACJA? Kurwa, co? Te 7 zer z jedynką przed nimi to cena wyjściowa do LICYTACJI? Moja zszokowana mina chyba nie uszła uwadze faceta. - To jedyny taki komputer na świecie proszę pana. Następne modele są dopiero w produkcji, to jednak wymaga czasu. - Jedyny? Jakiś prototyp dla bardziej wyjebanych komputerów przyszłości? No fakt, nigdy nie spotkałem się z czymś takim, więc wydaje się normalnym to, że skoro już jest na sprzedaż to nie tak od ręki. Na pewno niejeden jebnięty informatyk jest skłonny wydać na niego dużo większą sumkę niż dziesięć milionów dolców. Żegnajcie moje wszystkie oszczędności.
- Rozumiem. Nie zmieniłem decyzji - odpowiedziałem zaraz, nie przejmując się głośnym westchnięciem Luisa. Szybko załatwiłem z facetem formalności i schowałem zaproszenie, po czym przejechałem się jeszcze z Luim do jego mieszkania, wysłuchując tego jak bardzo zwariowałem. Uciął, gdy zaczęło mnie to irytować. Wiem przecież co robię, a i tak nie wykorzystam tych pieniędzy na nic bardziej pożytecznego. Zackowi zaś na pewno sie przyda to małe cacko.
Zjedliśmy i wypiliśmy po piwku, po czym zeszliśmy na temat pracy, ostatecznie kończąc na tym co się u nas pozmieniało. Wypytałem chłopaka o swoje zwierzaki, deklarując chęć odwiedzenia naszego mieszkania w ciągu najbliższych dni. Po dwóch godzinach miałem zamiar się zbierać, przed czym jednak zatrzymał mnie chłopak. Nim się obejrzałem siedział okrakiem na moich kolanach i obejmował szyję, rzucając wyzywające spojrzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem czując wyraźny ruch wąskich bioder.
- Daniel... Dawno tego nie robiliśmy. Zerżnij mnie - wymruczał do mego ucha przyprawiając mnie o lekkie ciarki. Mógłbym to zrobić, bo dlaczego nie? Dawno nikogo nie pieprzyłem, a ostatni incydent z Zackiem sprawił, że przydałoby mi się jakieś bzykanko. Na Luisa przecież zawsze mogłem liczyć, wiedząc, że dobrze mnie zaspokoi. A jednak...
- Nie tym razem kocie. - Zrzuciłem go ze swoich kolan, swobodnie wstając i zarzucając na barki ciężką skórę. - Muszę wracać. Trzymaj się. - Zostawiłem chłopaka ze zdezorientowaną miną, nie przejmując się szczególnie jego uczuciami. W końcu mógł wystawić tą dupę komukolwiek, jest atrakcyjny i potrafi ładnie się rżnąć, w związku z czym nie powinien mieć problemu ze znalezieniem kogoś, kto z tego skorzysta. Ja tym kimś dłużej nie byłem. Nie miałem ochoty. To było cholernie dziwne, ale naprawdę wolałem wrócić do mieszkania, zastanawiając się, czy Zack już w nim jest, niż zabawiać się z Luisem.
Po półgodzinie byłem już na miejscu, szybko orientując się, że chłopak jeszcze nie wrócił. W związku z tym walnąłem się na kanapę i włączyłem telewizję, nie mając siły na nic bardziej produktywnego. Po kilkunastu minutach usłyszałem poruszenie w przedpokoju. Rzuciłem okiem w stronę wejścia do sypialni, skupiając swoją uwagę na chłopaku, gdy ten już zawitał w pomieszczeniu. Kącik moich ust uniósł się nieznacznie, kiedy Zack nieśmiało usiadł obok. Nie wyglądał jakby był tak samo zniechęcony jak wtedy, gdy widziałem go ostatni raz. To wrażenie sprawiło, że i ja mogłem się rozluźnić, choć nie powiedziałbym, że jakoś szczególnie spinałem się do tej pory.
- Taaaaa? - Mój ton jasno wskazywał na to, że nieszczególnie dowierzałem obwieszczeniu Zacka. Mimo tego posłałem mu swobodny uśmiech i pobłażliwe spojrzenie. - Zjedz obiad. Podgrzej w mikrofali. Jadłeś ty coś w ogóle kiedy mnie nie było? - Rzuciłem chłopakowi krytyczne spojrzenie, mając w ogóle wrażenie, że jakoś mniej ostatnio je. Czyżby znowu schudł? A może to tylko moja wyobraźnia?
- Byłeś w pracy? - wyłączyłem telewizor, przybliżając się do chłopaka i nachylając nad nim niebezpiecznie. Moje usta znalazły się kilka milimetrów od tych drugich, zaś moje ramię leżące na oparciu kanapy przez chwilę miało zamiar objąć szyję Zack'a. Zawisłem jednak w tej pozycji nie robiąc nic więcej. - Czekałem - mruknąłem do jego ucha, trwając chwilę w tym ułożeniu, aż w końcu bez podejmowania kolejnych kroków, odsunąłem się zachowując poprzedni dystans.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#187PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:15 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Gdy na ustach chłopaka zatańczył uśmiech, odczułem niewątpliwą ulgę. Oparłem się swobodnie o kanapę i wbiłem w chłopaka spojrzenie, a za sprawą samego jego widoku i ja się uśmiechałem.
-Ta –mruknąłem krótko i podkurczyłem nogę, siadając do chłopaka przodem i ramieniem opierając się o kanapę.
Słysząc krótkie polecenie, prychnąłem cichym śmiechem, a pytanie, które nastąpiło po nim –jedynie wzmożyło moje rozbawienie.
-Wpierdalałem psychotropy i zapijałem je kawą –odparłem, zupełnie tak jakbym żartował choć było inaczej. Daniel mógł się tylko zastanawiać skąd u mnie takie wisielcze poczucie humoru, a mnie z każdą chwilą jeszcze bardziej mierził fakt, że tak irracjonalnie brzmiące stwierdzenie –jest prawdą.
Kątem oka zarejestrowałem jak gaśnie telewizor, a moja ostrożność wzrosła wraz z poruszeniem ze strony Daniela. Mimowolnie się spiąłem. Nie ma się czego bać, idioto.
Powoli odetchnąłem powietrzem, kierując wzrok na niebezpiecznie blisko znajdujące się oczy chłopaka. To nie ma na mnie żadnego pieprzonego wpływu, a to co sobie ubzdurałem to tylko jakaś zmutowana autosugestia.
-Też na ciebie czekałem –wydukałem nieporadnie, gdy Daniel nieco się ode mnie odsunął –Parę dni na ciebie czekałem, żeby powiedzieć ci, że nie chciałem… –zająknąłem się, myśl umknęła i moja głowa pogrążyła się w pustce –W sumie to bym coś zjadł –stwierdziłem i natychmiast podniosłem się do pionu, nie widząc nic złego w tym, że przed chwilę zacząłem coś mówić i przerwałem w kulminacyjnym momencie. Nie było to pewnie na tyle ważne, żeby w ogóle to kończyć.
Ruszyłem w stronę kuchni, zgodnie z wolą Daniela –podgrzałem przygotowane przez niego jedzenie w mikrofali i zasiadłem z nim do stołu. Chwilę taksowałem je sceptycznym spojrzeniem nim wstałem z miejsca i otworzyłem lodówkę, wyjmując sobie coś do picia.
Wróciłem z tym do stołu i ponownie wbiłem mało przychylny wzrok w danie, które wyglądało równie apetycznie co większość obiadów Daniela. Dźgnąłem jedzenie widelcem, by nabrać w następnym momencie niewielką jego ilość na sztuciec. Zniesmaczony własną słabością, niemal agresywnie włożyłem jedzenie do ust. Pewnie pod względem czysto fizycznym –byłem naprawdę głodny. Bariera psychiczna nie pozwoliła mi jednak zjeść więcej niż połowę porcji, którą odłożyłem na bok z zamiarem ewentualnego dokończenia później lub po prostu wyrzucenia.
-Musimy zrobić zakupy –stwierdziłem, gdy znów zbliżyłem się do kanapy, którą wciąż zajmował Curtis. Oparłem się ramionami o wezgłowie mebla i nachyliłem się bezpośrednio nad mężczyzną.
-Uznałem, że kupię sobie samochód –dodałem po dłuższej pauzie. W końcu to też pewien rodzaj zakupów. Niepewnie otarłem się grzbietem nosa o policzek Daniela i spróbowałem zajrzeć w te jego ciemne oczy. Nie miałem pojęcia dlaczego te tak na mnie działały, ale gdy już w nie patrzyłem –nie potrafiłem oderwać wzroku. Tak też stało się teraz, a w moim żołądku zacisnął się supeł. Czy tak wygląda nienawiść?
Przysunąłem się do chłopaka jeszcze bliżej, by pokonać w następnej sekundzie przestrzeń dzielącą nasze usta i złączyłem je w niemal nieśmiałym pocałunku. Poruszyłem bez zdecydowania wargami, nadając pieszczocie niezgrabnej czułości. Kazałem mu się nie dotykać, a sam prowokuje go do działania. Oderwałem się od chłopaka i momentalnie się odsunąłem nim znalazłem się po właściwiej stronie kanapy i ponownie zająłem miejsce obok mężczyzny.
Nigdy tak bardzo jak dziś, nie czułem równie niepewny własnych motywów. O ile rzadko kiedy, lub wcale, nie wiedziałem czego tak naprawdę chcę, tak nigdy nie podejmowałem działań dyktowanych przez instynkt. Gardziłem impulsami, nienawidziłem natury za to jak niesprawiedliwie traktuje niektórych. Nadaje im słabe cechy, doskonale znając skutki swojej okrutnej zabawy. Musiała się świetnie bawić kiedy tworzyła mnie –równie słabego na zewnątrz, co wewnątrz.
Nagle, ciszę i napięcie przeszył dzwonek telefonu. Zmarszczyłem brwi, gdy zorientowałem się, że to mój telefon tak uparcie woła o zwrócenie na niego uwagi.
Wyjąłem ów z kieszeni obszernej bluzy, a kiedy ujrzałem wyświetlające się nazwisko na ekranie –moje zdziwienie pogłębiło się. Po co mój szef miałby do mnie dzwonić od razu po tym, jak spotkaliśmy się w biurze? Bez wyraźniejszego zawahania, odebrałem, a przyłożywszy słuchawkę do ucha –po drugiej stronie dało się słyszeć głęboki głos mojego pracodawcy. Uśmiechnąłem się kącikiem ust, gdy zaczął mi wyjaśniać powody dobijania się na mój numer.
-Sugerujesz, że nie mam racji? –spytałem z wyraźnym rozbawieniem. Odpowiedź po drugiej stronie i solenne argumenty, jeszcze poszerzyły mój uśmiech.
-Chyba nie masz pojęcia z kim rozmawiasz, szefie –parsknąłem niewesoło. Przewróciłem subtelnie oczyma, gdy moich uszu dotarły kolejne słowa mężczyzny.
-Tak…Jestem bardziej niż pewien, że to ty w tym momencie nie masz absolutnie racji –zapewniłem Kane’a –Mogłeś mi wysłać wiadomość –dodałem –I następnym razem nie zawracaj mi głowy, a to zrób.
Natychmiast się rozłączyłem, krótko się żegnając i wkładając telefon z powrotem do kieszeni po czym kierując wzrok znów na twarz Daniela.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#188PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:16 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Westchnąłem krótko słysząc odpowiedź Zacka, której przecież nie mogłem wziąć na poważnie, a jednak gdzieś na dnie podświadomości pojawiło się zwątpienie, czy aby na pewno jest to tylko mało wyszukany żart utrzymany w charakterystycznej formie przez specyficzne poczucie humoru Zack'a. Ale większa część mojego mózgu wolała przyjąć to właśnie jako żartobliwą wypowiedź, zaś sam uznałem, że przecież musiał coś jeść. Przyzwyczaił się już do odpowiedniego spożywania posiłków, więc nie mógł tak nagle tego zaprzestać, o ile nie wrócił do ćpania, a gdyby tak się stało, na pewno natychmiast bym zauważył. Wnioskuję więc, że nie ma się czym martwić.
Mój uśmiech pogłębił się lekko, gdy usłyszałem kolejne z mało wiarygodnych wyznań Zacka. Nie wydawało mi się, by faktycznie mógł czekać, skoro sam był głównym powodem tego, że wyszedłem. W tamtym momencie z całą pewnością nie chciał na mnie patrzeć i znajdować się blisko, co zresztą odzwierciedlała cała jego postawa. Pojawił się jakiś dystans podobny do tego sprzed miesiąca, a w jego oczach tliła się nie tylko pewna obawa, ale i silna niechęć. Teraz tego drugiego już nie dostrzegałem, co jednak wciąż nie skłaniało mnie do myślenia, że faktycznie czekał. Niby dlaczego miałby? Po tym jak przypomniał sobie to wszystko co mu zrobiłem tamtej nocy, przecież nie miał powodu, by oczekiwać z niecierpliwością mojego powrotu. Choć z drugiej strony nie można było nazwać tego zabiegiem ironizowania, bo w ogóle ironii nie czułem, a jestem na nią dość wyczulony. Nie zagłębiałem się w to jeszcze bardziej, gdyż chłopak znów postanowił się odezwać, zaś na treść jego słów mogłem jedynie unieść brwi, które zaraz się ściągnęły, gdyż urwał w połowie zdania, niczego właściwie nie tłumacząc. A było co, bo przecież chciał powiedzieć coś konkretnego. Nie chciał czegoś zrobić, ale czego? Cóż, słysząc, że ma zamiar zjeść, nie naciskałem na to, by dokończył. Jeżeli zechce wrócić do tego tematu, zrobi to, a tymczasem nie czułem się do tego stopnia zaintrygowany, by go czymkolwiek męczyć.
Z cichym westchnięciem oparłem głowę o oparcie sofy, po chwili robiąc to samo z ramionami. Przymknąłem oczy, czekając aż Zack wróci mimo, że tak naprawdę nie miałem zamiaru przeprowadzać z nim żadnej konkretnej rozmowy. Mógłbym więc równie dobrze skierować swe kroki po laptopa i dokończyć pracę. Nie zrobiłem tego jednak, zupełnie nie mając chęci na ruszanie się z miejsca. Ostatecznie poczekałem aż chłopak wróci, co zrobił już po chwili, trzymając w rękach odgrzany obiad.
Uniosłem wzrok, gdy dostrzegłem jego krytyczne spojrzenie rzucane temu, co wyszło przecież spod mojej ręki i sam upewniłem się, że smakuje bardzo dobrze, tak jak zresztą zawsze. W końcu byłem już na tym etapie, że z czystym sumieniem można było określić moje umiejętności kulinarne jako względnie dobre. Poziom chiefa to to nie jest, ale z pewnością nie ma co wybrzydzać. Szczególnie, gdy się jeszcze nie spróbowało, a przecież Zack rzucał tym nieprzychylnym spojrzeniem nim w ogóle zdążył wziąć choć kęs do ust. No poczułem się lekko urażony. Nie wspomnę o tym jak tragicznie poczuło się jedzenie na jego talerzu. Moja brew pognała jeszcze wyżej, gdy Zack począł jeść to biedne danie z taką agresją, jakby właśnie zabiło mu matkę. Nie ma apetytu, czy znów coś mu odjebało i nie wiedzieć czemu, jest po prostu zły? Cóż, nie zamierzałem zaprzątać sobie tym szczególnie głowy, bo sam odpowiedzi i tak nie znajdę. Ważne, że je.
Rzuciłem chłopakowi spojrzenie pełne dezaprobaty, kiedy dostrzegłem, że co najmniej połowa zawartości talerza na nim pozostała. Wygląda na to, że faktycznie nie ma apetytu, co z kolei zupełnie mi się nie podobało i było czymś z grubsza niezrozumiałym. W końcu od dłuższego czasu Zack ze smakiem zajada się tym co nam szykuję i już od bardzo dawna nie wybrzydzał oraz nie zostawiał resztek, a tego co widnieje na talerzu nie można nawet nazwać tylko resztkami. Postanowiłem jednak nie komentować, uznając to za pojedynczy wybryk, który przecież może zdarzyć się od czasu do czasu. Poza tym, mógł jeść coś w pracy, a to by go zupełnie tłumaczyło. Nieważne, jeśli następnym razem postanowi czegoś nie dojeść, dostanie w cymbał i tyle.
Moją uwagę po raz kolejny pochłonęły słowa Zacka, w którego utkwiony był mój lekko zaciekawiony wzrok. Nie rozumiałem dlaczego wspomina o wspólnych zakupach, kiedy to ja zawsze robię je sam i do tej pory nie było ku temu żadnych zastrzeżeń. Oczywiście nie wziąłem pod uwagę tego, że niebieskowłosy może mówić o produktach nieco innego typu niż spożywcze, co zaraz sam mi uświadomił wspominając o samochodzie. Tego jednak też trochę nie rozumiałem. Oczywiście, może chcieć samochód, bo przecież motocykl czasem nie starcza (chociaż na jego prywatne potrzeby powinien), ale przecież już jedno auto na podwórku stoi i Zack może z niego korzystać w razie potrzeby. Mój samochód to w końcu nie Honda, którą już tak chętnie się nie dzieliłem. Jego bez problemu mogę użyczyć, a ponieważ chłopak wcale często nie korzysta z tego typu udogodnień, po cholerę ma wydawać kasę? Miałem zamiar poruszyć tą kwestię, jednakże zatrzymały mnie dalsze poczynania Zacka, który nie wiem kiedy, znalazł się znacznie bliżej mnie.
Moje czarne tęczówki bez wyrazu wpatrywały się w te niebieskie, zaś na ustach zawitał lekki, dość wymowny uśmiech. Oczy Zack'a odzwierciedlały to co ten chce zrobić, a jego zachowanie podsuwało mi myśl, że ktoś tu może jednak żałuje słów wypowiedzianych kilka dni temu. Gdyby nie padły, zapewne to seksowne ciało już znajdowałoby się w moich ramionach. Jednakże było inaczej i moje dłonie swobodnie spoczywały na oparciu mebla. Nie drgnęły nawet, gdy ciepłe wargi Zacka zetknęły się z moimi. Leniwie odwzajemniałem pocałunek, tym razem jednak nie angażowałem się szczególnie mocno, a moje dłonie nie odnalazły dogodnego miejsca na ciele Zacka. Nie zamierzałem przejmować inicjatywy, skoro wcześniej tak kategorycznie mi tego zabronił. Bywam pamiętliwy.
Mimo, że moja postawa na to nie wskazywała, byłem lekko zaskoczony. Zaskoczony tym, że Zack zachowuje się zupełnie tak, jakby wcale nic się w naszej relacji nie zmieniło te trzy dni temu. A przecież musiało, skoro przypomniał sobie najprawdopodobniej jeden z najgorszych dni w swoim życiu, w którym to właśnie ja odgrywałem znaczącą rolę. Widziałem przecież wtedy ten niesmak w jego oczach, w jego postawie i w jego głosie. Teraz jednak on zanikł, a Zack jakby zapomniał, że doszło pomiędzy nami do tamtego spięcia. Albo raczej zachowywał się tak, jakby żałował, że do niego doszło i chciał to w jakiś sposób naprawić. Tak, jakby mu zależało. Ale to przecież niedorzeczne. A jednak, nie wspomniał nawet słowem o tym do czego doszło mimo, że sam spodziewałem się, iż da mi jeszcze odczuć jak duży błąd popełniłem. Bo nie powiem, że tego nie zrobiłem. Byłem w jakiejś części winny nie opanowując swojej gwałtowności, jednakże i Zack nie był święty, ukrywając dotychczas prawdę. No i przecież sam mnie prowokował, nie mogłem być obojętny. W każdym razie, wiedział już jak wyglądała tamta noc, a jednak wciąż szukał bliskości i to właśnie to głównie mnie dziwiło. Oczywiście nie narzekałem, a wręcz przeciwnie. Jestem pewien, że gdzieś tam we mnie zatliła się namiastka szczęścia, czyli najogólniej mówiąc uczucia, którego nie było dane doświadczyć mi przez bardzo długi czas. I tego nie nazwałbym jeszcze tak jednoznacznie, jednak z całą pewnością, myśląc o tym wszystkim, zrobiło mi się miło.
Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, pełną napięcia ciszę przerwał dźwięk telefonu, który musiał należeć do Zack'a. Nijak na niego nie zareagowałem, z góry przyjmując, że chłopak odbierze, co też po chwili zrobił. Skrzywiłem się lekko słysząc, że rozmawia z szefem. Przecież widział się z nim niedawno, więc po cholerę ten pacan dzwoni? Najwidoczniej Zack również był tym faktem nieco rozdrażniony, co przyjąłem z pewną dozą satysfakcji.
Moja znudzona, zobojętniała mina szybko zaczęła wyrażać szczere rozbawienie, gdy słuchałem jak ten rozmawia ze swoim pieprzniętym szefem. Gdybym nie wiedział z kim mówi, byłbym pewien, że albo z jakimś mało ważnym kolegą, albo wręcz podwładnym zmuszonym do słuchania jego nakazów. Na moje usta wpłynął zupełnie niewymuszony uśmiech, a w oczach zatańczyły iskierki równie szczerego rozbawienia, aż w końcu parsknąłem śmiechem, gdy chłopak się rozłączył w tak ostentacyjny sposób.
- Kto tu dla kogo jest szefem, co? - Posłałem chłopakowi łagodne, wręcz rozczulone spojrzenie, kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. Gdybym ja kiedykolwiek zwrócił się w ten sposób do Drake'a zapewne żałowałbym tego jeszcze przez długi czas, choć bardzo możliwe również, że zwyczajnie bym go rozbawił tak samo, jak Zack zrobił to teraz ze mną. Nieświadomie i niecelowo swoją drogą. To, że cała jego postawa wskazywała, iż myśli, że normalnym jest zwracanie się w ten sposób do pracodawcy, już kompletnie mnie rozbrajało. To wręcz urocze. Ciekawe, czy jego szefuncio myśli tak samo. Co jeśli tak? Nie, to głupie, raczej żaden szef nie doceni pracownika, który zachowuje się jakby był od niego ważniejszy, prawda? Chyba. Mnie by to na swój sposób poruszyło. Ale ja przecież generalnie jestem inny niż reszta.
- To było całkiem seksowne - mruknąłem już zmienionym, gardłowym tonem, mrużąc przy tym lekko błyszczące, czarne oczy. - Ale wracając do samochodu. Po cholerę ci teraz, skoro możesz korzystać z mojego? - Atmosfera, którą stworzyłem poprzednim zdaniem szybko prysła na rzecz kolejnego, nie mającego nic wspólnego z łóżkowym nastawieniem. Umyślnie nie kontynuowałem, bo w końcu miałem zakaz dotykania. A skoro mam tak straszny zakaz, po co mam sam siebie nakręcać? Jeżeli Zack chce, bym znów sprawiał mu tą samą przyjemność co wcześniej swoim dotykiem, teraz będzie musiał o to ładnie poprosić.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#189PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:19 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Zawsze pracowałem sam, nigdy nie byłem pod nikim. Czasami był ktoś ewentualnie na równi, a w większości moja współpraca z kimkolwiek polegała na bycie podległym mi. To były zawody, nikt nie podpisywał umów. Wszyscy słuchali się tego, kto był najszybszy. Najlepszy.
Za pomoc trzeba było płacić drobnymi przysługami, ewentualnie jakąś sumką pieniędzy. Robotę odwalałem sam, ale nie zawsze można było powiedzieć, że potrafiłbym poradzić sobie ze wszystkim. Potrzebowałem więcej komputerów, więcej ludzi i więcej rąk do trzymania na pulsie. Jakkolwiek bym się nie uparł –wielu rzeczy nie mógłbym zrobić sam. Po swojemu –owszem, ale nie sam.
Dlatego nie traktowałem Kane’a jak szefa. Zatrudnił mnie w wiadomym celu, płacił mi za moje niezastąpione usługi i nijak nie czułem tego, że mu podlegam. On zaś nie sprawiał wrażenia osoby, której to przeszkadzało. Wyglądało to nawet tak, jakby mu to całkowicie było na rękę.
Wraz z zakończeniem połączenia, mój wzrok na dobre spoczął na rozbawionym Danielu. Pewnie śmieszyła go sytuacja sprzed chwili bowiem każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak powinny wyglądać stosunki z szefem, a jak wyglądały moje, z moim „szefem”. Szefem, który sam stwierdził, że jest moim współpracownikiem aniżeli kimś, kto mógłby mną dyrygować. Szanowałem go, z pewnością, ale on bezsprzecznie obdarzył tym samym i mnie. Byliśmy równi.
Moją twarz rozjaśnił uśmiech, gdy moich uszu dotarło spostrzeżenie chłopaka. To, w jaki sposób to ujął on –brzmiało to rzeczywiście trochę zabawnie choć wcześniej tego nie zauważyłem. Nie bawiło mnie na pewno dobijanie się na mój telefon, gdy jestem już właściwie po pracy i w żaden sposób nie mam ochoty kontynuować obowiązków biurowych, gdy zajmuję się życiem prywatnym.
-Wiesz, właśnie dlatego pracuję zazwyczaj sam –odparłem w taki sposób, jakby miało to być pełne uzasadnienie mojego stosunku do Kane’a.
Gdybym nie znał Daniela, pewnie uznałbym, że ta jego imitacja taniego flirtu jest czymś zabawnym, ale w gruncie rzeczy –nie potrafiłem jego słów pojmować w ten sposób. Miałem wrażenie, że i za tym pseudo-podrywem kryje się coś równie niebezpiecznego, co w przenikliwych oczach Daniela. Nijak tego nie skomentowałem, jedynie oczekując ewentualnych następnych słów chłopaka, które faktycznie nastąpiły i odnosiły się do mojej chęci zakupu pojazdu. Cóż, radykalna zmiana tematu też jest jakimś sposobem na odgonienie nasuwających się myśli ukierunkowanych tonem i treścią poprzedniej wypowiedzi.
Parsknąłem więc krótko śmiechem, nieco zawiedziony faktem, że facet nie domyśla się oczywistej odpowiedzi na własne pytanie.
-Naprawdę nie wiesz dlaczego chcę mieć własny samochód? –spytałem, faktycznie nie dowierzając.
Gdy zorientowałem się, że Daniel w nawet najmniejszym stopniu nie żartuje, uśmiechnąłem się szerzej z niejakim politowaniem.
-Nie jesteśmy małżeństwem, żeby dzielić wspólne auto, Danny -powiedziałem w końcu, spoglądając w te czekoladowe tęczówki z jeszcze większym głodem niż wcześniej. Zdążyłem się odzwyczaić od nich.
-Mógłbym na ciebie patrzeć bez końca -stwierdziłem szczerze, o dziwo nie czując się jakbym powiedział coś, za co powinienem się wcześniej ugryźć w język i nie mówić.
Już wcześniej stwierdziłem, że Daniel nie wpływa na mnie w ten sposób i to się wciąż nie zmieniło, co tłumaczy mój brak zawahania. Nie miałem na myśli niczego niewłaściwego. Po prostu... Ponowne zobaczenie Daniela przy sobie sprowadzało na mnie ulgę i przyprawiało o przyjemnie odurzające uczucie ciepła w podbrzuszu, rozchodzące się spazmami do góry i zatrzymując się w klatce piersiowej.
-A wracając do samochodu -zacząłem, umyślnie powtarzając w tej chwili dokładne słowa Curtisa -Nie mam ochoty czuć się od ciebie zależnym. Jestem dużym chłopcem i chcę własne auto. -Ostatnie zdanie dodałem nieco zmanierowanym, śpiewnym tonem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że niektórzy słusznie uważają go za skrajnie denerwujący.
Wyciągnąłem dłoń w kierunku Daniela i z pewną rezerwą, musnąłem opuszkami palców jego umięśniony brzuch, którego twardość czułem nawet przez materiał koszulki. Gdybym był gejem i miał wybrać swój typ, pewnie byłby nim Danny. Ładnie umięśniony, wysoki, cholernie irytujący w swojej atrakcyjności i pozornie niebezpieczny. Spacyfikowany i całkowicie na mojej łasce. Tak, zdecydowanie kontrolowanie go wpływało na moja wyobraźnię dość... obrazowo.


Ostatnio zmieniony przez Voldemort dnia Nie Paź 11, 2015 2:20 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#190PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:19 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się lekko z pewnym zrozumieniem, gdy usłyszałem podsumowanie Zacka. Właściwie mnie to nie dziwi, bo chłopak jest typem takiej osoby, którą niełatwo dyrygować. Z całą pewnością woli pracować sam, na własnych zasadach, nie mając nad sobą żadnego człowieka, od którego byłby w jakikolwiek sposób zależny. Poniekąd go rozumiem, bo i ja nie jestem osobą z łatwością godzącą się na podleganie innemu człowiekowi. Zapewne nie potrafiłbym być w pewien sposób posłuszny wobec Drake'a, gdyby nie fakt, że oprócz bycia moim szefem, jest on również czymś w formie przyjaciela. Może inaczej - jest zastępstwem ojca, którego można powiedzieć, nie miałem. Ponieważ bardzo mi pomógł i to tylko dzięki niemu żyję na jakimś poziomie, żadnym uwłaszczeniem jest dla mnie świadomość bycia zależnym od niego. Również spełnianie jego służbowych poleceń bynajmniej nie jest dla mnie problemem. Tak czy inaczej wynika to głównie z wdzięczności jaką jestem mu winien, a także dużą rolę w naszej relacji odgrywa sympatia jaką go darzę. Ważne jest też to, że Drake nie wydaje mi rozkazów, a jedynie pomaga przy organizacji pracy, dając jednocześnie wolną rękę. Nie muszę przyjmować wszystkich zleceń i jedynie od mojej woli zależy kto zginie z mojej ręki. Brunet nigdy nie naciska, ani razu też nie zdarzyło mu się wywyższyć pokazując, że to on tu jest szefem i to jego mamy się słuchać. Nasza mafia przypomina raczej jedną wielką rodzinę, choć może w tym bliższym kręgu, bo w przeciągu ostatnich kilku lat powiększyła się zbyt mocno, by mogła zachować swoją unikatowość. To swoją drogą jest dość niepokojące, ale wierzę, że Drake wie co robi. W końcu to niebezpiecznie inteligentny człowiek. W każdym razie, Zack pod względem podporządkowywania się jest dość podobny do mnie, w związku z czym w ogóle nie dziwi mnie fakt, iż lubi pracować samodzielnie, zamiast wykonywać czyjeś polecenia.
Bez wyrazu wpatrywałem się w chłopaka i tylko moja brew delikatnie powędrowała ku górze, gdy ten bezceremonialnie wyśmiał moje pytanie. Nie bardzo rozumiałem co było w nim takiego zabawnego, dlatego też ze spokojem wyczekiwałem jakiegoś wyjaśnienia, które to też po chwili się pojawiło, o ile można tym mianem określić słowa Zacka. W reakcji na nie tylko niemrawo wzruszyłem ramionami. Wiem, że nie jesteśmy małżeństwem, to przecież dość oczywiste. Ale mieszkamy razem, moje auto stoi na podwórku Zacka, a ja sam też nie za często go używam, więc dzielenie się nim nie wydaje mi się jakimś szczególnie niedorzecznym pomysłem. Swoją drogą, czy ja zachowuję się jakbyśmy byli małżeństwem? Nie, prawda? Chociaż, jakby spojrzeć na to z boku... Wprowadziłem się do chłopaka, ostatnio śpimy w jednym łóżku, gotuję mu obiadki no i seksu nie ma, czyli właściwie tak jak w starym, (nie)dobrym małżeństwie. Może faktycznie dzielenie auta byłoby lekką przesadą. No ale przecież nadal nie ma w tym nic złego, w moim toku rozumowania też nie dostrzegam jakichś specjalnych udziwnień. Może lepiej, żebym po prostu się nad tym za bardzo nie rozwodził.
Nie odpowiedziałem, ponieważ niebieskowłosy postanowił coś dodać, przyprawiając mnie swoimi słowami o kolejną falę zdziwienia. Uśmiechnąłem się jednak tylko pod nosem i wpatrywałem się z pewnym zamyśleniem w jasne tęczówki, których wyraz zdawał się być dość niecodzienny. Gdybym nie znał Zacka, pomyślałbym, że widzę w nich swego rodzaju głód. Pożądanie. Ale przecież to Zack i takie uczucia nieszczególnie mi do niego pasują, zwłaszcza po tym jak z dozą obrzydzenia nakazał mi utrzymywanie dystansu. Raczej nie mógłbym spodziewać się po nim teraz nagłego przypływu pożądania wobec mojej osoby. Z drugiej jednak strony intuicja rzadko mnie myli. Poza tym niespodziewane wyznanie Zacka mogłem odebrać tylko w jeden sposób, choć powodowany zwykłym rozsądkiem, nie brałem ich na poważnie.
Przewróciłem wymownie oczami słysząc kolejną wzmiankę o samochodzie i rzekome wyjaśnienie, dlaczego dwudziestolatek chce go sobie kupić. By nie być zależnyn ode mnie? Przecież i tak już w pewnym stopniu się ode mnie uzależnił. Gdyby nie ja, zapewne nic by nie jadł, albo zadowalałby się jakimś gównem, dzięki któremu szybko wróciłby do poprzedniej formy. Mógłby też żyć w syfie, bo to głównie ja ogarniam mieszkanie. Robię też zakupy i w ogóle jestem mu całkiem przydatny. Korzystanie z mojego samochodu raczej nie świadczyłoby o tym jakoś szczególnie mocniej. Ale cóż, jeżeli ma pieniądze, które chce jakoś spożytkować, to co ja tam będę. Niech sobie chłopiec kupi zabawkę. Nawet pomogę mu wybrać coś dobrego, dlaczego by nie.
- Jak cię stać, to sobie kupuj. - Po raz kolejny wzruszyłem ramionami, wodząc oczami za dłonią chłopaka, która to postanowiła trochę powędrować po moim brzuchu. Na mojej twarzy znów zabłądził lekki uśmiech. Jakie to niebywałe, że Zack sam szuka dotyku. Czyżby to przez świadomość tego, że ja go z pewnością nie dotknę i to za sprawą jego własnego życzenia? Wygląda jakby mu się odwidziało, więc może chce mnie sprowokować? A mi się wyjątkowo nie pali do dotykania jego seksownego ciałka. W końcu nie mogę.
- Jutro idę odwiedzić ojca - wypaliłem, nie wiedząc właściwie dlaczego poczułem potrzebę podzielenia się tą informacją z chłopakiem. W końcu spotkanie z tym skurwielem jest tylko i wyłącznie moją sprawą, o której nie powiedziałem nawet Alex'owi, a ten przecież jest moim bratem i może nawet powinien wiedzieć, że nasz ojciec będzie miał wkrótce wyjątkowego gościa. Chyba po prostu poczułem się zobowiązany, skoro już opowiedziałem niebieskowłosemu o swojej przeszłości. Jeżeli wie to, dlaczego miałbym zatajać przed nim swoje plany? Z drugiej strony wcale nie musi go to interesować. Ale jednak, sam przecież przyjąłem, że znów jesteśmy czymś w rodzaju przyjaciół, z kolei spotkanie z ojcem jest dla mnie jednak dość dużym przeżyciem, a o takich wydarzeniach zdaje się przyjaciele powinni sobie mówić. Przynajmniej w razie czego, Zack nie mógłby mieć do mnie później o nic pretensji i to chyba przeważyło.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#191PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:22 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Gdyby się zastanowić nad tym dłużej -faktycznie łączy nas dość szczególną więź. Może nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale i nie zwykłymi przyjaciółmi. Daniel na swój pokraczny sposób dbał o mnie, przez pewien etap czasu nawet się mną opiekował, a nie zawsze dzieliliśmy czysto platoniczne relacje. Słowem -nie istnieje poprawna definicja naszego niepoprawnego związku. W sumie, gdyby coś takiego można było jakkolwiek nazwać, pewnie straciło by swój urok. Owszem, jestem zwolennikiem żelaznych jednoznaczności, ale tym razem nie pozwolę się przedwcześnie znudzić tylko dlatego, że darze szczególną sympatią racjonalność diagnozy.
Daniel nijak inaczej niż zwykłym uśmiechem nie zareagował na moje niecodzienne słowa. Sam przed sobą stwierdziłem, że jakby nie patrzeć -wcale nie są takie wyjątkowe gdyby wziąć pod uwagę fakt, że zwyczajnie nasze ponownie przyjacielskie stosunki przyniosły mi ogromną ulgę. Cieszyłem się, że w żaden sposób go nie straciłem, a na płaszczyźnie udawania, że nic się nie stało -powoli stajemy się obaj mistrzami. Mogłem usprawiedliwiać się na miliard różnych sposobów jednak nigdy nie powinienem wątpić w to, kim staliśmy się na przestrzeni lat. Byliśmy fałszywi i kolejna gra w udawanie weszła nam w krew równie skutecznie co HIV przez brudną strzykawke.
Parsknąłem krótko śmiechem, gdy moich uszu dotarła wypowiedź Daniela odnosząca się niebezpośrednio do moich zarobków. Czy mnie stać? Oczywiście, że mnie stać. Na co niby miałem wydawać swoje oszczędności gromadzone przez te dwa lata odkąd zacząłem systematycznie zwiększać swój dorobek o wiele zbyt szybko, by było to legalne. Wynagrodzenie miałem wysokie, standardy życia wygodne, a zachcianki niezbyt wygórowane. Stać mnie było na o wiele więcej niż Danny sądził, że kiedykolwiek mógłbym sobie pozwolić. Po prostu niekoniecznie były mi potrzebne luksusy, drogie samochody -co w sumie już nie jest aktualne -oraz inne tego typu udogodnienia. Kiedyś pewną sumkę przeznaczałem na narkotyki, dzisiaj już nawet tego nie potrzebuję.
-Zapewniam cię, że stać -odparłem, a na moje usta wpłynął niejasny w swym wyrazie uśmiech.
Powinienem w końcu spożytkować te pokłady niewykorzystanych zarobków piętrzących się na moich kontach bankowych. I tak nie miałbym komu tego zapisać, gdyby przytrafił mi się nieszczęśliwy wypadek. Ah, życie jest zbyt krótkie by mieszkać w siedemdziesięciometrowym mieszkaniu, siedzieć cały czas w jednym miejscu i nie zwracać na siebie uwagi.  Pora coś zmienić. Być może cały kraj potrzebuje moich zmian. Niedługo doczeka się tych upragnionych reformacji.
Czując pod palcami twarde mięśnie, nie rejestrując żadnego ruchu ze strony Daniela -miałem ochotę posunąć się dalej. Zbyt odurzony perspektywą pełnej kontroli. Posłuchu wywołanego absolutnym przypadkiem. Zjechałem więc dłonią na biodrowego mężczyzny, delikatnie je głaszcząc, gdy Daniel postanowił się ponownie odezwać. Nie przerywając podjętej czynności, nie dałem nawet po sobie poznać, że jego wypowiedź zrobiła na mnie wrażenie. Po chwili jedynie uniosłem się lekko, by przysunąć do niego bliżej. Nie oderwałem wzroku od jego ciała nawet wtedy, gdy postanowiłem się przenieść z kanapy na jego biodra i zasiąść na Danielu okrakiem. Właściwie dopiero wtedy moje oczy ponownie wróciły do twarzy mężczyzny i wbiły w nią swoje niewzruszone spojrzenie.
-Dlaczego? -spytałem krótko. Nie rozumiem go. Domyślam się, że coś go skłoniło do tego, by odwiedzić ojca, który siedział w więzieniu za zabójstwo. Nie szedł tam z własnej woli.
-Dlaczego chcesz się spotkać ze swoim ojcem mordercą? -dodałem po chwili. Naprawdę nie potrafię dojrzeć w tym żadnego sensu. Mam nadzieję, że Danny mnie oświeci. Poprawiłem się na biodrach chłopaka, wiercąc sie przy tym wymownie na jego kroczu. Uniosłem wzrok na jego oczy i zajrzałem w nie swoimi  własnymi.
-Z ciekawości? -Uśmiechnąłem się tajemniczo i znacznie przybliżyłem swoją twarz do tej Daniela. Moje spojrzenie błąkało się po obliczu chłopaka, wodząc od ust i nosa po oczy oraz kolczyk w brwi. Niezajęte wcześniej niczym konkretnym ręce uniosłem na wysokość twarzy Daniel, by ująć w dłonie jego policzki i pogładzić je lekko kciukami.
-Lubię kiedy jesteś taki posłuszny -stwierdziłem, spoglądając na chłopaka z niejakim politowaniem, być może w parodii czułości -Kazałem ci nie dotykać, a ty nawet nie próbowałeś tego robić -dokończyłem i przejechałem palcem po dolnej wardze ust Curtisa, z każdą chwilą doskonale zdając sobie sprawę z tego, że igram z ogniem. Może nawet z czymś gorszym.
Uśmiechnąłem się blado, gdy przez myśl przeszło mi to, co może być ukrytym motywem mojego zachowania. Czyżbym sprawdzał Daniela?
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#192PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:23 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Najwidoczniej Zacka znów coś w moich słowach rozśmieszyło, lecz tym razem nawet nie pofatygowałem się o uniesienie brwi. Westchnąłem krótko, słysząc jego zapewnienie na temat środków pieniężnych, o których sam przed chwilą wspomniałem. Nie miałem zamiaru sugerować, że chłopaka nie stać na nowy samochód, jednak wygląda na to, że on właśnie w ten sposób odebrał moje słowa. Tymczasem z mojej strony było to jedynie luźno rzucone podsumowanie, nie podążające za jakimś konkretnym celem. Zresztą stan konta niebieskowłosego nieszczególnie mnie interesował, bo i nie był zwyczajnie moim biznesem. Na dobrą sprawę nie zastanawiałem się nigdy jak dużo kasy posiada. Ponieważ ma niegłupie mieszkanie i jest w stanie utrzymać nie tylko siebie ale i mnie, a także nie wygląda jakby mu czegoś brakowało, z góry założyłem, że nie narzeka na brak pieniędzy. Tego, czy jest jakoś nader majętny nie mogłem wywnioskować, bo przecież nie wiem nawet od kiedy pracuje w zawodzie, który jakby nie było jest dość dochodowy. Jeżeli tak jak mój, jego staż wynosi około trzech, czterech lat, z całą pewnością stać go nie tylko na nowy, całkiem niezły samochód, ale i na wiele więcej. Jeżeli jednak pracuje jako informatyk nie tak znowu długo, raczej nie powinien dysponować jakąś wygórowaną sumą pieniędzy, w związku z czym nowe auto mogłoby być dosyć sporym wydatkiem. Patrząc na reakcję Zacka jestem skłonny wnioskować, że już dłuższy czas włamuje się tu i tam, a jego środki pozwalają na zakup większej zabawki. Niech więc kupuje.
- Nie wątpię - mruknąłem z lekką obojętnością w głosie, nie odrywając spojrzenia czarnych tęczówek od dłoni chłopaka, która coraz śmielej przesuwała się po brzuchu. Mój wzrok skierował się w końcu na jego twarz, na której oczekiwałem dostrzec jakąś reakcję w odpowiedzi na niedawne wyznanie. Wbrew moim przypuszczeniom, nie zawitała na niej żadna szczególna emocja, co przyprawiło mnie może nawet o jakąś ulgę. Dzięki względnej obojętności Zacka, mogłem ten drażliwy temat traktować jak coś zupełnie normalnego i nie robić z niego żadnej sensacji, którą mógłby się stać, gdyby chłopak zareagował w jakiś szczególniejszy sposób. Tymczasem upewnił mnie w przeświadczeniu, że nie popełniłem błędu mówiąc mu o swoich planach na jutrzejszy dzień.
Moja mina nie wyrażała nic szczególnego, gdy niebieskowłosy wdrapał się na moje kolana, lądując swoim kroczem w miejscu, które doskonale wyczuwało nie taki znowu lekki ciężar. Moje oczy jednak, w przeciwieństwie do całokształtu, wyjątkowo skupiały się na Zacku i intensywnie się w niego wpatrywały, przeszywając chłopaka na wskroś, przy tym wyrażając pewną mieszankę uczuć, które jako jedyne zdradzały, że poczynania niebieskowłosego nie są mi całkiem obojętne. Zapewne gdyby nie temat, który narzuciłem, na moich ustach zabłąkałby się prowokujący uśmieszek, ale ponieważ rozmawialiśmy o czymś, co wytrącało mnie z tego dziwnego nastroju narzucanego przez Zack'a, moja mina zapewne była bardziej poważna niżbym tego chciał, co w połączeniu z pożądliwym wzrokiem tworzyło dość osobliwy efekt.
- Tak, można powiedzieć, że z ciekawości. Muszę się czegoś dowiedzieć - wyjaśniłem, jednocześnie nie rozwijając tematu na tyle, by rozjaśnić nieco sytuację. Jeżeli chodzi o powód mojej jutrzejszej wizyty u ojca, wolałem go nie zdradzać. Wizyta u Drake'a napełniła mnie pewnymi wątpliwościami i przyprawiła o bardzo niepokojące przypuszczenia, więc zamierzałem porozmawiać z tym skurwielem, chcąc rozwiać swoje wątpliwości, lub też dowiedzieć się prawdy, która może okazać się nie być tak prostą jak do tej pory myślałem. Oczywiście nie zamierzałem od razu wierzyć we wszystko co powie mi ojciec, ale czuję, że może podzielić się ze mną czymś ciekawym, a przez spostrzeżenia, które mnie ostatnio dopadły, postanowiłem sprawdzić pewną rzecz, do czego może przydać się właśnie on.
Tym razem na moją twarz wypłynął lekki, przekorny uśmiech, którego nie mogłem powstrzymać słysząc przesycone pewną satysfakcją słowa Zack'a. Jeżeli faktycznie myśli, że jestem po prostu posłuszny, to grubo się myli. Gdybym chciał, już leżałby pode mną będąc obiektem zainteresowania moich dłoni. Nie dotykam go tylko dlatego, że tego nie chcę, wiedząc, że nadejdzie moment, w którym ten pożałuje swoich słów i będzie miał ochotę odwołać zakaz. Czekam jedynie po to, by usłyszeć z jego ust, że chce, bym go dotykał. Jeżeli się do tego przyzna, żadne jego kolejne słowa nie będą w stanie mnie powstrzymać. "Posłuszny" to niezbyt trafne określenie względem mnie, jednakże nie zamierzałem chłopaka z błędu wyprowadzać. Niech się poczuje, myślę, że i tak obydwoje dobrze wiemy kto ma tu przewagę.
- I co ty teraz zrobisz z tym moim posłuszeństwem? - Wymruczałem, mrużąc oczy i uśmiechając się w wymowny sposób. - Zackie? - Ton którym wypowiedziałem te zdrobnienie oraz wzrok, który mu towarzyszył, nasuwały na myśl tylko jednoznaczne sytuacje, do których mogłoby dojść gdyby nie tamte szczególne słowa chłopaka. Uchyliłem lekko usta po których przesuwał się palec Zack'a i z tym samym uśmiechem oraz spojrzeniem przyczajonego zwierzęcia, lekko wgryzłem się w delikatne miejsce, po krótkiej chwili je puszczając. Moje oczy utkwione były w jasnych tęczówkach niebieskowłosego, a ręce wciąż spoczywały przy moim ciele. Nawet nie drgnęły, choć w pewien sposób korciło je, by poczuć pod sobą zgrabne ciałko dwudziestolatka.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#193PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:24 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Daniel zawsze dla mnie był osobliwą zagadką. Nie nawykłem do pozostawiania takowych bez jakiekolwiek rozwiązania, bez odpowiedzi. Tutaj jednak nie miałem innego wyboru jak spasować. Bez jakichkolwiek dodatkowych wskazówek –cały czas strzelałem na ślepo, mogąc się jedynie domyślać tego wszystkiego, o co nie chciałem, nie mogłem lub nie umiałem spytać, a musiałem bowiem mało jednoznaczna odpowiedź Daniela nie ukierunkowała nijak moich przypuszczeń. Mimo to, na moje usta wpłynął delikatny uśmiech spowodowany wypowiedzią formującą się na moich ustach.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, najdroższy –wymruczałem, nieznacznie przybliżając swoją twarz do tej należącej do Daniela. Ponownie poruszyłem się wymowniej na jego biodrach.
Gdy doczekałem się wreszcie upragnionej zmiany w mimice mężczyzny, jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. Już sam on świadczył o kierunku myśli chłopaka. Mógłbym dać sobie rękę uciąć, że Danny w tym właśnie momencie usilnie próbuje zaprzeczyć moim słowom i nadać sobie wygodniejszy punkt widzenia. Z uporem godnym podziwu, stara się twierdzić, że zaistniałe przyczynowe spiritus movens ma swoje źródło w czymś innym , a nie we wspomniany posłuszeństwie. Doprawdy…
-Myśl ciszej, bo mam ochotę cię wyprowadzić z błędu –odparłem nieco głośniej od szeptu, powoli lustrując jego twarz od góry do dołu, zatrzymując się na dłużej przy oczach. Emocje jakie wypływały z nich na wierzch potrafiły jedynie przyprawić moje oblicze o bezczelnie zadowolony z siebie uśmiech.  Upieranie się, że nie dotyka mnie z własnej woli, czy czegokolwiek co sobie uroił Curtis, a nie dlatego, że kazałem mu tego nie robić to zwyczajne oszukiwanie samego siebie. Przecież obaj doskonale wiemy, że wyjścia z tej sytuacji nie ma. Ja nie odwołam tego co powiedziałem na ten temat, a on mnie nie dotknie twierdząc przy tym, że nadejdzie czas, a  sam za tym zatęsknię. Obaj to wiemy, a jednak tylko jeden z nas karmi się fałszywym przeświadczeniem. Można by rzec –pat. To nie jest kolejna gra sił, sprawdzian determinacji. To po prostu byłoby zbyt proste. Jeżeli ktokolwiek sądzi, że ma jakąkolwiek przewagę –musi się porządnie zastanowić nad tym, czy aby na pewno wie z kim ma do czynienia.
Mój nieodgadniony w swym wyrazie uśmiech, poszerzył się wraz z słowami, które opuściły, niespodziewanie miękkie zresztą, usta Daniela. Posłuszeństwo?
-Chyba możesz się tylko domyślać –odpowiedziałem chłopakowi, podobnie sugestywnym tonem do tego, którego sam użył –Danny –dodałem także i dopiero zauważyłem jak niekontrolowanie zaczynam drżeć z ekscytacji. Zwłaszcza w momencie, gdy na mój palec delikatnie nacisnęły zęby Curtisa. Moje biodra poruszyły się niecierpliwie, wyraźnie wyjątkowo niezadowolone z mojej zwłoki oraz dzielącego nas materiału ubrań. Oh, Najjaśniejszy, dlaczego pokalałeś mnie tak silnie reagującymi narządami? Dlaczego w takich chwilach jak ta, odbierasz mi przyjemność toczonej rozgrywki na rzecz przekazania mojemu penisowi własnej świadomości?
Korzystając z tego, że mój palec wciąż znajdował się tam, gdzie wcześniej nim Danny mnie ugryzł i z tego, że ów tak chętnie pcha różne rzeczy do ust –delikatne rozchyliłem jego wargi oraz zęby, by po chwili wsunąć palec z powrotem do środka. Kolejne dreszcze wywołało we mnie jedynie dotknięcie języka mężczyzny opuszkiem palca. Robiło się coraz niebezpieczniej, a ja nie miałem dłużej ochoty zwlekać z przejściem do głównego punktu programu.
Wyjąłem palec spomiędzy warg Daniela, by nachylić się po chwili nad jego twarzą znacznie bardziej niż to zrobiłem jakiś czas temu. W następnej sekundzie złączyłem własne usta z tymi Curtisa, z początku niezgrabnie na nie tylko naciskając, później wzbogacając pocałunek o brakującą finezje i pogłębiając go. Bez większych oporów, wkradłem się między usta chłopaka językiem. W momencie zetknięcia z tym należącym do niego, ponownie zadrżałem na całym ciele.
Między końcem jednej pieszczoty a początkiem następnej –przygryzłem wargę Daniela.
Moje ramie leniwie podążyło w dół pomiędzy naszymi ciałami, by równie niespiesznie zacząć rozpinać spodnie mężczyzny. Ta kontrola wydawała się mnie tak okrutnie przytłaczać. Natura jakby sama próbowała wskazać mi właściwy kierunek swoich poczynań, cały czas przyprawiając moje dłonie o niekontrolowanie drgawki i uniemożliwiając mi przejęcie jakiejkolwiek inicjatywy. Słyszałem jak mimo mojej silnej woli, w głowie formują się nieśmiałe błagania o dotyk. Ona zawsze robiła co chciała. Czy szaleństwo inaczej nazwać można było brakiem wpływu?
W końcu udało mi się rozsupłać guzik spodni chłopaka, rozsunąć rozporek i szarpnąć za materiał w dół. W tym samym momencie, oderwałem się od ust Daniela, by obrać sobie za cel dla dalszych pieszczot jego szyję. Błyskawicznie umieściłem tam charakterystyczny ślad w postaci niewielkiej, czerwonej malinki. Odsunąłem się nawet, by swoje dzieło obejrzeć w lepszej okazałości.
-Do twarzy ci z aktem własności –wymruczałem cicho i powróciłem do przerwanej czynności zabawiania się z ciałem Daniela, gdy ten nie miał możliwości się poruszyć inaczej niż w odpowiedzi na moje pocałunki.
Szybko moje pieszczoty przeniosły się na obojczyki mężczyzny. Mimo, że moje dolne partie domagały się rychłego zaspokojenia, starałem się ignorować ten dziwny dyskomfort powodowany znacznym podnieceniem. Zanim zdecyduję o losach tamtych części ciała, mam zamiar jak najdłużej korzystać z ubezwłasnowolnienia Curtisa.
Podwinąłem bluzkę Daniela do góry, chcąc dać mu do zrozumienia, że jak najszybciej powinien się pozbyć tej części garderoby.
-Dotknij.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#194PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:25 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc z ust Zacka dobrze znane każdemu powiedzonko, które mnie osobiście dosyć bawiło. Zastanawiam się ile już stopni do piekła zdążyłem pokonać i czy faktycznie wszystko miało swój początek w ciekawości. Nie, nie sądzę, by to od tego się zaczęło. Oczywiście, jak wielu ludzi jestem dość ciekawskim człowiekiem, chociaż głównie objawia się to poprzez moją wnikliwość ukształtowaną dzięki pracy. Ale swoją drogę do piekła rozpocząłem krzywdząc Zacka i to nie za sprawą ciekawości, a przez zwykły impuls, brak zastanowienia. Chociaż, gdyby cofnąć się dalej, moje zachowanie w dużej mierze spowodowane było przez narkotyki, a zacząłem je zażywać przede wszystkim z ciekawości, nim jeszcze weszło mi to w nawyk. Cóż za odkrycie. Faktycznie, ciekawość mogłaby być tym pierwszym stopniem. Dopiero potem pojawiła się brutalność, bezwzględność, okrucieństwo, chęć zysku, uzależnienie i wiele innych schodków. Zdaje się, że pokonałem ich już tyle, że początku nie widać. W tym przypadku, pierwszy stopień nieszczególnie mnie przeraża. Mam pełne prawo do bycia ciekawskim.
Z moich ust nie schodził lekki uśmiech, a oczy bez chwili wytchnienia wpatrywały się w Zacka. Przymrużone powieki i błyszczące tęczówki tworzyły osobliwy efekt, przesuwając się po całym zgrabnym ciele urzędującym na moich kolanach. Szybko spodobała mi się rola obserwatora i choć z natury jestem dominatorem, nieszczególnie przeszkadzało mi oddanie inicjatywy w ręce Zacka. Byłem poniekąd zafascynowany tym, jak niewtajemniczony we wszystkie te gejowskie sprawy chłopak, dobrze sobie radzi bez żadnych wskazówek. Zaskakiwało mnie to, że jeszcze nie tak dawno nie chciał posunąć się dalej niż do niewinnych pocałunków, a teraz sam prosi się o więcej uwagi i robi to w całkiem umiejętny sposób. W taki, że naprawdę z wielką chęcią zerżnąłbym go już teraz. Ta chęć jednakże odzwierciedlana była tylko poprzez oczy, które wyrażały również pewien rodzaj wyniosłości. Pokazywały, że jestem pewien swoich decyzji i mimo, że to Zack działa, ja zaś grzecznie siedzę, w każdej chwili może się to zmienić. Podobało mi się to co robił i nie zamierzałem temu zaprzeczać. Jakkolwiek jednak, mój przyjaciel tam na dole wciąż spokojnie spoczywał, przymuszany do tego wszelkimi pokładami mej silnej woli. Mam już tyle lat doświadczeń, że przy odrobinie starań jestem zdolny do ukrycia tej najbardziej widocznej oznaki pożądania. Co prawda przy tym gówniarzu potrzebowałem więcej niż odrobiny, ale tak czy inaczej, moje ciało nie reagowało inaczej, niż tylko lekkim, niekontrolowanym spięciem mięśni.
Ma ochotę wyprowadzić mnie z błędu? Mój uśmiech się pogłębił a wzrok przybrał bardziej wyzywający wyraz. Domyślałem się o co chodzi Zackowi. Nawet jeżeli nasza relacja przez długi czas pozostawiała i właściwie wciąż pozostawia wiele do życzenia, łączy nas ten rodzaj więzi, gdzie dwójka osób jest w stanie porozumieć się bez słów. Niemalże czytać w myślach. On wiedział, że jestem przekonany o swojej przewadze, a ja wiedziałem, że on uważa inaczej. Co znaczy tyle, że mój słodki przyjaciel zwyczajnie się myli i choćby próbował cały dzień, nie skłoniłby mnie do zmiany zdania.
Tak, domyślałem się. Mógłby zrobić naprawdę wiele. Mógłby, gdybym faktycznie był posłuszny. Ale bynajmniej. Stałem się taki tylko w oczach Pettersona i to tylko dlatego, że pozwalam mu tak myśleć. Jedynym, który mógłby wyprowadzać kogoś z błędu, jestem ja. Ale po co? Ta zabawa niewątpliwie przypadła mi do gustu. Miałem ochotę pociągnąć ją dalej i dlatego uśmiechnąłem się sugestywnie, pozwalając Zackowi na kontynuowanie swojej gierki. Pomyśleć, że gdy opuszczałem próg tego mieszkania kilka dni temu, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Chyba mogę określić swego przyjaciela mianem nieprzewidywalnego. A jeszcze do niedawna wydawał się być najbardziej przewidywalnym człowiekiem jakiego znam. Może to właśnie przez to, że faktycznie wyjątkowo dobrze się rozumiemy i z reguły wiemy, czego się po sobie spodziewać. Teraz odeszliśmy trochę od tej reguły.
Pozwoliłem chłopakowi na rozchylenie moich warg, które ochoczo przyjęły do środka jego palca. Mój język automatycznie podążył w tamtą stronę, przesuwając się zgrabnie wzdłuż całej jego długości. Odsunąłem swoje myśli od wiadomych rzeczy, czując ciepło rozlewające się po podbrzuszu. Nie mój drogi, ty masz sobie spokojnie leżeć.
Bez chwili wahania odwzajemniłem pocałunek Zacka, walcząc z chęcią przejęcia prowadzenia, co w innym wypadku zrobiłbym już dawno. Ale teraz się bawiliśmy, a ja nie chciałem jeszcze tej zabawy kończyć. Był to swoisty test dla mego samozaparcia i jak na razie zdawałem go pomyślnie, choć nie powiem, że bez trudu. Na lekkie ugryzienie odpowiedziałem tym samym. Zupełnie odruchowo i instynktownie. Lecz pomimo chęci mocniejszego wgryzienia się, nie zrobiłem tego. To była tylko delikatna pieszczota. A nabrałem wielkiej ochoty bycia niedelikatnym...
Przymknąłem oczy, przy tym umiejętnie ignorując ingerowanie w wygląd mego dolnego odzienia, gdy zabrał się za szyję. Gdybym pomyślał o tym jak niewiele materiału dzieli mnie od tyłeczka Zacka, całe moje starania poszłyby w pizdu. Nie powstrzymałbym się.
Kącik moich ust na znak rozbawienia gwałtownie podskoczył do góry. Gdyby jedna malinka świadczyła o przynależności do kogoś, byłbym teraz posiadaczem pokaźnego haremu. Jednakże nie dzieliłem swoich myśli z Zackiem, pozwalając by zajęły wygodne miejsce w mojej głowie. Leniwie czekałem na dalsze ruchy chłopaka, rozkoszując się tymi chwilami przyjemności. Bez zwlekania ściągnąłem koszulkę, która najwidoczniej przeszkadzała chłopakowi. I wtedy on się odezwał. Już?
Moje dłonie powoli się uniosły, układając się pod obydwu stronach talii chłopaka. Posłałem mu jeden z tych seksownych uśmieszków i prowokujących spojrzeń, po czym wyprostowałem się lekko, zmuszając go do zaprzestania pocałunków. Moja twarz powoli zbliżyła się do jego ucha, chuchając nań ciepłym powietrzem. Przez chwilę panowała między nami cisza zapowiadająca to wszystko co mogłoby się za chwilę wydarzyć. Mogłoby.
- Nie - mruknąłem tym gardłowym, łóżkowym tonem, zaraz po tym zrzucając Zacka ze swoich kolan, przy użyciu tych właśnie dłoni, które wygodnie spoczywały na jego talii. Z pełnym uśmiechem na ustach podniosłem się na nogi, zapinając spodnie i chwytając koszulkę. Wciągnąłem papierosa, który już po chwili odpalony zagościł między moimi wargami. Oparłem się o blat stając przodem do Zacka i posłałem mu zupełnie niewinne spojrzenie. Wyglądał zajebiście. Rozpalony, podniecony, rozochocony do granic. Mogłem to wykorzystać. Lecz przekorna natura wygrała, a satysfakcja była warta zrezygnowania z tego co mógłbym mieć. Na to jeszcze przyjdzie czas. Skoro tego chce, im dłużej będzie czekał, tym bardziej będzie pragnął. Gdy już dobiorę się do tego zgrabnego tyłka, obydwoje zapamiętamy to na baaaardzo długi czas. Już ja tego dopilnuję.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#195PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:26 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Jak daleko miałem zamiar się posunąć, zależało od sekundy, w której trwałem. Na zmianę wahałem się pomiędzy przerwaniem tego w tym momencie a pociągnięciem do samego końca. Nigdy wcześniej nie miałem okazji zaobserwować u siebie tak frustrującego niezdecydowania. O ile zazwyczaj potrafiłem w końcu skłonić się ku ostatecznemu rozwiązaniu, rozważając każdy jego aspekt poprzez głęboka analizę - teraz nie byłem w stanie nawet zacząć myśli. Obezwładniony przez natrętne emocje, których mimo, że nie pokazywałem po sobie tak mocno jak podniecenia - wciąż tam były i sprawiały mi dyskomfort. Nawet wtedy, gdy z głębokim skonsternowaniem przyglądałem się każdej kolejno i przyjmowałem do siebie bez cienia zawahania.  Mogę wątpić w istnienie uczuć, ale emocje z pewnością były prawdziwe i namacalne. Zbyt dotkliwe, by zostać zignorowane. Daniel nie pomagał w ogóle, nie wchodził w sojusz ze mną, a stał po stronie wrogiego frontu mego zdezorientowania. Zmieszania. Zażenowania tym, że posuwam się dla niego do czegoś tak obrzydliwego, a on najwyraźniej czuje się w tej sytuacji o wiele bardziej komfortowo.
Moim oczom ukazał się nieprzyjemny uśmieszek chłopaka, gdy tylko wspomniałem o przynależności. Oczywiście, każda taką wypowiedź Danny będzie traktował tym samym grymasem jakoby nie nadmienie swojego stanowiska w gestii obrony przed moją, niekoniecznie umyślną, ofensywą  skutkowałoby porażką na płaszczyźnie niezależności. Posłałbym mu więc pełen politowania uśmiech, gdyby nie znaczący fakt, że usta mam zajęte czymś z grubsza czymś innym.
Wydawać by się mogło, że zbyt wcześnie się poddałem. Mogłem bowiem ciągnąć nasza gierkę dużo dłużej bez konieczności zostania odebranym w sposób przeciwny do rzeczywistych motywów jakie mną kierowały. Jeszcze chwile temu jeszcze nie byłem na tyle rozpalony, by werbalizować swoją przegraną. To byłaby przecież ostateczna porażka. Zatem, dlaczego? Otóż mimo swej ogromnej niedojrzałości - potrafiłem w sposób szczególnie trafny określać dla siebie najbardziej korzystne działania dezercyjne. Najprościej rzecz ujmując - odstąpienie od konkursu na rzecz wyższych celów. Poza tym - byłem naprawdę ciekaw co w tej sytuacji zrobi m ó j Danny. Bo przecież pewnie myśli sobie teraz, że wygrał. A wygrał?
Daniel zachowywał się jednoznacznie, jego zachowanie nieszczęśliwie działało na mnie tak jak on tego chciał, a ja nie miałem pojęcia, że potrafię do tego stopnia zatopić się w zbliżeniu. Tym bardziej nie spodziewałem się tego, co nastąpiło zaledwie parę sekund później.
Moje oczy zwęziły się niebezpiecznie zamiast otworzyć szeroko na wskutek szoku. Na zaskoczenie mogłem sobie pozwolić wewnątrz siebie, zaś na zewnątrz - byłem po prostu wkurwiony. Bylem pewien, że to kolejne jego widzimisię, że robi to tylko dla własnej chorej satysfakcji. Nie miałem także pojęcia czy być pełnym podziwu i fascynacji, czy jednak rozwalić jego głowę o najbliższą ścianę. Mógłbym dzielić obie te emocje naraz jakby nie patrzeć...
I jeszcze ma czelność słać mi tego typu spojrzenia, gdy ja wprost morduję go wzrokiem. Najwyraźniej facet ma za wielkie mniemanie o sobie. Jeżeli myśli, że może sobie ze mną pogrywać, z tak lekceważącym wyrazem na twarzy - faktycznie może z nim być coś nie tak.
Mijały kolejne sekundy, po głowie wciąż rozbijało mi się to krótkie słowo. Odmowa.
Kilkanaście sekund później, podniosłem się powoli z kanapy, przeczesałem powoli włosy palcami i odwróciłem znów przodem do opierającego się o blat Daniela.
Nim chłopak zdążył zaciągnąć się papierosem znów, znalazłem się przy nim. Zadarłem leko głowę do góry, spoglądając na niego wzywająco. W mgnieniu oka, uniosłem do góry dłoń i zamachnąwszy się, zdzieliłem Curtisa po tym jego ryju.
-Drań -warknąłem, marszcząc nieznacznie brwi i spoglądając chłopakowi w oczy z wyraźną wrogością. Zapewne z boku wyglądało to przekomicznie, kiedy to aż prosiłem się o wpierdol, prowokując wyższego o piętnaście centymetrów, szerszego w barach, wyglądającego na kryminaliste faceta. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Danny będzie miał minimalne opory zanim mi odda. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby Curtis puścił mi to płazem. Nie takie rzeczy się robiło.
-Jeżeli myślisz, że po takiej akcji chętniej dam ci dupy i znowu się zakocham...-zacząłem i niemal zachłysnąłem się tym co pod wpływem uniesienia opuściło moje usta. Właściwe niepotrzebnie otworzyłem usta. Mogłem przecież siedzieć cich--
Miałem ochotę złapać się za głowę. Pogrążałem się przed samym sobą, coraz wyraźniej czując jak lada moment zapieką mnie policzki.
Zebrałem w sobie ostatnie pokłady silnej woli i westchnąłem, próbując sprawić wrażenie jakby rzekomo nie zrobiło na mnie wrażenia, to co mi się wyrwało. Może istnieje jakaś szansa na to, że Daniel nie zauważył jak zażenowany jestem. Oczywiście, kiedyś może miałem zamiar zażartować sobie z tego przy Danielu, ale nie była to ta chwila, a to krótkie wyznanie zdecydowanie lepiej było zachować dla siebie.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#196PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:27 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie potrafiłem zdjąć z twarzy uśmiechu, gdy przed moimi oczami znajdował się obraz iście wkurwionego Zacka. Potrafimy się kłócić i nie dogadywać, ale nie skłamię mówiąc, że rzadko widzę go konkretnie wyprowadzonego z równowagi i podczas, gdy w innej sytuacji taki obrót spraw w ogóle by mnie nie cieszył, tak teraz dostarczał dziwnej satysfakcji. To, co wyrażały oczy Zacka, wpatrującego się we mnie z tą zawiścią, ciężko było jednoznacznie określić. Podobał mi się ten obrazek. Naprawdę podobał i sam nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić dlaczego. Może dlatego, że był tak pewny swego, a jednak nie pozwoliłem ciągnąć mu tej zabawy. Wyszło na moje, a to zawsze przyjemne uczucie. Poza tym, miło było widzieć, że Zack nie dostał tego co chciał. Ale dlaczego? Nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo przeszkadza mi myśl, że chłopak mógłby być górą. Ostatecznie chyba powinienem zrzucić to po prostu na swój charakter. Zdecydowanie sam wolę dominować i myślę, że raczej to widać. Wszelkie próby przejęcia kontroli przez innych, instynktownie zwalczam. Ale głównie chodzi o to, że sam się przyznał. Chce, żebym go dotykał, pomimo wydanego wcześniej zakazu. Wygląda na to, że na tym właśnie najbardziej mi zależało. Być może chciałem mu dać nauczkę i sprawić, by następnym razem pomyślał dwa razy nim coś powie. A może raczej chciałem, żeby sam uświadomił sobie, że nie jestem mu obojętny i pragnie tego, czego do tej pory chciałem tylko ja. Nie byłem pewien swoich motywów, ale niezależnie od nich, mój humor całkiem nieźle się poprawił.
Zaciągałem się spokojnie papierosem, patrząc na Zacka z tym samym, usatysfakcjonowanym uśmiechem, który pogłębiał się z każdą chwilą, podczas której mordercze spojrzenie chłopaka wzmagało na sile. Z rozbawionym, przekornym spojrzeniem, opierając się swobodnie o blat, mierzyłem wzrokiem niebieskowłosego, który postanowił podnieść tyłek z kanapy. Nie wiedziałem co zamierza zrobić i właściwie nie skupiałem się za szczególnie na tworzeniu domysłów. Po prostu z wielką swobodą patrzyłem na to jak zbliża swoje kroki i beztrosko dopalałem fajka.
Nie sądziłem, że wziął to aż tak bardzo do siebie, mimo tego, że jego wzrok wyrażał bardzo wiele nieoszukanych, negatywnych emocji. Sam traktowałem to raczej jako przekomarzanie i to na dodatek całkiem uzasadnione. Miałem prawo w jakiś sposób odegrać się na Zacku, który twierdził, że jestem jego własnością po tym, jak jeszcze niedawno z pełnią obrzydzenia zakazał mi się do siebie zbliżać. Należała mu się mała nauczka, bo przecież jeżeli żałował tamtych słów, a niewątpliwie tak jest, mógł powiedzieć wprost. Gdyby przyznał się do błędu, moje ręce już od dawna wodziłyby po jego ciele, rozpalając chłopaka do granic możliwości i ani myślałbym cokolwiek przerywać. Ale skoro on poszedł inną drogą, ja również postanowiłem postąpić wbrew temu co zapewne po mnie oczekiwano. Zack zareagował jak rozwydrzony bachor, któremu odebrano zabawkę. Zbyt gwałtownie, zbyt emocjonalnie, zbyt głupio.
Podniósł na mnie rękę.
Na mnie nie podnosi się ręki.
Nigdy.
Skurwiel.
Na moich ustach nie pozostał nawet cień po poprzednim uśmiechu, gdy beznamiętnie wpatrywałem się w błękitne oczy. Powoli wyciągnąłem z ust papierosa i tak samo niespiesznie zgasiłem go w popielniczce stojącej za mną, odwracając się na chwilę plecami do Zacka. Przyćmiony wściekłością, której w żaden sposób nie odzwierciedlała moja twarz, nie rozumiałem sensu słów chłopaka. Przez kilka sekund trzymałem kiepa, który zdążył już przygasnąć i wpatrywałem się w niego tym samym nie wyrażającym nic wzrokiem.
W końcu odwróciłem się z powrotem przodem do Zacka, robiąc to w zupełnie niegroźny, powolny sposób. Przez sekundę nasz wzrok znów się z łączył, zaś w następnej, moja zaciśnięta pięść z impetem uderzyła w przystojną twarz. Ja sam odczułem uderzenie chłopaka jedynie poprzez lekkie pieczenie, jednakże on zapewne odczuje moje dużo bardziej. Chyba go popierdoliło, jeśli myślał, że to się skończy inaczej. Nie miałem powodu, by nie oddać i to z nawiązką. Nie miałem też powodu, by zanadto powstrzymywać siłę. Wkurwił mnie. I tylko dzięki tym sekundom spędzonym na gaszeniu fajka, potrafiłem opanować zbliżającą się furię. Tylko ja mogłem wiedzieć jak niewiele brakowało, by skończyło się to dla Zacka dużo gorzej niż lekkim uderzeniem. Ale już było dobrze. Moja twarz na powrót zaczęła wyrażać emocje i teraz z grymasem, oraz złością w oczach skierowana była w stronę chłopaka. Również mogłem przeanalizować słowa, którymi obdarzył mnie przed kilkoma chwilami.
Znowu się zakocha? Zakocha? Miłość? Że ja... on, że my i miłość? Że ja z nim? MIŁOŚĆ? Że niby ja chcę, żeby on się we mnie ZAKOCHAŁ? Zaraz. Znowu? Znowu zakochał. Jak to znowu zakochał? To musiałoby znaczyć, że już kiedyś kochał. Kochał? Pierdolicie.
- Znowu?... - Mruknąłem, pozwalając by cała złość ustąpiła wielkiemu zdziwieniu, odzwierciedlonemu przez uniesione brwi i uchylone głupio usta. Mrugnąłem kilka razy oczami, patrząc na chłopaka z niezrozumieniem. Niemożliwe. - Kochałeś mnie? - Jak przyjaciela. Kochaliśmy się jak przyjaciół, to oczywiste, ale... Ale jego słowa nie były ubrane w ten właśnie kontekst. Miały zupełnie inne znacznie. Miłość? TAKA miłość? Dlaczego pomyślał, że chcę miłości? Wyglądam jakbym jej chciał? Dlaczego powiedział te pieprzone "znowu"? To niemożliwe. Nie uwierzę w to. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Wtedy, cztery lata temu zburzyłem naszą przyjaźń. PRZYJAŹŃ. Bo jeżeli ze strony Zacka było coś więcej, to znaczy, że zraniłem go dużo mocniej niż myślałem. Ale nie było, prawda? To niemożliwe. Żaden z nas nie był gejem. Nie mógł mnie kochać. Powiedział to przez przypadek. Przejęzyczył się.
Czekałem na odpowiedź. Nie byłem w stanie dodać nic więcej. Niech to wyjaśni. Miłość kurwa... MIŁOŚĆ.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#197PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:30 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Doskonale zdawałem sobie sprawę z istniejących konsekwencji jakie mogły nastąpić po tym, co zrobiłem. W oczach chłopaka mogłem też się okazać kimś, kto z grubsza nie zachowuje się jak na jego wiek przystało. To był jednak mój najmniejszy problem i wcale się tym nie przejmowałem. Tym jak mnie postrzega ktokolwiek, kto nie jest mną. Mogło mi zależeć na kimś, mogłem czuć pewne sentymentalne przywiązanie, ale gdybym zaczął być oceniany z powodu tego, kim się staję w danym momencie -byłby to koniec. Nie chciałem by Daniel traktował mnie jak kogoś, kim właściwe jestem. Nie jest to ucieczka czy unikanie niewygodnego problemu jakim stała się emocjonalna nadwrażliwość, gdy już rzeczywiście coś czułem. W pewnym stopniu czerpałem z tych momentów dużo satysfakcji, przyjemności. Zapamiętywałem, jak to jest tak mocno się w coś angażować. Złość miała najwięcej kolorów. 
Widziałem jak bardzo jest z siebie zadowolony. Może nawet mocniej pchnęło mnie to w kierunku ingerowania w jego przestrzeń, podniesienia na niego ręki i rzucania tak wyzywających spojrzeń, na jakie tylko było mnie stać. Ale nie, nie spodziewałem się w ogóle tego, jak mi się odpłacił Daniel. Głównym mankamentem czucia był brak czasu na rozeznanie w sytuacji i działania pchane impulsem. Nie podszedłem do tego jak zwykle to robiłem. Nie zastanawiałem się nad tym, gdy już go uderzyłem. Dopiero później przerosła mnie świadomość tego, że w ogóle nie opłacało mi się rzucanie się z łapami na Curtisa. Nawet jeżeli tylko go spoliczkowałem. 
Wszystko to dopadło mnie dopiero po fakcie, gdy Danny ze stoickim spokojem dogasił papierosa. Wyglądał jakby fizycznie nie zrobiło na nim wrażenia to lekkie pacnięcie, ale głupotą byłoby sądzić, że pozostawi to bez echa. Bardzo bolesnego echa. 
Spiąłem się i zaciskałem szczękę na zmianę z pięściami. Te sekundy wlekły się w sposób niemożliwie frustrujący swoim tempem. Wpatrywałem się w gładką, na pozór spokojną twarz Daniela, kiedy ten gasił papierosa w popielniczce. Niezwykle długo. Niezwykle wolno. 
Niepokojąco niespiesznie odwrócił się w moją stronę. Powinienem był już wtedy wycofać się, przygotować czy zrobić cokolwiek żeby bolało mniej. Znamienna stała się moja ciekawość. Niezaspokojona nieprzewidywalnością mężczyzny i możliwie nawet bardziej bolesna niż się spodziewałem. Zaskoczyłby mnie, gdyby jednak zrezygnował z tego, o co podejrzewałem go.
Była to tylko jedna sekunda, gdy Curtis posłał w moją stronę pojedynczy cios swojej pięści. Impet był na tyle duży, a ja na tyle niski i niezbyt zbitej budowy, że w następnej chwili poleciałem na ziemię. Cudem uniknąłem dodatkowego zderzenia z blatem bowiem znajdował się nieopodal. Udało mi się tylko obić ramię podczas upadku. 
Podniosłem się do siadu, przyciskając dłoń do ust, które pulsowały bólem podobnie do całej prawej strony szczęki. Dłuższy moment wbijałem wzrok w posadzkę. 
Spojrzenie niebieskich oczu podniosłem na niego dopiero wtedy, kiedy usta mężczyzny opuściło zdławione pytanie. Jego twarz wyrażała zaś znaczne zaskoczenie. Właśnie w tej chwili dotarło do niego, co powiedziałem? Powinienem mu gratulować, że w ogóle dotarło. Albo być może wmówić mu, że się przejęzyczyłem?
Odsunąłem palce od ust i przez kilka sekund taksowałem z niejakim uwielbieniem czerwone ślady krwi, które elegancko barwiły moją skórę. Przejechałem językiem po wardze. Metaliczny smak krwi uderzył moje zmysły silniej niż ból, który czułem. Byłem... podekscytowany. I zupełnie nie przejmowałem się już tym, co niechcący mi się wyrwało. 
Znów wbiłem swój wzrok w zaskoczonego Daniela, którego emocja zdziwienia się pogłębiła. Uśmiechnąłem się szeroko, ukazując niewątpliwie zabarwione na czerwono zęby.
Zapewne uzmysłowił sobie to, jak bardzo musiało to na mniej wpłynąć zajście sprzed czterech lat. Jak o wiele bardziej niż się spodziewał. I miał absolutną rację, co do tego, że gdybyśmy byli tylko kumplami –nie byłbym tak zdruzgotany, jak byłem naprawdę. 
Powaga sytuacji i gęstniejąca atmosfera była do tego stopnia namacalna, że uśmiech z mojej twarzy zniknął po krótkim czasie.
-Pewnie uświadomiłbym to sobie w trzeciej klasie, gdybyś mi pozwolił -wymruczałem cicho, acz słyszalnie -Pewnie moglibyśmy być... -Nie chciałem dokończyć. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem się brzegu blatu, by przy jego pomocy unieść się do pionu. Chwiejnie zbliżyłem się do zlewu i zawisłem nad nim. Splunąłem doń i spłukałem czerwoną ślinę wodą. 
-Ale to niemożliwe -odparłem w końcu i spojrzałem na chłopaka kątem oka -Nigdy w życiu już się nie zakocham. Zwłaszcza w tobie.
Jakkolwiek popieprzony bym nie był, musiały istnieć granice akceptacji tego co zrobił mi niegdyś Daniel. Mogłem się fascynować obecnym wizerunkiem Curtisa, mogłem pożądać go w jakiś pokręcony, niemal masochistyczny sposób, ale nigdy nie umiałbym się w nim znowu zakochać. Bo to było i będzie niemożliwe jakkolwiek by na to nie spojrzeć. Zacisnąłem powieki, chcąc odgonić od siebie idiotyczne domysły i kolejne próby zapewnienia siebie w irracjonalności tego stwierdzenia, jak gdyby było to po prostu możliwe, a ja chciałem na wszelki sposób temu zaprzeczyć. 
Jęknąłem cicho, czując jak coś zaciska mi się w gardle. Zamrugałem kilka razy, kiedy poczułem jak widzenie mętnieje przez łzy, które pojawiły się znikąd. Mój oddech niespodziewanie zaczął przyśpieszać. Zmarszczyłem brwi. 
Ten lęk mnie podniecał. Nie tylko gardło ściskało mi się w supeł. Czułem to też w żołądku. 
Odepchnąłem się gwałtownie od blatu.
-Nie patrz tak na mnie -warknąłem. Zrobiło mi się duszno. Patrzył na mnie, mimo wszystko. Nie potrafiłem już nic powiedzieć. Przestałem cokolwiek odbierać z zewnątrz. Pamiętam tylko, że tępo wlepiłem swoje spojrzenie w Daniela, by za chwilę przestać czuć, że oddycham. W uszach dudniło mi tętno. Słyszałem je. O matko, słyszałem to wszystko.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#198PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:32 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Nie byłem w stanie pojąć całym swoim umysłem informacji jakie właśnie do mnie napłynęły. Mimo, że jeszcze nie odzyskałem odpowiedzi od Zacka, podświadomie wiedziałem, że nie wyprowadzi mnie z błędu. W końcu jego słowa brzmiały zupełnie jednoznacznie i nie mogłem odebrać ich w inny sposób, niż właściwie już to zrobiłem. Ale nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nie mogłem uwierzyć, że to specyficzne uczucie, którego nie dane było mi zaznać przez dwadzieścia jeden lat życia, w jakiś sposób zostało ze mną powiązane. Przeżyłem szok spowodowany istnieniem tego typu miłości tak blisko mnie, że przez chwilę niemalże ją czułem. Poczułem się cholernie dziwnie z myślą, że ktoś kiedyś mógł mnie kochać. Na dodatek uważa, że teraz oczekuję od niego takiego uczucia, podczas gdy ja nawet przez chwilę o czymś podobnym nie myślałem. Ja nie potrafię kochać i nie chcę niczyjej miłości. Jest to coś, czego zbyt mocno nie rozumiem, by mogło mnie dotyczyć. Ale Zack sprawił, że nie mogłem uciec i mimo, że wszystko miało się dziać w przeszłości, to teraz odczuwałem skutki. Pragnąłem żeby rozwiał moje podejrzenia, lecz on nic takiego nie zrobił.
Zacisnąłem usta w wąską linię, mrużąc oczy przy jednoczesnym śledzeniu ruchów Zacka. Na moje usta wypłynął kolejny grymas, gdy oszacowałem stan tej pięknej buźki. Nie wyglądała za dobrze z uwidaczniającym się sińcem i spływającą spomiędzy warg krwią. Przesadziłem? Nie, wiedząc jak mało brakowało, by to wszystko skończyło się dużo gorzej, nie mogę myśleć, że mnie poniosło. Ależ skąd, można by rzec, że byłem delikatny. Zack sam jest sobie winien, nikt w końcu nie kazał mu zgrywać obrażonej panienki. Nie jestem księciem, który z pokorą zniesie uderzenie w twarz, szybko o nim zapominając. Obydwaj jesteśmy facetami i obydwaj wiemy co się dzieje, gdy dochodzi do użytku rąk w sposób jaki zaprezentował Zack. Nie wydaje mi się, by spodziewał się mojego wycofania. Nie miałem więc wyrzutów. Wręcz przeciwnie, byłem z siebie dumny, ponieważ nie zdążyłem zatracić świadomości. Opanowałem się, robiąc duży krok w kierunku normalności. To przecież nieważne, że nie stanowił on nawet jednej setnej drogi do przebycia.
I czego się szczerzy? Skrzywiłem się jeszcze bardziej, widząc oblane czerwienią zęby. Mi bynajmniej nie było do śmiechu po tym co usłyszałem. Nie chciałem od niego żadnych uczuć i nie chciałem wiedzieć, że takie istniały, nawet jeśli faktycznie tak było. Niecierpliwiąc się, czekałem na odpowiedź, nawet jeśli nie spodziewałem się usłyszeć niczego dobrego. Sprawnie ignorowałem cholernie dziwne uczucie tlące się gdzieś w moim wnętrzu i mocno kontrastujące z całą niechęcią do zackowej miłości. Byłem pewien, że nie chcę tego gówna, ale czułem coś dziwnego. Coś poza wkurwieniem i dystansem do tego uczucia, o którym powiadomił mnie chłopak. Ale nie chciałem wiedzieć co to może być i w pełni skupiłem się na niechęci. To było jedyne słuszne nastawienie względem tego nieoczekiwanego wyznania.
Nie odrywałem wzroku od Zacka i z wyrażającą wiele emocji twarzą, przysłuchiwałem się jego słowom. Więc nie wiedział tego wtedy. Nie wiedział, że mnie... No. Czyli może mu się teraz coś wydawać. Mógł się pomylić, źle odebrać pewne rzeczy. Wyobrazić to sobie. Tak po prostu... Źle myśleć. Przecież to nie takie niemożliwe. Wzdrygnąłem się słysząc niedokończone zdanie. Moglibyśmy co? Nie moglibyśmy. W żadnym wypadku nie mog...
Zacisnąłem pięści, widząc oczami wyobraźni wizję tego jak wszystko mogłoby potoczyć się, gdyby nie tamta noc. Kolejne dziwne i wyjątkowo nieprzyjemne uczucie przeszyło moje ciało. Żal? Idiotyzm. Na pewno nie byłoby tak jak przypuszcza Zack. Przecież... Przecież to niemożliwe.
Ocknąłem się, gdy usłyszałem swoje myśli wypowiedziane na głos przez chłopaka. Mój wzrok wciąż był utkwiony w nim. Kolejne niezrozumiałe emocje wypełniły czarne tęczówki, gdy dodał następne słowa. Powinna pasować mi ta deklaracja. Przecież nie potrzebowałem jego zasranej miłości. A jednak w żadnym stopniu się nie ucieszyłem. Nie pojawiła się nawet żadna ulga, lecz coś zgoła innego. Zupełnie innego. Przeciwnego. Kurwa, co się ze mną dzieje? Co to za irracjonalna sytuacja?
Teraz już wpatrywałem się z niego z mieszanką kompletnie sprzecznych uczuć, w efekcie czego ostatecznie przeważyła bezradność. Zagubienie. Nie potrafiłem poradzić sobie z tym co czułem, a jednocześnie sam nie wiedziałem czym to było. Zmrużyłem oczy i zacisnąłem pięści, przeszywając swym spojrzeniem Zacka. Co miałem zrobić? Czułem się dziwnie. Nieswojo i niezręcznie. Ponadto poczułem nagłe zaniepokojenie widząc, że z chłopakiem dzieje się coś niepożądanego. Powinienem wyjść. Iść w pizdu i ochłonąć. Ale stałem w miejscu i wciąż patrzyłem na chłopaka, nie odrywając wzroku, gdy usłyszałem wyraźny nakaz. Zmarszczyłem brwi niezaprzeczalnie dostrzegając łzy. Zaczął dziwnie oddychać. Dziwnie wyglądać. On...
- Zack - zdołałem w końcu coś powiedzieć, samemu próbując opanować cholernie nachalne emocje. Nie zareagował i choć wpatrywał się we mnie, jego wzrok był nieobecny. Nie potrafię opisać uczucia, które właśnie mnie ogarnęło. Bałem się? Nie, to coś innego. Coś gorszego. - Zack! - Wyglądał tak okropnie. Poczułem się winny. Zakrwawione usta, posiniaczona twarz ozdobiona łzami i te cholerne, nienormalne spojrzenie.
Nie wiem kiedy moje nogi gwałtownie pognały w jego kierunku na spółkę z rękoma, które same z siebie, szczelnie go objęły. Jedna ręka przyciągnęła szczupłą talię, podczas gdy druga chwyciła jego głowę, przyciskając ją do mego ramienia. Nachyliłem się, opierając czoło o niebieską czuprynę. Używałem przy tym więcej siły niż zamierzałem. Nie potrafiłem inaczej. Czułem się tak cholernie dziwnie. Chciałem mieć go przy sobie. Chciałem, żeby do mnie wrócił.
- Zackie - szepnąłem, samemu nie poznając własnego głosu. Był taki niestabilny. - Przepraszam. - Co ja powiedziałem? Co się tak właściwie dzieje? - Już dobrze... - Moje palce delikatnie przesuwały się po jego włosach i plecach. Przymknąłem oczy, nie zwalniając uścisku. Nie potrafiłem tego zrobić. Zwyczajnie nie potrafiłem. Tak samo jak nie potrafiłem odnaleźć siebie w tym wszystkim. A może to właśnie byłem ja? Nie myśląc nad tym co robię, nie myśląc nad tym co powinienem zrobić, poddałem się reakcji i samowolce mego rozumu oraz ciała. Więc to musiało coś znaczyć. Nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć co.
Powrót do góry Go down
Voldemort

Voldemort

Liczba postów : 802
Join date : 06/07/2015
Age : 98
Skąd : Alaska

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#199PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 2:34 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=Zack%20Petterson&name=PTF55F
Mogłem się domyślać tego, co się ze mną dzieje. Coś niedobrego. Coś tak totalnie popieprzonego, że chyba powinienem był już wtedy zacząć się martwić o siebie zamiast po raz kolejny udawać, że bycie nienormalnym jest na porządku dziennym. Nie było i nie powinno mi się tak zdawać. A jednak, udawało mi się wmawiać sobie regularnie, że to nic złego. Przecież istnieją problemy. Każdy je ma i jakoś sobie ludzie z tym radzą. W ciszy i spokoju, gdzieś tam w swoich mieszkaniach. Sami, pozostawieni sobie. Jeżeli tak właśnie miało wyglądać moje życie -jestem gotów pogodzić się czymkolwiek radzić sobie mi było dane. A przecież w tej chwili nie wyglądał em ani trochę jak ktoś, kto sobie radzi z czymkolwiek. W tym aktualnym momencie, nie potrafiłem nawet oddychać. Wszelkie bodźce były odległe. Jeżeli cokolwiek do mnie docierało to tylko zza jakiejś niemożliwe grubej ściany wody. Z głębi oceanu, w którym permanentnie się topiłem. Bez przerwy.
I mógłbym to znieść. W końcu kiedyś by minęło. Niestety, to nie było takie proste. Czułem się upokorzony, gdy świadomość wracała na chwilę, by znów mi umknąć. Chwytałem wtedy powietrze. Gorączkowo.
Słyszałem rzeczy, widziałem kształty i kolory. Mógłbym przysiąc, że chwiałem się na boki i traciłem równowagę podczas, gdy  zapewne tylko mi się wydawało i stałem prosto. Wydawało mi się, że coś mówiłem, ale przecież tylko słyszałem jak ktoś do mnie mówi.
W brzebłyskach mglistego zrozumienia, poczułem jak ktoś zamyka mnie w szczelnym uścisku, a pojedyncze łzy wreszcie w coś wsiąkają zamiast spływać po twarzy i znikać w zakrwawionych ustach, nabrzmiałych bólem po uderzeniu Curtisa. Z mojego gardła wydobył się szloch, może jęk albo śmiech. Dłonie kierowane odruchem uniósły się same i zacisnęły kurczowo na odzieniu mężczyzny.
Znowu słowa, które mieszały się z tymi drugimi, wiec nie potrafiłem ich wyodrębnić ani zrozumieć przesłania. Miałem nieodparte wrażenie, że nie powinienem był tego przegapić.
Mijały kolejne sekundy, a mój stan wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Nie potrafiłem jednoznacznie tez określić po upływie jak długiego czasu, zacząłem odnajdywać w sobie. A pierwszym co zrobiłem nieco bardziej kierowany własną wolą niż pod dyktando popieprzenia, było rozluźnienie palców u dłoni, które wciąż zaciskały się mocno na koszulce chłopaka. Pogladziłem Daniela po bokach, dając mu do zrozumienia, że mija cokolwiek trwało. Sposób, w jaki przyciskał mnie do siebie pozwalał mi sądzić, że przejmował się mną o wiele bardziej niż mógłbym sądzić. Nie zostawił mnie. Myśl ta wywołała we mnie niepokojące poczucie jakiegoś ciepłego uczucia. Byłem absolutnie bezpieczny i tylko to się liczyło.
-Danny -wydusiłem w końcu, z trudem artykułując głoski. Westchnąłem swobodnie w jego ramię, by po chwili pociągnąć żałośnie nosem.
-Musisz mnie puścić -odparłem słabo, nie swoim głosem -Odbija mi -dodałem także, by w następnym momencie nieco się odsunąć od chłopaka. Zrobiłem to z ogromną niechęcią.
Całkowicie wyplątałem się z ramion Daniela i chwiejnie ruszyłem w kierunku pokoju. Wyciągnąłem z którejś z szafek tabletki i czym prędzej połknąłem dawkę. Usiadłem na brzegu łóżka i przymknąłem oczy. Jakby to cokolwiek mogło pomóc...
Powoli przestawałem czuć się niepewnie i uspokojenie się spłynęło na mnie w uldze. Uniosłem powieki. Świat znowu był taki, jakim go zostawiłem.
Chwilowo wbiłem swoje spojrzenie we własną dłoń trzymająca pudełko tabletek. Uśmiechnąłem się lekko, odstawiłem je na szafkę przy łóżku i dźwignąłem się do pionu. Poruszając się pewniej niż jakiś czas temu, skierowałem swe kroki ku łazience, chwilowo pozwalając sobie nie spojrzeć na Daniela. Coś dziwnego między nami zaszło, a dopóki nie obleję sobie twarzy zimna wodą, nie ma mowy, żebym mierzył się z rozmowa z Danielem.
Przekroczyłem próg łazienki i nie spoglądając w lustro, zacząłem faktycznie płukać sobie całą twarz zimna wodą. Nabrałem jej też w usta, by zniwelować ten metaliczny posmak krwi. Tkwiłem tak w łazience przez następne parę minut po czym wytrzeć się ręcznikiem i zgasiwszy światło w niej, ruszyłem znów w kierunku kuchni.Tam zastałem Daniela.
Zająłem miejsce przy stole i wbiłem w niego wyczekujące spojrzenie. Chyba powinienem mu coś wyjaśnić. Powinienem? Jakoś wypadałoby wytłumaczyć swoje żałosne zachowanie sprzed chwili. Najpierw jednak powinien chyba wyrazić potrzebę ku temu by posiąść taka wiedzę. Czy go to w ogóle obchodziło? Jeżeli nie, tylko się skompromituję. Westchnąłem bezgłośnie i dotknąłem dłonią obolałej twarzy. Pewnie będę miał siniaka.
-Przepraszam za... to -wydukałem niepewnie i skierowałem swój wzrok w inną stronę, gdzieś w bok zamiast patrzeć na Daniela.
-Nie potrafię nad tym panować.
Czułem się zniesmaczony, pełen wstydu i rezerw. Wobec Curtisa jeszcze nigdy nie byłem tak spięty.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#200PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 EmptyNie Paź 11, 2015 3:42 am

I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Newcreate.php?text=-Daniel%20Curtis-%20Danny&name=Austie%20Bost%20Descriptions
Dawno nie byłem tak przerażony. Naprawdę. Ta myśl uderzyła we mnie z dużą siłą, paraliżując całe moje ciało, będące tak blisko Zacka, próbujące przynieść mu jakąś ulgę. W swoim życiu robiłem i widziałem wiele rzeczy mogących odebrać oddech, przyprawić o dreszcze i niemoc. Może właśnie dlatego zdążyłem już się uodpornić, przez co strach był mi uczuciem dość mocno odległym przez długi czas. Ostatnio czułem go wtedy, gdy jechałem motocyklem stanowczo zbyt szybko jak na stan, w którym się znajdowałem i dozwolone, ogólnie przyjęte normy. Ale nawet wtedy nie było mi tak chujowo jak teraz, kiedy trzymałem Zacka w objęciach, nie wiedząc co się z nim dzieje i czy moja bliskość może mu w ogóle w jakikolwiek sposób pomóc. To znaczy, nie. Wiedziałem, a przynajmniej podejrzewałem co może dziać się z chłopakiem i być może to właśnie ta świadomość podsycała moje obawy. W tej jednej chwili byłem zupełnie bezradny i jedyne co potrafiłem, to kurczowe trzymanie drobnego ciała w swoich silnych ramionach, zdecydowanie zbyt mocno na nim zaciśniętych. To zupełnie tak jakbym wierzył, że im mocniej go przytulę, tym lepszy będzie efekt. Tak naprawdę, po prostu chciałem go trzymać i chciałem wierzyć, że to może pomóc. Że jestem mu potrzebny. O to chodziło? Może po prostu czułem się winny wprowadzeniu Zack'a w ten stan i podświadomie czułem się zobowiązany do przywrócenia go do rzeczywistości. Nie zastanawiałem się nad tym, bo i nie potrafiłem. Moje serce łopotało, a mój umysł znalazł się w dziwnym stanie rozchwiania. Nie byłem w stanie myśleć. Nie zwolniłem swego uścisku również w momencie, gdy smukłe palce z dziwnie dużą dawką siły wbite zostały w materiał koszulki. Przymknąłem oczy, uspokajając własny oddech i lekko poluźniłem uścisk, wciąż uspokajająco gładząc zackowe plecy i zmierzwione, niebieskie włosy. Nawet nie myślałem o tym, by się odsunąć, zupełnie tak jakby od tego zależało moje życie. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje i z całą pewnością nie chciałem tego wiedzieć. Gdybym zaczął zagłębiać się w tę kwestię, mógłbym dojść do niepokojących, a ponadto niedorzecznych wniosków, czego wolałem uniknąć.
Uchyliłem powieki, gdy do moich uszu dotarł słaby głos chłopaka. Szybko również odnotowałem, że jego dłonie nie zaciskają się już tak kurczowo na mojej koszuli. Mimo to nie przestawałem go obejmować, choć lekko, nieznacznie ustąpiłem i przestałem robić to tak zaborczo. Zaledwie jego głos, świadomy głos sprawił, że w ciągu kilku sekund mogłem się uspokoić. Dziwny, niewytłumaczalny strach zniknął ustępując miejsca wyjątkowo silnej uldze. Powinienem się tym zaniepokoić, lecz teraz bardziej interesował mnie stan Zacka, co było tak kurewsko sprzeczne z mym dotychczasowym egoizmem, że sam przestawałem siebie poznawać.
Wcale nie chciałem go puszczać. Nie musiałem. Nie protestowałem jednak zanadto, gdy chłopak sam wysunął się z moich objęć. Wiedziałem, że wszystko wróciło do normy, a jemu nic w obecnej chwili nie zagraża, więc byłem skłonny pozwolić mu na odsunięcie się ode mnie, a swym ramionom na odpoczynek. Stałem tak, z dziwnym wyrazem wpatrując się w dwudziestolatka, zaś moje ręce swobodnie opadły wzdłuż ciała, czując dziwną pustkę. W głowie trawiłem jego słowa. "Odbija mi", miałem ochotę się zaśmiać. Nie dlatego, że śmieszył mnie stan psychiczny Zacka. Po prostu zdałem sobie sprawę z tego, jak często sam powtarzałem sobie te słowa, a także z tego, że nie jestem tutaj jedynym, któremu odbija. Dwa świry próbujące prowadzić normalne życie wydawały się czymś niebywale zabawnym w tym momencie. Jednocześnie czułem irytację i rozbawienie, nie wiedząc na którym z tych uczuć powinienem skupić się bardziej. Więc skupiłem się na Zacku.
Bez słowa obserwowałem jak bierze tabletki o nieznanej mi nazwie, by za chwilę bezsilnie opaść na kanapę. Zrobił to tylko na chwilę, gdyż już w następnej minucie jego sylwetka zniknęła za sąsiednimi drzwiami a ja zostałem całkiem sam ze swoimi przemyśleniami ulokowanymi w całym tym nieładzie, który zapanował w mojej głowie. Czułem się niebywale nieswojo i obcowałem z uczuciami, których do tej pory nie znałem. Wiedziałem, że są obecne, z godną podziwu zawziętością je odpychałem. Musiałem się uspokoić.
Przez myśl przemknęło mi, żeby samemu wziąć tabletkę, lecz wiedziałem, że niewiele mi to da. To mogłoby mnie na tyle otępić, bym przestał skupiać swą uwagę jednocześnie na tylu niezrozumiałych dla mnie rzeczach, jednak nie wyrzuciłoby z głowy całkowicie męczących mnie kwestii. Nie brałem tego gówna już tyle czasu, więc jeżeli nie było to konieczne, nie chciałem robić tego również teraz. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, nie wiedząc co myśleć, sięgnąłem po następnego papierosa, odpalając go z pewną zawziętością. Do mojej głowy w ciągu ostatnich minut napłynęło zbyt wiele ważnych, szokujących informacji. Nie potrafiłem od tak sobie z nimi poradzić. Co dziwne, czułem się zaniepokojony. Tak zwyczajnie. Czułem lęk. W dużej mierze przed tym co poczułem w ostatnich chwilach. Przed tym od czego musiałem uciec.
Zachowałem pozory spokoju, kiedy w pomieszczeniu znów pojawił się Zack. Wyglądał dużo lepiej niż przed kilkoma chwilami i choć jego twarz wciąż wyglądała po prostu źle, sama jego postawa nie wydawała się już wskazywać na wołanie o pomoc. Wyglądał marnie, ale stabilnie. Zaś ja, próbując w pełni wrócić do siebie i zignorować uciążliwe myśli, zawiesiłem spojrzenie czarnych oczu na drobnej sylwetce i z zewnętrznym spokojem spalałem kolejnego papierosa. Przez chwilę jedynie na siebie patrzyliśmy, a ja czekałem na to co ma do powiedzenia Zack. Sam nie wiedziałbym co powinno paść z moich ust. Zwyczajnie poszedłem łatwiejszą drogą, zdając się na niego.
Westchnąłem, wypuszczając zaraz kłębek dymu, który szybko rozwiał się w powietrzu i przymknąłem oczy słysząc słowa Zacka. Uchyliłem je powoli, przypatrując się tej posiniaczonej, aczkolwiek wciąż przystojnej twarzy, swą własną miną nie wyrażając nic konkretnego. Widziałem jak bardzo niekomfortowo czuje się Zack. Sam czułem się podobnie, ale nie ze względu na to co zaszło. Raczej ze względu na to co odkryłem, a czego wciąż nie chciałem w pełni przyswoić.
- Martwiłem się. - Coś ze mnie uchodziło. Wpatrywałem się w Zacka spojrzeniem, w którym z każdą chwilą narastały emocje. - Kurewsko mnie wystraszyłeś mały draniu. - Skrzywiłem się, z pewną brutalnością gasząc w popielniczce zmaltretowanego fajka. Wolnym krokiem podszedłem do chłopaka i usiadłem obok, nie odrywając od niego wzroku. Wyjątkowo delikatnie chwyciłem jego podbródek, oglądając tą stronę twarzy, z którą spotkała się moja pięść. No cóż, nie wyglądało to najlepiej. Ale wciąż nie miałem jako takich wyrzutów.
- Przyniosę ci lód - mruknąłem, wstając ponownie, by podejść do zamrażalki i wyciągnąć z niej woreczek z lodem, który owinąłem w ścierkę. Zostawiłem temat, który widocznie krępował Zacka. Zrobiłem to świadomie, nie czując wcale potrzeby wnikania. To, że siadło mu na banię w żaden sposób nie wpływało na naszą relację. Przecież sam dobrze wiedziałem jak to jest być spierdoleńcem psychicznym. Powinniśmy się dogadać. Usiadłem, przystawiając do policzka Zacka przygotowany przed chwilą okład.
Wciąż przytłaczała mnie myśl, że kochał.
Przez kilka chwil wpatrywałem się w niego nieobecnym wzrokiem, przyciskając lekko lód i przenosząc go co chwilę na różne części pokrzywdzonej twarzy.
- Dlaczego sądzisz, że to była miłość? - Tej kwestii nie potrafiłem pozostawić niewyjaśnionej. Zbyt mocno mnie szokowała, zbyt mocno zaskakiwała i wydawała się być zbyt absurdalną, bym mógł o niej po prostu zapomnieć, zostawiając tak bez żadnego uzasadnienia. Chciałem wmówić mu i sobie, że doszło do jakiejś pomyłki. Że nieopatrznie źle coś zrozumiał.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty
#201PisanieTemat: Re: I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.   I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn. - Page 8 Empty

Powrót do góry Go down
 
I'll show you the truth ✗ 2os. / shounen-ai / bn.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 15Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 11 ... 15  Next
 Similar topics
-
» I'll show you the truth.
» I'll show you the truth
» show me some love • 2 os / romans / b.n

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: