| | ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #1Temat: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Pią Lip 07, 2017 10:35 pm | |
| I went to America to free a trafficked Thunderbird, which was quite risky enough, given that MACUSA had a curse-to-kill policy on all magical creatures at the time. I am proud to say that one year after my visit, President Seraphina Picquery instituted a Protective Order on Thunderbirds, an edict she would eventually extend to all magical creatures. W rok po wydarzeniach mających miejsce w Nowym Jorku, Newt kończy pisać książkę. Nadal utrzymuje kontakt z Amerykańskimi przyjaciółmi – Jacobem Kowalskim, Quinnem oraz Tinim Goldsteinami. Szczególnie wiele listów dociera do trzeciego adresata – Porpentine'a.
I have visited lairs, burrows and nests across five continents, observed the curious habits of magical beasts in a hundred countries, witnessed their powers, gained their trust and, on occasion, beaten them off with my travelling kettle. Porpentine "Tini" Goldstein - @Askella Newton "Newt" Scamander - @Voldemort |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #2Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Lip 08, 2017 6:55 am | |
| IMIĘ | NEWTON "NEWT" ARTEMIS FIDO NAZWISKO | SCAMANDER DATA NARODZIN | OSIEMNASTY LUTEGO WIEK | DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ LAT ZNAK ZODIAKU | WODNIK DOM | HUFFLEPUFF PŁEĆ | MĘSKA ORIENTACJA | "...HĘ?" KOLOR OCZU | SZMARAGDOWY KOLOR WŁOSÓW | CÓŻ... TRUDNO STWIERDZIĆ WZROST | 6 FT WAGA | W NORMIE ZNAKI SZCZEGÓLNE | PIEGI RÓŻDŻKA | Jesion i lipa, elementy z kości i muszli, długość nieznana Newt jest wysokim, szczupłym i ładnym młodzieńcem. Ma w sobie wiele uroku, bo całe jego życie skupia się wokół zwierząt. Na zdobywanie informacji o ludzkich typach zachowań nie starcza mu czasu, więc Scamander często może się wydać dosyć...szalony. Nie powinno to jednak nikogo zwieść, bo Newt ma nadzwyczajny refleks i zdolność podejmowania decyzji pod presją czasu, co czyni go godnym przeciwnikiem w pojedynkach magicznych. Newt nigdy szczególnie nie skupiał się na życiu miłosnym ani, tym bardziej, łóżkowym, co nie znaczy, że w wieku trzydziestu lat jest zupełnie niedoświadczonym mężczyzną. Oczywiście, że nie. Newt często się jąka lub jest zbyt bezpośredni. Potrafi być jednak nadzwyczaj zdecydowany i uparty oraz cierpliwy, czego nauczyła go praca z dzikimi zwierzętami. Jest wyśmienitym skrzypkiem i gra na trąbce oraz flecie. Jest bardzo podobny do swojej nieco ekscentrycznej matki – Bernadette Scamander. Kobieta przez lata zajmowała się hipogryfami. Figura ojcowska Scamandera jest owiana tajemnicą. Wiadome o nim jest tylko to, że mężczyzna był...mugolem. Grudzień, 1926 Nadszedł w końcu moment ich pożegnania. Newt nie spodziewał się, że być może uda mu się go odwlekać jeszcze dłużej. Musiał wracać do domu dokończyć książkę. To powinno być jego priorytetem, a tymczasem… Tak bardzo nie miał ochoty rozstawać się z urokami Ameryki, pięknego Nowego Jorku. Nie chciał zostawiać Tiniego, zwłaszcza. – Słuchaj, Newt – odezwał się wyższy z nich, gdy stanęli naprzeciw siebie, nieopodal statku, na którego pokładzie miał się znaleźć lada chwila Newt. – Chciałem ci podziękować. Scamander w pierwszej chwili zupełnie nie miał pojęcia, o co chodzi Tiniemu. – Na Merlina, za co? – spytał, patrząc bez zrozumienia na towarzysza. – Gdyby nie ty, madame Picquery nigdy nie przywróciłaby mnie na stanowisko śledczego… – Nikt inny nie mógłby prowadzić dochodzenia dotyczącego mnie – wybełkotał Newt, uśmiechając się z pewnym rozbawieniem. Znowu zawisła między nimi chwila komfortowej ciszy. Goldstein przyglądał się mężczyźnie z tą samą sympatią, z jaką zwykł patrzeć tylko na Newta. Lub Quinna – swojego młodszego brata. Na ustach Porpentine’a czaił się nieszkodliwy uśmiech. – Postaraj się, żebym nie musiał tego robić – poprosił mężczyzna. – Tak zrobię. Będę prowadził spokojne życie – zapewniał Newt, gorliwie potrząsając głową. – Wrócę do ministerstwa, oddam rękopis książki… – Nie mogę się doczekać – skinął uprzejmie Porpentine. – „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. Newt uniósł na niego wzrok po raz pierwszy od dłuższej chwili. Napotkał to samo życzliwe spojrzenie, jego smukłą i przyjazną twarz, te ciemne oczy, zachwycające włosy… – Czy… czy Leta Lestrange lubi czytać? – przerwał znów ciszę Goldstein, uciekając wzrokiem od oczu Newta ku jego wargom. – Kto? – Brak absolutnego pojęcia ze strony Newta był jak zwykle zupełnie szczery. Całkowicie zapomniał o Lecie… – Dziewczyna, której zdjęcie nosisz ze sobą – przypomniał mu Tini, ponownie spoglądając przyjacielowi prosto w oczy. Był nieugięty. Scamander przypomniał sobie w jednej chwili, oczywiście. Nie dał po sobie poznać jednak… jak absurdalną ulgę poczuł, uświadamiając sobie to, co następnie powiedział na głos. – Nie wiem, co obecnie lubi Leta… Ludzie się zmieniają. – Prawda – mruknął cicho Tini, nieco rozpogadzając się jednak. – Ja się zmieniłem. Tak myślę… Może trochę. – Newt znów się uśmiechnął łagodnie, spoglądając w górę na Goldsteina. Czas uciekał. Newt lada chwila będzie musiał wsiąść na statek i odpłynąć w kierunku Wielkiej Brytanii. Żadnemu z nich nie podobało się to ani trochę. Ale Newt musiał się spieszyć. Chciał powiedzieć mężczyźnie jeszcze tak wiele rzeczy… – Jeżeli mogę, to chciałbym ci wysłać kopię książki. – Dobrze – odpowiedział Tini, kiwając głową. Gardło mu się ściskało. Przecież nie rozstawali się na zawsze… Ale co jeżeli Newt o nim zapomni? Co jeżeli za bardzo pochłoną go zwierzęta? Scamander, jakby przejrzał wątpliwości Porpentine’a, uśmiechnął się do niego pokrzepiająco po czym sięgnął ku jego twarzy, by uprzątnąć z jego policzka zagubiony kosmyk włosów. Następnie, gdy zorientował się, że jego palce nadal gładzą policzek przyjaciela – odsunął od jego twarzy rękę natychmiastowo i cofnął się nieco, odkręcił na pięcie, zrobił kilka kroków, by w samej jeszcze sekundzie z powrotem odwrócić się przodem do Tiniego i odważnie spojrzeć mężczyźnie w oczy. – Co… co ty na to bym dał ci ją osobiście? – spytał, spuszczając wzrok równie szybko, jak to powiedział. Porpentine uśmiechnął się szerzej, skinąwszy niższemu zgodnie głową. – Bardzo bym tego chciał – odpowiedział i nie zdołał powstrzymać parsknięcia ulgi. Oraz kolejnego, gdy Newt ponownie odwrócił się by pognać w kierunku statku. Mężczyzna zwolnił przed wkroczeniem na pokład, by spojrzeć w kierunku sylwetki przyjaciela. Dlaczego nie mogli zostać razem? Newt wznowił wędrówkę po mostku, tym razem zbyt przerażony patrzeniem w kierunku Goldsteina. Niedługo znowu się spotkają. To było pewne. Niebawem… znów będą razem. - Leta Lestrange :
IMIĘ | LETA MARGARET NAZWISKO | LESTRANGE DATA NARODZIN | DZIEWIĘTNASTY SIERPNIA WIEK | DWADZIEŚCIA OSIEM LAT ZNAK ZODIAKU | LEW DOM | SLYTHERIN PŁEĆ | KOBIECA ORIENTACJA | BISEKSUALNA
- Theseus Scamander:
IMIĘ | THESEUS APOLLO FAUST NAZWISKO | SCAMANDER DATA NARODZIN | OSIEMNASTY STYCZNIA WIEK | TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ ZNAK ZODIAKU | KOZIOROŻEC DOM | GRYFFINDOR PŁEĆ | MĘSKA ORIENTACJA | HETEROSEKSUALNA
Ostatnio zmieniony przez Voldemort dnia Wto Lis 27, 2018 3:50 pm, w całości zmieniany 8 razy |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #3Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Nie Lip 09, 2017 7:33 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Askella dnia Sro Lis 21, 2018 12:10 am, w całości zmieniany 4 razy |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #4Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Pon Lip 10, 2017 2:29 am | |
| Październik, 1927 Pożegnali się około dziewięciu miesięcy temu. Sprawiało to jednak wrażenie ogromu czasu. Scamander obiecał, że dostarczy kopię osobiście, ale co gdyby to młody auror zaskoczył go w Anglii?Mimowolny uśmiech wpłynął na usta Goldsteina, gdy kończył czytać list od brytyjskiego korespondenta. Newt powiadomił listownie o zbliżeniu się do końca swej książki, na co Porpentine jedynie westchnął ciche „nareszcie”. -Quinnie, nie spędzimy razem tego Halloween. Mam do załatwienia pewne sprawy MACUSY w Wielkiej Brytanii – to było już postanowione. Za dwa tygodnie, 27 może 28 listopada, wsiądzie na statek zmierzający ku wyspom brytyjskim.Głowa blondyna wyłoniła się z kuchni z pytaniami na ustach, ale zastało go tylko trzaśnięcie, poprzedzone widmem płaszcza znikającego w drzwiach. Kierując się powoli w stronę budynku MACUSY, Tini rozmyślał o odpowiedniej odpowiedzi na list. Nie dało się ukryć, że więcej listów do niego przychodziło, niż wychodziło. Być może wynikało to z braku rozrywek spotykających go w Nowym Jorku. Trzeci list o suflecie Quinna nie byłby niczym ciekawym, ani zaskakującym. A może to fakt, że pisanie listów nie przychodziło młodemu amerykanowi zbyt łatwo. Nim dobrze uwarzył słowa i sklecił przystępnie brzmiące zdania godne wysłania listem, przychodził do niego kolejny list z Wielkiej Brytanii. Nie miał oczywiście nic przeciwko – uwielbiał słuchać tego, co Newt ma do powiedzenia, co przekładało się ładnie na czytanie jego wiadomości. Porpentine poprawił poły płaszcza i zamaszyście zakręcił do piekarni Kowalskiego przy Rivington Street. Nie zastawszy Jacoba, przyjrzał się niespotykanym kształtom wypieków przyjaciela. Niespotykanym dla niemagicznych, oczywiście. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie przygód, nieustannie wracających do niego w snach, odruchowo przetarł kącik ust i odwrócił się do kasy, za którą stał Henry. Tini poprosił o przekazanie właścicielowi, żeby skontaktował się z nim, po czym zakupił pączka i skierował się dalej, w stronę miejsca pracy.Przeczesał magicznie ułożone włosy i przebiegł przez ulicę. Nie mógł się dzisiaj spóźnić, nie gdy prezydent Picquery wezwała go do siebie. Fakt, spóźniał się czasem, ale to nie było nic poważnego… chyba? Z nietkniętym pączkiem w kieszeni przekroczył drzwi prowadzące do magicznej kwatery MACUSY. Po drodze nawet zdołał wymyślić część odpowiedzi na list Scamandera. Teraz musiał jak najszybciej zakończyć sprawę z madame prezydent i nie zapomnieć po drodze, o czym myślał. Na pewno wspomni o wyprawie na wyspy. Czekając po gabinetem kobiety, aż zakończy sprawy ważniejsze i wezwie go do środka, chwycił za kawałek pergaminu i pióro leżące na biurku sekretarki i zaczął niestarannie skrobać w pośpiechu.„(…) Wpadłem na wspaniały pomusk pomysł. To ja cię odwiedzę. Zobaczę, jak anglic brytole Brytyjczycy spędzają Halloween." Drzwi z impetem otworzyły się i ze środka wyszedł rozgorączkowany Abernathy, posyłając zatroskane spojrzenie i prosząc Goldsteina do środka. Mężczyzna zwinął pergamin w kulkę i wcisnął na dno kieszeni, tuż koło pączka.-Madame prezydent…? Chciała mnie pani widzieć? Nie wyśle mu tego. Zaskoczy go. To będzie niespodzianka. Nadzwyczaj niespodziewana. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #5Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Pon Lip 10, 2017 4:37 am | |
| Pracował wiele. Dniami i nocami. Można powiedzieć, że wkładał w tę książkę całe swoje serce i duszę. Czuł, że to dzieło jego życia, a jak to bywało w życiach młodych ludzi – jeszcze dużą część historii ma przed sobą. Dlatego też Newt zamiar miał następujący – wydać książkę jak najszybciej, wydać jej kolejną ulepszoną wersję i w końcu, u kresu swych dni, stworzyć ostateczną formę Fantastycznych zwierząt. Newton nie zwykł patrzeć aż tak daleko w przód, niekoniecznie też zważał na fakt, że przecież nie może całe życie wydawać kilku książek o tym samym tytule. Na wszystko jednak przyjdzie czas. Obiecał książkę i napisze książkę. No… być może „książka” to za duże słowo. Może taktowniej byłoby to nazwać „przewodnikiem” lub „informatorem”. Na szczęście, Newt nie musiał mówić co właściwie napisał. Jeżeli wszystko potoczy się według planu – ludzie nazwą to książką. Newt jednak nie obrazi się jeżeli jednak zdecydują się na „przewodnik” jedynie. Nie bał się tego, że stanie sie wedle opinii publicznej autorem „informatora”. Po prostu w końcu nazwał to niejako „dziełem swojego życia”. Więc mówcie o nim jak chcecie, że jest narcyzem, egoistą, samolubem. To nie to było ważne. Dziełem jego życia były zwierzęta. I choć bardzo chciał tego, żeby ludzie zwrócili na nie tak baczną uwagę jak on na nie zwraca… nie mógł tego wymagać. Pozostawało mu jedynie przyłożyć się do swojej pracy.
***
Minął nieco ponad tydzień odkąd Newt otrzymał awans. Gdy Augustus Worme przebrnął w końcu przez niezgrabny rękopis książki Scamandera – stwierdził, że Newt jak najbardziej zasługuje na ogromne wyróżnienie i nie tylko pochwalił go za dobrą robotę, ale też zdecydował się wydać Fantastyczne zwierzęta w liczbie egzemplarzy większej, niż Scamander mógłby się spodziewać w swoich najśmielszych snach. To było coś nadzwyczaj wyjątkowego. Oczywiście, Newtowi nigdy nie zależało na sławie, nie miał parcia na szkło, ale po tylu latach życia w cieniu brata – którego kochał ponad życie, rzecz jasna – miło było zostać zauważonym. Może trochę…No w porządku! Bardzo było mu z tym bardzo dobrze. Niewykluczone ,że za jakiś czas każdy czarodziej w Wielkiej Brytanii przeczyta jego książkę. Jedno było bardziej niż pewne – jak najszybciej musiał o tym powiedzieć Tiniemu!
Obecnie Newton zarabiał na tyle wystarczająco pieniędzy, by móc sobie pozwolić na godne życie w centrum Londynu. Ale czy na pewno tego chciał? Były ważniejsze rzeczy niż zajmowanie się szukaniem lokum, przenoszenie tam tych wszystkich książek, rękopisów, pomocy naukowych… Z drugiej jednak strony – miał już niemal trzydzieści lat i choć kompleks rezydencji należący do jego rodziny był ogromny, powinien zasmakować życia na własną rękę. Oraz… co nieustannie chodziło mu po głowie – co pomyśli sobie Tini? Nie pomyśli sobie tego wszystkiego, Newt. Skończ z tą paranoją! mówił sobie wówczas i na chwilę zapominał o wszystkich wątpliwościach. A potem znów poruszali listowny temat ich ponownego spotkania. Newt, oczywiście, nie patrzył aż tak daleko w przyszłość, ale gdy jednak mu się czasami zdarzało… bał się tego, że nadejdzie czas, gdy będzie wypadało zaprosić Tiniego do Wielkiej Brytanii.
***
Zbliżało się Halloween. Newt zawsze o tej porze roku przypominał sobie jak to wyglądało w Hogwarcie. I były to jedne z najmilszych wspomnień, które zdołał przytoczyć po tych latach Scamander. Najprzyjemniej w jego wspomnieniach przedstawiała się ostatnia jesień, ta na moment przed tym jak został wydalony z Hogwartu. Miał wtedy szesnaście lat.
październik, 1913
– Newt! Uważaj! – zapiszczała roześmiana ciemnowłosa Ślizgonka. Newt zanim się zorientował, na jego głowie wylądował niebieski, wyjątkowo niewielki, ale bardzo złośliwy, chochlik. Scamander sięgnął po niego ku czubkowi swojej głowy, gdzie to ostatnio znajdowało się stworzenie, ale niebieskiego psotnika już tam nie było. Chochlik świetnie się bawił.
Gdy w końcu zdecydował się usadowić na ramieniu Lety, Newt był wykończony. Dziewczyna sięgnęła po chochlika, a ten najwyraźniej ubawiony po pachy zmęczeniem Scamandera – nie zdołał ponownie umknąć. – To byłby ostatni… – wymruczała pod nosem Leta, wkładając stworzonko do klatki i po chwili podnosząc wzrok na Newta, który przyłożywszy głowę do pulpitu ławki, już zdołał zasnąć. Lestrange uśmiechnęła się ciepło na ten widok i przysiadła się do śpiącego przyjaciela. Ostrożnie położyła głowę na ławce. Zrobiła to w taki sposób, że teraz miała twarz Newtona naprzeciw swojej. Mogła mu się uważnie przyjrzeć. Wyglądał jak łobuz – roztrzepane włosy, przydługa grzywka, otarcie na policzku, twarz obsypana piegami – co w sposób niemalże komiczny nie pasowało do jego osobowości. Każdy był w stanie dostrzec ten kontrast między jego wyglądem i osobowością, ale tylko Leta wiedziała kto kryje się za tymi wszystkimi beztroskimi popołudniami spędzanymi na łapaniu niewielkich magicznych stworzeń, kolejnymi próbami wspięcia się na wierzchołek drzewa, licznymi spóźnieniami na lekcje z powodu zasypiania. Znała Newta lepiej niż ktokolwiek, a i on znał ją doskonale. Czy mogłaby z nim spędzić całe życie?
|
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #6Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Pon Lip 10, 2017 9:06 pm | |
| Porpentine opadł ciężko na krzesło za masywnym biurkiem. Co jak co, ale papierkowa robota za parę spóźnień była zbyt okrutną karą. Goldstein nie był w stanie siedzieć w miejscu. Zrezygnowany przyglądał się jak stos teczek i kartek ląduje na jego biurku. Musiał działać, być w terenie; nie siedzieć w zapyziałym biurze. nieważne jak przestronne, po pewnym czasie Porpentine czuł się odrobinę klaustrofobicznie. Nieustannie współczuł młodszemu bratu pracy. -Przyniosłem ci lunch, Teenie – blada dłoń przetrzepała mu włosy i postawiła beżową torebkę na szczycie papierowej wieży. Wyrwany z przemyśleń podniósł się i opróżnił kieszeń. Utytłaną karteczkę z pierwowzorem listu i pączek. Wcisnął ubrudzoną lukrem torebkę w dłonie brata, po czym zrzucił płaszcz. -Dzięki, Queenie – mruknął tylko, zarzucając płaszcz na oparcie. Rozprostował zwitek, pochwycił pióro i pierwszą lepszą kartkę. Pisał jeszcze szybciej, aczkolwiek odrobinie staranniej, niż wcześniej. Kompletnie zapomniał o raportach, pochłonięty przepisywaniem listu i dodawaniem nowych akapitów – z pominięciem fragmentu o przyjeździe do Anglii. Skończywszy, podniósł skończone dzieło i z dumą przyjrzał mu się. Wtedy to zauważył. Pisał na odwrocie kopii jednego z raportów o ataku jednego z członków Nowego Salem na czarodzieja mieszkającego w pobliżu ich kościoła. Ciche zirytowane parsknięcie wydało się z ust aurora. Magicznie skopiował kopię raportu i na tym z listem napisał sporymi literami „ups”. -Piquery kazała sprawdzić, czy robisz co trzeba – głos Abernathy’ego rozbrzmiał nad jego głową. W panice zakrył list kopią kopii raportu, nonszalancko podparł głowę na łokciu i spojrzał na kolegę z pracy. -Oczywiście. -Mhm.. no tak… Prosiła też o przekazanie, że rozpatrzyła twoją prośbę o wolne pod koniec października. Masz zgodę. Możesz spędzić Halloween… gdzie chcesz. -Rozumiem. Dziękuję, Abe. Przeczesał włosy i zakrył dłonią usta, ukrywając szeroki uśmiech. Nikt nie cieszy się z rozprawiania się raportami. Dwudziestego siódmego lub ósmego października wsiada na pokład statku. Póki co Porpentine musiał rzeczywiście zająć się zleconą karą, zanim Madame Président się romyśli. No i nie spóźniać się więcej.
|
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #7Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Wto Lis 27, 2018 1:16 am | |
| Życie bywało pełne niespodzianek – zarówno przyjemnych, jak i…nieszczególnie miłych. Do jednej z tych niespodzianek, które nie przypadły Newtowi do gustu była ciągnąca się za nim sprawa z Ameryki, ta sama sprzed dziewięciu miesięcy. Rozprawy trwały bowiem od momentu jego powrotu do Wielkiej Brytanii i wystosowanego przeciwko niemu zakazu opuszczania kraju. Newt nie miałby nic przeciwko temu, gdyby tylko zajmowało go kończenie książki, ale tak nie było. Scamander był przecież czynnym naukowcem, badaczem! Jak mógł…siedzieć w miejscu? – Newt Scamander – rozległo się za jego plecami, a kobiecy głos, który wypowiedział te słowa był doskonale znany mężczyźnie. – Tak myślałam, że cię tu spotkam. Czarodziej nie odwrócił się od razu. Chwilę zajęło mu zdobycie się na to, by spojrzeć jej w twarz. Gdy w końcu udało mu się zerknąć na nią przez ramię – pożałował. Kobieta mierzyła go rozbawionym spojrzeniem. – Leta… – szepnął niemal Newt, a następnie odwrócił się do niej w pełni przodem. – Miło cię widzieć – skłamał lekko. – Z pewnością milej byłoby, gdyby okoliczności były inne – powiedziała czarownica i zrobiła kilka powolnych kroków ku dawnemu przyjacielowi. No tak… – pomyślał Scamander. – Kolejna rozprawa. – Słyszałam, że twoja książka niedługo zostanie wydana. Gratuluję. – Skąd…? – Już chciał zapytać Newt, gdy dotarła do niego ta sama ponura świadomość. – Tezeusz ci powiedział.Kobieta skinęła głową, uśmiechając się tajemniczo. – Gratuluję zaręczyn – dodał Newt, pochmurniejąc znacznie, ale próbując nie dać tego po sobie poznać. Leta nie zdołała mu odpowiedzieć czymś innym poza zmartwionym spojrzeniem, bo drzwi jednego z pomieszczeń otworzyły się z hukiem. Na korytarz wyszły trzy sylwetki. Jedną z nich był Tezeusz Scamander. Newt został zaproszony do środka. *** – Nigdy nie zostanę Aurorem – powtórzył Newton, gdy za pierwszym razem został uciszony przez brata w połowie protestu. Oczywiście, tym razem miało mu się zdobyć zgodę na opuszczenie kraju i umorzenie postępowania, ale…ale te warunki były dla niego nie do przyjęcia. – Pojedynki magiczne to grunt, na którym odnajduje się mój brat. Ja jestem… – zająknął się Newt, zbyt zdenerwowany faktem znalezienia się w tej niefortunnej sytuacji. Tezeusz wyglądał na zupełnie zrezygnowanego. – Ja nie jestem uzdolniony w tej dziedzinie. Byłbym żadnym pożytkiem.– Uważamy wręcz przeciwnie, panie Scamander. – Jestem naukowcem…Tezeusz ledwo zauważalnie pokręcił głową z niedowierzaniem. Odbywali wiele rozmów nim się tu znaleźli i Newt zgodził się, że postara się zrobić wszystko to, o co go poproszą. Tego nie mógł zrobić, ale nie mógł powiedzieć, że się nie starał. – W takim razie…pana wniosek zostaje odrzucony – powiedział mężczyzna i podniósł się z miejsca, a wraz z nim reszta sali. Wyszli zostawiając Newta samego po środku rozległego gabinetu. Dopiero po chwili zorientował się jednak, że nie został zupełnie sam, bo za jego plecami Tezeusz właśnie zamknął drzwi za czarodziejami. – Newt… – zaczął mężczyzna cichym głosem. Jego brat usłyszał jak ten bezsilnie opiera się plecami o drzwi. – Przepraszam – mruknął czarodziej i spuścił wzrok na swoje kolana. Czy bycie Aurorem było aż tak złe? Mógłby przecież… Nie, nie mógłby. Ktoś na pewno zadbałby o to, by Newt już nie znalazł czasu na bycie zagrożeniem dla świata magicznego. – Nie o to mi chodzi, Newt – zaczął ponownie Tezeusz i po chwili znalazł się tuż za plecami brata. Ułożył na jego ramieniu dłoń i zmusił go do tego, by ten się podniósł. Następnie porwał go do uścisku. Jego usta znalazły się bardzo blisko ucha Newta. – Znajdź Dumbledore’a. Zgódź się na jego propozycje – wyszeptał starszy Scamander. Kilka sekund później wypuścił go z ramion, klepnął go w biceps, uśmiechnął się i ruszył w kierunku wyjścia. Newt znów został „sam”. Tym razem zupełnie. Na jego twarzy malował się delikatny szok i niedowierzanie, ale w jego środku właśnie rozpalona została determinacja. *** Tego samego wieczoru zdecydował się na wyprowadzkę. Jego zatroskana matka patrzyła jak jej syn pakuje magicznie wszystkie swoje walizki. Wszystkie meble, rękopisy, ubrania i przybory naukowe znalazły się wewnątrz nich. – Dlaczego tak z dnia na dzień, Newt? – spytała kobieta. Ten nie potrafił jej jednak odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Miał przeczucie, że powinien się teraz znaleźć w zupełnie innym miejscu i rozpocząć zupełnie inny tryb życia, bo niebawem wszystko się zmieni, a on musiał być przygotowany. Miał też wrażenie, że nawet wie, gdzie był oczekiwany. – Wybacz, matko – mruknął Newt, pochłonięty nadal gorączką pakowania. – Nie mogę ci powiedzieć. Popielate włosy na głowie kobiety zjeżyły się w trwodze. – Nie..? – powtórzyła w niedowierzaniu. Nim zdołała spytać się o coś więcej, Newt wypadł ze swojej komnaty, a następnie zniknął z rezydencji. *** Drogi Przyjacielu,
Od niedawna mieszkam przy Chester Square. Można powiedzieć, że się zadomowiłem choć to miejsce ani trochę nie przypomina Twojego lokum. Gdy pisałem do Ciebie poprzednim razem zapomniałem wspomnieć, że moja kolekcja powiększyła się się o dawno zapomniany gatunek pewnego niewielkiego ssaka. W dzisiejszym liście jednak nie rozpiszę się na ten temat, ale możesz być pewien, że chciałbym. Jeszcze wiele rzeczy zostało do rozpakowania, a moje laboratorium i zwierzęta, które w nim zamieszkają jest sprawą niezwykle naglącą. Koniecznie napisz do mnie niebawem.
Pozdrawiam, NewtPrzy pozdrowieniu…zawahał się. Patrząc krytycznie na swoje staranne pismo, postanowił jednak nic nie zmieniać. Uznał, że „dozgonnie Twój” mogłoby być zbytnią przesadą. Tak samo „ściskam”. Dotyczyło to również…”tęsknię”. Na dole, w postscriptum, dopisał jeszcze kilka słów na temat niewielkiego ssaka i obiecał, że dopisze resztę w następnym liście. Następnie ukończył swój telegram i magicznie go nadał. Pozostało tylko czekać na odpowiedź z Ameryki. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #8Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Wto Lis 27, 2018 10:43 pm | |
| Statek dobijał właśnie do londyńskiego portu, gdy Tini wygramolił się na główny pokład. Ani on, ani jego żołądek nie spodziewali się tak silnej choroby morskiej. W ogóle się jej nie spodziewali. Zamiast więc podziwiać morski krajobraz, Goldstein i jego wnętrzności uspokajali się pod pokładem, gdzie było dość cicho i nie widać było tragicznie wielkiej masy wodnej, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego wybrali taki środek transportu, a nie coś bardziej magicznego. Ogromną ulgą było ujrzenie angielskich dachów i stałego lądu. Można by wręcz rzec, że z serca spadł mu ogromny kamień i zatonął w czeluściach wodnych, które, dzięki Bogu, zostawił już za sobą. Schodząc z niepewnego pokładu był skłonny ucałować zbawienną ziemię, jednakże w porę się powstrzymał. Z grobową miną przekroczył kontrolę i wyszedł na otwartą przestrzeń miejską. W kieszeni płaszcza czuł między opuszkami palców pogniecioną fakturę ostatniego listu od szanownego pana Scamandera. Znał dokładnie jego adres na pamięć, a jednak wolał trzymać kopertę pod ręką. Poza celem podróży i lokalizacją Ministerstwa Magii, Goldstein nie orientował się w topografii tego miejsca. Gdy wyruszał, coś utwierdziło go w przekonaniu, że tyle wystarczy, by przetrwać w obcym kraju. Odetchnąwszy jednak londyńskim powietrzem zorientował się, że nie wie właściwie co dalej. Rozejrzał się po ulicy i zrugał siebie duchu. Nie wiedział nawet, czy Newt był w domu. Nie mógł być również pewien, że w ogóle przebywał w kraju. Bezsens niespodzianki powoli docierał do Porpetine’a. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem zdawał się teraz turystyczny spacer w stronę bliżej nieokreślonego centrum i przemyślenie dalszych kroków. Goldstein już po kilku godzinach był w stanie stwierdzić, że Londyn był miejscem wspaniałym. Magicznym samym w sobie. Zatrzymał się przy barierce nad Tamizą i przypatrzył, jak Big Ben wybijał godzinę piętnastą. Kiedy zrobiło się tak późno?Przeniósł wzrok na dwójkę nastoletnich chłopców droczących się ze sobą. Ich silny akcent prawie uniemożliwiał Porpetine’owi zrozumienie, o czym mówią. Gdy jednak minęli go w niewielkiem odległości, wyłapał temat ich rozmowy - magia. Najwyraźniej jeden z nich praktykował sztuczki karciane. Tini uśmiechnął się pod nosem i odepchnął od barierki. Powinien zgłosić się do Ministerstwa skoro tylko stanął na lądzie. Madame Prezydent nakazała mu zostać w kontakcie, w związku z wykrytą możliwością obecności Credence'a na zachodzie Francji, a Tini - będąc pracoholicznym sobą - nie protestował. W niecały kwadrans później, znalazł się przed wejściem w założeniu prowadzącym do budynku. Była to z pozoru zwyczajna budka telefoniczna. Goldstein podrapał się po karku i pchnął drzwiczki. Postąpił według szczegółowych instrukcji Barnaby’ego, to jest wybrał numer 62442 i określił cel swojej wizyty, po czym ruszył wraz z wnętrzem budki w dół. Przed oczami ukazał mu się obszerny wspaniały hol, choć nie tak onieśmielający, jak amerykańskie kuluary MACUSy. Chwilę poprzyglądał się czarodziejom i czarownicom śpieszącym się, spacerującym, pojawiającym się w zielonych płomieniach w szeregu kominków po obu stronach długiego korytarza. Poszedł przed siebie. Musiał znaleźć coś w rodzaju administracji, albo chociaż informacji. Jego zagubienie najwyraźniej rzucało się w oczy, gdyż po chwili podeszła do niego wysoka brunetka oferująca swą pomoc. Wraz z nim i, jak się później okazało, miss Coleman do windy wsiadła jeszcze dwójka czarownic, zawzięcie dyskutująca na czyjś temat. Ledwo zamknęły się drzwi, gdy Porpetine usłyszał znajome nazwisko… Chwilę później zestawione z innym znajomym nazwiskiem. "…Scamander i Lestrange…”Goldstein nie potrafił nazwać uczucia, które zmusiło go do oparcia się o ścianę. Widocznie pobladł i poczuł kłujący ból w klatce. Nie mógł się przesłyszeć. Nie zdołał usłyszeć niczego więcej, ponieważ wiedźmy zaraz opuściły windę. Poprawił kołnierz i zwrócił się do towarzyszącej mu brunetki. – Newton Scamander i Leta Lestrange biorą… – zaczął słabym głosem, odchrząknął i nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak, kontynuował - biorą ślub? Pracownica niskiego stopnia odmruknęła potwierdzająco, aktualnie bardziej zainteresowana dłubaniem w trzonku różdżki, niż gościem z Ameryki i jego pytaniami. – Tak słyszałam – powiedziała od niechcenia po chwili ciszy. Winda zatrzymała się, a Porpetine ponownie poczuł, jak jego wnętrzności zawijają się wokół siebie. Tym razem jednak chyba nie z choroby morskiej. Idąc niedługim korytarzem, miał wrażenie, jakby szedł w nieskończoność, a każdy kolejny krok był coraz mniej stabilny. Czuł na sobie wiele spojrzeń postaci z portretów na ścianach, które zdawały się prześwietlać Amerykanina na wylot. Spuścił wzrok ku ziemi. Dlaczego mi nie powiedział?
Ostatnio zmieniony przez Askella dnia Sro Lis 28, 2018 12:40 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #9Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Wto Lis 27, 2018 11:44 pm | |
| Był w środku urządzania malowniczej łąki, gdy nagle usłyszał na górnym piętrze trzask tłuczonego szkła. Nie przestraszył się, a jedynie zmarszczył brwi, bowiem nie przypominał sobie, by ktoś poza nim miał wstęp do tego domu. Główne zabezpieczenie polegało jednak na chwilę obecną jedynie na tym, że tylko on i kilka zaufanych osób znało jego nowy adres. Doszedł w końcu do wniosku, że powinien osobiście sprawdzić…co też się tam dzieje? Powoli wszedł po stopniach. Do jego uszu docierały śmiechy i pojedyncze słowa, które z każdym kolejnym krokiem coraz wyraźniej wybrzmiewały jako zdania. Chwilę zajęło Newtowi rozpoznanie tych głosów. – Quinn? Jacob? – odezwał się, przyłapując dwójkę na próbie odnalezienia wszystkich kawałków przewróconej wazy. Quinn od razu rozpromienił się na widok Newta i dopadł go w mgnieniu oka, sekundę później zamykając mężczyznę w uścisku. – Newt! Jak miło cię widzieć! – zapiszczał blondyn. Sylwetka Scamandera została ściśnięta mocniej. Jego wzrok nadal skupiał się jednak na nieco odciętym od rzeczywistości przyjacielu. – Co jest nie tak z Jacobem? – spytał, gdy Amerykanin uwolnił go ze swoich ramion. Chłopak wzruszył ramionami, ale nie było to szczególnie przekonywujące. – Nie mam pojęcia o co ci chodzi… – odezwał się blondyn i uśmiechnął się niewinnie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że… – Tini przyjechał z wami? – spytał Newt, rozglądając się po własnym mieszkaniu i robiąc kilka niepewnych kroków w kierunku drzwi wejściowych. Nigdzie jednak nie było starszego Goldsteina. Szybciej niż błyskawicznie dotarło go przygnębienie. Porpetine’a nigdzie nie było. – Przykro mi, Newt – odezwał się Quinn. – Tini wyjechał… Scamander zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia…dlaczego, co z kolei wydobyło z gardła blondyna ciche jęknięcie zrezygnowania. Następnie chłopak sięgnął po gazetę i wcisnął ją w dłonie Newtona. – To nie jest prawda…prawda? – spytał chłopak, od razu jednak znając odpowiedź na pytanie. Artykuł w gazecie mówił o ślubie Lety oraz…Newta. Redaktorzy musieli dopuścić się okropnej pomyłki i pomylić go z jego bratem – rzeczywistym narzeczonym Lety. – Newt… – zaczął Quinn i sięgnął dłonią do ramienia chłopaka. – Musisz go znaleźć i powiedzieć mu prawdę. Czarodziej skinął chłopakowi, a następnie…nawet nie ruszył się z miejsca. Gdzie miał zacząć poszukiwania? Tini wyjechał nie wiadomo gdzie, a on miał nadal zakaz opuszczania kraju! – Ja muszę…napisać list – bełkotał mężczyzna. Jego przyjaciel – Jacob – tymczasem potykał się o kolejne meble. Zachowywał się zupełnie tak, jakby był pijany. Cały czas przewracał się, bełkotał i marzycielskim wzrokiem wpatrywał się w Quinna. – Jacobie, podejdź do mnie – polecił Scamander rozchichotanemu przyjacielowi, co ten zrobił z pewną dozą ociągania. – Piłeś…? – spytał Newt następnie, kątem oka zauważając na twarzy Quinna cień przestrachu. Jacob pokręcił głową przecząco. Newt zwrócił na blondyna przepraszające spojrzenie, a następnie sięgnął po różdżkę. – Wybacz, Quinn – powiedział zanim rzucił na Jacoba zaklęcie łamiące urok miłosny. Jacob otrząsnął się szybko. Nie pamiętał jednak jak znalazł się w Londynie, który od zawsze chciał odwiedzić. – Co…się? – Przepraszam, kochanie – pisnął Quinn i porwał mężczyznę w ramiona, które oplotły sylwetkę Jacoba ciasno. – Quinn rzucił na ciebie zaklęcie miłosne – wyjaśnił krótko Newt, szybko zrywając ten przysłowiowy plaster. Jacob odsunął od siebie posmutniałego blondyna i zajrzał prosto w jego niebieskie oczy. – Ale przecież ja już cię kocham… – odezwał się mężczyzna po chwili. Blondyn uśmiechnął się do niego przez łzy, który czaiły się w kącikach jego oczu. – Wiem, króliczku, ale… – zaczął chłopak, wzdychając ciężko. – …ale myślałem, że przestaniesz się wstydzić tego, kim jesteś, jeżeli cię zaczaruję. Jacob spojrzał czule na swojego ukochanego i pokręcił powoli głową z niedowierzaniem. – Wiesz co na świecie robią z takimi, jak my, Queenie – odezwał się mężczyzna. – Jesteśmy obaj mężczyznami, a w dodatku ja nawet nie jestem magiem. Nigdy nie będziemy mogli przestać udawać. Brwi Quina zbiegły się w złości, a dolna warga jego ust zadrżała. – Nie obchodzi mnie to! – A mnie owszem, Quinn. Obchodzi mnie twoje bezpieczeństwo – powiedział ze zdecydowaniem Kowalski. Przez twarz blondyna przebiegł cień zdezorientowania, zdumienia, niedowierzania, a w końcu i złości. – Myślisz, że jestem szalony… – syknął chłopak i cofnął się o krok. Newt nadal nie był w stanie sie odezwać. Jego myśli zajmował Tini. Wyglądało jednak na to, że sytuacja się zaogniła. Jego interwencja mogła być wymagana. – Nie powiedziałem tego… – mruknął zachowawczo Jacob. – Ale pomyślałeś! – jęknął ze złością czarodziej. – Quinn… – spróbował się odezwać Newt, unosząc do góry dłonie w geście uległości. Przynajmniej wiedział jak obchodzić się z magicznymi stworzeniami. – Jestem pewien, że Jacob…Nie dane mu było skończyć bowiem Quinn rzucił się energicznie w kierunku drzwi i po chwili wybiegł z domu Newta. Jacob pognał za nim, zostawiając Newtona samego. Samego ze swoim mętlikiem w głowie. *** Jacob wrócił do środka po kilkunastu minutach. Wyglądał na wykończonego i okropnie smutnego, więc Newt postanowił mu oszczędzić własnego nietaktu i nie odzywał się w ogóle, a zamiast tego przykrył go kocem i osuszył magicznie jego ubrania przemoczone deszczem. Jacob jednak kilka sekund później przerwał ciszę. Jego głos był pełen silnego rozczarowania jego konfrontacją z Tinim. Chciał pomóc przynajmniej Newtowi. – Musimy znaleźć Tiniego – zaczął mężczyzna. – Wiesz czy jest ktoś, kto mógłby wiedzieć, gdzie się wybrał? Newt utknął w zastanowieniu na krótko, bowiem szybko odnalazł w swojej pamięci odpowiednią osobę. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #10Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Czw Lis 29, 2018 12:34 am | |
| Decyzja o natychmiastowym wyjechaniu do Paryża była najszybciej podjętą z decyzji w ciągu ostatniego roku. Być może kierowały nim wzburzone emocje, gdy przyjmował od oddelegowanego mu pracownika wieści z Ameryki. Wolał jednak uznać to za wymóg zawodu, którym się parał. Szybka reakcja, dostępność o każdej porze dnia i nocy. Tak czy inaczej, Credence Barebone został zauważony w Paryżu, a Porpetine nie miał zamiaru zwlekać ani chwili dłużej, chociaż urzędnik zapewnił go, że nie jest to krytyczna sytuacja i wcale nie musi ruszać w tej chwili. Zrezygnował także kompletnie ze spotykania się z prawdziwym powodem przyjazdu w te strony. Stracił zapał, jaki kierował nim gdy wyruszał z Nowego Jorku i nie miał ochoty na tak rychłe spotkanie z Newtem Scamanderem. Porpetine Goldstein był zły. Zły, że po tym wszystkim o tak ważnym wydarzeniu w życiu jego p r z y j a c i e l a dowiedział się przypadkiem, z podsłuchanej w windzie konwersacji. Bo przecież nie dlatego, że takowe wydarzenie w ogóle ma się wydarzyć. Oczywiście, że nie.W godzinę później zmierzał już do oficjalnego świstoklika łączącego ministerstwo brytyjskie z francuskim, świadomie rezygnując z przyjemności podróżowania łodzią, za co wnętrzności czarodzieja w podziękowaniu ucałowały mu rączki. W następnej chwili wdychał już francuskie powietrze, skrajnie różniące się od brytyjskiego oraz amerykańskiego. Tutaj jednak wiedział, co ma robić i dokąd pójść. Skierował się tam od razu, nie tracąc ani chwili. Gdy Porpetine wsunął się pod pelerynę mosiężnego posągu, przed oczami ukazał mu się niesamowity widok ukrytej Rue Claudel. Jedynym takim miejscem, które do tej pory widział, było nieco obskurne East Village, gdyż o ulicy Pokątnej jedynie zdarzyło mu się usłyszeć. Goldstein poszedł przed siebie. Musiał odnaleźć wędrowny cyrk, który raczej ciężko będzie przeoczyć. Zdał się więc na intuicję. Mijało go wiele rozmawiających czarodziejów, co uświadomiło Porpetine'owi, że ledwo zna język francuski. Starał się wyłapać o czym rozmawiają, jednakże udawało mu się zrozumieć jedynie poszczególne słowa. Najłatwiej było z tymi przypominającymi angielski. W końcu dostrzegł wielki materiałowy gmach w atakujących odcieniach czerwonego i pomarańczowego. Z daleka dało się słyszeć dziecięce okrzyki podekscytowania, a wokół zaczęły pojawiać się tłumy, widocznie ciągnące w te stronę. Wszedł pod poły i rozejrzał się badawczo, po czym zaczął obchodzić magicznie powiększoną przestrzeń. Było tam mnóstwo kuglarzy, mimów, skrzatów krzątających się dookoła oraz pusta klatka, wokół której powoli ustawiało się coraz więcej widzów. Tini zdołał zapomnieć już o zdradzie, jakiej dopuścił się Newt, skoro tylko rzucił się w wir śledztwa i zaczął przeciskać między gęstniejącym tłumem. Niewątpliwie coś interesującego się w niej pojawi. Coś, czego Porpetine wolał nie przegapić. Nawet jeśli widowisko nie przyniesie rezultatów w śledztwie, to przynajmniej skorzysta na tym jako turysta. Otaczał go gwar francuskich rozmów, z których nie był już w stanie wyłapać czegokolwiek. W końcu pojawił się przysadzisty mężczyzna w ubraniu cyrkowego maestra, a z korytarza prowadzącego do klatki wyszła piękna Azjatka. Tini jednak nie skupiał się na tym, co człowiek mówi, ani na tym, że kobieta za chwilę ma zmienić się w węża. W końcu korytarza wydało mu się, że zauważył znajomą posturę Credence’a. Przepchnął się między ludźmi, fizycznie przestawiając małą dziewczynkę, byle mieć jakkolwiek lepszy widok. Gdzieś z drugiej strony zauważył mężczyznę, który od jakiegoś czasu przyglądał mu się, teraz również przeciskającego się w stronę klatki i widoku na korytarz. W następnej chwili rozpętał się chaos. Porpetine nie znał powodów zamieszania, jednakże ostatecznie utwierdził się w obecności poszukiwanego. Z klatek wydostały się magiczne stworzenia, w tym dość niebezpieczny chiński Zouwu. Ludzie zaczęli krzyczeć i wpadać w popłoch, przez co Goldstein utracił z oczu swój cel. Starał wydostać się w całym tym zamieszaniu na zewnątrz, w kierunku, gdzie wydawało mu się, że udał się Credence wraz z Azjatką. Definitywnie stracił ich jednak ze swego radaru. Skierował się więc do przysadzistego mężczyzny w popłochu pakującego swoje cyrkowe dobytki. Nim Goldstein się obejrzał, magiczna karoca odjechała. Obejrzał się i dostrzegł ów człowieka, który wcześniej przyglądał mu się, teraz z determinacją idącego gdzieś. Nos aurora podpowiedział mu, że to za nim powinien się teraz udać. Puścił się biegiem za coraz bardziej oddalającą się sylwetką, aż w końcu go dopadł. Złapał go za ramię i bezpardonowo go odwrócił. Kim ty jesteś? - zaczął, gdy dotarło do niego, że właściwie nie wiedział, po co go gonił. Ten mężczyzna jednak nie odpowiedział na pytanie, a jedynie stanowczym głosem zaproponował spotkanie w kawiarni. Chciał porozmawiać o Credence’ie. To zapaliło ogniki w oczach aurora. Nim się spostrzegł, mężczyzny już nie było, a jego nogi same wiodły go w wyznaczone miejsce spotkania. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #11Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Czw Lis 29, 2018 1:07 am | |
| Miasto stanęło w mroku i mimo rozświetlających Londyn latarni – wciąż wydawał się on mroczniejszy niż zazwyczaj. Jacob i Newt szli ramię w ramię, ale trzymali się nadnaturalnie blisko siebie, obawiając się, że cień, który ich śledzi mógłby ich rozdzielić. Jacob nachylił się w końcu ku Newtowi i wyszeptał pytanie. – Jak masz zamiar go zgubić? – spytał mężczyzna, ale nie doczekał się odpowiedzi na pytanie bowiem Scamander pociągnął go w tłum, a następnie teleportował się za rogiem kilka metrów za sylwetkę, która ich śledziła i spróbował zniknąć w innym zaułku. Gdy zaś wyczuł obecność kolejnej postaci – zatrzymał się, wspierając swoje plecy na ceglanej ścianie. – Nie ruszaj się stąd – polecił Kowalskiemu, a następnie popędził za znikającą za rogiem…rękawiczką. *** Nim się spostrzegł – znalazł się na moście. Wokół niego zgęstniała mgła, a rękawiczka wreszcie utkwiła w jednym miejscu. – O co chodzi? – spytał Newt. Długo nie musiał czekać na odpowiedź, bowiem jako przedłużenie rękawiczki zaczęła się pojawiać postać. Postać doskonale znana Scamandrowi, a jednak zadziwiająca swoją obecnością jak zwykle. – Witaj, Newt – odezwał się aksamitny głos mężczyzny, gdy ten stanął przed czarodziejem w pełnej krasie. – Dawno się nie widzieliśmy. Newt przez chwilę nie był pewien co też mógłby odpowiedzieć w reakcji na te słowa, które choć tak proste i niezobowiązujące niosły ze sobą ogromny ciężar wspomnień z przeszłości. – Albusie – odezwał się w końcu Scamander i skinął mężczyźnie na przywitanie. – Mamy nieco do nadrobienia, nieprawdaż? – odparł Dumbledore, robiąc krok ku Newtowi, a następnie chwytając jego dłoń i aportując ich gdzieś indziej. Co, jak się później okazało, było dachem budynku. *** – Credence Barebone żyje – powiedział po jakimś czasie Dumbledore. – Ostatnio widziany był w Paryżu, jak donosi MACUSA. Na dźwięk nazwy instytucji Newt znacznie się ożywił. Jego wzrok oplótł całą twarz Albusa, a następnie spłynął na jego własne stopy, gdy ten uświadomił sobie, że nadal nie może opuścić Wielkiej Brytanii. Jakkolwiek bardzo by tego nie chciał. – Musisz dotrzeć do niego nim zrobi to ktoś, kto chce jego natychmiastowej śmierci, Newt – mruknął Albus, układając dłoń na jego ramieniu. – Czy jest ktoś, kto tego nie chce? – spytał ze smutkiem w głosie młodszy czarodziej. Dumbledore jedynie uśmiechnął się z wyraźnym przygnębieniem. Jego szorstka dłoń pogładziła miejsce, w którym się znajdowała. – Doskonale wiesz, że chłopiec potrzebuje pomocy – odezwał się Albus ponownie. Następnie jego dłoń zsunęła się z ramienia Newta, by mogła się w niej magicznie pojawić karta. – Weź. Przyda ci się – powiedział Dumbledore i wyciągnął kartę w kierunku Newta. Ten zaś na ten gest skrzywił się nieco. – Co to? – spytał, nie wyciągając ręki po kartę. – Bezpieczny dom w Paryżu. W razie gdyby wszystko poszło bardzo źle i potrzebowałbyś miejsca, gdzie mógłbyś napić się ciepłej herbaty. Scamander przyglądał się emanującej światłem karcie nim, tragany wątpliwościami, cofnął się na krok. – Nie mogę opuszczać kraju – powiedział i spuścił głowę. – No cóż…W takim razie znajdę kogoś innego, kto pojedzie do Paryża uratować niewinnego chłopca… Newt pokręcił głową z niedowierzaniem, śledząc wzrokiem oddalającą się kartę i obserwując znikającego Dumbledore’a. Została po nim jedynie dzierżąca kartę rękawiczka. *** Newt odnalazł Jacoba w tym samym zaułku, w którym go zostawił. Na szczęście! Mężczyzna wyglądał na nieźle spanikowanego długą nieobecnością przyjaciela, ale na jego widok od razu spróbował opanować emocje. – Gdzie teraz? – spytał Kowalski, oczekując jakiejś realistycznej wypowiedzi. Zamiast tego usłyszał: – Do Paryża. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #12Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Czw Lis 29, 2018 9:19 pm | |
| Yusuf Kama, jak przedstawił się silnym francuskim akcentem tajemniczy mężczyzna z cyrku, stawił się w umówionym miejscu chwilę po Porpentine’ie i przysiadł się do zajmowanego przezeń stolika. Żaden z dwóch mężczyzn nie zamówił niczego do picia. Goldstein, niezwykle zaintrygowany tym, co Kama mógł mu powiedzieć o Credence’ie, oparł się na stoliku, nachylając w stronę rozmówcy. Nie dowiedział się jednak zbyt wiele nowego. Sam wiedział już conajmniej tyle, ile sam poszukiwany chłopak. Yusuf wiedział jeszcze mniej, co w krótkim czasie naprawił auror, streszczając mu historię Barebone’a z Nowego Jorku. Francuski mag nie wyglądał jednak na zbytnio zainteresowanego niedawną przeszłością obiektu poszukiwań. Widoczne było, że nie dlatego stara się go wytropić. Goldstein uznał więc, że mężczyzna nie jest jednym z tych, którzy chcą wykonać wyrok nadany przez MACUSę, to jest zabicie obskurodziciela. Nieznacznie poprawiło mu to humor - jedna osoba mniej do pojedynku o życie chłopaka. Nie przybliżyło go to jednak ani trochę ku odnalezieniu młodzieńca. Po niedługiej rozmowie nastąpił przełom. Yusuf Kama oznajmił, że w swym domu ma więcej informacji na temat przeszłości Credence’a, którymi chętnie się podzieli, a może nawet wspólnymi siłami odgadną jego kolejny krok. Porpentine zgodził się bez wachania. Zrazu podniósł się i był już gotów do drogi. Odszedł od kawiarnianego ogródka i ledwo ukrywając pewnego rodzaju podekscytowanie, stał na środku pustej ulicy. Nowy znajomy prowadził go skomplikowaną siatką ulic do swego przybytku. Szli w milczeniu. Tini odpłynął więc za swoimi rozmyślaniami. Myśl o Credence’ie poprowadziła go do wspomnienia pobytu Scamandra w Ameryce. Retrospekcję wspaniałej przygody przerwało mu przypomnienie o rychłym ślubie mężczyzny ze swą dawną przyjaciółką. Zmarszczył brwi i postarał się wygonić ze swych myśli zarówno Newtona, jak i wydarzenia poprzedniego roku. W końcu stanęli przed fasadą brudnego budynku. Im dalej od Rue Claudel, tym zabudowa stawała się mniej reprezentacyjna. W East Village było podobnie, z tą jednak różnicą, że nawet główna ulica nie była zbyt ładna. Weszli do środka. Porpentine nie zdjął nawet płaszcza, gdyż gospodarz od razu poprowadził go do piwnicy i dalej przez korytarzyk do większego pomieszczenia. – Tutaj – mruknął, wskazując na na biurko zastawione stosami papierów oraz sąsiednią ścianę, pokrytą jakimiś rysunkami. Auror zapalił niebieskie światełko na końcu różdżki i podszedł bliżej muru. Z daleka zwykłe bazgroły zamieniły się w wyraźne kształty drzewa genealogicznego. Ujrzał zatarte imiona i zdjęcia, w których rozpoznawał kolejne znajome. Leta LestrangeNarzeczona Newta.Powstrzymał wyobrażenie, jak obok niej pojawia się portret Scamandra, a od nich pewnie niedługo nawet kolejne gałęzie. Spojrzał dalej na kolejne znajome nazwisko. Yusuf Kama– Credence est mon semi-frère – męski głos rozbrzmiał echem tuż za nim. Tini odwrócił się ku źródle. – Chcę mu pomóc. Następnym co usłyszał był trzask mosiężnej rury odbijającej się od jego własnej czaszki, po czym spadł bezwładnie na ziemię. Spróbował jeszcze się podnieść, łapiąc się czegokolwiek na biurku, co poskutkowało jedynie zrzuceniem pustej lampy naftowej. Dostał raz jeszcze. Tym razem nie był już w stanie nawet próbować się podnieść. – Juste comme toi. Z pomiędzy przymykających się powiek zdołał dostrzec, jak Kama zatrzaskuje kraty w przejściu i odchodzi. Podniósł ociężałą dłoń do skroni i dotknął krwawiącej rany. Potem już tylko stracił przytomność. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #13Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Czw Lis 29, 2018 11:13 pm | |
| Newt wzdrygnął się nieco, spoglądając na swoje stopy i nagle budząc się z kilkusekundowego transu. On i Jacob stali właśnie nieopodal zielonego urwiska. Gdzieś w Szkocji. Był to jedyny szlak magiczny, którego nikt nie powinien był wyśledzić. Przynajmniej Newt tylko o tym jednym wiedział. Nieprzyjemne uczucie, które wzdrygnęło jego ciałem chwilę wcześniej sprawiło, że mimo perspektywy tej okropnej podróży – bardzo śpieszno mu było by znaleźć się w Paryżu. Tam przecież mógł być Tini… – Do wiaderka wsiadacie, a w Paryżu wysiadacie, ej – odezwał się Szkot, zaciągając ciężkim akcentem. Jacob wyglądał jakby nie zrozumiał ani słowa, a Newt jedynie skinął mężczyźnie i zrobił krok w kierunku wiaderka. Powstrzymała go dłoń rybaka. – Pięćdziesiąt galeonów – zażądał, spoglądając z ciekawością na walizkę, którą ściskał pod pachą Scamander. – Miało być trzydzieści – odpowiedział, marszcząc z oburzeniem brwi na Szkota. – Ta! Trzydzieści za przejście, dwadzieścia za milczenie, ej. – Jego usta wykrzywił obrzydliwy uśmiech. Newt mógł jedynie…przystać na propozycję. Wciskając w brudną dłoń mężczyzny pięćdziesiąt galeonów, chwycił dłoń Jacoba i pociągnął go ku wiaderku. – Spróbuj nie zwymiotować. To jest znacznie gorsze niż zwykła teleportacja – ostrzegł go Newt, spoglądając na przyjaciela z troską, a następnie wstępując nogą do wnętrza wiaderka nim Jacob zdołałby zmienić zdanie co do swoich weekendowych planów. *** W ułamku sekundy znaleźli się w bocznej uliczce Paryża. Newt potrzebował chwili na to, by zorientować się w sytuacji. Jacob obok niego właśnie wymiotował do trzymanego pod pachą wiadra. Scamander zaś zbyt był zajęty swoją misją. Nieopodal miejsca, w którym wylądowali siedziała dumnie mosiężna statua. Wyglądało na to, że los choć ten jeden raz uśmiechnął się do czarodzieja. – Za mną – polecił przyjacielowi i ruszył przodem, nie czekając zupełnie na nieco skołowanego Kowalskiego. Po magicznej stronie miasta znaleźli się w następnej chwili. Na widok żywej ulicy Newt uśmiechnął się szeroko. Tak, zdecydowanie byli w odpowiednim miejscu. Teraz wystarczyło dowiedzieć się, którędy poszedł Porpentine. Newt bowiem był pewien, że ten był w tym samym miejscu jakiś czas temu. Czuł to w jakiś niewytłumaczalny sposób. Newt bezpardonowo ustawił swoją walizkę na środku ulicy, wyciągnął z kieszeni płaszcza swoją różdżkę i wyszeptał pod nosem inkantację, która sprawiła, że z czubka różdżki wyrwała się szczerozłota wstęga. Ów w locie zmieniła się w złocisty, błyszczący proszek, który roztoczył nad niewielkim rynkiem brokatowy baldachim. Obłok w poszukiwaniach czegoś zaczął krążyć po uliczkach wokół Newta i Jacoba, a na końcu opadł delikatnie na ziemię, odsłaniając ślady. Jacob stał oniemiały, przyglądając się temu widowisku. Pod jego pachą nadal tkwiło wiadro, którego z szoku nie potrafił jeszcze wypuścić. – Niesamowite… – mruknął krótko pod nosem, co zwróciło uwagę Newta, który przeniósł na niego swoje błyszczące spojrzenie. To jednak przygasło, gdy mężczyzna spostrzegł co Jacob nadal trzyma w dłoniach. – Odłóż to, Jacobie – polecił mu, by po chwili sięgnąć do swojej walizki i wyciągnąć z niej Niuchacza, który z lubością opadł na pokryty złotem bruk. Stworzenie natychmiast ruszyło po śladach. *** Jacob i Newt nie tracili Niuchacza z oka, gdy ten był na tropie. Minęła godzina nim dotarli gdzieś, gdzie okolica zrobiła się średnio ciekawa. Obydwaj mężczyźni trzymali się bliżej siebie, zerkając z zaniepokojeniem na niewielkie zwierzę, które z zaciekłością ogara prowadziło ich do celu wędrówki. Gdziekolwiek ten się znajdował. Niuchacz zatrzymał się w końcu, tracąc zapewne trop, bowiem zerknął ku Newtowi jakby przepraszająco. Scamander zaś porwał malca w ramiona i przytulił do siebie. – Spisałeś się – powiedział do niego i pozwolił mu się schować za połą swojego płaszcza. Niespodziewanie usłyszał huk trzaśnięcia gdzieś nieopodal, po którym nastąpiły szybkie kroki. Newt chwycił Jacoba za rękaw i schował się razem z nim w zacienionej uliczce. O kilka metrów minął ich czarnoskóry jegomość, którego podeszwa zalśniła przez ułamek sekundy szczerym złotem. Wyglądało na to, że dotarli do celu. *** Starał się zachować ciszę, ale ekscytacja i przerażenie sprawiało, że Newt był nieco zbyt…nerwowy. W powietrzu doskonale wyczuwał napięcie…oraz wilgoć. – Nie cierpię piwnic, Newt… – szepnął Jacob, rozglądając się z przerażeniem na boki i przez ramię. Newt nawet nie spróbował go uspokoić ani uciszyć, zbyt skupiony na zadaniu. Nagle – gdzieś w głębi piwnicy – Newt usłyszał cichy jęk. Być może mu się wydawało? Nie, bo po chwili usłyszał to samo w akompaniamencie cichego przekleństwa. – Tini! – syknął bez tchu Scamander i rzucił się czym prędzej w kierunku, z którego dotarł dźwięk. Czarodziej dopadł krat jednej z „cel”, a gdy po ich drugiej stronie zobaczył pokiereszowaną sylwetkę Goldsteina – jego serce zabiło mocniej, a to, jak ogromną ulgę odczuł, było nie do opisania. Nawet jeżeli był trochę obolały to żył i miał się dobrze! Scamander przez kilka długich sekund jedynie przyglądał się Porpentine’owi. – Tini – wykrztusił z siebie w końcu jakieś słowo. Mężczyzna zauważył go sekundę później. Newt mógłby przysiąc, że Tini ucieszył się na jego widok prawie tak mocno, jak on na widok Tiniego. Tęskniłem… |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #14Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Pią Lis 30, 2018 12:30 am | |
| Porpentine nie był w stanie stwierdzić, ile czasu był nieprzytomny. W piwnicy było tak samo ciemno, jak w każdej piwnicy o każdej porze dnia i nocy. Dotknął delikatnie swojej skroni i stwierdził, że rana zaczynała powoli się zasklepiać. Czuł w ustach metaliczny smak. Musiał rozciąć sobie wargę w którymś momencie. Oblizał spierzchnięte wargi, jednocześnie starając się wybadać, gdzie pojawiła się szkoda. Podniósł się na łokciu i przetarł wierzchem dłoni usta, tylko podrażniając wrażliwą tkankę. Ponadto, chyba właśnie zaczęło mu krwawić także z nosa. Obmacał ziemię wokół siebie w poszukiwaniu swojej różdżki. Nie znalazłszy niczego o chociażby podobnym kształcie, spróbował dostrzec cokolwiek w swoim otoczeniu. – Kurwa… – wypluł z siebie. W pomieszczeniu panował półmrok, ale zamroczone oczy aurora napotkały w tym trudność. Pamiętał, że był w Paryżu i szukał Credence’a. Pamiętał Yusufa Kamę. Pamiętał mural z drzewem genealogicznym rodziny Lestrange. Pamiętał również, że Yusuf uderzył go przynajmniej dwukrotnie w głowę czymś ciężkim, zamknął w lochu i ukradł różdżkę. Gdzieś z daleka usłyszał poruszenie. Newt? Skarcił się w tejże samej sekundzie, w której pytanie pojawiło mu się w głowie. Newton nie mógł być we Francji. A zwłaszcza w tej norze Yusufa Kamy. Podniósł się na kolana i poprawił zmierzwione włosy. Im bliżej słychać było kroki i szepty, tym bardziej znajomo brzmiały. Dwie osoby, z czego jedna znacznie cięższa. Goldstein pokręcił głową. Umysł płatał mu figle, albo wciąż jeszcze leżał nieprzytomny. Newt i Jacob tutaj było sytuacją skrajnie niemożliwą. Wzrok powoli przyzwyczajał mu się do mroku i widział już dokładniej. Różdżki nadal nie było nigdzie w pobliżu, a ze ściany łypało na niego wiele lestrange’owych oczu. Zdecydowanie odzyskiwał władzę nad wszystkimi aspektami swojego ciała, więc niemożliwym było, żeby i tym razem wyobraził sobie głosy. Słyszał już wyraźnie. Ktoś go wołał, a pseudonimu “Tini” używa jedynie trzy osoby. I żadna nie miała powodu, by się tu znaleźć. – Newt? – wyszeptał, gdy otrząsnął się z ledwo zauważalnego zaskoczenia. Porpentine nie był w stanie pomylić tej sylwetki z żadną inną. A zwłaszcza, gdy z rękawa machał do niej niewielki zielony nieśmiałek. Goldstein na chwilę zapomniał o Credence’ie, o Lecie i o Yusufie. Newton Scamander wrócił. Przybył mu pomóc. Czuł, jak wali mu serce, a nawet bezwiednie pojawił się na jego zakrwawionych ustach niewielki uśmiech. Niebieskie światło oświetliło mu twarz i wszystko dookoła, łącznie z wizerunkiem Lety Lestrange na ścianie. Mina automatycznie mu zrzedła. Przypomniał sobie, w jakiej sytuacji tkwi i jak wygląda. Gdzieś w oddali usłyszał kolejne kroki. Yusuf. Pewnie z tą koszmarną mosiężną rurą. Co jak co, ale większość czarodziejów była naprawdę kiepska jeśli chodzi o walkę wręcz, toteż jak najbardziej na miejscu było ostrzeżenie Scamandra, co się zbliża. Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, gdyż od wejścia dało się słyszeć odgłosy uderzeń. Jacob Kowalski okładał czarnoskórego mężczyznę po żebrach czymś długim i najwyraźniej dość ciężkim. Porpentine i Newt wpatrywali się weń w milczeniu, z niewielką dawką skonsternowania na twarzy. Gdy robota wyglądała na skończoną, a Kama na nieprzytomnego, Goldstein otarł kącik ust i spróbował podnieść się na nogi. Teraz, gdy wszelkie zmysły wróciły na miejsce, Porpentine pamiętał doskonale, jaki aktualnie stosunek ma do opiekuna magicznych stworzeń. Jest tu w oficjalnie, nie dla przyjemności. – Panie Scamander – powiedział do czarodzieja, który zbliżył się, zapewne z zamiarem pomocy. Z lekkim syknięciem, auror wyprostował się. Upadając na ziemię musiał w coś dodatkowo uderzyć, gdyż bolała go także lewa strona klatki piersiowej. Możliwym też było, że dostał od francuza w żebra, chociaż tego nie odnotował. – Ma moją różdżkę – powiedział i chciał iść przed siebie, ale ból rozniósł się na całe ciało. Skrzywił się ostro i syknął. Nie mógł iść o własnych siłach. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #15Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 01, 2018 2:56 am | |
| Newt spoglądał na mężczyznę rozmarzonym spojrzeniem dopóki dopóty mina ów nie zrzedła. Jego uśmiech automatycznie również zbladł. Co zrobił nie tak? Nie zdołał jednak nic powiedzieć, bo nagle dołączył do nich czarnoskóry Francuz, który spacyfikowany został ostatecznie prze Jacoba, za którego obecność w myślach podziękował Newt. Gdy oprawca Tiniego leżał już leżał nieprzytomny na ziemi – Newt dopadł zamka celi Goldsteina i rozbroił go w ciągu kolejnych sekund dzięki Pickettowi. Tini był wolny, ale zapewne za daleko nie był w stanie uciec, bo – w gruncie rzeczy – ledwo się ruszał. Dlatego też Newt nie zaważając na nagły chłodny ton słów mężczyzny, od razu ofiarował wsparcie w postaci swojej ręki oplatającej talię nieco wyższego czarodzieja. – Powoli – powiedział krótko Newt, spoglądając na twarz Tiniego i błyskawicznie odwracając wzrok, bowiem ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, co nie sprzyjało szczególnie trzeźwości jego umysłu. Umysł Scamandera bowiem miał kilka trybów, gdy Tini znajdował się w pobliżu – tryb, w którym za wszelką cenę chciał go chronić i ten drugi, którym był zupełnie bezużyteczny w obliczu niebezpieczeństwa. Nie było nic pomiędzy. – Chodźmy stąd – powiedział i zrobił krok w kierunku wyjścia. – Chwila – powstrzymał go Jacob, wskazując na nieprzytomnego Francuza. – To obrzydliwe, Newt. Spójrz. Scamander zwrócił swój wzrok na mężczyznę, a widząc, że pod jego skórą w okolicy oka coś pulsuje – sam się nieco skrzywił. – Co to jest? – zapytał z nieukrywanym obrzydzeniem Kowalski. – Robak – odpowiedział krótko Newt, a następnie kazał chwycić Jacobowi ramię nieprzytomnego mężczyzny, by mogli się wspólnie teleportować. *** Jacob rozglądał się po pomieszczeniu z zainteresowaniem. Wciąż jednak pozostawał nerwowy. Newt zaś przyglądał się śpiącemu mężczyźnie. – To musi być jakiś pasożyt – stwierdził, wyjmując z walizki niewielką szkatułkę, która zawierała wszelkiego rodzaju narzędzia. Ze strony Jacoba dało się słyszeć okrzyk obrzydzenia. Ze strony Tiniego jedynie ciszę. Newt nie miał pojęcia co też się stało, ale choć Goldstein wydawał się cieszyć na jego widok w pierwszej kolejności, to teraz nawet nie chciał na niego patrzeć. W dodatku wyrażał się okropnie formalnie i zwracał się do niego tak, jakby nie znał jego imienia. I choć Scamander chciał zapytać czarodzieja, czy zrobił coś nie tak to…nie miał na to ochoty. Ani odwagi. Znajdowali się właśnie pod adresem, który wręczył mu Albus Dumbledore swego czasu, gdy zlecił mu również tę misję. Newt nie miał zielonego pojęcia do kogo należy to lokum, ale nie miał czasu się nad tym nawet zastanowić w obliczu faktu, że Francuz imieniem Yusuf nie budził się od kilku godzin, choć Newt wiedział, że powinen. Musiała to być zatem wina tego pasożyta, co dręczył biedaka, który tak desperacko próbował powstrzymać Goldsteina przed kontynuowaniem śledztwa. Newt wyczuł, że Jacob opuścił pokój i został on sam z Tinim. Była to doskonała szansa, by porozmawiać o tym, co mogło trapić Amerykanina. – Wyglądasz…dobrze – wykrztusił z siebie Newt, spoglądając kątem oka na Porpentine’a. Oh, jakże to było okropne rozpoczęcie rozmowy! Tini mógł już nie mieć sińców na twarzy i ran, ale nada wyglądał zupełnie tak, jak wyglądał rok temu! Czyli dobrze… – Przepraszam, że nie przyjechałem – powiedział ciszej Scamander i swój wzrok z powrotem zwrócił na nieprzytomną sylwetkę Yusufa. Mężczyzną spuścił głowę, poddając się zupełnie temu spojrzeniu Tiniego, którym ten go mierzył przez ten cały czas odkąd zobaczyli się pierwszy raz od dziewięciu miesięcy. – Wiem, że jesteś na mnie zły.Czy to normalne, że był tak okropnie…zestresowany? |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #16Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 01, 2018 3:20 pm | |
| Chcąc nie chcąc, Porpentine musiał skorzystać z pomocy Scamandra i wsparł się na jego ramieniu. Z chłodnym profesjonalizmem aurora na twarzy spojrzał w dal, starając się zamaskować to, co rozgrywało się właśnie w jego wewnętrzu. Goldstein był zły i nie chciał oglądać Brytyjczyka, a co dopiero wspierać się na jego ramieniu. Natomiast znalezienie się tak blisko twarzy Newta nie pomagało w oziębłym chowaniu urazy. Ułamek sekundy oddechu Scamandra odczutego na policzku uświadomiło mu parę rzeczy. Zacisnął zęby i dłoń na barku mężczyzny, przenosząc na niego więcej swojego ciężaru. Musiał odnaleźć swoją różdżkę, a w tym stanie nie będzie to łatwe. Jeżeli jakakolwiek odrobina losu nad nim sprzyjała… Polecił Jacobowi sprawdzenie kieszeni płaszcza nieprzytomnego Kamy. Była tam. Najwyraźniej dwójka mężczyzn przyniosła trochę szczęścia. Wziął swój skarb w dłoń i oparł się jeszcze ciężej na Scamandrze, przywierając do niego ciałem. Odwrócił głowę, by na niego nie patrzeć. To tylko na czas teleportacji. Gdy znaleźli się na miejscu, w jakimś nieznanym domu, Porpentine odsunął się od Newta i oparł dwoma rękami o jakąś szafkę. Musiał doprowadzić się do porządku, a do tego najlepsze byłoby lustro. Rozejrzał się za drzwiami, które mogłyby prowadzić do łazienki, po czym pokuśtykał w ich stronę. Szczęśliwie znajdowała się tam właśnie łazienka. Ostrożnie zamknął za sobą drzwi i podszedł do lustra. Wyglądał niefortunnie. Wyjął różdżkę i wycelował ją w swoją twarz. Tergeo Zaschnięta krew zniknęła, pozostawiając go z czystymi otwartymi ranami. Przyjrzał się im z bliska. Został tak łatwo pokonany przez mosiężną rurę. Tak zwykły niemagiczny przedmiot. Będzie musiał w przyszłości zwrócić uwagę na tak błahe sposoby pokonania maga. Aż zrobiło mu się głupio. Episkey, mruknął. Rany i zszargana duma zasklepiły się, a sińce zmieniły kolor na normalny. Wyglądał w porządku. Nie pozwoli, by ten incydent naruszył jego aurorskie ego. Uniósł koszulę do góry, by przyjrzeć się swym bolącym żebrom. Nic, oprócz lekkiego zaczerwienienia. Dotknął bolącego miejsca i z bólu zmarszczył brwi. Nie wiedział, jakiego leczącego zaklęcia użyć, więc zdecydował póki co pozostawić to, jak jest. Może Newt będzie wiedział. Potrząsnął głową i wsadził szarą koszulę z powrotem w spodnie. Popatrzył w oczy swojego odbicia. Porpentine nie potrafił stwierdzić co, ale coś było innego. Obecność Newtona znacząco na niego działała, ale przez ostatni czas starał się to agresywnie wypierać. Lubił go. Bardziej niż lubił. Oszukiwanie samego siebie nie miało tutaj żadnego sensu. Musiał przyznać przed sobą, że zranił go nie sposób, w jaki się dowiedział, chociaż to z pewnością miało swój udział. Był zazdrosny, ale nie mógł być zły na Newta za układanie sobie życia. Mógł być jedynie smutny, że zajmie w nim miejsce jedynie jako przyjaciel z Ameryki. Ochlapał twarz lodowatą wodą. To nie czas ani miejsce na nagłe olśnienia i sentymentalne przemyślenia. Musiał zdystansować się emocjonalnie i skupić na odnalezieniu Credence’a. A póki co jedynym tropem był nieprzytomny czarnoskóry mężczyzna, trawiony przez pasożyta. Natomiast jedyną szansą na jego przeżycie był właśnie Newt Scamander. Poprawił włosy i wyszedł do reszty. Stał z boku, w milczeniu obserwując działania Brytyjczyka. Gdy jednak wyjął szkatułkę z narzędziami, co jasno nakreśliło jego dalsze poczynania, Goldstein odwrócił się. Spojrzał na biurko pełne alchemicznych papierów. Zaciekawiło go, czyim domem mógł być ten przybytek. Głos Scamandra zmusił Tiniego do odruchowego spojrzenia w jego kierunku. Na chwilę złapali kontakt wzrokowy i obaj od razu odwrócili głowy. Auror popatrzył na dłonie mężczyzny, ale po chwili powrócił spojrzeniem na jego twarz. Nie był to już jednak chłodny wzrok. Teraz był smutny. Porpentine pokręcił nieznacznie głową. Nie był na niego zły. Cała złość wyparowała, gdy się spotkali i Goldstein uświadomił sobie, że nie potrafi odczuwać względem Newta negatywnych uczuć. Chciał mu odpowiedzieć, zapewnić, że tak nie jest, ale…nie mógł wydobyć z siebie żadnych słów. Myślał, że ma ułożone, co chce mu powiedzieć podczas spotkania. W praktyce był w stanie jedynie milczeć. Wtem Newt uniósł do góry dużą pęsetę, z której zwisał jakiś obrzydliwy stwór. Tini skrzywił się i odwrócił do okna. To zakończyło na najbliższy czas ten temat. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #17Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 01, 2018 6:10 pm | |
| Gdy Newt jednym, płynnym ruchem wydostał obrzydliwego pasożyta z oka mężczyzny i wrzucił go do słoika – nastała znowu spokojna cisza, która przerywana była jedynie cichymi pojękiwaniami nieprzytomnego Kamy. W takiej sytuacji, Scamander nie wiedział czy powinien rozpocząć rozmowę z Tinim od nowa, czy też uznać temat za zamknięty. Mężczyzna wyglądał na bardzo zniechęconego interakcjami z przyjacielem, więc Newt skłaniał się ku temu, by…pozostać cicho. Nie potrafił jednak zmusić się do tego, by nie zerkać na Goldsteina, gdy ten nie miał szansy tego zauważyć. Właściwie to Newt nawet nie tyle „zerkał” co wlepiał swój wzrok w plecy Amerykanina. Robił to dopóty dopóki nie usłyszał westchnienia zrezygnowania ze strony Jacoba, który się z kolei przyglądał zachowaniu Newta. Scamander zmarszczył na niego brwi na co Jacob uśmiechnął się z politowaniem i wskazał podbródkiem na Goldsteina. Newt pokręcił głową, odmawiając tego, co mu sugerował Kowalski, który miał już na to gotową w reakcji oburzoną minę. Newt w końcu wstał ze swojego miejsca i bez słowa ruszył do korytarza, ciągnąc za sobą Jacoba. Gdy już byli pewni, że Tini ich nie usłyszy – Jacob odezwał się szeptem. – Musisz mu powiedzieć prawdę! – syknął. – Nie domyśli się sam. – Ale on mnie nie cierpi – odparł na to Newt, orientując się oczywiście, że do jego rozumowania wkradł się ogromny błąd logiczny. Nic nie mógł poradzić na to, że…bał się. – Jesteś czasami okropnie bezmyślny, Newt – powiedział Jacob, zaszczycając go potępiającym spojrzeniem. – Nie chcę, żeby… – zaczął Newt. – Żeby? – przerwał mu Jacob. – Żeby pomyślał, że ci się podoba? Scamander zamachał gwałtownie dłońmi, uciszając Kowlaskiego gorliwie i oglądając się przez ramię. – To nie jest…To nie tak – wyszeptał, a jego uszy zrobiły się jaskrawo czerwone. Kowalski zmrużył na niego swoje oczy. Newt wiedział, że przegrał te dyskusję. I tak nie mogliby jej kontynuować bowiem z pokoju dało się słyszeć wołanie Porpentine’a. Wyglądało na to, że ich pacjent/więzień się obudził. *** Wycelowana w Yusufa różdżka Tiniego sprawiła, że Newt nawet nie spróbował sięgnąć po swoją. Wiedział, że Goldstein ma sytuację pod kontrolą. – Oh, widzę, że jednak miałeś towarzystwo, Amerykaninie – odezwał się czarnoskóry, uśmiechając się przebiegle. – Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego. Newt przewrócił oczyma i pokazał Yusufowi słoik, w którym dogorywał pasożyt. – W ramach wdzięczności za uratowanie ci życia, mógłbyś udzielić nam kilku odpowiedzi na pytania – powiedział Newt zdecydowanym i wyraźnym głosem. Scamander miał tendencję do jąkania się lub brzmienia słabo, ale ta sytuacja wywołała w nim wiele sprzecznych uczuć, które skutkowały nadzwyczajnym przejęciem. Z jednej strony był Tini, który nie chciał mieć nic do czynienia z Newtem, z drugiej paląca kwestia Credence’a, a z jeszcze innej poplecznicy Grindelwalda, którzy rośli w siłę. Mieli bardzo mało czasu. – Słucham waszych pytań – odparł po dłuższym namyśle Kama i oparł się plecami o fotel. Scamander zerknął na Tiniego, szukając ratunku, bowiem jego zapał szybko się wyczerpywał w stresujących sytuacjach. Widząc jednak, że Porpentine nie ma zamiaru mu pomóc – musiał sam sformułować przebieg przesłuchania. – Co wiesz o Credence’ie Barebone? – spytał w końcu Newt. Yusuf uśmiechnął się ponuro. – Wiem, że musi umrzeć. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #18Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 01, 2018 9:58 pm | |
| Gdy dwójka mężczyzn opuściła pokój, Porpentine odwrócił się i rozejrzał badawczo po pomieszczeniu. Wiedział, że wyszli, jednakże nie potrafił ocenić czy stało się to przed chwilą, czy już wcześniej. Z głębi domu słyszał rozmowę, jednakże nie mógł rozpoznać tematu. Podszedł do leżącego i dotknął jego czoła. Gorączka już schodziła. Auror kucnął obok i przyjrzał się niespokojnej twarzy. – Co to znaczy, że jest twoim bratem? – wyszeptał do niego zrezygnowany. Leżącą obok szmatką chciał przetrzeć zapocone czoło Yusufa, jednakże skoro tylko ponownie go dotknął, ten otworzył oczy. Tini odskoczył i automatycznie wycelował w niego różdżką. Zmrużył na niego badawczo oczy. – Panie Scamander! – zawołał, nie pozwalając chłodnemu podejściu do sprawy ulotnić się. Dziwnie było mu nazywać przyjaciela tak oficjalnie, ale jeszcze dziwniej czułby się udając, że nic się nie stało. Mężczyźni wpadli do pokoju. Newt sięgał już po różdżkę, ale ujrzawszy, że auror panuje nad sytuacją - odpuścił. Głos Scamandra był nadnaturalnie stanowczy i Porpentine musiał powstrzymać się od sprawdzenia, czy minę miał również zawziętą. Odsunął się do tyłu, pozwalając Newtowi poprowadzić. Widząc jednak, że średnio sobie radzi, zlitował się nad nim. W końcu Brytyjczyk jedynie szukał Goldsteina, a śledztwo prowadził karierowicz-hipokryta, jak niedawno nazwał aurorów Newt Scamander. Porpentine nie chował urazy za to. Wiedział, jaki stosunek miał Newton do tego zawodu, ale także sam był dumny ze swojego zawodu. Wybrał zignorowanie tego tematu. – Powiedziałeś mi wcześniej, że Credence jest twoim bratem przyrodnim – nadal celując w niego różdżką, stanął bliżej Scamandra. – Teraz mówisz, że musi umrzeć? Yusuf Kama zwlekał chwilę, ale w końcu odezwał się. Powiedział o wieczystej przysiędze i swoich zamiarach, także tych powziętych wobec Tiniego. Wytłumaczył, że działał impulsywnie i jedynie chciał powstrzymać aurora przed chronieniem chłopaka. Oraz że więcej informacji powinno znajdować się w ministerstwie. Następnie znów stracił przytomność. Był poważnie odwodniony, jednakże uznawszy, że niczego więcej się od niego nie dowie, Porpentine nie rzucił się mu na ratunek. Przeciwnie, odwrócił się do Scamandra i oznajmił, że zamierza udać się do ministerstwa i tam dowiedzieć się czegoś konkretnego. Miał nadzieje, że Newt będzie chciał mu towarzyszyć. Miotały nim sprzeczne emocje, z jednej strony chciał przeżyć kolejną przygodę z magizoologiem, natomiast z drugiej nie chciał kontynuować rozmowwy z wcześniej. Bał się, że zdradzi się przed nim i tym samym zbłaźni przed zaręczonym mężczyzną. Zaczekał chwilę na odpowiedź, po czym skierował się do drzwi. W progu jednak zatrzymał się raptownie i odwrócił do niemaga, któremu nakazano przypilnować Kamy. – Jacob – zmarszczył brwi. – Gdzie właściwie jest mój brat? |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #19Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 15, 2018 6:05 pm | |
| Jego serce zabiło gwałtownie, gdy poczuł, że Porpentine znalazł się znacznie bliżej niż chwilę wcześniej. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego twarz nie zdradziła tego, jak bardzo było to dla niego…zaskakujące. Oczywiście, mężczyzna również zanotował kwestie taką, że Yusuf pragnął śmierci Credence’a, a on tymczasem chciał go chronić i musiał dostać się do niego jak najszybciej niż ktoś podobny Kamie będzie pierwszy. Wyglądało na to, że Newt i Tini ponownie są po jednej stronie i chcą osiągnąć ten sam cel. Problem w tym, że Tinim targała niechęć wobec Newtona, której ten nie potrafi jednoznacznie przypisać któremuś ze swoich zachowań. Czy to możliwe, że mężczyzna był na niego zły, bo Newt nie powiedział mu o swoich rzekomych zaręczynach? To by było zbyt…wygodne. Ale co jeżeli Tini złościł się na niego z innego powodu? Może zauważył to, że Newt ma do niego nieco zbyt ciepły stosunek i teraz chce, aby mężczyzna zakończył te farsę? Scamander nie mógł być do końca pewien niczego. Wiedział jednak, że nie podobało mu się to, jak Tini się od niego odsuwał. Do tego stopnia, że gdy tylko na chwilę stawał bliżej – serce Newtona rozbijało się po całej klatce piersiowej czarodzieja. Nie spodziewał się kolejnego pytania, które zadał Porpentine. Na szczęście, zadane było pod adresem Jacoba. *** Ruszyli do Ministerstwa razem, zostawiając Jacoba na straży. Szli obok siebie w milczeniu, a Newt co jakiś czas spoglądał w bok na piękną twarz swojego towarzysza i zastanawiał się…jak mógłby zacząć te rozmowę? – Tini, ja… – spróbował się odezwać, ale wówczas przeszli przez drzwi Ministerstwa i na schodach mężczyzna spostrzegł swojego brata. Szybko pociągnął Tiniego w bok, by schować się wraz z nim w cieniu i przyciskając jego sylwetkę mocno do siebie, czuł doskonale każdy oddech Goldsteina. Jego szmaragdowe spojrzenie spotkało się z nadzwyczajną czernią tęczówek Tiniego i Scamander zorientował się w jednej chwili, że zabrakło mu tchu na ten widok. Stali tak przez chwilę, przyciśnięci do siebie i milczący, nim Goldstein odsunął się nieco, co sprawiło, że Newt został przywrócony do rzeczywistości w okrutny sposób. Odchrząknął cicho i spuścił wzrok, by następnie sięgnąć do swojej walizki, z której wyciągnął niewielki flakonik. Następnie sięgnął po pojedynczy włos, który trzymał w oddzielnym woreczku. Wrzucił ów włos do napoju, który po chwili podał Tiniemu. – Mam plan – powiedział, by chwili przejść do szczegółów. *** Newt oraz Tini stanęli przed Melusine, która zmierzyła ich krytycznym spojrzeniem. – Nazywam się Tezeusz Scamander, a to jest moja narzeczona – Leta Lestrange – odezwał się Newt, wskazując nieco sztywno na postać stojącą u jego boku. Tini był pod wpływem Eliksiru Wielosokowego i wyglądał jak Leta, co sprawiało, że Newtowi było niezręcznie, a Tini był okropnie rozwścieczony. Na tyle, że potrafił się jedynie uśmiechać z napięciem. – Potrzebujemy dostępu do akt czarodziejskich. Natychmiast – dodał. Melusine przyglądała im się jeszcze przez chwilę z podejrzliwym wyrazem twarzy nim przepuściła ich dwójkę. Z Newta zeszło całe powietrze i już był nieomal od dziarskiego ruszenia w kierunku, który go interesował, ale kątem oka zarejestrował na piętrze wyżej osobę Tezeusza, który najwyraźniej przyglądał mu się ze wściekłością, bowiem patrzył właśnie na swojego klona. Połączył fakty natychmiastowo i rzucił się biegiem za fałszywym Tezeuszem i Letą. – Biegnij – syknął Scamander na ucho Tiniemu. *** Tezeusz nie pragnął ich jedynie dogonić, ale najwyraźniej również pozbawić kończyn, bo klątwy, którymi rzucał za uciekającym bratem i jego przyjacielem były bardziej niż paskudne. Działanie Eliksiru zaś wyczerpało się już minutę temu i mężczyźni z powrotem byli sobą. – Poznaj mojego brata – powiedział do Tiniego, uśmiechając się z rozbawieniem. Następnie obydwaj wyskoczyli zza filaru i rzucili zaklęcie w tym samym czasie. Zaklęcie Newta Tezeusz odbił z łatwością, ale nie wystarczyło mu refleksu, by odeprzeć też atak Goldsteina, którego to zaklęcie popchnęło Tezeusza ja jeden z biurowych foteli, związało go i wepchnęło do windy, która natychmiast zatrzasnęła się i pojechała. Newton przez chwilę patrzył w osłupieniu na zasunięte drzwi windy, uśmiechając się wesoło. – To najlepszy dzień mojego życia… – powiedział cicho, przypominając sobie widok sprzed chwili, gdy starszy Scamander wił się związany na fotelu. Nie było jednak czasu dłużej sterczeć w bezruchu, więc Newton szybko rzucił się na Tinim do celu ich podróży. Gdy zaś po minucie dotarli na miejsce, a ich oczom ukazało się pomieszczenie o nieskończonym ogromie regałów, zawierających informacje na temat czarodziei…zapał Newta opadł. Tini jednak nie miał zamiaru ani na chwilę się zatrzymywać i ruszył między regały. Po chwili zaś rzucił zaklęciem namierzającym, a regały zaczęły się poruszać w sposób nieprzewidywalny. Ogromne rejestry latały miedzy nimi jak chciały, niemal zderzając się z Tinim, który został odciągnięty z toru lotu jednej z nich przez Scamandera. Udało im się w końcu zlokalizować interesujący ich regał, ale ten nie zechciał się zatrzymać z jakiegoś powodu, więc mężczyźni wskoczyli na niego i dopiero wówczas Tini przerwał zaklęcie, sprawiając iż magiczne meble postanowiły się zatrzymać. W chwili, w której wreszcie nastał spokój, Newton usłyszał podziękowanie płynące z ust Goldsteina, które poprzedzało to cholerne „Panie Scamander”. Ale ni to przelało czarę goryczy lecz to, co powiedział Tini następnie. – Nie jestem zaręczony z Letą Lestrange – powiedział, co oderwało Tiniego od poszukiwań i skupiło jego uwagę na zdenerwowanym Newtonie. – Gazeta popełniła błąd. To mój brat, Tezeusz, ma być jej mężem. Nie ja.
Ostatnio zmieniony przez Voldemort dnia Sob Gru 15, 2018 8:05 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #20Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 15, 2018 7:59 pm | |
| Porpentine ze złością otworzył drzwi domu. Zatrzymał się i odetchnął głęboko. Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jak ta dwójka zdołała zgubić i do tego zapomnieć o jego młodszym braciszku? Całą drogę do ministerstwa Goldstein nie odezwał się ani słowem, myśląc o Queenie’m. Nie miał pojęcia nawet w jakim kraju się znajdował. Parę razy czuł na sobie wzrok towarzyszącego mu Scamandera, który być może także coś do niego mówił, ale myśli mężczyzny były skupione aktualnie na jednej osobie. Aż do drzwi wejściowych francuskiego ministerstwa magii, gdzie magicznie rozwiały się i wróciła kwestia Credence’a. Amerykański auror chciał iść w mniej więcej znanym kierunku, jednakże Newton miał inne plany, gdyż tuż po przekroczeniu progu, pociągnął go za sobą do jakiejś wnęki. Gdy chwilowe oszołomienie minęło, Goldstein poszukał szmaragdowych oczu. Chwilę nie mógł się poruszyć, chociaż to on miał więcej miejsca za plecami. Odwrócił jednak głowę w bok, po czym sam się odsunął. Przyznał jednak przed sobą, że gdyby nie okoliczności, to jest ministerstwo oraz panna Lestrange, nie odsunął by się tak szybko. Upił łyk eliksiry wielosokowego, nie bardzo wiedząc w kogo zaraz się zmieni. Wszystko wyszło na jaw, gdy poczuł, że się skurczył. Spojrzał w dół i ujrzał niewątpliwie damskie ciało. Poszukał szklanej powierzchni i ujrzał oblicze Lety Lestrange. Odwrócił się do Newta, który zmienił się niewiele, bo w swojego brata. Spojrzał na niego z politowaniem i wydał z siebie jedno krótkie pytanie: Poważnie?Odetchnął głęboko i kobieco wyprostował się, po czym odrzucił włosy na plecy. Cokolwiek, byle odnaleźć Credence’a. Chodzenie na obcasach wychodziło mu zaskakująco dobrze i wyjątkowo niechwiejnie. Idąc tak w ciele Lety, Porpentine doszedł do wniosku, jak ironiczna była ta sytuacja. Ciało przyszłej pani Scamander. Uśmiechnął się słodko do Melusine, tłumiąc w sobie negatywne emocje. Nie słuchał, co mówi Newt. Jego wzrok błądził wszędzie dookoła. Goldstein nie potrafił się skupić. Wytrącił się z letargu dopiero gdy Scamander dał mu znać, że ktoś ich goni. Nim się obejrzał, chowali się za filarem przed rozwścieczonym Tezeuszem, właścicielem ciała, które Newt przed chwilą sobie użyczył. Tiniemu automatycznie załączył się tryb aurora, aczkolwiek tylko połowicznie. Normalnie z pewnością nie atakowałby innego aurora. Chociaż z doświadczenia mógł już wywnioskować, że to myśleie zmieniało się zawsze, gdy w sprawę zamieszany był Newton Scamander. Wyskoczył zza filara i rzucił “ incarcerous”; jak się okazało - Newt zrobił dokładnie to samo. Spojrzał przelotnie na uszczęśliwioną twarz towarzysza i pokrótce skinął głową, po czym ruszył przed siebie. Musiał znaleźć te dokumenty dotyczące Credence’a. Za sobą usłyszał dreptanie rozradowanego dziecka, któremu udało się w końcu pokonać swego starszego brata. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Zaklęcie lokalizujące okazało się nienajlepszym pomysłem, gdyż ogromnych rozmiarów regały rozszalały się do reszty, zmuszając mężczyzn do zwinnych uników. Potrzebna nawet była interwencja Newta, ponieważ skoro tylko Porpentine zauważył interesującą go kolumnę dokumentów - przestał być czujnym. Ostatecznie cel pojawił się przed nimi, o równie zawrotnej prędkości co wszystko inne. Uczepieni go kurczowo, Tini i Newt przejechali jeszcze pół pomieszczenia, nim aurorowi udało się zatrzymać chaos. – Dziękuję, panie Scamander – mruknął Porpentine. Stał chwilkę odwrócony, po czym skierował się z powrotem do Newtona. Zacisnął pięści. – Chciałem pogratulować ożenku – powiedział nieco zbyt pewnie, jako że był to jedyny sposób na ukrycie poddenerwowania. Serce podskoczyło mu do przełyku. – I życzyć powodzenia na nowej drodze życia. Schowaną przed wzrokiem Scamandera pięść zacisnął jeszcze mocniej, wbijając sobie paznokcie. Z jednego miejsca wytoczyła się kropla krwi. To nieważne. Odwrócił się, nim Newton odpowiedział i zaczął niewidzącym wzrokiem szukać odpowiednich drzwiczek. Słowa Newta zmusiły go do zatrzymania się wpół czynności. Na chwilę stracił oddech, a z serca spadł mu kamień tak ogromny, że Tini zdziwił się na brak dźwięku uderzenia o posadzkę. Przełknął ślinę, swobodnie po raz pierwszy od pewnego czasu. – To dobrze – wyszeptał. – Bardzo dobrze… |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #21Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 15, 2018 8:54 pm | |
| Jego twarz pojaśniała pod spokojnym spojrzeniem towarzysza. Newt wyglądał jakby wszystkie problemy się same z siebie rozwiązały i nic już nie byłoby w stanie zagrozić ich życiu. Jakby właśnie znalazł to, czego szukał przez całe życie. I być może nie powinien był się w takiej chwili odzywać. – Tęskniłem za tobą – powiedział, robiąc krok w kierunku mężczyzny. Spoglądał mu prosto w oczy. – Tak bardzo tęskniłem za tym, czego nie było widać na zdjęciach w gazetach. Za tym, jak twoje oczy…lśnią jak tylko u jednego stworzenia poza tobą i uważam, że to naprawdę piękne, ponieważ tym stworzeniem jest… – Newton nagle zorientował się, że jego dłoń spoczęła na policzku mężczyzny, a ten jej nie odsunął. Nie poruszył się nawet o milimetr, kończąc za mężczyznę jego własne zdanie, co Newt przyjął z…ciężkim szokiem. Nie był pewien czy mógłby tego mężczyznę uwielbiać jeszcze bardziej. Do tej chwili. – Znajdę Quinna. Gdziekolwiek się znajduje – przyprowadzę go z powrotem do ciebie – odezwał się ciszej, gładząc policzek Tiniego. Jego druga dłoń przykryła ten drugi. Newt czuł się jakby w jego dłoniach właśnie znalazła się najbardziej cenna rzecz na świecie. Twarz Goldsteina znajdowała się bliżej niż na wyciągnięcie ręki i czarodziej mógłby wyciągnął je po coś więcej niż to, co się teraz miał. Miał wrażenie, że to odpowiedni moment, by dać Goldsteinowi znać, jaki ma stosunek do ich znajomości. I czym chciałby, żeby ta się stała. – Ja… – wykrztusił z siebie, ale nie był w stanie dokończyć tego, co chciał Tiniemu zakomunikować, bowiem nagle w jego głowie zapanowała pustka. Najwyraźniej to było jednak możliwe, by utonąć w czyichś oczach…
Niespodziewanie – ktoś dołączył do nich w tym pomieszczeniu i również wywołał zaklęciem ruch regałów. Newton zmuszony został działać błyskawicznie, bowiem nie chciał by regał, którego szukali tak długo uciekł im sprzed nosa. Dlatego też jedną ręką złapał się ów regału, a drugą przytrzymał Tiniego, który zrobił to samo. Wraz z regałem przemierzyli pół sali, nim zatrzymali się przed osobnikiem, który, wyglądało na to, że również poszukiwał tego konkretnego regału. Być może nawet tego konkretnego nazwiska… Okazało się, że ten ktoś szukał być może i tego samego nazwiska, ale innego imienia.
Kasetka z imieniem Lety otworzyła się, a Newton zacisnął usta w cienką linię, bowiem w każdej chwili Leta mogła odkryć ich obecność. Gdyby tylko spojrzała na tył regału – zobaczyłaby tam właśnie jego i Tiniego. Kobieta przez chwilę wczytywała się w liścik odnaleziony w miejscu, w którym powinny znaleźć się informacje o jej rodzinie. Wypowiedziała na głos jedynie słowa „mauzoleum rodzinne”. Już miała odejść, gdy wtem jej uwagę przykuło niewielkie zielone stworzenie, które spoglądało na nią zza regału. Był to…Pickett. – Circumrota – powiedziała cicho, a regał obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, ukazując ukrytą prawdę o tym, co się tam znajdowało.
Jej brew powędrowała do góry, gdy jej oczom ukazał się Newt. Na jego twarzy widniał przepraszający uśmiech, gdy zeskakiwał z regału na ziemię. – Leta… – odezwał się i odchrząknął z zakłopotaniem. – Nie spodziewałem się dzisiaj tutaj ciebie zobaczyć. – Ja ciebie…również nie spodziewałam się zobaczyć, Newt – odparła spokojnie i poczyniła kilka kroków w dół schodów, by stanąć przed Scamandrem i jego towarzyszem. – Czego tutaj szukacie? – spytała mrużąc oczy na Newta oraz na Tiniego. – Informacji na temat Credence’a – odpowiedział zgodnie z prawdą czarodziej. – Jest twoim bratem. Oblicze kobiety nieco spochmurniało. – To niemożliwe – sarknęła. Następnie jej spojrzenie podążyło do Goldsteina. Po chwili znów się odezwała. – Myślałam, że nienawidzisz aurorów… Newt błyskawicznie zerknął na swojego towarzysza, by po chwili wrócić spojrzeniem do Lety. – To nie są słowa, których bym użył, by opisać to, co wobec nich czuję – odpowiedział, mając na myśli tylko i wyłącznie tego jednego aurora, którym był Tini. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #22Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 15, 2018 10:24 pm | |
| Wiele emocji przebiegło w oczach Porpentine’a, nim w końcu skierował się do Scamandera. Serce waliło mu jak oszalałe, a gdy dłoń mężczyzny spoczęła na jego policzku - zamarł. Nie był w stanie się w ogóle poruszyć, a co dopiero myśleć trzeźwo. Zapomniał, gdzie właśnie się znajdowali i jak niebezpieczne to było. Jedynym, co się liczyło był właściciel tej dłoni. Dreszcz przebiegł mu po plecach i połaskotał wnętrzności. – Salamandra… – wykrztusił z siebie ledwo słyszalnym szeptem, a w dodatku głos złamał u się w połowie słowa. Uśmiechnął się krzywo, jednakże w jego oczach Scamander mógł znaleźć wszystko, czego szukał. Tini badał dokładnie każdy z wielu kolorów oczu Brytyjczyka. Gdy ten zaciął się, wzrok aurora bezwiednie spłynął nieco niżej - na jego usta. Fakt, że by wyjaśnić sobie tę kwestię wiszącą między nimi już od jakiegoś czasu, potrzebna była rzecz tak skomplikowana, martwił Porpentine’a. Dlaczego nie byli w stanie porozmawiać? Dlaczego musieli przez to przejść? Dlaczego potrzebowali impulsu tak mocnego, by uświadomić to sobie? Goldstein postąpił niewielki krok w przód i tym samym znalazł się jeszcze bliżej Scamandera, a jego dłoń mimowolnie zacisnęła się na niebieskim płaszczu. Gdy regały poruszyły się, a Newt gwałtownie odwrócił głowę, Porpentine zamknął oczy i opuścił głowę. Wypuścił z pięści materiał płaszcza i ciężko wypuścił powietrze. Newton już reagował, nie mogli w końcu zgubić tego regału. Goldstein przetarł dłonią twarz i odwrócił się, by chwycić półkę. Kim był czarodziej, którego interesowało to samo nazwisko i to w tym momencie? Nie musieli długo czekać na odpowiedź, gdyż zielony stworek bezceremonialnie dał o sobie znać i zostali zaklęciem obróceni wraz z regałem. Stanęli oko w oko z Letą Lestrange. Przez krótką, acz napiętą wymianę zdań, Porpentine spoglądał to na niesamowicie skoncentrowanego Newta, to na zdziwioną Lestrange. Rozmowa nie potrwałaby zbyt długo i tak, gdyż pojawiła się Melusina wraz z matagotami, czego najwyraźniej nie spodziewała się także Leta, jak można było wywnioskować po jej minie. I tym, że niewiele myśląc, rzuciła w ich kierunku jakieś zaklęcie, co sprowokowało je do ataku. Porpentine odruchowo podał jej rękę, pomagając złapać się lepiej regału. Skoro już wiedział, że tamto było jedynie nieprawdziwą plotką, nie miał powodów, by czuć się niekomfortowo w towarzystwie Lety. Może poza faktem, że przez chwilę miał jej ciało. *** [justify]Ucieczka wiedziona przez Newta okazała się bezbłędna, gdyż niedługo później stali już na cmentarzu. Leta prowadziła ich do mauzoleum swej rodziny, gdzie znajdować się miało więcej informacji na temat Credence’a. Porpentine nie miał pewności, dlaczego im pomagała, a nie wydała swojemu prawdziwemu narzeczonemu, aczkolwiek wolał ustosunkować się do powiedzenia, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Newton ją znał i skoro zaufał jej, to Goldstein również nie miał się o co martwić. Spojrzał w bok na profil Scamandera. Jasna noc oświetlała go w taki sposób, że Tini mógłby się wpatrywać w niego godzinami. Odwrócił się jednak i odgarnął włosy z czoła. Teraz jest w pracy. Nie powinien się rozpraszać takimi myślami. Budynek mauzoleum nie był pusty. W środku paliły się magiczne świece, więc ktoś z półświatka czarodziejskiego musiał już tam być. I jeśli los nad nimi sprzyjał, to mógł to być nawet Credence. Jednakże gdy wrota otworzyły się, znajdowała się tam ostatnia osoba, o której Goldstein by pomyślał. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #23Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Sob Gru 15, 2018 11:35 pm | |
| TYMCZASEM W ANGLII Albus patrzył przez chwile przed siebie w Zwierciadło Eingrap. Od kilku miesięcy robił to bez ustanku, czując jak coś za każdym razem, gdy w nie spogląda – odrywa kawałek jego duszy. W odbiciu tego lustra widział siebie tuż obok Gellerta. Nawet wiedząc jak wiele mężczyzna złych rzeczy poczynił, że był okropnym człowiekiem…nadal nie potrafił przestać go kochać. Czuł jak poczucie winy go zabija każdego dnia, jak jego serce toczy choroba, jak jego trzewia trawi nienawiść do samego siebie przez tę miłość do kogoś, kto nie zasługiwał na jego uczucia. Kogoś, kto był okrutny i mroczny. Kogoś, kto gnił w więzieniu. Albus odsunął się od zwierciadła po raz kolejny i już miał wrócić do pracy, by zapomnieć po raz kolejny o tym, co się wydarzyło w przypływie słabości – do klasy Obrony Przed Czarną Magią weszli mężczyzna wraz z kobietą. Okalała ich aura niebezpieczeństwa. – Albusie Dumbledore…potrzebujemy twojej pomocy – odezwała się kobieta, ujawniając swoją zacienioną wcześniej kapeluszem twarz. *** JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ, WIĘZIENIE MACUSY Jego niewidzące spojrzenie nadal wydawało się kpić ze wszystkiego co obserwowały zza zasłony szaleństwa. – Czy jesteście gotowi? – spytał mężczyzna, spoglądając na sztab uzbrojonych magów. Był to dzień, gdy Grindelwald miał zostać przewieziony do więzienia w Europie. – Abernathy, jesteś pewien, że nie ma szans na to, by się wydostał? Abernathy powoli skinął głową, a następnie się odezwał. – Nie będzie w stanie ruszyć palcem. Gwarantuje to w imieniu Rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki. Była to obietnica płynąca z ust zręcznego kłamcy, bo – jak się później okazało – Abernathy był tak naprawdę przemienionym w sylwetkę swojego poplecznika Grindelwaldem. Ucieczka wyszła mu z łatwością, bo nim przejął powóz i zabił wszystkich, którzy się tam znajdowali poza sobą i Abernathy’m nie minęła więcej niż godzina. W ten sposób Gellertowi Grindelwaldowi, największemu czarnoksiężnikowi tych czasów, udało się zbiec z więzienia. I dziękować za to mógł swojemu drogiemu przyjacielowi – Albusowi Dumbledore’owi. *** Z POWROTEM W PARYŻU, KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ Jacob przechadzał się po mieszkaniu już któryś raz, nadal nie potrafiąc zrozumieć…do kogo może należeć to lokum? Miał pilnować Yusufa, ale ten wyglądał jakby miał się nie obudzić przez następne kilka godzin. I gdy już nie mogło być dziwniej, ze względu na położenie, w którym Jacob się znalazł, czyli w obcym kraju, w obcym mieszkaniu, po zerwaniu i zniknięciu miłości jego życia, pilnując nieprzytomnego czarodzieja – pojawił się on. Postać przypominająca bardziej zjawę niż człowieka. Starego i zasuszonego, ale uśmiechającego się do Jacoba przyjaźnie. – Kim…jesteś? – spytał Jacob, mrużąc na mężczyznę oczy. – Nicolas Flamel, miło mi – powiedział i wyciągnął dłoń, by Jacob mógł ją uściskać, co okazało się być nie najlepszym pomysłem, bowiem kruche kości Flamela pękały jak cienkie gałęzi. – Ojej! Przepraszam najmocniej, panie Flamel! – krzyknął spanikowany Jacob, spoglądając z przerażeniem na dłoń mężczyzny. – Nic nie szkodzi! Nic nie szkodzi! – odparł starzec, śmiejąc się z niejakim wymuszeniem. – Jest pan…duchem? – spytał Jacob, nie mogąc się nadziwić bladości mężczyzny. Był on niemal przezroczysty! – Nie, jestem alchemikiem – odparł, nadal uśmiechając się do mężczyzny. – Napijmy się herbaty. Jacob nadal tkwił w szoku, ale wyglądało na to, że entuzjazm staruszka go kupował. Jednak Kowalski miał misję. Musiał dopilnować by Kama nie ruszył się z tego domu na krok i w momencie właśnie, gdy odwrócił się, sprawdzić czy mężczyzna nadal jest nieprzytomny – ten przemknął przez korytarz i wyleciał na klatkę schodową. Po chwili dało się słyszeć trzask teleportacji. – Cholera jasna! – krzyknął z pełnią frustracji Jacob. – Co ja teraz zrobię? – zdenerwował się Jacob i opadł słabo na fotel. Flamel podał mu herbatę na uspokojenie, a następnie zaczął krzątać się po swoim mieszkaniu. – Być może byłbym w stanie ci pomóc – odezwał się starzec, otwierając jedną z zakurzonych ksiąg swoimi kruchymi dłońmi. – Mógłbym zlokalizować naszego gościa, a później przenieść cię w to miejsce za pomocą zaklęcia. Jacob ożywił się nagle. Na jego usta wpłynął uśmiech. – Będziemy dobrymi przyjaciółmi, panie Flamel – powiedział Kowalski, uśmiechając się do alchemika. *** CMENTARZ PÈRE-LACHAISE, OBECNIE Ciało Newta przeszył dreszcz strachu, gdy wspinali się po zboczu cmentarnym. Cieszył się przynajmniej, że nie był sam, a w towarzystwie Lety oraz…Tiniego. Goldstein znajdował się tuż obok niego, gdy pokonywali razem kolejne metry, zbliżając się do upiornego budynku, które było ich celem podróży – Mauzoleum Rodziny Lestrange. Jego dłoń odruchowo podążyła do ciepłej dłoni Porpentine’a i splotła z nią swoje palce. Gdy poczuł jak Goldstein robi to samo i lekko ściska dłoń Newta – w jego sercu pojawiło się coś na kształt odwagi. Było to ważne, bo lada chwila mogło mu jej zabraknąć na wskutek wydarzeń, które nadejść niebawem. |
| | | Askella
Liczba postów : 285 Join date : 24/05/2016 Skąd : planet Glamtron
| #24Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Nie Gru 16, 2018 1:20 am | |
| Im bliżej niewielkiego budynku byli, tym bardziej zdawał się on oddalać. Porpentine nie do końca rozumiał, dlaczego zwyczajnie nie mogli użyć teleportacji, ale wstrzymywał się od zbędnych pytań. Być może w Europie rodziny magów mają magiczne mauzolea. Rodzice jego oraz Quinna byli pochowani na przeciętnym cmentarzu pod przeciętnym nagrobkiem. Prócz rdzennych mieszkańców, Amerykańscy czarodzieje nie miewają wielkich i wspaniałych rodowodów. Nie zdarzały się więc także groby nawet w połowie tak wspaniałe, jak na tym francuskim Père-Lachaise. Goldstein łapał urywki nazwisk wypisane na nagrobkach i niejako posmutniał. Grób jego rodziców z pewnością teraz zarastał. Żadne z braci Goldstein od dobrych paru tygodni nie odwiedzało cmentarza. A teraz jeszcze Queenie zaginął… Na jego dłoni zacisnęło się obce ciepło, które roznosząc się, nieco ukoiło niespodziewany przypływ smutku. Zacisnął palce i kciukiem przesunął parę razy po wierzchu ręki Scamandera. Ufał Newtowi bezgranicznie i wiedział, że jego obietnica oznaczała, że zostanie to wykonane brawurowo. Miał szansę już się przekonać o jego słowności. Porpentine spojrzał przed siebie na plecy kobiety. Trzymanie teraz ręki Scamandera dało mu ostateczne świadectwo, że cała jego uprzednia złość nie ma więcej prawa bytu. Chwycił dłoń mocniej. Był już teraz spokojny, a jego uczucia względem Anglika były mu już jasne. Opuścił nieznacznie głowę i uśmiechnął się delikatnie. *** – Gdzie jest Jacob? – Goldsteina nie interesowało, dlaczego ani jak Yusuf Kama znalazł się tutaj. Jego obecność natomiast sprowokowała zmartwienie o samopoczucie mugola. Pamiętając, co ten człowiek zrobił jemu, bał się o Kowalskiego. Uspokojony jednak, że Kama wymknął się, gdy jego strażnik rozmawiał z jakimś alchemikiem, zluzował kurczowy chwyt na różdżce. Nadal jednak celował w niego, pełen gotowości, a wzmianka o alchemiku zupełnie mu umknęła. Ogromne wrota budynku otworzyły się ponownie. W progu pojawiły się dwie sylwetki, kobieca i męska. Postacie weszły do światła i oczom zebranych ukazał się poszukiwany Credence Barebone. W drugiej z nich Goldstein rozpoznał malediktusa z cyrku, z którą chłopak uciekł, powodując chaos. Porpentine opuścił już całkowicie różdżkę i chciał postąpić w jego kierunku parę kroków, lecz czarnoskóry mężczyzna był szybszy. Zatrzasnął za Barebne’m drzwi i wycelował w niego różdżkę. Ręka aurora ponownie skierowała się ku francuskiemu czarodziejowi. Tym razem jednak nie cofnąłby się przed niczym, gdyby ten wariat skrzywdził Credence’a. – Odsuń się od niego – powiedział groźnie. – Muszę go zabić, to mój przyrodni brat – wycedził Yusuf. Nierozumiejące spojrzenia wokół niego oraz prośby Credence’a zmusiły go do opowiedzenia całej historii. O tym, jak w 1897 roku Corvus Lestrange zainteresował się jego matką i za sprawą imperiusa zmusił ją do porzucenia swego męża i syna, Yusufa, aby mieć ją jedynie dla ozdoby. O tym, jak spłodził z nią córkę - Letę, podczas porodu której Laurena Kama zmarła, a Corvus nie interesował się więcej swoim pierworodnym dzieckiem. O tym, jak aż do śmierci ojciec Yusufa nie pogodził się ze stratą ukochanej żony i na łożu śmierci kazał Yusufowi go pomścić. I o swej wieczystej przysiędze, że zgładzi ukochanego syna Corvusa - Corvusa V, którym miał być właśnie Credence. Credence nawet nie próbował ukryć oszołomienia. Odwrócił się do Nagini ze łzami w oczach. Porpentine chciał także podejść. Nadal powinien mieć nad nim swego rodzaju wpływ, tak jak w Nowym Jorku. Chciał mu jedynie pomóc, pocieszyć. Złapał na chwilę kontakt wzrokowy z Nagini i za wszelką cenę chciał jej przekazać, że stoi po ich stronie, że jest tu by chronić Credence’a. Nad łokciem poczuł powstrzymujący go lekki chwyt Anglika. Zamiary zarówno Goldsteina, jak i Yusufa Kamy zostały przerwane przez stojącą dotychczas w cieniu Letę. Spanikowana, oznajmiła, że jest to niemożliwe, gdyż… sama zabiła Corvusa V. |
| | | Voldemort
Liczba postów : 802 Join date : 06/07/2015 Age : 98 Skąd : Alaska
| #25Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] Nie Gru 16, 2018 2:20 am | |
| Newt słuchał opowieści z przejęciem, ale nie zapomniał wcale o tym, gdzie i z kim się znajdowali. Byli tu on, Tini, ale też Leta i Yusuf. Skąd jednak wzięli się Nagini oraz Credence? Mężczyzna nie potrafił odnaleźć związku między zdarzeniami, bo tego nie było…czyż nie? Wysłuchali opowieści Yusufa i choć było to nieco przytłaczające dla Credence’a – Newt nie mógł mu się pozwolić oddalić od siebie. Byli bezpieczniejsi, gdy mogli być obok siebie. Newton był wtedy znaczniej skupiony na swoim wewnętrznym głosie, który ostrzegał go, że coś może zagrażać ich życiu i, że – nieprzypadkowo – znaleźli się oni wszyscy w jednym miejscu. Nieprzypadkowo też właśnie tutaj znalazła się odpowiedź na ich pytania. Leta przeszła do swojej historii, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej drastyczna i tragiczna. Newt przyjaźnił się z Letą przez lata…i nigdy nie miał pojęcia o tym, jak ogromny ciężar dźwigała na swoich barkach kobieta. Jak okrutnie potraktował ją los, gdy przypadkowo śmierć zabrała jej brata. – Leto, czy wiesz kim był ten chłopiec, którego zabrałaś ze sobą? – odezwał się Newt, uspokajającym głosem, widząc jak po policzku dziewczyny spływa pierwsza łza. Nie potrafił się ruszyć ani na krok w jej kierunku, a przecież chciał ją objąć i powtórzyć jej, że…to nie była jej wina. Leta pokręciła głową przecząco, a Yusuf Kama warknął coś w złości. Credence wyglądał na kompletnie zagubionego, a w jego oczach również stały ciężkie łzy. Newton nie był w stanie wytrzymać nagromadzenia emocjonalnego, które trwało wewnątrz krypty. Leta sięgnęła po niewielką szkatułkę, którą najwyraźniej zlokalizowała, gdy tu dotarła i której zawartość była tą rzeczą, którą przyszła odnaleźć wtedy w Ministerstwie. Dziewczyna rozchyliła wieko pudełka i wyjęła z niej tabliczkę z drzewem genealogicznym rodziny, które pokazywało obecny status każdego z jej członków. Każda czystokrwista rodzina miała posiadała takie drzewo. Na tym widniało zaś, że Corvus V…był martwy. – Kim…jestem? – wykrztusił z siebie Credence, a jego głos się potwornie załamał. Newt w jednej chwili odsunął od siebie tabliczkę z drzewem, wciskając ją w ręce Lety i zrobił kilka kroków w kierunku chłopca. Złapał w dłonie jego ramiona i zajrzał mu w oczy. – Masz na imię Credence. Nieważne gdzie się urodziłeś i jak masz na nazwisko, rozumiesz? Jesteś młodym człowiekiem, który ma przed sobą jeszcze całe życie i może zbudować swoją własną przyszłość, gdzie przeszłość jest ostatnią rzeczą, która definiuje to, kim mógłbyś zostać pewnego dnia.Credence pociągnął nosem, spoglądając na mężczyznę i przyjmując jego uścisk chętniej, niż sam po sobie by się spodziewał. Chłopiec był zagubiony i zapewne tylko dlatego Grindelwaldowi udało się zdobyć nad nim kontrolę rok wcześniej. Wykorzystał go, zniszczył jego pewność siebie oraz niemal doprowadził do śmierci dziecka i to nie były jedyne przesłanki ku temu, by Newt mógł nienawidzić kogoś po raz pierwszy w życiu. *** KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ – Czyli mówisz, że mógłbyś zlokalizować każdego, o kim ja pomyślę? – spytał Jacob. Alchemik pokiwał głową i dodał: – Oraz przenieść cię w to miejsce, gdzie się znajduje ta osoba. Jacob wiedział, że musi ruszyć za Yusufem, ale był także pewien, że Credence poradzi sobie przeciwko Kamie. I być może to nie był rozsądek, a uczucia, które podjęły te decyzję, ale…Kowalski nie mógł nic zrobić z tym, że tęsknił za Quinnem. – Bierzmy się w takim razie do roboty – zarządził. *** Jacob znalazł się w mieszkaniu, w którym nigdy wcześniej nie był. Musiał być nadal w Paryżu, ponieważ hałas, który słyszał z podwórza był wyjątkowo charakterystyczny dla tego miasta. Zrobił krok w głąb korytarza i dopiero wówczas usłyszał czyjś głos. Nie należał on do Quinna. Należał do kobiety, która mówiła z ciężkim francuskim akcentem, ale po angielsku, jakby zwracała się do kogoś, kto tego francuskiego nie rozumie. Po chwili jednak rozległ się głos, który Jacob znał aż za dobrze i przeraziło go to, że nie były to jedynie omamy.
Uświadomił sobie z ciężkim szokiem, co też właśnie odkrył i zapragnął jak najszybciej stąd zniknąć, biec do Newta, by go ostrzec. Powiedzieć mu o tym, że Gellert Grindelwald uciekł i znajduje się w Paryżu. *** – Śnię o świecie, o którym ty również marzysz, Quinn – odezwał się Gellert, siadając naprzeciw przestraszonego blondyna. – Też byłem kiedyś młody i zakochany, jak ty. Quinnie nie potrafił uwierzyć czarnoksiężnikowi na słowo w to, że mógłby kiedyś być tak podatny na słabość, jaką była miłość. Wyglądał na zimnego i wyrachowanego mężczyznę. – To prawo nie chroni nas, Quinn. To prawo odbiera nam wolność. Prawo magiczne chroni…nie-magów. Blondyn spuścił wzrok na swoje kolana. Wiedział, że nie potrafił się nie zgodzić z czarnoksiężnikiem. Wiedział też, że ten mówi…szczerze. Chciał sprawić, że czarodzieje będą bezpieczni, a nie ubezwłasnowolnieni. Gellert wstał od stołu i zbliżył się do miejsca, na którym siedział Quinn, a następnie ujął w swoje palce jego szczękę, by unieść jego niebieskie spojrzenie na siebie. – Jesteś pięknym i inteligentnym młodzieńcem. Znałem kiedyś kogoś takiego. Był potężny i pragnął, by na świecie zapanował pokój. – Na usta czarnoksiężnika wpłynął ciepły uśmiech. – Kochałem go, a on kochał mnie. *** Gdy wszystkie głosy ucichły, a trzask teleportacji rozległ się po mieszkaniu – Kowalski wyszedł z ukrycia i wparował do pokoju, w którym znajdował się Quinn. Siedział tam zupełnie sam, nieco zamyślony i smutny, ale gdy tylko zobaczył Jacoba – na jego twarz wpłynął najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech, jaki Kowalski kiedykolwiek mógłby zobaczyć na czyjejkolwiek twarzy. Porwał chłopaka w ramiona i przycisnął mocno do siebie. – Tęskniłem za tobą tak bardzo, Quinnie… – wykrztusił z siebie, gładząc plecy Goldsteina. – Ja za tobą też! – jęknął blondyn, załamującym się od płaczu głosem. Był tak szczęśliwy, że Jacob go znalazł. Szybko przypomniał sobie o czymś, co musiał mężczyźnie powiedzieć, więc odsunął się od niego na chwilę, przetarł łzy i zajrzał w ciemne oczy mężczyzny. – Posłuchaj mnie, Jacobie! *** MAUZOLEUM LESTRANGE’ÓW Niespodziewanie po środku krypty pojawił się Jacob wraz z Quinnem. Newt nie potrafił ukryć zdziwienia, a z kolei Tini szczęścia na widok zaginionego brata. Scamander, co prawda, obiecał mu, że to on odnajdzie młodszego Goldsteina, ale to było równie zadowalającym efektem. W końcu…Quinn został odnaleziony. Gdy blondyn witał się ze swoim bratem – Jacob dopadł Newtona. Przejęcie na jego twarzy nie wróżyło nic dobrego. Dopiero po chwili Scamander przekonał się o tym, jak bardzo źle było. – Grindelwald uciekł z więzienia. To zasadzka – powiedział Kowalski. |
| | | Sponsored content
| #26Temat: Re: ...with love. [boyxboy; FBaWtFT; genderbend; 2os.; bn] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |