Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 delivery boois // bl // komedia // lovehate

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#1PisanieTemat: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyCzw Lip 11, 2019 7:40 pm


○•○•○•○
{ delivery boois }


Dla zdesperowanych dusz i życiowych nieudaczników.

Dla godnych pożałowania samotników, szukających szczęścia w obcych ramionach.

Nie wierz w ślepo rozpowszechniane kłamstwa. Za pieniądze kupisz wszystko.

Miłość puka do twych drzwi, przywdziana w skrzętnie spisany scenariusz i niezawodną powłokę fałszu.

Za niewielką, wcześniej uzgodnioną opłatą, i ty możesz znaleźć mężczyznę swoich marzeń.

Natrętna rodzina non stop męcząca cię o spotkanie z twoim wyimaginowanym partnerem?

Przyprawiający o ból głowy znajomi?

Koniec z tym!

Stań się praktyczny, postaw na wygodę!

Wynajmij jegomościa, który zrobi dla ciebie wszystko!

Brat, chłopak, narzeczony, kochanek - dla ciebie zostanie kimkolwiek.

Nie zwlekaj. Zadzwoń i uczyń swoje życie o niebo łatwiejszym!


tel.:  666bread666  
fabuła spisana piórkiem @_Jucundo_


♥♥♥
{ delivery boy Jessie Lindsey
customer Lucio Jäger }
@Śmierciarz & @_Jucundo_


Ostatnio zmieniony przez Śmierciarz dnia Pią Lip 19, 2019 3:21 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
_Jucundo_

_Jucundo_

Liczba postów : 47
Join date : 06/11/2016
Age : 105

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#2PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptySob Lip 13, 2019 1:25 pm

delivery boois // bl // komedia // lovehate 31a8adb38d3f70b4
PODSTAWY

◃Jessie Lindsey dla przyjaciół po prostu Jess; dla wtajemniczonych Othello, Albino bądź Jessica
23 lata, spłodzony w święto zakochanych, na świat przyszedł początkiem listopada
◃Matka Yennefer i ojciec Cecil, nigdy nie ożenieni, żyjący w otwartym, poligamicznym związku
Siostra bliźniaczka Alexandria (aka. Alex);  o innych krewnych nic mu nie wiadomo
◃Czego nie spróbujesz tego nie wiesz, niesprecyzowana orientacja, aktualnie hetero, bo cycki
Biedny jak mysz kościelna, nie ma ręki do pieniędzy, wszystkie magicznie go opuszczają
◃Zdrowy jak ryba, prawie nigdy nie choruje, przeziębienie wypiera; całą kwestię lekceważy

Szorstki niczym papier ścierny głos, niski, odrobinę zachrypnięty
◃Pośpieszny chód, długie kroki, średnia gracja, nacechowany dominacją
Jessie idzie, ludzie zaczynają martwić się, że coś za szybko zmierza w ich kierunku, ktoś oberwie
◃Wybiegowa budowa, 186 cm wzrostu, niedożywiony to kościsty, na ogół szczupły
Naturalne kredowe włosy i brwi,  turkusowe oczy,  wąskie, różowawe wargi
◃Szpicowaty nos,  niewielki pieprzyk nad prawą powieką,  bladawa cera
W większości nieskazitelna skóra pokryta licznymi, bliżej niesprecyzowanymi tatuażami
◃Fan różnorakiego piercingu i cięższej biżuterii, nie rozstaje się z sygnetami
Jak na biednego i bliżej nieokreślonego człowieka przystało, nosi wszystko co się trafi
◃Głównie projekty Alex, stonowane i ładne dla oka; sam najchętniej paradowałby nago


NAWYKI

▹Klikanie językiem przy pierwszych objawach zirytowania
Mrużenie oczu - ze zwykłego przyzwyczajenia, choć wszyscy twierdzą, że próbuje ich zastraszyć
▹Wiecznie zapomina gdzieś rzeczy - telefonu, portfela, kluczy
Ziewając tarmosi włosy zamiast zakryć usta
▹Kłamiąc zadziera podbródek
Wcześnie kładzie się spać, by równie wcześnie wstać
▹Nie potrafi dzielić z kimś łóżka; nałogowo skopuje wszystkich na podłogę, odsuwa się najdalej jak potrafi, rzuca i wierci we śnie
Kiedy ktoś ziewa wkłada mu palce do buzi (odruch)
▹Wzdryga się za każdym razem gdy ktoś narusza jego przestrzeń osobistą
Zrywa każdy kwiatek obok którego przechodzi
▹Kiedy cierpi szuka ukojenia w bólu fizycznym, stąd liczne tatuaże



WADY  ✚  WIEDZA  O  SOBIE

Godny pożałowania temperament
◃Wybuchowość, porywczość, ograniczona cierpliwość i słabe nerwy
Gardzi idiotami, ludźmi leniwymi, rozkapryszonymi "książątkami" - z zasady wszczyna bójki
◃Kobieciarz, flirciarz, rozpustnik jakich mało
Zero obycia w towarzystwie, pojęcia o granicach czy normach, kompletnie wyobcowany społecznie, niekonwencjonalnie patrzy na rzeczy
◃Pracoholik; szybciej padnie niż pozwoli sobie wmówić, że nie jest w stanie czegoś zrobić
Szczeka więcej niż gryzie - często okazuje w ten sposób sympatie czy zażenowanie
◃GŁOŚNY
Interesowna gnida. nie zależy mu na tobie wystarczająco, by śmiało nie wycyckał cię do ostatniego pensa
◃Odczuwa bliżej nieuzasadnioną potrzebę podporządkowania sobie wszystkiego i wszystkich, zduszenia wszelkiej woli walki i sprzeciwu (jednocześnie szukając go w ludziach - ci go pozbawieni są nudni)
Nie posiada głębszej motywacji czy silnej ideologii, neutralny bądź nieokreślony w wielu kwestiach, podsumowany jako "przeżuty i wypluty, wręcz nijaki"

ˇwie, że jest cholernie trudny i nie robi nic, dosłownie NIC, by to zmienić, bo i po co. Albo go tolerują, albo mają problem. Czasami potępia własną wybuchowość, czasami się jej poddaje. Żałuje gdy skrzywdzi kogoś, na kim mu zależy, resztą się nie przejmuje. Odporny na obelgi i nieprzyjemne komentarze, bezbronny jedynie w stosunku do najbliższych, z trudem dopuszcza do siebie innych, uwagi zbywa, choć zdarza się, że w rzeczywistości aż za bardzo bierze je sobie do sercaˇ



INNE

▹Postawa: żyje się chwilą, ale z głową, żeby nie umrzeć kolejnego dnia. Od zlecenia do zlecenia, jasno wyznaczone priorytety, zabawa później. Ma coś do zrobienia - robi to, nie okłada na później, nie ociąga się, nie przekłada
Realista, odrobinie krytycznie patrzy na świat, nieszczególnie chętny, by cokolwiek w nim zmieniać, bierze co dają, nie wymaga więcej, wiecznie zirytowany, ale ogólnie zadowolony z tego co ma
▹Esteta, ceni symetrię i piękno. Ciągnie go do rzeczy (i ludzi) przyjemnych dla oka
Uwielbia śpiewać i całkiem dobrze mu to wychodzi. Czerpie dziwną satysfakcję z faktu, że nikt się tego po nim nie spodziewa
▹Gdy rozum wygra z emocjami, postanawiając odreagować na czymś innym niż ludzie, bierze się za masowe gotowanie. Z nożem czyni cuda
Za żadne skarby świata nie tyka fast foodów i przetworzonej żywności  (podejrzane świństwo). Słodycze spożywa z umiarem
▹Fan ostrego jedzenia i orientalnej kuchni - kawa z chili wypieranym nałogiem
Na nowo poznanych ludzi warczy, sapie, patrzy z byka, klika językiem. Zachowuje się zupełnie jak gdyby przeszkadzali mu samym w sobie oddychaniem. Maksymalnie zdystansowany i wyczuwanie niedostępny, płoszy kogo może

Powrót do góry Go down
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#3PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyPon Lip 15, 2019 8:01 pm




███████████

███████████

Lucio Jäger

▪▪▪▪▪▪▪
Lucy | 23 lata | Mężczyzna | Rasa kaukaska
Niemieckie korzenie | 185 cm | Homoseksualny
Popielate włosy | Brudno szare tęczówki | Panicz

delivery boois // bl // komedia // lovehate Tumblr_inline_p7vpmzHO0N1qgy16y_75sq
~troszkę więcej~
miękki, aksamitny głos • prosty, długi nos • wiecznie zmarszczone brwi
mezomorfik • szczupły, lekko umięśniony • bladoróżowe wargi
długie rzęsy • jasna karnacja • fala piegów na ramionach
brak tatuaży, bo trochę frajer • jedno znamie na pośladku

▪▪▪▪▪▪▪
~jeszcze więcej~
lubi myśleć, że jest inteligentny •  sceptyczny, choć zainteresowany
łatwy do zirytowania, ciężki do zdenerwowania • niezbyt odważny
nieufny • zamknięty w sobie • cichy do czasu • kulturalny do czasu
lubi się wywyższać • zdarza mu się nie łapać sarkazmu • albo flirtu

▪▪▪▪▪▪▪
~super rodzinka~
mamusia Hazel Jäger; lat 43; kilka operacji plastycznych; prowadzi
własną firmę kosmetyczną; przerzuciła się na dietę wegańską, kiedy
zauważyła pierwszą zmarszkę; zabrania mówienia do siebie "mamo"
na mieście, prefereowane nazwy to: siostra, Hazel, gwiazdo mego życia;
ma szafę wielkości małego domku • ojczulek Christoph Jäger; lat 47;
rodowity Niemiec z silnym niemieckim akcentem; wojskowy; wie, jak cię
skrzywdzić na czterdzieści osiem różnych sposobów i to wyłącznie za pomocą
małego palca u stopy; surowy i twardy, acz niesamowicie opiekuńczy;
jego pierwsze słowa do syna brzmiały: "Płacz, Lucio, póki mohżesz.
Potem będzie jeszcze gorzej."
; spokojny i opanowany do czasu;
zbyt bezpośredni, uczył kilkulatka obdzierania królika ze skóry • dziadziusiowie
Edmund i Helen Jäger, rodzice ojczulka; mają jeszcze dwójkę synów i jedną
córkę; chciałbyś wyglądać jak oni w tym wieku; wojskowe świry jak Christoph;
niestety są dużo bardziej uczuciowi i emocjonalni, śpiewają disnejowskie
piosenki podczas czyszczenia lufy karabinu; nie tolerują słodyczy, Lucio za
dzieciaka zamiast ciastek dostawał kiełbaski; w domu mają minimum sześć
różnych gatunków na ścianach; bardzo wspierający w geekowych zainteresowaniach
wnuczka, troszkę nie rozumieją tych star treków, ale się starają; dobrze, że
nikt im jeszcze nie pokazał tiktoka • dziadziusiowie Roberta i Joseph Raymond,
rodzice mamusi; mają jeszcze jednego syna; Super Snoby; mają własną
wyspę; sławni aktorzy; niespecjalnie się lubią, po prostu dobrze razem
wyglądają; właściwie to z nikim się nie lubią; przez pół życia Lucio zapominali,
jak się nazywa; przez drugą połowę zapominali, że jest chłopcem;
prawdopodobnie przeżyją wszystkich, do nieba nikt ich nie weźmie, a w piekle
za bardzo się szanują; uczuleni na dobro tego świata; bardzo specyficzne
poczucie humoru • cała chmara kuznostwa i reszty rodziny równie ciekawa

▪▪▪▪▪▪▪
~niepotrzebne fakty~
mówi, że nie lubi zwierząt, ale tak naprawdę rzadko zdarza się
sierściuch, który nie pogardziłby jego towarzystwem; kiedy jakieś
zwierze go polubi, w środku Lucio wyrasta malutka tęcza i robi się
nawet znośny • lubi rzucać rzeczami w ludzi; jeśli nie ma przy sobie
żadnej broni, zaczyna gryźć • przez całe gimnazjum był kurduplem
ma słaby gust do facetów • jest niesamowitym geekiem, jednak
nie lubi o tym wspominać • kiedyś niechcący odprawił sweet home
alabama z kuzynem (spokojnie, było tylko buzi) (do dzisiaj nie
rozmawiają) • przez ojca interesuje się nieco bronią, często wybiera
się z nim na prywatną strzelnicę • przez liceum prowadził kanał na
youtubie, gdzie wrzucał swój wokal, nigdy nie pokazał twarzy, może
to i lepiej • wszystkie bokserki ma podpisane nie tylko inicjałami, ale
również dniami tygodnia • nie ma przyjaciół • ani znajomych w sumie
Powrót do góry Go down
_Jucundo_

_Jucundo_

Liczba postów : 47
Join date : 06/11/2016
Age : 105

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#4PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptySro Lip 17, 2019 5:10 pm

J.E.S.S.I.E    L.I.N.D.S.E.Y

W skutek trwającej od samego rana ulewy, ulice Londynu gwałtownie opustoszały. Ludzie czym prędzej poukrywali się w swoich przytulnych domostwach, by zza szyb, ze znużeniem obserwować jak niewielkie krople wody formują się w coraz to większe kałuże, wraz ze wzrostem intensywności opadów, zamieniając się w małą rzeczkę odmywającą bruk z wszechobecnego brudu. Ciemne obłoki przysłoniły horyzont, barwiąc świat w odcieniach żmudnej szarości. Na nowo definiując postrzeganie to poszczególnych miejsc, których unikalność zniknęła pod powłoką nijakości. Wpędzając maluczkich w dziwnego rodzaju melancholię; stopniowo pozbawiając resztek chęci do życia czy normalnego funkcjonowania. W ostateczności większość już na starcie poddawała walkę, decydując się przespać najgorszy z okresów. On sam z nieukrywaną chęcią uczyniłby podobnie. W jednej chwili zawrócił na pięcie, pozwalając stopom ponieść się wprost do swojego prowizorycznego "mieszkania", gdzie z błogim westchnieniem ukryłby się pod kołdrą. Zapomniał o wszelkich utrapieniach i niedogodnościach, wraz z obowiązkami odsuwając je na dalszy plan, by w najlepsze pogrążyć się w stanie zawieszenia. Rzekomego niebytu.

Nie żeby tak naprawdę był do tego zdolny. Samo w sobie myślenie w podobny sposób, napawało go wewnętrznym obrzydzeniem. Będąc konkretnym typem człowieka, od zawsze ponad wszystko cenił sobie wytrwałość i samozaparcie, realizując się w ciężkiej pracy i niedogodnych sytuacjach. Ulegając chwilowym pokusom czy słabościom, momentalnie by się znienawidził. Poza tym ktoś musiał być tym odpowiedzialnym. Otaczające go grono nie pozostawiało żadnych wątpliwości, komu dokładnie przypadł ten zaszczyt.

Skoro o znajomych mowa, mająca aktualnie miejsce sytuacja (środek jeden z gorszych ulew i Jessie na urwanie karku brnący przez sięgające mu niemal do połowy łydek kałuże - czy aby na pewno w dalszym ciągu można je było do jednych zaliczać, skoro przy odrobinie szczęścia można by się w nich utopić??) stanowiła ich niepodważalną winę. Kylle'a, za napisanie pewnego przeklętego ogłoszenia, które pomimo upływu lat w dalszym ciągu przyprawiało go o niewyobrażalny ból głowy. Mii, za oczywisty współudział (z całą sympatią, wspomniany wcześniej chłopak ledwo radził sobie ze złożeniem porządnego zdania, o poprawnej interpunkcji już nawet nie wspominając). Elijah zawinił w ramach odpowiedzialności zbiorowej i faktu, że lokal, do którego musiał aktualnie dotrzeć, należał właśnie do niego. Przeklęta "niska" cena wynajmu i "dogodna" lokalizacja. Do diabła! W lokalu na obrzeżach miasta nie było nic dogodnego! Zwłaszcza gdy musiałeś się do niego dostać w warunkach pogodowych skłaniających nawet komunikacje miejską do zawieszenia wszelkich kursów.

Niespełna dziesięć minut biegu później, jego oczom ukazała się niewielka kawiarenka. Nieszczególnie wyróżniając się na tle pozostałych budynków, wydawała się być dziecinnie łatwa do przeoczenia. Sprawiając wrażenie zupełnie pospolitej i niepozornej, nie nawoływała do wstąpienia w swe skromne progi. Przynajmniej nie nieznajomych. W rzeczywistości cieszyła się bowiem niegasnącym zainteresowaniem okolicznych mieszkańców, z których część odwiedzała ją wręcz regularnie. Dla świeżo mielonej kawy, umilającej poranki; wypieków równie słodkich, co przygotowująca je Mia; zawsze chętnego do podjęcia niezobowiązującej pogawędki właściciela, na pamięć znającego ich imiona czy codziennych zmagań życiowej ciamajdy Kylle'a, z jakiegoś powodu pełniącego funkcję głównego kelnera. Specyfika obsługi cechowała "Poetic", zapewniając mu stałe źródło dochodów. To i wieczorki poetyckie, które Elijah wyprawiał tutaj co czwartek (a których istnienie Jessie uparcie wypierał, odkąd przypadkiem przyszło mu w jednym uczestniczyć, by z pełną powagą wysłuchiwać metaforycznych narzekań na psa sąsiadki czy przysłaniające widok drzewo).

Używając znacznie więcej siły niż byłoby to wskazane, szarpnął za klamkę, bezceremonialnie wchodząc do środka. Woda spływała z niego ciurkiem, gdy w najlepsze ruszył na zaplecze, z każdym krokiem coraz to bardziej mocząc podłogę. Zwinnie wymijając Kylle'a, ostrzegawczo machającego mu przed twarzą mopem, odnalazł w sobie resztki litości, postanawiając odrobinę ułatwić mu robotę. W marszu pozbywając się większości przemoczonych ubrań, rzucił je gdzieś na bok, dłużej nie zalewając tym samym całego wnętrza. Pomimo zebranych w środku klientów - prawdopodobnie obecnych jeszcze przed rozpoczęciem ulewy, dla własnej wygody postanawiając go tutaj przeczekać - jak gdyby nigdy nic, paradując w samych bokserkach. Zgarniając natychmiastowy ochrzan ze strony Elijah, który równie szybko obtoczył go pochwyconym z pobliskiej szafki ręcznikiem, asystując mu na zaplecze.

–  Wyglądasz jak zmokły pies  –  oświadczył z cieniem uśmiechu na pociągłej twarzy, bez grama subtelności tarmosząc jego włosy zaskakująco miękką tkaniną.  –  Nie mogłeś poczekać, aż się rozpogodzi?

Nie śpiesząc się z odpowiedzią, wyrwał mu ręcznik, woląc nie ryzykować, że w skutek aż nadto dosadnie okazywanej troski, zaprezentuje mu fryzurę, której w najbliższym czasie nie będzie w stanie się pozbyć. Skoro miał pracować, musiał wyglądać choć odrobinę przyzwoicie.

–  Mam zlecenie.

Sięgając ku należącej do drugiego mężczyzny szafce, wyciągnął z niej wściekle czerwoną bluzę, z uwagi na własną sytuację powstrzymując się od głośnego skomentowania jakże stonowanego doboru odzienia. Członkowie jego paczki uwielbiali się wyróżniać. Paradowanie w rzeczach krzykliwych czy osobliwych, o żywych czy niedopasowanych barwach i dziwnych krojach, już dawno przestało go tym samym dziwić. Podobnie zresztą jak farbowanie włosów (Kylle w dalszym ciągu miał czelność upierać się, że łososiowa barwa towarzyszy mu od samiusieńkiego urodzenia), noszenie wymyślnych soczewek (Fio i jego potrzeba uchodzenia za ekscentryka z krwisto czerwonymi tęczówkami), przekuwanie losowych miejsc na ciele (kiedyś w ramach zakładu Mia o mały włos nie przebiła sobie pachy), tatuowanie ostatnich z nienaruszonych fragmentów skóry (zdecydowanie jego działka) czy zaopatrywanie się w masę dziwnych akcesoriów, rzekomo dopełniających ich wizerunek. Banda pomyleńców.

–  Za niecałe...  –  Zezując na wiszący nad drzwiami zegar, skrzywił się szpetnie.  –  dziesięć minut.

–  Jeśli jest choć trochę mądrzejszy niż ty, odwoła, woląc nie ryzykować zapaleniem płuc.

–  Brzmiał na dość zdesperowanego.

–  Inni nie umawiają się w ciemno z obcymi  –  podsumował krótko, gestem oznajmiając, że musi wrócić do pracy. Cały El - niezależnie od liczby klientów, oddawał im się w całości. Zbyt serdeczny dla własnego dobra, pomyślał gorzko, mimo to nie potrafiąc zwalczyć mimowolnie cisnącego się mu na usta uśmiechu.

Zgarniając jeszcze parę jeansów, na szybko wsunął je na tyłek, bez ociągania wracając do głównej sali. Wybierając pierwszy z brzegu stolik, wygodnie rozsiadł się na krześle, pustym wzrokiem obserwując jak Kylle o mały włos nie wylądował na ziemi, pośliznąwszy się o przegapioną podczas wycierania, morką plamę. Jak siedzące nieopodal kobiety chichoczą pod nosem, z widocznym rozczuleniem obserwując jego dalsze zmagania. Prawdopodobnie do czasu, gdy to właśnie ich zamówienie skończy na podłodze, niespodziewanie wyślizgując się z niezdarnych rąk. Może szczeniacki uśmieszek podbije ich serca, sprawiając, że ujdzie mu to płazem. Może znowu obetną mu to z pensji. Rozrywka na żywo zawsze wydawała mu się aż nadto zajmująca. No przynajmniej do czasu, gdy ktoś ponownie nie spróbuje wkręcić i go w ten cały cyrk, robiąc z niego pomocnika na pół etatu.

Całkowicie się wyłączając, pod wpływem częściowo przylegającego do siebie ciała, wzdrygnął się gwałtownie.

–  Spokojnie Albino, przyniosłam dary.

W intruzie rozpoznając Mię, momentalnie się rozluźnił, niechętnie przyzwalając na powitalny uścisk. Głównie dlatego, że przyniosła mu kawę, którą mimo wszystko zmierzył podejrzliwym spojrzeniem, pomimo wynikającego z tej czynności głośnego zawodzenia ognistowłosej, decydując się na kontrolne powąchanie.

Pod wpływem znajomego zapachu, przyjemnie zakręciło go w nosie. Chilli.

–  Jesteś cudowna  –  zagruchał przymilnie, doskonale orientując się w przyczynie tego całego, nagłego przejawu dobroci. O czym też wyraźnie dał jej do zrozumienia - uprzednio składając pocałunek na jej skroni - bezapelacyjnie ją od siebie odpychając.  –  A teraz zmiataj nim moja randka zawróci przez ciebie w pół kroku.

Wyzwany od marud, z uśmiechem odprowadził ją wzrokiem, z opóźnieniem wyłapując cichy dźwięk dzwonków. Zawieszone nad frontowymi drzwiami, sygnalizować miały przybycie kolejnych klientów. Ten konkretny, przekraczający właśnie próg "Poetic", przybył tu z kolei specjalnie dla niego.

Lustrując przybysza, po niespełna sekundzie intensywnego przetwarzania, poskładał fakty, pozwalając, by odmalowany na jego twarzy szok, przerodził się w coś o wiele bardziej dzikiego i niepokojącego. Zyskując stu procentową pewność, że przybysz nie spróbuje uciec (Kylle już o to zadbał, materializując się za jego plecami, by powycierać pozostawiane przez jego buty mokre ślady, zupełnie blokujący mu tym samym drzwi) zawołał donośnie:

–  Lucciola!

Zapowiadało się znacznie ciekawiej, niż śmiał podejrzewać.
Powrót do góry Go down
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#5PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyPią Lip 19, 2019 5:15 am

Lucio Jäger

Cała rodzina Lucio doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak niemoralnie płytkim darzą się uczuciem. Gdyby nie wpojona podstawowa dawka szacunku dla ludzi, których widuje się raz w roku na święta, prawdopodobnie nawet zapomnieliby, kim dla siebie są. Mieli zatem bardzo prosty system, żeby każdy cierpiał po trochu. Co roku święta wyprawiał kto inny. Dzięki temu Lucio mógł raz na jakiś czas zasymulować wściekły napad groźnej choroby zwanej przeziębieniem i radośnie przeleżeć cały bożo narodzeniowy klimat. Czasami szarpał się na coś większego i spędzał święta u kogoś innego. To znaczy, oczywiście, kiedy miał jeszcze znajomych. W liceum wystarczyło mieć pieniądze i nie wyglądać na pierwszego lepszego biedaka z ulicy. Każdy cię lubił. Jednak po skończeniu szkoły już nie było tak kolorowo. Na studia nikogo nie obchodziło, jakim samochodem podjeżdżałeś pod uczelnię. Jedyne, co ich interesowało, to czy podzielisz się notatkami i jak przeżyć następny semestr bez załamania nerwowego. Lucio nigdy nie był dobry w nawiązywaniu znajomości, więc i wtedy nie zaznał smaku przyjaźni. Studia skończył, do domu wrócił – cały i zdrowy, ale również i samotny. Co odbiło się na jego wystarczająco niewysokiej reputacji w rodzinie.

W tym roku bowiem to jego skromna rodzinka zajmowała się wyprawianiem świąt. To w jego domu przez najbliższe kilka dni będzie panoszyć się stado fałszywych, paskudnie ciekawskich istot i to najprawdopodobniej z fałszywymi, paskudnie ciekawskimi mniejszymi wersjami samych siebie. Tak, już się dowiedział od swojej matulki wszystkiego. Podczas kiedy biedny Lucio marnował swoje płodne życie na studiach, dwójka kuzynów dorobiła się dzieciaków. Znaczy... Edmund II się dorobił. Theresa zaręczyła się po prostu z gościem, który miał już syna. Musiałaby go urodzić, mając piętnaście lat. Tak. Thes znalazła sobie dziesięć lat starszego faceta. Adrien obwieścił, że na tegorocznych świętach będzie Anną. A to Lucio i tak będzie największą sensacją całego zbiorowiska. Dlaczego? Bo jako jedyny będzie sam. Po raz kolejny. Lucy nie przyprowadził jeszcze ani jednej partnerki na ani jedne święta. W tym roku nie dość więc, że impreza odbywa się w jego własnym domu, to jeszcze niemal dwadzieścia osób będzie wypytywać go o jego życie prywatne. „A co tam u ciebie, kawalerze? Nadal nikogo nie masz?” Tylko nieustającą migrenę, babciu.

Nie mógł sobie pozwolić na kolejną fazę zażenowania. Wpadł więc na genialny plan podstawienia sobie chłopaka. Przecież nic się nie stanie, jak jakiś przyjaciel Lucio poudaje miłość jego życia na kilka dni w zamian za przepyszne jedzenie i górę alkoholu. Wszystko brzmiało niemal idealnie w głowie chłopaka, niestety zapomniał o jednym małym mankamencie. Nie miał przyjaciół. Nieważne, jak żałośnie to brzmiało. Lucio nie posiadał ani jednej osoby, którą mógłby poprosić o udawanie partnera.

Więc sięgnął dna i wykonał jeden paskudny telefon.

Wynajął sobie chłopaka.

Znalezienie ogłoszenia nie było trudne. Wybranie numeru i przełknięcie narastającej guli w gardle – zdecydowanie tak. Lucio nie do końca zdawał sobie sprawę, na co tak naprawdę się zgodził, dopóki głos w słuchawce umilkł, a chłopak został sam ze swoimi myślami. Właśnie zaprosił kompletnie obcą osobę do swojego domu wariatów. A co jeśli... właśnie zaprosił kompletnego wariata do swojego domu wariatów? Willa Lucio może wyglądała na solidną konstrukcję, ale jeszcze jedna odpowiednio przyrządzona, świąteczna wojna i wszystko padnie szybciej niż Dania podczas II Wojny Światowej.

Umówił się z nim w małej kawiarence. Miejsce publiczne wydawało się odpowiednim miejscem na takie spotkania. Przynajmniej nie zabije go od razu. Chociaż jeżeli Lucio przeznaczone jest odejść z tego świata dzięki ręce jednego gościa, którego wynajął do przedstawienia przed swoją rodziną... takich rzeczy się nie zapomina. Prawdopodobnie taką samą sytuację miał Adolf Hitler w swoim poprzednim wcieleniu. Dlatego był taki żądny zemsty. Cholera, już drugie wojenne nawiązanie, a spotkanie się jeszcze nawet nie zaczęło. To musiał być zły znak.

Padało jak diabli, nic nowego. Lucio podjechał pod kawiarenkę, niespecjalnie przejmując się faktem, że nie zaparkował podręcznikowo. Mimo iż do drzwi zostało mu zaledwie kilka kroków, chłopak i tak wyciągnął parasolkę i rozłożył ją. Te włosy wymagały szczególnej opieki. Nie po to są stylizowane przez pół godziny każdego dnia, by brytyjska pogoda zniszczyła je w trzy sekundy.

Gula w jego gardle wcale nie przestawała rosnąć. W momencie, w którym naciskał na klamkę, nie mógł już przełykać śliny. Zostało mu wyłącznie nerwowe ściskanie parasolki w dłoni.

W środku kawiarenki nie znajdowało się nic szczególnego. Przynajmniej dopóki nie usłyszał swojego imienia, tak paskudnie przekręconego. To nawet zabawne, jak ciekawa potrafiła być pamięć mięśniowa. Wystarczyło usłyszeć ten konkretny głos, by jedna malutka żyłka wyskoczyła na skroni Jägera. Wydawało się wręcz, że jego ciało szybciej skojarzyło, z kim na do czynienia, niż sam Lucio. Mózg chłopaka dosyć długo trawił tę informację.

Oto on. Jessie, kurwa, Lindsey.

Pięć lat zerowego kontaktu, by wpaść na tego gnojka w całkowicie przypadkowej kawiarence. Los potrafił być brutalny, zwłaszcza jeśli chodziło o Lucio. Biedny chłopaczyna chciał się tylko spotkać ze swoim wynajętym chłopakiem, a... zaraz. Szare tęczówki w lekkiej panice przeleciały szybko po całej sali, próbując doszukać się jakiejkolwiek sylwetki, która pasowałaby do rysopisu. „Jasne włosy, blada cera, mnóstwo tatuaży i kolczyków.” Jessie. To Jessie był jego chłopakiem do wynajęcia. Jessie Lindsey. Jessie, jego największy wróg w liceum. Jessie, jego żałosny obiekt westchnień z nastoletnich lat. Jessie. Jego nowy chłopak na kilka wspaniałych, radosnych dni.

Lucio poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy. Zrobił się paskudnie blady, a widok niepokojącej dzikości na twarzy Jessiego w ogóle nie pomagał. „Możesz jeszcze uciec”, pomyślał nagle, usilnie starając się ignorować rozszalałe serce. „Możesz odkręcić się na pięcie, wsiąść w samochód i jechać przed siebie.” Ten plan rzeczywiście mógłby wypalić, gdyby nie fakt, że paliwa starczyłoby mu na dojechanie do galerii i z powrotem. Kurwa. Kurwa.

Powoli czuł, że musi jak najszybciej usiąść. Ruszył więc w kierunku stolika, przy którym siedział Jessie i zajął ładnie miejsce naprzeciwko. Nadal milczał. Jego mózg całą swoją energię skupił na dokładnym analizowaniu sytuacji. Lucio tak naprawdę od samego początku był na straconej pozycji, a teraz jakikolwiek wybór był albo mniejszym złem, albo złem koniecznym. Zrezygnuje i pojawi się na świętach sam – dostanie załamania nerwowego i będzie musiał uciekać przez balkon na drugim piętrze. Zabierze Jessiego do rodziny i przedstawi go jako swojego chłopaka – dostanie załamania nerwowego i będzie musiał uciekać przez balkon na drugim piętrze. Dodatkowo Lindsey i tak już wie, że zdesperowany typ z telefonu to on, Jäger. Gdyby można było żywić się własnym wstydem, Lucio miałby już zapas do emerytury.

Powoli i spokojnie odstawił parasolkę. Każdym swoim ruchem wydawał się grać na czas. Potrzebował jeszcze minimum ośmiu tygodni na zdecydowanie się, co ma w takiej sytuacji powiedzieć. Jak się zachować. Którym balkonem uciec. Niestety miał na to wyłącznie kilka sekund, co skutkowało całkowitym zresetowaniem się systemu. Lucio Jäger przestał działać.

Po pierwsze – zaczął powoli, podnosząc wzrok ze stolika. – Potrzebujesz garnituru czy takowy posiadasz?
Powrót do góry Go down
_Jucundo_

_Jucundo_

Liczba postów : 47
Join date : 06/11/2016
Age : 105

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#6PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyPią Lip 19, 2019 11:56 pm

J.E.S.S.I.E    L.I.N.D.S.E.Y

Prowadząc obfite w przeróżne ekscesy życie, Jess nauczył się, że pewnych rzeczy nie warto rozpamiętywać. Do licealnych czasów powracał jednak z uśmiechem, pobłażliwie spoglądając na to poszczególnie wybryki. Sytuacje, które z bardziej czy też mniej istotnych powodów zapisały się w jego pamięci, odciskając na nim swoje piętno. Niechciane spotkanie z poszukującym nowych ofiar na apelu pierwszorocznych, legendarnym Fiodorem Pogromcą Dziewic Albym, który z niewyjaśnionych powodów postanowił uczynić go swoim królikiem doświadczalnym w zupełnie innej dziedzinie życie, jak na ironię tuszem znakując jego ciało w sposób znacznie trwalszy. Ericka van der Śliczna i pierwszy biust, który w pełnej okazałości dane mu było podziwiać. Jedna z ich swawolniejszych schadzek na dachu i Lucio w roli przypadkowego świadka, który w ramach podziękowania za widoki, rzucił w nich swoim przesadnie drogim lunchem. Pamiętne wezwanie na dyrektorski dywanik, gdy jakiś czas później postanowili sprać się na kwaśne jabłko. Kiedy w ramach spóźnionego pojednania poczęstował go najnowszym ze swoich kulinarnych wymysłów, o mały włos nie wypalając mu tym samym języka.

Buzujący testosteron i rozszalałe hormony - z tym właśnie kojarzyła mu stojąca nieopodal postać. Z masą szczeniackich zachowań i bliżej nieuzasadnionej rywalizacji. Uczuciami, których na dobrą sprawę nie był w stanie określić czy przypisać pod konkretny typ relacji. Nie żeby kiedykolwiek zaprzątało mu to głowę. Dawnej, dynamika ich relacji wydawała mu się czymś o tyle prostym, że wręcz niewymagającym rozłożenia na czynniki pierwsze. Pomimo spędzanej wspólnie dawki czasu - zaskakująco dużej jak na osoby rzekomo nie pałające do siebie żadną dozą sympatii - Jessie nie darzył go... właściwie niczym. Nigdy nie spróbował go poznać; nie wyrobił sobie o nim zdania. Jedynie ich koegzystencja przybierać zwykła znacznie wyraźniejszy ton, prowadząc do licznych bójek czy zgrzytów. Nieszczególnie osobliwe zjawisko, biorąc pod uwagę jego charakter i wybuchowość.

Lucio. Knypek wyglądał dokładnie tak samo jak przed laty. Dziecięce rysy, zastąpione przez swoją odrobinę wyraźniejszą i ostrzejszą wersję, w dalszym ciągu wzbudzały w nim dokładnie tę samą potrzebę potarcia knykci. Wiecznie zmarszczone brwi, obecnie częściowo przysłonięte przez przydługawe włosy. Urosły?, założył tępo, nawet w myślach nie siląc się na udawanie, że ma o tym choć najmniejsze pojęcie. Nieplanowana konfrontacja z dawnym znajomym, zupełnie wybiła mu pamięci wspomnienie jego młodszej wersji.

Wbrew wszystkiemu coś wyjątkowo nie dawało mu spokoju. Zupełnie jak gdyby w postaci mężczyzny zaszła zmiana o tyle ważna, by podświadomie wywierać na nim presje zauważania i przyznania, że miała miejsce. Próbując rozgryźć przyczynę nieścisłości, instynktownie przymrużył oczy, nieświadomie katując Jagera swoim ciężkim spojrzeniem.
Kolor kłaków? Bez zmian. Oczy? Raczej nie. Usta? Odrobinę pulchniejsze. Czy to o nie chodziło? Ciężko stwierdzić. Kurdupel miał wystarczająco pieniędzy, by bawić się z medycyną estetyczną, może akurat... Kurdupel. Coś zaskoczyło. Powoli, jednak trafnie. Kurdupel!

Lucio Metr Pięćdziesiąt W Kapeluszu w końcu wyrósł. Niespodziewane odkrycie o mały włos nie skłoniło go do poderwania się z miejsca. Co jeśli przypadkowo go przerósł? Co jeśli jakimś niewiarygodnym cudem ich role miały się odwrócić? Ani trochę się mu to nie podobało.

Wymownie opierając twarz na dłoni, zignorował padające pytanie, za zajęcie znacznie bardziej naglące uznając wywarcie na nim cichej presji. W głównej mierze bezpodstawnej, nie mającej na celu nic poza dostarczeniem Jessiemu swoistego rodzaju satysfakcji. Wzbudzanie niepokoju, znajdowało się u niego niemalże na szczycie listy ulubionych zajęć. Zaraz pod osaczaniem i przewiercaniem na wylot martwym spojrzeniem. Łącząc ze sobą wszystkie trzy, realizował się na zupełnie innym poziomie.

–  Pysiu.  –  Smakując nowe słowo na języku, ostentacyjnie zamlaskał.  –  Nie każdy rodzi się bogatym paniczykiem.

Zezując w bok, prawie że od niechcenia wystawił przed siebie dłoń, serdecznym palcem pozdrawiając wesoło zbliżającego się do nich Kylle'a. Gestem aż nazbyt oczywistym zmuszając go do chwilowego odwrotu i przegrupowania sił, by z pełną mocą ponowić atak przy pierwszej lepszej z nadarzających się okazji. Wystarczyłoby spuścić go z oka. Zdecydowanie uznałby to za przyzwolenie na wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Ile to już razy powtarzał, że musi zmienić miejsce spotkać z klientami?

–  Wszelkie dodatkowe fantazje przyjdzie ci pokryć z własnej kieszeni  –  stwierdził rzeczowo, bez cienia kpiny czy przekąsu. Skoro w grę wchodziły interesy, jak na praktycznego człowieka przystało, to właśnie na nich zamierzał się skupić.  –  Poza tym po co komu garnitur na rodzinny obiad? Jeśli zamierzasz wkręcić mnie w udawany ślub, musimy jeszcze raz przedyskutować kwestie ceny.

Czy byłby w stanie to zrobić? Rozwiązując podstawowe logistyczne problemy (wynajęcie piwnicy, do której niepostrzeżenie zwabiłby squad, nie było niewykonalne. Unieszkodliwienie ich na wystarczająco długo, by fałszywa ceremonia doszła do skutku? Graniczyło z cudem.) bez większych oporów, ukołysany do snu przez przyjemnie brzęczące monety.
Powrót do góry Go down
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#7PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptySob Lip 27, 2019 5:03 am

Lucio Jäger

Lucio bardzo szybko podniósł wzrok, słysząc kąśliwe Pysiu rzucone w jego stronę. Był to odruch niemalże wyćwiczony. W definitywnie skurczonym mózgu chłopaka już dawno zakodowała się informacja, by odpierać atak atakiem. Więc zaatakował. Wbił w Jessiego swoje skupione spojrzenie, już lekko zirytowane, choć nadal paskudnie niepewne. Przez wiele lat starał się całkowicie nad sobą panować - głównie ze względu na rodzinę. Udawało mu się bez większego problemu, kiedy nie kręcił się wokół niego jego największy zapalnik.

Jäger nigdy do końca nie rozumiał swojego zainteresowania Jessiem. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego ciągnęło go do tego pomiotu Szatana. Zwłaszcza po niezliczonych wpadkach, kiedy nakrywał chłopaka w jednoznacznych sytuacjach z przedstawicielkami płci pięknej. Lindsey był tak hetero, jak tylko mógłby być. Może to po prostu kara boska dla młodych homoseksualistów? Podkochiwanie się w kimś, kto nigdy nie zasmakuje właściwej strony tęczy? Tylko że Lucio nie był już młody, nie miał piętnastu lat i nie musiał zamieniać swojej hormonalnej fascynacji w czystą nienawiść. Dlaczego więc nadal czuje ścisk w żołądku?

Lindsey na pierwszy rzut oka nie zmienił się aż tak bardzo. Nadal emanował tymi samymi, bezczelnymi wibracjami. Jeśli zaś chodziło o wygląd... Cóż, na pewno dorobił się więcej dziur w ciele. Kilka nowych tatuaży. Lucio niezbyt subtelnie przyglądał się całej twarzy chłopaka. Tak, zdecydowanie nadal chciał ją poprzestawiać.

Wybacz za myślenie, że w wieku dwudziestu trzech lat miałbyś w swojej garderobie coś więcej, niż dziurawe spodnie i kilka pognieconych koszulek – rzucił od razu, ciesząc się, że z jego ust nie uciekło nic więcej. Pysiu, dodał w myślach.

Zanim odpowiedział na jego pytanie, Lucio opadł na oparcie siedzenia. Taka forma odsunięcia się od Jessiego była w miarę wystarczająca. Po tym spotkaniu będzie musiał chyba pojechać na jakieś kompletnie zadupie i trochę sobie pokrzyczeć. Jak inaczej dorosły mężczyzna ma sobie radzić z emocjami?

Będziesz moim narzeczonym – odpowiedział w końcu. Zdziwiły go jego własne umiejętności, w życiu nie pomyślałby, że to zdanie przejdzie mu przez gardło. Do tego nawet nie zakrztusił się na własnym jadzie! To się nazywa przyjemny progress. – Nie pojawię się na świętach z kimś, kto wygląda jak bezdomny.

Lucio wziął głęboki oddech.

Twoje jedyne obowiązki to siedzenie cicho i nie rozmawianie z nikim. Ja będę mówił. Połowę zapłaty dostaniesz teraz, drugą połowę po świętach, jeśli mnie nie skompromitujesz przed rodziną. Masz siedzieć na tyłku i grzecznie jeść, mam nadzieję, że wiesz przynajmniej, których sztućców używać?
Powrót do góry Go down
_Jucundo_

_Jucundo_

Liczba postów : 47
Join date : 06/11/2016
Age : 105

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#8PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyNie Lip 28, 2019 6:16 pm

krótko, z telefonu
J.E.S.S.I.E L.I.N.D.S.E.Y

Jak na człowieka rzekomo zupełnie mu obojętnego, zadziwiająco łatwo potrafił wyciągnąć z niego to co najgorsze, za pomocą niespełna paru słów, prowokując go do porzucenia dotychczasowej apatii na rzecz coraz to dotkliwiej odczuwanego rozdrażnienia. Klikając językiem, przybrał postawę całkowicie zdegustowaną - zarówno osobą Lucio jak i całą sytuacją, w której z jego niepodważalnej i niepodzielnej winy przyszło im się znaleźć. Przewracając oczami w geście aż nadto wymownym; jak gdyby od niechcenia, mimowolnie, zmuszony do wykonania ów czynności przez groteskowość towarzyszącej mu osoby; postanowił przetestować ile w rzeczywistości zmienić mógł upływ czasu. Na ile prawdziwe było prezentowane mu przez mężczyznę niezruszenie i jak mocno przyjdzie mu naprzeć, nim przysłowiowo ugnie się pod naciskiem. Czy naprawdę był w stanie przełożyć ich mały układ ponad wszelkie negatywne uczucia, które w mgnieniu oka posłać mogły go w diabły.

–  Wybacz, ale właśnie wydawało mi się, że ktoś o tyle zdesperowany, by wynająć sobie narzeczonego, próbuje mnie oceniać  –  odrzekł z łudząco podobną monotonią, nijak nie zdradzając, jak bardzo pozorny jest prezentowany przez niego spokój.

Nie zarabiał wystarczająco, by móc pozwolić sobie na wydawanie na rzeczy nieprzydatne czy też niezdatne do codziennego użytku. Gdyby nie Alex, prawdopodobnie w kółko chodziłby w jednej koszulce, chcąc jak najwięcej przyoszczędzić. Widoczne zaniedbanie garderoby nie powinno nikogo tym samym dziwić. Jego braki miały jak najbardziej logiczne pokrycie. Jak jednak wytłumaczyć mus płacenia komuś za wspólne spędzanie czasu? O jakich defektach musiało to świadczyło?

Oczywiście pysiu, jestem pewien, że świetnie dasz sobie radę ze sprzedaniem wszystkim tej historii  –  parsknął.  –  Jedyna osoba, którą udało ci się poderwać to niemowa, jak ognia unikająca rodziny faceta, którego rzekomo kocha na tyle, by pozwolić się zaobrączkować.  –  Sięgając po swój kubek, nieśpiesznie upił łyk brejowatej cieczy, rozkoszując się stopniowo wypełniającym usta ciepłem.  –  Logiczne.

Lucio niepotrzebnie komplikował mu robotę. Mieli w końcu zachowywać się naturalnie, odgrywając parę ułudnie zakochaną i szczęśliwą. Inaczej gdzie tu sens? Jeśli zgodnie z jego prośbą wcieli się w szmacianą lalkę, kompletnie pozbawioną własnego zdania (i języka!) na odległość wywęszą fałsz. Albo lepiej - oskarżą go o zwodzenie ich cudownego synka... Co w sumie wydarzyć może się niezależnie od tego jak dobrze sprezentują im swoją wersję wydarzeń, w końcu sam Jessie z perspektywy bezstronnego obserwatora z pewnością zakwestionowałby istnienie tego związku i zdrowie psychiczne obu ze stron.

Udawanie zgranych - cóż, tutaj pojawiał się problem. W przeciwieństwie do większości zleceniodawców, z tym tutaj łączyły go zaszłości. Zaczynał tym samym z odrobinę gorszej pozycji, którą jak najszybciej musiał zmienić, by w ogóle móc łudzić się, że cała farsa wypali.

Zauważając dzielący ich dystans, grzecznie skinął na niego dłonią, prosząc, by się przybliżył. Czy też raczej komunikując, bez słów i niepotrzebnych wyjaśnień. Podtrzymując jego spojrzenie o tyle długo, na ile uznał za stosowne, przed spełnieniem jego zachcianki. Zgodnie z założeniem, mając go zaraz na wyciągnięcie ręki, bez ostrzeżenia złapał go za nadgarstek. Błądząc opuszkami po skrytych pod cienką skórą żyłach, wyczuwając nieznacznie przyśpieszony puls. Nieśpiesznie przenosząc się odrobinę wyżej, by pogładzić wewnętrzną część dłoni, paznokciami kreśląc bliżej nieokreślone wzory. Ostatecznie zadowolić postanawiając się skrzyżowaniem ze sobą ich palców w marnej imitacji wymuszonego uścisku.

–  Wzdrygnąłeś się  –  zauważył beznamiętnie, dodatkowo wzmagając chwyt, co by przypadkiem nie spróbował się mu wyrwać.  –  Przyzwyczajaj się do mojej bliskości, pysiu, albo zdemaskują nas jeszcze przed wejściem do środka.
Powrót do góry Go down
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#9PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyNie Paź 06, 2019 6:24 pm

Lucio Jäger

Jess miał całkowitą rację. Lucio kompletnie nie był w pozycji do oceniania kogokolwiek, ale oczywiście nie potrafił się do tego przyznać. Tylko po części przez własną dumę, tak naprawdę większość procesów myślowych nadal zajęta była przetrawianiem nowych informacji. Biedny Jäger ledwo pamiętał o oddychaniu.

Naprawdę chcesz się o to teraz kłócić, chłopaczku do wynajęcia? – odparł, marszcząc brwi w niezbyt przyjaznym geście. Może Lucio był na tyle zdesperowany, by kupić sobie narzeczonego, ale przynajmniej miał te pieniądze i uczciwie na nie zarobił. Jessie z kolei uprawia... nieco bardziej romantyczną prostytucję, tylko że pozbawioną seksu. Chyba.

Jäger często zastanawiał się nad tym, jak skończy jego odwieczny nemezis. Prawdę mówiąc nie wyobrażał go sobie w żadnej profesji. Zawsze był albo za głupi, albo za swobodny, albo za dziecinny. Lucy po prostu średnio wyobrażał sobie Jessiego poza murami szkoły, gdzie przeżywali największe rozkwity swojej znajomości. Z drugiej strony... czy czytając to marne ogłoszenie na słupie informacyjnym, nie powinien od razu pomyśleć o Lindsey'u? Raczej nikt o zdrowych zmysłach by się do tego nie posunął, a zatem idealna profesja dla samego zainteresowanego. Może Lucio gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że gówniarz wyjechał z miasta, kraju, planety, tego układu słonecznego?

Myślę, że moja rodzina dużo szybciej uwierzy w związek z niemową, niż w związek z tobą – mruknął, odgarniając niesforny kosmyk z twarzy. Prawdę mówiąc... sam nie był pewien swoich słów. Lucio mógłby przyjść nawet z małpą na ramieniu i połowa rodziny byłaby zachwycona faktem, że wreszcie sobie kogoś znalazł. Ale młody Jäger właśnie o tę drugą połowę się martwił. Mimo, iż miał już dwadzieścia trzy lata, nadal czuł gdzieś w środku nieodpartą chęć przypasowania się innym. Chciałby w końcu choć raz przestać zamartwiać się tym, jak babcia Roberta na niego spojrzy. A z Jessiem u boku z pewnością nie będzie mu łatwiej.

Jäger zgodnie z krótkim poleceniem przybliżył się do chłopaka. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy nagły dotyk całkowicie pozbawił go języka w buzi. Natychmiast się wzdrygnął, odruchowo chcąc wyrwać swoją biedną rękę ze szpon zboczeńca. Niestety nie mógł ukryć ani przyspieszonego pulsu, ani gęsiej skórki.

Przez marną chwilę wpatrywał się w ich złączone dłonie. W głowie miał całkowitą pustkę; tylko raz na jakiś czas do mózgu Lucio wlatywały pojedyncze, nic nie znaczące słowa, takie jak "razem", "rączka?", "Jezu" oraz "Chryste". Jessie znowu miał rację, a Jäger miał już tego powoli dość.

Lucio w końcu podniósł wzrok, by przyjrzeć się Lindsey'owi, który zaś nie przejawiał jakichś większych emocji. Co tylko wskazywało na to, że bliskość przychodziła mu z łatwością. "To tylko biznes", pomyślał nagle blondyn, czując jakieś dziwne ukłucie pod żebrem. "Wszystko skończy się wcześniej, niż myślisz." Również i ta myśl niespecjalnie go pocieszała.

Westchnął ciężko i poruszył swoim kciukiem, by pogładzić skórę na dłoni Jessiego. Cała ta sytuacja wydawała się tak abstrakcyjna, że chłopak już sam nie wiedział, co konkretnie czuje. Czy to wygląda naturalnie? Czy spięte ramiona Lucio go nie zdradzają? Czy jego twarz jest już tak blada, jak chusteczki stojące obok?

Miał ochotę uciec.

Zbieraj się – odezwał się w końcu po uprzednim stosownym chrząknięciu. – Jedziemy do mojego krawca, nie puszczę cię na święta w koszulce – dodał, po czym zabrał swoją rękę i podniósł się z siedzenia. Jedna dłoń sięgnęła po parasolkę, druga zaś po Jessiego. Czuł się naprawdę, naprawdę bardzo dziwnie. – Resztę opowiem ci po drodze.
Powrót do góry Go down
_Jucundo_

_Jucundo_

Liczba postów : 47
Join date : 06/11/2016
Age : 105

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#10PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyNie Paź 06, 2019 10:34 pm

J.E.S.S.I.E    L.I.N.D.S.E.Y

Na nowo ucząc się zatartej wraz z upływem czasu twarzy, łakomie chłonął każdy ze sprezentowanych mu gestów. Sposób w jaki wiecznie podirytowany jego obecnością Lusi marszczył brwi (dokładając wszelkiego wysiłku, by już wkrótce gładkie czoło ozdobiła szkaradna - i jak najbardziej zasłużona - zmarszczka). Zażartość z jaką się mu przyglądał, większość przetaczających się przez głowę przemyśleń zachowując jednak dla siebie, ograniczając się co najwyżej do kąśliwych odzywek. Raz po raz zamierając, by z opóźnieniem zaczerpnąć zaniechany oddech...

Swoim zachowaniem nieświadomie utwierdzając go w przekonaniu, że być może nie zmieniło się tak znowu wiele. Kurdupel mógł fizycznie wyrosnąć ze swojego przezwiska, mentalnie pozostając jednak tym samym krasnalem, którego z pomylonym śmiechem gonił po szkolnych korytarzach. Zważywszy jak intensywnie zareagował na zwykłe trzymanie się za ręce, prawdopodobnie w dalszym ciągu był również smarkaczem. Niewinną księżniczką, żyjącą w odseparowanej od świata bańce, gdzie cudza bliskość przyprawiała go o niekontrolowane zatrzymanie pracy serca. Żałosne... I może tylko odrobinę urocze.

Zaskoczony nagłym przejawem inicjatywy ze strony Jagera, ledwo co stłumił wręcz odruchową potrzebę wyrwania dłoni, w celu jak najszybszej ucieczki od niechcianego dotyku. W sposób szybki i bezkompromisowy pragnąc odzyskać kontrolę nad uściskiem, znacznie wzmocnił chwyt, uniemożliwiając mężczyźnie poruszenie którymkolwiek z palców. Bliskość działała u niego tylko i wyłącznie w jedną stronę. Inicjował ją i utrzymywał pod kontrolą, bądź też natychmiastowo przerywał. Żadnych półśrodków.

–   Masz swojego krawca?  –  zapytał głupio, z opóźnieniem trzeźwiejąc.  –  Oczywiście, że masz. Księżniczka od siedmiu boleści  –  prychnął, chyłkiem umykając przed wyciągniętą w swoim kierunku dłonią, nim pomyślnie udało się jej go pochwycić.

Na równych nogach będąc równie szybko co jego towarzysz, w najlepsze go wyminął, woląc nie wdawać się w niewygodną konwersację. Nie miał zamiaru udawać, że dobrze mu z jego bliskością. Woląc nie dzielić jej więcej, niż w rzeczywistości było to konieczne, kategorycznie odtrącił tym samym oferowaną mu parasolkę, zbyt uparty na racjonalność. Czerpiąc dziką satysfakcję z faktu, że przyjdzie mu bezkarnie zalać pozerskie auto, jakim drugi mężczyzna woził aktualnie swój kościsty tyłek.

----------


Co tu kryć, podgrzewane siedzenia odrobinę obniżyły jego czujność. Nawet on nie spodziewał się jednak, że chwila ociągania wystarczy, by Lucio w mig przetransportował się pod drzwi pasażera, odcinając mu tym samym drogę ewentualnej ucieczki. Prowadząc ich w widocznie doskonale znanym sobie kierunku, ku wyraźnemu niezadowoleniu Jessiego, wymusił na nim dzielenie parasolki. I o zgrozo!, zauważył, że ani razu nie zdzielił go nią po głowie. Czy to dlatego, że podczas ich jakże krótkiej przejażdżki wykształcił w sobie nieznanego pochodzenia pokłady sympatii; czy za sprawą faktu, że dzieląca ich różnica wzrostu uległa gwałtownej redukcji - nie wiedział i szczerze mówiąc, nie miał najmniejszej ochoty się przekonywać.

Skupiony na nowo odkrytym kryzysie egzystencjalnym, z opóźnieniem zarejestrował, że Lusi dosłownie ciągnie go do przodu, podczas gdy jego ciało opowiedziało się za samoistnym oporem, postanawiając ze wszelkich sił utrudnić mu zadanie. Przepchnięty przez próg, zasłużenie oberwał tym samym o tyle silnym natężeniem światła, by w instynktownym odruchu zawrócić, bezceremonialnie wpadając na bogu ducha winnego Jagera, bezlitośnie depcząc jego drogie buty.

–   Nienawidzę bogaczy  –  wystękał, odpychając się od mężczyzny łokciem, nim ten w ogóle zdążył pomyśleć, by na niego nakrzyczeć.

Perspektywa darmowych zakupów wydała mu się znacznie mniej kusząca, niż początkowo śmiał założyć. Wyższe strefy rządziły się swoimi prawami - bolące oczy okazać miały się prawdopodobnie najmniejszym z jego nadchodzących zmartwień.

Z wyższością przyglądający mu się z drugiego końca pomieszczenia nieznajomy, spojrzeniem przekazywał zaskakująco jasny komunikat. Jess mógł niemalże usłyszeć, jak uroczyście poprzysięga, że za żadne skarby świata nie pozwoli mu chociażby spojrzeć na swoje dzieła, o ile wcześniej nie potwierdzi, że nie roznosi żadnych groźnych chorób, najlepiej w formie namacalnego i zweryfikowanego dokumentu. Zupełnie jak gdyby biedotą dało się zarazić.
Powrót do góry Go down
Śmierciarz

Śmierciarz

Liczba postów : 101
Join date : 12/07/2015
Age : 79
Skąd : z Rivii

delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#11PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate EmptyPią Mar 06, 2020 9:02 pm

Lucio Jäger

Lucio postanowił bardzo grzecznie przemilczeć pyskowanie Jessiego. Fakt jednak, że tak zręcznie uniknął wystawionej w swoim kierunku dłoni, nieco zbił chłopaka z tropu. Mają się zacząć dotykać, tak? Muszą się przyzwyczaić do siebie, tak? Więc dlaczego ich kontakt jest akceptowalny tylko w momencie, kiedy to Jessie go inicjuje? Była to tylko jedna szybka myśl, która przebiegła po cichu po głowie Lucio. Niestety tam już została, skrzętnie rozpraszając mężczyznę.

Gdyby tylko mógł, zaparkowałby w drzwiach swojego krawca. Jessie zaczynał ukazywać jedną ze swoich najzabawniejszych alergii – uczulenie na bogaczy. Nogi Lindsey'a dostały całkowitą autonomię, co próbowały wykorzystać do ucieczki. Dlatego Lucio trzymał chłopaka tak mocno, jak tylko pozwalało mu na to własne sumienie. Zaciągnie go do tego krawca, choćby miał go tam wysłać w paczce.

Nie bądź smarkiem – wymamrotał tuż przy wejściu, boleśnie patrząc na swoje podeptane buciki. Nie szkodzi, pomyślał, przełykając resztki godności, wyczyści się.

Pierre nie był zachwycony widokiem Jessiego. Bynajmniej, już w progu przywitał go oschłym, chłodnym spojrzeniem, które wyćwiczył sobie przez ostatnie dwadzieścia lat w zawodzie. Rozchmurzył się dopiero kiedy jego czarne jak małe węgliki oczy dostrzegły Lucio. Na ciemnej twarzy pojawił się ciepły uśmiech, całkowicie zarezerwowany dla odpowiedniej liczby cyferek na koncie bankowym.

Pierre, to mój... – Lucio urwał, przerzucając spojrzenie na Lindsey'a z czystą dozą niepewności. – ...przyjaciel – dokończył, nadal nie spuszczając wzroku z chłopaka, co może nie było najlepszą opcją, bo trochę mu się skrzywiło. – Potrzebujemy twojej pomocy.

Tak, widzę – odparł krawiec, który powoli trawił myśl, że przyjdzie mu pracować z Jessiem. Lucio posłał mężczyźnie niezręczny uśmiech. "Nie ty jeden będziesz cierpiał dzisiejszego wieczoru". Nie groźna, nie obietnica, zwyczajna empatia.

Pierre mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że płacą mu za towar i obsługę, nie za żarciki z klienteli (którymi się oczywiście podzieli z Jägerem jak tylko znajdą chwilkę dla siebie). Dlatego kiedy tylko Lucio przedstawił, czego szukają, od razu zaprowadził ich do mniejszego, bardziej stonowanego pomieszczenia, choć nadal z ostrym światłem. Jessie oczywiście musiał być tam zaciągnięty, co na szczęście umknęło krawcowi.

Jäger usadowił Lindseya na podeście. Pierre musiał zebrać jego wymiary.
Zatem zacznijmy od początku, – mruknął Lucio, zabierając się za wybór materiału – moi rodzice to Hazel i Christoph Jäger, nimi możesz się najmniej przejmować. Moja matka i tak cię nie polubi, co nie znaczy, że nie musisz się w stosunku do niej odpowiednio zachowywać. Najlepiej dużo ją komplementuj i powinno być w porządku. – Po wybraniu materiału, czas na kolor! Lucio podchodził z każdym nowym fragmentem do Jessiego i podstawiał mu pod szyję. Oczywiście nie miał nic do gadania, przecież się na tym nie znał. – Mój ojciec jest wojskowym, więc jeżeli zaproponuje ci polowanie na jelenie albo szybki kurs obdzierania zwierzyny ze skóry, grzecznie odmów. Jeżeli zostaniesz z nim sam na sam, nie gwarantuję twojego bezpieczeństwa.

Pierre nadal grzecznie mierzył Jessiego, Lucio zaś wpadł w impas i nie mógł się zdecydować pomiędzy dwoma całkowicie różnymi (tak naprawdę to nie) odcieniami szarego.

Rodzina od strony mojej mamy to w większej mierze snoby, dziadkowie zwłaszcza; brat mamy, Philip, ma dwa dzieciory z dwiema różnymi kobietami, z trzecią jest w związku małżeńskim, ale nie poruszamy tego tematu na świętach. Mój ojciec ma dwóch braci i jedną siostrę. Thomas ma dwójkę synów, z czego jeden dorobił się już dzieciaka, więc przyszykuj się na latającego bąbla pod nogami. Hans ma trzy córki, przy czym jedna przyprowadzi swojego o dziesięć lat starszego faceta, który również ma dzieciaka z poprzedniego małżeństwa. Adele zaś to moja lesbijska ciocia, mieszkająca na wsi ze swoją długoletnią partnerką i dziesięcioma psami. Naprawdę nie wiem, czy w tym roku wezmą je wszystkie ze sobą. Reszty, niestety, dowiesz się na miejscu. Jakieś pytania?
Powrót do góry Go down
Sponsored content




delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty
#12PisanieTemat: Re: delivery boois // bl // komedia // lovehate   delivery boois // bl // komedia // lovehate Empty

Powrót do góry Go down
 
delivery boois // bl // komedia // lovehate
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» eyes on you [bn, komedia, romans]
» Jesus take the wheel { demons | urban | lovehate }

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: