Siedział w kuchni. Od dwóch godzin. Opierał się o drewniany stół, który razem kupili dwa lata temu. Patrzył na stos naczyń, który z dnia na dzień powiększał się o dodatkowe kubki i talerze. Nie ruszał się. Gdyby nie płytko poruszająca się klatka piersiowa, z boku mógłby przypominać posąg.
To właśnie był jego proces żałoby. Udawanie, że świat zatrzymał się w miejscu razem z nim, pochylającym się nad nieruchomym ciałem własnej żony.
Od pogrzebu minęły dwa dni. Ludzie nadal przychodzili do jego drzwi, pukali, obdarowywali plackami i mdłym, współczującym spojrzeniem. Grayson chciałby płakać, krzyczeć. Chciałby dostać w twarz całą gamą uczuć, by wreszcie mógł się wyżyć i zacząć proces gojenia.
Ale nie czuł nic. Wypełniała go jedynie pustka, która z każdym kolejnym kubkiem w zlewie robiła się coraz głośniejsza. To nie była zwykła śmierć. Moja żona nie umarła z przyczyn naturalnych. To nie była zwykła śmierć. Ktoś ją zabił. Została zamordowana. To nie była...
Przerwało mu pukanie, chyba już trzecie dzisiaj. Jest zdecydowanie lepiej, wcześniej ledwo znajdował czas dla siebie. Przez te kilka dni odwiedziło go więcej ludzi, niż w przeciągu całego ich pobytu tutaj. Gray zanim podszedł do drzwi, skierował się do lodówki, by sprawdzić, czy ma jeszcze jakiekolwiek miejsce na kolejną beznadziejną potrawę. Gdyby tylko Jean widziała, ile już zdążył pochłonąć lazanii...
Znowu pukanie. Gray zacmokał pod nosem. Takie poganianie wdowca raczej nie leżało w dobrym guście. Mężczyzna w końcu ruszył w kierunku drzwi, po drodze przeczesując na szybkiego włosy. Ewidentnie myślał, że jak poprawi sobie lekko fryzurę, to nikt już nie zauważy jego bladej cery, worów pod oczami czy spierzchniętych warg. Nie wyglądał za dobrze. Nawet pomimo kilogramów zjedzonej lazanii.
Otworzył drzwi i pierwsze, co zrobił, to zmrużył oczy. Światło. Za jasne. Cholera.
Kiedy tylko jego wzrok w końcu przyzwyczaił się do jasności, Gray miał szansę przyjrzeć się osobnikowi przed sobą. Z pewnością wcześniej go nie widział, a w jego rękach nie czekało żadne jedzenie. Wyglądał też stosunkowo młodo, dlatego tym bardziej zdziwił mężczyznę. Prawdę mówiąc, głowa Graya ostatnimi czasy skupiała się wyłącznie na jednym i teraz, kiedy musiała wyjść ze swojej strefy komfortu, dosyć mocno się... zacięła.
– Dzień dobry? – zapytał, marszcząc brwi.