| | Secret society [2 os | b.n. | yaoi] | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #1Temat: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Sro Lis 16, 2016 9:56 pm | |
| S E C R E T S O C I E T Y Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że ten świat zdołał wam ukazać swe prawdziwe oblicze, to muszę was rozczarować. Istoty znane wam tylko z legend. Miejsca, o których istnienie nigdy byście nie posądzali. Tajne stowarzyszenia, toczące ze sobą walkę niemal każdego dnia. Czy teraz to widzicie? Nie martwcie się jednak - znajdzie się dwójka, która opowie wam o nim. O sekretnym świecie. Pierwszy pan - Lizzy-sanDrugi pan - Lullaby Sometimes it's good to be scared... |
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #2Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Czw Lis 17, 2016 9:00 am | |
| Imiona & Nazwisko Anelin Tenko Hall Wiek 22 lata Rasa Ludzie nazywają go i jego pobratymców elfami, choć nie mają jakoś specjalnie spiczastych uszu Rodzina Siostra Eredin, matka Isegrin i ojciec Sinthel Funkcja W swoim świecie pełni w stowarzyszeniu funkcję technika, jednak poza pracami nad ulepszeniem broni bierze udział w walkach na mniejszą skalę, w których to notabene ową broń testuje. Ciekawostki - Stara się, by jego włosy były nie dłuższe ani nie krótsze niż do żuchwy - W stresującej sytuacji gryzie dolną wargę - Potrafi zasnąć zawsze i wszędzie, chyba, że pracuje - Nie szuka drugiej połówki, twierdzi, że praca mu wystarczy - Magia istnieje w jego świecie tylko w bajkach, odróżnia się od ludzi głównie delikatniejszą figurą i nieco bardziej wyostrzonymi zmysłami - By się skupić, potrzebuje mieć włączoną muzykę - Zdarza się znaleźć go rysującego lub czytającego gdzieś po kątach. Czasem tkwi w jednym miejscu jak manekin, śpiąc. - Ma słabość do zwierząt, szczególnie kotów - Mimo braków w sile fizycznej nadrabia techniką swojej walki, z reguły znajdując partnera do sparingów wśród lepiej wyszkolonych w tej kwestii żołnierzy - Ma niewyparzony język, ale wie, czego nie może zdradzić nikomu. Jeśli padnie pytanie o jakąś z takich rzeczy, milknie i nie ma szans nic z niego wydobyć |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #3Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Pią Lis 18, 2016 12:10 am | |
| G O D N O Ś Ć- Cassidy Kavanagh W I E K - 25 lat R A S A - Banshee - Ludzie znają je jako zjawy kobiet, które zwiastują śmierć w rodzinie. Cóż, wypadało by wyjaśnić kilka rzeczy: po pierwsze banshee, mimo swej nazwy, nie są wyłącznie kobietami. Męskie osobniki po prostu rzadziej dziedziczą ich gen. Co do kwestii związanej śmiercią... Banshee zwykły dostawać coś w rodzaju ,,wizji", pozwalających im przewidzieć czyjś bliski koniec. Nie występują często, a tym bardziej u mężczyzn. R O L A - W swoim stowarzyszeniu pełni rolę agenta, który wysyłany jest w teren w celu sprawdzenia tzw. anomalii. D O D A T K O W O - Cassidy szczerze wierzy w to, co robi jego stowarzyszenie oraz do czego dąży. - Inni agenci często określają go mianem nieprzewidywalnego, odnosząc się w szczególności do jego pracy. - Także to jeden z powodów, przez który przełożeni Cassidiego niejednokrotnie są zmuszeni sprzątać po nim bałagan, jaki narobił podczas misji. Mimo to cenią go za posiadane umiejętności. - Z powodu pewnych wydarzeń z przeszłości nie utrzymuje kontaktu ze swoimi bliskimi, to jest z rodzicami oraz młodszą siostrą. - Jest nałogowym palaczem. Co tu poradzić, ma w końcu wyjątkowo stresującą pracę.
|
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #4Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Sob Lis 19, 2016 12:26 am | |
| Nie mogę pisać wstępów, zawsze wychodzi z nich epopeja >.< Zlustrował nie dość że biały, to teraz i pusty pokój mając zarzuconą na ramię średniej wielkości torbę z ubraniami. Nigdy nie twierdził, że ów pomieszczenie podobało mu się w jakiś sposób, ale można powiedzieć, że do pewnego stopnia się z nim scalił. Było nie było, spędził w tych ścianach ostatnie 3 lata swojego życia, szkoląc się pod okiem dużo bardziej doświadczonych od niego techników, licząc po cichu na ukończenie tego etapu i dostanie się wyżej, do tej siedziby, o której na niższych stopniach krążyły opowieści zakrawające na legendy, począwszy od jego wyglądu na zawartości skończywszy. Jedni mówili, że był to wielki podziemny kompleks, inni - że w myśl zasady najciemniej pod latarnią wszyscy mają go pod nosem. Jeszcze inni twierdzili, że takie miejsce w ogóle nie istnieje fizycznie, a jest wytworem umysłów tych, którzy tam pracują. Jego wiara w te wymysły mocno kulała, toteż zawsze przysłuchiwał się temu z boku, śmiejąc się w duchu, a pytany o opinię radził odstawić ćpanie i wzięcie się do roboty. 'Może kiedyś sami to zobaczycie' kończył i odchodził zająć się aktualnym projektem. I stało się. Po latach wyrzeczeń, potężnych tomach teorii, setkach szkiców, godzinach obmyślania nowych rozwiązań i innych - na ten moment nieważnych - rzeczach, udało mu się. Postawił kolejny krok, jeszcze jeden, ten ostatni przed tym mistycznym miejscem. Chował ekscytację jak tylko mógł, ale spoglądając na siebie jeszcze w lustrze łazienki tego ranka musiał przyznać, że przez ten rok zeżre go ciekawość. Delikatnie drżącymi ni to z podniecenia ni niepokoju dłońmi chwycił dość niewielkie pudełko z pozostałymi rzeczami i wyszedł, zostawiając niejaki żal i chyba nawet tęsknotę za tym miejscem za cicho zamykającymi się drzwiami. Wcześniejszego dnia przyszedł do niego rozkaz stawienia się na dachu o piątej rano w celu rozpoczęcia dalszego etapu szkolenia. Nic więcej, jedno zdanie jeszcze przed kolacją. Miał ochotę krzyczeć. Z dziką rozkoszą odwiedziłby wtedy każdego z tych frajerów, który twierdził, że jest lepszy od niego. Wsmarowałby im wszystkim to jedno zdanie w ich tępe twarze, wrócił na ta jedną noc do domu i schlał do nieprzytomności. Zamiast tego jednak odetchnął, usiadł na łóżku i trwał tak 15 minut, dopóki nie przeszło. O miejscu swojego pobytu wiedział tylko dwie rzeczy; ze jest gdzieś za miastem, a szkolenia odbywają się miesiąc w miesiąc - miesiąc tam, gdzie, jak zgadywał, będą maglowali go na wszystkie sposoby i miesiąc w domu, czyli raczej sam sobie zorganizuje jakieś, nazwijmy to, kursy na boku. Nic więcej wiedzieć nie mógł, bo choć czasem stawał w szeregu z tymi, którzy byli na ostatnich etapach, nie usłyszał od nich nigdy ani słowa. Zgadywał też, że o samym rozkazie również nic nie mógł powiedzieć. Przez 3 lata jego pobytu tutaj jedna osoba dostała go na pewno. Pamiętał blondyna, fruwającego z radości. Sam zerwał się specjalnie o czwartej, odprowadzając go pod samo wyjście... by potem widzieć go z powrotem, bladego, roztrzęsionego i bliskiego płaczu. Cofnęli rozkaz za brak dyskrecji i nigdy więcej go nie dostał. W międzyczasie zniknęły jeszcze 2 osoby i Anelin zgadywał, że wszystko dobrze poszło. Wliczała się w to jego dość bliska znajoma, którą docenili po pięciu latach i 6 miesięcy temu rozpłynęła się w powietrzu. Chłopak względnie polubił Iiren, na pewno zaś szanował za intelekt i uwielbiał wspólną pracę, toteż liczył, że nic nie spieprzy i wkrótce się zobaczą. - Co ty robisz? - usłyszał nagle przed sobą, przez co gwałtownie się zatrzymał. Cain. Bogowie, jak on go nienawidził. Wiecznie nieprzydatny, wiecznie wyszczekany, wiecznie krzyczał, jak to na dniach czeka go przeniesienie na kolejny etap. Z tego, co wiedział od innych, wykrzykiwał tak już siódmy rok. Cóż, ten etap szkolenia był wyjątkowo nieregularny, a rekord w przejściu wynosił 5 miesięcy. Trzy do sześciu lat były czasem optymalnym, a potem... no cóż. - Dostałem rozkaz przeniesienia. - oznajmił beznamiętnie, krótką tylko chwilę ważąc słowa. Przeniesienie wydało mu się o tyle bezpieczne, że mogło oznaczać po prostu zmianę kwatery, nie kolejny etap. - O tej porze? - drążył dalej, zastawiając mu niemal całkowicie przejście. Poza byciem ewidentnym przygłupem w tym środowisku, Cain miał jeszcze tą wadę, że był barczysty i niewątpliwie silniejszy niż Anelin. - Siła wyższa. - odparł zimno, starając się wyminąć blondyna. Jaką mial ochotę napluć mu teraz w twarz, roześmiać się. Za ostatnie lata docinek i zatruwania życia dopłacić się informacją, że spotkało go to, na co starszy miał coraz mniejsze szanse. Zacisnął jednak wargi, orientując się, że tamten prawdopodobnie zrozumiał, co się dzieje. - A gdzie? - błysnął idealnie białymi zębami w okrutnym i cokolwiek obrzydliwym uśmiechu. Skrzywił się, przez chwilę żałując wyjścia 20 minut przed czasem. Z drugiej miał ich 15 na spławienie typa. Z trzeciej wreszcie wyrolowanie akurat jego zajmowało z reguły mniej niż minutę. - Wiesz... trzymaj. - mruknął, wciskając mu w rękę niewielką kostkę... a w zasadzie woreczek rozsypanych małych sześcianów. Prosta konstrukcja od chłopaka z samego początku szkolenia. Pierwsza część, trwająca pół roku zakładała różnego rodzaju egzaminy co dwa tygodnie i jakoś drugim było stworzenie modułu, możliwego do złożenia w ściśle określonych warunkach. Z tego, co mówił mu twórca tej układanki, sposobów ułożenia jednego, solidnego i jednolitego sześcianu były grube miliony, choć prawidłowe najwyżej dwa. Jeśli spieprzyło się robotę, zostawał jeden moduł, całość się rozpadła lub ostateczna forma była pocięta. Standardowa osoba z ulicy nie była w stanie tego złożyć, minimalnie wprawiony technik dochodził do tego, że pojedyncze kubiki w magiczny sposób trzeba otworzyć, a stosując odpowiednie formułki sprawić, by mógł on połączyć się z sześcioma innymi, tworząc przy tym siatkę powiązań między konkretnymi pojęciami. Dopiero po latach szkoleń docenił, jak cudowną powtórkę podstaw stanowiło to cudeńko. Nie wiedział, jak poradzi sobie Cain, choć był pewien, że jego już tu nie będzie. - Dowiesz się wszystkiego, jeśli za 22 minuty stawisz się z ułożonym sześcianem na dachu. Jeśli nie, odeślij go, znasz mój adres. - dodał, z całą swoją wrodzoną perfidią posyłając mu słodki uśmiech. Wyminął chłopaka, bez przeszkód udając się na dach, czekając z duszą na ramieniu na wybicie godziny piątej. Coś zawsze mogło pójść nie tak. Cain mógł sobie jednak poradzić, mogło się okazać, że rozkaz był pomyłką, a wreszcie - że on sam gdzieś popełnił błąd, skreślając to, o czym tak marzył. Az stało się - na niebie błysnął mały myśliwiec, po krótkiej chwili lądując niedaleko niego. Zamarł, w napięciu przyglądając się mężczyźnie w sile wieku, stawiającemu kilka kroków w jego kierunku. W myślach setki razy powtórzył każdy swój ruch z ostatnich kilku godzin, doszukując się błędu. - Zapraszam. - usłyszał i nogi niemal sie pod nim ugięły. Jak w transie zebrał niewielki dobytek, wkraczając na pokład. Cain nie zdążył, on nie popełnił błędu, to nie była pomyłka. Ukrył na chwile twarz w dłoniach, kojąc myśli. Myśliwiec poderwał się łagodnie, a mężczyzna przemówił chwilę później. - Zrzut za pięć minut. Lepiej doprowadź się do porządku, załóż mundur i bądź gotów. I zniknął, zajmując miejsce obok pilota. Anelin odetchnął głęboko, kilka sekund później obrzucając spojrzeniem nowy mundur. Czarny pancerz, na tyle cienki i lekki, by nie stawiać oporu, lecz na tyle wytrzymały, by nie dać łatwo i szybko zabić swojego nosiciela. Nie różnił się z pozoru od tego starego, może poza dodatkowym srebrnym paskiem na lewym ramieniu. Różnica była wyczuwalna po jego założeniu. Jeszcze lżejszy, delikatniejszy na skórze i naszpikowany wszelkiego rodzaju funkcjami, o których do tej pory nie miał pojęcia. Nie był zaskoczony, że od razu szedł w bój - o tym wiedział od dwóch dni. Nie spodziewał się tylko, że w zupełnie nowym pancerzu, z którym nie pozwolono mu się dobrze zapoznać. Cóż... wychodziło na to, że teraz musiał się uczyć jeszcze szybciej. Wsunął na skronie odpowiednik wieńca, przypadkiem sprawiając, że ten otoczył szczelnie jego głowę i szyję. - Ale bajer... - mruknął cicho, ciesząc się w duchu jak dziecko. Niemal natychmiast przed oczami zobaczył dokładniejszy opis misji, dowiadując się, że obecny strój od góry do dołu naładowano czujnikami, a wszelkie funkcje wymagały jedynie odpowiedniego impulsu bezpośrednio z mózgu. Jednak tajemnicze 'odpowiednie impulsy' mogły oznaczać cokolwiek. Z barku wyboru osunął się przy ścianie na podłogę, bezradny bez 'odpowiedniego impulsu' wobec półprzezroczystego 'witaj' rozciągniętego tuż przed jego oczami. Półtorej minuty. Jedyną sensowną opcją wydało mu się kompletne uspokojenie. Ostatni miesiąc pierwszego etapu obejmował kontrolę nad swoim ciałem i umysłem 'tak na przyszłość', choć do tego czasu wątpił, że mnie to w ogóle przyda. Jeszcze mniej wierzył w działanie tego wymysłu, ale jednak - napis zniknął, a on zyskał zupełnie inny sposób widzenia. Nie mógł traktować juz munduru jako zwykłego pancerza. Błyskawicznie musiał zaakceptować go jako drugą skórę. Stanął na środku pokładu. Pół minuty. Mężczyzna znów się pojawił, wręczając mu broń, której nigdy nie widział. Anelin zdążył już zauważyć, że ten pancerz odziera z sekretów każdy sprzęt, każdą funkcję wykładając mu przed oczy i od niego zależało jedynie użycie tych informacji. Zdążył jedynie zerknąć na mężczyznę, nim podłoga gwałtownie rozsunęła się, zrzucając go ze sporej wysokości. Z dziwnym spokojem stwierdził, że nie dysponuje spadochronem ani czymkolwiek, co mogłoby uratować mu życie. Poza pancerzem, który bez jego większej wiedzy zareagował, stając się na chwilę czymś na wzór kombinezonu do wingsuit'u. Wpadł w budynek ze sporym impetem, tylko cudem nic sobie nie łamiąc, zaraz słysząc śmiechy trzech osób. Zgadywał, że teraz oni będą 'kolegami po fachu', kiedy z braku wyjścia zerwał się spod ściany i zostając jak najbliżej podłogi, ukrył się za filarem. Chwilę później ktoś przeciągnął serią przez miejsce, gdzie chwilę temu wylądował. Zginąłby w ciągu pierwszych dziesięciu minut. - Mamy je przetestować i zwrócić w stanie względnie nienaruszonym, wiec uważaj. - usłyszał, znów mając przed oczami to przeklęte 'witaj'. - Młody, wdech i wracaj do nas. Przez chwilę możemy cię osłaniać, ale nie jesteś tu na wakacjach. Tylko spokój cie uratuje, rozumiesz? - dodała, jak się zorientował, dziewczyna, jednak już bez cienia wesołości sprzed kilku sekund. I rozumiał. Przymknął na chwilę oczy, wyciszając się niemal zupełnie. Pancerz zareagował, Anelin rzucił okiem na około, orientując się w sposobie widzenia. Niechcący uśmiechnął się, zaciskając palce na broni, puszczając się biegiem w kierunku dziewczyny. Wymienili jedynie krótkie skinienia głowami, nim odbił w prawo, zaczynając kombinować, jak dostać się do budynku po drugiej stronie ulicy. Działali z niewielkim zapasem czasu, nim obiekt miał zniknąć z powierzchni ziemi, a musieli wydobyć z jego systemu informacje na tyle istotne, że nie miały prawa dostać się w ręce wroga. ] |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #5Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Sob Lis 19, 2016 8:55 pm | |
| Światem panuje chaos. Potrzebuje kontroli. My nią jesteśmy. Miesiąc. Dokładnie miesiąc zajęło Cassidiego wypełnienie ostatniej misji w Chinach. A właściwie jej próba. Bo ta okazała się być kompletnym niewypałem. No ale co poradzić, jak osoba, która niby miała ci pomóc, nie nadaje się do niczego? Oczywiście przełożeni mu tego nie odpuścili. I tak właśnie następne tygodnie spędził na treningach, jakie były wręcz katorgą dla niego. Powrót do pokoju był niczym zbawieniem dla niego. Nie powiedzieli mu, kiedy będzie mógł skończyć. O nie. Powiadomią go. Gdy pojawi się do tego okazja. I taka właśnie się pokazała. Tego dnia właśnie po raz kolejny spuszczał łomot swojemu sparing-partnerowi Gabrielowi. Facet był nieco starszy od niego, a mimo to posiadał jedną, ważną wadę: za bardzo polegał na sprzęcie od stowarzyszenia. A Cassidy wiedział, że była to kompletna głupota, bo potem taka osoba ma problemy w samych podstawach. Każdy sprzęt kiedyś cię zawiedzie. Wtedy właśnie jedynym ratunkiem będą tylko twoje umiejętności. A dzięki nim ciągle jeszcze dychał. - To jak, jeszcze jedna rundka? – mruknął do kolegi, który wciąż leżał na podłodze po tym, jak podciął mu nogi ćwiczebnym kijem. Oboje dyszeli ciężko, a pot sprawił, że górny koniuszek włosów przykleił mu się do czoła. Gabriel wyciągnął rękę, kręcąc przecząco głową. Cassidy chwycił za wyciągniętą kończynę i na spokojnie pomógł mężczyźnie wstać. Szczerze mówiąc też już miał dosyć tego ciągłego wysiłku i chciał wziąć się za porządną robotę. Po to tu był. Mimo to wiedział, że marnowanie czasu w niczym tu nie pomoże. I nawet jak Gabriel nie chciał, to zawsze może poprosić kogoś innego. Na przykład tę hojnie obdarzoną nimfę, ćwiczącą na drugim końcu Sali. - Cas! – głos dobiegał od strony wejścia, także mężczyzna spojrzał tam, by zobaczyć jednego z opancerzonych minotaurów. Ten po chwili znalazł się tuż przy nim. Cassidy skrzyżował ręce, czekając, co też ma do powiedzenia. - Geary cię wzywa do siebie. Teraz… - oznajmił przybysz w swym typowo chłodnym tonie. Wreszcie. I już miał ruszyć do wyjścia, gdy silna dłoń minotaura go zatrzymała. –… Ale wpierw masz wziąć prysznic.
Kristen Geary. Elegancka. Elokwentna. Zimna suka, która z sadystyczną radością karze za porażki swoich agentów. To zapewne była tylko kwestia czasu, nim Cassidy pozna jej inne, wymyślne plany. Geary co prawda dzieliła swoje stanowisko z kilkoma innymi przełożonymi, ale ci zwykli ingerować dość rzadko i dawali kobiecie wolną rękę, chociażby w kwestii agentów. Jej gabinet mieścił się na najniższym poziomie w ich bazie. Całość znajdowała się pod ziemią, a dokładnie pod opuszczonym magazynem. Tam kierowali najważniejszymi rzeczami jak choćby rekrutacją, czy śledzeniem swoich agentów, którzy wybyli w teren. Wszystko było unowocześnione, jednak jak się Cas kiedy dowiedział, cały ten kompleks zbudowano z kilka wieków temu, a może i więcej. Winda w końcu stanęła na wybranym poziomie i mężczyzna ruszył na wprost, gdy tylko drzwi się otworzyły. Po drodze odpalił papierosa. Wiedział, że tutaj nie wolno palić, ale go to obchodziło. Musiał to zrobić, bo zdecydowanie zapowiadało się na stresującą rozmowę. Zresztą jak zwykle. Wreszcie stanął przed drzwiami gabinetu Geary. W pośpiechu skończył papierosa, rzucając obojętnie niedopałek na ziemię. Bez zbędnego pukania wtargnął do środka. Gabinet jego przełożonej krótko mówiąc był zbiorowiskiem nowoczesnej sztuki, dokładnie tej dziwnej i pokręconej. Gdzie się nie spojrzało, stały rzeźby, które przedstawiały „sam domyśl się” co. Nawet biurko miało kształt takiego nietypowego półksiężyca. Cas czasem czuł się, jakby trafił do zupełnie innego świata. Kobieta była drobna, mogła mu co najwyżej sięgać to piersi, ale to w żadnym stopniu nie umniejszało tej aury, przy której nowi rekruci zwykli trząść gaciami ze strachu, gdy była w pobliżu. Znał to z własnego doświadczenia. Siedziała za biurkiem ze wzrokiem wbitym w ekran leżącego laptopa. wprawiając w ruch swoją popielatą czuprynę. - No proszę! Miło, że tym razem nie psujesz mi atmosfery w gabinecie. – Ach, tęsknił za tym zimnym, wyniosłym i nasyconym sarkazmem tonem kobiety. Jednym ruchem zamknęła laptop, wstając z miejsca. Podeszła do niego, stukot jej obcasów odbijał się echem po gabinecie. - Mam nadzieję, że wybawiłeś się na urlopie? - O tak, potraficie zapewnić człowiekowi rozrywkę. Aż mi się Grenlandia przypomniała, gdy sobie odmrażałem na niej tyłek. – Kristen zwęziła niebieskie tęczówki, ale nic nie odpowiedziała na jego kąśliwą uwagę. Czyli tym razem sprawa była poważna. Także Cas nie mógł zrobić nic innego, jak postawić rozmowę na właściwe tory. - Czyli kolejna anomalia, tak? Gdzie tym razem? - Nie do końca – odparła, na co mężczyzna uniósł zaskoczony brwi. Zwykle nie zajmował się niczym innym niż ze zwiększoną aktywnością sekretnych istot. Geary odwróciła się na pięcie, podchodząc bliżej do jednej z rzeźb. - Widzisz zależy nam na zdobyciu…czegoś. Ale nie samemu. Mam nadzieję, że nie zniechęciłeś się kompletnie do współpracy z innymi? Szczególnie po tym ostatnim razie… - Tak i to cholernie, chciałby powiedzieć, ale i tak to nic by zmieniło. Decyzja zapewne już została podjęta. – Krótko mówiąc dołączasz do składu, zabieracie to, co macie zabrać i wszyscy są szczęśliwi. – Kobieta znów spojrzała na ustach, a blade usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu. – Zrozumiałeś? A może wolisz odwiedzić jakieś specjalne miejsce? Co sądzisz o Syberii, mój drogi? Ciało Cassidiego przeszył dreszcz na myśl o spędzenia kolejnych miesięcy na zimnym zadupiu. Szybko wyrzucił ten przygnębiający obraz z głowy. - Nie, ależ chętnie pomogę w tej misji! Będą z tego kłopoty. Znowu.
Nie lubił tego szarego kostiumu. Niby miał go wspomagać, a Cassidy czuł się w nim cholernie niekomfortowo. Takie same uczucie towarzyszyło mu, będąc w pojeździe z resztą składu. Jak dotąd nikt nie odezwał się do siebie słowem, tylko w skupieniu czekali na rozpoczęcie misji. Ci wszyscy byli do tego szkoleni. Nie pierwszy raz coś takiego robili. Jego wrzucili tutaj tylko ze względu na umiejętności, nie doświadczenie. - Hej, co tam trzymasz?- mruknął wreszcie do siedzącego obok mężczyzny. Ta cisza już zbyt długo go mierziła. Ten widocznie się tego nie spodziewał, ale ostatecznie odpowiedział: - To specjalny pocisk. Wystrzeliwujesz jeden, a on rozpada się na kilkadziesiąt następnych. Brzmiało jak ciekawa zabaweczka. Liczył, że jego broń również będzie to posiadać. Jednak nie miał czasu się zastanawiać. Pojazd się zatrzymał. Drzwi się otworzyły. Misja właśnie się rozpoczęła. Wysiadł, sięgając po broń, która wyłoniła się spod podwozia samochodu. - Pamiętajcie, by używać maskowanie z rozwagą – przypomniał jeden z ich ludzi, gdy wysiedli. Tryb maskujący. Jeden z wynalazków ich stowarzyszenia. Pięć minut niewidzialności z tym defektem, że przeciwnik mógł cię ciągle usłyszeć. - Zapewne będziemy mieć towarzystwo – mruknęła jakaś kobieta, a patrząc na jej rysy, stwierdził, że również wilczyca. - Świetnie. To się nimi zajmiecie – mruknął Cassidy i zaczął kierować się w swoją stronę. Naprawdę nie chciał spędzać z tamtymi już ani chwili dłużej. I pewnie oni też to wyczuli. W końcu do nich oficjalnie nie należał. Był agentem. - Czekaj, a ty dokąd?! – fuknęła do niego ta sama dziewczyna, na co mężczyzna odwrócił się, pokazując szereg białych zębów. - Jak to gdzie? Zdobyć to, po co tu jesteśmy. - Kobieta widocznie chciała coś odpowiedzieć, ale któryś z towarzyszy ją od tego powstrzymał, kręcąc przy tym głową. Ta prychnęła głośno, dołączając do reszty. Cas rzucił jeszcze raz okiem na nich, po czym włączył tryb maskujący, wbiegając z impetem do budynku.
|
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #6Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Nie Lis 20, 2016 4:41 pm | |
| Odskoczył jeszcze kilka metrów w bok, znajdując się dokładnie w połowie dystansu między dwoma technikami. Efekt niezamierzony i zgoła nic nie dawał, jednak z tego miejsca mógł trafić w stosunkowo niewielką dziurę w ścianie budynku. - Ile będzie ze wsparcia? - usłyszał znów od dziewczyny. - Sześć osób. - odparł chłopak z jego drugiej strony. Anelin wychylił się zza kupki gruzu, za którą jeszcze siedział. Jeśli dwójka mająca go aktualnie na oku zapewni mu osłonę, bez problemu dostanie się do środka. Potem zaimprowizuje. Wiedział, że komputery, o które im chodziło znajdowały się dwa poziomy pod ziemią; liczył na to, że pozostała trójka techników zajmę przeciwnika dopóki wsparcie do nich nie dotrze, a on zdąży wycisnąć ze sprzętu wszystko, co ma do zaoferowania. - Osłaniajcie mnie. - rzucił nagle, w krótkiej chwili względnego spokoju. Wystrzelił zza swojej 'kryjówki' w krótkim czasie ściągając na siebie ogień nieprzyjaciela. Kiedy trafił w upatrzony otwór wpadając do ciemnego wnętrza znowu z tym cholerny 'witaj' musiał przyznać, że to, na co się szarpnął było samobójstwem. Po drodze mógł zginąć zdrowe pięć razy, pancerz znów się wyłączył, a do tego nagle skojarzył, że w sumę nie ma nawet na co zgrać danych. Niemniej jednak uczył się szybko, po krótkiej chwili uspokajając nerwy i umysł. Czarna dla osób 'z zewnątrz' szyba służąca za ekran dla nosiciela zaczęła dostosowywać się do oświetlenia w środku. Jakby tego było mało, pojął, że skupiając wzrok na konkretnym punkcie wizjer pozwalał mu na przejrzenie danego obiektu. Broń niechcący przytknięta do pasa gdzieś po drodze została juz przy nim, uwalniając ręce od ciężaru. Wstał powoli, kierując możliwie jak najcichsze kroki do wyjścia z pomieszczenia, chcąc zejść niżej. - Młody, to, co masz na sobie to broń sama w sobie. Ci z góry nafaszerowali ją ostrzami teoretycznie na wysokości wszystkich stawów. Praktycznie nie wiemy. Przy nadgarstkach masz dwa porty, w pierwszej kolejności zadbaj o to, żeby wróciły na swoje miejsce. Poza 'górą' i tobą nikt ich potem nie wyciągnie. - wyjaśnił trzeci głos, którego Anelin nijak nie mógł zidentyfikować. Niby męski, ale jednak za wysoki. Nadstawił uszu, bacznie rozglądając się po zrujnowanych schodach, zatrzymując się nagle wpół kroku. Nie był sam. Wizjer przez moment szalał, próbując dobrać optymalny do sytuacji sposób widzenia. Nic nie zdziałał. Maskowanie. Obraz nagle się uspokoił, a on powoli, wierząc, że jego towarzysz nie zorientował się w jego obecności, skierował się w dół. Odruchowo rzucał oczami na wszystkie strony, nie chcąc nic pominąć. Przeklinał jednocześnie w duchu brak czegoś tak epickie jak echolokacja. Natura była jednak parszywą gnidą. Chciała zaszaleć, ale jednak nie aż tak bardzo. Szlag go trafiał, gdy znalazł się na odpowiednim poziomie. Był blisko. Musiał być. W końcu słyszał jego oddech, cichy szmer kroków. Przysiągłby, że nawet przebijał się do niego dźwięk bicia serca tamtego. Więc czemu jeszcze żył? Cóż, wiedział, że komputer i same informacje są zakodowane a przez to praktycznie nie do ruszenia, ale czy to możliwe, że oni też wiedzieli? Musiał założyć, że tak. Zakładał też, że może zginąć krótko po tym, jak te dane staną się dostępne. Nie wiedział na pewno, czy oni daliby sobie radę ze złamaniem zabezpieczeń, jednak fakt, że żył, skłaniał do myślenia, że do tego jego towarzysz zdolny nie był. Westchnął cicho. Cokolwiek miało się stać, nie mógł na razie zrobić nic ponad zabranie się za komputer. Jeśli jego typowania były prawidłowe, dopóki nie złamie szyfru, groziły mu jedynie ładunki, które za niecałe pół godziny spadną mu na głowę, niszcząc budynek i wszystko, co się w nim znajduje. Czy i o tym jego towarzysz wiedział? To pytanie zostawił sobie na później, względnie swobodnym juz krokiem wkraczając do ciemnego pomieszczenia. Nie miał po co ciągnąć szopki z rozglądaniem się, skoro nic mu to nie dawało. Bez większego wahania czy nawet zastanowienia uruchomił urządzenia, szybko zauważając miejsca na porty. Nie do końca świadomie oparł blisko nich dłonie. Mundur znów zareagował, uwalniając z nadgarstków niewielkie 'guziczki', jak to zwykła nazywać Iiren. Z chwilą, w której monitory rozbłysły mdłym dzięki filtrom światłem, zwątpił. Nigdy nie widział tak złożonego systemu. Cofnął się kilka kroków, ogarniając wzrokiem kilka monitorów, na których w zastraszjącym tempie migały z pozoru przypadkowe znaki. Szybko szok i dezorientacja przemieniły się we wściekłość. Mógł zginąć, zostać pogrzebany żywcem, zastrzelony przez swojego towarzysza. Mógł być słaby fizycznie, nie do końca jeszcze dogadywać się z pancerzem, nie znać imion pozostałych trzech techników. Warknął cicho, przysuwając sobie krzesło. Zajął na nim miejsce, ignorując nagle cholernie głośny oddech. - Mogę prosić o chwilę ciszy? - rzucił w przestrzeń, układając palce na szerokiej klawiaturze, choć wzrok tkwił w monitorach. Był zły o tyle bardziej, że nie mógł się odciąć muzyką. Nie po to poświęcił ostatnie osiem lat życia, żeby zginąć bez wyciągnięcia tych cholerny danych, o nie. We wszystkim była jakaś reguła. Nikt o zdrowych zmysłach nie tworzył zabezpieczeń waląc otwartą dłonią na chybił-trafił w klawiaturę. A nawet jeśli - system musiał to jakoś przetworzyć, powiązać ze sobą. Anelin z kolei lubił rozmawiać z systemami, w końcu każdy musiał mieć do siebie jakiś dostęp. On musiał go jedynie znaleźć i wykorzystać. |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #7Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Wto Lis 22, 2016 1:06 am | |
| Światem panuje chaos. Potrzebuje kontroli. My nią jesteśmy. Kobieta mogła być zaskoczona jego swawolką, ale tak naprawdę Cassidy wiedział, co robił. To właśnie jemu powierzono, by zabrać, o co tyle mu Kristen wyszczebiotała. Reszta składu po prostu miała się zająć tym, w czym byli dobrzy. Atakowaniu wrogów w licznej grupie i kupienie mu nieco czasu. A przynajmniej tych piętnastu minut. Tyle ponoć urządzenie deszyfrujące miało potrzebować czasu na przedostanie się do systemu i zdobyciu danych. To dawałoby w zapasie jakieś dziesięć minut. Dziesięć minut nim te przeklęte bomby, którymi nafaszerowany zostanie budynek zmiotą go z powierzchni ziemi. Dobrze, że raczono ich o nich w ogóle powiadomić. Dokładnie przed zamknięciem drzwi od pojazdu. Dlatego albo Cas temu podoła, albo będą go mogli zeskrobywać ze ściany. Sama budowla była krótko mówiąc ruiną, a temu stanowi zdecydowanie nie pomagały wymienianie serie z ich nowymi „przyjaciółmi”. Mężczyzna starał się ostrożnie stawiać w niej kroki, utrzymując jednocześnie tempo. Kombinezon, który nosił, mógł mu w tym jeszcze pomóc, wspierając pracę mięśni, ale Cassidy nawet nie myślał, by tego używać. Nie ufał temu. Nie ufał tym zabaweczkom, co tak stowarzyszenia lubiły się bawić. Wolał polegać na sobie, na tym co potrafił, a nie na obcisłym wdzianku. W pewnym momencie Cas przemknął przed czymś. A raczej przed kimś. Zatrzymał się, przyglądając się temu komuś. Mężczyzna. Patrząc na strój, czy raczej pancerz, Cas zrozumiał, że oto właśnie spotkał wroga. I widocznie on też go wtedy zauważył. Pytanie tylko co teraz? Zabić? Wszczęcie walki nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. A czas uciekał. Tym bardziej powinien lepiej skupić się na tym, czego szukał. I wtedy go olśniło. Ten ktoś był tutaj sam. Znaczy tak zakładał, bo nikogo innego nie widział w zasięgu wzroku. To by znaczyło, że również kierował się tam, gdzie on chciał. Dlaczego zatem nie pójść za nim? Ciągle miał te trzy minuty maskowania. Mężczyzna zresztą rozglądał się jeszcze przez chwilę. Cass zwinnie unikał namierzenia przez jego wizjer. Tamten w końcu się poddał, na co mężczyzna wygiął kąciki ust w górę. Zachowując dogodny odstęp, zaczął schodzić w raz ze nieznajomym na dół. Szli tak przez chwilę. Chód jego nowego ,,przyjaciela” stawał się coraz pewny i niedługo weszli do jednego z pomieszczeń. Ekrany w nim rozbłysły bladym światłem, ukazując Cassowi szereg skomplikowanych algorytmów, od których można było dostać oczopląsu. Kompletnie zagmatwany bełkot. Ukradkiem spojrzał na nieznajomego. Ten również nie wyglądał na zadowolonego. Czy w ogóle warto było podłączać tu ich urządzenie? Nim jednak zdecydował, jego chwilowy towarzysz zajął miejsce na krześle. Cassidy przybliżył się nieznacznie… i został upomniany! Ten gość totalnie wiedział o nim i jeszcze sobie nic z tym nie robił! I cholernie drażliwy! Nawet już nie próbował ukryć prychnięcia, które rozniosło się po pomieszczeniu. Widać, że czas nieco zaostrzyć tę zabawę. Sięgał właśnie po broń, gdy nagle jego ręka zamarła w pół drogi. Ból głowy. Na tyle silny, że Cass aż zgiął się w pół. Wszystko niespodziewanie zaczęło wirować, nie słyszał niczego poza głośnym biciem serca, które wręcz dudniło mu w uszach. Zaraz po tym obraz kompletnie się rozmył, ale cudem pozostawał na nogach. Całkiem sztywny. Wszędzie pył i popiół. Konstrukcja zawala się od ogromnej siły. Płomienie rozbłyskają, zaczynając swój szalony taniec. Krzyk. Kobiecy krzyk. Tak głośny, że niemal rozdzierał jego bębenki. Ona ginie, płonie… Wiedział, co to było. Przeżył to tylko raz jako szczyl. Mimo to nie zapomniał. Tego nie dało się zapomnieć. Nie, gdy było się banshee. Z wizją. Maskowanie wyłączyło się, ale Cassidiego to nie obchodziło. Zamiast tego pokonał krótki dystans pomiędzy nim i nieznajomym. Chwycił go mocno za nadgarstek, zmuszając, by ten oderwał wzrok od monitorów. - To pułapka. Bomby wybuchną szybciej. Znacznie szybciej. – Słowa mechaniczne wychodziły z ust Casa. Twarde spojrzenie wbite było w twarz mężczyzny, częściowo przysłoniętej przez wizjer. Przez chwilę nie mógł oderwać wzroku. Dopiero parę sekund później jakby wszystko przycichło wokół niego, a on wrócił do rzeczywistości. Zamrugał kilkakrotnie, spoglądając znów na nieznajomego. Nie ma to jak żenująca sytuacja z twoim wrogiem. – To… może odstawmy urazy na bok i uciekajmy stąd? - zaproponował, podnosząc w górę ręce. Szczególnie teraz, gdy te dziwne zapiski na monitorach poczęły jeszcze bardziej wariować.
Ostatnio zmieniony przez Lullaby dnia Pon Lis 28, 2016 11:45 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #8Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Nie Lis 27, 2016 7:33 pm | |
| Ach, te próbne maturki 3 Próbował się wyłączyć, skupić myśli wyłącznie na znakach. Kombinował jak mógł, jednak za nic nie potrafił przywołać w pamięci żadnego z systemów pomocnego w tym momencie. Westchnął ciężko, wiedząc, że musi jak najszybciej zwyczajnie zniszczyć te zabezpieczenia, skoro ich obejście jest na razie poza zasięgiem jego możliwości. Nieco niepewnie wcisnął pierwszy z klawiszy, przez co ekran nieco przygasł i wprowadzane znaki pojawiały się na tle migającego kodu. Anelin zmobilizował wszystkie siły do ignorowania niesamowicie głośnego nagle towarzysza. Nie miał czasu zastanawiać się, czemu jego oddech stał się tak nieregularny. Udało mu się nawet skończyć pierwszą linijkę kodu, który uznał za odpowiedni w tej sytuacji, jednak został brutalnie oderwany od pracy. W odruchu obronnym uniósł drugą rękę przed twarz. Pancerz zareagował a chłopak widząc piętnastocentymetrowe ostrze wystające z nadgarstka miał namacalny dowód prawdziwości słów technika. Zamarł jednak, patrząc nieco tępo na 'przyjaciela', słuchając jego słów. Dziwak przemknęło mu przez myśl, gdy słuchał słów tamtego. Miał rację, czy nie? Skąd miał pewność, że mają mniej czasu, niż zakładali? I jakie miał podstawy, by mu zaufać? Byli wrogami ze wspólnym celem, wydawało mu się logiczne, że mężczyzna tak jak i on, zrobi co w jego mocy dla tych informacji. W końcu on mógł go stąd wyciągnąć, a w międzyczasie ktoś z jego grupy mógłby wejść i wykraść te dane. O nie, nie miał najmniejszego zamiaru dać się oszukać. Obserwował bacznie nieznajomego z jego niecodziennym zachowaniem, czując, że ostrze powoli się chowa. - Więc uciekaj. - odparł dość nieufnie, powoli wracając do monitorów. - Dziękuję ci za troskę, ale mam trochę do zrobienia. Nie będę cię zatrzymywał. - dodał, zatapiając się w kolejnych linijkach. Nie miał pojęcia, czym były te dane, ile mogły dać przeciwnikowi i czy były warte jego życia. Rozkaz to po prostu rozkaz, a jego był jasny - nie dopuścić do przejęcia tych treści. Miał mieć je przy sobie, niezależnie od swojego stanu. Wolał wierzyć, że robi coś wartościowego. Mając w pamięci słowa mężczyzny wolał zginąć z przeświadczeniem, że może kogoś ocalił, aniżeli ratować siebie kosztem nie wiadomo ilu istnień. Dlatego zapamiętale uderzał w kolejne klawisze, coraz szybciej zapisując kolejne linijki. Mówi się, że nie ma wojny bez ofiar. Anelin zdawał sobie z tego sprawę i mimo że sam nie chciał wcale ginąć, wolał, by te ofiary były w mundurach zamiast cywilnych ubrań. |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #9Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Pon Lis 28, 2016 11:48 pm | |
| Światem panuje chaos. Potrzebuje kontroli. My nią jesteśmy. Czego Cass się niby spodziewał? Że chłopak rzuci wszystko w cholerę, by zaufać wrogowi, który ni stąd ni zowąd wyskakuje mu z taką informacją? Niepodpartą żadnymi dowodami? On zareagowałby podobnie, choć możliwe, że zrobiłby kilka dziurek takiej osobie. Powinien się cieszyć, że nieznajomy nie chciał zbytnio używać swojej zabaweczki. Ponownie skupił się na swojej pracy, ignorując tym samym Cassidiego. Wtedy zrozumiał, że w następnych sekundach będzie musiał podjąć wyjątkowo ważną decyzję. Nie mógł się mylić. Ładunki rozwalą to miejsce wcześniej. Możliwe, że ktoś przy nich majstrował, ale nie było czasu nad tym rozkminiać. Wizje banshee zwykły sprawdzać we stu procentach. Sam zaś zakres obejmował najczęściej trzy minuty najbliższej przyszłości, licząc od czasu ich wystąpienia. W ciągu tych właśnie trzech minut jedna z osób na pewno zginie. Kobieta. Niestety jej pojedynczy krzyk nie oznaczał, że reszta była bezpieczna. Z drugiej strony zachowanie nieznajomego zasiało pewną wątpliwość i Cassa. Co jeśli się mylił? Ucieknie, a tu wybuch nastąpi znacznie później i jego wrogowie zdobędą te dane? Już mógł sobie wyobrazić minę rozjuszonej Kristen. Jej sadystyczny uśmiech, gdy wręczy mu bilety w jedną stronę Grenlandię czy Kazachstanu. Kompletne zadupie, w którym będzie tkwił tak długo, aż tamtym nie zechce się znieść mu kary. Zagryzł boleśnie dolną wargę. To była walka między rozumem, a instynktem. Decyzja, na którą podjęcie miał z kilkanaście sekund. I w zasadzie tyle mu wystarczyło. Bo był sobą i zawsze będzie robił po swojemu. - Nie wiem jak ty, ale dla mnie to jest… nieuczciwe. - Wyprostował się gwałtownie, ze wzrokiem wbitym w mężczyznę. W jednej chwili w jego ręku znalazła się broń. Mimo to nie wycelował w nieznajomego. Sala pocisków w oka mgnieniu przebiła obudowę klawiatury, na dodatek roztrzaskując większość z monitorów. Kilka krótkich wyładowań i całość po chwili padła, spowijając ich dwójkę w ciemnościach. – Podziękujesz mi później. – Śmiech Cassa rozległ się krótko po pomieszczeniu i nim tamten zdążył zareagować, włączył ponownie maskowanie, wybiegając. Tym razem bez większego zawahania pokonywał dystans, dzielący go od wyjścia z tego przeklętego miejsca. Po tym musiał się napić. Zdecydowanie. Jego ręka powędrowała do ucha, uaktywniając tym samym ukryty komunikator. - Hej, hej załogo! Zmiana planów! Fajerwerki będą wcześniej niż myśleliśmy! To zwykła pułapka!- Po tym krótkim wstępie, druga strona stała się falą protestów. Reszta oddziału żądała od niego wyjaśnień. Na szczęście w tym momencie ich zacny dowódca postanowił zabrać głos: - Zamknąć się wszyscy! Co z danymi?! Udało ci się je zebrać?! - Stracone! Na zawsze! Mówię jeszcze raz: to pułapka! A teraz zabierajcie dupy w troki, jeśli nie chcecie zostać żywymi pochodniami! Podmuch powietrza delikatnie musnął jego twarz. Był już blisko wyjścia.
|
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #10Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Wto Gru 06, 2016 10:21 pm | |
| Rzadko kiedy narzekał na tempo swojej pracy, z reguły dając sobie z nią radę możliwie jak najszybciej. Teraz jednak zapisanie każdej linijki pochłaniało wieczność. Mając świadomość widma śmierci, które stoi sobie w kącie i czeka na niego, jeśli coś nie działa w trybie 'na wczoraj' zajmuje piekielną ilość czasu. Żeby choć wiedział, jak zginie. Z ręki tego mężczyzny? W wybuchu? Zlezie się tu więcej członków jego oddziału i polegnie w walce? Niezła opcja. Sam na x przeciwników, oddając swoje życie za informacje, mogące uratować setki istnień. Potem pośmertny awans, odznaczenie, wygodna trumna, ładny nagrobek, dobre miejsce na cmentarzu i rodzina w żałobie. Smutny koniec, ale przynajmniej ładny. Jednak jego towarzysz miał zgoła inne plany. Anelin odskoczył gwałtownie od komputera, przez kilka sekund nie wierząc w to, co się stało. - Ty idioto! - wyrwało mu się, kiedy cały ten sprzęt nie wrócił do normy,a monitory znów nie rozbłysły. Słyszał szybkie kroki, ale te już nie były ważne. Dopadł dymiącego komputera, mając nadzieję, że to wszystko da się jakoś odkręcić. W końcu monitory nie były ważne. Wiedział, na czym skończył, nie musiał widzieć, co robił. Ekran przed jego oczami stworzył wizualizację klawiatury, jeśli udałoby się jakoś poskładać zniszczone fragmenty tak, by działały, skończyłby tą przeklętą formułę i wydobył te dane. Kucnął, chcąc zobaczyć, czy faktycznie wszystko skończy się tak pięknie, jak to wymyślił. Zbladł. Jednostki centralne też dostały. Obie, co najmniej po trzy razy. Nie było czego ratować, a rży najmniej nie w tych warunkach. W ogóle nie było gwarancji, że płyta główna przetrwała. Wściekły i rozgoryczony zagryzł wargę, w efekcie kierując się możliwie jak najszybciej na górę, do wyjścia. Tamten był szalony do reszty albo pewien swoich racji bardziej, niż czegokolwiek na świecie, skoro posunął się tak daleko. - Spadamy stąd. - rzucił krótko, uciekając za linię żołnierzy z ich wsparcia. Chwila ciszy trwała dopóki nie wpadł za gruz osłaniający go kilka minut wcześniej. - Młody... dobry jesteś. - usłyszał, co wzbudziło dodatkową falę wściekłości. Cudem chyba nie darł się na mężczyznę. - Nie jestem. Nic nie mam. Wszystkie dane przepadły, jeśli jest to jakimś pocieszeniem. - mruknął, odczepiając od paska broń, by przynajmniej osłonić odwrót. - Jak przepadły? - wciąż niezidentyfikowany głos nagle zaczął niemiłosiernie drażnić jego uszy. - Pozwoliłeś IM je zdobyć? Oszalałeś?! Nie wytrzymał. - Przepadły, okej? Nie ma ich. Takie czary, jeśli ktoś wypieprzy w powietrze płytę główną, nikt ich, kurwa, mieć nie będzie! - zaczynał krzyczeć, zły bardziej na siebie, że w ogóle dopuścił do tego wszystkiego. - Rozumiesz, czy mam to narysować?! - wrzasnął, a chwilę potem przebiegł koło niego zgięty w pół szeregowiec. Nie minęło dużo czasu, jak wszystkim wstrząsnęła seria eksplozji, czego następstwem była gęsta chmura pyłu, która przykryła wszystko, ograniczając widoczność. Czyli jednak tamten miał rację. Anelin wychylił się lekko, nie widząc budynku w tym opadającym pyle. Żadnego zarysu, nic. Budowla złożyła się jak domek kart, zmieniając się w kupkę gruzu. Ale skąd mógł wiedzieć? Zachowywał się cholernie dziwnie, jakby nagle go olśniło. Nie sprawiał wrażenia tego, który by przy tym majstrował. Był jakąś cholerną wróżką? Jakiś bóg mu się objawił? Zerwał się, biegnąc do budynku, w który wbił się wcześniej, słysząc, że za nim już jest myśliwiec mający zabrać jego i pozostałych techników. Potrzebował chwili oddechu, a już na pewno medytacji i przeanalizowania tego wszystkiego na spokojnie w szczegółach. Nie wierzył ani w jakichśtam tam bogów, ani tajemnicze hokus-pokus tamtego kolesia. Przecież na pewno istniało logiczne i sensowne wyjaśnienie tej całej sytuacji. |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #11Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Sob Gru 10, 2016 1:10 pm | |
| Światem panuje chaos. Potrzebuje kontroli. My nią jesteśmy. - Liczę, że będziesz mi dokładnie wyjaśnić, co zaszło?! – To były pierwsze słowa, którymi przywitała go Kristen, gdy tylko wszedł do jej biura. Kazano mu się niezwłocznie wstawić do niej, gdy tylko wrócą do bazy. Stąd też Cass ciągle miał na sobie strój z całym otrzymanym wcześniej uzbrojeniem. Mimo to czuł się bardziej bezbronny, niż można było przypuszczać. Kobieta stukała głośno obcasami, gdy nerwowo chodziła po pomieszczeniu. Gdy ich spojrzenie się spotkało, Cass pomyślał, że jeszcze chwila, a jej wzrok wypali w nim dziurę. - Nie… nie udało się – odparł niezbyt mądrze mężczyzna, na co Kristen drastycznie zmniejszyła dystans między nimi. Jego mięśnie spięły się gwałtownie, czując jak dłoń kobiety przejeżdża po jego ramieniu. - „Nie udało się” - powtórzyła, po czym parsknęła wymuszonym śmiechem. Cass nie okazywał żadnych emocji, choć w głębi duszy, zastanawiał się, jak Grenlandia wygląda o tej porze roku. - Zobaczmy: straciłeś cenne dane, ale twierdziłeś, że tamci również nie zdołali zdobyć. W dodatku jakimś cudem dowiedziałeś się o wcześniejszym wybuchu bomb i ostrzegłeś tym samym skład.– Kobieta uśmiechnęła się nieprzyjemnie. W zasadzie wątpił, żeby kiedykolwiek potrafiła zrobić to w inny sposób. – Rozumiesz, do czego zmierzam? Wiem, że potrafisz wykrzesać ze swojego rozumu coś więcej niż takie mało inteligentne zdanie i zdołasz mi wyjaśnić pewne rzeczy. Po tych słowach kobieta w końcu przestała naruszać jego przestrzeń osobistą i podeszła do biurka. Mężczyzna wiedział, że albo zacznie mówić, albo zaraz pójdzie krótki rozkaz o jego przeniesieniu. Dlatego podchodząc bliżej do jednej z rzeźb Kristen i niby przyglądając się jej, począł wyjaśniać. Chociaż słowo ,,wyjaśniać” byłoby tutaj za duże.
Wszystko, co wydarzyło się tamtej nocy nigdy nie miało miejsca. Znaczy tak brzmiała oficjalna wersja dla reszty mieszkańców tego świata. Jeśli kiedykolwiek któryś ze śmiertelników zainteresuje się ruinami budynku, to jedyne, co znajdzie, to niewielka wzmianka o wybuchu gazu. Tak to działało. Zachować ludzi w kompletnej nieświadomości. Raczej nie chodziło o ich dobro. Był to bardziej strach przed chaosem. A chaos zwykł prowadzić do zguby. Ale jak w ogóle miano by odkryć ich istnienie? Bardzo prosto. Wystarczyło się dobrze rozejrzeć. Bar „Temptation” przypominał lokal jak każdy inny w tym mieście. Poza pewnym faktem, a mianowicie dla ludzi wydawał się on ciągle zamknięty. Zabite dechami okna, drzwi, żadne odgłosy dobiegające z zewnątrz. I tutaj wypadało dobrze się przyjrzeć, aby zauważyć nieco zatarty symbol, który widniał na tylnym wejściu. Wystarczyło wtedy otworzyć drzwi, zejść po skrzypiących niemiłosiernie schodach na dół, by dotrzeć do samego serca pijackiej wrzawy. Jednak zbiorowisko, które je tworzyło, znacząco się wyróżniało. Niewielkie istoty, grający przed stołem i ogarniającym pogardliwym wzrokiem resztę zebranych były goblinami. Sięgający niemal dwa metry przedstawiciele płci męskiej z lekko wystającymi rogami z nad głowy nazywano minotaurami. A mężczyzną, który właśnie wypił jednym haustem szklaneczkę brandy po tym jak wredna szefowa go opieprzyła i zesłała do tego miasta, był Cassidy. Mężczyzna z radością przywitał palące uczucie, jakie sprawił mu alkohol. Położył pustą szklankę na blacie lady, dając znać tutejszej barmance, ślicznej driadzie, żeby nalała mu kolejną. Był to jego sposób na odreagowanie wszystkiego. Rozmowa z Kristen przebiegła wyjątkowo opornie, szczególnie przy wyjaśnieniach. Nie mógł jej powiedzieć o wizji. Zapewne już nigdy żadnej nie doświadczy, a ona potraktowałyby to raczej jak marną wymówkę. Tak samo ominął temat tamtego chłopaka… Cass zmarszczył brwi, przejeżdżając palcami po nierównym blacie lady. Nawet jeśli nie panował zbytnio nad swymi czynami, to mógł go potem zabić. Był wrogiem. Przeszkodą, którą należało się pozbyć, aby stowarzyszenie osiągnęło swój cel. A mimo to, tego nie zrobił i ukrył jeszcze fakt jego istnienia przez Kristen. - Chyba za długo miałem ten „urlop - mruknął cicho do siebie. Po chwili rozległ się charakterystyczny stukot. Kolejna szklaneczka brandy już na niego czekała. |
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #12Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Nie Gru 25, 2016 4:57 pm | |
| Spodziewał się, że poniesie odpowiedzialność za spieprzenie pierwszego zadania. Dość powiedzieć, że nie powinien w ogóle pchać się przed szereg. Tamci technicy w końcu nie byli jego grupą, nie znał zbyt dobrze swojego uzbrojenia, ledwo dołączył na kolejny etap. Mógł zginąć szybciej, niż ktokolwiek by tego chciał. Wreszcie - gdyby sprzęt został zniszczony wyłącznie z jego winy, mógłby z marszu pożegnać się ze wszystkim, co do tej pory osiągnął i szukać szczęścia jako mięso armatnie. - Hall. - usłyszał chwilę po starcie. Uniósł głowę do tej pory nakrytą ramionami i napotkał wzrokiem tego samego mężczyznę, który zabrał go z dachu niecałą godzinę wcześniej. Anelin westchnął bezsilnie, wstając, gdy tamten skinieniem dłoni nakazał mu wejście do kokpitu pilota. I to by było na tyle, panie i panowie. Oddajemy sprzęt, zabieramy rzeczy, wracamy do domu. A potem zapijemy się w jakiejś przydrożnej spelunie nie widząc dalszego sensu naszej egzystencji.W głowie zdążył odtworzyć chyba wszystkie możliwe opcje rozkazu wrócenia do cywila. - Wieniec. - mruknął starszy, zajmując miejsce obok pilota. Anelin ostrożnie przesunął dłońmi po obu stronach jeszcze hełmu, znów tylko przypadkowi zawdzięczając reakcję. Wbił odsłonięte już oczy we wskaźniki, oddając mężczyźnie wieniec. Żałował, że nie będzie mu dane zapewne zapoznać się z tym cudem. - Co tam się stało? - przełknął nerwowo ślinę, słysząc to pytanie. Bo i jak miał odpowiedzieć? "Szło względnie dobrze, ale wróżka zastrzeliła komputery"? Niemniej jednak musiał udzielić odpowiedzi. Krótko, zwięźle, jak uczyli do tej pory. I tak zrobił, by chwilę potem zostać odprawionym do pozostałych. Dotarło do niego, że do tej pory nigdy nie było mu tak głupio. Z reguły znajdował jakąś odpowiedź, sensowne (i często chamskie) wyjaśnienie, szybki sposób naprawienia tego, co zepsuł. Tym razem czuł się jak jakiś cholerny szczeniak w szkolnej ławce, którego przyłapano na czymś zakazanym. *** Nie wyrzucili go. Dostał reprymendę ledwo opuścił myśliwiec, jednak wieniec został mu zwrócony. Nieco pewniejszy siebie stawił się w biurze zarządu, spotykając tam większą o głowę i do pewnego stopnia masywniejszą od siebie walkirię wraz z o wiele większym jotunem z bladą, niemal błękitną skórą o cokolwiek dziwnej urodzie. Anelin sam przed sobą przyznał, że jego poczucie estetyki właśnie jęczało w powolnej agonii. Cała trójka wyszła z biura. On wściekły, walkiria zdolna zabić wszystkich wokół; jedynie jotun pozostał spokojny niczym góra lodowa. Zostali drużyną. Anelin nie dbał zbytnio o ten fakt, w końcu każdy etap ciągnął za sobą przymus bycia w coraz to mniejszych grupach. W normalnych warunkach nawet by się cieszył - mieli pozwolenie i przepustki, by odpowiednio poukrywani wyjść między ludzi, jednak w grupie nie większej niż trzy osoby, aby uniknąć wykrycia. Jednej tylko rzeczy nie przewidział, mianowicie dzielenia z nimi jednej przestrzeni mieszkalnej. Do tej pory pokoje były dla jednej osoby - takie małe, prywatne sanktuarium by móc zebrać myśli, odciąć się od reszty. Teraz widmo odwiedzin współlokatorów burzyło mu poczucie bezpieczeństwa i samotności, tak dla niego świętych. Wpadł z kobietą jak burza do większego pokoju, urządzonego na prosty, schludny salon. Na lewo od wejścia oddzielona niską ścianką niewielka kuchnia, na prawo drzwi do łazienki, na wprost troje drzwi do osobnych pokoi, każde z niewielką imienną plakietką. W gruncie rzeczy nowa kwatera była niewielkim mieszkaniem utrzymanym w minimalistycznym stylu z dominacją bieli i niewielkimi czarnymi akcentami. Jednak żadne z nich nawet nie rozejrzało się po wnętrzu, wpadając do pokoi. Po salonie rozeszło się jedynie zrezygnowane westchnienie jotuna, który przetarł zmęczone oczy i skierował do kuchni, postanawiając przeczekać godzinę do obiadu u siebie z kubkiem herbaty. |
| | | Lullaby
Liczba postów : 12 Join date : 13/11/2016
| #13Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Czw Gru 29, 2016 8:56 pm | |
| Światem panuje chaos. Potrzebuje kontroli. My nią jesteśmy. Jak inaczej mogło się zakończyć całonocne picie niż potwornym kacem? Cass myślał, że jeszcze chwila, a jego głowa eksploduje. Próbował się podnieść z łóżka, co zaowocowało tylko dodatkowym bólem. Chyba przez dłuższy czas nie weźmie brandy do ust. Po kilku sekundach dotarł do niego wyjątkowo niepokojący fakt. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, by wychodził z baru. Zamrugał, szybko rozglądając się po pomieszczeniu. Z ulgą stwierdził, że był u siebie. Bogato urządzona kawalerka, w której ulokowała go Geary. Wiedział, że gdyby to rzeczywiście było tylko z jej inicjatywy, zapewne nie zaznałby takich luksusów. Cassidy wygramolił się z łóżka, próbując przypomnieć sobie zeszłą noc. Oprócz picia, to chyba z kimś rozmawiał. Z barmanką? Też, ale nie o nią mu chodziło. To chyba był jakiś goblin? Zapraszał go na partyjkę w pokera. Czy aby na pewno? Nie mógł sobie przypomnieć. W jego umyśle była tylko czarna dziura, z której nie chciało uciec żadne światło. Mężczyzna przeklął pod nosem, by nagle znieruchomieć. Do jego nozdrzy niespodziewanie dotarła woń. Zapach świeżo mielonej kawy. Widocznie nie był tutaj sam. Ostrożnie podszedł do drzwi, które jak się okazało, były uchylone. Chwytając za klamkę, Cass jeszcze bardziej je uchylił, zaglądając ostrożnie do salonu. Nikogo nie zauważając, wyszedł z pokoju. Próbował zachować czujność, jednak kac mu w tym nie pomagał. Skierował powoli swe kroki do kuchni, gdzie wreszcie znalazł intruza. Kobieta, będąc mniej więcej w jego wieku, która popijała beztrosko kawę, przeglądając na blacie jakiś magazyn. Mężczyzna patrzył na nią tępym wzrokiem, nie wiedząc, co powiedzieć. Czyżby mu się poszczęściło tej nocy? Wątpliwe. Ciągle miał na sobie swoje wyjściowe ciuchy. Również jej nie kojarzył. W takim razie kim ona była? - Dzień dobry! Dobrze się spało? – odezwała się nagle nieznajoma, niespodziewanie podnosząc wzrok znad magazynu. – Patrząc na pana, to myślę, że nie za bardzo. Może kawy? - Ta, jasne – odparł Cass mało inteligentnie. Kobieta uśmiechnęła się i zaczęła szperać po szafkach. Mężczyzna patrzył na dalsze poczynania nieznajomej, po czym wreszcie nie wytrzymał, pytając wprost: - Przepraszam, ale kim ty w ogóle jesteś? Dziewczyna zaś uniosła brwi zaskoczona. - Jak to? Pani Geary nie wspominała o mnie? - Widocznie jej się zapomniało. – Pani Geary pewnie wolała go do samego końca opierniczać niż poinformować o istotnych sprawach. – To… - Cass spojrzał na nią wymownie. Kobieta wzięła gotową kawę z ekspresu i postawiła na blacie tuz obok niego. - Amelie Lacroix. Technik. Pani Geary przydzieliła mnie do ciebie, Cassidy Kavanagh. Od dzisiaj pracujemy razem. - Czyli… od teraz jesteśmy partnerami? - Można tak powiedzieć. Mam nadzieję, że będzie to udana współpraca – to mówiąc, Amelie podeszła bliżej, wyciągając ku nim rękę. Cass zacisnął na niej swe palce, spoglądając wprost na twarz kobiety. Po wymienieniu uprzejmości, mężczyzna chwycił za kubek, by za chwilę móc rozkoszować się smakiem kawy. Tego mu było trzeba. Amelie przeszła w tym czasie do salonu. - Bankiet zaczyna się o szesnastej. Garnitur jest w szafie. Liczę, że jak taksówka przyjdzie, będzie pan już gotowy - poinformowała niespodziewanie kobieta, powoli zmierzając ku drzwiom. - Bankiet? Co za bankiet? – Teraz Cass już był kompletnie zdezorientowany. - Nasza misja. Wszelkie informacje są w aktach na blacie. Proszę się z nimi dobrze zapoznać. Także, widzimy się później. - I zanim zdążył o cokolwiek zapytać, Amelie wyszła. Po prostu. Aż Cass przez chwilę myślał, że wszystko to mu się przyśniło. Jednak kiedy spojrzał dokładnie po wnętrzu kuchni, zauważył wspomniane przez kobietę dokumenty. Podszedł do nich i jakby od niechcenia zaczął je kartkować, popijając w międzyczasie kawę. Nagle prychnął rozbawiony. Ciekawe, czy nadal potrafił zawiązać krawat.
|
| | | Lizzy-san
Liczba postów : 63 Join date : 08/07/2015 Age : 26 Skąd : Z Rudej Rzeczywistości
| #14Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] Pią Sty 13, 2017 3:25 pm | |
| Cała trójka sprawnie i bez najmniejszej omyłki przewidziała wojny, jakie będą wybuchać między elfem i walkirią, jednak każdy dopatrywał się innych ich powodów. Anelin oczami duszy widział już wszystkie razy, kiedy walkiria będzie wygłaszała tyrady o byłe co czy wchodziła bezprawnie i - co gorsza - bez pytania do jego pokoju. Marina widziała w elfie kogoś, kto wszędzie zostawia syf, bezczelnie mając gdzieś zdanie wszystkich w koło. A Hallkell? Cóż, Hallkell po prostu wiedział, że jeśli ta dwójka nie znajdzie jakiegoś wspólnego mianownika, jakiejkolwiek płaszczyzny, na której się dogadają, zginą wszyscy lub w najlepszym przypadku za rok nie skończą szkolenia. W pewnym stopniu każde z nich miało rację. Para noszona wściekłością nie wysiedziała długo we własnych kwaterach, zaczynając rzucać się po mieszkaniu. Anelin do kuchni, chcąc zrobić kawę, Marina do łazienki pod prysznic. Zobaczyli się w salonie chyba tylko po to, żeby zacząć krzyczeć na głową jotuna. Ona - że zostawił pojemnik z kawą na blacie, on - że krople z jej włosów będą spadać na podłogę wszędzie. Czemu zaczęli powarkiwać na siebie i obrzucać się co chwilę obelgami i złośliwościami - tego po dwudziestu minutach nie wiedzieli już sami. Chwila ciszy nastała jedynie podczas obiadu a potem i kolacji, choć nie omieszkali oszczędzić nieprzychylnych epitetów faktowi dzielenia ze sobą stołu. Późnym wieczorem zaliczyli jeszcze potężną awanturę, kiedy Marina z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu weszła do Anelina. Może miała jakąś sprawę, może po prostu chciała być złośliwa. Awantura wybuchła szybciej, niż ktokolwiek zdołał poznać powód odwiedzin. Rano z resztą nie było wcale lepiej. Nadal źli, w dodatku niewyspani, zaczęli warczeć jeszcze przed wyjściem z pokoi. Jedyne, co powstrzymało ich od rękoczynu podczas kłótni o pierwszeństwo wejścia do łazienki to kawa zrobiona przez Hallkella, do której odciągnął chłopaka. Nie żeby chciał z nim porozmawiać. Miał jedynie szczerą ochotę spędzić ranek spokojnie, a bójka tej pary wcale nie była synonimem spokoju. Krótko po śniadaniu z zaskoczeniem podjęli drobnej budowy chłopaczka, który przyniósł im detale pierwszego zadania, którego mieli się podjąć we trójkę i polecenie stawienia się w pracowni w celu odebrania udoskonalonego sprzętu do maskowania. Nawet w kwestii tak błahej jak odebranie opisu misji Marina i Anelin znaleźliby zarzewie kłótni, gdyby Hallkell nie wyrwał się pierwszy. W ten spoób wymienili jedynie mordercze spojrzenia i krótkie wyzwiska, nachylając się przez ramiona mężczyzny, by cokolwiek odczytać. - Macie się kontrolować, rozumiecie? - odezwał się nagle, przez co pozostała dwójka drgnęła z zaskoczenia. - Pytam, czy rozumiecie? O ile nie chcecie rzecz jasna zginąć przy pierwszym zadaniu. - dodał jeszcze, zostawiając dokumenty i idąc do siebie, by zacząć sie przygotowywać. Pierwszy raz zgodnie kiwnęli głowami, wymieniając poniekąd zszokowane spojrzenia. Zaraz jednak wszystko wróciło do normy. - Mam nadzieję, że ci nie odpieprzy w którymś momencie. - rzuciła zatopiona w lekturze walkiria. - I vice versa, ślicznotko. - odparł podirytowany, szybkim dotknięciem jej policzka wymuszając agresywne targnięcie głową u kobiety. W duchu uśmiechnął się sam do siebie, stwierdzając, że znalazł drażliwą dla niej rzecz. Z cichym westchnieniem zamknął się w pokoju, by w nadziei na powodzenie również zacząć przygotowania do wieczornego zadania. |
| | | Sponsored content
| #15Temat: Re: Secret society [2 os | b.n. | yaoi] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |