Escriptors
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  FAQFAQ  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Fałszywe Życie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#26PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyWto Sty 03, 2017 12:59 am

Napotykając nieludzko jasne, chłodne tęczówki, znów poczuł się, jakby odpływał. Jakby został zmuszony do walki z tajemniczą siłą, próbującą zaciągnąć go wgłęb innego świata, do którego nie należał. Poczuł silne ukłucie, którego źródła nie potrafił sprecyzować. W jego wnętrzu coś zawirowało, w głowie zaszumiało i choć był to tylko krótki moment, wystarczył, by napełnić chłopca niepokojem. Z jakimś chaosem w głowie, na chwilę tylko zjechał spojrzeniem ku odsłoniętej klatce piersiowej mężczyzny. Była tak samo idealnie wyrzeźbiona, jak idealnie prezentował się całokształt łowcy. Przez myśl Emmanuela przemknęło nawet, że niemożliwym jest, by stworzenie to nie miało nic wspólnego z Inkubami. Demonami miłości wabiącymi swym ciałem, szeptami, spojrzeniem, najdrobniejszymi gestami. Bowiem Emmanuel pragnął poddać się białowłosemu łowcy, choć ten nie raczył zrobić nic, by choć spróbować go uwieść. Być może siedemnastolatek sam tworzył własne sidła. Działo się z nim coś niezrozumiałego, niepokojącego i wykraczającego poza wszelkie jego doświadczenia. Był zaintrygowany i zaniepokojony jednocześnie. Pragnął czegoś, czego nie potrafił nazwać, lecz wiedział, że miało związek z łowcą. Dlaczego szukał u niego schronienia. Dlaczego pchał się wprost w ramiona śmierci, ku własnej, nieuchronnej zagładzie? Gdy wrócił lekko skonfundowanym spojrzeniem do chłodnej, szarej barwy obcych tęczówek, uzyskał choć ułamek odpowiedzi. Te oczy, ich wyraz... Sposób w jaki patrzyły, to co mogło się za nimi kryć... Chciał wiedzieć. Pragnął zagłębić się w nie bardziej, niż ktokolwiek kiedykolwiek miał okazję. Nie potrafił zrozumieć skąd pojawiły się u niego tak niedorzeczne i niebezpieczne pragnienia. Poddawał się im jednak podświadomie z chwili na chwilę.
Nie komentując słów mężczyzny, gdy mu na to pozwolono, przekroczył próg pokoju, który w żaden sposób nie wyglądał lepiej od tego, w którym przyszło zatrzymać się Emmanuelowi. Jak mógłby jednak skupiać się na wystroju, choćby nawet zapierał dech w piersi, gdy miał przed sobą kogoś pokroju Adriena? Mężczyzna w niewytłumaczalny sposób pochłaniał obecnie każdy skrawek myśli Emmanuela, a sam chłopiec nie potrafił tego zwalczyć. Być może nawet nie chciał. Zdecydowanie wolał zajmować swą głowę Adrienem niż Doumą, choć obydwaj niezaprzeczalnie stanowili dla niego potężne zagrożenie.
Tylko na chwilę przymknął powieki, czując na sobie dużą, męską dłoń, której dotyku w żaden sposób nie tłamsiły przemoczone ubrania. Gdy tylko spróbował się wycofać, zwrócił na niego swe łanie oczęta, patrząc stanowczo i wymownie, choć z jakąś delikatną prośbą. Wiedział, że poskutkowało, nim jeszcze mężczyzna ostatecznie się zgodził. Obdarował go delikatnym, subtelnym uśmiechem, mającym odzwierciedlać aprobatę dla tej decyzji.
To nie jest tylko draśnięcie – szepnął, gdy już oboje siedzieli, a on mógł w pełni podziwiać paskudną ranę, z której wciąż sączyła się krew. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, lecz zawahał się. Ciało łowcy było napięte, a on sam nie wyglądał na kogoś, kto lubi być dotykany bez ostrzeżenia. Emmanuel ze swą wyuczoną delikatnością i idealnym wyczuciem, zerknął spod powiek na twarz mężczyzny. W jego spojrzeniu czaiło się niewinne pytanie o przyzwolenie, a gdy tylko je usłyszał, nieśmiało zbliżył się mocniej. Sięgnął po środek dezynfekujący dostępny w apteczce i z wyjątkowym skupieniem począł obmywać rozległą ranę. Tylko kątem oka zerknął  na dłoń Adriena skrytą pod poduszką. Napięte mięśnie świadczyły o tym, że zaciska pięść. Czyżby zaciskał ją na czymś? Emmanuel przełknął nieco nerwowo ślinę, przypominając sobie o własnym położeniu. Igrał z ogniem. Odsunął jednak niepokojące myśli na bok, powracając spojrzeniem do głębokiego cięcia. Najdelikatniej jak tylko potrafił, zajmował się raną, z jakimś zamyśleniem wpatrując się w pokrywający skórę szkarłat.
Jego dłoń zadrżała, gdy przed oczyma stanął mu obraz, który pamiętał wyraźniej niżby chciał. Krew, wszędzie krew. Rozcinane żyły, szkarłat tryskający z przeciętej tętnicy, duszność, smród, metaliczny posmak. Jeżeli było to możliwe, jego twarz stała się jeszcze bledsza niż zwykle.
Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że z dziwnym wyrazem i przestrachem w oczach, wpatruje się w ranę, zamiast kontynuować opatrywanie. Jego dłoń wisiała w miejscu, podczas gdy gaza zdążyła przesiąknąć krwią. Odetchnął powoli, wymieniając ją i kontynuował. Udało mu się całkiem sprawnie pokryć ranę gazami, a potem sięgnął po bandaż. By obtoczyć nim ciało mężczyzny, musiał zbliżyć się mocniej. Czuł jego intensywny zapach, znów uderzyła w niego ta silna aura... Przez chwilę go otumaniło i trwał tak w jednej pozycji, przytulony do mężczyzny, z dłońmi trzymanymi za jego plecami, w celu przekazania sobie bandaża. Szkarłatne tęczówki tępo wpatrywały się w klatkę, aż w końcu powoli, mozolnie przesunęły się po niej ku górze. Zatrzymały się dopiero napotykając spojrzenie łowcy. Znów nie wiedział co robi, znów nie potrafił znaleźć wyjaśnienia i nie zważał na to, jak dziwnie wygląda sposób, w jaki się zachowuje. Uchylił usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak zamknął je zaraz, wbijając swe spojrzenie w pięknie wykrojone usta, które teraz znajdowały się tak blisko niego. Przypomniał sobie smak ledwie wyczuwalnego muśnięcia, którym te właśnie grzeszne usta uraczyły go kilkadziesiąt minut temu. Zapragnął sprowokować je do powtórki. Nie miał jednak na tyle śmiałości.
Jesteś bardzo spięty – wymruczał w końcu gardłowo, niekoniecznie wiedząc co, i dlaczego mówi. Dłoń, która nie trzymała akurat białej rolki, przesunęła się po napiętym ramieniu łowcy. Tym, które kończyło się dłonią ukrytą pod poduszką. Chłopięce palce opuszkami smagały jasną, chłodną skórę, a szkarłatne oczy jakby bez celu, z przejmującą głębią i w hipnotycznym transie, spoczęły na jasnych tęczówkach łowcy.
Jego serce jakby na chwilę przestało bić. Coś było nie tak. Atmosfera, która wytworzyła się być może tylko w jego głowie... Nie była normalna. Nie należała do tego świata. Nie była czymś, czego powinien doświadczać. Co się z nim działo?
Zastygł i nie potrafił wykonać żadnego ruchu, jakby faktycznie zapadł w hipnozę. Jednak obudził się z niej tak gwałtownie jak wcześniej zatracił. Szybko spuścił wzrok, zabrał dłoń z ramienia mężczyzny i odsunął się nieco, przeciągając kolejną warstwę bandażu na przód.
Opowiedz mi coś o sobie, proszę – wyszeptał, nie ważąc się unieść spojrzenia, które teraz wbijał w stopniowo pokrywaną bandażem ranę. – Czy jest więcej takich, jak ty? Egzorcystów? – Jego głos był cichy i spokojny. Delikatny niczym śpiew, choć niewątpliwie ludzki i wcale śpiewem nie był. Otoczył się grubą warstwą pozorów, samemu zaczynając mieć problem z odróżnieniem prawdziwych reakcji i odczuć, od tych fałszywych. Było to jednak jego najmniejsze na tę chwilę zmartwienie.
Powrót do góry Go down
Suicide

Suicide

Liczba postów : 137
Join date : 12/09/2015
Age : 102
Skąd : Fak ju.

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#27PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyPią Sty 13, 2017 7:46 pm

Obojczyki niczym rozłożone łabędzie skrzydła, biała, smukła szyja ukryta za kawałkiem materiału. Adrien widział siebie, zupełnie jakby stał obok i obserwował, jak pochyla się nad nim, jak z czcią bada każdy kawałek skóry. Jak zahacza palcami o wyspy ramion, jak zatapia się w jeziorach łokci. Jak spija smak z wąskich dolin wytyczanych przez przebijające się przez blada skórę smugi żył. Jak wraca, niespiesznie i z czcią, niemal nabożeństwem, jakby Emmanuel był aniołem… Jakby był…
Nie, Rafael nie pamięta kim, ale ma wrażenie, że… wraca do zasnutych mgłą tęczówek i ust tak pogryzionych, że aż nabrzmiałych niczym pąk róży. Gdyby dotknął ich lekko swoimi, skosztowałby z pewnością najsłodszej na Ziemi krwi.
Wzrok mężczyzny niemal pali. Wyżyna się na ciele, porównuje, bada i zagląda. Czego nie widzi na pierwszy rzut oka, to sobie wyobraża i jest pewien tylko jednego – jakkolwiek doskonałe nie byłyby jego wyobrażenia, nawet w połowie nie dorównują rzeczywistości. Nie pamięta, by reagował tak na kogokolwiek, ale nie może się oprzeć wrażeniu, że powinien to znać. Boli go kawałek lodu w lewej piersi, bolą go płuca, gdy próbuje oddychać, a ból jest tak namacalny i rzeczywisty, że zapomina na moment o ranie na ramieniu. Ta zresztą nie ułatwia niczego – to przez nie Emmanuel raz po raz zbliża się do niego. Jakby próbował opleść go ramionami. Jakby próbował otulić skrzydłami, ale cofa je, za każdym razem, gdy Rafael gotów jest złapać go w sidła. Skrępować i rzucić nim mocno o ziemię. Posiąść. W ten najbardziej z grzesznych i potępianych sposobów. Chcę się wedrzeć w niego, w tego pięknego chłopca, posiąść jego ciało i duszę. Chce nim zawładnąć nim zrobi to ktokolwiek inny i pragnienie to jest tak silne, że niemal nierzeczywiste.
Rafael westchnął ciężko i spiął się jeszcze bardziej. Nie był nieśmiały i nie obawiał się tego ślicznego młodzieńca, wręcz przeciwnie. Z takim trudem panował nad sobą…
— Hm? Egzorcystów? Więcej? — Przez moment nie wiedział, o czym Emmanuel mówił, dopiero po chwili przypomniał sobie własne kłamstwo. Tak, historyjka, bajeczka, którą sprzedał naiwnemu śmiertelnikowi zamiast, jak zwykle, wyczyścić mu pamięć. Chłopiec znów był blisko, znów go dotykał. Wystarczyło Rafaelowi wykonać jeden gest i po sprawie. W dalszym ciągu jednak nie zdecydował się na to. Nie chciał, by on o tym zapomniał. By zapomniał o nim. By zapomniał co zrobił. Jak pozbawił istnienia demona, jak odesłał go do piekieł, jak musnął emmanuelowe usta swoimi, jak te słodko pachniały i… Boże. Rafael stąpał po kruchym lodzie. Co gorsza upadek nie groził jedynie jemu, a jednak w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Altruizm kończył się w miejscu, gdzie zderzał się z nieopanowanym i nienazwanym pragnieniem.
— Nie ma ich wielu… Paru —odkaszlnął spoglądając na swoją ranę. Świeżo nałożony opatrunek nasiąkał krwią szybciej, niż Emmanuel nadążał owijać kolejną warstwę. Był trochę zły na siebie, że nie potrafi prowadzić rozmowy, ale to nie było jego specjalnością; rzadko mówił, nigdy nie opowiadał. Cisza była krępująca, ale Rafael lubił dźwięk przeplatających się z sobą oddechów. Ze zniecierpliwieniem pozwolił się opatrzyć do końca, po czym złapał smukłe nadgarstki w delikatne, acz nadspodziewanie silne i zdecydowane dłonie. Emmanuel, nim zdołał się spostrzec, został wciśnięty głębiej na łóżko, oparty o ścianę, a Rafael pochylał się nad nim niczym drapieżnik, z kolanem między jego nogami, palcami odcinając dłoniom dopływ krwi.
— Baardzo cię proszę, Emmanuelu, nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi — Oczy Łowcy znów jarzyły się na czerwono w ten szczególny sposób, co na pustej, zalanej deszczem ulicy. I tym razem ich moc była skumulowana na jasnowłosej istocie.
Tak znajomy.
— Powiedz raczej co ty tutaj robisz. I powiedz, dlaczego nie miałbym wezwać policji, by zajęła się nieletnim uciekinierem — szepnął wciąż pozostając w tej samej pozycji, ba, przybliżył się jeszcze bardziej, niebezpiecznie zbliżając twarz do szyi chłopca. Długie, białe włosy wodospadami opadały na pościel, na kolana i ramiona.
Rafael poluzował uścisk po dłuższej chwili, widząc, że nadgarstki zaczynają nabierać sinej barwy. Ściemniało się. To był… taki ciężki dzień.
— Dziękuję za pomoc, Emmanuelu. Ale na przyszłość… mógłbym być zwykłym mordercą, a ty swym aktem dobroduszności stałbyś się moim wspólnikiem. Albo… ofiarą.
Ofiarą.
Zabrzmiało złowróżbnie.  
Zabita gwoździami okiennica obskurnego hotelu otworzyła się nagle wpuszczając do pogrążonego w półmroku pokoju silny podmuch wiatru. Pachniało… spalenizną.
Choć Rafael nazywał to… odorem śmierci.
— Wyjdziemy dziś wieczorem. Zjemy coś. — Postanowił wstając zwinnie z łóżka i naciągając na siebie czystą koszulę.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#28PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyCzw Lut 16, 2017 3:23 am

Wiedział doskonale skąd wzięło się zaskoczenie Łowcy, a to przez chwilę było przejrzyście widoczne. Napomknął przecież o jawnym kłamstwie, którym obdarowano go niedługi czas temu, a o którym Adrien mógł już zapomnieć. Kilku... Czy Łowców było tylko kilku? Czy wielu? Czy wszyscy byli tak niebezpieczni? Nie pytał o to bestii, która w nim siedziała, lecz choć nie chciał podejmować się dłuższej rozmowy z nią, nie miał wyjścia. Nie mógł wierzyć w ani jedno ze słów, którymi obdarowywał go szarooki wysłannik... wysłannik czego? Skąd pochodzić mogła tak wyjątkowa osoba jak on? Gdzie powstał tak idealny byt, przyciągający do siebie samym spojrzeniem, zapachem, rozsiewaną wokół przytłaczającą aurą? Gdzie, jeśli nie na samym dnie piekieł? Emmanuel wiedział jednak podświadomie, że on i Douma nie pochodzą z jednego miejsca. Choć obydwaj zdawali się tak samo niebezpieczni, tak samo czarujący i zwodzący, mieli tak wiele różnic, które nie sposób było nazwać. Choć chłopiec wiedział tak mało o każdym z nich, nazbyt dobrze rozumiał, że nie można ich porównywać. Czuł to całym sobą i był pewien, choć nie mógł wiedzieć skąd. I prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie się dowiedzieć.
Mimo że cisza powinna go krępować, nie myślał o niej. Przymykając delikatnie powieki napawał się cichym odgłosem odbijającego się od pustych ścian oddechu. Oddechu mężczyzny, który oczarował go swą osobą bez pomocy słów. Choćby milczał od początku i choćby nigdy nie usłyszał tego wspaniałego, hipnotyzującego głosu, zatraciłby się jednakowo. Zatracił? Nie... Czy można zatracić się w obcym mężczyźnie, choćby i stworzono go w świecie, o którym nikt nigdy nie słyszał, który nigdy nie będzie dostępny dla nikogo i którego nie będzie w stanie nigdy zrozumieć? Uczucie, które ogarniało Emmanuela przy Łowcy było nie do opisania, nie rozumiał go zupełnie i się go obawiał, czy jednak można było podciągnąć to do zatracenia? Och tak, z pewnością tracił rozsądek. Robił jednak wszystko co mógł, by nad sobą panować. Miał świadomość jak absurdalna jest ta sytuacja i jak niezrozumiałe jest jego zachowanie, a to w pewien sposób mu pomagało. Tak przynajmniej sobie mówił.
Z jego ust wydobył się tłumiony jęk, gdy został brutalnie wyrwany z głębokiego zamyślenia. Zaskoczony wzrok utkwił w tęczówkach, które nie miały dłużej uzależniającego koloru, napotykanego dotąd. Teraz były inne. Był to kolor, który Patrickowi zostało dane ujrzeć jako ostatni przed śmiercią.
Sparaliżowało go. Rozchodzące się po całym ciele, skrajnie nieprzyjemne uczucie na długi moment go sparaliżowało, gdy słuchał w ciszy słów mężczyzny. Nie potrafił się na nich nijak skupić, ledwie dochodził do niego ich sens. Minęła chwila nim zorientował się jak szaleńczo bije jego serce. Uderzyło w niego dziwne poczucie ciepła, rozchodzącego się gdzieś wewnątrz. Poczuł napięcie, którego nie dane było doświadczyć mu nigdy wcześniej. Sparaliżował go strach, który Doumę zdecydowanie rozbudził. Demon jednak zwlekał, Emmanuel zaś próbował zrozumieć co się dzieje. Wszystko na czym był w stanie się skupić, to pochłaniający go szkarłat błyszczących tęczówek i ból rozprzestrzeniający się po ściskanych nadgarstkach. Uchylił usta jakby chciał zaprotestować przeciw temu atakowi na jego osobę, z bladych ust nie wydobył się jednak najcichszy dźwięk. Rozedrgane tęczówki powoli, jakby niepewnie, podążyły w stronę ściskanych nadgarstków. Wielkie ślepia przymrużyły się gwałtownie, gdy w głowie zamajaczył niejasny obraz. Delikatne ciało zadrżało gwałtownie, a szkarłatne spojrzenie szybko powróciło do twarzy mężczyzny, lecz tym razem, miast niepewności, odbijała się w nich wściekłość. Krótka chwila podczas której spod pięknych rzęs wylewała się niemalże namacalna nienawiść, była chwilą, w której się szarpnął. Nie miało to jednak znaczenia, bowiem Adrien w tym samym momencie postanowił uwolnić drobne nadgarstki od swych silnych dłoni. I dobrze, gdyż w innym razie, zdecydowanie zaskoczyłaby go siła jaką kryło w sobie to drobne ciało.
Mówiłem, że jestem pełnoletni – warknął, nie rozpoznając przez chwilę swego głosu. Właściwie, przez te kilka chwil nie rozpoznawał samego siebie. Wypełniała go tak dotkliwa wściekłość, jakby miał do niej co najmniej milion poważnych powodów. Do tak gwałtownych emocji nie miał zaś żadnego. W kilka następnych ułamków sekundy, po gwałtownej fali negatywnych uczuć pozostało tylko mgliste wspomnienie. Zamrugawszy oczyma, z zaskoczeniem uniósł dłonie, przypatrując się im jak zahipnotyzowany.
Ja... – szepnął niezbyt wyraźnie, unosząc powoli wzrok na stojącego nieopodal mężczyznę. Pospiesznie podniósł się z łóżka, robiąc kilka krótkich kroków w kierunku drzwi. – Ja chyba... – Jego warga delikatnie zadrżała. Działo się z nim coś niepokojącego. Był delikatnie rozdygotany, choć robił co mógł, by opanować ciało, które jakby go nie słuchało. Przymrużył oczy, przykładając bladą dłoń do czoła. Ten impuls, co to było?
Prychnął. Zaśmiał się perliście i zupełnie niespodziewanie, unosząc przy tym swe spojrzenie na mężczyznę.
Nie powinieneś mi grozić, a potem zapraszać na kolację – wyjaśnił szybko swe rozbawienie. Rozbawienie, które wcale nie istniało. Musiał skupić się na dalszym udawaniu, by opanować serce i zignorować wszystko, czego nie umiał zrozumieć. Choć jeszcze chwilę temu pragnął stąd wyjść i znaleźć się jak najdalej od Adriena, wiedział, że gdzie indziej czeka na niego tylko Douma. Zdecydowanie wolał towarzystwo Łowcy, gdyż paradoksalnie, przy nim czuł się bezpieczniej. Nie chciał być sam. Nie chciał, by uczucia, których się obawiał, o których istnieniu nie wiedział i których nie rozumiał, pochłonęły go.
Próbował udawać, że nic nie zaszło, choć to krótkie zbliżenie zdecydowanie wywarło na nim większe wrażenie niż powinno. I to wcale nie w znaczeniu pozytywnym. Wiedział, że miało to związek z wydarzeniami sprzed jego śmierci. Nie wiedział tylko jaki i nie wiedział czym te wydarzenia były. Nie miał zamiaru jednak tego rozpamiętywać, ani dociekać. Łatwiej było udawać, że jego reakcja na dotyk nie była wcale powszechnie niepożądaną reakcją.
Powrót do góry Go down
Suicide

Suicide

Liczba postów : 137
Join date : 12/09/2015
Age : 102
Skąd : Fak ju.

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#29PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyCzw Maj 11, 2017 5:26 pm

Nie zauważył tego, co dostrzec powinien. Zauroczony, stary głupiec. Emmanuel jawił się niczym najrozkoszniejsze stworzenie na świecie niczym demon, inkub, wysysający energię wprost ze źródła i, na Boga, Adrien oddałby mu całą. Jeszcze nie do końca świadomie, jeszcze nie na tym etapie, ale był blisko. Chłopiec sprawiał… Jego dotyk… Choć mężczyzna dawno wstał z łóżka i zarzucił na siebie koszulę, cały czas czuł jego ciało pod swoim, gdy się nad nim w ten agresywny sposób pochylił, skóra w miejscach, gdzie emmanuelowe palce jej dotknęły podczas zakładania opatrunku, piekła bardziej niż sama rana.
Nie chciał tego analizować. Nie chciał modlić się o przebaczenie, bo, och, jakimże hipokrytą by się okazał błagając o łaskę, a łaknąc kontaktu z tą cudowną istotą tak bardzo i tak nieczyście, że sam diabeł mógłby mu pod stopami rozwinąć czerwony dywan w ramach uznania. Odwrócił się plecami do źródła swych wątpliwości wolno zapinając koszulę, a potem splatając te długie, gęste włosy w luźny warkocz, by mu nie przeszkadzały. Trwało to dłuższą chwilę potrzebną na uspokojenie się. Ich obydwu.
Bo czyż Rafael nie czuł, że serce Emmanuela bije szaleńczo na podobieństwo szamoczącego się w pajęczych sidłach motyla?

Miał rację, ale Adrien nie powiedział ani słowa. Jego zachowanie było dziwne, ale w ten niepokojąco pociągający sposób. Nie odstraszał. A przynajmniej nie Emmanuela. Wypchnął g ze swego pokoju i pod pretekstem zabrania dokumentów wrócił po chwili, by zabrać do kieszeni pieczęć i kilka drobiazgów, które mogłyby mu się przydać, gdyby nagle napotkali kolejne przeszkody. Dopiero wtedy dołączył do chłopca i puścił go przodem.
Było paskudnie szaro. Ciężkie od chmur niebi wyglądało jakby miało się zwalić lada chwila na głowy, wiał lodowaty, przenikliwy wiatr, który zaatakował ich ledwie opuścili hotel. Sam Adrien skulił ramiona poddając się aurze.
— Przyspiesz nieco — powiedział jakoś tak twardo i rozkazująco, choć jego głos był naprawdę przyjemny w brzmieniu. Lekko i nienachalnie ujął delikatną dłoń swego towarzysza i zacisnął na niej palce. Takie chłodne, zupełnie jakby nie miał do czynienia z człowiekiem. Musiało być mu zimno. Aura nie sprzyjała spacerom, a chłopak… Nie był najcieplej ubrany, tym bardziej, że przy poprzedniej próbie wyjścia trochę zmókł.
— Obiecuję, że w żaden sposób nie wykorzystam ani jednego słowa, jakie usłyszę od ciebie. Nie musisz mi o sobie opowiadać, ale… — Mężczyzna zawahał się i spojrzał z góry na Emmanuela. Chłopak chyba drżał? I zaczynało kropić? Cholera jasna, mieli jeszcze ładny kawałek do przejścia. Nawet kiedy łowca nie znał miasta, w którym się znalazł, po prostu znał jego rozkład. To się działo samo i nigdy się w to nie wgłębiał. Znał cel, wiedział, gdzie chce iść i tam prowadził swego towarzysza. A raczej nieco go za sobą ciągnął. Miał nogi długości dwóch trzecich wzrostu Emmanuela. — P prostu mnie intrygujesz. Jestem ciekaw jak wyglądały twoje dni zanim się spotkaliśmy.
Dziwne ukłucie, ból przeszywający czaszkę.
— Przepraszam, tak się dziś nie mówi, prawda? — jasne oczy wchłaniały jego duszę. Adrien zatrzymał się i zdjąwszy płaszcz z własnych ramion, zarzucił go na Emmanuela. Ten prawie cały w nim utonął, ale z pewnością było mu cieplej.

Miejscem, do którego zmierzali była wyludniona (jak wszystko inne w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu) knajpka znajdująca się dość głęboko pod ziemią. Grała dziwna, transowa muzyka, kolorowe reflektory ślizgały się po stolikach, mimo że nie było żadnego oświetlenia. Nieliczni goście kumulowali się w zamkniętych grupkach. Ktoś na nich zerknął, ale reszta w ogóle nie zwróciła na nich uwagi.
Znaleźli miejsce, Adrien zajął się wszystkim. Jedzeniem i napojami wyskokowymi. Tak chyba robili ludzie w podobnych miejscach? Często plątał się po różnych klubach, ale nigdy nie dbał o takie szczegóły. Szedł, wybierał sobie partnera i z nim spędzał cały wieczór i jeśli dobrze poszło – to nawet noc.
— W porządku? Jedz. — zaskakująco szybko dostali jedzenie. I alkohol, dużo alkoholu, ale Rafael nie kwapił się, by jeść czy pić.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#30PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyPon Lip 17, 2017 9:33 am

-  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


Nawet na krótki moment nie opuściła go niepewność. Było to uczucie, które towarzyszyło mu bez przerwy odkąd narodził się na nowo. Nie był pewien żadnego z kroków, które podejmował. Jak powinien postąpić, kogo powinien słuchać, w co powinien wierzyć? Nie miał pojęcia, jakimi zasadami kieruje się świat, którego progi przekroczył. Nie mógł być nawet pewien, czy umowa, którą zawarł z demonem, faktycznie obowiązuje w sposób, który został mu przedstawiony. Douma był diabłem, dlaczego więc nie miałby skłamać także w tej kwestii? Emmanuel nie wiedział co robić, był kompletnie zagubiony, a spotkanie łowcy i jego obecność tylko dodawała kolejnych pytań. Czuł się w obecności mężczyzny... dziwnie. Dziwnie w tak osobliwy, niewytłumaczalny, ciężki do opisania sposób, że był gotów zaryzykować stwierdzeniem, iż nie jest to sprawka demona. To, że był potencjalną ofiarą Adriena, powodowało wewnętrzny dyskomfort, lecz poza tym Emmanuela ogarniało coś... Jakieś dziwne uczucie, którego nadal nie potrafił nazwać. Zupełnie jakby tęsknota, wrażenie, że o czymś zapomniał. O czymś ważnym. Choć łowca był mu zupełnie obcy i zdecydowanie nie powinien mu ufać, czuł się przy nim niewiarygodnie wręcz bezpiecznie. Jakby nie istniał choć ułamek szansy, że ten wyrządzi chłopcu krzywdę. Ale przecież siedemnastolatek wiedział, że rzeczywistość była zupełnie inna. Prawdopodobnie domniemany Adrien był dla niego teraz większym zagrożeniem niż sam Douma. A jednak nie potrafił odejść, powiedzieć, że nigdzie nie idzie i zostać w pokoju, czy może nawet uciekać jak najdalej od tego tajemniczego, niebezpiecznego osobnika. Bez zawahania dał się wypchnąć za drzwi i z zaskakującą potulnością, drżąc lekko przez zimno płynące od przemoczonych ubrań, czekał na mężczyznę.
Idąc krok w krok przy dużo wyższym Adrienie, obejmował się ramionami, chłonąc od nich wątpliwe ciepło. Zaskakiwało go to jak wyraźnie czuje zimno, zupełnie tak, jak za życia. Jakby był normalnym, wrażliwym na wszystko i delikatnym człowiekiem. Nie spodziewał się, że może być to tak miłe uczucie. Poczuć się przez moment, jakby nic z tego koszmaru się nie wydarzyło, jakby wciąż był tylko sobą. Ale głos łowcy szybko wyrwał go z otępiającego, miłego zamyślenia, powodując, że szkarłatne spojrzenie nieco płochliwie uniosło się na surową, lecz jakże przyciągająco piękną twarz białowłosego. Przyśpieszył bez zająknięcia, choć w myślach przeklął soczyście, nieprzyzwyczajony do tego, by mu rozkazywano. Emmanuel był rozpieszczonym dzieckiem. Kto jednakże mógłby go o to posądzić, patrząc w tak niewinne, głębokie i czyste spojrzenie oczu o kolorze oszlifowanego rubinu? Pod tak solidną zasłonę nie był w stanie zajrzeć nawet łowca.
Gdy tylko ich dłonie się zetknęły poczuł silny prąd przepływający przez całe jego ciało. Nagle, w ciągu chwili zrobiło mu się wręcz gorąco, a szkarłatne spojrzenie przeniosło się na splecione ze sobą dłonie. Uśmiechnął się delikatnie dostrzegając jak jego własne długie palce zniknęły pod przykryciem chłodnej dłoni łowcy. Zaraz jednak przesunął spojrzeniem po zgrabnej sylwetce, by zatrzymać je na układających się co i rusz do mówienia warg. Ostatecznie spuścił wzrok, wbijając spojrzenie we własne stopy, jakby z goryczą i powątpiewaniem szukając tam słów, które mogłyby oddać jego myśli. Jednak swoich prawdziwych myśli nie zamierzał oddawać nikomu. Milcząc, z delikatnym uśmiechem majaczącym pod nosem przyjął od mężczyzny płaszcz, chwytając jego poły niemal z namaszczeniem. Przymknął oczy, wtulając się w ciepły materiał tak mocno, jak tylko było to możliwe.
Dziękuję – wyszeptał swym melodyjnym głosem i była to jedyna odpowiedź, jaką usłyszał łowca.

Rozejrzał się po nieco obskurnym wnętrzu knajpki, od razu po przekroczeniu progu odczuwając nieokreśloną więź z tymże wnętrzem. Zapomniane, podniszczone, bez większej wartości. Zupełnie jak on sam. I nagle ogarnął go przejmujący żal, bowiem zdał sobie sprawę ze swojej beznadziejności bardziej, niż kiedykolwiek dotąd. Z coraz głębszym przygnębieniem, którego jednak nie okazywał otwarcie, zasiadł przy stole wybranym przez Adriena. Z powątpiewaniem zerknął na cały ten alkohol, który postawił na stole mężczyzna. Zdecydowanie mocniej zainteresowało go jedzenie, bo choć wiedział, że nie musi jeść, był głodny niczym wilk. Słysząc zachętę, już bez zwlekania sięgnął po wątpliwej świeżości, panierowany kawałek kurczaka. I ten nieświeży kurczak zdawał się czymś tak niesamowicie przyziemnym, że aż przyprawiał o wzruszenie. Krótkie i nic nieznaczące.
Szybko skupił się z powrotem na swym towarzyszu, odrzucając z myśli martwe zwierzę, które powoli zapełniało jego zaciśnięty żołądek. Patrzył na niego tym swoim maślanym, naiwnym spojrzeniem, uśmiechając się lekko z cieniem niepewności wypisanym na dziecięcej jeszcze twarzy.
Moje życie w najmniejszym stopniu nie jest ciekawe. – Dopiero teraz odniósł się do słów, którymi obdarzył go wcześniej łowca. – Chciałbym posłuchać twojej historii. Egzorcysta na pewno ma więcej do powiedzenia na temat swojego życia niż bezdomny osiemnastolatek. – Uśmiechnął się sympatycznie, przekrzywiając główkę niczym zaalarmowany smakołykiem szczeniak.
Nie daje mi to spokoju... – mruknął po chwili milczenia, uciekając na chwilę wzrokiem od zimnych tęczówek mężczyzny. Zaraz jednak znów się z nimi zmierzył, miętosząc niespokojnie materiał płaszcza, którego wciąż nie zdjął z ramion. Jego lekki uśmiech płynnie zszedł z pełnych warg.
Czy można było go uratować? Patricka... Czy... Zdarzyło ci się kiedyś wypędzić tylko demona i... Zostawić opętanego przy życiu? – Poprawił się w miejscu, jakby stres przeszkadzał mu w swobodnym siedzeniu. – Patrick zachowywał się tak... Normalnie – dodał cicho z wyczuwalną dozą głębokiego żalu w głosie. Jakby tęsknił za tym roześmianym chłopakiem, choć nie zdążył go nawet poznać. Jakby powinien tu być. Bo to co się stało jeszcze kilka godzin temu, wciąż wydawało się tak nierealne.
Emmanuel nie czuł się aż tak okropnie jak to pokazywał. Nie ogarnął go przejmujący żal przez śmierć Patricka, choć z pewnością nie było to coś podnoszącego na duchu. Szczególnie, że wciąż miał na uwadze, iż może być następny. Chciał nieco wybadać teren. Podejście łowcy do swojego zajęcia, do zabijania. Czy to możliwe, że kiedyś z tego zrezygnował? Emmanuel nie miał na to nadziei. Czuć było od łowcy coś, co kazało wierzyć, że nie ma skrupułów, a pozbywanie się złych sił przychodzi mu machinalnie. Czy jego pozbyłby się z taką samą łatwością, bez cienia pojedynczego uczucia zwątpienia i żalu przenikającego serce? Tak bardzo pragnął nie mieć okazji, by się o tym przekonać.
Powrót do góry Go down
Suicide

Suicide

Liczba postów : 137
Join date : 12/09/2015
Age : 102
Skąd : Fak ju.

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#31PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyNie Mar 21, 2021 9:52 pm

     Emmanuel był jakiś nieobecny, Rafael nie znał go na tyle, by móc jednoznacznie wydać ów osąd, ale nie pozostawiało wątpliwości, że jego nastrój się zmienił. Teoretycznie – byłby zdumiony, gdyby zajście z uliczki i z Patrickiem nie odcisnęło na chłopaku żadnego piętna, tyle że to nie chodziło o to. Wyczuł tę zmianę… Później? Chwilę wcześniej? W każdym razie coś mu nie do końca grało, a nie był w stanie zrozumieć co dokładnie. Wyczuwał w nim coś dziwnego. Groźnego, a jednocześnie bezpiecznego. Nie potrafił tego ocenić. Demon?
     Jaki demon byłby w stanie aż do tego stopnia wniknąć w czyjeś człowieczeństwo, na tyle, by nie zostać zdemaskowanym? Rafael znał tylko jednego takiego, nie pamiętał jego imienia, za to sromotną porażkę i bolesną naukę na przyszłość już tak.
  — Nie potrzebujemy niczego więcej, dziękuję. — Spojrzał z dołu na kręcącą się wokół nich kelnerkę. Ta spoglądała na nich niemal bez przerwy, wcale się z tym nie kryjąc, mimo że obsługa stolików nie leżała w zakresie jej obowiązków. Raphael nie wyglądał jednak jak klient, którego się ignorowało, i dziewczyna, zapewne sądząc, że znalazła swego księcia z bajki, i że dziś wróci do domu na białym koniu obejmując swego rycerza i porzucając pracę w podrzędnej knajpie. Wymieniając wyuzdane okrzyki i poklepywanie w tyłek na życie, jakiego zawsze życzyła jej jej zmarła przed paroma miesiącami matka, pozostawiając jej w spadku zapchloną norę nazywaną domem, w którym czekał na nią narzeczony traktujący ją jak worek treningowy, wydzierający z niej każdy zarobiony grosz i dziesiątki szemranych wierzycieli, którzy nie zwykli byli rezygnować ze swoich należności. Dziewczyna była gotowa na wszystko, więc widząc mężczyznę o śnieżnobiałych włosach i butach z włoskiej skóry, nie mogła przegapić takiej okazji. Adrien zobaczył to wszystko w ułamku sekundy, chociaż nawet się nie starał. Niektórzy swoją rozpacz wręcz wciskali innym z nadzieją, ze za którymś razem pozostaną zauważeni.
To się nigdy nie działo. Takich jak Raphael było setki. Nie dostrzegali takich istnień. Nie wolno im było reagować. Nawet jeśli na takich czekali Oni z paktami i obietnicami lepszego życia. Zabierając ludziom coś, co i tak nie miało dla nich znaczenia. Którzy pozornie nie mieli nic do stracenia.

     Penetrowanie umysłów opętanych to było wyzwanie, wnikanie do głów zwyczajnych śmiertelników nie stanowiło żadnego problemu. Zwykle nie robił tego – właśnie z tego powodu. Nie jego zadaniem było decydowanie o czyimś życiu lub śmierci. Miał unicestwiać demony, a nie ingerować w ludzkie istnienia. Nie był sędzią i nie był tym, kto miał wyciągać rękę ku tym, nad głowami których odliczały się ostatnie minuty ich życia.
     Odwrócił wzrok od kelnerki i niemal czuł jej rozczarowanie, smutek oplatający ja niczym macki. Uśmiechnęła się, skinęła głową i odeszła do swoich obowiązków pozostawiając Raphaela z jego nowym, uroczym znajomym.
     Nigdy nie pociągali go tak młodzi chłopcy. Zwykle wybierał bardziej doświadczonych partnerów, ale Emmanuel nie istniał w tej kategorii. Wyzwalał w łowcy coś, czego ten sam się obawiał. Pragnął go. Miał ochotę złapać go za te miękkie, długie włosy, wpleść w nie palce, przyciągnąć tym jego twarz do swojej i wycisnąć na tych słodkich ustach długi, głęboki pocałunek. Emmanuel wyglądał jak ktoś, komu nieobce były tego typu rozkosze ciała.
  — Dlaczego uważasz, że życie egzorcysty jest ciekawe? — Łowca zamrugał wpatrując się w swego towarzysza. — Zaręczam ci, że tak nie jest. Tego typu sytuacje zdarzają się rzadziej niż myślisz. Reszta naszego żywota to ciągła pokuta, polowanie i wyrzeczenia — Raphael skrzywił się wypijając piwo prawie duszkiem. W ciągu minuty kolejne znalazło się przed nim, ale nie zareagował na wycie w głowie kelnerki.
  — Nie wolno ufać demonom. Im są silniejsze, tym naturalniej, a zarazem pewniej się zachowują. Mają więcej kontroli nad człowiekiem. Dominują jego umysł, żywią się jego duszą do momentu, w którym nic z niej nie zostaje. Takie pakty nigdy nie kończą się dobrze. Dla demonów nie istnieje pojęcie czasu – nieważne czy czekają tydzień czy trzysta lat. Za każdym razem warto dla nich zawrzeć pakt. I wtedy pojawiam się ja. Mogę odesłać ich tam, skąd przyszli i uratować strzępki duszy człowieka. Dać mu szansę na odrodzenie. Reinkarnację jak mówią niektórzy. To nie norma, tylko szansa. Patrick nie istniał już jako Patrick, Gdybym nie poszedł z wami — Łowca zawiesił glos omiatając wnętrze spojrzeniem, które skierował za chwilę na wpatrzonego w niego Emmanuela — Rozszarpałby cię na kawałki, poderżnął gardło, porżnął tę uroczą twarzyczkę i zrobił krwawą miazgę z twojego ciała i miałbyś wiele szczęścia, gdyby pozwolił ci zdechnąć przed tym, jak zacząłby cię rozczłonkowywać. Demony są okrutne.
     Adrien zmarszczył brwi i podniósł się z miejsca węsząc coś w powietrzu.
  — Do diabła! Poczekaj.
     Zanim Emmanuel zdołał zareagować, Raphaela już nie było. Pokonywał po trzy schody naraz wbiegając na górę szarej kamienicy, w których znajdowała się podziemna knajpa. Na dach, tam, gdzie wciąż unosił się intensywny zapach śmierci i kolejnego ścierwa.
  — Eve.
Złapał ją i potrząsnął gwałtownie. Zostały jej sekundy życia.
Nie wolno mu było tego robić. Nie miał prawa sprzeciwiać się boskim wyrokom. Czy to w kwestii życia czy śmierci.
Uśmiechnął się do dziewczyny wręczając jej w dłoń czek na ogromną sumę pieniędzy.
  — Weźmiesz to, wynajmiesz samochód i wyjedziesz z tego stanu. Nigdy tu nie wrócisz. Nigdy nie wrócisz do Carlosa i swojego domu. Zaczniesz nowe życie i nie każ mi żałować tej decyzji, proszę. — Dziewczyna skinęła głową w wyraźnym szoku, nieświadoma, że powiew wiatru, jaki poczuła na swojej skórze, to była chybiająca celu Kosa Śmierci.

     Wracał na dół pogodzony z przeznaczeniem. Z pokutą, gdy rana na brzuchu zaczęła pulsować. Gdy stare blizny zaczęły palić. Ale na widok Emmanuela przestało to mieć znaczenie. Podszedł do jego stolika i pochylił się nad chłopcem obejmując dłonią jego twarz i unosząc ją do góry.
  — Mógłbyś być celem. Masz w oczach śmierć, jak ta dziewczyna. Nie chcę wydzierać twojego ścierwa z zębisk tych szatanich pomiotów — wychrypiał w taki sposób, jakby obiecywał Emmanuelowi najbardziej zboczone i wyrafinowane praktyki seksualne. Usta łowcy znajdowały się dwa milimetry od ust chłopca, zanim puścił go i siadł wyczerpany na poprzednim miejscu.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#32PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyWto Mar 23, 2021 12:09 pm

-  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


Nie zwrócił nawet uwagi na kelnerkę, która się obok nich kręciła, zbyt skupiony na miarowym dźganiu kurczaka i ocenianiu powstających na jego powierzchni dziur. Pogrążony we własnych myślach, we wspomnieniach dzisiejszego dnia i pochłonięty pragnieniem nieprzerwanego wpatrywania się w łowcę, postawił gruby mur odgradzający go od szarego, zwykłego świata. Czuł się tak, jakby już do niego nie należał i być może tak właśnie było. Przecież wszystkie wspomnienia o nim zostały wymazane, nie był już człowiekiem i nie był również duszą. Żywy trup, nic więcej. Martwe ciało w zbyt dużych, starych ciuchach, które mozolnie schły, fragmentami odklejając się od wątłej sylwetki. Utknął w tej formie, z demonem, który pokazał już, że może kierować jego zmysłami, z łowcą, do którego niebezpiecznie go ciągnęło, a który kilka godzin temu brutalnie zamordował ciało takie, jak jego własne. Nie mógł ufać własnym zmysłom, nie będąc pewnym, że to nie zabawy demona, nie mógł również ufać Adrienowi, bo gdyby tylko dowiedział się prawdy, jego tęczówki zajarzyłyby się dziką czerwienią, zapowiadając moment, w którym porcelanowo jasna skóra zmieni się w ulotny pył. Wspomnienie, które rozwieje się wraz z lekkim podmuchem wiatru. Nie miał nikogo, nawet samego siebie. Czy był tylko skorupą dla demona? Chyba miał nadzieję, że Adrien powie coś, co temu zaprzeczy.
Wibrujący głos łowcy sprowadził go do rzeczywistości, powodując, że czerwone tęczówki w końcu uniosły się znad maltretowanego kawałka mięsa. Siłą przyzwyczajenia przybrał na twarz lekki uśmiech, słuchając słów swojego towarzysza. Chcąc zająć czymś dłonie, również sięgnął po piwo i przełknął gorzki płyn z krytym niesmakiem. Słowa Adriena brzmiały jak czyste cierpienie misternie ułożone w słowa – ludzką mowę, niezdolną w pełni przekazać tego, co tliło się w umyśle łowcy. Pokuta, polowanie i wyrzeczenia. To Emmanuel był w tym towarzystwie martwy, lecz czy Adrien rzeczywiście żył bardziej? Brzmiał jak ludzka powłoka wypchana zobowiązaniami do tego stopnia, że nie został choć ciemny zakamarek na ludzkie odruchy i pragnienia.
Gdy łowca zaczął mówić o demonach, Emmanuel skupił się na niezdradzeniu niczego swoimi reakcjami. Starał się, by nagła czujność umysłu nie odbiła się na spięciu mięśni, by palce zaciskające się na szkle nie drgnęły, a piwo nie pozostało podejrzanie długo przy ustach. Starał się kontrolować, choć przychodziło mu to z ogromnym trudem, szczególnie, że serce nie słuchało poleceń i z chwili na chwilę trwożliwie przyspieszało swoje tempo.
Kontrola nad człowiekiem, dominacja umysłu, posilanie się duszą. Ratowanie strzępków. Adrien mówił o tym z taką pewnością, jakby czytał książkę z instrukcją obsługi demonów. Ale przecież Emmanuel myślał, czuł, pragnął. Był tu teraz i rozmawiał z nim, pomimo jarzma śmierci i piętna, które na sobie nosił, wciąż czuł się sobą. Nie był demonem, jedynie nosił go w sobie. Czy naprawdę Adrien wierzył w to, że w Patricku nie było już strzępka ludzkości? Czy demon mógłby zagadać do nich w tej obskurnej kuchni, tylko po to, by dostarczyć sobie walorów towarzyskich? Przecież nie wiedział wtedy, z kim ma do czynienia. Czy rzeczywiście zaprosił ich tylko po to, żeby rozszarpać i zeżreć? Przecież mógłby zrobić to równie dobrze w tamtej przeklętej kuchni. A jednak tego nie zrobił, tylko strzelał białym uśmiechem, który… wydawał się szczery. Emmanuel w to nie wierzył, to nie mógł być tylko demon. Nie wtedy.
Dopiero, gdy Adrien nieoczekiwanie zerwał się z miejsca, Emm uświadomił sobie, że niespokojnie zaciska szczękę, wbijając przed siebie pełne protestu spojrzenie. Jedna z jego dłoni od dawna nie znajdowała się już na szklance, a na wilgotnej bandanie, która oplatała luźno łabędzią szyję.
Uroczy, co? Usłyszał głos demona odbijający się od ścian umysłu, przywołujący ostatnie zdania łowcy. Te, w których tak obrazowo przedstawiał sposoby, na jakie Patrick mógłby go zabić.
Nie odpowiedziawszy, podniósł się z miejsca, chcąc pójść za Adrienem, zobaczyć, co się stało.
Siadaj, ja pójdę. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, jak demon sobie to wyobraża, ale opadł z powrotem na krzesło. Nie musiał czekać długo, jak w jego głowie rozbrzmiał znajomy, szyderczy śmiech. Wraz z jego brzmieniem do głowy Emmanuela zaczęły napływać obrazy. Dach, puste oczy pogodzone ze swoim losem, Adrien wyciągający pomocną dłoń, odciągający dziewczynę ze skraju.
Co to? – szepnął w myślach, czując, jak jego żołądek lekko się wywraca pod wpływem nagłych wizji. Podświadomie wiedział, co to za obrazy, nie rozumiał jednak, jakim cudem je widzi i lekko go to przerażało. Douma naprawdę mógł robić z jego głową, co tylko zechciał.
Słodki łowca, łamiący zasady – w głosie Doumy pobrzmiewała ekstaza, jakby ostrzył zęby i oblizywał kły na widok Adriena w tym położeniu – popraw chustę – zdołał powiedzieć jeszcze tylko tyle, nim na schodach pojawił się Adrien. Emmanuel z konsternacją odwiązał węzeł i ściągnął materiał bliżej szyi, zabezpieczając go mocnym supłem.
Powitał łowcę lekko spłoszonym, pytającym spojrzeniem, które skryło się nieznacznie pod powiekami, gdy na swojej skórze poczuł chłodny dotyk silnej dłoni, od którego wzdłuż kręgosłupa pomknął elektryzujący dreszcz. Zapatrzył się w burzową szarość łowczych tęczówek, nie śmiejąc oderwać od nich spojrzenia, gdy do uszu docierały ponure słowa. Nie chciał patrzeć gdzie indziej, z dziwną, niebezpieczną rozkoszą tonął w tych oczach. Jego oddech zaczął przyspieszać i zatęsknił za tym dotykiem już w momencie, gdy ten został mu zabrany. Posunął spojrzeniem za mężczyzną, powoli unosząc kąciki ust w dobrotliwym, powątpiewającym wyrazie.
Co to znaczy? Że mógłbym jakiegoś do siebie skusić? Czy może… Zabić się? – zgadywał, taksując poważne oblicze intensywnym szkarłatem własnych oczu. – Nie mógłbym, boję się śmierci. Przeraża mnie… – zniżył głos, wypowiadając ostatnie słowa, bo w głowie jak żywe zatańczyło mu wspomnienie ostatnich chwil życia. Zemdliło go na echo bólu i odoru krwi. Niespokojnie poprawił materiał pod szyją. – Jesteś wzburzony – zauważył, przechylając lekko głowę, pozwalając, by długie włosy częściowo przykryły delikatną twarz. Uważniej przejechał spojrzeniem po łowcy.
Coś się stało? – Podniósł się lekko, zsuwając z własnych ramion płaszcz mężczyzny i wtedy zobaczył wyraźnie, jak jego koszula przystroiła się gęstą plamą krwi. – Nadal krwawisz – szepnął z udawanym przestrachem, podchodząc szybko do łowcy i przyklęknął tuż przed jego nogami, a smukłymi palcami bez pytania posunął do koszuli, unosząc ją ponad poziom opatrunku. Z czujnością w błyszczących tęczówkach, uniósł głowę, by odnaleźć spojrzenie Adriena. W tej pozycji, u jego stóp, z dłonią przesuwającą czule po mięśniach łowcy, wyglądał jak zaproszenie. Nie potrafił powstrzymać lekkiego, wyzywającego uśmiechu, kiedy dostrzegł cień pożądania w szarych oczach. W jednej chwili zrobiło mu się przejmująco gorąco. Nie wyobraził sobie tej iskry, z pewnością nie.
Żaden człowiek nie mógłby tak długo krwawić i trzymać się na nogach. – Zmrużył oczy z podejrzliwością, sunąc palcami wyżej, by sięgnąć nimi do opatrunku.
Powrót do góry Go down
Suicide

Suicide

Liczba postów : 137
Join date : 12/09/2015
Age : 102
Skąd : Fak ju.

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#33PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptySro Mar 24, 2021 9:21 pm

     Wcale nie chciał się zapomnieć, zwłaszcza w publicznym miejscu. I nie powinien był ingerować w to, co działo się z dziewczyną. Mógł wpływać na te istoty, walczyć z nimi i unicestwiać. Ale nie miał prawa mieszać w to ludzi. Gdyby kelnerka pokusiła o pójście na pozorną łatwiznę, mógłby posprzątać bałagan. Ale nie wolno było mu robić niczego, by mu zapobiec.
     Przecież o tym wiedział. Żył tyle lat tylko i wyłącznie dlatego, że obsesyjnie przestrzegał nadanych z góry nakazów i zakazów. Zawsze był posłuszny, doskonały w tym co robił. Nie mylił się, bo miał jasno wytyczone zasady. Bo kierował się rozumem, a nie sercem, emocjami czy impulsami. A jednak teraz nie był w stanie się powstrzymać, miał wrażenie, że jeśli pozwoli tej kelnerce na to, co zamierzała zrobić, to coś w nim pęknie. Coś, co gromadziło się pod powierzchnią od lat i tylko czekało, by znaleźć ujście. I nie chciał, by Emmanuel był tego świadkiem, by ktokolwiek to widział. Nie był nawet w stanie określić czy żałował swojej ingerencji. Dla niego wszystko było czarno-białe. Oczywiste. Przynajmniej dotąd. Zbrodnia równa się kara.
     Ile jeszcze miał znosić to wszystko? Najgorsze było to, że przez cały czas widział to przerażenie w oczach Emmanuela, gdy ten widział, co Raphael zrobił z Patrickiem. Dla niego musiał być to przerażający i zupełnie niezrozumiały widok. Patrick był człowiekiem, nawet jeśli przez moment groźnym. A łowca tak zwyczajnie, jak gdyby nic, obrócił jego życie w nicość. Jakby nigdy nie istniał. Nie zostały po nim nawet kości dla rodziny, która mogła go szukać i kiedyś pochować. Jak miał wytłumaczyć temu jasnowłosemu chłopcu, że w chwili zawarcia paktu traciło się własne, dotychczasowe życie? Powinien mu był wymazać pamięć, najlepiej z całego dzisiejszego dnia i ze spotkania z nim. Wciąż mógłby to zrobić. Emmanuel obudziłby się w hotelowym łóżku z przeświadczeniem, że najzwyczajniej w świecie przespał dzień. Spojrzał na niego z wyraźnym wahaniem, jakby rzeczywiście rozważał tę opcję.
Słysząc słowa swego nowego znajomego, Raphael prawie się roześmiał. Co za rozkoszne stworzenie. Takie… naiwne. I proste.
  — Byłbyś dziwny, gdybyś nie bał się śmierci. Ale ona nie jest zła. Zwykle zasypiasz, jeśli masz więcej szczęścia. I bezboleśnie przechodzisz w inne… miejsce. A kiedy podpisujesz pakt… Demon cię zjada. Twoją duszę. Kawałek po kawałku. Wyobraź sobie, że nagle przestajesz istnieć. Nie zasypiasz – znikasz. Nie ma cię i nigdy, przenigdy nie będzie. Znikasz z życia tych, których znałeś przed paktem, a nawet gdyby o tobie pamiętali, to zostałbyś tylko ich wyobrażeniem. Istniejącym tak długo jak ich pamięć. — Raphael chyba nigdy w życiu nie wypowiedział do nikogo tak gorzkich i brutalnych słów i to na dodatek tak wyzutym z emocji głosem.
Ale słyszał już tyle krzyków, tyle wrzasków i błagań go prześladowało, że nie potrafił do tego podejść inaczej. Prześladowały go nocą i dniem. Na jawie i w snach.
  — Przepraszam, nie chciałem cię nastraszyć. Ale jeśli to pomoże uchronić choć jedną duszę, to niczego nie żałuję — dodał już nieco łagodniej, odgarniając włosy Emmanuela z czoła. Spoglądając na niego z dołu, usadowionego niemalże między jego nogami.
     To było…
     Raphael nie był ascetą. Nigdy nie wzbraniał się przed dotykiem kobiet ani mężczyzn. Z niektórymi widywał się przez dłuższy czas, z niektórymi łączyła go chwilowa nić pożądania i jedna noc. Potrafił dać się ponieść chwili i być namiętnym kochankiem, ale zawsze panował w pełni nad sobą.
Do tego dnia. Do tego pieprzonego, szarego, deszczowego dnia, czy raczej wieczoru, w obskurnej knajpce, miał ochotę złapać tego chłopca za szyję, pociągnąć w górę, wpić się w jego wargi i nabić go na siebie. Był taki piękny z tej perspektywy, że Raphael na moment wstrzymał oddech.
     Złapał Emmanuela za nadgarstek i warknął ostrzegawczo niemalże go odpychając. Nie chciał, by dzieciak go dotykał, by zbliżał się zanadto i zachowywał jakby ufał łowcy. Nie byli na tym etapie znajomości i Raphael nie wierzył, że kiedykolwiek będą. Właściwie praktycznie podjął już decyzję o wyczyszczeniu mu pamięci. Nie chciał w to brnąć.
  — Emmanuel. Uważaj, byś kiedyś nie wsadził rąk tam, gdzie nie potrzeba. Nie głaszcze się drapieżnika nawet wtedy, gdy ten śpi. Nie dotykaj mnie, jeśli ci na to nie pozwolę, bo połamię ci ręce — Powiedział powoli, wyraźnie artykułując słowa. Pociągnął chłopca na jego poprzednie miejsce i gestem wskazał na niedokończone jedzenie. — Słaby z ciebie medyk w takim razie, skoro nadal krwawię. Po prostu wstałem zbyt gwałtownie i rana się otworzyła, nie musisz się tym przejmować. Jak wrócimy poszukam bardziej profesjonalnej pomocy, bo w istocie nie uśmiecha mi się padnięcie na twoich oczach. Jeszcze mnie zakopiesz zanim sprawdzisz czy na pewno nie oddycham.
     Trudno było wyczuć jego manierę. W jednej chwili groził śmiertelnie poważnym tonem, w kolejnej usiłował złośliwie żartować z wciąż kamienną miną. W rzeczywistości ulegał naleciałościom wielu stuleci, a w zestawieniu z jego ponurym charakterem efekt wychodził nieco przerażający.
     Ale Emmanuel, mimo wszystko, wcale się go nie bał. Przerażało go to, co zrobił z Patrickiem, ale nie on sam. Każdy inny już dawno uciekłby na drugi koniec świata. A ten nie zamierzał.
     Coś z nim było nie tak.
To był pierwszy raz, gdy ta myśl w niego uderzyła. Nie potrafił tego sprecyzować ani wyłapać, nie chodziło o demona, bo nie wyczuwał go. A może jednak? Nie… Z pewnością nie. Musiałby mieć do czynienia z istota silniejszą od siebie, z kimś równie doświadczonym i wiekowym. Ktoś taki nie istniał, a nawet jeśli, z pewnością interesowały go mniej kruche cele.
     W takim razie co?
  — Jak zjesz, odprowadzę cię do hotelu. Mogę ci pożyczyć trochę pieniędzy na ubrania i na jedzenie, ale o resztę będziesz musiał zatroszczyć się sam, skarbie — Raphael pochylił się nad Emmanuelem niespodziewanie i zbliżył usta do jego czoła. Przypominało to pocałunek, w rzeczywistości zamierzał odebrać mu pamięć dzisiejszego dnia i przerażających wydarzeń.
Powrót do góry Go down
Ivan
Admin
Ivan

Liczba postów : 679
Join date : 02/07/2015
Age : 28

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#34PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyCzw Mar 25, 2021 3:39 pm

-  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


Uniósł oczy na twarz łowcy, gdy ten wyzutym z emocji głosem zaczął mówić o śmierci. Starał się zachować podobny wyraz na własnej twarzy – niewzruszony, kamienny, niezdradzający jakichkolwiek emocji. Nawet jeśli te zawrzały pod warstwą cienkiej skóry, mrożąc z wolna płynącą w żyłach krew. Mógł zasnąć i przejść w inne miejsce. Lecz to nie była jego historia, ta część umierania nigdy nie miała go dotyczyć. Wybrał tę drogę, o której łowca mówił więcej, obrazowo i tak, że Emmanuel musiał w myślach upominać się, by mu nie wierzyć. To nie może tak być. Douma nie zjadał jego duszy, choć ta była mu już oddana. Ale nie mógł przecież tak po prostu jej sobie zabrać. Nie mógł…
Gdy łowca kazał mu wyobrazić sobie, że przestaje istnieć, jakaś mroźna bryła stanęła w gardle Emmanuela, bo wyobraził to sobie z zaskakującą łatwością. Choć nie powinien potrafić zwizualizować sobie pustki, zawieszenia w wymiarze, w którym nie ma nic, przez chwilę przed oczami ujrzał ten obraz z zaskakującą łatwością. Jego myśli się rozpierzchły i widział tylko to – nic. Własna jaźń zawieszona w nicości, niezdolność do ruchu, mówienia, nadziei. Tylko rozpacz i tęsknota, niefizyczny ból, niczym ciągłe pragnienie, którego nie można ugasić. To wyobrażenie przez ułamek sekundy było żywe jak wspomnienie i zlało Emmanuela falą przerażenia. Mięśnie jego nóg spięły się, gotowe uciekać, choć chwila ta była tak krótka, że nie zdążyły podjąć żadnych działań.
Wrócił do siebie, mrugając oczami w komentarzu na ponure słowa Adriena. Gdyby tylko łowca pojawił się w jego życiu wczoraj, gdyby mu to powiedział, obiecał, że spokojnie zaśnie… nie byłoby go tu. I nie musiałby się martwić, że słowa mężczyzny mogą być prawdą. Co, jeśli Douma rzeczywiście już teraz żywi się jego duszą, jeśli przejmuje powoli panowanie nad umysłem i ciałem? Może któregoś dnia obudzi się zawieszony w pustce. Z pewnością nie był mu już przeznaczony spokojny sen. Teraz zapragnął się wydostać, cofnąć w czasie, zerwać kontrakt. Stał się więźniem tego martwego ciała. Bał się.
Dotyk na czole przywrócił go do rzeczywistości, pobudził zamarłe w strachu serce do wznowienia swojego bicia. Nie mógł o tym myśleć. Teraz już za późno. Odgradzając się od złowróżbnych myśli, skupił się na przesuwaniu dłoni w kierunku opatrunku, by pod niego zajrzeć, ale i to nie było mu dane. Z zaskoczeniem znów spojrzał na łowcę, gdy delikatny nadgarstek ugrzązł w silnym uścisku, akompaniowany przez nieprzyjemny warkot.
Zmarszczył lekko brwi, kiedy łowca zupełnie zmienił swoje nastawienie. Z kogoś, kto chce chronić, znów zaczął grozić, tym razem nie otaczając słów w cienką, subtelną woalkę. Delikatne gesty i słowa niosące ze sobą poczucie bezpieczeństwa, przekształciły się w jadowitość i złowrogość, na co umysł Emmanuela zatrząsnął się w proteście. Nienawidził, gdy traktowano go jak dziecko, bawiono się z nim i okazywano swoją wyższość. Zwłaszcza, gdy ta była nieuzasadniona. Miał w sobie demona. Nie był tylko słabym siedemnastolatkiem. Strach niepostrzeżenie, poddańczo coraz mocniej uginał się pod naporem złości i ambicji.
Dał się posadzić, lecz z twarzy zniknął delikatny uśmiech, nadający blademu obliczu wyjątkowej łagodności. Przeszywał oblicze łowcy błyskającymi szkarłatem oczyma w wyrazie, w którym próżno szukać słabości czy uległości. Bał się wielu rzeczy, ale nie tego, że Adrien go skrzywdzi. Nie teraz, nie, gdy sądził, że patrzył na człowieka.
Choć Douma milczał, Emmanuel sam czuł do czego to wszystko zmierza, skąd bierze się osobliwe zachowanie łowcy, zbliżający się czuły pocałunek po odrzucających słowach.
Chłodne usta znalazły się milimetry od czoła, gdy to cofnęło się przed nimi, a długie palce przykryły łowcze wargi i odsunęły je na bezpieczną odległość.
Obejdzie się, „skarbie” – odparł zjadliwie, unosząc kącik ust w znaczącym uśmiechu. Gdy patrzył w oczy Adriena, przeszywało go uczucie, którego nie był w stanie opisać. Nie miało to najmniejszego poparcia logiki, a jednak, teraz gdy przykrywał jego usta i przeszywał spojrzeniem blade oczy, czuł jakiś rodzaj władzy nad łowcą. Jakby miał prawo do tych gestów, jakby mógłby mu powiedzieć słowo, a ten był gotów bez wahania spełnić każde polecenie. Jakby łączyła ich jakaś więź, która czyniła Emmanuela nietykalnym. Nie powinien się odsłaniać, nie powinien być bezczelny i nie powinien wierzyć, że łowca nie zrobi mu krzywdy. A jednak jak w hipnozie, pogłębiając uśmiech, przesunął długi palcami na podbródek mężczyzny i przyciągnął do siebie, samemu nachylając się nad jego twarzą. Kaskada białych włosów otoczyła ich oblicza, odgradzając przed resztą świata.
Nie powinieneś właśnie łamać mi rąk? – wymruczał, zginając i prostując palce, jakby uspokajał niesfornego kota, oferując mu ulubioną pieszczotę. Jednak z chwili na chwilę coraz mocniej uświadamiał sobie, co robi. Ujawniał swój prawdziwy charakter, opuszczał tarczę i prowokował. Ryzykował.
Przytomnie nadał swojemu uśmiechowi więcej delikatności i przepraszającej nuty, powoli odrywając palce od przyjemnej w dotyku skóry.
Powiedziałeś dziś, że nie zrobisz mi krzywdy – przypomniał miękko, a jego ton na powrót nabrał niewinności i naiwności, której doszukiwał się w nim łowca. – Polujesz na demony, nie na ludzi. Powiedz… – zawiesił na moment głos, wpatrując się z dozą współczucia w przystojną twarz – nie jesteś samotny? Odstraszasz mnie, bo za bardzo przywykłeś do bycia samemu? Dramatyczne, ale całkiem urocze – zaśmiał się cicho, bez żadnej złośliwości, ostatnimi słowami próbując obrócić wszystko w żart, tak, jak mógłby zrobić każdy inny na jego miejscu. Musiał grać. I przemyśleć, co robił. W końcu… sam powinien jak najprędzej odciąć się od towarzystwa łowcy, a jednak świadomie go kusił i badał granice, zupełnie nie słuchając rozsądku. I Doumy.
Powrót do góry Go down
Suicide

Suicide

Liczba postów : 137
Join date : 12/09/2015
Age : 102
Skąd : Fak ju.

Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#35PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 EmptyPią Mar 26, 2021 12:28 am

Ile już zasad złamał dla tego chłopca? Przez niego? Ile pokuty zapisywało się na jego karcie? Raphael wiedział, że kiedyś za to zapłaci. W najgorszym możliwym momencie, w najgorszy z możliwych sposobów. Był takim doświadczonym i wiekowym łowcą, a przez ostatnie kilka godzin zachowywał się jakby cofnął się w rozwoju. Pragnął Emmanuela i pragnienie to budziło jego przerażenie. Przekraczało poziom fizyczności.
Nawet Raphael nie potrafił tego pojąć. Miał nieodparte wrażenie, że już kiedyś się spotkali, choć był pewien, że nigdy wcześniej go nie spotkał. Ale nie mógł się wyzbyć tego wrażenia. Emmanuel był dziwnie znajomy, nawet jeśli niczego o nim nie wiedział, to z każdą minutą zdawało mu się, że rozpoznawał każdy jego gest.
Prawdą było, że miał do niego słabość, a bezczelny gnojek zdążył się o tym przekonać i wykorzystywał ów fakt bez żadnych ograniczeń. Gdyby tylko chodziło o kogoś innego, usunąłby mu pamięć bez mrugnięcie okiem. A w tym momencie dal się tak po prostu powstrzymać, niemal bezwolnie pozwalając Emmanuelowi na wszystko. Jego miękkie dłonie na ustach sprawiały, że miał ochotę pochwycić je i całować. Od palców, przez wewnętrzne strony i nadgarstki. Wzdłuż przedramion. Aż do obojczyków i szyi.
Nie był przecież bryłą lodu.
Pozwalał mu na tę formę obrony, próbę odepchnięcia go. Prawie się przy tym uśmiechnął. Gdyby zechciał… Mógłby go w ułamku sekundy pozbawić przytomności, pamięci i zmysłów. Mógł działać równie skutecznie co demony, gdyby tylko zechciał.
— Mówił ci ktoś, że jesteś strasznie pyskaty? — Raphael zmarszczył brwi w odpowiedzi na pytanie chłopca. — Nie jestem potworem, ty nim nie jesteś, bym miał powód do łamania ci rąk. Postępuję słusznie, nie wedle kaprysów. — dodał wyjaśniająco. Nie chciał, by Emmanuel postrzegał go jako kogoś takiego. Jako kogoś, kto mógłby go skrzywdzić bez żadnego powodu.
Prawie go to bawiło.
Prawie.
Przełknął ślinę uświadamiając sobie jak nieprzyzwoite i nie na miejscu było to, że niemal muskał usta chłopca swoimi. Że niewiele brakowało, a dałby się złapać w słodką pułapkę. Zamiast tego zrobił znudzoną minę sugerującą, że zaczynał tracić zainteresowanie zarówno rozmowa jak i swoim rozmówcą.
— Punkt dla ciebie. Jestem obrońcą, a nie katem. — stwierdził prostując się. Rana zaczynała mu się dawać we znaki. Robił się słabszy i szybciej się męczył. Owszem, bywał w znacznie gorszych sytuacjach, ale ta wcale nie była zbyt komfortowa. Nie zamierzał jednak pozwalać Emmanuelowi dotykać jej. Odsunął się od niego.
— Dlaczego uważasz, że jestem samotny? — spytał sięgając po piwo i poróżniając je praktycznie za jednym zamachem. Znajoma już kelnerka zniknęła, więc machnął na inną, by uzupełniła szkło. I talerz Emmanuela. — Nie rozumiem, dlaczego założyłeś, że jestem samotny. Może moją pokutą jest właśnie moja żona. I nie odstraszam cię, mówię tylko jak wszystko wygląda. Z nadzieją, że nie wpadniesz na żaden głupi pomysł nigdy. Kto wie. Może nawet nie miałbyś szansy. Ale skoro już wiesz jak to wygląda…
Kelnerka wróciła z napojami i jedzeniem.
— W każdym razie. — Mierziło go to współczucie, z jakim wpatrywał się w niego Emmanuel. Jakim prawem? Dlaczego spoglądał na niego w ten sposób? Nie potrafił go przejrzeć, czuł, że coś jest nie tak, ale nie wyczuwał demonicznej aury. — W każdym razie… — Powtórzył już ciszej próbując przypomnieć sobie wątek. Miał wrażenie, że jego ciało trawiła gorączka. Ta rana? Nie pamiętał w jaki sposób Patrick ją zadał, ani czym. Nie istniała możliwość, by miało to śmiertelne skutki, ale nie czuł się zbyt pewnie, gdy był tak osłabiony i pozbawiony czujności. Nie tylko sobie mógł w ten sposób zaszkodzić, stając się znacznie łatwiejszym celem dla tych, których ścigał.

Szukał. Mijały dni, tygodnie, lata. Dekady. Wciąż szukał. Im bardziej się starał, tym bardziej zapominał czego. Kogo. Coś spalało jego trzewia, wrzynało się w mózg. Nie pozwalało zapomnieć, a jednocześnie rozmywało pod wpływem jego woli. Ból był nieznośny, jedyny w swoim rodzaju. Najgorszy, bo nie fizyczny. Nie było ukojenia, nie było ucieczki. Pustka wyżerała jego duszę, dławił się żalem, choć nie pamiętał za czym. Za kim. Próbował z tym walczyć, jednak na próżno. Szukał cieni przepływających przez palce. Światła w ciemności wieków.
Każdego ranka miał ochotę krzyczeć.
Nie chciał żyć bez niego.
Palce błądzące po jasnej skórze, na pamięć.


Wrażenie było nagłe. Trwało ułamek sekundy. Nie potrafił się nawet na nim skupić.

Ochronię cię.

... Co?
Spojrzał na Emmanuela nieco nieprzytomnym wzrokiem, próbując jakoś odnieść wizję do jego osoby, ale bez rezultatu. Znów był w dusznej, zadymionej, pachnącej stęchlizną knajpie.
— Powinniśmy stąd pójść — stwierdził nagle przeczuwając kilka obecności. Zapach krwi łowcy zwabiał drapieżniki. A Raphael nie chciał narażać Emmanuela. Nie chciał, by ten znów zobaczył, coś, czego nie powinien i co mogłoby wzbudzić w nim podejrzenia, że nie miał do czynienia z człowiekiem. Nawet jeśli musiał być okrutny.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Fałszywe Życie - Page 2 Empty
#36PisanieTemat: Re: Fałszywe Życie   Fałszywe Życie - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Fałszywe Życie
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Escriptors :: Opowiadania grupowe :: Dwuosobowe-
Skocz do: